PIĄTA NOC
Karczma. Tłum zebranych ludzi. Piją, jedzą, głośno rozmawiają. Ktoś śpiewa smętnie, jakąś pieśń.
Na zewnątrz słychać dźwięki burzy – szum wiatru, deszcz uderzający o dach, pioruny.
Stół. Siedzi przy nim czterech mężczyzn. Jednym z nich jest Tezous, członek załogi statku.
Pierwszy mężczyzna
upijając łyk trunku z glinianego naczynia
Parszywe deszcze… Nigdy stąd nie wypłyniemy.
Drugi mężczyzna
uśmiechając się
Dziwi, że to jest dla ciebie uciążliwe. Wszak, możesz dłużej tu popić i poznać ciekawe niewiasty…
Pierwszy mężczyzna
Najpierw muszę jakąś spotkać. Wszystkie ciekawe do siebie zabierasz…
Trzeci mężczyzna
W tej dziurze nie ma żadnych ciekawych niewiast. Jeśli jakieś są, to przybyły z podróży, jak my.
Pierwszy mężczyzna
Szkoda, że nie przybyły z nami…
patrzy na milczącego, zapatrzonego gdzieś w dal Tezousa
Też byś się wtulił w gorące, miękkie ciałko…
Tezous
odzywa się wciąż patrząc w dal
Wszyscy jesteśmy, niczym martwi…
Drugi mężczyzna
Rozum stracił lub dla oka niewidoczne siły, nim owładnęły…
Tezous
potrząsa głową
Szukamy wszyscy czegoś, co uczyni nasze życie ciekawszym. Wydawało mi się, żem coś widział…
Drugi mężczyzna
wznosząc w górę palec
Mówiłem…
Pierwszy mężczyzna
Moje życie, ciekawszym uczyni dobre picie i kobieta przy boku.
Trzeci mężczyzna
ironicznie
Picie w twej dłoni, owszem, widzę. Kobiety jednak nie. Co innego, Krateus, który teraz gdzieś leży nago z piękną niewiastą…
Pierwszy mężczyzna
zaskoczony
Krateus? Z niewiastą? Nago? Kiedy?
Trzeci mężczyzna
uśmiechając się
Między jednym twoim łykiem trunku, a drugim. Podeszła, coś mu w ucho szepnęła, wyszli razem.
patrzy na Tezousa
To pewnie o niej myślisz, patrząc tam, gdzie niedawno siedziała.
Tezous
drapie się w głowę
Poczułem coś dziwnego. Tam siedziała? Jakieś, jakby wbicie lodowatego ostrza w głowę…
Pierwszy mężczyzna
W głowie poczułeś? A, nie w…
Trzeci mężczyzna
Z tego, co mówią mieszkańcy osady, nikt jej nie zna. Przybyła przed dwoma świtami. Może czegoś lub kogoś tu szuka…
Drugi mężczyzna
Krateusa?
Tezous
Niekoniecznie. Może on jest jej przypadkowym wyborem…
Drugi mężczyzna
Może opowieści o jego… uhumm…
wskazuje dłońmi w dół
… przybyły aż tutaj?
Tezous
zamyślony
Była smutna.
Pierwszy mężczyzna
Hmm? Gdyby poszła ze mną, szybko uczyniłbym ją radosną!
Trzeci mężczyzna
Też, co raz na nią spoglądałem i wydawała się wesoła. Śmiała się…
Tezous
Była smutna, jakby w sobie. Nasze spojrzenia w pewnej chwili się spotkały i taką myśl, chciała mi przekazać. Że jest smutna.
Trzeci mężczyzna
Cóż może być tego przyczyną?
Pierwszy mężczyzna
Brak jej silnej, męskiej…
Drugi mężczyzna
potępiającym tonem
Osądzasz niewiasty przez swe potrzeby.
Pierwszy mężczyzna
Nie widzę, byś spił się bardziej ode mnie, a tak gadasz.
Trzeci mężczyzna
Ma rację. Ona może pożądać czegoś innego. Może to jednakże dotyczyć mężczyzny. Tylko w innym znaczeniu…
Tezous
Może szuka swego ukochanego? Może on robił lub wciąż robi coś, co można uznać za godne potępienia?
Drugi mężczyzna
Wola męża, przeważa nad wolą żony… Tylko któż osądzi męża?
Trzeci mężczyzna
Ci, o których mówią Kapłani?
Pierwszy mężczyzna
machnął ręką
Ich to nie ciekawi… Mają swoje, lepsze zajęcia.
Tezous
Może tak. Może nie…
Pierwszy mężczyzna
Spójrzcie na niego. Staje się jak tamci, którzy chodzą po większych osadach i zadają dziwne pytania.
Tezous
Trzeba szukać.
Pierwszy mężczyzna
Czego?
Tezous
Tego, co nie wydaje się tak oczywiste. Sowy na drzewach, ciemnowłose, nieznajome niewiasty, które ukrywają ból za radosną twarzą…
Drugi mężczyzna
Wrócił.
Podchodzi do nich ich towarzysz, Krateus.
Pierwszy mężczyzna
ze złośliwym uśmiechem
Tak szybko poszło?
Krateus
Domyślam się, co chcesz powiedzieć lub z czego zakpić. Ta kobieta chciała, bym wskazał jej drogę do Świątyni. Zaprowadziłem ją. Nic więcej się nie zdarzyło.
Pierwszy mężczyzna
Świątyni? Czyli, aż tam chcie…
Trzeci mężczyzna
Czemu prosiła akurat ciebie?
Krateus
wzruszając ramionami
Akurat ja, spośród was, znam drogę.
Drugi mężczyzna
I ta kobieta to wiedziała…
Pierwszy mężczyzna
Wszyscy tutaj wiedzą, że jesteśmy przybyszami. Chodzimy, zadajemy pytania, poznajemy to miejsce. Może ktoś jej powiedział, że Krateus też dwa zmierzchy temu, szukał Świątyni.
Tezous
Czemu nie spytała o to mieszkańca tej osady?
Pierwszy mężczyzna
Chciała, by poprowadził ją urodziwy Krateus. Tylko nie mogę uwierzyć, że nic więcej…
Tezous
Wierzyć… To dziwne słowo, ostatnio używane przez wielu.
Trzeci mężczyzna
Przez Kapłanów w Świątyniach. Dotyczy Ich.
Tezous
Może ona w coś wierzy…
Pierwszy mężczyzna
śmiejąc się
W to, że Krateus by nie podołał…
Krateus go uderza. Pierwszy mężczyzna się oburza. Zaczynają się kłócić i zwracać na siebie uwagę innych ludzi. Tezous dostrzega, że z dłoni Krateusa skapuje krew. Nie jest to jednak krew Pierwszego mężczyzny.
Tezous wstaje od stołu. Wychodzi z karczmy na zewnątrz. Burza powoli cichnie, deszcz jest mniej intensywny. Czuje na skórze powiew chłodnego wiatru.
Tezous zaczyna iść przed siebie. Mija małe domki. Jest zupełnie sam. Nagle się zatrzymuje. Rozgląda na boki i nasłuchuje.
Tezous
niepewnie
Ktoś tu jest…?
Cisza.
Tezous
wciąż niepewnie
Ktoś tu jest?
Patrzy przed siebie. Mruga szybko, zaczyna szybciej oddychać.
Widzi leżące przed sobą na bruku ciała. Całe sterty ciał.
Martwi mężczyźni. Z ich ran, wylewają się strugi krwi, które spływają do stóp Tezousa. Nie może się on ruszyć ze strachu. Patrzy po ciałach, czuje jeszcze większe przerażenie. Nad głową coś błyska. Słyszy grom i trzask. Znów zaczyna padać deszcz. Czerwonej barwy.
Pada deszcz krwi. Po chwili zmienia się on w deszcz ciał. Ciał mężczyzn. Obciętych kończyn i różnych części ciał.
Tezous
krzyczy
Arrghhhh…!
Zaczyna biec przed siebie. Ciała i części kończyn spadają na niego, utrudniają bieg. Przedziera się z trudem. Do przodu, do przodu…
Widzi dziewczynę. Jest ona spowita w mroku. Kucnęła na środku drogi i coś robi z ciałem jednego z mężczyzn. Tezous widzi, że wokół, w kałużach krwi, leżą ciała jego kompanów.
Nieznajoma dziewczyna spogląda na niego, nie może jednak dostrzec jej twarzy.
Dziewczyna
Wszyscy, wszyscy… Winni. Szukam… Jego…
Dziewczyna chwyta dłoń martwego mężczyzny i ucina ją ostrzem.
Tezous wzdycha. Rozgląda się wokół.
Jest sam, pośrodku osady.
Tezous
szeptem
Zwidy. Złe zwidy…
Wraca w stronę karczmy, próbując zapomnieć to, co ujrzał.
Czuła, jak wszystko ją osacza. Ludzie, zapachy, dźwięki, barwy. Przemierzała bazar nadmorskiej osady. Ojciec kazał jej kupić nowe narzędzia do wyrabiania gliny, podczas, gdy sam załatwiał interesy w porcie. Esmerlda szła wolnym krokiem, rozglądając się wokół, spoglądając na oferowane przez sprzedawców i rzemieślników skarby. Przyciągali ją, mamili, zachwalali. Każdy z nich walczył o to, by w jego stronę skierowała wzrok, jego skarb wybrała. Czuła się osaczona, była sama pośród nieznanego i nieznajomych. Przynajmniej tak, jej się wydawało, gdy ujrzała znajomą twarz. Widziała go tylko raz, lecz bardzo dobrze zapamiętała.
– Tezousie! – krzyknęła. Gdy usłyszał i spojrzał w jej stronę, uniosła rękę. On uczynił to samo. Podszedł szybkim krokiem w jej stronę, sprawnie omijając tłum ludzi.
– Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię ujrzę – powiedział, uśmiechając się.
– Przybyłam z ojcem, który ma swoje interesy do zakończenia. Szukam narzędzi do wylepiania naczyń…
– Tutaj mają najgorsze. Jeśli szukasz czegoś, prawdziwie wartościowego, udaj się do handlarzy na końcu osady. Mój kompan, Krateus tam był i sam się przekonał.
– Czy byłoby kłopotem, bym prosiła cię, abyś wskazał mi, gdzie to jest? – zapytała. Specjalnie unikała jego wzroku i udała zawstydzenie. Sama by trafiła na koniec osady, lecz chciała, aby to on ją tam zabrał.
– Nie będzie kłopotem. Chodź. – Wyciągnął ku niej swą dłoń. Chwyciła ją, by się nie zgubić w tłumie. Pociągnął ją lekko ze sobą.
Wyszli na kamienny trakt. Esmerlda spojrzała na niego.
– Jeszcze nie wypłynęliście do innych krain? – zapytała.
– Burza… – odparł. – Wzburzone wody utrudniają wypłynięcie. Kiedyś jednak deszcze ustaną. Może jutrzejszym świtem uda nam się wypłynąć – spojrzał na niebo. Było bezchmurne. Na skórze oboje czuli lekki, orzeźwiający powiew wiatru.
Esmerlda skinęła głową. Tezous spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Chcesz popłynąć ze mną?
– Nie wiem… – odpowiedziała. – Czasem chcę uciec od wszystkiego… Lecz nie chcę tego porzucać.
Tezous skinął głową.
– Ja też zastanawiam się, czy nie uciekam przed czymś… – Zamyślił się. – Jeśli chcesz gdzieś się udać, by… Uciec od czegoś, będę w porcie do świtu. Potem wypływamy.
Esmerlda milczała. Ojciec i matka nie chcieli opuszczać tej krainy. Sama też tego nie chciała. Zgodziła się, że będzie oczekiwać, gdy On nadejdzie. Teraz miała zwątpić, wykorzystać szansę, by uciec? Tylko, czy to ucieczka, czy tylko oddalenie nieuniknionego? Poczuła żal i wstyd, zmieszane razem. Nie okazała jednak tego po sobie. Uśmiechnęła się z wysiłkiem do Tezousa.
– Jesteś dobrym człowiekiem.
– Ty też – odparł.
– Skąd to wiesz? Nic, o mnie nie wiesz.
– Ty też, o mnie nic nie wiesz. Może nawet sami o sobie nic nie wiemy – powiedział i parsknął śmiechem. – Mówię teraz, jak tamci, którzy chodzą po większych osadach i zadają dziwne pytania, na które nikt nie ma odpowiedzi.
– Dlaczego więc je zadają?
– Może trzeba pytać… uch… – Złapał się za głowę. – Chyba zbyt dużo wypiłem minionej nocy.
– Miałeś szczęśliwą noc… – Uśmiechnęła się do niego.
– Która skończyła się nieprzyjemnym snem. Nie jestem jednak pewny, czy to był sen…
– Czym to mogło być innego? – Esmerlda zainteresowała się.
– Złudą… Ale ona była prawdziwa.
– Czyli była i „ona”… hmmm…
Tezous się roześmiał.
– Ja nie jestem z takich… Ona wybrała, lecz mojego kompana. I tylko, by wskazał jej drogę.
– Ty też wskazujesz mi drogę.
– Ona była inna… Choć podobna do ciebie. Niby szczęśliwa, ale smutna. – Stwierdził Tezous.
Esmerlda znów nie odpowiedziała.
– Miewasz dobre sny? – spytał młodzieniec.
– Chyba są dobre…
– O czym śnisz?
– O tym, że nie jestem sama. Że spotkam się w lesie z innymi niewiastami. Wspólnie próbujemy znaleźć rozwiązanie naszego problemu.
– I znajdujecie? – spytał.
Spojrzała na niego.
– Są rozwiązania, lecz wszystkie mają swą cenę…
– Ostatecznie, będziesz musiała zapłacić. – stwierdził Tezous. Spojrzał na nią. – Tylko nie sama.
Uścisnął mocniej jej dłoń. Poczuła pewną ulgę. Chwilową, niczym lot liścia na wietrze. Lecz wiele, to dla niej znaczyło. Nawet, jeśli szybko zniknie, pośród tego, co może się wydarzyć.
Gdy przechodzili koło budynku, który pełnił funkcję Świątyni, zauważyli zebraną grupę ludzi. Niektórzy milczeli, inni kiwali ze smutkiem i jakąś wewnętrzna zadumą, głowami. Inni wznosili w górę ręce. Wielu jednak robiło jedną rzecz.
Płakali.
– Coś się stało… – Stwierdził Tezous. Chciał poprowadzić ją inną drogą, lecz nakazała mu:
– Sprawdźmy, co się wydarzyło.
Tezous zgodził się, nie kryjąc podziwu dla jej determinacji i odwagi. Podeszli do ludzi, którzy szeptali między sobą i raz, po raz spoglądali w stronę wejścia do Świątyni.
– Cóż, tu się stało? – Tezous zapytał starszego mężczyznę.
– Zabójstwo. Barbarzyńskie, niespodziewane, niezasłużone… – wydukał z siebie mężczyzna i zadygotał, choć było ciepło.
– Kogo zabito? W jakim celu? – dopytywał Tezous.
– Kapłana. Któż śmiał unieść rękę na Ich sługę? Nie wiadomo… – odparł mężczyzna i odszedł.
Esmerlda spojrzała na tych, którzy płakali. Były wśród nich głównie kobiety. Obok stała inna grupa, młodych mężczyzn. Oni wyglądali na ucieszonych. Eamerlda podeszła do kobiet.
– Czemu się smucicie? Znałyście tego kapłana?
– On nie przyjdzie… – szepnęła jedna z kobiet i westchnęła ze smutkiem.
– Któż nie przyjdzie?
– On. Zginął ten, który przygotowywał nas, na Jego nadejście. Teraz wszystko stracone – odezwała się inna niewiasta.
– Jesteście… Wybrankami?
Kobiety spojrzały na nią uważnie.
– Ty jesteś. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała jedna z nich. – On już tu się nie zjawi. Lecz do ciebie, wciąż może przybyć. Musisz oczekiwać… My już Jego nie ujrzymy. Mrok padł na całą osadę.
– On jest wart waszych łez? – Eamerlda okazała zwątpienie.
– Tylko On mógł uczynić nasze życie czymś lepszym. Nawet, jeśli byłoby to… – Jedna z niewiast zawahała się, lecz kontynuowała. – Nie byłoby to gorsze od naszego obecnego żywota.
Kobiety zerkały z niechęcią w stronę kilku uśmiechających się mężczyzn. Esmerlda podeszła do nich.
– Nie wszystkich smuci to, co się stało… – zagadnęła.
– Raduje nas to, gdyż wiemy, kto to uczynił i co, to oznacza – powiedział jeden młodzieniec.
– Doprawdy? Wiecie, kto to zrobił? – Zaciekawiła się.
– Ona tu jest. Była w innych osadach, podróżni o niej szeptali. Teraz jest tutaj.
– Raczej, zdąża już do osady za doliną. – stwierdził inny.
– Ona? – Eamerlda poczuła lekki niepokój.
– Kroczy za Nim. Szuka Go. Zabija tych, którzy Mu służą. – wyjaśnił najstarszy z mężczyzn.
– Nagradza tych, którzy ją wesprą. – wtrącił inny.
– Jak nagradza?
Wszyscy mężczyźni się uśmiechnęli.
– Szkoda, że tak późno dowiedzieliśmy się, że On się zjawiła. Musimy przekazać wieści do tych, których następnym zmrokiem odwiedzi.
– Ona nie chce, by On przybył do naszych niewiast. – Jeden z mężczyzn spojrzał z pogardą na grupę kobiet, które wciąż szlochały. Splunął na ziemię. – Ona wie, jakie jest serce mężczyzny…
– I jak to serce rozgrzać. I nie tylko serce… – wtrącił inny, z uśmiechem.
Esmerlda wycofała się, gdy zaczęli patrzeć na nią z ukosa i oblizywać wargi. Tezous podszedł do niej i znów ujął ją za rękę.
– Chodźmy stąd – nakazał. Nie oponowała, chciała jak najszybciej stąd uciec. Wiedziała jednak, że nie ucieknie od strachu. W końcu sama przekonała się, że nie tylko On nadejdzie. Ona także kroczy, za Nim.
– Zasłużył sobie na to… – Tezous przemówił po dłuższym milczeniu.
– Czy na pewno? Może nie On jest tym koszmarem… Te niewiasty upatrują w Nim ocalenia…
– O czym mówisz? – Młodzieniec spojrzał na nią zdezorientowany.
– A o czym, ty mówisz?
– O tym zamordowanym kapłanie… Pytałem ludzi… – Pokręcił głową, jakby nie mógł pogodzić się z jakąś myślą. – Może to wymysły, lecz brzmią bardzo prawdziwie…
Esmerlda spojrzała na niego z zainteresowaniem.
– Czego się dowiedziałeś?
– Tego, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje – odparł tajemniczo.
Nim nastał zmrok, Esmerlda wraz z ojcem, dotarli do domu. Tezous jutro, o tej porze opuści te krainy.
– Burze nas już dłużej nie zatrzymają. Jeśli coś się zdarzy… Przybądź przed zmierzchem.
Esmerlda, zamyślona, udała się, by spocząć. Czuła zmęczenie, nie tyle fizyczne, co umysłowe. Po, tym, co usłyszała od Tezousa, zaczęła wątpić, czy jej decyzja jest słuszna.
Może Ona przybędzie szybciej i Go powstrzyma? Tylko, czy tego chcę? By On umarł, a ja ocalała…? – Rozmyślała, kładąc się na brudne posłanie. Czuła smród tego brudu. W takim brudzie On może… Zrobiło jej się niedobrze, powstrzymała jednak odruch wymiotny. On mógł uczynić to wielu innym, przed nią… Teraz ma szansę, by go powstrzymać. Ona może się spóźnić, wtedy musi sama zrobić to, co konieczne. Tylko innym sposobem, niż wybrała Kasja. Innym, niż czyni to Ona.
Jeśli On nie będzie tak chciał? Wtedy… – westchnęła i poczuła dreszcze. Może jednak powinna uciec… Nie, musiałoby wydarzyć się coś innego, by podjęła taką decyzję. Nie zawiedzie innych Wybranek.
– Nie ucieknę… – szepnęła w mrok. Wtedy zajaśniał blask ognia.
– Śpisz? – spytała Izbel, siadając obok, na skraju posłania.
– Wiesz, że to pytanie, na które trudno odpowiedzieć – odparła Esmerlda. Podniosła się i spojrzała na siostrę. – Coś cię trapi?
Izbel milczała, wpatrując się w podłogę. Wydawała się smutna, jednak w jakiś taki… Szczęśliwy sposób. W końcu uniosła głowę. Uśmiechnęła się.
– Trapi? Skądże… Jak mam być smutna, gdy w końcu to się stanie?
– Cóż się stanie? – Esmerlda była zaniepokojona słowami siostry.
Izbel wciąż się uśmiechała. Zagryzała przy tym wargi, aż pociekła jej cienka strużka krwi. Po krótkiej chwili powiedziała coś, co sprawiło, że serce Esmelrdy niemal stanęło ze strachu.
– Nadejdzie. On… Za trzy świty. Zaśpiewasz ze mną Pieśń Oczekiwania…?