CZWARTA NOC
Dima
Cóż chcesz uczynić…?
Esmerlda
Pomóc Mu.
Detea
uśmiechając się
Niezrównana jest odwaga tej dziewczyny. Choć nie wiem czy wielka, jak jej naiwność…
Esmerlda
Mamy szukać rozwiązań. To jedno z nich.
Ofea
Skąd wiesz, czego On szuka?
Esmerlda
Zapytam Go.
Ofea
Jeśli nic to nie da? Może chce tak wykorzystywać kolejne Wybranki? Może taki jego zamiar?
Esmerlda
Przynajmniej będę próbowała…
Dima
Lepiej zrobić krok do przodu. Niż stać w miejscu. Szanuję twą decyzję i poświęcenie,
Esmerldo.
Detea
podchodzi do Esmerldy
Dziecko…
próbuje coś powiedzieć, lecz powstrzymuje ją wzruszenie
Esmerlda ją przytula.
Esmerlda
Już dobrze…
Detea
szepcze jej do ucha
Zabij siebie.
Esmerlda
zdziwiona
Co…?
Słychać hałas w oddali. Coś lub ktoś się zbliża.
Ofea
przestraszona
On nas znalazł…
Z gąszczu wyłania się postać. Ciężko dyszy. Cała zabrudzona błotem, brudem i zaschniętą krwią.
Dima
Bogowie…
Zabrudzona Postać
sapiąc, mamrocząc
Nie wzywaj Ich… Ciężko Ich wszystkich zabić…
Ofea
zaskoczona i zdezorientowana
To Kasja!
Zabrudzona Postać, czyli Kasja
Muszę iść… Nie mogę zostać!
Dima
Cóż się stało?
Kasja
Szukają, szukają…
Dima
niemal szeptem
Coś uczyniła?
Kasja porusza bezgłośnie ustami. Spogląda na Dimę.
Kasja
Zabiłam Go… Zabiłam!
Detea
Jak…?
Kasja
Ostrzem… Gdy przyszedł. Minionego zmroku. Chciał mnie posiąść od tyłu… Otrzymał cios od przodu. Zginął… Nie żyje! Ocaliłam was przed Nim!
Dima
To na pewno był On?
Kasja
To musiał być On!
Detea
Więc musiał czy był Nim?
Dima
Jeśli pozbawiła życia niewinnego…?
Kasja
jednocześnie śmieje się i płacze
Niewinnego!? Chciał mnie posiąść! Wszyscy oni są tak samo winni! Każdy jest Nim!
Milknie. Rozgląda się wokół
Szukają mnie, za to.. Niewdzięcznicy! Uwolniłam was od Niego! Możemy się uwolnić od Nich wszystkich!
Detea
Kasjo… To, kim jesteś i co robisz, mogło wpłynąć na twój mylny osąd.
Esmerlda
Kim ona dokładnie jest?
Dima
Dziwką…
Kasja
Przed Nim nie rozłożyłam nóg! Mnie nie posiadł! Wszyscy oni… Uciekać… Muszę uciekać…
Kasja znika wśród drzew. Spoglądają za nią.
Dima
zakrywa twarz dłońmi
Cóż uczyniła…
Detea
wzdycha
Swój wybór.
Esmerlda
Jeśli to naprawdę był On? Jeśli Go uśmierciła?
Dima
Musimy poczekać. Do Ciebie ma wkrótce przybyć. Jeśli nie nadejdzie, to znaczy, że nie żyje.
Ofea
Chyba, że jest ich kilku… Lub On sam w innych postaciach. Może ożyje…
Detea
Widocznie, musimy uśmiercać Go na nowo. By nie odradzał się w nowych lękach lub nadziejach.
Dima
Nigdy Go więc nie zwyciężymy…
Esmerlda
Dlatego można dać Mu wygrać.
Detea
Porażką będzie, gdy nigdy nie znajdzie tego, czego szuka. Może tak będzie lepiej…
Esmerlda
Dlatego każesz mi się zabić?
Dima spogląda na nią i Deteę
Inne Wybranki mają Go oczekiwać. Będzie przybywał, nieskończone żniwa…
Detea
Pomyślałam o świecie. Tych odległych, nieznanych krainach. Czy lepiej dla wszystkich ludzi będzie, gdy On znajdzie to, czego szuka? Czy gdy poniesie klęskę…
Esmerlda
Najpierw dowiem się, czego chce.
Detea
Czyż nie będzie za późno? Co uczynisz, gdy już będziesz wiedzieć?
Esmerlda
Chcesz być ze mną i wbić mi nóż w plecy, gdy się zawaham?
Ofea
do Dete'y
Może sama się zabij? W końcu do ciebie też przybędzie…
Detea
Wielokrotnie się zabijałam.
Ofea
zaskoczona
Co…?
Detea
Gdy On mnie wybrał, miałam córkę. Śliczną, małą. Niewinną. Czekałam na Niego, a ona dorastała. Sama, gdyż ja czekałam. Miała żal, że żyję Nim, nie nią. Więc ją zabiłam. Potajemnie. Uśmierciłam wtedy część siebie. Później poznałam mężczyznę. Nie tyle ja, co on się we mnie zakochał. Mówiłam mu by odszedł. Domyślał się, że na Niego czekam. Radził, bym żyła życiem, które mam, a nie traciła je w oczekiwaniu na coś, co nie nastąpi lub mnie w ostateczności zawiedzie. Kazałam mu odejść. Było to dla niego zbyt bolesne. Poszedł na szczyt urwiska i rzucił się w morską otchłań. Uśmierciłam wtedy kolejną część siebie. Gdy poznałam Fenoe, jak wyjawiła mi, że On do niej już przybył, poczułam ból. Ból przerodził się później w zazdrość…
patrzy po pozostałych
Mówiłam, że Fenoa nie opuszcza swego domostwa? Kłamstwo uśmierciło następną część mnie. Fenoa dawno jest martwa. Jej ciało gnije gdzieś w tym lesie. Nie pamiętam już gdzie. Zabijając ją, sama uśmierciłam się po wielokroć. Lecz wciąż tu stoję. Chcę, lecz nie mogę umrzeć. Próbowałam sama wbić sobie ostrze w pierś… Może On trzyma mnie przy życiu? Czekałam tak wiele żniw, lecz teraz chciałabym umrzeć, nim nadejdzie… To, że On też nigdy nie zazna spokoju, to moja zemsta na Nim. Czekałam i nie nadchodził. Gdy nadejdzie do innych, znajdzie martwe ciała. Będzie nimi otoczony, jak ja. Pozna ból, który ja czułam i wciąż czuję… Siebie nie mogę ukarać, gdyż On mnie powstrzymuje…
Dima
Coś innego cię powstrzymuje, Deteo.
Detea opuszcza głowę.
Detea
Wybaczcie…
Dima
Nie mamy nic do wybaczenia. Sama musisz sobie wybaczyć.
Obejmują się wszystkie razem.
Dima
Może zaśpiewamy pieśń w oczekiwaniu na Niego? Będzie to dla ciebie pewnym wsparciem, Esmerldo.
Esmerlda
Znacie taką pieśń?
Dima
Detea zna. Czeka najdłużej, martwa od dawna.
Detea
uśmiecha się smutnie
Pieśń martwych…
PIEŚŃ W OCZEKIWANIU NA NIEGO
Liściu, na wietrze,
Gdzieś frunąłeś w dal?
Pod Jego stopy,
Upadłeś, czyż nie tam?
Wraz z Nim nadejdzie wszystko,
Miłość, zdrada, wybaczenie,
Z Nim odejdzie wszystko,
Smutek, radość, ocalenie…
Wraz z Nim nadejdzie wszystko,
To, co dobre i co złe,
Z Nim odejdzie wszystko,
Któż otrze wtem mą łzę?
On wichurą, rannym brzaskiem,
On jest liściem, a ja wrzaskiem,
Wołającym Jego wzroku,
Gdy zaś spojrzy, cóż to ujrzy?
Istotę, co nadal spogląda w dal…
Wraz z Nim nadejdzie wszystko,
Tylko, czy ja tego wciąż pragnę?
Z Nim odejdzie wszystko,
Już się cofam, gdy On nagle…
Chwyta mnie, niczym we śnie,
Ujmuje moje dłonie w dłonie swe,
Tylko, ja wciąż błądzę… we mgle.
– Cóż tam mruczysz, niczym jakiś kot…?
Esmerlda spojrzała na ojca, który wyrabiał glinę. Odstawiła wiadro wypełnione zimną wodą, zaczerpniętą ze strumienia.
– Taką pieśń…
– Czyż znam ją?
– Raczej nie. To pieśń chwaląca Jego, lecz nie śpiewają jej w Świątyniach.
– Każdy chwali Go na swój sposób. – Stwierdził ojciec. – Można pieśniami, można pracą…
– Praca jest bardziej na naszą korzyść oraz tych, którzy kupują naczynia, zebrane plony. – zauważała Esmerlda. – On, jak i Oni, mają wszystko… Cóż Im więcej potrzeba?
Ojciec spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Może potrzebna im pomoc zwykłego człowieka…
– Do czego?
– By istnieć… Hmmm… – Znów skoncentrował się na pracy. – Wyruszysz jutro ze mną do portu?
– Tak, ojcze. – Esmerlda rozejrzała się przed budynkiem. – Gdzież podziała się Izbel?
– Jest w Świątyni – odparł ojciec.
– Dlaczego?
– Kapłan chciał z nią pomówić.
Esmerlda zamyśliła się.
– Ktoś był z Kapłanem?
– Nie widziałem nikogo. Coś ukrywacie, przed swym starym ojcem, hmmm? – Spojrzał na nią uważnie. – Najpierw ty rozmawiasz o czymś z Kapłanem, teraz Izbel… Może chcecie stać się Jego służkami…
– Kim? – Esmerlda próbowała ukryć zdenerwowanie.
– Słyszałem od podróżnych, jak gdzieś, w odległych osadach, młode dziewczęta zebrały się pod wodzą Kapłanów, by Go wielbić i Mu służyć. Jak dokładnie, tego nie wiem. Jest to jednak wielki zaszczyt.
– Chcesz, bym została Jego służącą? – spytała i przełknęła z trudem ślinę.
Ojciec się zamyślił.
– Byłoby to dobre dla naszej rodziny. On przychylniej, by wejrzał na nasze oddanie… – powiedział, wpatrując się w podłogę. Podniósł wzrok i spojrzał na córkę. – Czy sama jednak tego byś chciała?
Esmerlda nic nie odpowiedziała. Ojciec wrócił do pracy.
– Ktoś ze Świątyni przyprowadzi Izbel przed zmrokiem. Okolica stała się niebezpieczna. Jakaś szalona zabójczyni błąka się po Zamierzchłym Lesie – powiedział ojciec.
– Zabójczyni? – Esmerlda udała tym razem zaskoczoną.
– Z pobliskiej osady. Straszna rzecz. Choć, podobno sama na siebie taki los ściągnęła. Ugodziła jakiegoś mężczyznę… Jeszcze na własnych nogach się oddalił. Ludzie chcieli mu pomóc, lecz odszedł…
– Co się z nim stało?
– Tego nie wiedzą. Może wpadł do rzeki, która go zaniosła w nieznane? I tak, by umarł, po takiej ranie… Straszna rzecz. Ostatnio ginie wielu mężczyzn… Niewiele się o tym mówi. Ludzie nie chcą mówić… Przynieś jeszcze trochę wody. – nakazał.
Esmerlda ruszyła w stronę strumienia. Myślała po drodze, o tym, co usłyszała od ojca. Czego Kapłan chce od Izbel? Gdy wróci, będzie musiała ją o to spytać. Kasja jest zabójczynią. Tylko kogo zabiła? Jego? Jeszcze inni mężczyźni giną… Któż ich zabija?
Jeśli On kroczy pośród nas, może Ona kroczy pośród nich? Pośród mężczyzn… Oboje czegoś szukają, nie znajdując siebie…– Pomyślała.
Dotarła nad strumień. Pochyliła się, by zaczerpnąć wody. Jednakże w naczyniu znalazło się coś innego. Coś czerwonej barwy, niczym zachodzące Słońce…
Esmerlda stłumiła krzyk. Woda w strumieniu stała się krwią. Płynęła wartko z doliny, spomiędzy dwóch górskich szczytów. Gdy jednak przyjrzała im się dłużej i dokładniej, dostrzegła, że to nie są górskie szczyty. To zgięte nogi, a krew płynie spomiędzy nich.
Ktoś za nią stał. Bała się odwrócić wzrok. Był przy niej. Szepnął…
– Takiej szukam. Cały czas źle szukałem…
Esmerlda westchnęła i przebudziła się. Było ciemno. Leżała w swym posłaniu. Nie pamiętała kiedy wróciła, ani kiedy zasnęła. Na czole czuła krople potu. Był to pierwszy, niespokojny sen od bardzo, bardzo dawna.
Która była pora? Na zewnątrz słychać było lekki szum wiatru. Zobaczyła, że Izbel śpi spokojnie w kącie. Nie będzie jej budzić i pytać o rozmowę z kapłanem. Sama musi spieszyć się na spotkanie z Wybrankami. Brnie już przez las, z nieba kapią krople przelotnego deszczu. Gdzieś w oddali dostrzega cień. Sylwetkę kobiety. Już nie młodej, lecz jeszcze nie starej. To, co uczyniła, postarzało ją jednak, o wiele żniw…
– Idziesz do nich? On już wam nie zagraża… – powiedziała Kasja. Uśmiechała się w mroku, lecz jednocześnie płakała. – Uśmierciłam Go. Tak, tak…
– Więc czemu uciekasz? – spytała Esmerlda.
Kasja zadrżała.
– Szukam… szukam… – odparła.
– Czego szukasz?
– Nowego życia… – powiedziała Kasja i oddaliła się.
Esmerlda smutnie pokręciła głową. Zagubiona w lesie istota, błądząca w mroku. Zabijając Go, zabiła samą siebie.
– Nie… Była już martwa od dawna. Wszystkie jesteśmy martwe… – szepnęła i szła dalej.