- Opowiadanie: Artur Kw - Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog

Oceny

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog

Obudził ją deszcz uderzający w drewniany dach. Zmrok zaczął się niedawno, do świtu było jeszcze dużo czasu. W dzień czekało ją wiele pracy – nakarmienie wołów, zbieranie ziół z pól, pomoc ojcu przy wyrabianiu gliny, z której powstaną naczynia dla kupców. W nocy mogła odpocząć, nabrać potrzebnych sił na kolejny, ciężki dzień. Powinna spać, mimo hałasu deszczu na zewnątrz. Jednak podniosła się z posłania. Drewniane belki, aż zatrzeszczały. Pomieszczenie było pogrążone niemal w całkowitej ciemności. Na kamieniu, przy posłaniu, stała świeca, którą zapalali po zmroku. Ojciec kazał im używać jej mądrze, gdyż była zbyt cenna i bardzo trudna do nabycia. Ogień rozpalali uderzając kamień o kamień – długo uczyła się tej umiejętności. Musiała jednak uważać, by iskry nie dosięgły drewnianego dachu. Dom był niski, tylko bogatsi mieszkańcy wioski mogli zbudować większe i bardziej wytrzymalsze budowle. Pałace władców były oświetlane przez ogień całymi dniami i nocami. Biedni mogli go rozniecić tylko, gdy była ostateczna potrzeba. Czuła, że teraz jest taka potrzeba…

Potarła trzymane w dłoniach dwa kamienie, mocno o siebie. Zabłysnęły iskry, które opadły na świecę. Zrobiło się jasno w pomieszczeniu. Rodzice spali w drugim pomieszczeniu, tuż obok. Ona przebywała tu tylko ze swoją starszą siostrą. Łączyła je silna więź – gdy coś się działo z jedną, druga od razu to czuła. Siostrzana więź, mocniejsza niż liny, z których rybak tka swe sieci.

To nie deszcz obudził ją tej nocy. Było to coś innego. Spojrzała w kąt pomieszczenia, gdzie znajdowało się posłanie siostry.

Było puste. Zniknęła.

– Esmerldo… – szepnęła. Deszcz wciąż uderzał o dach.

 

 Nie bała się zmoknąć. Spadające krople były ciepłe. Pierwszy deszcz, po zakończeniu żniw. Plony były obfite, jak nigdy dotąd. Mieszkańcy wioski chcieli udać się do oddalonej za doliną Świątyni, aby podziękować bogom. Czy jednak tak urodzajne zbiory były zasługą bogów? Czy może to zasługa ciężkiej pracy rolników, ich poświęcenia i wytrwałości? Sądziła, że zna odpowiedź na to pytanie, lecz bała się nawet o tym pomyśleć. Bogowie nie są tak przyjaźni, jak mówią o nich mieszkańcy osady.

Nie są… – pomyślała i zatrzymała nagle, pośrodku polany. Głośno się roześmiała. Bawiła ją myśl, że jeszcze tak niedawno sama wielbiła bogów i była gotowa zrobić dla nich wszystko. Naprawdę wszystko…

 Śmiech zniknął nagle, jak się pojawił. Spoważniała i zadrżała, lecz nie z powodu deszczu, który już ustawał. Noc była ciepła. Ciemne chmury powoli znikały, przebijał się zza nich słaby blask Księżyca.

Była sama, na polanie. Zupełnie, jak wtedy.

Jesteś gotowa zrobić wszystko dla Niego? Niewiele dziewcząt spotyka te szczęście. Niewiele tak pięknych, młodych, jak ty, dziecko… – Usłyszała głos starszego mężczyzny, odzianego w długą szatę, skrywającego swe oblicze. Mogła ujrzeć jedynie jego usta, na których pojawił się dziwny uśmiech.

 – To się skończy… – szepnęła, lecz nikogo nie było w pobliżu. Nikt jej nie słyszał. Zastanawiała się często, jak mogło się to skończyć, skoro jeszcze się nie zaczęło? On miał dopiero po nią przyjść. Nie wiedziała kiedy, miała czekać. Czekała. Długo. Minął czas rozkwitu, później czas pierwszych żniw.

I następnych.

I następnych.

Była wiele razy w Świątyni. Widziała tam mężczyznę w długiej, czerwonej niczym krew, szacie. Bała się jednak zapytać, kiedy On po nią przyjdzie. Może już o niej zapomniał?

 Aż do minionego dnia żyła w niewiedzy. Nikomu nie mówiła o tym, że On ją wybrał – ani rodzicom, ani swej młodszej siostrze Izbel, choć obiecały sobie o wszystkim mówić. Mówiła jej nawet o swojej „pierwszej krwi”. Pokazała wtedy siostrze, skrawek zaczerwienionej sukni. Było to niedawno. Czerwona krew wypłynęła spomiędzy jej ud. Czerwona, niczym szata Jego sługi…

Podczas wczorajszego spaceru po bazarze, gdy kupowała nowe narzędzia dla ojca, zajmującego się garncarstwem, przeszedł do niej mężczyzna w czerwieni. Musnął swymi chudymi, szorstkimi, pomarszczonymi palcami jej gołe, gładkie ramię.

– Przybędzie po Ciebie. Za kilkanaście wschodów Słońca – szepnął jej do ucha. – Nie możesz legnąć z żadnym chłopcem czy niewiastą. On musi być tym pierwszym. Inaczej się nie uda.

I odszedł. To, co usłyszała tak nią zawładnęło, że zapomniała kupić ojcu potrzebne do pracy narzędzia. Był na nią niezmiernie zły.

Esmerldo, dziecko… Żyjesz ostatnio w świecie swych myśli… – stwierdził.

 Ojciec zawsze miał rację. Widziała w jego oczach złość, ale i litość. Nie mogła jednak mu wyjawić powodu, czemu tak się zachowuje. Nikomu nie powiedziała. Była z tym sama.

– Nie jestem sama – powiedziała tym razem głośno, nie szeptem.

Przed nią był las. Zwali go „Zamierzchłym”, gdyż rósł od najdawniejszych czasów. Często przemierzała go z ojcem w poszukiwaniu owoców. Rozciągał się na wiele stóp. Nigdy w całości go nie przeszli, nie poznali jego sekretów. Wokół lasu było kilka małych osad, jednak niektórych ich mieszkańców, mogli spotkać tylko na bazarze, gdzie zjeżdżali wszyscy rzemieślnicy i handlarze. Nikt z mieszkańców tych osad, nigdy nie podążył w świetle dnia, w głąb „Zmierzchłego” lasu.

Zrobiła głęboki wdech. Zapach wilgotnej roślinności drażnił jej nos. Gdy miała już zanurzyć się w leśnym gąszczu, coś zajaśniało przed jej oczyma. Potem, gdzieś w oddali rozległ się głuchy grzmot. Burzowe chmury znikały, dając o sobie ostatni znak.

Chyba, że to nie burza, a… – pomyślała. Nie spojrzała jednak za siebie na niebo. Nie może ulec swym lękom czy obawom. Może On wie o niej wiele, może wie, co chciałaby uczynić. Jeśli jednak On sam nie chwyci jej za rękę i nie powstrzyma, sama nie zrezygnuje. Zrobiła pierwszy krok. Posłuchała polecenia tamtej dziwnej kobiety i przyszła na skraj lasu, choć mogła spać w swym niewygodnym posłaniu. Musi teraz wykonać następny krok.

Weszła do lasu. Miała podążać przed siebie, aż znajdzie „Inne”. Co będzie później?

Wszystko zależy od bogów…

 

Widziała ją. Była dokładnie taka, jak wtedy. Tylko tym razem prawdziwa, a nie zjawa. Minęło tyle wschodów i zachodów, a nic się nie zmieniła.

 To ona – pomyślała. Musi do niej podejść, ostrzec ją, tak jak sama została kiedyś ostrzeżona. Głupia, zmarnowała swą szansę, uznała, że da sobie radę, że „będzie silna”.

 Znów siebie oszukuję – parsknęła, aż spojrzał na nią jeden z przechodniów. To nic. Wszyscy na nią patrzyli, ale szybko odwracali głowy. Przeczuwali, że szaleństwo, które widzą na jej twarzy i w jej oczach, może nimi zawładnąć. Szalona… Była szalona. I głupia. Myślała, że może i ją będą czcić, za to co zrobi. Była jedynie narzędziem dla Niego. Kim była przy Nim, jak mogła myśleć, że będzie coś znaczyć, gdy On ma wiele innych, takich jak ona. A nawet lepszych… Za swą głupotę i żądzę sławy, ukarana została Zjawami. Dręczą ją nieustannie za dnia i po zmroku. Najgorsza jest wiedza, że nie dane jej będzie ujrzeć wszystkich Zjaw, gdy nadejdą. To, co ma nastąpić, wpędzało ją w szaleństwo. Któż nie oszalałby, widząc śmierć swych rodziców, którzy są jeszcze w sile wieku, czy kulę ognia, uderzającą w dziwne, pełne wysokich wież osady ludzi…

 Odgoniła Zjawy i westchnęła. Zacisnęła pięści, zebrała w sobie siły. Miała już podejść do dziewczyny, gdy spostrzegła, że stoi obok jeden z Jego psów.

 Niedługo On przybędzie. Gdzie pies biegnie na przedzie, za nim kroczy jego Pan… Niech to! – zdenerwowała się. Schowała się za róg jakiegoś budynku, by jej nie zobaczył. Nie wolno było opuszczać osady Jego Wybrankom. Grozi za to najwyższa kara, która może dotknąć nie tylko ją, ale jej całą rodzinę.

On będzie wiedział, gdy zrobisz coś przeciw Niemu – tak mówił jeden z Psów. Czy była to prawda? Rodzicom, na pewno nic się nie stanie, widzi ich, gdy są już całkowicie starzy i dopiero wtedy żegnają się z tym światem. A ona? Zjawy nigdy nie ukazały jej jednej rzeczy…

Gdy Pies oddalił się wystarczająco, i miała pewność, że jej nie dostrzeże, wychyliła się zza rogu i podeszła do dziewczyny.

– Możesz Mu uciec. Jeszcze nie jest za późno. Inne Ciebie wesprą.

– Co…? – Dziewczyna była zaskoczona. Taka była też, jako Zjawa.

– Ja byłam jedną z Jego Wybranek. Chcę Cię ocalić. Razem możemy ocalić siebie przed tym losem! Dziś, po zmroku, w lesie, który zwą Zamierzchłym… Krocz przed siebie, nie zbaczaj na boki, aż dostrzeżesz światło Innych…

– Ta kobieta dręczy ciebie, dziecko? – wtrącił się w rozmowę jeden z bazarowych handlarzy.

– Nie… – szepnęła dziewczyna, ale nieznajoma jej przerwała.

– To nasza sprawa, nie twoja, Zechiaszu…

– Skąd znasz moje… – Handlarz był zaskoczony.

– Precz! – wrzasnęła na niego, choć próbowała opanować emocje.

– Szalona… Szalona… – Handlarz, nazwany Zechiaszem, oddalił się. Większość ludzi zaczęła jednak im się uważnie przyglądać i tajemniczo szeptać między sobą.

– Muszę już iść. Pamiętaj: po zmroku, krocz ku środku lasu. Tam się zbieramy, co noc. Nigdy nie byłaś i nie jesteś sama…

– Szalona… – Gdy tłum zaczął wskazywać ją palcami, pośpiesznie się oddaliła. Musiała opuścić tę osadę. Opuścić tę krainę. Czy istnieje jednak miejsce, gdzie mogłaby się przed Nim schronić?

Nie uszła wiele gdy upadła na drodze, Zjawy znowu ją dopadły. Zasłoniła dłońmi oczy, choć nic to nie dawało.

– Precz… Precz! – krzyczała w bezsilności.

Zniknęły. Nigdy przecież nie słuchały jej wrzasków czy rozkazów. Poczuła piekący ból między udami. Ostatniej nocy On zanurzył się w niej, niczym w wodzie morza. Po raz ostatni…

Usłyszała jakieś kroki za sobą. Odsłoniła oczy i spojrzała przed siebie. Po raz pierwszy, od bardzo dawna nie czuła strachu. Zjawy zniknęły.

Potem ujrzała ciemność.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Gratuluję tak szybkiego debiutu, biorąc pod uwagę datę tutejszej rejestracji. :)

Zachęcam do zapoznania się z Poradnikiem autorstwa Drakainy dla Nowicjuszy z działu Publicystyka. :) Tam też, lub w HP, warto zapoznać się z zasadami zapisu dialogów. :)

Tekst o takiej ilości znaków (9635) to jeszcze nie jest “opowiadanie”, lecz “szort”, do tego – skoro zamieściłeś od razu kilka części o tym samym tytule początkowym, jedną po drugiej, czy nie są to przypadkiem “fragmenty”?

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. ;) 

Pecunia non olet

bruce – Witam. Tak, to fragmenty, w najbliższych dniach opublikuję resztę. Całość jest napisana dawno temu. Od jakiegoś czasu piszę też coś innego i dłuższego, na razie tekst ma 250 stron w word.

bruce – Witam. Tak, to fragmenty, w najbliższych dniach opublikuję resztę. Całość jest napisana dawno temu. Od jakiegoś czasu piszę też coś innego i dłuższego, na razie tekst ma 250 stron w word.

Znakomicie, Arturze Kw, dziękuję Ci za informację oraz życzę oczywiście powodzenia i trzymam kciuki, lecz dlatego właśnie podesłałam Ci namiary na bardzo szczegółowy Poradnik Drakainy. Jeśli to fragmenty, nie możesz nazwać ich “opowiadaniami”, one nie wchodzą do tabeli Dyżurnych i nie mogą być nominowane. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka