- Opowiadanie: bruce - Powieść Reinkarno

Powieść Reinkarno

Za­pra­szam Was do za­po­zna­nia się z mało dziś po­pu­lar­ną, a prze­cież au­ten­tycz­ną opo­wie­ścią o nie­ty­po­wym po­dróż­ni­ku hisz­pań­skim. :)  Chcia­ła­bym jed­no­cze­śnie uspo­ko­ić, że za­miesz­czam tę pro­po­zy­cję, na­pi­sa­ną jakiś czas temu i na tym na razie pau­zu­ję, więc przy­nu­dzać zbyt­nio już nie będę, obie­cu­ję. :) 

Po­zdra­wiam, dzię­ku­ję za Wasz czas. :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Powieść Reinkarno

Uru­cho­mi­łam in­ter­net, aby spraw­dzić pocz­tę, ale cał­ko­wi­cie o tym za­po­mnia­łam, kiedy moją uwagę przy­cią­gnął zdu­mie­wa­ją­cy tytuł ar­ty­ku­łu: „Kim byłeś wcze­śniej?”. Szyb­ko po­grą­ży­łam się w lek­tu­rze. Dzien­ni­kar­ka „Teraz Rozmowa” prze­pro­wa­dza­ła wy­wiad z au­tor­ką nowej, pro­mo­wa­nej wła­śnie książ­ki z dzie­dzi­ny zja­wisk pa­ra­nor­mal­nych:

„TR: A zatem każdy z nas ma do prze­ży­cia kilka wcie­leń?

PP: Tak na­praw­dę: nie­skoń­czo­ną ich liczbę.

TR: Są na to ja­kie­kol­wiek do­wo­dy? Pa­mię­ta­my nasze po­przed­nie życia?

PP: Nie pa­mię­ta­my ni­cze­go z prze­szło­ści. Do­wo­da­mi są je­dy­nie strzę­py wspo­mnień, uka­zu­ją­ce się cza­sa­mi w na­szych snach.

TR: To tro­chę mało, sama Pani przy­zna.

PP: Inne do­wo­dy opi­su­ję szcze­gó­ło­wo w mojej nowej książ­ce, do któ­rej za­ku­pu go­rą­co Pań­stwa za­chę­cam.

TR: W tej, po­ja­wia­ją­cej się wła­śnie w księ­gar­niach, pu­bli­ka­cji wspo­mi­na Pani, że w szcze­gól­nych przy­pad­kach ist­nie­je moż­li­wość po­wro­tu do któ­re­goś z po­przed­nich wcie­leń.

PP: Rze­czy­wi­ście, zda­rza­ją się takie po­wro­ty.

TR: Czym są po­dyk­to­wa­ne?

PP: To zło­żo­ne za­gad­nie­nie. Bywa, że w po­przed­nim życiu po­stę­pu­je­my nie­mo­ral­nie, nie­zgod­nie z na­szym su­mie­niem. Póź­niej ciąży nam to, choć nie do końca ro­zu­mie­my, skąd bie­rze się ów dys­kom­fort. Pod­świa­do­mie pra­gnie­my na­pra­wić po­przed­nie błędy.

TR: Mo­że­my sami pod­jąć taką de­cy­zję?

PP: Nie. To by­ło­by zbyt pro­ste. Każ­do­ra­zo­wo o na­szym po­wro­cie de­cy­du­je Re­in­kar­no.

TR: Co ozna­cza to słowo?

PP: Jest to po­ję­cie, wywodzące się z ję­zy­ka ła­ciń­skie­go, a zna­czy: Pan Wę­drów­ki Dusz.

TR: Brzmi to, jak tani chwyt re­kla­mo­wy i opo­wieść z po­gra­ni­cza baśni lub fan­ta­sty­ki.

PP: A jed­nak wy­stę­pu­je na­praw­dę.

TR: Po­zo­sta­je nam prze­ko­nać się o tym pod­czas lek­tu­ry. Dzię­ku­ję za roz­mo­wę. Po wię­cej szcze­gó­łów owej kon­tro­wer­syj­nej teo­rii za­pra­sza­my Pań­stwa do naj­now­szej książ­ki Pani Pro­fe­sor…”.

Wy­łą­czy­łam kom­pu­ter i za­czę­łam roz­my­ślać nad tym, co prze­czy­ta­łam.

Ow­szem, mie­wa­łam mnó­stwo snów, nie­raz bar­dzo wy­raź­nych, ale one z re­gu­ły do­ty­czy­ły mo­je­go obec­ne­go życia, ja­kichś kon­kret­nych spraw, pro­ble­mów, ludzi… Czy to w ogóle moż­li­we, aby re­in­kar­na­cja była fak­tem? W do­dat­ku – moż­li­wość po­wro­tu do po­przed­nich wcie­leń?

Ro­ze­śmia­łam się z po­bła­ża­niem.

– Nie, nie­moż­li­we! – po­wie­dzia­łam do sie­bie cicho i za­ję­łam się co­dzien­ny­mi obo­wiąz­ka­mi.

Przez ko­lej­ne mie­sią­ce cał­ko­wi­cie za­po­mnia­łam o prze­czy­ta­nym wy­wia­dzie.

 

 

 

Aż pew­nej nocy ze­rwa­łam się, zbu­dzo­na strasz­li­wym kosz­ma­rem: do­oko­ła pod­ska­ki­wa­li jacyś lu­dzie, dzi­wacz­nie po­ubie­ra­ni w pióra i skąpe stro­je ze zwie­rzę­cych skór, a do tego uzbro­je­ni w dzidy. Wrzesz­cze­li coś w nie­zro­zu­mia­łym ję­zy­ku, ja zaś sta­łam, oto­czo­na zie­le­nią, chyba w lesie czy dżun­gli, i pa­trzy­łam na nich, trzę­sąc się z prze­ra­że­nia. Wy­czu­wa­łam, że na­sta­wie­nie dzi­ku­sów było wro­gie i cze­ka­ło mnie z ich stro­ny coś bar­dzo złego, praw­do­po­dob­nie mę­czeń­ska śmierć.

Otar­łam pot z czoła i sta­ra­łam się jesz­cze nieco zdrzem­nąć. Nagle po­my­śla­łam, że dziś czeka mnie długa wy­pra­wa i po­trze­bu­ję za­słu­żo­ne­go od­po­czyn­ku.

– Wy­pra­wa? Co za bzdu­ra! Dziś czeka mnie je­dy­nie ważne ze­bra­nie w biu­rze! – szep­nę­łam i mo­men­tal­nie za­snę­łam.

 

Kiedy się obu­dzi­łam, po­czu­łam obok cie­pło czy­je­goś ciała.

– Kim je­steś? – za­py­ta­łam zdu­mio­na, prze­cie­ra­jąc oczy i pró­bu­jąc do­strzec rysy twa­rzy nie­zna­jo­mej.

Ona do­tknę­ła czule dło­nią moich ust, nie po­zwa­la­jąc o nic wię­cej pytać.

– Cii…

– Co ty ro­bisz? – pró­bo­wa­łam się bro­nić, ale jakaś dziw­na siła mnie do niej przy­cią­ga­ła.

Ze zdu­mie­niem zo­ba­czy­łam, że mam mu­sku­lar­ne (a do tego nie­ty­po­wo owło­sio­ne) ręce oraz nogi i takąż samą, w do­dat­ku nagą klat­kę pier­sio­wą. Moja dłoń mi­mo­wol­nie po­wę­dro­wa­ła niżej i pod ma­te­rią spodni wy­czu­łam nie­na­tu­ral­ne zgru­bie­nie.

Byłam męż­czy­zną!

– Znam cię? – Nie da­wa­łam za wy­gra­ną.

– Nie, ale wkrót­ce po­znasz, Gon­za­lo, bo je­stem twoim prze­zna­cze­niem – od­po­wie­dzia­ła szep­tem le­żą­ca obok, ubra­na w barw­ne pióra i skąpe odzie­nie ze skór ko­bie­ta.

– Gon­za­lo? – po­wtó­rzy­łam.

– Tak ci na imię, praw­da? – uśmiech­nę­ła się za­lot­nie. – Je­steś Gon­za­lo Gu­er­re­ro i pły­niesz z ważną misją na hisz­pań­skim stat­ku do Indii.

Ze­rwa­łam się i pod­bie­głam do naj­bliż­sze­go, okrą­głe­go okna. Morze. Wszę­dzie tylko fale. Rze­czy­wi­ście byłam na stat­ku i do­kądś pły­nę­łam!

– Spo­koj­nie. To tylko sen. Na pewno zaraz się z niego wy­bu­dzę – po­wie­dzia­łam do sie­bie, sta­ra­jąc się mia­ro­wo od­dy­chać.

– Witaj, Pa­try­cjo. – Ko­bie­ta bły­ska­wicz­nie zmie­ni­ła się w sta­re­go, si­wo­wło­se­go, po­staw­ne­go męż­czy­znę. Miał ja­sno­błę­kit­ne oczy, pra­wie prze­źro­czy­ste, i prze­ni­kli­wy wzrok.

– Kim je­steś?

– Na­zy­wam się Re­in­kar­no.

– Kie­dyś już sły­sza­łam to imię…

– To praw­da. Czy­ta­łaś o mnie przed kil­ko­ma mie­sią­ca­mi w wy­wia­dzie in­ter­ne­to­wym, pa­mię­tasz?

– A, tak, tak. Pan Wę­drów­ki Dusz. Coś sobie przy­po­mi­nam. – Zdez­o­rien­to­wa­na roz­glą­da­łam się do­oko­ła.

Czu­łam coraz wy­raź­niej bu­ja­nie stat­ku.

– Czy ja rze­czy­wi­ście płynę do Indii?

– Tak po praw­dzie, to do Ame­ry­ki.

– W ciele męż­czy­zny?

– A jakże. Na­zy­wasz się Gon­za­lo Gu­er­re­ro. Je­steś hisz­pań­skim żoł­nie­rzem i szu­kasz nowej drogi życia.

– Ale to prze­cież nie­moż­li­we. Nie da się zmie­nić płci ani życia. Nie wie­rzę w rze­czy opo­wia­da­ne przez tamtą pi­sar­kę!

– Wiel­ka szko­da.

– Czy… Skoro ty je­steś… Zaraz, ja wra­cam do mo­je­go po­przed­nie­go wcie­le­nia?

– Istot­nie. Już tu kie­dyś byłaś w tym samym ciele.

– A co tu ro­bi­ła ta ko­bie­ta? Tak dzi­wacz­nie ubra­na…

– Nie przy­po­mi­nasz jej sobie?

– Nie!

– A jej ubio­ru także nie? – pytał spo­koj­nie, bacz­nie mi się przy­glą­da­jąc.

– Te sny… Co jakiś czas mie­wa­łam kosz­ma­ry o dziw­nych lu­dziach, ata­ku­ją­cych mnie w buszu. Oni byli tak samo ubra­ni. Ta ko­bie­ta po­cho­dzi­ła od nich?

– Tak, na­le­ży do ich ple­mie­nia.

– To ja­kieś afry­kań­skie dzi­ku­sy?

– Nie, Pa­try­cjo. Na­praw­dę ni­cze­go nie pa­mię­tasz? Nie przy­po­mi­nasz sobie, dla­cze­go zde­cy­do­wa­łem o twoim po­wro­cie?

Za­sta­no­wi­łam się. Przed ocza­mi zo­ba­czy­łam znowu frag­men­ty ostat­nich snów – dżun­glę i ota­cza­ją­cych nas wo­jow­ni­ków. Tuż obok stali, po­dob­ni do mnie, ma­ry­na­rze o ja­snej kar­na­cji, prze­stra­sze­ni, w łach­ma­nach. Jeden z „na­szych” rzu­cił ka­mie­niem w dzi­kich ludzi. Tamci pod­nie­śli wrza­wę, po­rwa­li go wy­so­ko na ręce i, wierz­ga­ją­ce­go oraz drą­ce­go się wnie­bo­gło­sy, wy­nie­śli poza dżun­glę. Nas pro­wa­dzi­li zaraz za nim. Na placu, wśród in­nych wo­ła­ją­cych rdzen­nych miesz­kań­ców Ame­ry­ki, rzu­ci­li jego ciało na zie­mię i prze­bi­li kil­ka­krot­nie dzi­da­mi. Potem, ko­na­ją­ce­go, prze­nie­śli ku świą­ty­ni. Spo­glą­da­łam z prze­ra­że­niem wraz z to­wa­rzy­sza­mi, jak wy­dzie­ra­no mu na ka­mien­nym oł­ta­rzu serce, skła­da­jąc w ofie­rze bogom.

– A! – wrza­snę­łam prze­stra­szo­na i za­kry­łam na mo­ment twarz dłoń­mi. – Co to było?!

– Za­ata­ko­wa­li­ście ple­mię Majów.

– My? To chyba oni za­ata­ko­wa­li nas!

– Je­steś pewna? Czy to Ma­jo­wie przy­pły­nę­li z bro­nią do Hisz­pa­nii?

Za­mil­kłam.

Po­pa­trzy­łam przez okno w dal.

Teraz już pa­mię­ta­łam wszyst­ko.

W roku 1511 pły­nę­li­śmy z portu w Pa­na­mie z misją, aby pro­sić syna Krzysz­to­fa Ko­lum­ba, gu­ber­na­to­ra tak zwa­nych Indii Za­chod­nich, o roz­są­dze­nie sporu dwóch hisz­pań­skich po­dróż­ni­ków i ko­lo­ni­za­to­rów. U wy­brze­ży Ja­maj­ki nasz okręt roz­bił się jed­nak i dry­fo­wa­li­śmy, nie­sie­ni prą­da­mi, przez ko­lej­ne dni. Wy­czer­pa­nych i głod­nych, schwy­ta­li nas w końcu Ma­jo­wie. Więk­szość moich towarzyszy prze­zna­czo­no na ofia­ry i zło­żo­no w świą­ty­niach, inni stali się nie­wol­ni­ka­mi, wy­ko­rzy­sty­wa­ny­mi do walki z są­sia­da­mi Majów oraz ko­lo­ni­za­to­ra­mi z Eu­ro­py.

Kiedy na te­re­nach przy­szłej Ame­ry­ki po­ja­wi­li się nowi kon­kwi­sta­do­rzy, wsz­czę­li­śmy bunt, a na­stęp­nie przy­stą­pi­li­śmy do od­dzia­łów jed­ne­go z naj­okrut­niej­szych do­wód­ców, Fer­dy­nan­da Cor­te­za, wy­mor­do­wu­jąc całe ple­mio­na rdzen­nych In­dian, w tym także star­ców, ko­bie­ty i dzie­ci. Potem w sła­wie i chwa­le po­wró­ci­łam jako bo­gacz do oj­czy­stej Hisz­pa­nii, gdzie żyłam w do­stat­ku jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat.

Po­pat­rzy­łam za­łza­wio­ny­mi ocza­mi na Re­in­kar­na.

– Teraz już pa­mię­tasz.

– Tak. Wszyst­ko – przy­zna­łam zdru­zgo­ta­na.

– Ro­zu­miesz zatem, dla­cze­go cię tu we­zwa­łem. Dla­cze­go dałem ci szan­sę.

– Tak, ro­zu­miem.

– I jaka jest twoja de­cy­zja? Czy chcesz po­wró­cić do prze­rwa­ne­go życia? Chcesz być nadal Pa­try­cją Le­śniew­ską i pra­co­wać w ka­to­wic­kim biu­rze?

Mil­cza­łam. Przy­po­mnia­łam sobie szcze­gó­ło­wo wszyst­kie okru­cień­stwa, któ­rych byłam świad­kiem, tkwiąc przed wie­ka­mi w ciele hisz­pań­skie­go że­gla­rza i zdo­byw­cy. A potem przy­po­mnia­łam sobie oczy in­diań­skich ko­biet i dzie­ci, które z zimną krwią mor­do­wa­łam.

Po­trzą­snę­łam głową, jak­bym chcia­ła zrzu­cić reszt­ki snu. Jed­nak to nie był sen. Cią­gle pły­nę­łam stat­kiem ku Ame­ry­ce. Po­pa­trzy­łam na dło­nie. Wy­da­wa­ło mi się, że widzę na nich wy­schnię­te i nie­moż­li­we do zmy­cia ślady krwi nie­win­nych In­dian.

– Mo­żesz jesz­cze się wy­co­fać – mówił spo­koj­nie i pa­trzył prze­ni­kli­wie prze­źro­czy­sty­mi ocza­mi.

– Nie.

– Wiesz, że mo­żesz zgi­nąć. I zo­stać prze­klę­tą na wieki. Chcesz tego?

– Wszyst­ko mi jedno – po­wie­dzia­łam pew­nym gło­sem. – To kwe­stia mo­je­go su­mie­nia. Nie będę nosić krwi bez­bron­nych na rę­kach!

– A zatem po­sta­no­wio­ne! – rzu­cił krót­ko i bły­ska­wicz­nie znik­nął.

 

Huk zde­rze­nia był nad wyraz silny. Okręt roz­trza­skał się o wy­brze­ża Ja­maj­ki. Byłam na po­wrót Hisz­pa­nem Gon­za­lo Gu­er­re­ro, daw­nym żoł­nie­rzem, obec­nie awan­tur­ni­kiem i żąd­nym łupów zdo­byw­cą.

Kiedy w dżun­gli oto­czy­li nas uzbro­je­ni Ma­jo­wie, po­pa­trzy­łam pierw­szy raz na nich, jak na ludzi. Mieli złe oczy i roz­gnie­wa­ne twa­rze, lecz trud­no było im się dzi­wić – bro­ni­li swej ziemi przed ko­lej­ny­mi in­tru­za­mi.

Skła­da­nie moich mor­do­wa­nych okrut­nie to­wa­rzy­szy na oł­ta­rzach świą­tyń przy­ję­łam tym razem jako fakt do­ko­na­ny, na który byłam przy­go­to­wa­na. Uzna­łam, że to od­wiecz­ne zwy­cza­je tych ple­mion, dzię­ko­wa­łam tylko Bogu za oca­le­nie mnie samej. I mimo obu­rze­nia tych, któ­rzy wraz ze mną prze­ży­li jako jeńcy, za­czę­łam stop­nio­wo uczyć się zwy­cza­jów oraz ję­zy­ka Majów.

Wy­ko­rzy­sty­wa­no nas do cięż­kich prac, a także do walk z in­ny­mi ple­mio­na­mi, w końcu – nawet do oporu wobec na­szych ro­da­ków, zaj­mu­ją­cych zbroj­nie ko­lej­ne te­re­ny obu Ame­ryk.

Moi dawni to­wa­rzy­sze nie poj­mo­wa­li, dla­cze­go sama, z wła­snej woli, za­czę­łam uczyć Majów sztu­ki wo­jen­nej, for­te­li hisz­pań­skich, tak­ty­ki pod­cho­dów i uni­ków, wresz­cie za­zna­jo­mi­łam z prze­ra­ża­ją­cy­mi ich końmi. Ja przyj­mo­wa­łam ich język, oni – poznawa­li stop­nio­wo moje umie­jęt­no­ści żoł­nier­ski­e, dzię­ki któ­rym od­no­si­li licz­ne suk­ce­sy.

I wza­jem­nie za­czy­na­li­śmy czuć do sie­bie coraz więk­szy sza­cu­nek, z cza­sem prze­ra­dza­ją­cy się w za­ufa­nie.

Jako Gon­za­lo Gu­er­re­ro po­rzu­ci­łam eu­ro­pej­skie łach­ma­ny, wiarę i oby­cza­je, za­ło­ży­łam stro­je z piór i skór, wy­ta­tu­owa­łam ciało, prze­kłu­łam wargi i uszy, za­kła­da­jąc w tych miej­scach cha­rak­te­ry­stycz­ną bi­żu­te­rię, prze­isto­czy­łam się stop­nio­wo w ma­jań­skie­go wo­jow­ni­ka. Ku obu­rze­niu mojej daw­nej oj­czy­zny i jej zdo­byw­ców, od­rzu­ci­łam list Cor­te­za, da­rowu­ją­cy mi wszyst­kie winy i za­chę­ca­ją­cy do przej­ścia na jego stro­nę. Jako je­dy­na po­zo­sta­łam w obo­zie Majów, oże­ni­łam się z Zazil Ha, córką nader życzliwego mi, wybitnego wodza Na Chan Cana – ko­bie­tą, którą poznałam na stat­ku. Mia­łam z nią kil­ko­ro dzie­ci. Byłam szczę­śli­wa, speł­nio­na, po­go­dzo­na z losem.

A ten nie był dla nas, nie­ste­ty, ła­ska­wy.

Mimo wielu wy­gra­nych dzię­ki mo­je­mu szko­le­niu walk, Ma­jo­wie ule­gli w końcu zbroj­nym za­stę­pom okrut­nych kon­kwi­sta­do­rów. Po­le­głam, wal­cząc do końca ramię w ramię z moim ple­mie­niem, prze­ciw­ko Hisz­pa­nom, na polu bitwy w 1536 roku. Wraz ze mną zgi­nę­li wszy­scy moi śnia­do­skó­rzy dru­ho­wie.

Za­my­ka­łam oczy w ciele Gon­za­lo z czy­stym su­mie­niem i z czy­stym ser­cem. Szczę­śli­wa.

Wie­dzia­łam, że dla Hisz­pa­nów na wieki po­zo­sta­nę prze­klę­tym zdraj­cą. Li­czy­ło się jed­nak to, co czu­łam sama w sercu. A czu­łam nie­wy­mow­ną ulgę, że mo­głam tu po­wró­cić i że tym razem dane mi było po­stą­pić god­nie i uczci­wie. Ślady in­diań­skiej krwi bez­bron­nych na moich dło­niach znik­nę­ły bez­pow­rot­nie.

 

Zbu­dzi­łam się wy­spa­na, jak nigdy dotąd. Z uśmie­chem spoj­rza­łam przez okno na roz­po­czy­na­ją­cy się dzień.

Re­in­kar­no po­ja­wił się znowu, nie wia­do­mo skąd.

– Mo­głam wró­cić do tego życia?

– To na­gro­da za od­wa­gę. Dzię­ki tobie zmie­ni­ła się hi­sto­ria pod­bo­jów – po­wie­dział po­god­nym tonem.

– Je­stem taka dumna!

Spoj­rza­łam wy­raź­niej w szybę, a zaraz potem w lu­stro.

– Mam… ta­tu­aże! – stwier­dzi­łam za­sko­czo­na, wy­gi­na­jąc na boki ciało i uno­sząc lekko ko­szu­lę nocną.

– To praw­da. Zde­cy­do­wa­łem, że zo­sta­wię ci wspo­mnie­nia i do­dat­ko­wo tę pa­miąt­kę.

– Są pięk­ne.

– I ostat­nio bar­dzo modne. A szcze­gól­nie in­diań­skie.

– Nie mo­głam po­wstrzy­mać kon­kwi­sty… – po­wie­dzia­łam ze smut­kiem i przyj­rza­łam się ta­tu­ażom ma­jań­skim z wy­raź­ny­mi wi­ze­run­ka­mi wo­jow­ni­ków.

– Uspo­ko­ję cię, Pa­try­cjo. Jej nikt nie umiał­by po­wstrzy­mać. Po­dob­nie jak daw­nych wojen czy rzezi.

– To takie nie­spra­wie­dli­we. Po­ko­cha­łam tych ludzi. – Za­czę­łam pła­kać.

– Świat nie jest spra­wie­dli­wy. I nigdy nie bę­dzie. Ale tacy jak ty mogą wiele w nim zmie­nić.

– Po­cząt­ko­wo nie do­wie­rza­łam, ale jed­nak po­wró­ci­łam do po­przed­nie­go wcie­le­nia.

– Każdy ma taką moż­li­wość, jed­nak nie każdy chce.

– I ci, któ­rzy nie chcą, po­tra­fią z tym żyć?

– Bez pro­ble­mów. Za­da­wa­nie śmier­ci czy do­ko­ny­wa­nie pod­ło­ści czę­sto­kroć przy­cho­dzi lu­dziom znacz­nie ła­twiej niż na­pra­wia­nie wła­snych błę­dów.

– A ich su­mie­nia?

– Są wtedy czar­ne, jak smoła.

– I mogą z nimi funk­cjo­no­wać?

– Mogą.

– Mam ta­tu­aże nawet na dło­niach. – Po­ka­za­łam mu ob­raz­ki i otar­łam łzy.

– I one po­zo­sta­ną na wieki.

– Na mnie?

– A także na po­mni­kach Gon­za­lo. W pa­mię­ci rdzen­nych miesz­kań­ców Ame­ryk i ich po­tom­ków po­zo­sta­nie on bo­wiem na za­wsze wiel­kim bo­ha­te­rem.

– To przy­kre, że Hisz­pa­nie go wy­klę­li.

– Z cza­sem i oni zro­zu­mie­ją, że Gon­za­lo był pre­kur­so­rem no­we­go my­śle­nia, nie zaś po­spo­li­tym zdraj­cą i de­zer­te­rem.

– Do­ce­nią, co zro­bił?

– Tak. I to dzię­ki tobie.

– Sporo lat mu­sia­ło upły­nąć.

– Cza­sem hi­sto­ria nie jest zbyt ła­ska­wa dla swo­ich po­sta­ci. Dla Gon­za­lo Gu­er­re­ro już taka wkrót­ce się sta­nie.

– A ja?

– Teraz jako Pa­try­cja Le­śniew­ska mu­sisz ko­niecz­nie iść do pracy, bo nie­dłu­go czeka cię ważne ze­bra­nie!

– Jak ro­zu­miem, nie wy­ja­wisz mi ko­lej­nych wcie­leń?

– Ab­so­lut­nie! To ta­jem­ni­ca znana tylko mnie jed­ne­mu.

– Nie­zu­peł­nie. A pani pro­fe­sor, au­tor­ka książ­ki?

– Tej książ­ki? – Re­in­kar­no po­ka­zał mi nie­spo­dzie­wa­nie po­kaź­ną lek­tu­rę ze swoim zdję­ciem na okład­ce. Był na nim ubra­ny i ucze­sa­ny jak ko­bie­ta.

– A więc to ty je­steś au­tor­ką?

– Tak. Mogę sta­wać się, kim­kol­wiek ze­chcę.

– Spo­tka­my się w przy­szło­ści?

– Oczy­wi­ście. Do zo­ba­cze­nia w ko­lej­nych wcie­le­niach.

Znik­nął i odtąd jesz­cze go nie spo­tka­łam. Nadal żyję w ciele Pa­try­cji, sta­ra­jąc się po­stę­po­wać w zgo­dzie z wła­snym su­mie­niem i wy­zna­wa­ny­mi war­to­ścia­mi. I wie­rzę go­rą­co, że co jakiś czas Re­in­kar­no po­ma­ga takim jak ja po­pra­wić prze­szłość, zgod­nie z ich ide­ami.

 

 

 

(po­mnik Gon­za­lo i jego ro­dzi­ny w Paseo de Mon­te­jo w ju­ka­tań­skim mie­ście Mérida, Fa­ce­bo­ok)

Koniec

Komentarze

Znowu Bruce! :D Czę­sto Cię tu wi­du­ję/czy­tam. Czy­ta­ło się lekko, a te­ma­ty­ka bar­dzo mi pod­pa­so­wa­ła. Ogól­nie lubię mo­ty­wy re­in­kar­na­cji. Chyba naj­lep­sze (albo przy­naj­mniej z naj­więk­szą dawką fan­ta­sty­ki) z Two­ich opo­wia­dań, które do tej pory czy­ta­łem. Po­zdra­wiam!

Przemiło mi to przeczytać, wielkie podziękowania, chylę czoła, Adexx, i serdecznie pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Kolejna historia malowniczo przybliżająca odległe czasy i pozwalająca inaczej spojrzeć na wydarzenia, których doświadczał Gonzalo Guerrero.

 

– To jacyś afry­kań­scy dzi­ku­si? -> – To jakieś afry­kań­skie dzi­ku­sy?

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika dzikus.

 

frag­men­t moich ostat­nich snów – dżun­glę i ota­cza­ją­cych mnie wo­jow­ni­ków. Tuż obok stali, po­dob­ni do mnie, ma­ry­na­rze… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

ma­ry­na­rze o ja­snej kar­na­cji, prze­stra­sze­ni, w ob­dar­tych łach­ma­nach. → Zbędne dookreślenie. Łachmany są zniszczone z definicji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję, Regulatorzy, zaraz poprawiam. :)

Pozdrawiam Cię serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, bruce 

Czytało się dobrze. Ciekawie zbudowana historia. Nie wiem, jak odnieść się do motywu reinkarnacji celem poprawy swoich przewinień. Czyli, że jak? Zakładamy, że ktoś wyrządza drugiemu krzywdę, ta osoba, lub osoby cierpi, i później… pa bum, cierpienie zadane przestaje istnieć w momencie, kiedy zadający ból robi kom bek, i to zło przestaje istnieć, jakby nie zostało dokonane? Jestem bardziej zwolennikiem poniesienia konsekwencji za zło, które się wyrządza. To nie jest tak, że w jakikolwiek sposób ono przestaje istnieć. Choć idea wiecznego potępienia, również do mnie nie przemawia, za czyny złe dokonane w czasie. Dla mnie, wyobrażenie sobie czegoś tak abstrakcyjnego, jak wieczność, jest w ogóle niemożliwe. Sprawa nabiera innego wymiaru, kiedy odrzuca się w pełni świadomie dobro, nie chcąc przebaczenia. Nawiązuje do tego, dlatego że bohaterka mówi o sumieniu. 

Pozdrawiam i udaję się do klikarni

Wielkie podziękowania, Heskecie, za Twój poświęcony czas, klik oraz ciekawe przemyślenia. :)

Bohaterka jako dawny konkwistador z czystym sumieniem uległa perswazjom innych awanturników. Postrzegała Majów jedynie jako dziki, nieokrzesany, barbarzyński lud. Spokojnie zatem dokonała ich mordu, wzbogaciła się, żyła w dostatku. Jednak z perspektywy czasu i kolejnych wcieleń sumienie ją bolało. Tu akurat stało się tak, że najprawdopodobniej kolejne wcielenia coraz bardziej przypominały jej o dokonanych zbrodniach na niewinnych Majach. Sny nie pozwalały wypoczywać, przypominały masakrę Indian. Reinkarno uznał, że bohaterka jest gotowa, aby podjąć decyzję, czy chce naprawić swój błąd, czy nie. Tutaj akurat zło, wyrządzone przez Patrycję, przestało istnieć, ona akurat otrzymała tę szansę. Natomiast bohaterka oczywiście poniosła karę za swoje złe czyny – po ostatecznym powrocie pamiętała o zbrodniach, kiedy znowu stała się żeglarzem hiszpańskim – widziała ślady krwi niewinnych na rękach, pamiętała twarze dzieci, kobiet, starszyzny majańskiej, męczyło ją sumienie, męczyły przerażające, senne koszmary. Czasami taka kara (wyrzuty sumienia) jest znacznie gorsza od kary śmierci czy więzienia – pamięć o dokonanych zbrodniach prześladuje człowieka przez lata. 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Witam,

 

mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Jest to tekst ładnie napisany i, jak zwykle, bardzo ciekawy, ale odczułem spory przesyt ekspozycji – mamy ekspozycję o Reinkarno w TV, o “złej” wersji życia Guerrero i o dobrej, i na sam koniec Reinkarno też tłumaczy bohaterce działanie świata przedstawionego…

 

Błędów nie dopatrzyłem się :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

GalicyjskiZakapiorze, witam i dziękuję za opinię. :)

Być może nieco za dużo wplotłam do tej opowieści, ale też chciałam, aby wyraźnie ona zabrzmiała. :) Co do wywiadu, jest on w necie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, misię czytało z zaciekawieniem, bez zatrzymania. Nic nie zgrzytało. Dobrze jest przy okazji dowiedzieć się czegoś bez przynudzania. Polecam. :)

Bardzo serdeczne podziękowania, Koalo75. :)

Pozdrawiam ciepło. :)

Pecunia non olet

Czołem bruce!

Jak zawsze wyciągasz świetną historię i wplatasz w nią subtelnie fantastykę – czytało się bardzo dobrze. 

Momentami mam wrażenie troszeczkę, że tekst wpada w kronikę, ale z drugiej strony jakoś trzeba było to czytelnikowi wyjaśnić. Niemniej, kolejna intrygująca historia zyskała swoją fantastyczną szatę dzięki Tobie. I to należy docenić i kliknąć!

Chciałabym jednocześnie uspokoić, że zamieszczam tę propozycję, napisaną jakiś czas temu i na tym na razie pauzuję, więc przynudzać zbytnio już nie będę, obiecuję.

Cóż to za złowieszcza deklaracja? Pokaż tych, których przynudzasz, to ich poświęcimy na ołtarzu Bogini Literatury :)

 

Pozdrawiam serdecznie

laugh

Dzięki wielkie, Beeeecki. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

szczerze mówiąc nie wiem czy jest to temat fantasy

czy po prostu jest to coś co leży poza granicami naszego pojmowania;

nawet wielkości fizyczne (czas, siła) nie należą do pojęć definiowalnych

nie wspominając o pojęciach takich jak inteligencja, świadomość

czy reinkarnacja;

koń jaki jest każdy widzi

to poziom większości naszych definicji

a ich ubóstwo wynika wyłącznie z granic naszego postrzegania;

opis czy próba definiowania tego co jest poza horyzontem

może się opierać wyłącznie na domysłach i spekulacjach…

 

Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba :)

prawdziwa historia przeniesiona na grunt współczesności

zastanawia i zadziwia :)

 

klik i serdeczne :)

 

Tym razem sięgnęłaś do pozaeuropejskiej historii. IMO, udana wycieczka. Wydaje mi się, że hiszpański podbój był wyjątkowo okrutny, ale możliwe, że o wielu rzeczach nie wiem. W końcu polityka dotycząca opium w Azji może nie była okrutna, ale za to podła.

Mam wątpliwości co do zapisu wywiadu na początku. Czy w czasopismach zapisuje się to jako klasyczny dialog, czy podaje inicjały rozmówców? Coś w stylu:

AB: Napisałaś ostatnio kolejną książkę. Zgadza się?

CD: To prawda. “Moja nowa książka” to historia o kobiecie poszukującej sensu życia w dbaniu o ognisko domowe.

Babska logika rządzi!

Niesłychanie ciekawe rozważania, dziękuję za nie i za klik, AS, pozdrawiam serdecznie. ;) 

 

Tak, Finklo, te podboje, i w ogóle cała konkwista, były wyjątkowo okrutne. Masz rację, wyłożyłam przesadnie kawę na ławę, a przecież taki zapis też będzie zrozumiały, dziękuję Ci bardzo, zaraz poprawiam. :) Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nigdzie nie napisałam, że wykładasz kawę.

Babska logika rządzi!

No, tak, ja to tak zinterpretowałam, oczywiście – że to dialog, przesadnie wyeksponowany, a przecież fakt faktem, że w necie wygląda on inaczej niż pierwotnie to zaproponowałam. :) “Wyłożenie kawy na ławę” to moje określenie tego, jak zapisałam pierwotnie internetowy dialog. :) 

Pecunia non olet

Hmmm. Dla mnie to tłumaczenie rzeczy, które większości wydają się oczywiste.

Babska logika rządzi!

Możliwe. :) 

Pecunia non olet

Hej! Dzięki Tobie dowiedziałam się o Gonzalo Guerrero, nie słyszałam o nim wcześniej. 

Czuję lekki niedosyt, opowiadanie mogłoby być dłuższe!smiley

Serdeczne dzięki, Pusiu, bardzo się cieszę, że masz takie odczucia. :)

I ja nie znałam dawniej tej postaci. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Bruce, a to już ciekawe. Jeśli Ty nie znałaś, to skąd się wzięła na Portalu? ;-)

Babska logika rządzi!

“Dawniej”, czyli w czasach mojego “dogłębnego poznawania historii”. :) Przyznam, że i później, czytając rozmaite lektury historyczne, nie natknęłam się na tę postać. :) 

Pecunia non olet

Niesamowita historia! Nie tylko sprawnie napisana, ale wręcz fascynująca. Dodatkowo otworzyłaś sobie możliwość licznych kontynuacji, na które niecierpliwie czekam. 

Przemiana konkwistadora w wojownika Majów ekstra. 

Mi z kolei przypomniała nieszczęsnych Rosjan dołączających się do naszych powstań.

 

 

– Znam cię? – nie dawałam za wygraną.

 

A czemu nie dawałam gębowe?

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

A czemu nie? Przecież gdyby tam było “nalegałam”, to nie miałabyś wątpliwości, że nalega gębą, prawda?

Babska logika rządzi!

Witam serdecznie, dziękuję, Ambush oraz Finklo, za Wasze komentarze. :) 

Też miałam wątpliwości… :) Podpytam na wszelki wypadek o to zdanie w HP i – jakby co – zwalę winę na… HP właśnie. :)

Pozdrawiam Was ciepło. heart

Pecunia non olet

Tarnina poradziła mi w HP, aby dać wielką literą, co niniejszym czynię. :)

Raz jeszcze Wam dziękujęheart, człowiek uczy się mozolnie tych dialogów, a ciągle coś źle w nich zapisze… blush

Pozdrawiam, Dziewczyny! kiss

Pecunia non olet

Cześć, bruce!

Przypełznąłem zwabiony pytaniem w HP i zostałem na dłużej. Zastanawiam się, jak to ugryźć. Przeczytałem z przyjemnością, ale jednocześnie uważam, że tekst jest niedopracowany, a potencjał pomysłu niewykorzystany. Wydaje mi się, że masz możliwości, by pisać naprawdę znakomicie, ale na razie doszłaś do pewnej ściany i potrzebowałabyś wsparcia literackiego, którego może nikt tutaj nie jest kompetentny Ci udzielić. Niemniej postaram się pomóc, jak zawsze niczego nie narzucając, a tylko dzieląc się wskazówkami i przemyśleniami na miarę swoich amatorskich umiejętności.

 

Dla przykładu weźmy na warsztat pierwszą scenę. Przez całą jej długość jest boleśnie oczywiste, że służy tylko wprowadzeniu tematu reinkarnacji, która przydarzy się bohaterce w dalszej części opowiadania. Czytelnik mniej więcej wie, na czym polega reinkarnacja, więc szybko zaczyna przelatywać wzrokiem. Istotną treścią takiego wstępu mogłoby być raczej przedstawienie nam tej Patrycji, żebyśmy zdążyli ją poznać i polubić przed przejściem do właściwej akcji, przejąć się jej losami. A czego się o niej dowiadujemy? Właściwie tylko tego:

Uruchomiłam internet, aby sprawdzić pocztę, ale całkowicie o tym zapomniałam, kiedy moją uwagę przyciągnął zdumiewający tytuł artykułu: „Kim byłeś wcześniej?”.

Powiedzmy sobie szczerze: ktoś, dla kogo taki najprostszy clickbait jest “zdumiewający” i odciąga od codziennych obowiązków, nie jest dobrze przystosowany do życia we współczesnym świecie. Rzecz jasna, może być przy tym wspaniałym, godnym wszelkiego szacunku człowiekiem. Odbiorca to sam zrozumie, nie musisz i nie powinnaś tych rzeczy jawnie nazywać, ale warto byłoby interesująco pokazać, jak wpływają na jej życie. Może nie dopełni jakichś obowiązków, może ktoś jej uczyni wymówki, że znowu zajmuje się głupotami…

Tymczasem omawiany fragment tekstu przeładowany jest wywiadem, który niewiele wnosi do sprawy. Nie mówię, żeby go podsumować słowami “przeczytałam wywiad o reinkarnacji”, to byłaby lekka przesada (choć moim zdaniem i tak lepsza od tego, co jest teraz), ale niech on się zaskrzy dowcipem, niech przekaże jakąś prawdę o życiu. A tymczasem mamy takie kwiatki:

Nie pamiętamy niczego z przeszłości. Dowodami są jedynie strzępy wspomnień

To wspomnienia są czy ich nie ma?

Dowodami są jedynie strzępy wspomnień (…) Inne dowody opisuję szczegółowo w mojej nowej książce

To wspomnienia są jedynymi dowodami czy istnieją inne?

Każdorazowo o naszym powrocie decyduje Reinkarno. (…) Jest to pojęcie z języka łacińskiego, a znaczy: Pan Wędrówki Dusz.

Nie, Reinkarno nie znaczy po łacinie “Pan Wędrówki Dusz”.

W rezultacie powstaje wrażenie, że nie czytamy wywiadu z panią profesor, lecz z niemogącą złożyć dwóch spójnych zdań maniaczką ezoteryki. To źle wpływa na wiarygodność świata przedstawionego.

Wyłączyłam komputer i zaczęłam rozmyślać nad tym, co przeczytałam.

Owszem, miewałam mnóstwo snów, nieraz bardzo wyraźnych, ale one z reguły dotyczyły mojego obecnego życia, jakichś konkretnych spraw, problemów, ludzi… Czy to w ogóle możliwe, aby reinkarnacja była faktem? W dodatku – możliwość powrotu do poprzednich wcieleń?

Roześmiałam się z pobłażaniem.

– Nie, niemożliwe! – powiedziałam do siebie cicho i zajęłam się codziennymi obowiązkami.

Przez kolejne miesiące całkowicie zapomniałam o przeczytanym wywiadzie.

Tu znów mamy kawałek, który wydaje mi się charakterystyczny dla Twojej twórczości i wymagający szerszego omówienia. Otóż obszernie, rozwlekle nawet, przedstawiasz proces myślowy, którego (jak sądzę) większość ludzi w ogóle nie przeprowadzi na poziomie werbalnym, bo skwituje cały temat mentalnym wzruszeniem ramionami. Oczywiście co innego, gdyby w wywiadzie pojawiły się jakieś zaskakujące punkty filozoficzne dotyczące reinkarnacji i bohaterka potrzebowała je przemyśleć, ale nawet wtedy dialog wewnętrzny zwykle jest trudno zaprezentować w sposób zajmujący dla czytelnika.

Zamiast tego mogłabyś umieścić na przykład rozmowę z kierowniczką zespołu (“nagle pojawiła się za mną jak bezszelestny cień, a ja jak zwykle nie zdążyłam zminimalizować okna”), i to ona zareagowałaby z pobłażaniem (“ostatnio śnił mi się hipopotam połykający arbuz – to w poprzednim życiu byłam hipopotamem czy arbuzem?”), prosząc Patrycję o powrót do obowiązków…

 

Podobnie można by popracować niemal nad każdą sceną. Przytoczę tylko – w nadziei, że jakoś Ci się to może przydać – kilka bardziej wyróżniających się tematów:

– Czy ja rzeczywiście płynę do Indii?

– Tak po prawdzie, to do Ameryki.

– W ciele mężczyzny?

– A jakże. Nazywasz się Gonzalo Guerrero. Jesteś hiszpańskim żołnierzem i szukasz nowej drogi życia.

– Ale to przecież niemożliwe. Nie da się zmienić płci ani życia. Nie wierzę w rzeczy, opowiadane przez tamtą pisarkę!

Wytłuszczona odpowiedź, moim zdaniem, sprawia wrażenie dotkliwie patetycznej. Czytelnik sam rozumie, że ona nie wierzy, podobnie jak my nie wierzymy – ale są inne sposoby pokazania niewiary niż jej obszerne wysłowienie, zwłaszcza gdy dotyczy rzeczy istniejących w świecie przedstawionym. Oto zastanawiam się: jak mógłbym zareagować, gdybym obudził się w ciele kobiety, a towarzysz objaśniał mi usłużnie, że właśnie jestem hiszpańską markietanką? Może jakieś odruchowe “to niemożliwe”, może rozrachunek w myślach, czy nie byłem ostatnio narażony na kontakt z substancjami halucynogennymi, może najprędzej coś w rodzaju “i to tak na stałe?” albo “jak mogę wrócić do mojego prawdziwego życia?” – ale przecież nie tłumaczyłbym obszernie rozmówcy, dlaczego to niemożliwość fizyczna i biologiczna! Wracając do konstrukcji tekstu, z perspektywy czytelnika to w najlepszym razie nudne, a w najgorszym może uznać, że autor podejrzewa go o niewiedzę w takich podstawowych sprawach i dlatego dopisuje wyjaśnienia… O ile się nie mylę, podobne przypadki pojawiają się w Twoich tekstach dość często.

– A! – wrzasnęłam przestraszona i zakryłam na moment twarz dłońmi. – Co to było?!

– Zaatakowaliście plemię Majów – przypomniał mi spokojnie Reinkarno.

– My? To chyba oni zaatakowali nas! – zaprzeczyłam oburzona.

– Jesteś pewna? Czy to Majowie przypłynęli z bronią do Hiszpanii? – zapytał cicho.

To jest przerost opisów nad dialogiem: reakcje i sposób mówienia postaci powinny wynikać z treści, czasami warto coś dodać, urozmaicić, ale przecież nie przy każdej wypowiadanej kwestii.

ożeniłam się z Zazil Ha, córką wodza Na Chan Cana – kobietą, którą ukazał mi na statku Reinkarno.

Jak już niedawno wspominałem, samo rzucenie historycznym imieniem czy nazwiskiem nie charakteryzuje postaci, warto ją przybliżyć czytelnikowi bodaj w kilku słowach. Pokazać, jaki był ten Na Chan Can, jak postrzegała go bohaterka czy jak się do niej odnosił.

 

Pewnie potrzebowałabyś kogoś z większym doświadczeniem literackim i krytycznym ode mnie, żeby dobrze podsumował te uwagi, znalazł ich wspólny mianownik i udzielił jasnych porad. Na razie wydaje mi się, że poświęcasz większość miejsca na rzeczy zupełnie proste, natychmiast rozumiane przez czytelnika, a ignorujesz rzeczywiście ciekawe pytania. W ten sposób marnuje się prawie cały potencjał wartościowego przecież pomysłu. Opowiadając o przeżyciach bohaterki, która ląduje w męskim ciele, żyje jako wojownik, płodzi dzieci i tak dalej, ale wciąż czuje się kobietą, otwierasz sobie szerokie pole do dyskusji o tożsamości płciowej – dlaczego nie jest to wcale wykorzystane? Dlaczego nie ma prawie nic o tym, jak te przeżycia wpłynęły na jej dalsze funkcjonowanie we współczesnym świecie (wcale nie musiałaby to być jakaś sztampa typu “rzuciła pracę i zajęła się hodowlą kapibar”)? Pomijam już klasyczne pytanie o to, jak uniknąć paradoksów czasowych, skoro bohaterka może zmieniać przeszłe zdarzenia (mogłaby przecież bystro zauważyć, że dlatego pozwolono jej wcielić się tylko w postać, której bohaterski opór w istocie za bardzo nie zmienił historii).

I, mimo oburzenia tych, którzy wraz ze mną przeżyli jako jeńcy, zaczęłam stopniowo uczyć się zwyczajów oraz języka Majów.

Wykorzystywano nas do ciężkich prac

A tutaj na przykład aż się prosi, żeby pokazać to oburzenie i pokazać szok kulturowy. Chociażby: jakich ciężkich prac? Przedstawiłabyś, jak to Majowie nie znali taczek ani mułów i wszelkie ciężkie przedmioty trzeba było transportować po schodach na zasadzie włóczenia za sobą, a czytelnik od razu byłby dziesięć razy bardziej zaciekawiony.

 

Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłem, aczkolwiek trudno mi się wymądrzać, gdy często nie potrafię ustalić, co sprawia, że niektóre Twoje teksty bardzo mi się podobają, a inne zupełnie do mnie nie trafiają. Przypuszczam, że kiedy jakiś pomysł na opowiadanie wyda Ci się szczególnie wartościowy, dobranie mocnej ekipy betującej pomoże wycisnąć z niego maksimum potencjału, rada w radę podpowiedzą, które wątki warto potraktować węziej, a które szerzej. Na koniec jeszcze szybki przegląd redakcyjny (w sumie jest zupełnie porządnie):

„Kim byłeś wcześniej?”. Szybko pogrążyłam się w lekturze. Dziennikarka “Teraz Rozmowa”

Różne style cudzysłowu, najlepiej ujednolicić do zwykłego polskiego.

Tak naprawdę: nieskończoną ich ilość.

Napisałbym “liczbę”, bo może ich być nieskończenie wiele, ale jednak są policzalne, odróżnialne jedno od drugiego.

W tej, pojawiającej się właśnie w księgarniach publikacji, wspomina Pani

Grupa (niewyraźnego) wtrącenia to “pojawiającej się właśnie w księgarniach”, można więc przesunąć drugi przecinek przed “publikacji” lub obydwa usunąć.

Wrzeszczeli coś w niezrozumiałym języku, zaś ja stałam

Lepszy szyk “ja zaś stałam”.

Miał jasnobłękitne oczy, prawie przeźroczyste, i przenikliwy wzrok.

Domknięcie wtrącenia. Preferuję formę “przezroczyste”, ale podobno teraz już obie są dopuszczalne.

Nie wierzę w rzeczy, opowiadane przez tamtą pisarkę!

Raczej bez przecinka, bo to nie jest dopowiedzenie, tylko integralna część definicji omawianych rzeczy, samo zdanie “nie wierzę w rzeczy” nie miałoby sensu.

porwali go wysoko, na ręce

Przecinek nieuzasadniony.

Wyczerpanych i głodnych, schwytali nas w końcu Majowie.

Niezbędne w tej konstrukcji – w następnym zdaniu można dać np. “moich towarzyszy”, żeby uniknąć powtórzenia zaimka.

Popatrzyłam załzawionymi oczami na Reinkarno.

Oprócz brakującego “t” rozważyłbym odmianę imienia, “Reinkarna” – jeżeli to istota bez– lub zmiennopłciowa, nie byłoby to wskazane, ale na razie przedstawiałaś go jako mężczyznę.

I, mimo oburzenia tych

Bez przecinka, te spójniki stanowią pewną całość, wspólnie porządkując szyk zdania.

wreszcie zaznajomiłam z przerażającymi ich końmi. Ja przyjmowałam ich język, oni – zaznajamiali się stopniowo z moimi umiejętnościami żołnierskimi

Usunąć powtórzenie.

odrzuciłam list Corteza, darujący mi wszystkie winy

Napisałbym “darowujący”, bo to raczej aspekt niedokonany.

Wraz ze mną zginęli wszyscy moi nowi, śniadoskórzy druhowie.

Wtedy już chyba tacy nowi nie byli?

Zbudziłam się wyspana, jak nigdy dotąd.

Uwaga, tu ciekawszy przypadek – przecinek zmienia znaczenie. Bez przecinka “wyspana jak nigdy dotąd” stanowi spójną informację, bohaterka mogła budzić się wyspana kiedy indziej, ale nigdy aż tak. Z przecinkiem wychodzi na to, że bohaterka w ogóle nigdy wcześniej nie budziła się wyspana.

Ale tacy, jak ty

Przecinek nieuzasadniony.

 

I wyłowione z komentarzy:

Co do wywiadu, jest on w necie. :)

To mnie nieco zaniepokoiło – jeżeli posłużyłaś się autentycznym wywiadem, należałoby go co najmniej podać jako źródło, a i tak nie mam pewności, czy opowiadanie nie naruszałoby praw autorskich.

Mi z kolei przypomniała nieszczęsnych Rosjan dołączających się do naszych powstań.

Przyznam, że o tym nie za bardzo słyszałem. Lepiej kojarzę Niemców asymilujących się na ziemiach polskich (mieszczaństwo lub rzadziej drobnych posiadaczy ziemskich), którzy szli do powstań, żeby udowodnić polskość (albo przymuszani przez opinię publiczną lub przez wybrankę), zwłaszcza znane przypadki Tetmajerów i Homolacsów. Co do Rosjan, przypominam sobie tylko tego kapitana stacji telegraficznej, który sfałszował rozkaz, nakazując łagodne obchodzenie się z demonstrantami, za co skazano go na śmierć, ale car uznał motywację humanitarną i zastosował prawo łaski.

Tarnina poradziła mi w HP, aby dać wielką literą, co niniejszym czynię. :)

Raz jeszcze Wam dziękujęheart, człowiek uczy się mozolnie tych dialogów, a ciągle coś źle w nich zapisze… blush

Ja dałbym z małej, ale nie czułem się nigdy ekspertem od zapisu dialogów. Dopytam już w wątku w HP.

Dziękuję za podzielenie się opowiadaniem i pozdrawiam z całą serdecznością!

Bardzo dziękuję, Ślimaku Zagłady, za tak rozbudowany komentarz i tyle wartościowych uwag. :)

Jak wspomniałam przy “Żebrowych”, spodziewałam się bardzo krytycznych uwag przy tym tekście, choć nade wszystko z powodu częstych publikacji. :) I, jak tam również wspomniałam, tradycyjnie wyciągam z tego bardzo słuszne wnioski i się do tego stosuję. :) Tekst powstał jeszcze wcześniej, na razie hybrydy odpuszczam. :) 

Cieszy mnie, że pomysł przypadł do gustu. :)

Niestety, nie mogę zgodzić się z krytyką tego tekstu, ale wiem już, że nic to nie daje, a niesie ze sobą dalsze szczegółowe pytania, dlatego nie zamierzam tym razem stawać w jego obronie. Kładę uszy po sobie, przyznając stuprocentową rację. :)

Również zdumiewa mnie, że tak wiele moich tekstów Ci się obecnie nie podoba, ale nic na to nie poradzę. :) Każdy z nas pisze teksty mniej lub bardziej dobre. Ja piszę przeważnie te z pierwszej grupy. :) Taki lajf. :) Wyjaśnię tylko, że znowu zostałam niepoprawnie zrozumiana (co także mnie mocno niepokoi i zdumiewa). Nigdzie nie napisałam, że to był autentyczny wywiad z netu, zatem nie rozumiem, dlaczego miałabym podawać źródło i zastanawiać się nad prawami autorskimi. To mój komentarz do komentarza Użytkownika, który napisał o wywiadzie w TV. Sprostowałam, że to wywiad z netu. Wywiad jest stuprocentowo wymyślony, jak zresztą wszystko prócz historii bohatera tej opowieści. :)

Usterki językowe, za których wskazanie bardzo dziękuję, postaram się poprawić, kiedy czas pozwoli. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Wyjaśnię tylko, że znowu zostałam niepoprawnie zrozumiana (co także mnie mocno niepokoi i zdumiewa). Nigdzie nie napisałam, że to był autentyczny wywiad z netu, zatem nie rozumiem, dlaczego miałabym podawać źródło i zastanawiać się nad prawami autorskimi.

Jasne, przepraszam – w sumie powinienem poświęcić na to chwilę dłużej i odgadnąć, że błędnie zrozumiałem tamten komentarz, ale jakoś wolałem się upewnić.

Niestety, nie mogę zgodzić się z krytyką tego tekstu, ale wiem już, że nic to nie daje, a niesie ze sobą dalsze szczegółowe pytania, dlatego nie zamierzam tym razem stawać w jego obronie. Kładę uszy po sobie, przyznając stuprocentową rację. :)

Nigdy nie przymuszam do dyskusji, nie chciałbym natomiast, byś odbierała uwagi do opowiadania tak osobiście (“kładę uszy po sobie”). Mogę Cię tylko po raz kolejny zapewnić, że udzielam się na forum wzajemnej pomocy literackiej po to, żeby pomagać innym w pisaniu, a nie po to, żeby coś komuś udowadniać czy żeby przyznawano mi rację dla świętego spokoju.

Również zdumiewa mnie, że tak wiele moich tekstów Ci się obecnie nie podoba, ale nic na to nie poradzę. :)

Podobają mi się, w uśrednieniu, nie mniej niż wcześniej, nie uważam, aby Twój poziom twórczości się obniżył. Ogólny ogląd tekstu podałem na początku wpisu – że przeczytałem z przyjemnością, ale widzę niewykorzystany potencjał, który postaram się przedyskutować. Prawda jest taka, że mam do siebie pretensje, iż nie nadążam z czytaniem i tyle Twoich opowiadań pomijam milczeniem, więc kiedy już siadam do komentarza, układam go z maksymalną rzetelnością, żeby Ci to jakoś wynagrodzić. A to oczywiście nie oznacza wypisywania większej liczby pochwał, lecz uważniejsze próby wyszukania możliwych poprawek, krytyki podstawowej i dyskusji nad założeniami twórczymi, by jak najlepiej wesprzeć Cię literacko. Jeżeli nie odbierasz tego podobnie i moje ostatnie wpisy są dla Ciebie jakoś dotkliwe, oczywiście zachęcam, żebyś pomogła mi popracować nad lepszą komunikacją w tym względzie – wiesz, że ogromnie cenię Twój takt i wyczucie społeczne.

Może jest jeszcze jedna częściowa przyczyna, dla której ten komentarz wyglądał tak, a nie inaczej, ale podzielę się nią, jeżeli pozwolisz, za tydzień lub dwa.

Bardzo dziękuję, Ślimaku Zagłady, za tak rozbudowany komentarz i tyle wartościowych uwag. :)

Bardzo proszę i ponownie, ślimaczo pozdrawiam!

Oczywiście, jak najbardziej, Ślimaku Zagłady, na razie wszystkie moje teksty zostają, a nowych publikować nie zamierzam, zatem wpadaj i komentuj, kiedy tylko będziesz mieć ochotę. Będzie mi bardzo miło. :)

Natomiast nie uważam za stosowne, aby przy kolejnym poddanym tak surowej krytyce opowiadaniu dowodzić, że nie miałam na myśli tego, co jest mi wskazywane, ani też – że kompletnie nie pojmuję stawianych opowiadaniu zarzutów. Nadmienię tylko krótko, może dowodząc, że szanuję dyskusję nad treścią, skoro została już rozpoczęta, lecz po prostu nie mam siły na szczegółowe dowodzenie – jak uważam – moich racji i rzeczy oczywistych. Tak, jak w przypadku “Żebrowych” żaden fragment początku opowiadania nie sugerował, że dojdzie do realizacji poddawanej w wątpliwość przepowiedni Cyganki i do siedmiu zamachów, w tym jeszcze na dodatek – że ten ostatni będzie udany, tak i tutaj żaden fragment tekstu z jego początku nie dowodzi, że bohaterce przydarzy się reinkarnacja, do tego jej przydarzyło się coś niezwykłego – cofnięcie w czasie do poprzedniego wcielenia. W dodatku – aby mogła naprawić wyrządzone krzywdy! Wszelkie definicje “typowej reinkarnacji” są absolutnie inne. I nigdzie nie jest na wstępie powiedziane, że ona z tej okazji skorzysta i że poprawi wyrządzone zło. A zasady, rządzące takim nietypowym przeniesieniem w czasie tylko wybranych ludzi, niejako – powiedziałabym – ich “wtórną reinkarnacją” – szczegółowo przedstawia wywiad, stąd jego drobiazgowość. :)

Cóż, musiałabym tak znowu, fragment za fragmentem, dowodzić, jakie miałam spojrzenie na tę fabułę i dlaczego tak ją pokazałam, celowo i świadomie pomijając inne sprawy, a niestety uważam, że nie temu służy publikowanie tutaj opowiadań, aby je przekładać “z polskiego na polski”, tworząc komentarze parokrotnie dłuższe niż sam tekst. Skoro opko odebrane zostało jako niezrozumiałe i błędne, w dodatku przez Osobę, znającą moje pisanie od lat, jest to dla mnie jako skromnego autora sygnał, że najwyższy czas zaprzestać tutejszej działalności i koniec kropka. :) A obrona tekstu nie ma sensu, ja go stworzyłam tak, jak zamierzałam, wedle mojej wizji, i na tym poprzestaję. :) A że można przy okazji popisać w tekście o charakterze tej czy innej osoby, panoramie dziejowej, zwyczajach, pozytywach i negatywach, a także wielu innych szczegółach, to rzecz oczywista, tylko – jaki wówczas mam pewnik, że nikt inny nie zarzuci mi zanudzenia tymi “dodatkami”? :) 

Co do polecanej bety, próbowałam wielokrotnie, skutek był podobny – dogłębna krytyka po publikacji; obecnie nie chcę zaprzątać głowy komukolwiek betą, ponieważ sama podejmuję ją zawsze przy zaproszeniu, na szybko, z doskoku, na ile czas i warunki mi pozwalają, z góry przepraszając za ewentualne, nieprzewidziane opóźnienia. :)

Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję Ci za poświęcony czas. :) 

 

Pecunia non olet

dowodzić, że nie miałam na myśli tego, co jest mi wskazywane, ani też – że kompletnie nie pojmuję stawianych opowiadaniu zarzutów. (…) Cóż, musiałabym tak znowu, fragment za fragmentem, dowodzić, jakie miałam spojrzenie na tę fabułę i dlaczego tak ją pokazałam, celowo i świadomie pomijając inne sprawy, a niestety uważam, że nie temu służy publikowanie tutaj opowiadań, aby je przekładać “z polskiego na polski”, tworząc komentarze parokrotnie dłuższe niż sam tekst. (…) A obrona tekstu nie ma sensu, ja go stworzyłam tak, jak zamierzałam, wedle mojej wizji, i na tym poprzestaję. :)

Mój komentarz nie jest atakiem na opowiadanie i nie jesteś w żadnej mierze zobowiązana, żeby go bronić scena po scenie czy tłumaczyć z polskiego na polski. Jeżeli warto się do czegoś odnieść, moim zdaniem, to do punktów, które Cię jakoś zaciekawiły lub wzbudziły wątpliwości i sądzisz, że mogłabyś odnieść korzyści w rozwoju pisarskim z dalszej dyskusji nad nimi. Jeżeli takich miejsc zupełnie nie ma i dostrzegasz w moim wpisie tylko serię niepojętych zarzutów, to oczywiście jest moja porażka jako komentatora, a nie Twoja jako autorki.

Natomiast nie uważam za stosowne, aby przy kolejnym poddanym tak surowej krytyce opowiadaniu (…) Skoro opko odebrane zostało jako niezrozumiałe i błędne, w dodatku przez Osobę, znającą moje pisanie od lat, jest to dla mnie jako skromnego autora sygnał, że najwyższy czas zaprzestać tutejszej działalności i koniec kropka. :) (…) Co do polecanej bety, próbowałam wielokrotnie, skutek był podobny – dogłębna krytyka po publikacji

Merytoryczna krytyka nie jest negatywnym objawem, lecz świadectwem, że komuś zależy na Tobie i Twojej twórczości – że poświęca swój czas, aby pomóc Ci pisać lepiej. Przecież właśnie dlatego zjawiłem się i pozostałem na NF, że otrzymuje się tutaj realne, krytyczne uwagi do tekstów, a nie puste pochwały. W moich uwagach nie ma też nic nazbyt surowego, dotyczą szczegółowych kwestii warsztatowych, prowadzenia akcji, przy ogólnie dodatniej ocenie pomysłu i zarysu fabuły. Jeżeli cokolwiek w nich zniechęca Cię do dalszego pisania, serdecznie przepraszam, rzecz jasna jest to skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego! Zresztą jestem pewien, że na poziomie intelektualnym zdajesz sobie z tego sprawę, nawet jeśli emocje podpowiadają Ci coś innego.

Skądinąd nie uznałem Twojego opowiadania za niezrozumiałe (wręcz przeciwnie: obszernie pisałem o tym, że moim zdaniem rzeczy łatwe do zrozumienia zajmują w nim zbyt dużo miejsca) ani tym bardziej za błędne (w ogóle nie wiem, co to znaczy “błędne opowiadanie”, błędny może być zapis albo rycerz). Myślę, że postrzegasz moje słowa przez pryzmat własnej samokrytyki i dlatego wydają Ci się zbyt ostre.

na razie wszystkie moje teksty zostają, a nowych publikować nie zamierzam, zatem wpadaj i komentuj, kiedy tylko będziesz mieć ochotę. Będzie mi bardzo miło. :)

Pięknie dziękuję za zaproszenie! Przyznam, że byłbym bardziej przekonany, gdybym ufał, że te komentarze będą dla Ciebie czymś przydatnym, pomocą i motywacją do lepszego pisania…

Jak zawsze pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego,

Ślimak Zagłady

Wzajemnie i bardzo dziękuję, Ślimaku Zagłady. :)

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Ok, witam serdecznie ponownie, Ślimaku Zagłady. :)

 

Postaram się odnieść po kolei do Twoich zarzutów, których nie poprawiałam po Twoich uwagach. ;)

 

Dla przykładu weźmy na warsztat pierwszą scenę. Przez całą jej długość jest boleśnie oczywiste, że służy tylko wprowadzeniu tematu reinkarnacji, która przydarzy się bohaterce w dalszej części opowiadania. Czytelnik mniej więcej wie, na czym polega reinkarnacja, więc szybko zaczyna przelatywać wzrokiem.

 

Jak wspomniałam, nie mogę się zgodzić z takim twierdzeniem.

Bohaterki nie ma bowiem spotkać reinkarnacja.

 

Istotną treścią takiego wstępu mogłoby być raczej przedstawienie nam tej Patrycji, żebyśmy zdążyli ją poznać i polubić przed przejściem do właściwej akcji, przejąć się jej losami.

 

Ponieważ uznałam, że to nieistotne dla fabuły, zdecydowałam się pominąć szczegółową charakterystykę i opis osobowości Patrycji.

 

Powiedzmy sobie szczerze: ktoś, dla kogo taki najprostszy clickbait jest “zdumiewający” i odciąga od codziennych obowiązków, nie jest dobrze przystosowany do życia we współczesnym świecie. Rzecz jasna, może być przy tym wspaniałym, godnym wszelkiego szacunku człowiekiem. Odbiorca to sam zrozumie, nie musisz i nie powinnaś tych rzeczy jawnie nazywać, ale warto byłoby interesująco pokazać, jak wpływają na jej życie. Może nie dopełni jakichś obowiązków, może ktoś jej uczyni wymówki, że znowu zajmuje się głupotami…

 

Zwrócenie uwagi bohaterki na znaleziony przypadkowo (?) wywiad miało pokazać, że intuicyjnie wyczuwa niejasny związek z omawianymi tam treściami. W żadnym wypadku nie miało pokazać jej jako nieprzystosowanej do obecnego życia. Nie taki miałam zamysł.

 

Tymczasem omawiany fragment tekstu przeładowany jest wywiadem, który niewiele wnosi do sprawy. Nie mówię, żeby go podsumować słowami “przeczytałam wywiad o reinkarnacji”, to byłaby lekka przesada (choć moim zdaniem i tak lepsza od tego, co jest teraz), ale niech on się zaskrzy dowcipem, niech przekaże jakąś prawdę o życiu.

 

To nie jest wywiad o reinkarnacji, lecz – nade wszystko – o wyjątkowych sytuacjach powrotu do poprzednich wcieleń. Każde zdanie profesorki miało być istotne i ważne dla fabuły. 

 

„Nie pamiętamy niczego z przeszłości. Dowodami są jedynie strzępy wspomnień”

To wspomnienia są czy ich nie ma?

Dowodami są jedynie strzępy wspomnień (…) Inne dowody opisuję szczegółowo w mojej nowej książce”

To wspomnienia są jedynymi dowodami czy istnieją inne?

 

Wspomnienia, co opisuję dalej, są jedynie fragmentaryczne i pojawiają się w formie snów. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to wspomnienia z poprzednich wcieleń. Autorka książki twierdzi, że są jeszcze inne dowody, że opisuje je w książce. Czy tak jest, tego nie wiemy.

 

W rezultacie powstaje wrażenie, że nie czytamy wywiadu z panią profesor, lecz z niemogącą złożyć dwóch spójnych zdań maniaczką ezoteryki. To źle wpływa na wiarygodność świata przedstawionego.

 

Bardzo możliwe, że to maniaczka, niemniej – autorka książki i pani profesor. Autorzy książek o tak wątpliwej logicznie tematyce i poglądach często są maniakami. :)

 

Tu znów mamy kawałek, który wydaje mi się charakterystyczny dla Twojej twórczości i wymagający szerszego omówienia. Otóż obszernie, rozwlekle nawet, przedstawiasz proces myślowy, którego (jak sądzę) większość ludzi w ogóle nie przeprowadzi na poziomie werbalnym, bo skwituje cały temat mentalnym wzruszeniem ramionami. Oczywiście co innego, gdyby w wywiadzie pojawiły się jakieś zaskakujące punkty filozoficzne dotyczące reinkarnacji i bohaterka potrzebowała je przemyśleć, ale nawet wtedy dialog wewnętrzny zwykle jest trudno zaprezentować w sposób zajmujący dla czytelnika.

Zamiast tego mogłabyś umieścić na przykład rozmowę z kierowniczką zespołu (“nagle pojawiła się za mną jak bezszelestny cień, a ja jak zwykle nie zdążyłam zminimalizować okna”), i to ona zareagowałaby z pobłażaniem (“ostatnio śnił mi się hipopotam połykający arbuz – to w poprzednim życiu byłam hipopotamem czy arbuzem?”), prosząc Patrycję o powrót do obowiązków…

 

Taki pomysł jest ciekawy, nie przeczę, ale czemu nie mogę pozostać przy swoim – aby to ona myślała głośno nad tym, co przeczytała? Ja miałam na to taki pomysł.

 

Wytłuszczona odpowiedź, moim zdaniem, sprawia wrażenie dotkliwie patetycznej. Czytelnik sam rozumie, że ona nie wierzy, podobnie jak my nie wierzymy – ale są inne sposoby pokazania niewiary niż jej obszerne wysłowienie, zwłaszcza gdy dotyczy rzeczy istniejących w świecie przedstawionym. Oto zastanawiam się: jak mógłbym zareagować, gdybym obudził się w ciele kobiety, a towarzysz objaśniał mi usłużnie, że właśnie jestem hiszpańską markietanką? Może jakieś odruchowe “to niemożliwe”, może rozrachunek w myślach, czy nie byłem ostatnio narażony na kontakt z substancjami halucynogennymi, może najprędzej coś w rodzaju “i to tak na stałe?” albo “jak mogę wrócić do mojego prawdziwego życia?” – ale przecież nie tłumaczyłbym obszernie rozmówcy, dlaczego to niemożliwość fizyczna i biologiczna! Wracając do konstrukcji tekstu, z perspektywy czytelnika to w najlepszym razie nudne, a w najgorszym może uznać, że autor podejrzewa go o niewiedzę w takich podstawowych sprawach i dlatego dopisuje wyjaśnienia… O ile się nie mylę, podobne przypadki pojawiają się w Twoich tekstach dość często.

 

Zgadza się, podobne przypadki pojawiają się wielokrotnie, ponieważ często czytam zarzuty, że fragmenty moich opowiadań są niejasne. W tym przypadku bohaterka głównie sobie starała się podkreślić/uzmysłowić, że to nie jest możliwe, że jest nadal wierna swojej teorii i opinii – że w to nie wierzy.

 

To jest przerost opisów nad dialogiem: reakcje i sposób mówienia postaci powinny wynikać z treści, czasami warto coś dodać, urozmaicić, ale przecież nie przy każdej wypowiadanej kwestii.

 

Dobrze, zmienię to, choć celowo chciałam didaskaliami pokazać zachowanie rozmówców.

 

Jak już niedawno wspominałem, samo rzucenie historycznym imieniem czy nazwiskiem nie charakteryzuje postaci, warto ją przybliżyć czytelnikowi bodaj w kilku słowach. Pokazać, jaki był ten Na Chan Can, jak postrzegała go bohaterka czy jak się do niej odnosił.

 

Dobrze, dopiszę, choć źródła niewiele (=nic) o tym mówią. Zaledwie w jednym obcojęzycznym znalazłam jego imię. Wpisałam jako ciekawostkę. 

 

Opowiadając o przeżyciach bohaterki, która ląduje w męskim ciele, żyje jako wojownik, płodzi dzieci i tak dalej, ale wciąż czuje się kobietą, otwierasz sobie szerokie pole do dyskusji o tożsamości płciowej – dlaczego nie jest to wcale wykorzystane? Dlaczego nie ma prawie nic o tym, jak te przeżycia wpłynęły na jej dalsze funkcjonowanie we współczesnym świecie (wcale nie musiałaby to być jakaś sztampa typu “rzuciła pracę i zajęła się hodowlą kapibar”)?

 

Celowo pominęłam te kwestie, sprawy tożsamości płciowej. Pati zrozumiała, że było jej dane żyć już jako mężczyzna, może niejeden raz. Ważne było, aby teraz naprawić krzywdy i aby potem, po powrocie, docenić tę szansę, jaka była jej dana. To kwintesencja fabuły. Nie chciałam rozpraszać jej na szczególiki w moim odczuciu nieważne. 

 

Pomijam już klasyczne pytanie o to, jak uniknąć paradoksów czasowych, skoro bohaterka może zmieniać przeszłe zdarzenia (mogłaby przecież bystro zauważyć, że dlatego pozwolono jej wcielić się tylko w postać, której bohaterski opór w istocie za bardzo nie zmienił historii).

 

To jest wyjaśnione w wywiadzie i rozmowach z tytułową postacią. Decyzje o szansie podejmuje zawsze Reinkarno, decyzje o wykorzystaniu szansy – zawsze człowiek.

Co do historii, nie zgodzę się, niestety. Bohater opowiadania pokazał, że można zasymilować się i żyć pokojowo z Majami, jest też uważany za ojca pierwszych Metysów, w dodatku – był ich ojcem nie z przymusu (gwałtu). Ilustracja celowo pokazuje pomnik – to bohater narodowy za Oceanem. 

 

A tutaj na przykład aż się prosi, żeby pokazać to oburzenie i pokazać szok kulturowy. Chociażby: jakich ciężkich prac? Przedstawiłabyś, jak to Majowie nie znali taczek ani mułów i wszelkie ciężkie przedmioty trzeba było transportować po schodach na zasadzie włóczenia za sobą, a czytelnik od razu byłby dziesięć razy bardziej zaciekawiony.

 

Znowu podaję ten sam argument: w obawie przed zarzutami o zbytnie nagromadzenie treści nudnego wykładu historycznego, celowo pominęłam te szczegóły, skupiając się na – zdawałoby się nierealnej – możliwości naprawy wyrządzonych krzywd poprzez szansę powrotu do jednego z poprzednich wcieleń. To główny wątek fantastyczny i na nim się skupiłam. 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Również witam ponownie, serdecznie i przede wszystkim ślimaczo!

Postaram się odnieść po kolei do Twoich zarzutów, których nie poprawiałam po Twoich uwagach. ;)

Bardzo przepraszam, jeżeli nie było to dostatecznie jasne w pierwszym komentarzu: kiedy nie przedstawiam konkretnych, technicznych błędów, tylko głębsze rozważania dotyczące prowadzenia akcji i konstrukcji fabuły, na pewno nie oczekuję, że ktoś je będzie poprawiał czy wprowadzał na “żywym”, opublikowanym już tekście. Niektóre z tych propozycji wymagałyby przecież bardzo obszernych zmian, w istocie tworzących nowe opowiadanie. To są takie przemyślenia, jak ja bym do czegoś podszedł, ewentualne inspiracje na przyszłość.

Jak wspomniałam, nie mogę się zgodzić z takim twierdzeniem.

Bohaterki nie ma bowiem spotkać reinkarnacja.

To nie jest wywiad o reinkarnacji, lecz – nade wszystko – o wyjątkowych sytuacjach powrotu do poprzednich wcieleń. Każde zdanie profesorki miało być istotne i ważne dla fabuły. 

Te tematy łączą się w jeden. Obszerna ekspozycja – wyjaśnienie mechanizmów rządzących światem przedstawionym i zapowiedź przyszłych wydarzeń – jest uprawnionym narzędziem literackim, w niektórych tekstach (wprawdzie dość rzadko) sprawdza się świetnie, więc oczywiście mogłaś chcieć jej użyć. Anglojęzyczne strony z pomocą literacką często omawiają to zagadnienie pod hasłem infodump. Tutaj moim zdaniem to nie zagrało, ponieważ zbyt łatwo dałem radę przewidzieć, że bohaterce przydarzy się ta odmiana czy coś zbliżonego do reinkarnacji, o czym opowiada pani profesor. To w moim odczuciu nie sprzyja uważnej lekturze, raczej muszę się pilnować, żeby nie zacząć przelatywać wzrokiem do miejsca, w którym to nastąpi. Rzecz jasna, moje doświadczenie czytelnicze nie jest uniwersalne, możesz poczekać na opinie innych odbiorców, czy widzą to tak samo.

Zgadzam się, że bez tego wywiadu dużo trudniej byłoby spójnie zbudować świat przedstawiony, tak żeby przemiana bohaterki nie była z kolei zupełnym zaskoczeniem i czymś niemającym sensu z punktu widzenia czytelnika. Jeżeli chcesz, możemy wspólnie pokombinować, jak hipotetycznie dałoby się to zrobić.

Ponieważ uznałam, że to nieistotne dla fabuły, zdecydowałam się pominąć szczegółową charakterystykę i opis osobowości Patrycji.

Szczerze mówiąc, mnie także takie opisy wydają się często nieistotne i umieszczam je głównie przez wyuczenie, gdyż bardzo często otrzymywałem pod swoimi dawniejszymi tekstami sygnały, że innym czytelnikom ich brakuje.

W żadnym wypadku nie miało pokazać jej jako nieprzystosowanej do obecnego życia. Nie taki miałam zamysł.

Skoro nie taki był Twój zamysł, to pewnie może stanowić użyteczną informację zwrotną, że do pewnego stopnia tak to odebrałem.

Wspomnienia, co opisuję dalej, są jedynie fragmentaryczne i pojawiają się w formie snów. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to wspomnienia z poprzednich wcieleń. Autorka książki twierdzi, że są jeszcze inne dowody, że opisuje je w książce. Czy tak jest, tego nie wiemy.

Jasne, wskazuję tylko, że wypowiedzi osoby udzielającej wywiadu są w moim przekonaniu mało zborne, jedne zdania są przynajmniej powierzchownie sprzeczne z drugimi, co nie wydaje mi się pasować do języka, którym charakteryzowałbym w swoich tekstach postać z tytułem profesorskim.

Taki pomysł jest ciekawy, nie przeczę, ale czemu nie mogę pozostać przy swoim – aby to ona myślała głośno nad tym, co przeczytała? Ja miałam na to taki pomysł.

Oczywiście, że możesz pozostać przy swoim pomyśle, wcale Cię nie zachęcam do tak obszernych przeróbek gotowego już tekstu. Dzielę się tym, jak ja rozwiązałbym tę kwestię fabularną, i przedstawiam argumenty, dlaczego wydaje mi się to ciekawsze dla przeciętnego czytelnika – ale też nie masz obowiązku się ze mną zgodzić, to są zawsze dosyć subiektywne decyzje. Jak mówiłem, dostrzegam, że takie fragmenty są typowe dla Twojej twórczości i możesz być do nich przywiązana, zarzucam Ci tylko haczyk do spokojnego przemyślenia.

Zgadza się, podobne przypadki pojawiają się wielokrotnie, ponieważ często czytam zarzuty, że fragmenty moich opowiadań są niejasne. W tym przypadku bohaterka głównie sobie starała się podkreślić/uzmysłowić, że to nie jest możliwe, że jest nadal wierna swojej teorii i opinii – że w to nie wierzy.

To także się zgadza, kładka między zrozumiałością a patosem jest tutaj wąska i chybotliwa. Dzielę się swoim odczuciem, że w przypadkach takich jak ten możesz przesadzać w kierunku patosu, ale zawsze warto poczekać na opinie innych czytelników.

Dobrze, zmienię to, choć celowo chciałam didaskaliami pokazać zachowanie rozmówców.

Wydało mi się, że akurat w tym miejscu jest ich wyraźnie za dużo, ale jak zawsze – nie musisz polegać wyłącznie na mojej opinii.

Dobrze, dopiszę, choć źródła niewiele (=nic) o tym mówią. Zaledwie w jednym obcojęzycznym znalazłam jego imię. Wpisałam jako ciekawostkę. 

Źródła mogą nic o nim nie mówić, ale to przecież nie stoi na zawadzie, żeby odmalować go czytelnikowi, bodaj w kilku zdaniach wykreować jako postać w tekście. Zobacz różnicę (hipotetyczny przykład z tekstu, który mógłbym napisać):

1) Wieczorem tego dnia miałem także przyjemność poznać architekta nadzorującego budowę schroniska, wybitnego inżyniera Wandalina Beringera.

2) Gdy dotarłem na miejsce, około powstającego schroniska krzątał się jego architekt Wandalin Beringer. Kwadratowe rysy i góralska kamizela narzucona na koszulę wzbudzały dziwną ufność. Pomyślałem, że to pewnie przez barbarzyńskie imię ten mężczyzna obrał taką drogę życia, że niechybnie czuje potrzebę, żeby budować i pozostawić po sobie coś trwałego.

Za pierwszym razem demonstruję tylko, że przygotowałem się solidnie do pisania opowiadania i znalazłem w źródłach nazwisko. Za drugim prowadzę narrację.

Celowo pominęłam te kwestie, sprawy tożsamości płciowej. Pati zrozumiała, że było jej dane żyć już jako mężczyzna, może niejeden raz. Ważne było, aby teraz naprawić krzywdy i aby potem, po powrocie, docenić tę szansę, jaka była jej dana. To kwintesencja fabuły. Nie chciałam rozpraszać jej na szczególiki w moim odczuciu nieważne.

Jak zawsze, to jest Twoja decyzja twórcza, które wątki postanawiasz rozbudować, a które pominąć. Ja tylko sygnalizuję na przyszłość, co wydało mi się najbardziej intrygujące, jaki temat moim zdaniem mogłabyś kiedyś zgłębić, żeby nadać opowiadaniu opartemu na zbliżonym pomyśle większy potencjał. Pomysł, a nie zarzut.

Co do historii, nie zgodzę się, niestety. Bohater opowiadania pokazał, że można zasymilować się i żyć pokojowo z Majami, jest też uważany za ojca pierwszych Metysów, w dodatku – był ich ojcem nie z przymusu (gwałtu). Ilustracja celowo pokazuje pomnik – to bohater narodowy za Oceanem.

Może wyraziłem się nieprecyzyjnie. Chodziło mi o to, że jeżeli Patrycja wcielona w Gonzala zmieniłaby coś w historii, to w rezultacie mogłyby powstać dalsze lawinowe zmiany, przeżywaliby ludzie, którzy w tamtej wersji nie przeżyli – inni odwrotnie – aż nawet ona sama mogłaby się w rezultacie nie narodzić. Oczywiście to już było zgłębiane w tysiącach tekstów, ale z takich rzeczy zawsze trudno się wytłumaczyć fabularnie, żeby zachować spójność świata.

Znowu podaję ten sam argument: w obawie przed zarzutami o zbytnie nagromadzenie treści nudnego wykładu historycznego, celowo pominęłam te szczegóły, skupiając się na – zdawałoby się nierealnej – możliwości naprawy wyrządzonych krzywd poprzez szansę powrotu do jednego z poprzednich wcieleń. To główny wątek fantastyczny i na nim się skupiłam.

Owszem, rozumiem i szanuję Twoje podejście. Chciałaś skupić się na głównym wątku i to przeprowadziłaś – nigdy nie mogę zagwarantować, że gdyby wątki poboczne, które wskazuję, były bardziej rozwinięte, nie pojawiłyby się z kolei inne problemy.

 

Dla podsumowania: absolutnie nie zaprzeczam, że kiedy wykraczamy w naszej twórczości ponad poziom “rzuf nieje rzyta”, to uwagi do opowiadań stają się z natury subiektywne, skoro literaturoznawstwo nie jest nauką ścisłą. Zawsze warto poczekać na drugą, trzecią i kolejne opinie, zobaczyć, jak są uargumentowane, przemyśleć, przetrawić – i dopiero zastosować wnioski w przyszłych tekstach. Z drugiej strony nie jest tak, ażeby wszystko było względne i każde stanowisko równie uprawnione: inaczej nie zajmowalibyśmy się przecież wzajemną pomocą literacką.

Dziękuję za Twoją cierpliwość i zaangażowanie, pozdrawiam!

Dziękuję bardzo, Ślimaku Zagłady. :)

Na pewno wezmę sobie do serca szereg rad, jakich mi tu udzieliłeś; problemem jest dla mnie to, że szanując ogromnie od lat Twoje zdanie, chciałabym zmienić wszystko pod kątem tych wskazówek, ale czuję jednocześnie, że w ogromnym stopniu zburzy to moją koncepcję opowiadania. :) 

 

Chodziło mi o to, że jeżeli Patrycja wcielona w Gonzala zmieniłaby coś w historii, to w rezultacie mogłyby powstać dalsze lawinowe zmiany, przeżywaliby ludzie, którzy w tamtej wersji nie przeżyli – inni odwrotnie – aż nawet ona sama mogłaby się w rezultacie nie narodzić. Oczywiście to już było zgłębiane w tysiącach tekstów, ale z takich rzeczy zawsze trudno się wytłumaczyć fabularnie, żeby zachować spójność świata.

Jeszcze chciałabym nieśmiało a propos wpływu na bieg dziejów – tym skromnym tekstem zamierzałam pokazać niejako “w domyśle”, że wszystko jest możliwe. Przysłowiowa furtka jest otwarta. :) Nie bez powodu konkwista jest postrzegana przez ogół jako szereg makabrycznych zbrodni, dokonanych z potwornym okrucieństwem na amerykańskich plemionach zamorskich. Jednym ze zbrodniarzy był – wedle tego tekstu – Gonzalo. A jednak dane mu było naprawić swój błąd i wyrządzone krzywdy. Ten jeden odosobniony przypadek to przysłowiowa kropla w morzu. Ale Reinkarno prawdopodobnie wysuwa takie propozycje także pod adresem innych zbrodniarzy. Możemy mieć zatem nadzieję, że Patrycja nie była jedyną, bo nigdzie nie ma słowa o tym, aby była wyjątkiem. :) Na ile to zmieni bieg dziejów? – nie wiadomo. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Bruce, skarbie, tak, jak Ślimak prawi – nie przerabiaj tekstu po każdym komentarzu na modłę komentującego. Oczywiście, rzufa trzeba poprawić na żółwia (na ogół), ale przy bardziej widzimisiowych opiniach przeanalizuj je na spokojnie. Jeśli większość twierdzi, że “a ja to bym zrobił inaczej”, to może spróbuj przy kolejnym opowiadaniu iść w tę stronę. Ale spokojnie, z rozmysłem, a nie na rympał, “bo oni na pewno mają rację, a ja się mylę”. Wszystkim i tak nie dogodzisz. Jeden lubi czosnek, drugi ślimaki, a trzeci horrory. To nie znaczy, że te rzeczy dla wszystkich są fajne.

Niniejszego komentarza też nie przyjmuj bezkrytycznie. :-)

Babska logika rządzi!

Ok, Ślimak zresztą radzi to samo, dzięki, Finklo. :) 

Po prostu martwi mnie, że zamysł się nie powiódł i nie przekazałam Wam dostatecznie ciekawie tego, co chciałam. ;)

Pozdrawiam. heart

Pecunia non olet

Po prostu martwi mnie, że zamysł się nie powiódł i nie przekazałam Wam dostatecznie ciekawie tego, co chciałam. ;)

Przecież powiódł się na tyle i przekazałaś dostatecznie ciekawie, żeby zaangażować mnie w naprawdę obszerną dyskusję, której ani troszeczkę nie żałuję! Zresztą pełna zgoda z Finklą.

Ale Reinkarno prawdopodobnie wysuwa takie propozycje także pod adresem innych zbrodniarzy. Możemy mieć zatem nadzieję, że Patrycja nie była jedyną, bo nigdzie nie ma słowa o tym, aby była wyjątkiem. :) Na ile to zmieni bieg dziejów? – nie wiadomo. :) 

Oby nie zmieniło za bardzo, bo inaczej większość z nas zrobiłaby takie słodkie puf! i zniknęła z rzeczywistości. Nie wiem, jak u Was, ale moi rodzice, dziadkowie czy nawet niektórzy pradziadkowie na pewno by się nie spotkali, gdyby nie obie wojny światowe.

Pozdrawiam serdecznie!

Bądźmy optymistami, że Reinkarno wie, co robi. :)

Pozdrawiam serdecznie, Ślimaku Zagłady, dzięki za wskazówki i Twój czas. :)

Pecunia non olet

Zerkam na podsumowanie nominacji… 

Że zaskoczenie nominacją tego skromnego tekstu, to mało powiedziane… Bardzo za nie dziękujęheart, to wielkie wyróżnienie, ale ja zdaję sobie sprawę, jak wiele tu niedociągnięć, nie piszę na “poziomie piórkowym” (pewnie nigdy nie będę i jestem z tym pogodzona smiley), Biblioteka i to wyróżnienie to już i tak bardzo wiele, nie spodziewałam się (zresztą – nigdy się nie spodziewam, bo nigdy nie wiem, czy mój nowy zamysł przypadnie do gustu), zatem raz jeszcze dziękuję bardzo za docenienie powyższego pomysłu, opartego częściowo na prawdziwej historii, ale to, co mam, w zupełności mi wystarczy. :) Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka