- Opowiadanie: Artur Kw - Czekając, gdy Nadejdzie... Trzecia Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Trzecia Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog

https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33536

 

Czekając, gdy Nadejdzie...Pierwsza Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33537

Czekając, gdy Nadejdzie... Druga Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33538

 

 

 

Oceny

Czekając, gdy Nadejdzie... Trzecia Noc

TRZECIA NOC

 

Na środku polany przybyły już wszystkie Wybranki, poza Kasją. Esmerlda przychodzi jako ostatnia. Patrzy po zebranych.

 

Esmerlda

Nie ma Kasji?

 

Detea

Jak widać. Nasze osady są blisko położone, w połowie drogi spotykamy się i kroczymy razem. Teraz jej nie spotkałam…

 

Dima

To jeszcze o niczym nie przesądza.

 

Detea

Oczywiście…

 

Dima

Czasem zapominamy i stajemy się podobne Jemu. Narzucamy naszą wolę na wszystkie. Jeśli Kasja postanowi odejść lub zrobić coś… gorszego, to jej wybór.

 

Ofea

Jeśli spotka ją to, co Solenę?

 

Dima

Dokładnie nie wiemy, co ją spotkało…

 

Ofea

Moją osadę odwiedzili kupcy. Opowiadali o ciele jakiejś kobiety, które znaleźli na Szlaku Strumieni…

 

Esmerlda

Ten Szlak prowadzi z mojej osady.

 

Dima

Tylko, czy te ciało, to na pewno Solena?

 

Ofea

Nie wiem. Kupcy nie poznali lub zapomnieli wspomnieć jej imienia.

 

Detea

Nawet jeśli to Solena, nie wiemy czy On ją uśmiercił, czy sama pozbawiła się życia?

 

Ofea

Czemu miałaby to uczynić?

 

Dima

By być wolną. Zrobić coś, co sama postanowi, nie On jej narzuci. Uwolnić się także od Zjaw.

 

Detea

Jednak czy śmierć jest faktycznym wyzwoleniem? Kapłani mówią, że jeden z Nich włada Krainami Śmierci… Oni mogą kroczyć w krainach żywych i zmarłych… Jeśli tam odnajdzie Solenę?

 

Dima

Na cóż Mu ona, martwa? Zjawy dręczą żywych, martwi sami stają się Zjawami.

 

Esmerlda

Może On poszukuje jakiejś Zjawy? Może robi to wszystko, gdyż musi… Może tylko niewiasta pozwoli Mu osiągnąć to, czego pożąda lub potrzebuje?

 

Detea

Może tak być…

 

Dima

po dłuższym zastanowieniu

Mamy trzy możliwości. Zostać i czekać, aż On nadejdzie. Uciec. Albo walczyć. Każda z nich może skończyć się źle.

 

Ofea

Może wszystkie uciekniemy razem?

 

Detea

Ucieczka jest odwlekaniem tego, co nieuniknione. Ja czekam na Niego tak długo, że czasem zastanawiam się, czy szybciej sama nie umrę. Może Jego spotkanie nie wydaje mi się tak złe i straszne? Widziałam wiele zła w ludziach i nie tylko… Czy to, co mnie od Niego czeka może być gorsze?

 

Dima

Każda z nas ma swoje własne powody, które zadecydują ostatecznie.

 

Ofea

Nie powinnyśmy działać razem? Czyż, nie po to się tu spotykamy, by razem znaleźć rozwiązanie?

 

Dima

I znajdujemy.

 

Ofea

Razem powinniśmy je zrealizować.

 

Detea

Możemy wesprzeć inne, jeśli zechcą.

 

Ofea

Siła wszystkich jest potrzebna. Jedność nas wszystkich!

 

Dima

Niedawno jeszcze chciałaś Mu ulec, teraz rzucasz się w bój…

 

Ofea

zawstydzona

Nie w bój…

 

Dima kiwa głową ze zrozumieniem.

 

Detea

Żadna z decyzji nie będzie wstydem. Pamiętajmy o tym.

 

Esmerlda

nieśmiało

Czy któraś kiedyś… Prosiła o pomoc?

 

Detea

Jeszcze żadna, którą poznałam, nie prosiła nikogo o pomocną dłoń.

 

Dima

Nie było kogo…

 

Esmerlda

Jej…

 

Dima

Jej?

 

Detea zanosi się śmiechem.

 

Detea

kołysząc się na boki, powstrzymując śmiech

Któż zapał mężczyzn niespodziewany i wzburzony niczym fala, może uspokoić? Hi, hi…

 

Dima

Nawet gdybyśmy Ją znaleźli lub wezwali… Może nas wyśmiać, ukarać… Może On robi to za Jej zgodą? Może oboje szukają czegoś?

 

Ofea

Jednej rzeczy czy kilku różnych?

 

Dima

Im więcej pytań zadajemy, tym mniej wiemy. Lecz szukamy. Mamy już kolejne rozwiązanie: prośba do Niej o wsparcie.

 

Detea

A także, prośby do Niego.

 

Ofea

O co?

 

Detea

By nadszedł… By nie przyszedł.

 

Esmerlda

I jeszcze inne rozwiązanie…

 

Dima

Jakie?

 

Esmerlda

po krótkim milczeniu

Pomóc Mu…

 

 

Następnego dnia udali się do Jego Świątyni. Słuchali słów Jego, przekazywanych przez kapłanów. Wszyscy dziękowali za to, że wstrzymał burze i pozwolił zebrać plony. Wszyscy byli szczęśliwi, pokorni, posłuszni.

 Wtem jedna kobieta, niepozorna, zwyczajna jak pozostałe, lecz na jakiś sposób inna, przedziera się przez zgromadzony tłum, staje na środku, gdzie jest postument, wzniesiony dla Niego. Wznosi swe dłonie i wykrzykuje:

– On wykorzystuje niewinne niewiasty, by zrealizować swe cele! Czy ból, który mi zada jest tego wart? Ojcze, matko, czy naprawdę na to pozwolicie!?

– Esmerldo? Esmerldo…!

 – Hmm… – wyrwała się z zamyślenia.

 – Już idziemy – powiedział ojciec. Ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Matka ujęła dłoń Izbel i wyszły pierwsze.

– Chciałabym jeszcze spytać o coś kapłana.

Ojciec spojrzał na nią zaskoczony.

– Hmm… Jeśli musisz. Śpiesz się jednak, gdyż długa droga powrotna, a następnego świtu trzeba nam wyruszyć znów do osady portowej.

– Następnego następnego świtu, ojcze. Nie jutro – poprawiła go Esmerlda.

– A, no tak. – Chwycił się za czoło. – Więc śpieszyć się nie musisz…

Esmerlda  jednak zmierzała już w stronę starszego mężczyzny, skrywającego swe oblicze za brązową szatą, którą narzucił na głowę.

– Tak, dziecko, cóż cię trapi?

Esmerlda rozejrzała się na boki. Byli sami, ostatni ludzie opuścili wnętrze Świątyni.

– Wiesz kim jestem… Jeszcze boli mnie ręka, za którą mnie mocno ująłeś – powiedziała głośniej, niż chciała.

Nie widziała tego, lecz miała przeczucie, że na skrytym obliczu staruszka pojawił się uśmiech.

– Nie możesz się doczekać Jego nadejścia? Wiesz, jaka ciebie radość spotkała, że wybrał…

– Nie jestem jedyna. Czego On chce?

– Nie wiem.

– Tyle o Nim wiesz, przekazujesz zebranym Jego „słowa”… Nie wiesz?

– Nawet On ma swoje sekrety, których nie chce ujawnić tym, którzy są blisko Niego. – wyjaśnił kapłan.

 – Nawet Jej? – spojrzała na ścianę, gdzie wykuto oblicze mężczyzny (Jego) i niewiasty.

– Hmmm… – mruknął kapłan. – Cóż widzisz patrząc na to?

– Mężczyznę i niewiastę.

– Cóż może ich łączyć?

– Miłość.. Lub nienawiść – odparła Esmerlda, zamyślając się.

– Tak jak ludzi. Czy Ona może być zazdrosna, widząc, jak przychodzi do innej, młodszej, piękniejszej… – przechylili głowę w stronę Esmerldy, która powstrzymała wzdrygnięcie się. – Lecz czyż ma ku temu powody? Jeśli Ona jest jedną z Nich, kim będzie przy niej zwykła wiejska dziewczyna? Tym bardziej, że On może chcieć czegoś innego… W końcu jest też ponad słabości zwykłych mężczyzn… – Znów miała przeczucie, że się uśmiecha.

– A jeśli to…

– Tak…?

– Inne tracą rozum, gdy je odwiedzi.

– Słaby umysł może nie wytrzymać Jego obecności.

– Celowo więc je krzywdzi…

– Może nie ma wyboru?

– Skoro może wszystko…

– Może do tego potrzebuje niewiasty? Zwykłej, nie Jej… Może i On cierpi, wiedząc, jak to się skończy? Jeśli Ona, Go wybrała, wiedząc o Nim wszystko, czyż może być zły?

– Czasem niewiasta nie ma wyboru…

– Ona? Nie jest zwykłą niewiastą.

Może Oni wszyscy są zwyczajni… – pomyślała Esmerlda i westchnęła.

– Masz jeszcze jakieś pytania?

Pokręciła przecząco głową.

– Musisz wierzyć. Zrobić to, co konieczne.

– Czy też jest to i słuszne?

– Nawet jeśli On robi to dla siebie… Jest to słuszne. – stwierdził kapłan.

Esmerlda skinęła głową i udała się w stronę wyjścia. Gdy przestąpiła próg, ktoś ją minął. Ktoś odziany w długą szatę. Nie był jednym z kapłanów, lecz podobnie jak oni, skrywał swe oblicze. Esmerlda jednak spojrzała w bok. Przechodzący również.

Oczy, w których ujrzała fale i ogień. Jak jedno z drugim mogło się mieszać? Rysy, niczym z kamienia… Ożyły…

Czyż może być zły? Owszem… Jednocześnie nieskończenie dobry i zły. Czuła jak mdleje. Wiedziała, kim jest ten, który na nią spojrzał z ukosa. On też wiedział, kim ona jest. Czy to dziś? Nie.. Podszedł do kapłana. Bała się spojrzeć ponownie. Wyszła szybko ze Świątyni. Nie zauważyła nawet, kiedy biegła…

– Esmerldo!

To matka ją złapała i zapobiegła jej upadkowi.

– Cóż się stało? – Ojciec był zaniepokojony.

– Chciałam szybciej pobiec, byście nie czekali długo. – Znalazła wytłumaczenie.

Ojciec skinął głową. Wszyscy wsiedli na wóz i ruszyli w drogę powrotną.

– Zamyśliłaś się. – szepnęła Izbel. Siedziały na tyle wozu. Musiały uważać, by rodzice ich nie słyszeli.

– Możliwe – odparła Esmerlda.

– Z jego powodu?

– Czemuż mówisz „z jego”? – starała się ukryć zdenerwowanie.

– Przeszedł koło ciebie, gdy wyszłaś ze Świątyni. Wcześniej zatrzymał się i rozmawiał z ojcem.

– Kim on był?

– Nie powiedział. Zapytał tylko skąd pochodzimy. Nie widziałam dobrze jego twarzy, ale był bardzo, bardzo urodziwy. Chyba nawet spoglądał na mnie. – Młodsza siostra się uśmiechnęła.

– Nie można zadawać się z nieznajomym. – upomniała ją Esmerlda.

– Wydawał się znajomy. Nie wiem jak, ale… On musi mnie znać. I to dobrze.

– Może chce, by tak o nim myśleć.

– Chyba czegoś szuka…

– Lub kogoś.

– Ciebie? – Izbel spojrzała zaciekawiona na siostrę.

Ta odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu.

– Nie jestem już tego pewna…

 

Koniec
Nowa Fantastyka