- Opowiadanie: Czarodniej - Rozdział II. Ecilpseriusze

Rozdział II. Ecilpseriusze

Oceny

Rozdział II. Ecilpseriusze

Sala Rad, gdzie odbywały się odprawy przed każdą podróżą, znajdowała się na parterze palatium. Budynek zajmował centralne miejsce pałacu i piął się wraz z wieżami Peregriny i Pelegriny ponad otaczające pałac mury i baszty. Na wyższych piętrach palatium mieściły się prywatne komnaty Księżnej, sterownia i zajmujące najwyższe piętro obserwatorium.

 Sala Rad dzieliła się na trzy części. Główna część została otoczona niepełnymi półokręgami kolumn, które zaczynały się od wejścia, a kończyły przy wzniesieniu, gdzie znajdował się tron Księżnej. Poza utworzonym w ten sposób kręgiem znajdowały się dwie boczne mniejsze części sali. W prawej części wznosiły się schody prowadzące na wyższe piętra.

 Ponad czarnym tronem Księżnej wznosił się ogromny witraż, który przedstawiał ozdobiony na pierwszym planie cierniami Pałac Utraty bogini Shar, którego jedna z wieży mieniła się purpurą. Dookoła wieży latały czarne ptaki, a sam jej wierzchołek wydawał się dotykać zgromadzonych nad nią czarnych chmur. Pałac nie posiadał okien, jakby stanowił zwarty i ogromny obelisk, którego oblicze odcinało się głęboką czernią pobłyskującą purpurą na tle pełnego szarości krajobrazu.

 Za kolumnadami widniały szerokie okna, poprzez które przeświecało blade światło rozkładające się podłużnymi pasami w półmroku, aby dalej, przechodząc przez szereg kolumn, padać w pojedynczych odstępach na środek sali. Alamandra stała tuż obok tronu na szczycie schodów i cierpliwie czekała, aż Eclipseriusze usiądą przy okrągłym stole, który zajmował centralne miejsce Sali Rad.

 U boku Alamandry stał kambion Demonessa o czarnych sterczących do góry rogach, wiecznie pogardliwym uśmiechu i spojrzeniu z piekła rodem. Prawie niewidoczne skrzydła schowały się posłusznie za plecami. Jej jasne płomienne oczy miały nawyk uciążliwego uwieszania się na jednej z osób przez dłuższy czas. Demonessa śledziła w ten wzbudzający ciarki sposób każdy najdrobniejszy ruch osoby, na której akurat uwiesiła swoje zastygłe spojrzenie. Miała zwyczaj robić tak przy każdym spotkaniu z jej ciemnoszarą personą woniejącą spalenizną Dziewięciu Piekieł. Często, gdy nawyk ten trwał aż nazbyt długo i obserwowana osoba zdradzała, że czuje na sobie jej diabelski wzrok, Demonessa wybudzała się nagle ze swoistego stanu zawieszenia, jakby nie była świadoma, że bezustannie wpatrywała się w konkretną osobę. Wtedy też uśmiechała się pod nosem, robiąc przy tym figlarny gest dziewczynki przyłapanej na gorącym uczynku i zajmowała się swoim diablim ogonem, którego namiętnie ściskała w dłoniach. Zaraz jednak wypuszczała go, spoglądała na kolejną osobę i cały proceder się powtarzał.

 U drugiego boku Księżnej znajdował się cień Rashbu, którego mroczne oblicze zdobiły jedynie dwa świetliste punkty na wysokości oczu. Potargane szaty, które na sobie nosił, zdawały się powiewać tuż nad podłogą tak, jakby zarysowana sylwetka tego postawnego wojownika nie miała kontaktu z powierzchnią. Wydawał się marą senną jawiącą się śpiącemu w prawdziwie mrocznych snach, których złowrogi finał znajduje przedłużenie na jawie. Chłodna aura, która otaczała jego postać, sprawiała czasami, że żywej istocie robiło się raptownie zimno, a wypuszczony ustami oddech ulatywał w postaci lekkiej pary. Rashbu wpatrywał się wciąż w jeden punkt, jakby nie był wcale obecny, jakby był jedynie martwą materią, która od czasu do czasu przypomina o swojej mrocznej obecności mrożącym krew w żyłach błyskiem zza nieprzeniknionej ciemności kłębiącej się pod kapturem.

 Lewą stronę okrągłego stołu zajęli już Wachmistrz Koeraung i najmłodsza z trójki sióstr Dowódca Zwiadu Scorpia Triangul poznaczona na twarzy licznymi bliznami, które dodawały jej pewnemu spojrzeniu dzikości. Miejsca po prawej zajęli jej najstarsza siostra kapłanka Tarantulla oraz pełniąca funkcje podskarbiego Nymphina Noir, która nieprzerwanie wierciła się na swoim krześle pod czujnym wzrokiem Demonessy.

 Wachmistrz Koeraung był zupełnie łysym krinthem o zszarzałej twarzy, wielkich spiczastych uszach i równie morderczym spojrzeniu głęboko osadzonych małych oczek. Jego wielka przysadzista postura i dwa bycze ramiona wystające ponad wysokie oparcie krzesła tylko potęgowały grozę. Płaski nos charakteryzowała głęboka blizna i dwie równie głębokie zmarszczki. Ogromna szczęka i grube usta uzupełniały portret rasowego oprawcy. Nosił proste ubranie składające się ze zbroi ćwiekowanej o dwóch szerokich naramiennikach. Jego oczy pokrywał głęboki cień. Morderczą aurę uzupełniało niespokojne oblicze Dowódcy Zwiadu. Oboje patrzyli na człowieka spod byka, jakby w każdej chwili byli gotowi na zadanie szybkiego i śmiercionośnego ciosu. W przeciwieństwie do swojego towarzysza broni Scorpia Triangul bystro lustrowała otoczenie. Swoje białe drowie włosy upięła w kitkę. Nosiła ciemnozielony strój zwiadowcy z szerokim kapturem ułożonym fałdami na ramionach. Strój posiadał na piersiach przypominający pająka emblemat, który rozchodził się odnóżami we wszystkich kierunkach torsu. Jako jedyna wydawała się znudzona tym, w czym właśnie brała udział.

 Najspokojniej wyglądała Tarantulla ze swoim wiecznie zmanierowanym obliczem i specyficznie półprzymkniętymi powiekami, spod których wyłaniało się więcej delikatnego różu niż czerwieni. Mroczna elfka spoglądała głównie na Alamandrę, jakby w sali była specjalnie dla niej. Zmieniła strój na bardziej wygodny. Kapłańskie emblematy zniknęły zastąpione subtelną kreacją wielkie matrony i potężnej czarodziejki. Siedziała w purpurowych szatach, których mnogie woale opływały jej zgrabną elfią sylwetkę. Rozpuściła włosy, których bujne fale piętrzyły się na głowie, aby następnie spływać kaskadami po ramionach i dalej po plecach.

 Pod zachodnimi kolumnami lewitował tuż nad ziemią illithid Zircoon, którego charakterystyczne ślepia śledziły uważnie otoczenie. Gdyby nie to, wydawałby się zastygłym w pozie pomnikiem. Wystające mu z twarzy macki tylko czasami ocierały się o siebie, aby znów zawisnąć nieruchomo. Jego czteropalczaste łapy zwisały nieruchomo wzdłuż ciała. Łupieżca umysłów cierpliwie czekał.

 Naprzeciwko Alamandry, a tyłem do wejścia, siedział Hector Black, który zarządzał Biblioteką i Laboratorium Eclipserium. Ten zagadkowy pół elf posiadał elegancko obstrzyżoną bródkę, wąsy i gęste bokobrody. Nosił długie gęste włosy do ramion, które zaczesywał do tyłu, zagarniając je za lekko spiczastymi uszami. Wydawało się, że intensywnie nad czymś duma, jakby nie zauważył, że zmienił otoczenie i okoliczności. Black nosił frak oraz charakterystyczne koronkowe falbanki wystające spomiędzy połów. Biały materiał układał mu się falami pod równo przystrzyżoną brodą. Zadzierał wiecznie długi nos, jakby życie dziejące się dookoła niego wcale go nie dotyczyło.

 Do sali schodzili się kolejni Eclipseriusze. Obok roztrzęsionej Nymphiny zajęła miejsce jej siostra bliźniaczka Clémentines o równie bujnych lokach, lecz zdecydowanie bardziej pewnej siebie aparycji. Spokój, którym emanowała, wyraźnie rozróżniał bliźniaczki z twarzy. Wieczne rozdygotanie i niepewność Nymphiny nadały jej wybałuszonym oczom nienaturalnej wielkości, a opanowanie i widoczna ponurość Clémentines sprawiały, że jej oczy chowały się w cieniu. Nymphina wydawała się wciąż czymś zaskoczona, podczas gdy Clémentines raczej znudzona. Nymphina przypominała wystraszoną dziewczynę, Clémentines pewną siebie kobietę. Nosiła się w ciemnej prostej sukni, której odsłonięty dekolt przeplatany był wieloma czarnymi nićmi. Gdy usiadła obok swej siostry, Demonessa ocknęła się ze swego zapatrzenia i zaczęła bawić własnym ogonem.

 W tym samym czasie do sali wszedł hrabia Milo w eleganckim czarnym fraku, białej koszuli i śnieżnobiałej muszce. Jak zawsze obdarowywał wszystkich fałszywym uśmiechem w towarzystwie swoich wampirzych kłów. Nosił krótko przystrzyżone włosy z przedziałkiem na samym środku głowy. Grzywka zawijała mu się w charakterystyczne rulony, jakby nakładał na nie wałki. Na jego bladej twarzy odznaczały się dwa ciemne wory pod oczami. Zajął miejsce niedaleko Tarantulli Triangul.

 Zaraz po nich do sali weszli Eumenix i Cobralis.

– Księżno – powiedziała głośno mroczna elfka, aby zwrócić na siebie uwagę zebranych, a gdy Alamandra spojrzała w ich stronę, skłoniła się nisko z szacunkiem. Eumenix poszedł w jej ślady, lecz zachowała o wiele więcej rezerwy i jedynie skromnie skinął głową. Cobralis szybko zeszła ze schodów i zajęła miejsce przy Tarantulli. Kwatermistrz schodził powoli i kiwał z tą samą chłodną rezerwą zawieszonym na nim spojrzeniom. Łupieżcy umysłów, wachmistrzowi, Nymphinie i wślepiającej się w niego Demonessie, której ironiczny uśmieszek nie schodził z twarzy nawet przez chwilę. Eumenix zajął miejsce po lewej stronie Hectora. Alamandra stała na swoim miejscu i najwidoczniej nie zamierzała zejść do zgromadzonych przy stole podwładnych.

– Eclipseriusze – zaczęła spokojnie Księżna, gdy wszyscy zajęli miejsca. – Jak z pewnością zauważyliście, zgromadzone na kolejną wyprawę zapasy znacznie przewyższają wcześniejsze. Łączy się to z daleką podróżą, którą ma zamiar odbyć Eclipserium. Dobrze wam wiadomo, na jakie trudności jest narażona ekspedycja. Bądźcie gotowi na wszystko już po pierwszym skoku, ponieważ mamy zamiar przemieścić się na ostatni oznaczony punkt na mapie Planu Cienia. Tym samym otworzą się przed nami granice nieznanego, w które wkroczymy z błogosławieństwem Shar – powiedziała Alamandra, po czym skinęła na Eumenixa, który wstał i zaczął mówić do zebranych ze swojego miejsca.

– Eclipseriusze – podjął wątek Eumenix i wystawił przed siebie dłonie, które dotykały się kciukami i środkowymi palcami, tworząc w ten sposób zamknięte koło. Przestrzeń w kole momentalnie wypełniła czarna żywa materia, jakby dłonie ją obejmowały i wyznaczały granicę. Eumenix subtelnym ruchem przesunął dłonie na zewnątrz i przerwał niewielkich rozmiarów koło. Czarna materia zaczynała powoli opadać na stół, a jednocześnie coraz bardziej poszerzała się i zaczynała żyć własnym życiem. Na jej niewyraźnej, nierównej i coraz bardziej ruchliwej powierzchni, zaczęły powstawać wybrzuszenia i dziury. Miejscami materia rozrywała się, miejscami wygładzała, miejscami fałdowała, zaczynając tworzyć pełną całość przypominająca miniaturową rzeźbę terenu. Wszystko trwało krótką chwilę, zanim czarna materia nie opadła na blat okrągłego stołu i nie zaczęła być żywym odzwierciedleniem terenu. Przedstawieniem byli pochłonięci wszyscy zebrani. Zgromadzeni po lewej stronie stołu Koeraung i Hector Black przyglądali się bez słowa; macki Zircoona wiły się intensywnie, a wodniste ślepia obserwowały każdy szczegół; Clémentines uśmiechała się pod nosem; Cobralis błyszczały oczy i nawet Tarantulla spoglądała na czar z niewidzianym wcześniej u niej zaciekawieniem; oblicze Alamandry zamieniło się ledwo dostrzegalnym błyskiem purpury. Eumenix kontynuował. – Zaraz po zebraniu Eclipserium przeniesie się na ostatni punkt, który oceniamy na najbezpieczniejszy według wiadomości zebranych z ostatniej podróży po Planie Cienia. Będą to góry ciągnące się na południe od odkrytego morza – wskazywał Eumenix dłonią powstałe góry, których pasmo zaczynało się od środka stołu i kończyło się na jego skraju niedaleko jego miejsca. – Stamtąd zaczniemy przemieszczać się ponad rozległą równiną do położonego na wschodzie wielkiego łańcucha górskiego, który majaczy na horyzoncie. Według obliczeń Obserwatorium jest to prawdopodobnie największy łańcuch górski, który do tej pory widziano. To nasz główny cel – objaśniał Eumenix. – Wszelkie szczegółu zostaną omówione osobno, jak miało to miejsce na poprzednie odprawie. Księżno – zakończył i ukłonił się Alamandrze. Gdy siadał, powstały teren czarnej materii powoli opadał na blat stołu niczym ciężka mgła, gdzie znikał, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

– Dziękuję Kwatermistrzu – powiedziała Księżna Alamandra. – Do Eclipserium dołączył kolejny arkanista. Przedstawiam wam Dorothana Maniva, który będzie wspierał pracę Laboratorium – powiedziała Alamandra i wskazała stojącego przy jednej ze wschodnich kolumn wysokiego Netheryjczyka, który głęboko się ukłonił po słowach Alamandry każdemu, kto spojrzał w jego stronę. Jego ubiór był równie elegancki, co arystokratyczny strój Hectora lub Milo. Spowijała go długa czerń płaszcza, spod którego wystawał niedbale zapięty biały kołnierzyk. Gdy spojrzenia Eumenixa i Dorothana spotkały się, Eumenix dostrzegł dziwnego rodzaju błysk w oku Netheryjczyka, który wywarł na nim złe wrażenie. Arkaniści kiwnęli sobie z szacunkiem. – Dorothan zachowa status gościa – zakończyła Alamandra.

 Następnie głos zabierali kolejni Eclipseriusze, którzy zdawali sprawozdanie ze swoich obowiązków. Według Koeraunga koszary musiały uzupełnić skład o kilkunastu najemników, shadar-kai, którzy zniknęli tuż po powrocie do Miasta Cienia. Wachmistrz obwieścił, że straż korytarzy zostanie nieco zredukowana, żeby zapewnić w koszarach odpowiedni rygor i kontrolę. Wyjaśnił, że nowi rekruci mają zazwyczaj ciągoty do buntu, kiedy zaczynają odczuwać ciężar treningu i długie przebywanie w zamknięciu. Po kilku tygodniach wszystko powinno wrócić do normy.

 Scorpia zgłosiła, że pracuje obecnie z Clémentines i jednym z kowali nad ulepszoną wersją zbroi dla swoich zwiadowców. Hector Black omówił stan Laboratorium i Biblioteki. Dokupił kilka potrzebnych filiałów i starych map zgłaszanych mu przez Zircoona i hrabiego Milo oraz zapewnił, że Obserwatorium będzie gotowe do użytku jeszcze dziś. Wszyscy bowiem dobrze wiedzieli, że po ostatnim ataku malaugrymów część wieży Pelegriny i główne obserwatorium sterowni doznały znacznych szkód. Jednak ich odbudowa miała się ku końcowi. Nymphina i Cobralis zgłosiły, że ostatnie sztuki zapasów zostały wniesione do magazynu, a personel i pałac są gotowe na podróż, o czym na bieżąco informują Kwatermistrza.

 Alamandra ustaliła kolejne zebranie na tydzień po skoku Eclipserium, kiedy sterownia dokona należytych obliczeń i rozpocznie się etap lewitacji do kolejnego punktu. Zakończyła zebranie i ruszyła wraz z Rashbu i Eumenixem do swoich komnat na naradę Księżnej.

 Księżna Alamandra miała specjalnie przygotowaną komnatę na swoją małą naradę. Pokój Rad prezentował się mniej okazale od swojej większej siostry, ale za to o wiele bardziej luksusowo i kameralnie, co według samej Księżnej sprzyjało spotkaniom w mniejszym gronie. Tutaj również centralne miejsce zajmował stół, jednak o wiele mniejszy. Miejsca do siedzeń nie znajdowały się bezpośrednio przy stole, lecz w sporym oddaleniu, poustawiane naokoło niego, co tworzyło sporą przestrzeń między stołem a fotelami. Nad stołem wisiało kilka ogromnych i podłużnych lamp w kształcie lampionów, które emitowały ciepłe pomarańczowe światło. Poza ustawionymi w większym kole fotelami i różnej maści meblami, stały stelaże na świece, kandelabry i świeczniki, które rozrzucały dookoła ciepłą łunę. Na wschodniej i północnej ścianie mieniły się w ich blasku bardzo wysokie okna. Po trzy na każdą ze ścian. Środkowe okno posiadało dodatkowy witraż przedstawiający wizerunek Shar.

– Tuż przed zebraniem Demonessa wspominała mi o pewnym incydencie na schodach do Eclipserium – zaczęła Alamandra, gdy stanęli we troje przy okrągłym stole. – Czy coś Ci o tym wiadomo Kwatermistrzu?

– Tak – odparł krótko Eumenix. – Czy mam wyciągnąć konsekwencje wobec Seneszala?

– Ostrzegałem, że drowki będą niepotrzebnym kłopotem – wtrącił się Rashbu głosem pochodzącym z oddali.

– Są tu z nadania Shar – odparła Alamandra. – Nie mam wobec tego żadnych wątpliwości, a Ty? – zapytała, lecz Rashbu nie raczył udzielić odpowiedzi. – Jednak możemy ściągnąć im smycz, skoro tak bardzo się o to proszą – zakończyła Alamandra. – Przekażę to zadanie Demonessie. Nie będziemy obciążać tym Kwatermistrza tuż przed skokiem – zwróciła się do Eumenixa, na co ten ukłonił jej się z wdzięcznością. – Czy wszystko gotowe?

– Czekam na Twój rozkaz Księżno – odpowiedział Eumenix.

– Doskonale. Co do naszego nowego załoganta, chcę mieć go na oku Rashbu – zwróciła się do cienia.

– Tak się stanie.

– A teraz pragnę zobaczyć, jak wyglądają obserwatoria – zwróciła się ponownie do Eumenixa. – Prowadź Kwatermistrzu.

– Rozkaz – odparł Eumenix i ruszył przodem, Rashbu zaś rozpłynął się w półcieniach.

 Z Pokoju Rad prowadziły bezpośrednio schody na wyższe piętra palatium. Kwatermistrz i Księżna przeszli do kolejnej komnaty, która wystrojem odpowiadała Pokojowi Rad. Była to przestrzeń zaaranżowana na wypoczynek. Dominował tu półmrok rozświetlany miejscami ciepłym światłem świec i lewitujących swobodnie świetlnych kul gotowych na skinienie Księżnej przemieścić się we wskazanym kierunku. Południową i zachodnią ścianę zdobiły wysokie biblioteczki wypełnione po najwyższe półki starymi księgami. W rogu stał sporych rozmiarów sekretarzyk, a środek przestrzeni zastawiony był podłużnymi sofami pełnymi najróżniejszych poduszek. Wchodzili dalej. Na trzecim piętrze wyszli na długą loggię ozdobioną kunsztownymi arkadami, z której przeszli bezpośrednio do sterowni.

 Wnętrze sterowni wibrowało wypełnione niebieskim światłem wielkiej elektrycznej kuli, która unosiła się pośrodku komnaty. Jedynie tu żadna ze ścian nie posiadało okien. Sfera unosiła się dokładnie nad kamienną płytą ozdobioną tajemniczymi runami. Po jej wirującej powierzchni przechodziły wyładowania łańcuchowe, które czasami dotykały powierzchni kamiennego postumentu. Runy świeciły za każdym razem, gdy dotknęła ich wiązka elektryczności. Na każdym z rogów kamiennego kwadratu ustawione były długie słupy zakończone czymś, co przypominało szklane lampy zamknięte w metalowym stelażu. Wiązki wyładowania elektrycznego czasami dotykały ich i przechodziły przez szkło do wnętrza, wypełniając je po brzegi jasnym światłem. Zjawisko to trwało krótką chwilę i powtarzało się sporadycznie.

 Prawie pustą przestrzeń zajmowały dwa duże pulpity. Na jednym widniał miniaturowy rzut terenu, który do złudzenia przypominał ten powstały z mrocznej materii. Tylko że tym razem teren obrazował znaczną część Miasta Cienia. Czarna materia plastycznie oddawał charakterystyczne budynki znajdujące się dookoła Placu Nocy. Nad drugim pulpitem w kształcie kwadratowego wysokiego stołu unosiły się blisko jego powierzchni orbity, które przypominały kształtem te z mapy rozłożonej na biurku Kwatermistrza. Również tutaj poruszały się świetliste punkty w kierunku przeciwnym do obrotów orbit. Z tym wyjątkiem, że orbit było tu znacznie więcej. Orbity te przecinały się wzajemnie, ale nigdy nie dotykały.

 Stąd Eumenix i Alamandra udali się na kolejne schody, które prowadziły do jednego z obserwatoriów. Na szycie palatium panował bałagan po przebudowie. Spotkali tutaj Hectora, który doglądał dwóch rzemieślników sprzątających po należycie wykonanej robocie.

– Księżno, Kwatermistrzu – skłonił się pół elf. – Obserwatorium jest gotowe do użytku.

– Doskonale – odparła Alamandra, po czym dała się prowadzić Hectorowi po pomieszczeniu.

 Eumenix pozostawił ich samym sobie za niemym przyzwoleniem Alamandry i stanął przy jednym z nowo wstawionych okien. Rozpościerał się z nich widok na wschodnią część Miasta Cienia. W zasnutej ciemnościami dali migały jedynie sporadyczne punkty światła. Linia długich ścian najbliższych budynków szła łukiem i ciągnące się wzdłuż nich rzędy okien powoli niknęły za łagodnym zakrętem. Wszystkie ulicy były prowadzone w ten sposób. Szły po wielkim okręgu, pięły się wyżej i wyżej, aż do centrum pogrążonego w wiecznym mroku, gdzie niknęły. Przypominało to mroczny labirynt, z którego nie można wyjść, który prowadzi do mrocznej głębi, prowadzi do szaleństwa. Eumenix spojrzał na swoje odbicie w szybie i poczuł zmęczenie. Czy kiedykolwiek się stąd wydostanie?

 Jego spojrzenie ześlizgnęło się na jedną ze ścian Eclipserium i wewnętrzne okna korytarza trzeciego piętra, które wychodziły na dziedziniec. Szły za nimi jakieś postaci, których obecność majaczyła niewyraźnie w świetle rzucanym zza okien. Nagle w jednym z nich stanęła Tarantulla. Tak to była ona i jej długie fale białych włosów. Druga postać stała przed nią, ale nie była widoczna. Tarantulla mówiła coś do tej postaci, po czym nagle odwróciła się od niej i spojrzała wprost na Eumenixa, jakby wyczuła, że ktoś na nią spogląda.

 Spoglądali na siebie poprzez szerokie okno, na której powierzchni odbywała się podwójnej gra dobić i świetlnych refleksów. Eumenix widział wnętrze korytarza i stojącym w nim mroczną elfkę, jak również to, co odbijało się na szybie niczym na lustrze, czyli jedno z okien niższego piętra tuż pod nim. Tworzyło to świetlany miraż pełen półcieni i przeplatających się świetlnych deseni, w którym przodowała purpurowa suknia Tarantulli, a za nią czerwień dywanów korytarza, udekorowane poblaskiem żółci oraz odrobiną bladej poświaty, która sączyła się z okien pobliskich komnat. W powodzi barw, jakże rzadko spotykanej na Planie Cienia, wyróżniały się bystro wpatrzone w niego oczy Tarantulli. Jednak nie to było najważniejsze, ponieważ w mirażu chwili najciekawszym i najmniej dostrzegalnym efektem było powielanie się w sobie sąsiednich okien. Powielenie tworzące nieskończone barwne przestrzenie…

– Kwatermistrzu – zwróciła się do niego Alamandra i w tej samej chwili Eumenix ocknął się z zapatrzenia. W oknie, gdzie jeszcze przed chwilą stała mroczna elfka, nikogo nie było. Eumenix odwrócił się od okna. – Już czas – oznajmiła Księżna.

– Rozkaz.

– Tu was zostawię – stwierdziła i zaczęła kierować się ku schodom. – Światło oślepia – rzekła na koniec.

– Tylko w ciemności widzimy wyraźnie – odpowiedzieli zgodnie Hector z Eumenixem.

– Jaki jest stan serca? – zapytał Eumenix, gdy zostali w obserwatorium sami.

– Bije miarowo i spokojnie – odpowiedział pół elf. – Sprawdzałem je jeszcze dzisiaj.

 Eumenix kiwnął głową z aprobatą i zeszli razem schodami, na których przed chwilą zniknęła Księżna.

– Nie kojarzę tego całego arkanisty – zagaił Hector, ale Eumenix mu nie odpowiedział.

 Stanęli w buczącym wnętrzu sterowni. Eumenix podszedł do pulpitu z orbitami.

– Należy odczepić schody, żeby nie uszkodziły wrót tak, jak poprzednim razem – oznajmił pół elfowi. – Przekaż to strażnikom wrót. Będą wiedzieli, co należy zrobić. Gdy będziesz wracał, zawiadom Zircoona, że wykonujemy skok.

 Hector oddalił się bez słowa. Eumenix stał chwilę przy pulpicie z orbitami i przyglądał się świetlistym punktom. Przez chwilę czuł pokusę, aby wrócić do okna, ale ostatecznie dał się pochłonąć obliczeniom. Stał tak jakiś czas w samotności, aż w sterowni pojawił się illithid.

 „Kwatermistrzu” odezwał się w jego umyśle głos illithida.

– Jesteśmy gotowi do skoku – oznajmił Eumenix.

 „Czy hrabia przygotował zaklęcia maskujące?” pytał głos illithida.

– Tak – odparł Eumenix.

 W tym momencie do Sterowni wszedł Hector i oznajmił, że wszystko gotowe. Ustawili się w trójkę dookoła kuli. W ich umysłach pojawił się obraz, który tworzył łupieżca umysłów. Wszyscy się na nim skupili. Kula sferyczna zaczynała pulsować coraz intensywniej. Prąd przechodził po niej falami z góry do dołu i uderzał pojedynczymi wiązkami w kamienny postument. Runy świeciły się coraz jaśniej. Łańcuchy elektryczne czasami uderzały w metalowe filary zakończone słojami, które wchłaniały elektryczną moc. W pewnym momencie wiązki elektryczne nieprzerwanie uderzały w kamienny kwadrat i słupy, aż stworzyły się między nimi nieprzerwane łańcuchy podobne błyskawicom. Niebieskie światło niemal oślepiało, aż nagle wszystko spowolniło.

 Mentalny obraz, nad którym nieprzerwanie skupiali się Eclipseriusze, zamajaczył na tle kuli. Niebieska poświata zapadała się w nim, a wyładowania elektryczne zdawały przechodzić przez niego, jakby w przestrzeni powstał nagle otwór. To był ten moment. Nastąpiła teleportacja pałacu. Czarna materia obrazująca teren na jednym z pulpitów wygładziła się i zaczęła rozpadać na drobne cząstki. Te z kolei powoli zaczęły wirować, zakreślając swoim ruchem postawione w pionie koło. Koło stawało się coraz bardziej wyraźne, aż nie zmieniło się w małej wielkości tunel. Stworzona w ten sposób konstrukcja trwała chwile ponad pulpitem w swoistym stanie wirującego zawieszenia, aż nagle rozpadała się i wygładziła na powrót. Zaraz po tym zaczęła obrazować wysokie zbocze góry, które zbiegało nierówno ku przypominającym leśne zagajniki dolinom. Obraz na tle kuli zniknął, a wraz z nim potężne wyładowania elektryczne i wszechobecne niebieskie światło. Wszystko wracało do normy.

 Skok przebiegł bez przeszkód i Eclipserium w mgnieniu oka znalazło się niedaleko zakładanego miejsca. Niestety, pałac pojawił się wzdłuż zachodniej strony łańcucha gór. Między kolejnym celem a Eclipserium stała wysoka ściana górskich szczytów. Eclipseriusze rozeszli się po pałacu, aby zrobić rozpoznanie. Eumenix poszedł na korytarz trzeciego piętra, gdzie znajdowały się otwarte kolumnady w postaci kunsztownie zdobionych arkad. Hector udał do obserwatorium nad laboratoriami, a Zircoon do obserwatorium nad sterownią. Po kilku godzinach spotkali się ponownie w sterowni.

– Góry dziwnie się zachowują – informował Hector. – Jeszcze przed chwilą ich szczyty znajdowały się w innym miejscu, ale poruszanie się wzdłuż pasma wydłuży drogę o tydzień – wyliczał pół elf.

– Ale przynajmniej będzie bezpiecznie – zauważył Eumenix. – Najbardziej narażeni jesteśmy na otwartych przestrzeniach.

 „To tylko lekkie zejście z kursu” zabrzmiał im w głowach głos illithida.

– Dodatkowy czas zostanie należycie wykorzystany – stwierdził Eumenix.

 „Zastosowałbym dodatkowe formy kamuflażu, kiedy pokonamy łańcuch gór” kolejny raz rozbrzmiało im w głowach. „Pamiętam, że tereny między dwoma pasami są wyjątkowo niebezpieczne”.

– Zawiadomię hrabiego – oznajmił Hector i wyszedł.

– Kiedy będzie gotowa mapa? – zapytał illithida Eumenix.

 „Praca z mroczną elfką jest uciążliwa, a jej myśli chaotyczne i niespójne” stwierdził illithid. „Jej jasnowidzenie jest mało poznawcze i bezużyteczne” narzekał dalej.

 Eumenix pozostawił to bez komentarza i wyszedł ze sterowni.

Koniec

Komentarze

Cześć!

Przeczytałam, ale lektura mnie zmęczyła. Mam wrażenie, że język jest niedopracowany, np.:

uwiesiła swoje zastygłe spojrzenie.

brzmi to groteskowo, można się uwiesić na kimś, a spojrzenie na kimś zawiesić, i chyba spojrzenie nie jest zastygłe…

 

Dobrane słowa nie oddają stosunku narratora do opisywanych postaci i wydarzeń, są bardzo sprawozdawcze i literacko mało ciekawe. Bardzo rozwlekle opisujesz miejsca, w których się dzieje akcja, ale są to opisy, które nic nie wnoszą do wydarzeń, zabrakło w nich emocji. Zupełnie nie wiem, po co czytelnikowi wiedzieć, co po prawej, co po lewej stronie, co stoi na środku… Pogubiłam się w tym. Najprostszą zmianą, którą możesz wprowadzić, jest pokazanie nie tego, jak w y g l ą d a sala rad lub inne miejsce, ale jakie budzi uczucia, jakie sprawia wrażenie, np. “sala była miejscem ponurym i nieprzyjemnym, pozbawionym choćby jednego promienia światła”, etc.

Nie musisz również pisać, co po czym się dzieje, ponieważ w tekście można skracać czas lub rozciągać go w dowolny sposób, w zależności od potrzeb.

Natomiast prawie nie ma błędów interpunkcyjnych.

Wydaje mi się, że lepiej zacząć pisać krótkie formy opowiadań, które są fabularnie zamkniętą całością, ponieważ lepiej można wyćwiczyć warsztat.

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka