- Opowiadanie: bruce - „Straszne uczty”, czyli złe oczy Sulama

„Straszne uczty”, czyli złe oczy Sulama

W tym roku obchodzimy “bardzo konkretną rocznicę bardzo konkretnego wydarzenia”, zazwyczaj napawającego nas, Polaków, dumą. Drogi do osiągnięcia wspomnianego celu wcale nie były jednak łatwe. A, kto wie, może ingerował tu także... Zły? :) 

Zapraszam Was na kolejne nawiązania historyczne, dziękuję za Wasz czas i pozdrawiam. :) 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

„Straszne uczty”, czyli złe oczy Sulama

– Przekażcie księciu, że moje warunki pozostaną niezmienione! – powiedziała surowym tonem niewiasta do wysłanych naprzód posłów. – I nie podlegają dysputom!

Jej oczy przez moment zaszły czernią, lecz nikt z towarzyszącej świty tego nie ujrzał. Albowiem dane to było jedynie nielicznym. Siedzący w niej Sulam, Zły, miał się dopiero rozpanoszyć w nowej ojczyźnie, do której zmierzała.

Tymczasem w sypialni księcia piękna kochanka całowała namiętnie jego spragnione rozkoszy usta.

– I w istocie, jak chodzą słuchy, oddalisz nas, panie, kiedy tamta nadjedzie? – zapytała z nutą rozczarowania inna nałożnica, usadawiając się obok.

Zanim zdążył odpowiedzieć, służba powiadomiła głośnym stukaniem, że poselstwo już dotarło do grodu.

– Obiecuję, że nadal będę was odwiedzał co noc, kochane – rzucił na pożegnanie, wstając z łoża i wdziewając pospiesznie koszulę. – Wszystkie siedem! W tym względzie nic się nie zmieni. Daję wam na to moje, książęce słowo!

Pomruki zadowolenia ulubienic władcy zakończyły tę rozmowę.

A jednak to przybywająca właśnie z sąsiedniego kraju niewiasta miała powiedzieć w owej kwestii ostatnie słowo.

– Masz się ich pozbyć, książę! – rozkazał hardo przy powitaniu.

– Coś powiedziała, pani? – Władca uniósł ze zdumienia brwi, spoglądając na struchlałe straże.

Do kroćset! Podczas wrogich najazdów zdawali się odważniejsi, niźli teraz wobec owej matrony! – pomyślał.

– Może wpierw, dostojna księżniczko, przekażmy sobie pozdrowienia, witając się, jak każe obyczaj, a potem przystąpmy do, przygotowanej specjalnie na twą cześć, uczty powitalnej… – dodał łagodniej.

– No bok sprawy inszej wagi! – stwierdziła kobieta, potrząsając głową. – Rzekłam przecie: to moje warunki!

– Zacna pani, posłuchaj…

– Basta z tym życiem, które wiodłeś dotąd!

– Wolnego! Nie będzie mi białogłowa rozkazy…

– Ja będę! – przerwała z gniewem przybyła księżniczka. – I lepiej do tego przywyknij. Zatem powtarzam ci po raz ostatni, basta z nałożnicami, mości książę!

– Nie zwykłem słuchać we własnym państwie obcych rozkazów! Ja tu jestem panem i ja jeden władam moją ojcowizną! Tylko ja wydaję nakazy i zakazy! – odrzekł ostro, acz spokojnie i po raz pierwszy popatrzył w szarozielone oczy przybyłej.

A te nagle mocno pociemniały, co pod ściągniętymi silnie brwiami uczyniło całą jej twarz wręcz przerażającą. W rozchylonych lekko, pełnych i ponętnych ustach dojrzał wąski, czarny język, jak i węża.

Mężczyzna zerwał się z tronu i podszedł do stojącej dumnie kobiety, a potem upadł na kolana, kłaniając się jej z pokorą.

– Co każesz zatem uczynić, pani? – zapytał, nie podnosząc głowy.

– Usunąć! – odparła ostrym tonem.

– A, zrodzone z kochanic, moje potom… – zaczął niepewnie.

– Wraz z dziećmi usunąć wszystkie! Żaden ślad nie może tu po nich pozostać!

Książę zagryzł usta i poczerwieniał na twarzy. Nałożnice posiadał u swego boku od lat, pełniły ważną rolę, podkreślając każdej nocy jego męskość i niespożyte pokłady energii, w dodatku dały mu potomków, którzy po nim mieli objąć władzę w kraju. Przybyła białogłowa burzyła ten układ. Co więcej, sprytny monarcha zamierzał nadal spotykać się z kochankami, jednak ona stanowczo mu tego zabraniała. I te jej oczy… Takie niepokojące, gdy mówiła w gniewie…

Władca przypomniał sobie warunki sojuszu z sąsiednim państwem, który miał przypieczętować mariaż ze stojącą teraz przed nim, nie najmłodszą już przedstawicielką wrogiej dotąd dynastii, nadal wiele znaczącej w tej części Europy. A potem młody monarcha przypomniał sobie twarz ojca owej kobiety, księcia już za życia nazywanego nie bez powodu „okrutnym”.

Musiała po nim odziedziczyć owe straszliwe oczy, przenikliwe i czarne, niczym u diabła! I jęzor, brr… z całą pewnością jadowity! – pomyślał z przerażeniem.

I nie mylił się, albowiem i ojca kobiety opętał ten sam demon, Zły, zwany z łacińskiego Sulamem. Dzięki temu słyszał i widział w odległym państwie to, co czyniła jego córka. Dumny kiwał głową, mrużył poczerniałe źrenice, oblizywał językiem hebanowe usta i powtarzał:

– Brawo, córuś! Moja krew! Moja krew!

Bestialskie zabicie brata Wacława nie było z pewnością jedynym morderstwem, dokonanym przez owego okrutnika. Każdy, kto dobrze go znał, wiedział, że planuje ich znacznie więcej.

Młody monarcha nie miał zamiaru stać się kolejną ofiarą szaleńca, słusznie przypuszczając, że lepiej mieć go za sojusznika w postaci teścia, niźli zaciętego wroga. Te myśli, niczym błyskawica, przetoczyły się teraz przez umysł zalęknionego nagle, klęczącego wciąż przed butną białogłową księcia.

Dlatego rzekł z pokorą do przybyłej córki morderczego władcy:

– Będzie, jak zechcesz, pani. Dziś jeszcze rozkażę wygnać ich wszystkich z kraju – i nałożnice, i dzieci!

Niewiasta wypogodziła twarz i uśmiechnęła się do niego, kiwając głową z aprobatą. Po niepokojącej czerni oczu nie było śladu.

Książę odetchnął z niewymowną ulgą. A z nim cały dwór.

Tak oto zaczęło się panowanie Dobrawy Przemyślidki w Polsce.

 

Mimo przyjęcia chrztu przez władcę, państwo polskie nadal tkwiło w pogaństwie. Bynajmniej nie trwożyło to księżnej, a Zły coraz bardziej wpływał na obrane przezeń kierunki polityki.

– Wychowali mnie: babka Drahomira i jej syn, a mój ojciec, Bolesław, pierwszy o tym imieniu na czeskim tronie. Oboje sprzyjali pogaństwu, zatem i ja go zwalczać nie będę. Kult słowiańskich bóstw, zwłaszcza boga wszelkiego zła, Sulama, ma swoje dobre strony… – mawiała z uśmiechem do męża.

Roztropnie prawi – myślał Mieszko z uznaniem i zgadzał się z tym w zupełności.

Doceniał jej zaangażowanie w sprawy polityczne kraju, zapewnienie trwałego sojuszu z teściem – księciem czeskim Bolesławem Pierwszym Okrutnym, a także (wbrew obawom wszystkich, łącznie z samym Piastem, ze względu na zaawansowany wiek księżnej) urodzenie mu dziedzica, który oczywiście otrzymał imię swego dziada.

Do tego, dzięki małżeństwu z Dobrawą, książę polski miał także coraz lepsze układy z samym Rzymem. Choć początek całego pasma nieszczęść bynajmniej tego nie zapowiadał…

Celem bliższego objaśnienia owego zdumiewającego faktu, musimy jednak cofnąć się w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz, nawiązując do już wspomnianych, dramatycznych zdarzeń…

 

28 września 935 roku przyszły teść Mieszka, Bolesław Pierwszy Przemyślida zwabił podstępnie na święto Kosmy i Damiana swego starszego brata, Wacława, a tam celowo doprowadził do ostrego sporu, po czym rzucił się na niego i zranił mieczem podczas uczty. Następnie kazał siepaczom bestialsko zasztyletować uciekającego do kościoła, ciężko rannego monarchę Czech. Zabójstwo wstrząsnęło całym kontynentem. Śmierć zagorzałego katolika błyskawicznie spowodowała, że zyskał on miano męczennika i świętego.

Zgodnie z planowanym zamierzeniem, Bolesław, zwany odtąd Okrutnym, przejął po zmarłym tron czeski. Pokuta była dla bratobójcy nader wygodna – dwoje ze swych dzieci przeznaczył do stanu duchownego. Syn, urodzony dokładnie w dniu zabójstwa, otrzymał zatem charakterystyczne imię „straszna uczta”, czyli „Strachkwas” i po wielu latach starań papież mianował go praskim biskupem. Natomiast córka Mlada z nakazu ojca świętego została opatką klasztoru benedyktynek w Pradze. Tym sposobem uznano, że okrutnik dopełnił pokuty za niegodziwy czyn, którego się dopuścił. Nikt nie podejrzewał, że Bolesław jest opętany przez demona Sulama i przekazuje wybranym dziedzicom jego zło i charakterystyczną, pochodzącą z piekieł, czerń oczu oraz duszy i serca.

 

Największym rywalem w Czechach stali się dla Przemyślidów Sławnikowice. Siostra Bolesława Srogiego, Strzeżysława, wyszła za mąż za założyciela tej dynastii, Sławnika, rodząc mu sześciu synów (dodatkowo byli jeszcze ich dwaj bracia przyrodni, zrodzeni z nałożnicy). Odtąd okrutny władca państwa prześladował ich na każdym kroku. Zły, który w nim siedział, rozpanoszył się na dobre, wypowiadając ciągle jego czarnymi jak węgiel wargami:

– Ja tylko panem jestem, nikt inny poza mną!

Na dwóch synów Sławnika zesłał śmiertelną chorobę. Przestraszeni rodzice złożyli jednak Bogu hojne dary i obietnicę, że po wyleczeniu chłopców przeznaczą ich do stanu duchownego, co rzeczywiście się stało, gdy tylko zostali cudownie uzdrowieni. Rozwścieczony Sulam w ciele Bolesława Okrutnego poprzysiągł wówczas, że on lub też jego potomkowie zgładzą cały ten ród, w tym nawet ocalonych przez Najwyższego młodzieńców.

 

Kiedy Dobrawa umierała, Mieszko dostrzegł czerń jej oczu u ich potomka, Bolesława. Przeraziło go to, lecz nie potrafił zgładzić swego syna i jedynego prawnego dziedzica. Postanowił już wtedy starać się o nową żonę i to jej przyszłym dzieciom zapewnić władzę w kraju.

Tymczasem umierająca księżna szeptała z trudem swemu dziesięcioletniemu chłopcu:

– Pamiętaj, synku… że Sławnikowice umrzeć muszą, co do jednego.

– Dobrze, matko.

– I, synku mój najukochańszy… rządź…

– Wiem, mamo, sprawiedliwie i uczciwie – dokończył Bolesław.

– Nie, synku najmilejszy. – Oblicze księżnej Dobrawy rozpogodziło się, a oczy poczerniały mocno.

Zdumiony zaprzeczeniem chłopak uniósł brwi i przysunął się jeszcze bliżej rodzicielki.

Jej czarny jęzor lekko musnął ucho dziecka.

– Masz panować tak, aby… aby poddani cię słuchali i aby zawsze się ciebie bali. Srogi władca więcej zyska niźli zalękniony słabeusz. Rządź mieczem, nie sercem, Bolesławie!

– Obiecuję! Będę tak czynił, matko!

– Wiem.

Uśmiechnęła się i odetchnęła spokojnie po raz ostatni.

 

– Książę dostał najpewniej pomieszania zmysłów na punkcie tej Niemki! – powtarzali sobie już niedługo po śmierci Dobrawy rozbawieni rycerze. – Porwał ją z klasztoru mimo sprzeciwu samego biskupa!

Każdego poddanego zdumiewało, zakrawające prawie na szaleństwo, dążenie księcia polskiego do odsunięcia od władzy potomka, zrodzonego z Dobrawy.

Tymczasem Mieszko, zwany przez potomnych Pierwszym, przeczuwał, że jakoweś zło zalęgło się w młodzieńcu, choć nie bardzo wiedział, jakie i dlaczego. Na nic jednak zdały się wszelkie starania władcy Polski: drugie małżeństwo, zbliżenie do Niemiec, a nawet nadanie jego imienia najstarszemu z trzech synów, jakich urodziła mu żona Oda. Bolesław Pierwszy, zwany przez potomków Chrobrym, miał swój plan i konsekwentnie wcielał go w życie, od początku szczerze nienawidząc macochy i trzech młodszych, przyrodnich braci: Mieszka, Świętopełka i Lamberta.

– Moi synowie będą kiedyś rządzić tym krajem! – powtarzała mu często Niemka.

– Obaczym – odpowiadał jej z cierpkim uśmiechem młodzieniec, a czarne źrenice chował skrzętnie pod półprzymkniętymi powiekami.

Dlatego też, zaraz po śmierci twórcy państwa polskiego, gdy tylko Oda w imieniu synów zamierzała objąć tron po zmarłym mężu Mieszku, rozsierdzony pasierb wygnał całą trójkę z kraju, uniemożliwiając im powrót do Polski.

Rozpoczęły się krwawe rządy Chrobrego, nakazującego surowo karać każdego, kto złamie jakiekolwiek nakazy kościelne. Wybijanie zębów jedzącym mięso w czasie postów, czy publiczne kastracje wobec cudzołożników stały się wizytówką owego bezwzględnego władcy. Chcąc uchodzić za wzorcowego księcia chrześcijańskiego, nadal dawał sobą kierować przez żądnego krzywd ludzkich Złego, zdumiewając swym okrucieństwem cały kontynent. I ciągle mawiał, jak jego czeski dziad:

– Ja tylko panem jestem, nikt inny poza mną!

 

Tymczasem w Czechach wuj i kolejny imiennik Chrobrego, brat Dobrawy, także opętany przez demona swego okrutnego ojca, postanowił raz na zawsze rozprawić się z rywalizującym rodem, co poprzysiągł na łożu śmierci żądnemu krwi rodzicielowi, Bolesławowi Pierwszemu Okrutnemu.

Dlatego też w sześćdziesiątą rocznicę śmierci stryja, świętego Wacława, 28 września 995 roku Bolesław Drugi Przemyślida zorganizował zbrojny najazd na zamek Sławnikowiców w Libicy celem wymordowania podczas uczty przedstawicieli całej dynastii: mężczyzn, kobiet i dzieci. Masakra ta zatrwożyła Europę.

Początkowo zdawało się, że ród Sławnikowiców praktycznie przestał istnieć, lecz później okazało się, że podczas rzezi libickiej nie było w rodowym zamku trzech braci: Sobiesława, Radzyma Gaudentego i Wojciecha.

Pierwszy z nich walczył akurat wtedy w wojsku Bolesława Chrobrego u boku cesarza Ottona Trzeciego przeciw Wieletom. Z kolei obaj duchowni przebywali wówczas w Rzymie. Wkrótce wszyscy trzej cudem ocaleli, nie mogąc wrócić do ojczyzny, znaleźli schronienie w – zdawać by się mogło – życzliwie usposobionej do ich rodu i do nich samych Polsce.

Nikt nie przeczuwał, że polski książę, Bolesław Chrobry, potomek bestialskich Przemyślidów, w rzeczywistości tylko czeka sposobnej chwili, by dokończyć rozpoczęte dzieło dziada i wuja, wymordowując ostatnich z rodu potomków Sławnika. Demon podpowiadał sprytnemu monarsze, żeby upiekł wiele pieczeni na tym samym ogniu: wykorzystał równocześnie sposobność i przypodobał się cesarzowi Ottonowi Trzeciemu, z którym łączyła biskupa Wojciecha serdeczna przyjaźń.

 

Bolesław Piast zorganizował zatem specjalną misję pod wodzą tego butnego i nader łatwo popadającego w konflikty duchownego, aby nawracać lud pruski. W rzeczywistości od samego początku była to wyprawa straceńcza i tylko cudem niektórym jej uczestnikom, w tym przyrodniemu bratu biskupa, Radzymowi Gaudentemu, udało się ujść cało. Mimo ostrzeżeń Prusów, Wojciech kilkakrotnie obraził święte miejsca kultu pogańskiego, zakłócając rytualne uczty, odprawiając tam msze i ścinając święte drzewa, w wyniku czego został brutalnie zamordowany, ciało poćwiartowano, a jego głowę odrąbano i wetknięto na pal.

 

 

Bolesław błyskawicznie wykorzystał tę sposobność, nakazał ocalałemu bratu biskupa wykupić ciało męczennika, choć po prawdzie nikt nie mógł być pewnym, czy dany członek pochodził z tego samego organizmu, co inne. W dodatku głowa zamordowanego zniknęła w niejasnych okolicznościach. Wojciecha okrzyknięto szybko męczennikiem, a także świętym, zatem jego relikwie zyskały na znaczeniu, co Bolesławowi Piastowi było nader na rękę. Siedzący w nim Zły nie ukrywał, że na tym zależało mu najbardziej.

– Tegom chciał! Dopiąłem swego! Ja tylko panem jestem, nikt inny poza mną! – powtarzał do siebie z dumą Chrobry, a źrenice czerniały mu ciągle mocniej, i mocniej.

Sława księcia polskiego jako organizatora owej wyprawy, patrona misji chrystianizacyjnej oraz hojnego darczyńcy, umieszczającego wykupione za złoto relikwie męczennika w świętych miejscach, ułatwiły mu drogę do umocnienia władzy, a także do przyszłej, upragnionej koronacji. Zły Sulam znowu triumfował.

 

Mimo że przyrodni brat zamordowanego przez Prusów biskupa, Radzym Gaudenty, został pierwszym arcybiskupem gnieźnieńskim, władca Polski stale poniżał go i atakował, pamiętając, że jest jednym z żyjących ciągle Sławnikowiców, na dodatek zrodzonym z nałożnicy. Brat Wojciecha nie pozostawał dłużnym, krytykując politykę księcia, a wreszcie obkładając w końcu Chrobrego klątwą. A powód był aż nadto znamienity.

Albowiem żony piastowskiego monarchy w zdumiewający sposób umierały jedna po drugiej i nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że działo się tak z powodu makabrycznego zła, pochodzącego od pogańskiej księżnej Czech, Drahomiry i tkwiącego w ciele Bolesława. W 1017 roku owdowiał on po raz trzeci i począł czynić starania o rękę księżniczki ruskiej Przedsławy. Jednak jej brat, władca Rusi, Jarosław, zwany przez potomnych Mądrym, uparcie mu odmawiał. Wreszcie wzburzony Chrobry, po ożenku z młodszą o trzydzieści lat imienniczką macochy, Niemką Odą, jeszcze w tym samym, 1018 roku najechał zbrojnie Ruś, splądrował Kijów i zajął zamek, przerywając wystawną ucztę książęcą. Na tronie osadził swego (obalonego wcześniej przez Jarosława) zięcia, Światopełka.

Następnie, dowiedziawszy się o uwięzieniu przez uciekającego księcia Jarosława Mądrego swej córki, zaślepiony gniewem i żądzą zemsty, Bolesław Chrobry splądrował zamek i odnalazł komnatę Rurykowiczówny.

Kiedy go zobaczyła, zaczęła dumnie wołać:

– Nigdy nie zostanę twą żoną, Piaście Bolesławie! Niedoczekanie twoje!

Ten zaś jedynie roześmiał się kpiąco.

– Nie zostanę polską księżną! – powtórzyła mniej pewnie. – Brat Jarosław mnie nie odda.

– Żoną? Księżną polską? Chybaś rozum postradała! Oczywiście, że nie! – ryknął z gniewem. – A tchórzliwego Jarosława już od dawna tu nie ma!

Rzucił dziewczynę na posadzkę i runął na nią, przygniatając swym ciężarem. Oczy poczerniały mu straszliwie, a wielki ciemny jęzor wysunął się ku ustom leżącej. Krzyk przerażonej ruskiej księżniczki szybko został zduszony przez Sulama, tkwiącego w ciele polskiego monarchy.

Pohańbioną i prawie nieżywą, porwał potem i wywiózł do Polski jako swoją nałożnicę. Żył odtąd na przemian ze ślubną małżonką Odą oraz z kochanką, ruską Przedsławą. I znowu, nie przejmując się powszechnym oburzeniem, powtarzał przez poczerniałe wargi Złego:

– Ja jeden tu panuję i jedynie do mnie zawsze należeć będzie wszelka władza, wszelkie decyzje! Ja tylko panem jestem, nikt inny poza mną!

 

Arcybiskup Gniezna Radzym był tym wstrząśnięty.

Tymczasem w Czechach Zły doprowadził do zgładzenia następcy tronu, małoletniego Wacława i władzę objął syn Bolesława Drugiego, również opętany przez demona Bolesław Trzeci Rudy.

I ten monarcha powtarzał ciągle:

– Ja tylko panuję, i do mnie tylko należy wszelka władza! Jam tu panem, nikt inny poza mną!

Jego okrutne i krwawe rządy rozwścieczyły poddanych, którzy obalili księcia, lecz poparł go wówczas Chrobry i osadził znowu na tronie. Rudy rozpoczął jednak jawną politykę antypolską, co rozgniewało Piasta do tego stopnia, że podstępnie zaprosił Przemyślidę do Krakowa, a tam oślepił go i osadził na długie lata w więzieniu, a sam na krótko przejął władzę w monarchii Przemyślidów. Tym razem siedzący w nim Sulam zemścił się za zdradę na swym słabszym krewniaku.

Tego było Radzymowi za wiele. Jego ekskomunika miała w zamyśle arcybiskupa umniejszyć rolę Chrobrego, a także Polski na arenie międzynarodowej.

Jednakże butny duchowny musiał liczyć się z realizacją potwornej obietnicy Piasta Bolesława. Wszak był on synem Dobrawy z nienawidzącego go rodu Przemyślidów. Nic zatem dziwnego, że Radzym Gaudenty zmarł nader szybko po rzuceniu klątwy, i to – w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach.

Był ostatnim Sławnikowicem. Jego brata, Sobiesława, Chrobry pozbył się ze swoich szeregów wracając z Pragi już w 1004 roku. W ten sposób straszliwa przysięga czeskiego księcia, Bolesława Pierwszego Okrutnego, wypełniła się dzięki skwapliwym staraniom jego wnuka, Bolesława Chrobrego.

 

 

Piastowie dzierżyli tron jeszcze przez wiele wieków. Potem panowały kolejne dynastie, lecz potomkowie pierwszej rządzącej Polską, zasiadający też na tronach innych państw, rozpanoszyli się po całym świecie. A wraz z nimi Sulam, trawiący organizmy i dusze ludzkie, niczym najgorszy pasożyt, a przy tym dostrzegany tylko przez nielicznych. Po dziś dzień tkwi on nadal w następnych, licznych pokoleniach, siejąc wszędzie śmierć i spustoszenie… 

Koniec
Nowa Fantastyka