
Tym razem sięgam w historii do wieku XIX. Polski wówczas nie ma. A może wręcz przeciwnie – jest? Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
Tym razem sięgam w historii do wieku XIX. Polski wówczas nie ma. A może wręcz przeciwnie – jest? Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
– Pokaż rękę, panie… – wycedziła starowina, wykrzywiając siwą głowę. Spoglądała przy tym zezowatymi oczami w nadziei na łatwy zarobek.
– Nie wierzę w te bzdury – szepnął podenerwowany doradca monarchy, przyglądając się z ukosa sterczącym na brodzie Cyganki brodawkom, które wyglądały zdecydowanie odrażająco. – Owe cygańskie ozdoby, stroje i zwyczaje zawsze działały na mnie odpychająco.
– Milcz, Nikoła, jestem ciekaw, co mi powie – uciął zdecydowanie car Aleksander, podając kobiecie dłoń i zajmując wskazane miejsce przy niewielkim stoliku.
– Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość. – Rosyjski komisarz skłonił się lekko i zacisnął zęby.
A staruszka pochwyciła prawicę mężczyzny i zachrypiała:
– Sławnyś i sławne czyny zapiszą twe imię w dziejach świata.
Aleksander uśmiechnął się dumnie i rozsiadł wygodniej.
– Zmiany wielkie planujesz zaprowadzić w monarchii, umocnić swą pozycję, pozyskać nowych sojuszników i zacieśnić istniejące już przymierza – gadała dalej i wpatrywała się uważnie w środek pulchnej dłoni.
A car potakiwał z zadowoleniem, mrużąc oczy.
– A jednak śmierć tysięcy ciąży na sumieniu, niczym ołów… – stwierdziła nagle posępnym głosem.
– Miarkuj się, babo! – przerwał jej ostrym tonem doradca cesarza Rosji. – Do Imperatora mówisz! Równie łatwo zarobić możesz pieniądz, jak i cięgi!
Cyganka popatrzyła z oburzeniem i kontynuowała:
– Nie dajesz szczęścia swej żonie. Zdradzasz ją z kobietami rozmaitego autoramentu. A do tego ciemiężone …
– Miej baczenie, że nawet za ostrożniej wypowiadane słowa równych tobie śmiałków wieszamy na szubienicach! – ryknął znowu towarzyszący carowi dyplomata.
– Mnie wasze groźby niestraszne – odpowiedziała mu słodkim głosem. – Tutaj władzy nijakiej nie macie, panie.
– To się jeszcze może odmienić, zapewniam cię, Cyganicho! – zagroził, lecz umilkł na wyraźne wskazanie Aleksandra.
– Czy będę najpotężniejszym władcą Rosji? – dopytywał zniecierpliwiony monarcha. – Zapiszę się w historii świata? Gadaj, do diaska!
Cyganka popatrzyła uważnie w jego rozpalone oczy, po czym uśmiechnęła się, ukazując poczerniałe i mocno przerzedzone zębiska.
– No, gadaj, co widzisz! – ponaglał Aleksander.
– Widzę siedem podniesień ręki na ciebie, panie! Albowiem już dziś stałeś się znanym wszem i wobec… – zaczęła obiecująco – … katem niewinnego polskiego narodu – dokończyła, ciągle trzymając wypielęgnowaną dłoń monarchy.
– Brednie! – Zdenerwowany car wyrwał rękę i zdzielił nią staruszkę prosto w głowę, zwalając wróżbitkę na pokrytą grubym, barwnym dywanem podłogę.
– Mówiłem, Wasza Wysokość, strata czasu! – poparł go doradca i kopnął kobiecinę kilkakrotnie w okolice klatki piersiowej z taką siłą, że aż słychać było łamanie kości.
Obaj wybiegli z namiotu cygańskiego, licząc na szybkie skonanie wykrwawiającej się wróżbiarki.
– I los pokarał cię już śmiercią syna najulubieńszego. A na tym nie koniec… – wystękała z trudem ku półotwartym drzwiom staruszka i zamknęła oczy.
Zdawać się mogło, że oddaje ducha, żegnając się z tym światem.
Po kilku jednak minutach, usłyszawszy cichnący odgłos carskiego powozu, Cyganka wstała spokojnie, poprawiła posiwiałe, bujne loki, a potem spojrzała na swoje skryte pod barwnymi tkaninami piersi, prawie zmiażdżone i całe zakrwawione, brudzące czerwienią dywan oraz ozdobioną koronkami suknię.
– Takiś hardy, Aleksandrze? Obaczym, czy sprostasz rzuconej teraz klątwie.
Nagle pochwyciła obiema dłońmi środek swej sukni w okolicach piersi i rozdarła na boki długimi szponami zbroczoną tkaninę oraz chuderlawe ciało. Rozerwane strzępy mięsa zwisały z jej klatki piersiowej, a ona spokojnie obrywała kolejne, aż dostała się do odsłoniętych częściowo kości żeber. Wbrew oczekiwaniom dwóch uchodzących do Rosji mężczyzn, cały szkielet kobiety znowu był odbudowany i po niedawnych złamaniach nie pozostał żaden ślad.
Stojąc tak z rozerwanymi trzewiami, stara Cyganka zakrzyknęła:
– Do mnie, syneczkowie, do mnie czym prędzej przybywajcie!
A spoglądała przy tym, jakby mówiła do kości. I istotnie tak właśnie było!
Z jej rozdartego, skrwawionego wnętrza, jaśniejącego teraz zdumiewającą, złotą poświatą, wyskoczyło siedem połączonych nadal ze sobą par żeber, otaczających serce, które teraz, odsłonięte w całej okazałości, biło rytmicznie.
Rozdzielone pary żeber stanęły przed nią w rzędzie, jedna obok drugiej, stopniowo rosnąc i przemieniając się w ludzkie postacie silnych, ogorzałych mężczyzn. Ubrani byli w podobne, kolorowe, cygańskie szaty.
– Co każesz, matiuszko? – zapytali chórem.
– Nie mówcie tak do mnie, syneczkowie, już nieraz prosiłam.
– Kiedy my po rusku cię zwiemy, bo tak wypada! – odrzekli zgodnym chórem.
– Czemuż to?
– Bo my Rosjanie!
– Nie, nieprawda! Tfu! Uchowaj Bóg! – Zdenerwowana splunęła, ale zaraz popatrzyła na nich z nieukrywaną dumą i radością.
Rozerwany tułów starowiny powrócił do dawnego wyglądu, podobnie jak, jeszcze niedawno pełna krwi i strzępów, barwna, długa suknia, tudzież dywan podłogowy.
– Nie? – zdumieli się razem.
– My Polacy! Tyle razy powtarzałam!
– Ale Polski nie ma, matiuszko…
– Jest!
– Gdzie? – Rozłożyli ręce, udając, że rozglądają się dookoła.
– Tu, i tu, i tu! – To mówiąc dotykała po kolei swej głowy, serca, aż na końcu uniosła obie dłonie. – Czas, aby ją w was obudzić!
– Rozkazuj, matiuszko, a zrobimy wszystko! – zawołali znowu razem.
Popatrzyła niby to karcąco, ale nie przestawała się uśmiechać.
– Mateńko – poprawili się i także uśmiechnęli.
Cyganka klasnęła w dłonie. Przy stoliku, nie wiedzieć, skąd, pojawiło się kilka krzeseł. Siedmiu braci Żebrowych usiadło na nich wraz z matką. Staruszka klasnęła znowu. Zza kotary nadleciała szklana kula, zawisła nad stolikiem na wysokości ich głów i pokazała opisywane sceny.
– Ty, syneczku – mówiła staruszka, wskazując jednego z mężczyzn – będziesz Dmitrijem Karakozowem. Po ukończeniu studiów pojedziesz do Petersburga. Pod bramą Letniego Ogrodu zaczaisz się na cara i wymierzysz do niego z pistoletu – instruowała go, przedstawiając wszystkim w lekko drgającej, zaczarowanej kuli opisywaną, pierwszą próbę zamachu.
– Tak uczynię, matko. – Mężczyzna wstał, ukłonił się jej z szacunkiem, ucałował pomarszczoną, podaną dłoń, po czym wskoczył do kuli i jako zamachowiec wyciągnął rękę z bronią w kierunku nadchodzącego monarchy.
Pozostali z zapartym tchem obserwowali przy magicznym stoliku, jak przypadkowy przechodzień zauważył młodzieńca, błyskawicznie podbiegł i podbił rękę Dmitrija, wskutek czego ten wystrzelił w górę. Zaraz też zjawiła się policja carska, schwytała próbującego uciekać zamachowca, a niedługo potem został on stracony.
Powrócił do nich w postaci ducha i przybrał znowu postać żywego śmiertelnika, Żebrowego.
Tymczasem starowinka wskoczyła do kuli, zajęła na krótką chwilę miejsce, w którym stał Dmitrij i nie tak dawno jeszcze mierzył do zaskoczonego monarchy.
– Przepowiedziałam… – wyszeptała do niego i zniknęła, wyskakując tuż za synem i usadawiając się obok pozostałych na krześle przy zaczarowanym stoliku.
– Nikoła, widziałeś ją?! – zawołał przerażony Aleksander.
– Kogo, Wasza Wysokość? Policję? – dopytywał towarzyszący mu doradca Mikołaj.
– Tę… No, tę… staruszkę… – wystękał niepewnie, lecz zaraz machnął ręką i odszedł czym prędzej ku pałacowi.
– Matko, zawiodłem… – Zwiesił głowę ze smutkiem wracający syn, klękając przy jej kolanach.
– Nie, syneczku – pocieszyła go, całując czule w skroń. – Rozpocząłeś to, co nieuniknione!
Uradowany słowami staruszki młodzian usiadł przy braciach i wszyscy znowu wpatrywali się wspólnie w drgającą w powietrzu, mieniącą się kolorami magiczną kulę.
Cyganka zwróciła się do kolejnego syna:
– Ty zostaniesz teraz Antonim Berezowskim.
– Brzmi dziwnie swojsko, lecz przecież… – Zdumiony mężczyzna patrzył w kulę, rozpoznając znajome budowle.
– Masz słuszność, syneczku, car Aleksander jest w naszym Paryżu, nie zważając na moje przestrogi! To tutaj właśnie strzelisz do niego, będąc w ciele byłego polskiego powstańca.
Młodzian wskoczył posłusznie w głąb kuli i jako zamachowiec nacisnął spust dwulufowego pistoletu, lecz ten niespodziewanie wybuchł mu w dłoni. Kule poleciały w przeciwne strony i raniły jego samego oraz konia stojącego przy powozie znienawidzonego monarchy. Carowi nic się nie stało.
Tym razem Polaka zatrzymał tłum Francuzów, oglądających paradę wojskową, następnie aresztowano go, a po kilku dniach osądzono, wymierzając karę ciężkich robót i tym samym nie odbierając mu życia. Oburzony Romanow potraktował to jako osobistą zniewagę i czym prędzej opuścił Francję.
– Tak mnie upokorzyć, tak obrazić! I to na oczach całej Europy! Jak on śmiał?! – gorączkował się Aleksander, wracając do Rosji. – Temu Bonapartemu wydaje się, że jest kontynuatorem czynów sławnego cesarza Francuzów, a nawet nie dorasta swemu stryjowi, Napoleonowi, do pięt! Było sprzymierzyć się nam z Prusami, bo wszak Francja zawsze trzymać będzie stronę zbrojnej rewolty, zawsze poprze Polaków.
– Na szczęście, jedynie dyplomatycznie, Wasza Wysokość, nigdy zbrojnie – uspokoił go siedzący obok doradca. – Jednakże, masz słuszność. Jeszcze nie wszystko stracone, Prusy z pewnością poprą naszą inicjatywę w tej materii i przystąpią do sojuszu…
I w tym przypadku, tuż po nieudanym zamachu, car ujrzał przez krótki moment ducha Cyganki, mówiącego wyraźnie:
– Przepowiedziałam ci…
Nikt inny jej tam nie widział ani nie słyszał. Lecz monarcha zrozumiał, że to klątwa zabitej staruszki ciąży nad nim i ciążyć będzie aż po śmierć. Nie wiedział, że napotkana przed laty i skatowana przez niego wróżbiarka nie jest zwykłą śmiertelniczką.
Drugi syn także przybył z zaczarowanej cygańskiej kuli niezadowolony i smutny. A mimo to matka, powróciwszy chwilę później, pochwaliła go za odwagę i zaprosiła znowu do stolika.
– Teraz, syneczkowie najmilejsi – zwróciła się do towarzyszących jej mężczyzn – przyspieszymy nieco bieg dziejów, bo na kolejną próbę przyszłoby nam poczekać aż dwanaście lat!
Przytaknęli i pilnie, niczym uczniowie w szkolnych ławach, czekali na polecenia.
– Tym razem to ty zaatakujesz cara jako Aleksander Sołowjow. – Cyganka pokazała palcem następnego syna.
Wraz z nim wskoczyła do szklanej kuli.
Zrozpaczony zamachowiec, tkwiąc w ogrodach cesarskich, najpierw zasalutował, a potem strzelał do uciekającego ku Pałacowi Zimowemu władcy tak długo, aż wyczerpał cały magazynek, a jednak żadna z kul nawet nie drasnęła znienawidzonego Romanowa.
Kiedy policja ujęła już sprawcę, monarcha odważył się wyjrzeć przez pałacowe okno. I ponownie w miejscu, w którym jeszcze nie tak dawno odbywał tradycyjny spacer, a potem został zaatakowany przez młodego rewolwerowca, teraz tkwiła starowinka w cygańskich łachmanach, mówiąca do niego tak wyraźnie, jakby stała tuż obok:
– Przepowiedziałam ci, Aleksandrze…
– Aresztować ją, aresztować! – darł się rozwścieczony car, lecz po staruszce nie było śladu.
Choć obecnie miejsce przy pałacu zapełniały rzesze strażników, nikt znowu jej nie widział ani też nie słyszał.
– Mateńko, nie masz mi za złe, że nawet z tak bliska nie zabiłem mordercy? – dopytywał skruszony nieudacznictwem trzeci syn.
– Nie, syneczku najmilejszy, żadnej tu twej winy nie ma. – Pogładziła go czule po bujnych, czarnych włosach. – Dzięki naszym staraniom kolejni zamachowcy utworzą organizację „Narodnaja Wola” i ich kolejne próby staną się coraz bardziej niebezpieczne dla strachliwego, podłego cara.
– To dobrze, prawda? – dopytywali wszyscy.
– A jakże! Będzie się coraz bardziej bał – dodała z tajemniczym uśmiechem.
Teraz wirująca w powietrzu czarodziejska kula powiększyła się kilkakrotnie i pokazała ośmiorgu widzom trzy miejsca przy torach kolejowych.
– Car będzie wracać pociągiem z Krymu do Petersburga. W ciele Andrieja Żelabowa podłożysz zatem ładunki wybuchowe w Odessie, Aleksandrowsku i Moskwie – instruowała czwartego syna, ten zaś słuchał uważnie i pokornie kiwał głową.
– Musi się udać! – zawołali z uśmiechami inni.
– Obaczymy – skwitowała krótko Cyganka, robiąc poważną minę i ostudzając tym zapał oraz nadzieje mężczyzn.
Zrozumieli w lot, że będzie to kolejna nieudana próba.
I rzeczywiście. Także i tym razem szczęście sprzyjało Imperatorowi Wszechrusi – przez Odessę pociąg wcale nie przyjechał, w Aleksandrowsku zapalnik nie eksplodował, zaś w Moskwie omyłkowo wysadzono inny wagon!
Spiskowców, udających ekipę budowlaną, szybko schwytano i uwięziono.
Po bezpiecznym odjeździe z zagrażających atakami stacji, wizerunek Cyganki ukazał się Romanowowi w samym wagonie.
– Przepowiedziałam ci, Aleksandrze Mikołajewiczu… – znowu urwała zdanie, pozostawiając jedynie trawiącą umysł monarchy niepewność.
– Powiedz do końca, co masz powiedzieć, a potem zamilknij na wieki, babo przeklęta! – ryknął ze złością do jej rozpływających się w powietrzu rysów Aleksander, ale wywołało to tylko szok towarzyszącej mu ochrony.
A car dyszał i rzęził od nagłej duszności, niczym w gorączce, coraz bardziej zalękniony i mniej pewny jutra. Powracający obraz zabitej w tak nikczemny sposób przed laty staruszki napawał go niezmiernym lękiem. Był przekonany, że to demon śledzi każdy jego ruch i każdy wyjazd.
– Mateńko, źle podpiąłem przewody, a w dodatku nie sprawdziłem zamiany wagonu cara i jego służby – przyznał ze zwieszoną głową wracający z wnętrza kuli Żebrowy.
– Nic to, synku kochany. – I jego ucałowała na pocieszenie cygańska matka. – Ziarno niepokoju zasiane, car nie prześpi już odtąd w spokoju żadnej nocy. Teraz czeka nas nieco trudniejsze zadanie…
Z krzesła wstał najwyższy Żebrowy, bo to na nim spoczęły oczy Cyganki.
– Jestem na twe rozkazy, mateńko – stwierdził posłusznie, po czym wskoczył w środek pomniejszonej kuli.
Pozostali obserwowali jego działania z zapartym tchem, a matka mówiła, zarówno jemu, instruując, jak i im, opowiadając o biegu zdarzeń:
– Jako jeden z działaczy Narodnej Woli, Stiepan Chałturin, najmiesz się do pracy w Pałacu Zimowym jako budowlaniec o fałszywym nazwisku Batyszkow.
– Nie lepiej strzelać, matko? – zapytał inny syn. – Albo wysadzić znowu pociąg z carem? Po co pchać się w sam środek żmijowego gniazda?
– Inni też tak myśleli – odpowiedziała spokojnie. – To miał być plan awaryjny, jeśli tamten, poprzedni, spali na panewce. Jak widzieliście, nie udało się, wagon cara przyjechał nietknięty. Trzeba było zatem szukać inszego sposobu.
– Lecz, co może zdziałać jeden robotnik w ogromnej siedzibie carskiej, pełnej gwardzistów, ochrony i służby? – powątpiewał inny syn.
– Będzie cierpliwie, dzień za dniem, dniówka za dniówką, znosił do środka dynamit! – skwitowała Cyganka.
– W celu? – zdumieli się inni.
– Wysadzenia całego Pałacu Zimowego! Taki przynajmniej był jego pierwotny plan.
– Całego pałacu? Toż to ogromne przestrzenie! Ile go tam przeniesie?
– Ponad sto piętnaście kilogramów!
– Sam jeden? Niemożliwe… I policja nie wpadła na trop?
– Cóż, syneczkowie, a i owszem. Wprawdzie przypadkowo natknęła się na spisek, znalazła w mieszkaniu innego członka organizacji plany pałacu i nieco nitrogliceryny, lecz mimo tego nie podjęto żadnych poważniejszych działań.
Siedząc wokół kuli, obserwowali dramatyczne wydarzenia, relacjonowane przez matkę.
– Nawet tak wielka ilość dynamitu nie wysadzi całego pałacu! – podsumował jeden z synów.
– Masz słuszność, kochanieńki. Dlatego wasz brat w ciele zamachowca Chałturina, zrozumiawszy to, wszystkie dotychczas przyniesione materiały wybuchowe umieszczał tylko w podłodze pod carską jadalnią. Spiskowcy otrzymali bowiem wiadomość, że pewnego konkretnego lutowego dnia car będzie gościć i tam właśnie podejmować przybyłego z Bułgarii księcia Aleksandra Battenberga.
– Oho, nasz brat już uchodzi z pałacu! – stwierdził z zaciekawieniem jeden z Żebrowych.
– Znaczy się: ładunek gotowy do wysadzenia! – podchwycił drugi, spoglądając z zainteresowaniem w środek kuli.
– Ale gdzie Romanow?
Nim Cyganka zdążyła odpowiedzieć, potężna eksplozja wstrząsnęła siedzibą cara.
– Udało się? – wypytywali bracia, wpatrując się w kłęby dymu.
– Pałac rozerwany i zniszczony od wewnątrz, wiele ofiar, lecz… Aleksandrowi znowu się udało! – wyjaśniła Cyganka.
Magiczna kula przeniosła ich ku zasypanym przez śnieżną zamieć torom kolejowym. Bracia spojrzeli zaskoczeni na matkę.
– Wskutek potężnej śnieżycy, pociąg oczekiwanego gościa spóźnił się na tyle, że powóz carski nie zdążył dotrzeć nawet do Pałacu Zimowego, a co dopiero do jego jadalni – powiedziała do nich i wskoczyła do kuli.
– Najjaśniejszy Panie, pałac wysadzony! – donosił jadącemu w karecie carowi wysłany gwardzista.
Nagle w jego miejscu ukazała się twarz Cyganki, która zaskrzeczała do Romanowa, a potem szybko zniknęła:
– Przepowiedziałam ci, Aleksandrze Mikołajewiczu, prób…
– Co dalej, co dalej?! – gorączkował się, rzucając rozcapierzonymi pazurami na przestraszonego wysłannika pałacowego, więc ten czym prędzej odjechał od powozu.
Gość bułgarski patrzył oniemiały na nagły atak gniewu swego gospodarza. Albowiem Cyganki, prócz cara, znowu nikt nie widział.
– Chałturin także zawiódł – poinformował zmartwiony syn, wracając z czarodziejskiej kuli i klękając przed matką.
– Nie do końca, syneczku – pocieszyła go Cyganka. – Zdołał zbiec i wkrótce weźmie udział w innym zamachu.
– Na Romanowa? – zapytał z nadzieją klęczący syn.
– Nie, na innego oprawcę. W carskiej Rosji ich nigdy nie brakowało. I nigdy nie zbraknie!
Znowu wszyscy zasiedli przy stoliku.
– Sierpniowym rankiem powóz cara tradycyjnie przejedzie przez Most Kamienny. Tam wraz z towarzyszami będziesz czekać na niego, synku, jako Andriej Żelabow. – Starowina tłumaczyła Żebrowemu, kiedy ten wstawał, wskakiwał do wnętrza kuli i usadawiał się przy moście. – W wodoszczelnych poduszkach zamachowcy zatopili na dnie rzeki cały ładunek dynamitu, a przewody doprowadzili do drewnianego pomostu. Plan zdawał się być doskonały.
Zgromadzeni przy magicznym stoliku Cyganki z uwagą śledzili rozwój wydarzeń.
A jednak i ta próba zamachu okazała się nieudana – kareta carska przejechała przez most bez jakichkolwiek problemów.
Mimo tego staruszka pokazała się drzemiącemu monarsze w oknie powozu, mówiąc:
– Przepowiedziałam ci, Aleksandrze Mikołajewiczu, prób zamachów…
Ten zaś, zaspany, przetarł oczy ze zdumienia, lecz uznał, że to najwidoczniej tylko senny koszmar, gdyż o żadnym zamachu mowy nie było. I dopiero dużo później policja carska wpadła na trop jego przygotowania.
– Matko, mimo znakomitego opracowania, i ten plan zawiódł – stwierdził ze smutkiem szósty syn.
– Nie twoja wina, kochaneńki, że towarzysz, odpowiedzialny za odpalenie ładunków, zaspał i przyjechał pod most zdecydowanie za późno – pocieszyła go matka.
– Czy tego cara nie da się zgładzić? – zdumiał się ostatni Żebrowy. – Tyle prób i nic! Jakby sami Anieli ogromnym zastępem nad nim czuwali!
– Istotnie, tak by się zdawać mogło, lecz uspokoję was, syneczkowie. Bóg zdecydowanie sprzyjać nie może takim nikczemnikom!
– Dzięki Najwyższemu – odetchnęli wszyscy.
– I to twoje zadanie będzie, synku najmilejszy. – Cyganka mrugnęła znacząco do siódmego mężczyzny. – Inżynier z Narodnej Woli, Nikołaj Kibalczyc, tym razem przygotował wam szklane bańki wypełnione całkowicie nitrogliceryną. Trzeba tylko nimi rzucić celem rozbicia, a same wybuchną.
– Jestem Rosjaninem? – dopytywał zniecierpliwiony tak długim czekaniem na swoją kolej siódmy Żebrowy.
– Nie, Polakiem.
– Walczę za naszą Polskę?
– Cóż, Ignacy Hryniewiecki jest wprawdzie Polakiem, lecz nie pamięta ojczyzny swych przodków. Walczy z caratem, jak towarzysze. W jego ciele dokonasz rzeczy wielkich, synku.
– A zatem jazda! – krzyknął ochoczo Żebrowy i wskoczył do kuli.
Pozostali spojrzeli uważnie na pokazywane w zaczarowanym artefakcie wydarzenia.
– Nawet aresztowanie przywódcy Narodnej Woli, Andrieja Żelabowa, nie zniechęciło zamachowców przed planowanym na 13 marca 1881 roku atakiem – relacjonowała Cyganka. – Ukochana pojmanego, Sofia Pierowska, kontynuowała ze wspólnikami przygotowania. Po naradzie z premierem car pojechał na paradę wojskową, a z niej do Zamku Michałowskiego. W drodze powrotnej do Pałacu Zimowego, wzdłuż Newskiego Prospektu, czekali już zamachowcy.
Najpierw ku karocy wyskoczył Nikołaj Rysakow, lecz woźnica umiejętnie skręcił i bomba spadła na tylne kolo, raniąc przypadkowego przechodnia i Kozaka z gwardii carskiej.
Rysakowa błyskawicznie zatrzymano, a Romanow, niepomny na ostrzeżenia służby, przekonany o swej nieśmiertelności i sprzyjającemu nadal szczęściu, wysiadł, następnie podszedł do spiskowca, grożąc palcem i mówiąc pewnym głosem:
– Jak widzisz, żyję. Śmierć mnie zawsze omija. Nigdy nie uda się wam pozbawić mnie życia!
A potem wzniósł oczy ku niebu i powiedział:
– Dzięki ci, Boże, za ocalenie.
– Nie za wcześnie dziękujesz Bogu? – zapytał Rysakow.
Nagle jego postać przeobraziła się w pomarszczoną Cygankę, która zaskrzeczała do monarchy:
– Przepowiedziałam ci, Aleksandrze Mikołajewiczu, prób zamachów siedem!
Car pobladł. Spojrzał na zgromadzonych dookoła ludzi, lecz zorientował się, że znowu nikt nie widzi prześladującej go latami staruchy. Romanow szybko odwrócił się i skierował ku karecie.
Nagle z tłumu wypadł Ignacy Hryniewiecki, wyciągnął z torby owiniętą w papier szklaną kulę z nitrogliceryną i rzucił ją prosto pod nogi cara. Rozległ się straszliwy huk, a po nim dym na moment przesłonił wszystko.
– Ziściło się! Tak się kończy pasmo morderstw i bezprawia, syneczkowie! – powiedziała z triumfem Cyganka, kiedy wszyscy spoglądali już znad stolika w głąb szklanej kuli.
Wśród wielu rannych, leżał i sam Aleksander Drugi, w kałuży krwi, z rozerwanymi trzewiami i kończynami. Kazał się wieźć do pałacu, gdzie wkrótce skonał, podobnie jak w szpitalu jego zabójca.
Wskutek zdrady przerażonego Rysakowa, spiskowców błyskawicznie schwytano i stracono. Odciętą głowę Hryniewieckiego policja umieściła w holu swej komendy w specjalnym słoju ze spirytusem ku przestrodze.
– Mateńko, czy już teraz będzie nasza Polska? – zapytali znowu chórem bracia Żebrowi.
– Nie, syneczkowie najmilejsi, na nią przyjdzie nam jeszcze poczekać – odpowiedziała z uśmiechem.
– Po cośmy zatem urządzali te zamachy? – dopytywali zdumieni.
– Aby pokazać światu, że niemożliwe możliwym staje się zawsze, gdy wierzyć mocno i nieustannie czynić starania.
– Co z nami teraz będzie?
– Jako Żebrowi pójdziecie w świat, założycie rodziny i osiądziecie wraz z nimi na stałe w wybranych siołach, pamiętając zawsze o swym pochodzeniu i dokonaniach.
– A ty, mateńko?
– Pozostanę w mojej paryskiej samotni i nadal będę przepowiadać ludziom ich przyszłe dzieje.
– Nie powrócisz do Polski?
– Kto wie, może i kiedyś tak się stanie, gdy już Polska na powrót trafi na mapy Europy i świata. A na razie jestem z nią cały czas.
– Bo ona jest i tu, i tu, i tu – powiedzieli wszyscy wraz matką, dotykając kolejno głów, serc i na końcu wznosząc zaciśnięte prawice. – Polska jest w nas i zawsze w nas będzie!
Hej bruce!
Fajna historyczna opowieść, podszyta odrobiną cygańskiej magii. :)
Nietuzinkowa ekipa zamachowców, a w tle nasza kochana Ojczyzna. Czytało się lekko i przyjemnie.
Poniżej, to co wpadło mi w oko:)
– Pokaż rękę, panie… – wycedziła starowina, wykrzywiając siwą głowę. Spoglądała przy tym zezowatymi oczami w nadziei na łatwy zarobek.
może?
Łypiąc przy tym bystrymi oczami w nadziei na łatwy zarobek.
Była mądrą kobietą, więc ten zez psuje mi jej wizerunek, chyba, że miał coś oznaczać?
– Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość. – Komisarz rosyjski skłonił się lekko i zacisnął zęby.
Tu słowo “komisarz” może nie pasować do epoki. Komisarze kojarzą się z czasami komunistycznymi. To czysto rewolucyjny wytwór bolszewików.
Pisałaś dalej “doradca”, co według mnie lepiej pozycjonowało tę postać.
Alternatywnie, może hrabia? Często to arystokraci towarzyszyli monarchom.
Oczywiście wszystko według Twojego uznania. :)
Pozdrawiam!
Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.
George’u Hornwoodzie, serdeczne podziękowania za uwagi, wskazówki i cały komentarz. :)
Zez babiny miał oczywiście spotęgować odczucie odrazy Mikołaja, który ciągle się skarży, że nie cierpi Cyganów.
Tu słowo “komisarz” może nie pasować do epoki. Komisarze kojarzą się z czasami komunistycznymi. To czysto rewolucyjny wytwór bolszewików.
Aż zerknęłam do netu, bo może faktycznie teraz opracowania podają inne wyjaśnienia tego terminu, ale czytam:
“W kontekście historycznym, "komisarz carski" oznaczał urzędnika mianowanego przez cara do pełnienia określonych zadań, często nadzorczych lub administracyjnych, na danym terenie lub w określonej dziedzinie”.
Klasyczny przykład z netu – Nowosilcow: “W latach 1815–1830 komisarz carski przy Radzie Stanu KP. Wróg polskich ruchów wolnościowych“.
Ja właśnie w tym znaczeniu użyłam tego wyrazu. ;) Nie wiem, ale chyba jest to ok?
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
bruce
Skoro tak, to “komisarz” zdecydowanie powinien pozostać.
Jest jak najbardziej ok. :)
Pozdrawiam!
Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.
doradca Rosji
“doradca władcy Rosji” miało być? Mogę nie mieć racji.
Komisarz rosyjski skłonił
Hmm raczej “rosyjski komisarz”?
Fajna opowieść, głównie broni się klimatem (magia czyniona przez wyrywanie żeber, mniam) i masą historycznych ciekawostek.
Troszkę zastanawiają mnie tacy polsko-patriotyczni Cyganie. Dzisiaj na pewno takich znajdziemy, ale w czasach rozbiorowych, gdy nawet sporo chłopstwa jeszcze nie było uświadomione narodowo? Hm.
Klikam i pozdrawiam
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Hej,
w bardzo interesujący sposób napisałaś patriotyczną historię i wplotłaś w nią masę magii i ciekawostek. Świetnie się to czytało, mimo że nie brakowało mroczniejszych, momentami wręcz makabrycznych scen. Synowie cyganki… albo los wyjątkowo im nie sprzyjał, albo rzeczywiście nie grzeszyli sprytem. :D Dobrze, że mieli taką wyrozumiałą matkę!
Spodobało mi się zakończenie. Było takie… słodko-gorzkie. Z jednej strony wprawiło coś w ruch, ale z drugiej nie dało jeszcze wolności.
Klikam i pozdrawiam! :)
George’u Hornwoodzie, bardzo dziękuję i pozdrawiam. :)
GalicyjskiZakapiorze, istotnie Cygani są tu wpleceni celowo w tak nietypowy sposób, aby zwrócić uwagę na zapomniana rolę mniejszości (albowiem walczyły one z caratem – np. w ostatnim zamachu jedną z czołowych działaczek organizacji terrorystycznej była właśnie ich przedstawicielka; tak naprawdę natomiast w spiskach brali udział członkowie innej mniejszości – Żydzi, stąd późniejsze mordy na nich jako odwet za udany zamach). :) Natomiast sama Cyganka jest jak najbardziej autentyczna. :) Rzeczywiście przepowiedziała ona carowi siedem zamachów. :)
Te określenia dałam w pełni świadomie, lecz – skoro rażą, zmienię, dzięki. :)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za klik. :)
Marszawo, dziękuję za komentarz i klik; cóż, to dzieje i nazwiska autentyczne – tyle razy próbowano zgładzić cara Aleksandra II Romanowa. :) Udało się dopiero za siódmym razem. :) Trzeba przyznać, że szczęście długo mu sprzyjało. :)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
Dobre, historyczne opowiadanie w nowym wydaniu z domieszką magii czytało się lekko. Brawo za obrazek – jeśli mogę zapytać, AI? Czy znalazłeś go w Google? Podobała mi się również domieszka makabrycznych scen – tworzy to ciekawy klimat. Zostawiam klika. Pozdrawiam.
Wielkie podziękowania, Adexx; obrazek z AI. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Serwus, Bruce!
Znowu masz fajny tekst z przeplataniem faktów i magii. Gratuluję historycznej wiedzy, wyobraźni i umiejętności łączenia jednego z drugim.
Opowiadanie mi się podoba – lecę zaklikać Cię do biblioteki.
Pozdrówka
rr
Cześć, bruce!
Wciąż mam wrażenie, że piszesz opowiadania szybciej niż ja komentarze. W każdym razie od jakiegoś czasu nie wpisałem się pod żadnym Twoim tekstem. A skoro umieszczasz coś w XIX wieku, który też nieraz inspirował mnie twórczo, to dobra okazja, żeby to zmienić.
Trudno mi Ci doradzać literacko, kiedy na dobrą sprawę kształtujesz własny gatunek – hybrydę opowiadania i wykładu historycznego. Wydaje mi się jednak, że o ile czasami potrafisz łączyć mocne strony tych dwóch gatunków (Okna praskie), to tutaj obydwa raczej ucierpiały przy krzyżowaniu. Pod kątem konstrukcji opowiadania nie jest korzystne, że proroctwo w pierwszej scenie odsłania prawie całość dalszego biegu zdarzeń, czytelnik ma pewność, iż przeczyta o siedmiu zamachach i siódmy się powiedzie. W dodatku konwencja wykładu sprawia, że wiele zdarzeń, które ciekawiej byłoby pokazać, otrzymujemy tylko jako opowiedziane (“Dlatego wasz brat w ciele zamachowca Chałturina, zrozumiawszy to, wszystkie dotychczas przyniesione materiały wybuchowe umieszczał tylko w podłodze pod carską jadalnią”). Brakuje odpowiedzi na pytania, które chyba byłyby ważne z punktu widzenia fabuły: Na czym dokładnie polega wnikanie Żebrowych w ciała zamachowców, co się dzieje w tym czasie ze świadomością tamtych? Dlaczego Cygance tak zależy, żeby jej “syneczkowie” czuli się Polakami, a nie Rosjanami; dlaczego nie Cyganami po prostu?
Patrząc z kolei w kategoriach wykładu, mam wrażenie, że występuje tutaj znaczne przesycenie trywialną warstwą faktograficzną – nazwiska, miejsca zdarzeń – podczas gdy mało miejsca jest poświęcone przyczynom i skutkom, skąd naprawdę brały się ruchy takie jak Narodnaja Wola i dlaczego nie były w stanie zrealizować swoich celów politycznych. Zarówno przy czwartym, jak i szóstym zamachu wymieniasz Żelabowa – może to nawet nie pomyłka, trudno mi od ręki znaleźć informacje o obu atakach, ale to trochę dziwne, żeby dwóch różnych braci wcielało się w tego samego człowieka. A wreszcie liczyłem na to, że na końcu opowiadania znajdzie się taka scenka: matka przyznałaby, że wyeliminowanie Aleksandra II będzie miało jak najgorsze skutki polityczne i odsunie perspektywę jakiejkolwiek liberalizacji w Imperium, a polowała na niego tylko dla prywatnej zemsty. Oczywiście wybrzmiałoby to mocniej, gdyby był tam ktoś, kto pomagał jej z własnej woli i poczucia patriotyzmu, a nie tylko zupełnie od niej zależni “syneczkowie”.
Kilka przypadkowych uwag:
szepnął poddenerwowany doradca monarchy
Lepiej “podenerwowany”.
Zdradzasz ją z kobietami rozmaitych aparycji.
Utarta fraza to “rozmaitego autoramentu”, zresztą co miałaby oznaczać ta wersja – ładnymi i szpetnymi?
– Miej baczenie, że nawet za ostrożniej wypowiadane słowa, równych tobie śmiałków wieszamy na szubienicach!
Drugi przecinek zbędny. Przy tym “równych tobie” dziwne w tym kontekście, pasowałoby raczej coś typu “podobnych do ciebie”, “śmiałków takich jak ty”.
– Ale Polski nie ma, matiuszko…
– Jest!
– Gdzie? – Rozłożyli ręce, udając, że rozglądają się dookoła.
– Tu, i tu, i tu! – To mówiąc dotykała po kolei swej głowy, serca, aż na końcu uniosła obie dłonie. – Czas, aby ją w was obudzić!
I pytam sie, bo mnie wiezą przez lasy, przez jakiesi murowane miasta –– “a gdziez mnie, biesy, wieziecie?”, a oni mówią: “do Polski” – a kaz tyz ta Polska, a kaz ta?
Aby zakończyć komentarz w pozytywnym tonie: zdecydowanie doceniam klimat, przemawiające do wyobraźni opisy anatomiczne, nietuzinkowy pomysł na magię, a także pewien rodzaj – z braku lepszego słowa – czułości, serdecznego podejścia do bohaterów.
Pozdrawiam!
Witam serdecznie, Robercie Raksie i bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię. Co do wiedzy, niestety, nie mam jej aż tak rozległej, sama czytałam kiedyś o zaledwie dwóch z przeprowadzonych zamachów. :) Posiłkowałam się najnowszymi opracowaniami. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Witam serdecznie, Ślimaku Zagłady. :) Dziękuję za opinię oraz wskazówki, nadal mam niestety tendencję do nadmiernej ilości przecinków. :) Zaraz poprawę wszystko, raz jeszcze dziękuję. :)
Wciąż mam wrażenie, że piszesz opowiadania szybciej niż ja komentarze.
Tu zacytuję słynne powiedzonko Płotnickiego z “Małżeństwa z rozsądku” – jak mawiano: jedynego filmu, w którym Olbrychski tańczy: “Aluzju poniał”. :)
Przepraszam, pozwolę sobie jednak stanąć w obronie mojego opowiadania. :)
Pod kątem konstrukcji opowiadania nie jest korzystne, że proroctwo w pierwszej scenie odsłania prawie całość dalszego biegu zdarzeń, czytelnik ma pewność, iż przeczyta o siedmiu zamachach i siódmy się powiedzie.
Przyznam, że mocno zaskoczył mnie taki komentarz. :) Nigdzie w opowiadaniu nie ma mowy o tym, że to przepowiednia prawdziwa. Nigdzie też nie ma mowy o tym, że siódmy zamach się powiedzie. Nikoła wyraźnie podkreśla, że nie wierzy w takie wróżby (jak zresztą większość ludzi). Aleksander wprawdzie początkowo chętnie słucha pozytywnych słów Cyganki, lecz jego atak na kobietę i skatowanie jej (czego dopuścił się wraz z doradcą) świadczyć miały, że nie obawiają się ani jej, ani jej przepowiedni, ani też prawdopodobnej klątwy, jaką na niego rzuci umierając.
W dodatku konwencja wykładu sprawia, że wiele zdarzeń, które ciekawiej byłoby pokazać, otrzymujemy tylko jako opowiedziane (“Dlatego wasz brat w ciele zamachowca Chałturina, zrozumiawszy to, wszystkie dotychczas przyniesione materiały wybuchowe umieszczał tylko w podłodze pod carską jadalnią”).
Ujęcie zamachów w taki sposób jest celowe – miało być w miarę szybkie, ciekawe, nie zanudzać i nie zniechęcać do dalszego czytania. :)
Brakuje odpowiedzi na pytania, które chyba byłyby ważne z punktu widzenia fabuły: Na czym dokładnie polega wnikanie Żebrowych w ciała zamachowców, co się dzieje w tym czasie ze świadomością tamtych? Dlaczego Cygance tak zależy, żeby jej “syneczkowie” czuli się Polakami, a nie Rosjanami; dlaczego nie Cyganami po prostu?
Żebrowi służą realizacji przepowiedni, o której prawdziwości na razie wie tylko Cyganka. Świadomość tamtych jest świadomością tamtych – Żebrowi, wnikając w ich ciała, stają się nimi. Postępują tak, jak tamtym pozwalają okoliczności. Cyganka ani inni bracia nie mogą im wtedy pomagać.
Cygance zależy na tym, ponieważ ma w sercu Polskę – ojczyznę. Hmm… sądziłam, że wybrzmiało to wyraźnie, skoro parokrotnie o tym mówiła, najwidoczniej – nie. :(
Patrząc z kolei w kategoriach wykładu, mam wrażenie, że występuje tutaj znaczne przesycenie trywialną warstwą faktograficzną – nazwiska, miejsca zdarzeń – podczas gdy mało miejsca jest poświęcone przyczynom i skutkom, skąd naprawdę brały się ruchy takie jak Narodnaja Wola i dlaczego nie były w stanie zrealizować swoich celów politycznych.
No tak, tylko to nie miał być wykład historyczny, bo wielokrotnie zarzucano mi takie cechy opowiadań. Tu nie ma miejsca na opowieść o historii tej organizacji spiskowej (i innych), nie temu poświęciłam tekst. :) Nazwiska i wydarzenia mają pokazać, że zamachy rzeczywiście są organizowane, są prawdziwe, car coraz bardziej się boi, bo zaczyna rozumieć, że przepowiednia Cyganki była prawdziwa.
Zarówno przy czwartym, jak i szóstym zamachu wymieniasz Żelabowa – może to nawet nie pomyłka, trudno mi od ręki znaleźć informacje o obu atakach, ale to trochę dziwne, żeby dwóch różnych braci wcielało się w tego samego człowieka.
Nie, to nie pomyłka, on działa ciągle w organizacji, jest jej przywódcą. Celowo inni bracia wcielają się w jego postać – Żelabow na początku zamachów jest całkiem innym Żelabowem później, kiedy opracowania ataków są dużo bardziej precyzyjne i lepiej przemyślane.
A wreszcie liczyłem na to, że na końcu opowiadania znajdzie się taka scenka: matka przyznałaby, że wyeliminowanie Aleksandra II będzie miało jak najgorsze skutki polityczne i odsunie perspektywę jakiejkolwiek liberalizacji w Imperium, a polowała na niego tylko dla prywatnej zemsty. Oczywiście wybrzmiałoby to mocniej, gdyby był tam ktoś, kto pomagał jej z własnej woli i poczucia patriotyzmu, a nie tylko zupełnie od niej zależni “syneczkowie”.
W żadnym wypadku nie zamierzałam bronić tutaj cara. Całkowicie świadomie pominęłam, zawarte w każdym opracowaniu podsumowania, jak to źle się stało, że go zabito, bo miał tyle planów reform, zaś tępy następca wrócił do starego porządku. Cyganka o tym mówiła, lecz pochwały zasług przesłoniły złe postępki władcy. Aleksander jest tu pokazany jako przedstawiciel caratu, nie tylko jako on sam jeden – człowiek. To nie jest absolutnie zemsta osobista Cyganki, wielokrotnie jest o tym mowa w tekście – ona pisze o poczuciu związku z Polską, choć przebywa na wymuszonej emigracji, Francja także popiera Polskę i Polaków, ich zrywy narodowościowe, do tego powstają liczne organizacje antycarskie, a nawet sami zamachowcy, na własną rękę, ryzykując życie, atakują znienawidzonego monarchę, bo jest on symbolem bezprawia i mordów na naszym narodzie. Reformy społeczne, nawet najmądrzejsze, nie mają nic do rzeczy wobec mordów na Polakach – tak miało to wybrzmieć.
Zależność syneczków wynika z tego, że zostali stworzeni z jej żeber, zatem są na razie poddani jedynie jej woli i wypełniają jej rozkazy. Zresztą z jej słów jasno wynika, że nie po raz pierwszy. :)
Gdybym opisała stuprocentowo wyssane z palca odwiedziny wymyślonego monarchy, któremu nie w smak były krytyki wróżącej Cyganki, a ona w zemście za skatowanie wyciągnęła żebra i wyczarowanych z nich synów rzuciła poprzez swoją kulę przeciw temu władcy, aby go próbowali zamordować – to byłaby w całości jej prywata i jej osobista zemsta. Tutaj tak nie było. Zamachy miały miejsce naprawdę (stąd podane pewne, śladowe ilości faktów historycznych, jak np. daty czy nazwiska zamachowców). :)
Skoro wspominasz o “Oknach praskich”, pozwolę sobie wspomnieć także, że tekst ten nie przypadł Ci wówczas do gustu, był skrytykowany m. in. za ubogą formę, zatem staram się pokazać w kolejnych tekstach nieco więcej, niż tylko suche dialogi. :) Ciągle pracuję nad opowiadaniami, starając się je udoskonalać w miarę moich skromnych możliwości. :) Nie zbuduję od razu całego Krakowa. :)
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję, bo Twoje uwagi i moje wyjaśnienia (mam nadzieję – w miarę logiczne) być może rozwieją wielu Czytelnikom trawiące ich wątpliwości. :)
Pecunia non olet
Dziękuję za tak serdeczne powitanie!
“Aluzju poniał”.
To również samokrytyka, że piszę komentarze zbyt wolno – ot, choćby “Okulary Klarysa” od początku mam ochotę skomentować, a nijak nie mogę zebrać myśli, żeby napisać coś sensownego, wyważonego i użytecznego dla Ciebie jako autorki.
Przepraszam, pozwolę sobie jednak stanąć w obronie mojego opowiadania. :)
Ależ nie ma za co przepraszać, to bardzo miłe, że masz chęć podjąć dialog! Przecież nie komentuję po to, żeby zmieszać tekst z błotem, lecz żeby podzielić się wrażeniami i na miarę swoich skromnych możliwości pomóc w rozwoju literackim.
Przyznam, że mocno zaskoczył mnie taki komentarz. :) Nigdzie w opowiadaniu nie ma mowy o tym, że to przepowiednia prawdziwa. Nigdzie też nie ma mowy o tym, że siódmy zamach się powiedzie.
I właśnie: dzielę się wrażeniami, ale nie mogę twierdzić, że mój odbiór tekstu będzie uniwersalny. Wydaje mi się oczywiste, że czytelnik uzna przepowiednię wyeksponowaną z takim naciskiem w pierwszej scenie jako prawdziwą. Możesz jednak chcieć to przetestować na jakimś odbiorcy, któremu nie otwierają się od razu w głowie szufladki z wiedzą o XIX wieku.
Ujęcie zamachów w taki sposób jest celowe – miało być w miarę szybkie, ciekawe, nie zanudzać i nie zniechęcać do dalszego czytania. :)
Pewnie spotkałaś się kiedyś z zasadą “show, not tell”. Sam nie jestem zasady tej zwolennikiem – wydaje mi się, że dobrze użyte w odpowiednich miejscach “tell” może nadać opowiadaniu niepowtarzalny klimat – ale tu mamy ekstremalny przypadek, gdzie większą część zdarzeń dostajemy tylko opowiedzianą przez osobę trzecią, bez oglądania zamachów oczami bohaterów.
Świadomość tamtych jest świadomością tamtych – Żebrowi, wnikając w ich ciała, stają się nimi. Postępują tak, jak tamtym pozwalają okoliczności.
Chyba coraz bardziej nie rozumiem – skoro nie wpływają na ich świadomość, nie modyfikują biegu zdarzeń, to na czym w ogóle polega to wcielanie się, w jaki sposób służy realizacji planu? Jeżeli gdzieś w tekście jest wyjaśnienie, to musiałem je przeoczyć.
Cygance zależy na tym, ponieważ ma w sercu Polskę – ojczyznę. Hmm… sądziłam, że wybrzmiało to wyraźnie, skoro parokrotnie o tym mówiła, najwidoczniej – nie. :(
To akurat wybrzmiało, tylko wydało mi się mało prawdopodobne, bo skąd u XIX-wiecznej Cyganki polska świadomość narodowa? Poszczególne grupy tej ludności mają własną świadomość etniczną. Mogę się mylić, ale nie zetknąłem się nigdy z informacją, żeby np. członkowie Polskiej Romy Nizinnej w okresie zaborów jakoś wyraźnie identyfikowali się z polskością, a tym bardziej wspierali “polskich panów” przeciwko carowi.
No tak, tylko to nie miał być wykład historyczny, bo wielokrotnie zarzucano mi takie cechy opowiadań. Tu nie ma miejsca na opowieść o historii tej organizacji spiskowej (i innych), nie temu poświęciłam tekst. :)
Rozumiem, ale jak dla mnie dopiero tutaj wyszedł Ci wykład, i to gorzej poprowadzony, przesycony nazwiskami, miejscami i innymi nieistotnymi szczegółami zamiast istotnej treści wydarzeń historycznych.
Nie, to nie pomyłka, on działa ciągle w organizacji, jest jej przywódcą. Celowo inni bracia wcielają się w jego postać – Żelabow na początku zamachów jest całkiem innym Żelabowem później, kiedy opracowania ataków są dużo bardziej precyzyjne i lepiej przemyślane.
Czytelnikowi będzie niezwykle trudno domyślić się tej celowości. Jeżeli nie opisujesz w tekście, jak i dlaczego dwóch różnych braci wciela się w przywódcę organizacji, tylko rzucasz tym samym nazwiskiem w dwóch osobnych akapitach bez żadnego komentarza, to bardzo wygląda na pomyłkę.
W żadnym wypadku nie zamierzałam bronić tutaj cara. Całkowicie świadomie pominęłam, zawarte w każdym opracowaniu podsumowania, jak to źle się stało, że go zabito, bo miał tyle planów reform, zaś tępy następca wrócił do starego porządku. (…) Reformy społeczne, nawet najmądrzejsze, nie mają nic do rzeczy wobec mordów na Polakach – tak miało to wybrzmieć.
Wiem, że nie napisałem nic oryginalnego, to znaczy ten komentarz pojawia się rzeczywiście w każdym opracowaniu, a jako historyczka niewątpliwie jesteś lepiej ode mnie przygotowana do tej dyskusji. Chętnie się zgodzę, że zabicie cara było usprawiedliwione – nie jako zemsta, ale złożony z należytą starannością trybunał podziemny miałby dostateczne powody, by go skazać na śmierć (w braku technicznej możliwości dożywotniego uwięzienia). Nie znaczy to przecież, że przy całej słuszności moralnej należało podjąć taką decyzję, jeżeli miała przynieść gorsze jeszcze skutki. Tutaj po prostu dostrzegłem potencjał fabularny w wyobrażeniu bohaterki, która manipuluje zza kulisów jak najbardziej prawdziwymi wydarzeniami historycznymi, doprowadzając do śmierci cara tylko dlatego, że wyrządził jej kiedyś osobistą krzywdę, a szczerych patriotów wykorzystując jako marionetki z pełną świadomością, że ten czyn nie przyniesie wcale korzyści ani Polsce, ani Rosji. Naturalnie jest Twoją autorską decyzją, czy pragniesz taki potencjał wykorzystać.
Skoro wspominasz o “Oknach praskich”, pozwolę sobie wspomnieć także, że tekst ten nie przypadł Ci wówczas do gustu
Tu mnie poważnie zaskoczyłaś:
Temat obrałaś sobie bardzo wdzięczny i robi wrażenie, jak udało Ci się go wyzyskać: przedstawiłaś kluczowy moment dziejowy w sposób oryginalny, humorystyczny, w pełni ukazujący jego wagę i specyfikę kulturową, raczej dobrze wyważyłaś zastosowanie potocznych zwrotów. (…) Podobnie pointa: nie mogę się wypowiadać za ogół czytelników i pewnie są tacy, którzy uznają ją za wybitną (…) genialnie ukazujesz reakcje obiektów sporu, całe to odwrócenie ról, w którym to śmiertelnicy wypadają dostojniej! wypadają! (…) jeżeli dojdzie do głosowania piórkowego, będę się jeszcze musiał zastanowić, ale prawdopodobnie będę na nie. (…) świetnych walorów komicznych, które udało Ci się osiągnąć w tej konwencji scenki teatralnej. (…) Jak widzisz, naprawdę nie szkoda mi było poświęcić trochę czasu na ten utwór i nie mam cienia wątpliwości, że jeśli dojdzie do głosowania, pozostali członkowie Loży także nie będą żałować!
Tamten tekst zdecydowanie przypadł mi do gustu, uważałem go za bardzo przyjemną i godną uwagi lekturę, mało co poniżej progu piórkowego – i sądziłbym, że wynikało to z moich komentarzy dostatecznie jasno. Oczywiście poza zacytowanymi pochwałami skupiałem się na mniej lub bardziej subiektywnie postrzeganych mankamentach, ale to chyba normalne, że staram się wskazać, co można by poprawić, żeby komentarz był merytoryczny i przynosił autorowi korzyść. Jeżeli odebrałaś to inaczej, uznałaś ogólny ton moich wpisów za negatywny, to siłą rzeczy pozostawia pytanie, w jaki sposób mógłbym zmodyfikować swoją metodę komunikacji, żeby lepiej przekazywać intencje.
Również Ci bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
Dziękuję, Ślimaku Zagłady, na komentarz. :)
Wspomnienie o aluzji ma się jak najbardziej tylko i wyłącznie do mojej samokrytyki, umieściłam dziś (bo zamierzałam już wcześniej dziś je opublikować) kolejne opowiadanie i jestem przekonana, że spotka się z kolejną krytyką tylko z powodu daty. Piszę za dużo i za często publikuję rzeczy słabe i niedopracowane. Taka była moja własna uwaga, tkwiąca w moim wspomnieniu o aluzji i filmowym cytacie. A zamieszczona powyżej ilość krytycznych opinii to pokazuje i jest najlepszym dowodem. :)
Nigdzie nie wspomniałam, że polscy Cyganie w wyjątkowy sposób podchodzili do kwestii narodowowyzwoleńczych, szczególnie po powstaniu styczniowym. Co nie znaczy, że ta Cyganka tak podchodzić nie mogła. Jej Żebrowi służą wyłącznie uważnemu, chronologicznemu śledzeniu przeprowadzonych zamachów i pokazaniu synom, zrodzonym z jej żeber, że zabicie cara, nawet przy tak wielu próbach, jest możliwe. Uświadomieniu im, że za ojczyznę warto walczyć do końca. Oni wcielają się w postacie historyczne, lecz dotąd nikt przed Cyganką nie stworzył takiego porównania całego ciągu zamachów, wszyscy zamachowcy przecież często nie znali się nawzajem, bywało, że i policja wpadała na ich trop później, nie informując o wszystkim cara. Pokazanie sceny z Żebrowymi miało uporządkować po raz pierwszy serię zamachów, przepowiedzianych przez Cygankę. Nie przypuszczam, aby ktoś, nie znający zbyt dobrze historii XIX wieku, wiedział o nich wszystkich, a tym bardziej o tym, że akurat to siódmy miał być udanym. Mało kto w ogóle słyszał o takiej przepowiedni, choć to fakt autentyczny.
Niestety, nie mogę się całkowicie zgodzić z twierdzeniem, że zabójstwo cara nie przyniosło żadnych korzyści. Gdyby tak było, nie podejmowano by aż tak wielu prób, tak sądzę. Do tego plany reform to bardzo przyszłościowa sprawa, liczy się to, co było teraz. A “teraz” car oznaczał wyłącznie niewolę i zło. Co do wykładu natomiast, każdy Czytelnik wskazuje mi na inne wady kolejnych opowieści, sięgających do historii, z reguły pisząc, że wychodzi z tego nudny wykład o zbyt wielu nieistotnych szczegółach, lecz dla każdego jest to inny dowód, inne szczegóły. Wyciągam z tego takie same wnioski, jak ze wspomnianej dialogowej powiastki o defenestracji. Tam wyraźnie było powiedziane, że to tylko dialog, brak czegoś dodatkowego, ciekawszego, jakiejkolwiek fabuły historycznej, postaci obok tych dyskutujących, panoramy dziejowej. Jak mawiała moja Mama – “cokolwiek zrobisz, będziesz żałował”. :) Najwyraźniej, formy, jakie obrałam, nie są zbyt chętnie przyjmowane, a fakty historyczne w takich “hybrydach” budzą sporą niechęć, z czym się jak najbardziej godzę. :) Po prostu czas z nich zrezygnować. :)
A wspomnianego “potencjału”, którego nie wykorzystuję w żadnym moim opowiadaniu, mam już rzeczywiście spore pokłady – zawsze pomysł uznawany jest za całkiem niezły, z wykonaniem dużo, dużo gorzej. Cóż, bywa, po prostu ja mam taki styl. :)
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo Ci dziękuję za tyle poświęconego mi czasu oraz uwagi. :)
Pecunia non olet
kolejne opowiadanie i jestem przekonana, że spotka się z kolejną krytyką tylko z powodu daty. Piszę za dużo i za często publikuję rzeczy słabe i niedopracowane.
Powtórzę: nie chciałem krytykować Twojego tempa, raczej wyrazić zakłopotanie, że wiele z Twoich tekstów na pewno zasługiwałoby na uwagę i komentarz, a nie nadążam ich czytać. Jeżeli rzeczywiście uważasz, że publikujesz rzeczy niedopracowane, to może powinnaś zwolnić, poświęcać więcej czasu na ich poprawianie przed “wypuszczeniem na wolność” – ale ja Ci nie potrafię zagwarantować, że to naprawdę podniesie ich jakość.
Nigdzie nie wspomniałam, że polscy Cyganie w wyjątkowy sposób podchodzili do kwestii narodowowyzwoleńczych, szczególnie po powstaniu styczniowym. Co nie znaczy, że ta Cyganka tak podchodzić nie mogła.
Niby mogła, ale wyobraź sobie teraz, że czytasz utwór, w którym występuje taki człowiek: mieszka sobie, dajmy na to, w Irlandii Północnej, narrator nazywa go “Polakiem”, ale nie widać nigdy, żeby mówił po polsku czy uczestniczył w polskiej kulturze, a swoim dzieciom wpaja, że mają się koniecznie czuć Irlandczykami, nie Brytyjczykami. Nie zastanowiłoby Cię, czy taka postać jest wiarygodna jako Polak oraz czy autor w ogóle zdaje sobie sprawę z istnienia polskiej tożsamości narodowej?
Jej Żebrowi służą wyłącznie uważnemu, chronologicznemu śledzeniu przeprowadzonych zamachów i pokazaniu synom, zrodzonym z jej żeber, że zabicie cara, nawet przy tak wielu próbach, jest możliwe.
Może źle zrozumiałem zamysł tekstu, bo wydawało mi się, że według Twojej opowieści ona miała jednak wywrzeć jakiś wpływ na wydarzenia, a nie tylko je obserwować i porządkować.
Nie przypuszczam, aby ktoś, nie znający zbyt dobrze historii XIX wieku, wiedział o nich wszystkich, a tym bardziej o tym, że akurat to siódmy miał być udanym. Mało kto w ogóle słyszał o takiej przepowiedni, choć to fakt autentyczny.
O przepowiedni rzeczywiście nie słyszałem. O zamachach mniej więcej tak – wiedziałem o tym Berezowskiego oraz o tym, że Narodnaja Wola atakowała kilkakrotnie, zanim im się udało, znałem też niektóre szczegóły (np. co do eksplozji w Pałacu Zimowym).
Niestety, nie mogę się całkowicie zgodzić z twierdzeniem, że zabójstwo cara nie przyniosło żadnych korzyści. Gdyby tak było, nie podejmowano by aż tak wielu prób, tak sądzę. Do tego plany reform to bardzo przyszłościowa sprawa, liczy się to, co było teraz. A “teraz” car oznaczał wyłącznie niewolę i zło.
To jakie korzyści przyniosło? Ja naprawdę rozumiem, dlaczego spiskowcy usiłowali go zabić, mogę współczuć ich racjom, ale to wcale nie znaczy, że było to pożądane z pragmatycznego punktu widzenia. Podejmowanie wielu prób niczego nie dowodzi, ludzie próbują różnych rzeczy, czasami zupełnie szkodliwych.
Co do wykładu natomiast, każdy Czytelnik wskazuje mi na inne wady kolejnych opowieści, sięgających do historii (…) Tam wyraźnie było powiedziane, że to tylko dialog, brak czegoś dodatkowego, ciekawszego, jakiejkolwiek fabuły historycznej, postaci obok tych dyskutujących, panoramy dziejowej. Jak mawiała moja Mama – “cokolwiek zrobisz, będziesz żałował”. :)
Raczej żaden czytelnik nie próbuje Cię zranić, (prawie) wszyscy starają się tutaj komentować merytorycznie, podsunąć możliwości ulepszenia lub rozwinięcia tekstu według swojej najlepszej wiedzy. W ostatecznym rozrachunku sama musisz ocenić, które komentarze są bezwartościowe, a z których możesz wyciągnąć dla siebie jakieś wnioski na przyszłość, żeby pisać jeszcze ciekawiej i umiejętniej.
Jeszcze przypadkowe drobiazgi wyłowione z tekstu:
oddał strzał z dwulufowego pistoletu, lecz niespodziewanie podczas eksplozji kule raniły jego samego oraz konia, stojącego przy powozie znienawidzonego monarchy.
Podczas jakiej eksplozji? I jak on to zrobił, że postrzelił się z własnej broni, mierząc do przodu? Rykoszet? A może pistolet wybuchł mu w dłoni?
Zrozpaczony zamachowiec, tkwiąc w ogrodach cesarskich, najpierw zasalutował, a potem strzelał do uciekającego ku Pałacowi Zimowemu władcy
Dlaczego zamachowiec był zrozpaczony i dlaczego najpierw zasalutował?
Nawzajem dziękuję za podtrzymanie rozmowy i cierpliwe wyjaśnianie wątpliwości oraz ponownie pozdrawiam!
Ślimaku Zagłady, jak zawsze w bardzo dyplomatyczny sposób, ale jednak piszesz to, co ja doskonale czuję i widzę. Dziękuję za dyplomację oraz nieustającą delikatność w sposobie wyrażenia naturalnie nasuwającego się wniosku. :)
Cóż, wybacz mi, ale nie będę wyjaśniać już tych wszystkich szczegółów, o które teraz pytasz; gdzie i co oraz komu i dlaczego wypaliło, nie mam na ten temat żadnej fachowej wiedzy, to opracowania historyczne, na których się opierałam, podawały takie fakty; mnie tam przecież nie było i niczego takiego nie widziałam; nie wiem, jak działały ówczesne pistolety i jakiej były marki oraz pochodzenia, że akurat wypaliły tak, a nie inaczej, niemniej stało się właśnie tak, jak to przedstawiłam.
Jak widzę, obrona własnego opowiadania chyba nie daje za wiele, bo pojawiają się nieoczekiwanie dodatkowe pytania i tak można w nieskończoność. :) Lepiej było mi od razu napisać: “masz rację, źle to wypadło, kładę uszy po sobie i popieram całą tę krytykę”, nawet jeśli się z nią nie zgadzam. :)
Napiszę po prostu, że w moim zamierzeniu Cyganka uosabia polską emigrację popowstańczą (której pełna była ówczesna Francja), dodatkowo wykorzystując możliwość przepowiedzenia znienawidzonemu carowi znienawidzonego imperium to, co nieuniknione. Myślałam, że wybrzmiało to wyraźnie, że to nie jest zwyczajna osoba, lecz postać ze wszech miar fantastyczna i dokonująca rzeczy niemożliwych i to bynajmniej nie dlatego, że była wróżbitką. Cyganka z mojego opowiadania, wspominająca Polskę i rozrywająca sobie bez jakichkolwiek problemów wnętrzności chwilę po skatowaniu przez dwóch Rosjan, nie jest typową przedstawicielką ówczesnych Romów. To postać fikcyjna. :) Ma cechy fantastyczne. :)
Co do poważnych i dalekosiężnych konsekwencji, o które pytasz i o których wcześniej wspomniałam, to typowy temat-rzeka. Weźmy choćby to, że naturalnym faktem było, iż po tylu nieudanych próbach, nareszcie udany zamach przywrócił nadzieje kolejnych działaczy spiskowych w zrzucenie jarzma i rusyfikacji (Polacy) oraz caratu w ogóle (Rosjanie). Musielibyśmy tutaj dyskutować długo i szczegółowo o tym, że zdziesiątkowana po 1881 roku Narodnaja Wola to przecież nie jedyni działacze i nie jedyne próby zamachów na monarchów rosyjskich. Uważany za tępego despotę, syn i następca zabitego, Aleksander III Romanow, także musiał obawiać się nieustannie o swoje życie, zamachy na niego przygotowywali m. in. bracia Piłsudscy czy brat Lenina; trudno powiedzieć, jaki wpływ udany zamach z 1881 r. miał na powstanie bolszewików, ich rewolucje oraz wymordowanie wnuka Aleksandra II, Mikołaja Ii i całej jego rodziny oraz na zmianę ustroju w Rosji, faktem jednak jest, że w niedługi czas po omawianym tu zamachu carat obalono ostatecznie i bezpowrotnie. Nie oceniam oczywiście, czy to dobrze, czy źle, bo nie miejsce po temu, ale tym, którzy kolejne zamachy czy też rewolucje przeprowadzali, zabójstwo, dokonane przez Hryniewieckiego, ułatwiło drogę do ostatecznej realizacji rewolucyjnych czy też spiskowych celów. A obalenie caratu i walki wewnętrzne w Rosji na pewno pomogły w dużej mierze odzyskać niepodległość wielu narodom. Dodam jeszcze ważny argument (co do konsekwencji udanego, siódmego zamachu), także podkreślony w moim tekście – Francja, mimo bezsprzecznie posiadanej wiedzy na temat wielu planowanych przez cara Aleksandra II zmian, zachowała się po zamachu na jej terytorium tak, a nie inaczej, spodziewając się rzecz jasna oburzenia cara i ochłodzenia stosunków z Rosją. Car był postrzegany przez nią jako symbol zniewolenia i zła.Ona była także ZA zamachami. Przyznam jednak, że nie spodziewałam się aż tak daleko wysuniętego sięgania po fakty historyczne przy komentowaniu tego skromnego opowiadania. :)
Pozdrawiam serdecznie i także bardzo dziękuję za Twoje uwagi oraz pomocne wskazówki. :)
Pecunia non olet
Jak widzę, obrona własnego opowiadania chyba nie daje za wiele, bo pojawiają się nieoczekiwanie dodatkowe pytania i tak można w nieskończoność. :) Lepiej było mi od razu napisać: “masz rację, źle to wypadło, kładę uszy po sobie i popieram całą tę krytykę”, nawet jeśli się z nią nie zgadzam. :)
Dłuższą chwilę wahałem się, jak odpisać. Bruce, naprawdę nie wiem, jakich sformułowań mam użyć, żeby Cię przekonywać, że nikt tutaj – a z całą pewnością ja – nie chce koniecznie Ci dopiec ani udowodnić, że napisałaś słabe opowiadanie. Przypuszczam, że piszesz o zagadnieniach i postaciach, które Cię interesują i chcesz się nimi dzielić z czytelnikami. Wobec tego potrafisz chyba uwierzyć, że szczegółowy, merytoryczny komentarz jest wyrazem wzajemnego zainteresowania i chęci rozmowy na te ciekawe dla nas obojga tematy, a nie złośliwej krytyki? Gdy czegoś nie rozumiem, staram się dopytać; gdy wydaje mi się, że umiałbym coś napisać lepiej, podsuwam swój pomysł. Ucieszę się, jeśli przy okazji odniesiesz z tego jakąś korzyść literacką, ale wolałbym, gdybyś nie czuła się obowiązana do “obrony opowiadania”. Niemniej jeżeli tak dotkliwie postrzegasz większość reakcji na swoje teksty, tym bardziej podziwiam, że wciąż pragniesz się nimi dzielić i brać aktywny udział w życiu naszej Społeczności! Wierz mi, proszę, że staram się szanować Twoją wrażliwość autorską, komentować jak najbardziej delikatnie i zarazem rzeczowo.
Myślałam, że wybrzmiało to wyraźnie, że to nie jest zwyczajna osoba, lecz postać ze wszech miar fantastyczna i dokonująca rzeczy niemożliwych i to bynajmniej nie dlatego, że była wróżbitką.
Ależ ja absolutnie nie zaprzeczam jej walorom fantastycznym! Przeciwnie, już w pierwszym wpisie dzieliłem się wrażeniem, że cała scena z żebrami jest obrazowa i buduje wyjątkowy klimat. Wydaje mi się, że opisałem moje wątpliwości co do tej postaci dość jasno, ale jeżeli Tobie takie jej przedstawienie pasuje do ogólnego zamysłu opowieści, to zawsze Twoja decyzja.
mnie tam przecież nie było i niczego takiego nie widziałam; nie wiem, jak działały ówczesne pistolety i jakiej były marki oraz pochodzenia, że akurat wypaliły tak, a nie inaczej, niemniej stało się właśnie tak, jak to przedstawiłam.
Nie kwestionuję Twojej wiedzy, może zbyt nieprecyzyjnie się wyraziłem: napisałbym to zdanie trochę inaczej, po prostu sformułowanie “podczas eksplozji” wydało mi się niejasne, bo normalnie strzał z pistoletu nie wiąże się z eksplozją, nie jest to przecież granatnik. Doczytałem trochę na temat tego zamachu i proponowałbym na przykład tak: Nacisnął spust dwulufowego pistoletu, lecz ten niespodziewanie wybuchł mu w dłoni. Kule poleciały w przeciwne strony i raniły jego samego oraz konia stojącego przy powozie znienawidzonego monarchy. Oczywiście do niczego nie przymuszam.
Francja, mimo bezsprzecznie posiadanej wiedzy na temat wielu planowanych przez cara Aleksandra II zmian, zachowała się po zamachu na jej terytorium tak, a nie inaczej, spodziewając się rzecz jasna oburzenia cara i ochłodzenia stosunków z Rosją. Car był postrzegany przez nią jako symbol zniewolenia i zła.
Zawsze myślałem, że to było po prostu tak, iż ówczesny francuski kodeks karny nie przewidywał kary śmierci za nieudaną próbę zabójstwa, ale może się mylę.
Co do poważnych i dalekosiężnych konsekwencji, o które pytasz i o których wcześniej wspomniałam, to typowy temat-rzeka (…) faktem jednak jest, że w niedługi czas po omawianym tu zamachu carat obalono ostatecznie i bezpowrotnie. Nie oceniam oczywiście, czy to dobrze, czy źle, bo nie miejsce po temu, ale tym, którzy kolejne zamachy czy też rewolucje przeprowadzali, zabójstwo, dokonane przez Hryniewieckiego, ułatwiło drogę do ostatecznej realizacji rewolucyjnych czy też spiskowych celów.
I takie właśnie było dotąd moje amatorskie rozumienie tematu – że wtedy zaprzepaszczono w Rosji jedyną (niepewną) szansę stopniowych przemian demokratycznych w kierunku monarchii parlamentarnej. Potem już nastąpiła krwawa rewolucja i wywiązał się totalitarny reżim, który po dziś dzień stanowi dla nas egzystencjalne zagrożenie. Jednak jeżeli masz na ten temat inne przemyślenia, to przecież także mogłabyś je wykorzystać do wzbogacenia tekstu i zaskoczenia czytelnika zakończeniem. Przykładowo, dałoby się pokazać, jak Twoja wróżbitka przewiduje przyszłość i w tym scenariuszu widzi, jak Imperium Rosyjskie staje się najpotężniejszym państwem świata, a Polacy pozostają pod jego kontrolą i powoli się asymilują – więc aranżuje carobójstwo, żeby zapobiec reformom i ratować sprawę polską. Jak zawsze, niczego Ci nie narzucam, to tylko pomysł, przykład rozwiązania fabularnego, który może Cię do czegoś zainspiruje.
Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo siły i weny!
Witam ponownie serdecznie, Ślimaku Zagłady. :)
Wykorzystałam bardzo chętnie Twoją propozycję zmiany fragmentu o eksplozji i bardzo za nią dziękuję. Termin wydawał mi się poprawny, nie jestem jednak w tej dziedzinie żadnym znawcą.
Z pewnością komentarze, uwagi i sugestie, zamieszczane pod opowiadaniami, powinny zawsze służyć jedynie dobru autora i wierz mi, zawsze tak traktowałam Twoje wpisy pod moimi skromnymi wypocinami. A czy tak jest przy każdym portalowym opowiadaniu? – nie wiem, nie czytam wszystkich komentarzy, lecz głęboko wierzę, że tak jest, bo temu m. in. służy ten Portal. :)
Natomiast ja nie piszę moich wyjaśnień, aby uskarżać się na zamieszczane pod tekstami komentarze, ale – aby pokazać, że się do nich stosuję. Skoro uwagą krytyczną jest to, że opko opiera się jedynie na dialogu, bez szerszej perspektywy dziejowej, staram się takich błędów w kolejnych tekstach unikać. Skoro ciągle czytam zarzuty, że przeładowuję opowiadania zbytnią ilością suchych, nudnych faktów historycznych, staram się je ograniczać do minimum i pokazywać w formach ciekawszych, nietuzinkowych, z dodaną fantastyką. Krytyka każdej formy podejmowanych zmian mocno jednak zniechęca, dlatego na razie z czystym sumieniem odpuszczam tworzenie podobnych hybryd. :)
Co do Cyganki. Nie zaprzeczam, że zauważyłeś jej cechy fantastyczne. Wyraźnie je w tekście wyeksponowałam. Niemniej nadal pytałeś mnie o nią, jak o – że tak to ujmę – “zwyczajną Cygankę”, przedstawicielkę ówczesnych Romów. Miejsce wróżenia, jej zachowanie, słowa, cele itp. miały świadczyć o silnym związku z polskością. Nie wybrzmiało należycie? Ok, mea culpa. W każdym bądź razie chciałam, aby wybrzmiało. Żadnej “rdzennej” Polce ani Polakowi car by nie zaufał, aby słuchać przepowiedni o swoim życiu. Cyganki – a jakże. Wróżba to fakt autentyczny, który postanowiłam wykorzystać w opowiadaniu, pokazującym zamachy na Romanowa. Każdy zamach jest inny i, nawet gdyby przeprowadzał go ciągle ten sam zamachowiec, potrzebnych jest siedmiu Żebrowych, bo każde okoliczności są inne i każdy zamachowiec w nowym czasie jest już innym, dużo mądrzejszym i bardziej doświadczonym zamachowcem. Każdy z sześciu synów wraca z kuli smutny i zawstydzony nieudaną próbą i nie ma szansy na drugie podejście, to uczyni już jego brat. Takie miałam spojrzenie na tę fabułę. Nie udało się tego pokazać? Cóż, mea culpa. :)
Co do Francji. Obraza cara już wskazywała na to, że można było postąpić inaczej. Gdyby istniał zakaz, o którym wspominasz w sugestii, car nie powinien się obrażać. Jak wspomniałam wcześniej, Francja popierała “po cichu” zamachy na cara, szczególnie próby podejmowane przez Polaków. Jest o tym mowa w tekście. Co do kary śmierci, na Napoleona III także oczywiście urządzano wówczas zamachy i rząd francuski oraz sąd jakoś karę śmierci zastosował, ale wobec zamachowca, podnoszącego rękę na cara we Francji tego nie uczyniono, zatem – jak już wspomniałam – jest to kolejny dowód na to, że “postępowego” cara Aleksandra II mimo wszystko traktowano głównie jako przedstawiciela zniewolenia i totalnego zła. I zamachy kolejne były jedynie kwestią czasu. I dlatego miały one pozytywny wydźwięk. Nikt nie wiedział, co będzie dalej. Ważne było, aby pokazać światu, że są wrogowie caratu i nie cofną się przed niczym.
W żadnym wypadku nie zamierzałam w opowiadaniu sięgać aż tak daleko. W Rosji, jakkolwiek nazwanej, wpada się z reżimu w reżim, nie mnie tu i teraz oceniać, czy zmiana ustroju była dla tego państwa choć odrobinę dobra, ale na pewno opisywane w opowiadaniu zamachy przyspieszyły tę zmianę, przyczyniły się do upadku caratu i uwolnienia spod jarzma rosyjskiego wielu narodów. Zadania wróżbitki zostały wykonane, bo taki miałam na nie pomysł. Żadne aranżacje dodatkowych carobójstw nie wchodziłyby w grę, bo dopiero wtedy miałabym tu krytykę i niskie oceny. :) Ona miała poprzez Żebrowych pilnować wypełnienia wróżby, sprawdzać kolejność zamachów i dodatkowo straszyć cara niedokończonym, zapomnianym przez niego zdaniem, ukazując mu się w każdym miejscu zamachu i budząc coraz większy strach. :) Nie wybrzmiało? Cóż, mea culpa. :)
Pozdrawiam serdecznie i także bardzo dziękuję za dyskusję. :)
Pecunia non olet
Bruce, ten tekst jest, jak zawsze Twoje. udaną hybrydą faktów historycznych i elementów fantastyki. Zapełniasz niszę i nie rezygnuj z tego, bo dzięki Twoim tekstom douczam się historii. Inaczej nic by mnie do tego nie zmusiło. Klik. :)
Bardzo mi miło, Misiu, dziękuję, chociaż te moje wypociny są jedynie powierzchownym, nieznacznym wspomnieniem znalezionych (często przypadkiem) ciekawostek historycznych. :) Staram się dobrać fantastykę, nie zawsze zbyt mądrze i poprawnie. :) Cieszy ogromnie, że owe próby się Tobie podobają. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
A mnie ten tekst się bardzo spodobał.
OK, zgadzam się niektórymi wcześniejszymi uwagami. Na przykład z polskopatriotyzmem Cyganki. Mnie Romowie kojarzą się bardziej z kulturą kosmopolityczną, dziwi mnie, że bohaterka czuje się związana z nieistniejącym państwem. Ale rozumiem, że bazowałaś na realnych postaciach. Kiedy trzeba było wybrać między spójnością postaci a wiernością faktom historycznym, wybrałaś to drugie. I w porządku, szanuję ten wybór.
Zgadzam się również z zarzutem, że przepowiednia zdradza wiele z fabuły opowiadania. Owszem, w realu mało kto przejmuje się wróżbami, horoskopami itp. Ale w fantastyce raczej wiadomo, że przepowiednia musi się spełnić, chociaż na ogół niekoniecznie tak, jak zinterpretowali ją bohaterowie. Jeśli wprost piszesz, że zamachów będzie siedem, to czytelnik wie, że sześć pierwszych się nie powiedzie i koniec. Tutaj wydaje mi się, że można chociaż liczbę ukryć przed odbiorcą, żeby nie miał pojęcia, jak skończy się czwarty czy piąty.
Tak technicznie – miałam lekką zawieszkę, kiedy Cyganka wskakiwała do kuli z kolejnym synem, ale jednocześnie rozmawiała i z nim, i z tymi chłopakami na zewnątrz kuli. Po co tak komplikować, nie lepiej, żeby najpierw spokojnie wyjaśniła warunki zadania kolejnemu zamachowcowi, a dopiero potem siup na chwileczkę do kuli, żeby postraszyć cara?
Fajny motyw z coraz dłuższym zdaniem po kolejnych zamachach.
Scenka z żebrami też niezła, przemawia do wyobraźni.
Ogólnie uważam, że ten tekst jest ważny i nieźle wpisuje się w “dzisiejsze czasy”. Takie trochę “ku pokrzepieniu serc” wychodzi.
Babska logika rządzi!
Dziękuję, Finklo. :)
Cyganki jako takiej (patriotki, marzącej o obaleniu cara i przywróceniu w przyszłości Polski, wpajającej patriotyzm swoim synom) nie było (przepraszam, wtrącę, jako historyczka nie mogę tak przecież napisać – nic mi o tym nie wiadomo, aby była, ale w historii niczemu zaprzeczyć ze stuprocentową pewnością nie można… :) ), ze źródeł wiemy, że była wróżbitka, która we Francji (głównej siedzibie polskiej popowstańczej emigracji) przepowiedziała carowi siedem zamachów. Nikt nigdy jednakże nie zapowiedział ani nie mógł przewidzieć, że którykolwiek z nich będzie udany. Aż do końca, nie znając prawdziwej historii, nie można być pewnym, że car zostanie zabity. “Fantastycznie” mogło równie dobrze dojść do siedmiu zamachów, wszystkich nieudanych i w końcu np. zniecierpliwiona Cyganka z Żebrowymi sama by poleciała na hmm… miotle do Rosji, aby znienawidzonego monarchę zamordować. :)) Romanow liczył ciągle na szczęście, sprzyjało mu długo, zamachowcy byli w szoku, że nie potrafili z tak bliska trafić, czasem wystrzeliwując cały magazynek (to fakt autentyczny), zatem monarcha święcie wierzył w opiekę Boga, w to, że “kule i bomby się go nie imają”, dlatego też nawet prześladująca go zjawa Cyganki i niedokończone zdanie, które wypowiadała, nie dały mu stuprocentowej pewności, że jakiś zamach się powiedzie, rozumiał to coraz wyraźniej, bał się coraz mocniej, ale wiara w strzegącego go wszędzie Boga przemawiała do niego silniej. Słowa, które w 1881 roku wypowiedział car a propos Boga, były rzeczywiście dowodem na fakt, że wierzy w Jego nieustanną opiekę. Nie przyjmował do wiadomości, że zamachowcom się uda.
Wskakiwanie Cyganki było spontanem, początkowo w jej wyobraźni i zamiarach jedynie Żebrowi mieli pilnować i zagwarantować kolejność wykonywania zamachów. Straszenie niedokończonym zdaniem przez wizerunek postaci, którą Aleksander II uznał za dawno zmarłą, z zimną krwią skatowaną pod stołem przez niego i jego doradcę, można potraktować jako – w pewnym stopniu – przejaw “prywaty” Cyganki – tutaj dodatkowo chciała się popisać, aby jeszcze bardziej go przerazić, pokazać, że żyje nadal i spokojnie patrzy na jego nieuchronny, zbliżający się szybko koniec. :) Rzuciła na niego klątwę i car nie miał najmniejszych szans – to chciała mu pokazać. :) Nie tylko wróżba nad nim wisiała, ale dodatkowo klątwa. :) A wskakiwała do kuli szybko, bo chodziło o ukazanie się, kiedy oszołomiony car jeszcze patrzy w to miejsce, w którym do niedawna stał zamachowiec. :) Dawało jej to dodatkową satysfakcję. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Przepowiednia siedmiu zamachów. Tak, Bruce, nie wiadomo, czy te zamachy będą udane. Ale jeśli czytelnik fantastyki wie, że wróżba mówi o siedmiu próbach, to wie również, że pierwsza się nie powiedzie. Ani druga… To trochę niszczy dramatyzm.
Nie mam nic przeciwko straszeniu cara. Wprost przeciwnie, dobrze mu tak. Ale na przykład ten fragment:
– Tym razem to ty zaatakujesz cara jako Aleksander Sołowjow. – Cyganka pokazała palcem następnego syna.
Wraz z nim wskoczyła do szklanej kuli.
Tu w ogóle nie było szkolenia. “Teraz ty” i myk, wskakujemy razem.
Babska logika rządzi!
Zgadzam się, Finklo, że podana na samym początku przepowiednia siedmiu zamachów może zwiastować ich siedem, odbierając pewien procent dramatyzmu, lecz – czy stuprocentowo zapewnia tę ilość? Skąd Czytelnik, nie znający historii, wie, że – jak w słynnym cytacie – “Cyganka prawdę powie(działa)”? Że w ogóle skatowana staruszka przeżyje? Że Żebrowi będą jej zawsze posłuszni i sumienni w wykonywaniu poleceń? Że kolejnych braci nie zniechęcą niepowodzenia poprzedników? Oni przecież na początku uważali się za Rosjan. Mówili do matki po rosyjsku. Nie rozumieli, po co ona im przypomina o Polsce, której nie ma na mapie. :) Skąd Czytelnik wie, że nie zbuntują się, odmawiając udziału w próbach zamachów na “swego” cara?
Nie mam nic przeciwko straszeniu cara. Wprost przeciwnie, dobrze mu tak.
Zgadzam się z tym. Oczywiście mam pewną dozę współczucia wobec każdego zabitego, jest to jednak poniekąd złamanie przykazania o zabijaniu, lecz tutaj mamy stan ciągłej wojny, trwają zabory, Polskę zajęto bezprawnie. Polacy (i ich zwolennicy) mają prawo walczyć o swoje. Podczas wojny dochodzi do zabójstw, niestety.
Tu w ogóle nie było szkolenia. “Teraz ty” i myk, wskakujemy razem.
Tak, Cyganka w rozmaity sposób wskakuje do kuli, czasem wraz z synem, czasem zaraz po nim. :) Ważne, że chce pokazać się pewnemu siebie carowi. Nastraszyć go. Pokazać, aby się tak do końca nie cieszył nieudanym zamachem i opieką Boga, bo jej klątwa nad nim wisi. :) Ale – czy siódmy zamach będzie udany i czy w ogóle do niego dojdzie – tego do końca nie wiadomo. :) Ona stara się tego dopilnować, zna swoich Żerowych i ich podporządkowanie wobec jej nakazów, lecz Czytelnik tego nie wie. :)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
Również chciałbym podziękować za wspaniały dialog i Twoje obszerne odpowiedzi!
Natomiast ja nie piszę moich wyjaśnień, aby uskarżać się na zamieszczane pod tekstami komentarze, ale – aby pokazać, że się do nich stosuję. (…) Krytyka każdej formy podejmowanych zmian mocno jednak zniechęca, dlatego na razie z czystym sumieniem odpuszczam tworzenie podobnych hybryd. :)
To dobrze, że starasz się korzystać z komentarzy i wyciągać wnioski. Chciałbym też jednak dodać, że dawniej zdarzało Ci się (moim zdaniem) stosować do nich zbyt automatycznie, wprowadzać nawet marne sugestie, a teraz widzę, że dajesz radę bronić swojej koncepcji tam, gdzie uważasz to za potrzebne, więc myślę, że uczyniłaś pod tym względem znaczny postęp! Prawie zawsze staram się, żeby moja krytyka była dla autora motywacją, a nie zniechęceniem – ale wiadomo, że to łatwiej powiedzieć niż zrobić…
Jak wspomniałam wcześniej, Francja popierała “po cichu” zamachy na cara, szczególnie próby podejmowane przez Polaków. Jest o tym mowa w tekście. Co do kary śmierci, na Napoleona III także oczywiście urządzano wówczas zamachy i rząd francuski oraz sąd jakoś karę śmierci zastosował, ale wobec zamachowca, podnoszącego rękę na cara we Francji tego nie uczyniono, zatem – jak już wspomniałam – jest to kolejny dowód na to, że “postępowego” cara Aleksandra II mimo wszystko traktowano głównie jako przedstawiciela zniewolenia i totalnego zła.
Zupełnie o tym nie wiedziałem i wydaje mi się to zdumiewające – bądź co bądź Francja szukała wówczas sojuszu z Rosją, obawiając się rosnącej potęgi Prus – zresztą gdyby francuski rząd naprawdę chciał wesprzeć zamachy na Aleksandra II, a wywiad rosyjski się w tym zawczasu nie zorientował, to on by z Paryża żywy nie wyjechał – ale to Ty masz tutaj profesjonalne przygotowanie historyczne. Najwyraźniej muszę o tych czasach jeszcze więcej poczytać.
Co do straszenia cara przez nadprzyrodzone proroctwa, przypomniał mi się jeszcze taki wierszyk z okresu postyczniowego – w sumie nie byłbym bardzo zdziwiony, gdybyś go znała i Cię jakoś zainspirował: https://pl.wikisource.org/wiki/Widzenie_carskie_(Gaszy%C5%84ski,_1868).
Uporczywie i nieustająco pozdrawiam!
Witam serdecznie, Ślimaku Zagłady. :)
Jak najbardziej staram się wyciągać wnioski z każdego komentarza, aby nie popełniać w kolejnych opowiadaniach podobnych błędów, natomiast wiadomo – każdy tekst jest inny, każdy ma zatem inne wymogi. Skoro Czytelnik czuje niedosyt, nie jest to dobre dla autora, rzecz oczywista. :) Jak wiesz, jestem tu głównie dla odstresowania i piszę w tym celu rzeczy, które z pewnością mają sporo wad oraz niedociągnięć. Skoro jednak mam pewną wizję w stworzeniu tekstu i widzę, że udało mi się choć w kilku procentach ten pomysł przelać na klawiaturę, wydaje mi się ważnym, aby stanąć w obronie przynajmniej części opowiadania. :)
O moim “merytorycznym przygotowaniu” pisywaliśmy wielokrotnie i wiesz dobrze, że go nie mam, nie uważam, abym je miała, aczkolwiek bardzo dziękuję za tak miłe słowa; ot, liznęłam historię na studiach (bo – czy można napisać, że zgłębiłam jej całość podczas pięciu lat? – niemożliwe! :) ), uczyłam jej ponad 20 lat, ale żadnym znawcą, a tym bardziej pasjonatem nie jestem. :) Zawód wybrałam, o czym wielokrotnie tu wspominałam, nienawidząc szkoły, a przedmiot – podobnie – bo nie jest lubiany, a wiem, że można nim zaciekawić nieznanymi ciekawostkami, choć przy szkolnych programach nauczania i wymogach maturalnych to trudne zadanie. :) Tu za to mogę dać owym znajdywanym ciekawostkom szersze pole do popisu. :) A zatem – co do Rosji, to, o ile wiem, oczywiście liczyła się ogromnie na ówczesnej arenie międzynarodowej, zatem Francja jak najbardziej chciała – w miarę możliwości – zachować i utrzymać z nią dobre stosunki dyplomatyczne (zbliżała się przecież I wojna światowa, będą tworzyły się pierwsze sojusze mocarstw), jednakże przy tym zamachu byłego polskiego powstańca widać wyraźnie stanowisko Francji. :) Fakt faktem, że tak się zachowała i że obraziła tym cara. :) A co do ogólnie stanowiska Francji wobec Polski i jej powstań oraz wojen, to nie chcę się tu zbytnio rozwodzić, ale napiszę tylko, że zgadzam się z opinią wielu historyków, że oni za nas – zawsze tylko dyplomatycznie, my za nich – zawsze w boju. Taka jest prawda, że Polacy wielokrotnie wykrwawiali się za Francję, ona za nas – nieszczególnie. Ale dyplomatycznie popierała, a jakże! :) A nawet rozrzucała nad Niemcami ulotki. :)
Wiersz znakomity, bardzo dziękuję, nie znałam go. :)
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję. :)
Pecunia non olet
Chciałbym tylko uzupełnić: bardzo szanuję to, że nie przeceniasz swoich kompetencji, jednak zdaję sobie sprawę, że musisz być przygotowana do dyskusji o historii nieporównanie lepiej od laików. Gdy omawiam dawne czasy z ludźmi o wykształceniu historycznym, zwykle widzę w stosunku do nich pewne swoje niedostatki (i dobrze, przecież studia powinny się na coś przydawać!). Nie chodzi mi jedynie o wiedzę książkową, którą siłą rzeczy opanowują przez te lata studiów, ale też o pewne wzorce myślenia, zdolność do postrzegania spraw w szerszym kontekście epoki, brak skłonności do postrzegania mentalności ludzi dawnych przez pryzmat współczesnych, umiejętność szybszego i bardziej rzetelnego przeprowadzenia researchu na temat danego wydarzenia.
Jeszcze raz dziękuję za Twoją życzliwość i ciekawą rozmowę!
To ja dziękuję Ci, Ślimaku Zagłady, za Twoją życzliwość oraz udzielane mi przez ten cały czas mojego pobytu tutaj, bardzo cenne rady i wskazówki (szczególnie jeżeli chodzi o kwestie językowe oraz moje nieszczęsne rymowanki). :)
Studia w moim przypadku przypadały na – że tak to ujmę – głęboką i wielopłaszczyznową zmianę ustrojowo-polityczną (1989 – 1994), dlatego też wiele opracowań już wówczas było przestarzałych. Spojrzenie na ogół jako historyk pewnie jakieś tam (baaardzo nikłe) mam, ale z pewnością, o czym wielokrotnie pisywałam Ci w rozmowach pod opowiadaniami czy na pw, daleko mi do Pasjonatów, którzy konkretne fragmenty/wycinki dziejów mają w tak zwanym małym palcu. :) Zawsze mogę się też mylić, szczególnie że w przypadku historii każde nowe źródło zmienia często o 180 stopni wiele dotychczasowych interpretacji danego zagadnienia. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet