- Opowiadanie: Artur Kw - Czekając, gdy Nadejdzie... Siódma Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Siódma Noc

Czekając, gdy Nadejdzie... Prolog https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33536

Czekając, gdy Nadejdzie...Pierwsza Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33537

Czekając, gdy Nadejdzie... Druga Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33538

Czekając, gdy Nadejdzie... Trzecia Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33539

Czekając, gdy Nadejdzie... Czwarta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33542

Czekając, gdy Nadejdzie... Piąta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33543

Czekając, gdy Nadejdzie... Szósta Noc https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33553

 

Fragment zawiera mocne treści

Oceny

Czekając, gdy Nadejdzie... Siódma Noc

SIÓDMA NOC

 

Karczma. Niewielu w niej ludzi.

Esmerlda wraz z siostrą, siedzą w rogu, przy stole. Owinięte są w grube, ciepłe tkaniny. Izbel wciąż ma mokre włosy. Rzucają nią dreszcze. Starsza kobieta przynosi im ciepły napitek. Patrzy z troską na Izbel.

 

Kobieta

Łapie ją słabość. Powinna odpocząć.

 

Esmerlda

Dziękuję za troskę. Świtem musimy ruszyć w drogę powrotną.

 

Kobieta

Czego tu szukałyście w takim deszczu?

 

Esmerlda

patrzy na kobietę z ukosa

Nie pojmiesz tego…

 

Kobieta

wciąż ze smutkiem w oczach, odwraca się i odchodzi

Hmmm…

 

Izbel patrzy na siostrę.

 

Izbel

Ona bardziej się martwi o mnie, niż ty…

 

Esmerlda

Martwię się o ciebie. Bardzo. Dlatego tu jesteśmy.

 

Izbel

Nie byłoby nas tutaj, gdyby nie ten nieznajomy mężczyzna o kozim wyglądzie. Zniknęłabyś, nie wiadomo na jak długo… Porzuciłaś mnie…

 

Zaczyna dygotać. Esmerlda ją przytula.

 

Esmerlda

szepcze

Nie… Nigdy nie porzucę. Robię to, by cię chronić…

 

Izbel

z wyrzutem

Chciałaś mnie oddać pod opiekę nieznajomym. Bym popłynęła do odległych krain…

 

Esmerlda przytula ją mocniej.

 

Esmerlda

Tylko tam, by cię nie znalazł. Tylko tam…

 

Izbel

Czemu się Go boisz?

 

Esmerlda milczy.

 

Izbel

szeptem

Ja się nie boję z Nim spotkać. Gdy ujrzałam, jak krew wypływa… Ale później już nie czułam strachu…

 

Esmerlda

ze smutkiem

Siostro…

 

Izbel

Nie musisz się bać. On i tak nadejdzie. Robisz wszystko dla siebie. Dopiero, gdy zrobisz coś dla Niego, zaznasz spokoju.

 

Esmerlda kręci przecząco głową. Izbel już się nie odzywa.

Do pomieszczenia wchodzi trzech młodych mężczyzn. Rozglądają się, jeden spogląda w stronę Esmerldy i Izbel. Uśmiecha się szeroko. Szepcze coś do swych towarzyszy.

Esmerlda przypomina sobie, że już ich spotkała. Wtedy, przed Świątynią, gdzie zamordowano kapłana.

Mężczyźni podchodzą do nich.

 

Pierwszy mężczyzna

Witam, piękne niewiasty.

patrzy na Esmerldę

Już kiedyś się spotkaliśmy…

 

Esmerlda

Tak. Pamiętam. Witam…

 

Drugi mężczyzna

Nie chcemy niepokoić. Domyślamy się jednak, że coś ważnego was sprowadziło tutaj, zwłaszcza, gdy z nieba całe morze się leje.

 

Esmerlda milczy. Izbel dopija ciepły napitek.

 

Trzeci mężczyzna

Chcemy was wesprzeć.

uśmiecha się, jednak jest w tym uśmiechu coś niepokojącego

 

Esmerlda

Mój przyjaciel odpłynął. Chciałam, by zabrał… Nas ze sobą

spogląda na siostrę

 

Pierwszy mężczyzna

kiwa ze zrozumieniem głową

Przykre. Oby wzburzone wody nie utrudniły mu podróży.

 

Esmerlda

Oby…

 

Drugi mężczyzna

klaszcze w dłonie

Tezousz! Czyż o niego chodzi?

 

Esmerlda

spogląda na mężczyznę ze zdziwieniem

Zaiste, tak.

 

Drugi mężczyzna

Byłaś z nim wtedy przed Świątynią. Też go poznałem. Już odpłynęli, gdy fale im przeszkodziły. Zawrócili więc.

 

Pierwszy mężczyzna

Doprawdy?

 

Drugi mężczyzna

Tak. Nim po mnie przyszliście, spotkałem go. Wyglądał, jakby wstał z grobu… W taką ulewę, nic dziwnego. Pewnie otarli się o śmierć.

 

Esmerlda

zaskoczona

Widziałam, jak…

milknie

 

Mężczyźni patrzą na nią z zaciekawieniem.

 

Drugi mężczyzna

Tak? Cóż takiego ujrzałaś?

 

Esmerlda

Jak łódź Tezousza pochłania morze. Ujrzałam to w blasku błyskawic.

 

Trzeci mężczyzna

Błyskawica potrafi człowieka oślepić. Może coś innego ujrzałaś. Wszak, pochodzą one od Niego…

 

Esmerlda

Niego… Czyżby chciał mnie oszukać?

 

Pierwszy mężczyzna

Możliwe…

 

Drugi mężczyzna

Tezousz żyje! Mogę do niego zaprowadzić!

 

Esmerlda

zadrżała

Naprawdę?

 

Izbel

wtrąca

Siostro…

 

Trzeci mężczyzna

Możemy wszyscy wam towarzyszyć.

 

Esmerlda

Chcę zobaczyć Tezousza. Ale On…

 

Drugi mężczyzna

Nie pozwól Jemu go uśmiercić.

 

Esmerlda

zamyka oczy. Powstrzymuje drżenie dłoni

Pójdę z wami.

 

Izbel

cicho i niepewnie

Siostro… Powinniśmy zostać.

 

Esmerlda

Nie będziesz tu bezpieczna. On uśmiercił Tezousza, byś tylko Mu nie uciekła.

 

Izbel

Skoro uśmiercił… Czemu oni mówią, że żyje?

 

Esmerlda

wzdycha

Gdyż ja chcę wierzyć, że żyje.

 

Izbel przerażona, próbuje się odsunąć od siostry. Jest jednak jeszcze słaba. Jeden z mężczyzn ją obejmuje.

 

Trzeci mężczyzna

Pomogę iść twojej siostrze.

 

Esmerlda

Dziękuję. Obie musimy uciec przed Nim.

 

Drugi mężczyzna

I tak się stanie. Ona was tu przysłała. Ona wspiera te, które przed Nim uciekają. Nasze kobiety lgną ku Niemu… Tfu! Są całkowicie zaślepione!

 

Esmerlda

Ja widzę. Widzę, kim jest…

 

Pierwszy mężczyzna

Wiemy to. Dlatego chcemy, byś z nami poszła wraz z siostrą. Twa siostra też musi ujrzeć… Ona ją ocali.

 

Esmerlda

Tak. Jak się Jej odwdzięczymy?

 

Mężczyzni prowadzą je uliczkami osady. Deszcz jest mniejszy. Noc jest chłodno. Izbel jest trzymana i prowadzona na siłę. Co chwilę wymawia imię siostry, lecz ta jej nie słyszy lub lekceważy.

 

Drugi mężczyzna

Ona dała nam was, jako wyraz swojej wdzięczności.

 

Wchodzą do jakiego pomieszczenia. Esmerlda czuje się jak we śnie. Izbel kaszle i krzyczy.

 

Izbel

Siostro!

 

Esmerlda

Ona ją ocali?

 

Pierwszy mężczyzna

Tak. On już nie będzie takiej pożądał. Taka, już nie da Mu tego, czego chce…

 

Esmerlda

Czegóż chce?

 

Drugi mężczyzna

Tego, co każdy…

 

Gdzieś się znajdują. Rozlega się w ciemności donośny głos.

 

Głos

Przepłynąłem wiele mórz. Śłodkie sny… Przymierzyłem wiele krain. Każdy szuka tego…

 

Esmerlda

niepewnie

Tezousz? To ty..?

 

Zapalają się pochodnie. Czerwony blask rozświetla pomieszczenie. Pod ścianami stoją jacyś ludzie odziani w szaty. Ich twarze są skryte w cieniu. Pośrodku stoi drewniane łoże. Spływa z niego krew. Jeszcze świeża. Przed łożem stoi kamienny posąg. Ukazuje postać kobiety.

 

Esmerlda

szepcze

Ona…

 

Drugi mężczyzna

Była tu. Niedawno. Szuka Go. Odeszła. Lecz dała nam siebie w innej, ludzkiej postaci…

 

Esmerlda odwraca się i patrzy na mężczyzn. Nie widzi ich twarzy, gdyż są skryte w cieniu.

 

Esmerlda

Czemu nie widzę twego oblicza?

 

Trzeci mężczyzna

Gdyż jesteśmy każdym, który czyni to, co czynimy. Dla każdej niewiasty, jesteśmy tym samym. Mamy te same oblicze, które zawsze ukryte jest przed blaskiem ognia.

 

Esmerlda

ze strachem

Tezousz… Nie ma tu jego…

 

Drugi mężczyzna

Żyje tak długo, jak chcesz, by żył.

 

Pierwszy mężczyzna

On by jej nie ocalił. Był słaby. Przestraszony. Twa siostra sama nie chce ocalenia…

 

Izbel

próbuje się wyrwać z uścisku

Esmerldo!

 

Drugi mężczyzna

Chcesz ją ocalić.

 

Zgromadzony tłum

Chcesz tego…!

 

Esmerlda milczy. Trzeci mężczyzna prowadzi Izbel na środek pomieszczenia. Kładzie na łożu. Dziewczyna krzyczy rozpaczliwie.

 

Pierwszy mężczyzna

Ona jest uradowana…

 

Zgromadzony tłum

Wielbimy Ją. Ona wie, jakie jest serce mężczyzny!

 

Esmerlda

odzywa się z wysiłkiem, przerażona, świadoma, że popełniła błąd

Zos… Zostawcie moją siostrę…

 

Drugi mężczyzna

Ona wie, jakie jest serce mężczyzny…

 

Esmerlda

Zostawcie moją siostrę! Izbel…!

 

Trzeci mężczyzna kładzie się na łożu. Przyciska do niego Izbel swym masywnym ciałem. Wzdycha z rozkoszą, podczas gdy dziewczyna krzyczy.

 

Trzeci mężczyzna

On już tego nie zdobędzie!

 

Zgromadzony tłum

Nie zdobędzie!

 

Esmerlda zostaje przez kogoś przytrzymana. Próbuje się oswobodzić. Bezskutecznie. Patrzy z rozpaczą na Izbel.

 

Esmerlda

płacząc bezsilna

Przepraszam…

 

Drugi mężczyzna

Ocaliłaś ją. Ocaliłaś Ją. Ona będzie uradowana…

 

Izbel krzyczy. Trzeci mężczyzna schodzi z łoża. Tłum wychodzi z cienia, lecz ich oblicza wciąż są niewidoczne. Otaczają wszyscy Izbel.

 

Esmerlda

jęczy

Nie…

 

Drugi mężczyzna

Nie obwiniaj siebie. Ona tego chciała.

 

Esmerlda

Nie. Ja jestem winna… Chciałam ocalić siebie przed Nim. Ja uciekałam, wmawiając sobie, że ocalę Izbel…

 

Esmerlda osuwa się na kolana. Krzyki Izbel cichną. Każdy z tłumu, jeden po drugim, kładzie się na łożu.

 

Esmerlda

patrzy na to ze smutkiem i złością

Niech On nadejdzie…

 

Drugi mężczyzna

Ona jest ocaleniem. Ona może nam tylko dać..

 

Esmerlda

Niech On nadejdzie! Niech On nadejdzie! Już nie uciekam! Niech On nadejdzie i nie będzie już tego…!

 

Ze stołu spływa krew.

 

Drugi mężczyzna

Zawsze to będzie. Nawet, gdy On i Ona przeminą…

 

Esmerlda

siada i ukrywa głowę między kolanami, kiwa się w przód i tył

Niech On nadejdzie… Niech On nadejdzie… Niech On nadejdzie…

 

Tkwi długo w blasku pochodni. Nawet, gdy ogień gaśnie, wciąż rozpacza.

Tkwi tak, kołysząc się to w przód to w tył, aż do Świtu.

 

SEN PRZED ŚWITEM

 

Izbel? Izbel…?

Siostro…?

Jestem.

Ja też.

Przepraszam.

Wiem, że chciałaś dobrze. Przestraszyłaś się…

Byłaś gotowa na Jego nadejście. Nie jestem tak silna, jak ty.

Będziesz silniejsza. Nie bój się Go. On musi nadejść. Dla Każdego.

Jaki On jest?

Jest. Po, prostu Jest…

Izbel…

Jest dobrze.

Nie jest. Tylko sobie tak wmawiam. Znów oszukuję siebie. Że Tezeusz żyje. Że ty żyjesz…

Żyjemy. Póki nas pamiętasz. Pamiętaj więc.

Trawa. Esmerlda siedzi skulona na zielonej trawie. Ku jej stopom płynie czerwona woda.

Cóż to? Ta czerwień…

Obok leży ciało Izbel. Sączy się z niego krew.

 

Esmerlda

szepcze

To sen. Tylko sen…

 

Izbel wstaje. Cała zakrwawiona. Podchodzi do siostry i ją przytula.

 

Izbel

Nie byłam pierwszą. Ani ostatnią. Płacz nie nade mną, lecz nad nami wszystkimi.

 

Wokół pojawiają się inne, zakrawione kobiety. Izbel przechodzi między nimi. Oddala się, a kobiety dotykają ją, obejmują, uśmiechają do niej.

 

Esmerlda

Nie odchodź…

 

Izbel

Żegnaj.

 

 

Wciąż siedziała na trawie. Izbel już dawno zniknęła, jej młode, splugawione ciało, wchłonęła ziemia. Grudki ziemi oraz kamyki ułożyły się przybierając kontury jej ciała. Jeszcze nie tak dawno, szła przez tę łąkę, radosna, uśmiechnięta. Pełna życia. Teraz odeszła z innymi. Zniknęła za horyzontem, gdzie znika Słońce. Widać jeszcze jej cień, jak pada na trawę. Wydłuża się, coraz bardziej i bardziej… Aż i on znika. Pozostaje świeża ziemia, która jest wdzięczna. Wchłonęła w siebie nowe ciało. Wszystkie żywe istoty w ziemi są wdzięczne, gdyż mają pokarm na wiele, wiele żniw. Już wnikają w szpary ciała, choć krew jest jeszcze świeża. Wiercą i odgryzają świeżą skórę.

Z ziemi wychodzi glista. Biała i gibka, wije się po gruncie. Czy Izbel stała się glistą? Nadlatuje jednak ptak, który ją porywa dziobem z ziemi i połyka. Czy Izbel stała się teraz ptakiem? Szybuje nad głową długo. Bardzo, bardzo długo, aż staje się stary i upada na ziemię. Jego ciało gnije, pożerają go owady. Znów znika w głębi ziemi.

W końcu miejsce, w którym zniknęła jej siostra, porasta trawa. Z każdymi żniwami jest coraz wyższa i bujniejsza. Deszcz ją poi, Słońce pieści. Wzrasta ku niebu. Czy Izbel stała się trawą? Lekki wiatr porusza nią i szumi. Brzmi jak szept. To Izbel woła do niej z otchłani, w której zniknęła. Nie może jej zrozumieć. Nasłuchuje, lecz wiatr cichnie. Trawa rośnie, staje się coraz bardziej żółta. Usycha. I znów wzrasta nowa. Przelatuje ptak, który wypuszcza trzymanego w dziobie żołędzia. Żołądź wpada w ziemię. Deszcze go żywią, Słońce wzmacnia. Wypuszcza łodygę, potem  listki, z których wyłaniają się nowe łodygi. Zapuszcza korzenie w głąb ziemi. Korzenie stają się grubsze, mocniejsze. Owijają się wokół szarych kości Izbel. Miażdżą je.

Wyrasta drzewo. Daje cień dla małych zwierzątek, dom dla ptaków. Liście szeleszczą na wietrze i szepczą. Czy to Izbel szepcze? Stała się drzewem? Próbuje znów ją zrozumieć i nie potrafi. Wiatr zmienia się w silną wichurę. Niebo przecina błyskawica, która trafia w gruby pień. Wichura wyrywa drzewo z korzeniami.

Obalone drzewo leży. Mijają żniwa, liście opadają, gałęzie i pień usychają. Próchnieją, rozpadają się na drobiny.

Znów wyrasta trawa. Młoda i zielona. Kołysze się na wietrze. Szepcze, lecz wciąż nic nie można zrozumieć.

O czym mówisz siostro? – Esmerlda siedzi na trawie, pochyla się i dotyka ją delikatnie dłonią. Nie wie, jak długo już tu tkwi. Jak wiele żniw minęło. Jest przy swej siostrze. Przy Izbel. Patrzy jak ożywa ona na nowo i znów umiera. I powtarza się to, wciąż i wciąż.

Esmerlda wpatruje się przed siebie. Czuje się staro, choć nadal jest młoda. Dawno temu, a może raptem chwilę temu, czuła pustkę i smutek. Teraz jest spokój. Widzi, jak Izbel wciąż, gdzieś żyje. Jest trawą. Jest ptakiem. Jest drzewem. Szumem wiatru… Nawet, jeśli nie potrafi zrozumieć jej słów. Wie jednak, że Izbel zrozumie jej słowa. Zrozumie jej jedno słowo.

– Przepraszam… – szepcze.

Pada przed nią cień. Czuje, jak ktoś kładzie delikatnie dłoń na jej ramieniu. Nawet, gdyby to był On, nie ucieknie. Nie będzie już uciekać.

– Esmerldo… Pora iść. – Słyszy głos ojca.

Skinęła głową i wstała znad grobu Izbel. Spojrzała na ojca, którego twarz była smutna, jednak błąkał się na niej cień nadziei.

– Tak, ojcze…

Objął ją. Wrócili razem do domu.

 

Koniec
Nowa Fantastyka