Zygmunt rozwijał swój biznes głównie w Polsce. Jego młodszy brat przyrodni, smok Zdzisław, mieszkał na Borneo, w jaskini należącej do systemu Gungung Mulu, którego niezbadane ciągi podziemnych korytarzy mają długość setek kilometrów. Zdzisław nie miał talentu Zygmunta do rozwijania i dbania o własny interes, ale przez lata zgromadził niemałe zasoby złota i kosztowności. Swoją jaskinię wyposażył we wszelkie wygody, żeby mógł tam mieszkać jako smok albo człowiek. Miał trochę więcej magicznych umiejętności niż brat. Mama, złota smoczyca, w ludzkiej postaci ‘zapomniała się’ z magiem o wybitnych zdolnościach i Zdzisław odziedziczył większość wiedzy ojca. Miał też wielkie powodzenie u kobiet, niezależnie od tego, jaką przybierał postać.
W czasie jednego z pobytów w czerwcu u Zygmunta w Polsce wybrał się w Krakowie na Paradę Smoków. Uśmiechał się patrząc, jak dzieci cieszyły się widokiem rozmaitych sztucznych smoków i myślał z pewną nostalgią, że brat już zdążył córkę Kasię wydać za mąż, a on jeszcze nie znalazł swojej drugiej połowy. Poczuł w pewnym momencie czyjeś spojrzenie na sobie. Rozejrzał się i zauważył, że uśmiecha się do niego młoda dziewczyna. Blondynka o figurze świadczącej, że nieobce jej były sporty wymagające zwinności, wpatrywała się w niego czarnymi, jak węgielki, oczami.
– Czy my się już spotkaliśmy? – zapytał Zdzisław.
– Nie, ale podoba mi się, jak patrzysz na te dzieciaki.
Tak się zaczęła znajomość Zdzisława z Mirą. Spotykali się codziennie, jeździli na wycieczki, zaliczyli kilkanaście tatrzańskich szlaków. Mira zaprzyjaźniła się z Patrycją, żoną Zygmunta. Świetnie się dogadywały i miały swoje kobiece tajemnice. Wkrótce Zdzisław zrozumiał, że nie będzie mógł żyć bez Miry.
Obawiał się, że wystraszy ją i straci, gdy się przyzna, że jest smokiem, ale postanowił zaryzykować. W piękny czerwcowy wieczór przy Morskim Oku zapytał:
– Czy bałabyś się polecieć ze mną na Borneo, gdzie mieszkam na stałe?
– Jak polecieć? Samolotem?
– Nie. Mam magiczną zdolność teleportacji. To trwałoby kilka chwil i byłoby całkiem bezpieczne, bez żadnych przykrych odczuć.
Mira uśmiechnęła się i po chwili, która Zdzisławowi wydała się wiecznością, odpowiedziała:
– Jeżeli zagwarantujesz, że nic się nie stanie naszemu Zbyszkowi, nie będę się sprzeciwiać.
Smok zaniemówił. Wiadomość, która do niego dotarła, ucieszyła go, ale i przeraziła, bo gdyby teraz się przyznał, że jest smokiem i Mira nie chciałaby mieć z nim do czynienia, to chyba by nie przeżył. Postanowił ujawnić swoją naturę na Borneo, gdy zdejmie założone przed wyjazdem do Zygmunta czary, chroniące jego jaskinię przed ludźmi i zwierzętami, również magicznymi.
***
Podróż przebiegła bezpiecznie. Znaleźli się przed wejściem do jaskini i Zdzisław uznał, że jak mawiają ludzie: „Wóz, albo przewóz”. Zmienił się w smoka i zaryczał najłagodniej, jak potrafił:
– Moja kochana Miro, muszę ci powiedzieć, że jestem smokiem. Nie bój się, będę dla ciebie taki, jak dotychczas.
To co się następnie stało, sprawiło, że nie tylko zapomniał języka w paszczy, ale zamiast ognia mógł tylko dym wypuścić. Na miejscu drobnej blondynki pojawiła się złota smoczyca, mówiąca głosem Miry:
– To ty się nie obawiaj. Od Patrycji wiem o tobie wszystko, co trzeba, ale nie będę tego wykorzystywać. Chyba, że…