SIÓDMA NOC
Karczma. Niewielu w niej ludzi.
Esmerlda wraz z siostrą, siedzą w rogu, przy stole. Owinięte są w grube, ciepłe tkaniny. Izbel wciąż ma mokre włosy. Rzucają nią dreszcze. Starsza kobieta przynosi im ciepły napitek. Patrzy z troską na Izbel.
Kobieta
Łapie ją słabość. Powinna odpocząć.
Esmerlda
Dziękuję za troskę. Świtem musimy ruszyć w drogę powrotną.
Kobieta
Czego tu szukałyście w takim deszczu?
Esmerlda
patrzy na kobietę z ukosa
Nie pojmiesz tego…
Kobieta
wciąż ze smutkiem w oczach, odwraca się i odchodzi
Hmmm…
Izbel patrzy na siostrę.
Izbel
Ona bardziej się martwi o mnie, niż ty…
Esmerlda
Martwię się o ciebie. Bardzo. Dlatego tu jesteśmy.
Izbel
Nie byłoby nas tutaj, gdyby nie ten nieznajomy mężczyzna o kozim wyglądzie. Zniknęłabyś, nie wiadomo na jak długo… Porzuciłaś mnie…
Zaczyna dygotać. Esmerlda ją przytula.
Esmerlda
szepcze
Nie… Nigdy nie porzucę. Robię to, by cię chronić…
Izbel
z wyrzutem
Chciałaś mnie oddać pod opiekę nieznajomym. Bym popłynęła do odległych krain…
Esmerlda przytula ją mocniej.
Esmerlda
Tylko tam, by cię nie znalazł. Tylko tam…
Izbel
Czemu się Go boisz?
Esmerlda milczy.
Izbel
szeptem
Ja się nie boję z Nim spotkać. Gdy ujrzałam, jak krew wypływa… Ale później już nie czułam strachu…
Esmerlda
ze smutkiem
Siostro…
Izbel
Nie musisz się bać. On i tak nadejdzie. Robisz wszystko dla siebie. Dopiero, gdy zrobisz coś dla Niego, zaznasz spokoju.
Esmerlda kręci przecząco głową. Izbel już się nie odzywa.
Do pomieszczenia wchodzi trzech młodych mężczyzn. Rozglądają się, jeden spogląda w stronę Esmerldy i Izbel. Uśmiecha się szeroko. Szepcze coś do swych towarzyszy.
Esmerlda przypomina sobie, że już ich spotkała. Wtedy, przed Świątynią, gdzie zamordowano kapłana.
Mężczyźni podchodzą do nich.
Pierwszy mężczyzna
Witam, piękne niewiasty.
patrzy na Esmerldę
Już kiedyś się spotkaliśmy…
Esmerlda
Tak. Pamiętam. Witam…
Drugi mężczyzna
Nie chcemy niepokoić. Domyślamy się jednak, że coś ważnego was sprowadziło tutaj, zwłaszcza, gdy z nieba całe morze się leje.
Esmerlda milczy. Izbel dopija ciepły napitek.
Trzeci mężczyzna
Chcemy was wesprzeć.
uśmiecha się, jednak jest w tym uśmiechu coś niepokojącego
Esmerlda
Mój przyjaciel odpłynął. Chciałam, by zabrał… Nas ze sobą
spogląda na siostrę
Pierwszy mężczyzna
kiwa ze zrozumieniem głową
Przykre. Oby wzburzone wody nie utrudniły mu podróży.
Esmerlda
Oby…
Drugi mężczyzna
klaszcze w dłonie
Tezousz! Czyż o niego chodzi?
Esmerlda
spogląda na mężczyznę ze zdziwieniem
Zaiste, tak.
Drugi mężczyzna
Byłaś z nim wtedy przed Świątynią. Też go poznałem. Już odpłynęli, gdy fale im przeszkodziły. Zawrócili więc.
Pierwszy mężczyzna
Doprawdy?
Drugi mężczyzna
Tak. Nim po mnie przyszliście, spotkałem go. Wyglądał, jakby wstał z grobu… W taką ulewę, nic dziwnego. Pewnie otarli się o śmierć.
Esmerlda
zaskoczona
Widziałam, jak…
milknie
Mężczyźni patrzą na nią z zaciekawieniem.
Drugi mężczyzna
Tak? Cóż takiego ujrzałaś?
Esmerlda
Jak łódź Tezousza pochłania morze. Ujrzałam to w blasku błyskawic.
Trzeci mężczyzna
Błyskawica potrafi człowieka oślepić. Może coś innego ujrzałaś. Wszak, pochodzą one od Niego…
Esmerlda
Niego… Czyżby chciał mnie oszukać?
Pierwszy mężczyzna
Możliwe…
Drugi mężczyzna
Tezousz żyje! Mogę do niego zaprowadzić!
Esmerlda
zadrżała
Naprawdę?
Izbel
wtrąca
Siostro…
Trzeci mężczyzna
Możemy wszyscy wam towarzyszyć.
Esmerlda
Chcę zobaczyć Tezousza. Ale On…
Drugi mężczyzna
Nie pozwól Jemu go uśmiercić.
Esmerlda
zamyka oczy. Powstrzymuje drżenie dłoni
Pójdę z wami.
Izbel
cicho i niepewnie
Siostro… Powinniśmy zostać.
Esmerlda
Nie będziesz tu bezpieczna. On uśmiercił Tezousza, byś tylko Mu nie uciekła.
Izbel
Skoro uśmiercił… Czemu oni mówią, że żyje?
Esmerlda
wzdycha
Gdyż ja chcę wierzyć, że żyje.
Izbel przerażona, próbuje się odsunąć od siostry. Jest jednak jeszcze słaba. Jeden z mężczyzn ją obejmuje.
Trzeci mężczyzna
Pomogę iść twojej siostrze.
Esmerlda
Dziękuję. Obie musimy uciec przed Nim.
Drugi mężczyzna
I tak się stanie. Ona was tu przysłała. Ona wspiera te, które przed Nim uciekają. Nasze kobiety lgną ku Niemu… Tfu! Są całkowicie zaślepione!
Esmerlda
Ja widzę. Widzę, kim jest…
Pierwszy mężczyzna
Wiemy to. Dlatego chcemy, byś z nami poszła wraz z siostrą. Twa siostra też musi ujrzeć… Ona ją ocali.
Esmerlda
Tak. Jak się Jej odwdzięczymy?
Mężczyzni prowadzą je uliczkami osady. Deszcz jest mniejszy. Noc jest chłodno. Izbel jest trzymana i prowadzona na siłę. Co chwilę wymawia imię siostry, lecz ta jej nie słyszy lub lekceważy.
Drugi mężczyzna
Ona dała nam was, jako wyraz swojej wdzięczności.
Wchodzą do jakiego pomieszczenia. Esmerlda czuje się jak we śnie. Izbel kaszle i krzyczy.
Izbel
Siostro!
Esmerlda
Ona ją ocali?
Pierwszy mężczyzna
Tak. On już nie będzie takiej pożądał. Taka, już nie da Mu tego, czego chce…
Esmerlda
Czegóż chce?
Drugi mężczyzna
Tego, co każdy…
Gdzieś się znajdują. Rozlega się w ciemności donośny głos.
Głos
Przepłynąłem wiele mórz. Śłodkie sny… Przymierzyłem wiele krain. Każdy szuka tego…
Esmerlda
niepewnie
Tezousz? To ty..?
Zapalają się pochodnie. Czerwony blask rozświetla pomieszczenie. Pod ścianami stoją jacyś ludzie odziani w szaty. Ich twarze są skryte w cieniu. Pośrodku stoi drewniane łoże. Spływa z niego krew. Jeszcze świeża. Przed łożem stoi kamienny posąg. Ukazuje postać kobiety.
Esmerlda
szepcze
Ona…
Drugi mężczyzna
Była tu. Niedawno. Szuka Go. Odeszła. Lecz dała nam siebie w innej, ludzkiej postaci…
Esmerlda odwraca się i patrzy na mężczyzn. Nie widzi ich twarzy, gdyż są skryte w cieniu.
Esmerlda
Czemu nie widzę twego oblicza?
Trzeci mężczyzna
Gdyż jesteśmy każdym, który czyni to, co czynimy. Dla każdej niewiasty, jesteśmy tym samym. Mamy te same oblicze, które zawsze ukryte jest przed blaskiem ognia.
Esmerlda
ze strachem
Tezousz… Nie ma tu jego…
Drugi mężczyzna
Żyje tak długo, jak chcesz, by żył.
Pierwszy mężczyzna
On by jej nie ocalił. Był słaby. Przestraszony. Twa siostra sama nie chce ocalenia…
Izbel
próbuje się wyrwać z uścisku
Esmerldo!
Drugi mężczyzna
Chcesz ją ocalić.
Zgromadzony tłum
Chcesz tego…!
Esmerlda milczy. Trzeci mężczyzna prowadzi Izbel na środek pomieszczenia. Kładzie na łożu. Dziewczyna krzyczy rozpaczliwie.
Pierwszy mężczyzna
Ona jest uradowana…
Zgromadzony tłum
Wielbimy Ją. Ona wie, jakie jest serce mężczyzny!
Esmerlda
odzywa się z wysiłkiem, przerażona, świadoma, że popełniła błąd
Zos… Zostawcie moją siostrę…
Drugi mężczyzna
Ona wie, jakie jest serce mężczyzny…
Esmerlda
Zostawcie moją siostrę! Izbel…!
Trzeci mężczyzna kładzie się na łożu. Przyciska do niego Izbel swym masywnym ciałem. Wzdycha z rozkoszą, podczas gdy dziewczyna krzyczy.
Trzeci mężczyzna
On już tego nie zdobędzie!
Zgromadzony tłum
Nie zdobędzie!
Esmerlda zostaje przez kogoś przytrzymana. Próbuje się oswobodzić. Bezskutecznie. Patrzy z rozpaczą na Izbel.
Esmerlda
płacząc bezsilna
Przepraszam…
Drugi mężczyzna
Ocaliłaś ją. Ocaliłaś Ją. Ona będzie uradowana…
Izbel krzyczy. Trzeci mężczyzna schodzi z łoża. Tłum wychodzi z cienia, lecz ich oblicza wciąż są niewidoczne. Otaczają wszyscy Izbel.
Esmerlda
jęczy
Nie…
Drugi mężczyzna
Nie obwiniaj siebie. Ona tego chciała.
Esmerlda
Nie. Ja jestem winna… Chciałam ocalić siebie przed Nim. Ja uciekałam, wmawiając sobie, że ocalę Izbel…
Esmerlda osuwa się na kolana. Krzyki Izbel cichną. Każdy z tłumu, jeden po drugim, kładzie się na łożu.
Esmerlda
patrzy na to ze smutkiem i złością
Niech On nadejdzie…
Drugi mężczyzna
Ona jest ocaleniem. Ona może nam tylko dać..
Esmerlda
Niech On nadejdzie! Niech On nadejdzie! Już nie uciekam! Niech On nadejdzie i nie będzie już tego…!
Ze stołu spływa krew.
Drugi mężczyzna
Zawsze to będzie. Nawet, gdy On i Ona przeminą…
Esmerlda
siada i ukrywa głowę między kolanami, kiwa się w przód i tył
Niech On nadejdzie… Niech On nadejdzie… Niech On nadejdzie…
Tkwi długo w blasku pochodni. Nawet, gdy ogień gaśnie, wciąż rozpacza.
Tkwi tak, kołysząc się to w przód to w tył, aż do Świtu.
SEN PRZED ŚWITEM
Izbel? Izbel…?
Siostro…?
Jestem.
Ja też.
Przepraszam.
Wiem, że chciałaś dobrze. Przestraszyłaś się…
Byłaś gotowa na Jego nadejście. Nie jestem tak silna, jak ty.
Będziesz silniejsza. Nie bój się Go. On musi nadejść. Dla Każdego.
Jaki On jest?
Jest. Po, prostu Jest…
Izbel…
Jest dobrze.
Nie jest. Tylko sobie tak wmawiam. Znów oszukuję siebie. Że Tezeusz żyje. Że ty żyjesz…
Żyjemy. Póki nas pamiętasz. Pamiętaj więc.
Trawa. Esmerlda siedzi skulona na zielonej trawie. Ku jej stopom płynie czerwona woda.
Cóż to? Ta czerwień…
Obok leży ciało Izbel. Sączy się z niego krew.
Esmerlda
szepcze
To sen. Tylko sen…
Izbel wstaje. Cała zakrwawiona. Podchodzi do siostry i ją przytula.
Izbel
Nie byłam pierwszą. Ani ostatnią. Płacz nie nade mną, lecz nad nami wszystkimi.
Wokół pojawiają się inne, zakrawione kobiety. Izbel przechodzi między nimi. Oddala się, a kobiety dotykają ją, obejmują, uśmiechają do niej.
Esmerlda
Nie odchodź…
Izbel
Żegnaj.
Wciąż siedziała na trawie. Izbel już dawno zniknęła, jej młode, splugawione ciało, wchłonęła ziemia. Grudki ziemi oraz kamyki ułożyły się przybierając kontury jej ciała. Jeszcze nie tak dawno, szła przez tę łąkę, radosna, uśmiechnięta. Pełna życia. Teraz odeszła z innymi. Zniknęła za horyzontem, gdzie znika Słońce. Widać jeszcze jej cień, jak pada na trawę. Wydłuża się, coraz bardziej i bardziej… Aż i on znika. Pozostaje świeża ziemia, która jest wdzięczna. Wchłonęła w siebie nowe ciało. Wszystkie żywe istoty w ziemi są wdzięczne, gdyż mają pokarm na wiele, wiele żniw. Już wnikają w szpary ciała, choć krew jest jeszcze świeża. Wiercą i odgryzają świeżą skórę.
Z ziemi wychodzi glista. Biała i gibka, wije się po gruncie. Czy Izbel stała się glistą? Nadlatuje jednak ptak, który ją porywa dziobem z ziemi i połyka. Czy Izbel stała się teraz ptakiem? Szybuje nad głową długo. Bardzo, bardzo długo, aż staje się stary i upada na ziemię. Jego ciało gnije, pożerają go owady. Znów znika w głębi ziemi.
W końcu miejsce, w którym zniknęła jej siostra, porasta trawa. Z każdymi żniwami jest coraz wyższa i bujniejsza. Deszcz ją poi, Słońce pieści. Wzrasta ku niebu. Czy Izbel stała się trawą? Lekki wiatr porusza nią i szumi. Brzmi jak szept. To Izbel woła do niej z otchłani, w której zniknęła. Nie może jej zrozumieć. Nasłuchuje, lecz wiatr cichnie. Trawa rośnie, staje się coraz bardziej żółta. Usycha. I znów wzrasta nowa. Przelatuje ptak, który wypuszcza trzymanego w dziobie żołędzia. Żołądź wpada w ziemię. Deszcze go żywią, Słońce wzmacnia. Wypuszcza łodygę, potem listki, z których wyłaniają się nowe łodygi. Zapuszcza korzenie w głąb ziemi. Korzenie stają się grubsze, mocniejsze. Owijają się wokół szarych kości Izbel. Miażdżą je.
Wyrasta drzewo. Daje cień dla małych zwierzątek, dom dla ptaków. Liście szeleszczą na wietrze i szepczą. Czy to Izbel szepcze? Stała się drzewem? Próbuje znów ją zrozumieć i nie potrafi. Wiatr zmienia się w silną wichurę. Niebo przecina błyskawica, która trafia w gruby pień. Wichura wyrywa drzewo z korzeniami.
Obalone drzewo leży. Mijają żniwa, liście opadają, gałęzie i pień usychają. Próchnieją, rozpadają się na drobiny.
Znów wyrasta trawa. Młoda i zielona. Kołysze się na wietrze. Szepcze, lecz wciąż nic nie można zrozumieć.
O czym mówisz siostro? – Esmerlda siedzi na trawie, pochyla się i dotyka ją delikatnie dłonią. Nie wie, jak długo już tu tkwi. Jak wiele żniw minęło. Jest przy swej siostrze. Przy Izbel. Patrzy jak ożywa ona na nowo i znów umiera. I powtarza się to, wciąż i wciąż.
Esmerlda wpatruje się przed siebie. Czuje się staro, choć nadal jest młoda. Dawno temu, a może raptem chwilę temu, czuła pustkę i smutek. Teraz jest spokój. Widzi, jak Izbel wciąż, gdzieś żyje. Jest trawą. Jest ptakiem. Jest drzewem. Szumem wiatru… Nawet, jeśli nie potrafi zrozumieć jej słów. Wie jednak, że Izbel zrozumie jej słowa. Zrozumie jej jedno słowo.
– Przepraszam… – szepcze.
Pada przed nią cień. Czuje, jak ktoś kładzie delikatnie dłoń na jej ramieniu. Nawet, gdyby to był On, nie ucieknie. Nie będzie już uciekać.
– Esmerldo… Pora iść. – Słyszy głos ojca.
Skinęła głową i wstała znad grobu Izbel. Spojrzała na ojca, którego twarz była smutna, jednak błąkał się na niej cień nadziei.
– Tak, ojcze…
Objął ją. Wrócili razem do domu.