- Opowiadanie: beeeecki - Zaskoczenie

Zaskoczenie

Opo­wia­da­nie jest z mo­je­go świa­ta – który już przed­sta­wia­łem w po­przed­nich tek­stach o dziew­czyn­ce Zavli. Nie jest to jed­nak żad­ne­go ro­dza­ju frag­ment, zresz­tą tekst po­ka­zu­je zu­peł­nie inną od­sło­nę kra­iny :).  Za­pra­szam!

 

Ob­raz­ki made by Sora – do oceny, czy pa­su­ją :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

AP, Użytkownicy, Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Zaskoczenie

 

 

Przed po­cząt­kiem wszyst­kie­go, gdy czas i prze­strzeń jesz­cze nie po­wsta­ły, sie­dem bytów wy­ło­ni­ło się z po­trze­by ist­nie­nia, by ukształ­to­wać świat.

Był wśród nich ten, któ­re­go potem lu­dzie na­zwać mieli „Ba­erem, Ojcem Ludz­ko­ści”, a także ta, która mimo wielu imion, naj­bar­dziej upodo­ba­ła sobie tytuł „Matki Na­tu­ry”. Ich dwoje, jak nikt inny, miało ukształ­to­wać wspól­nie naj­dziw­niej­szy z two­rów. Życie.

– Świat sta­nie się pięk­ny tylko wtedy, gdy isto­ty go za­miesz­ku­ją­ce będą ro­zum­ne i emo­cjo­nal­ne. Uczy­nią to, co pod­po­wie im umysł lub serce. Choć każda z nich bę­dzie inna i pełna wła­snych prze­ko­nań, na­uczą się żyć razem. A wszyst­ko zwień­czy wolna wola co do de­cy­zji i myśli – mówił Baer.

W jed­nej chwi­li po­tra­fił wy­obra­zić sobie dzie­siąt­ki ludów, ras i ple­mion, ale także po­je­dyn­czych istot oraz hi­sto­rię i życie każ­dej z nich. Zo­ba­czył to wszyst­ko wzro­kiem prze­ni­ka­ją­cym prze­strzeń oraz czas i w jed­nej chwi­li po­ko­chał.

– Nie bądź taki gór­no­lot­ny! – za­śmia­ła się Matka Na­tu­ra, pro­mie­nie­jąc uśmie­chem pięk­niej­szym od ty­się­cy wscho­dów i za­cho­dów słoń­ca razem wzię­tych. – Chcesz zbu­do­wać życie z wiel­kich wy­ra­zów i tak je oce­niać. A mi się zdaje, że życie, to po pro­stu… życie. I cóż to, ta cała wolna wola? – rzu­ci­ła lekko, z bły­skiem w oczach ko­lo­rów wszyst­kich kwia­tów, które kie­dy­kol­wiek miały po­wstać.

– Prze­ci­wień­stwo znie­wo­le­nia.

– Moje dzie­ci nie będą znać ani znie­wo­le­nia, ani wol­nej woli. Ich na­tu­ra o wszyst­kim zde­cy­du­je – od­po­wie­dzia­ła spo­koj­nie.

A choć Baer nie do końca się z nią zga­dzał, to nie miał wąt­pli­wo­ści, że wspól­nie stwo­rzą naj­pięk­niej­sze życie.

 

***

 

Gdy po­wsta­ły już pod­wa­li­ny świa­ta, a ro­ślin­ność za­go­ści­ła w gó­rach i do­li­nach, będąc nie­mal tak pięk­ną, jak ob­li­cze Matki, na­stał czas, by za­dzia­łał także Baer.

Pierw­szym wspól­nym dzie­łem były da­te­lvy – nie­śmier­tel­ne isto­ty po­cho­dzą­ce ze świa­ta na­tu­ry, a jed­nak w pełni żywe, od­czu­wa­ją­ce emo­cje, my­ślą­ce. Matka osobiście wyodrębniła każdą datelv z określonej części przyrody. Wśród pierw­szych były zatem od­po­wied­ni­ki lipy, se­kwoi, dębu, klonu i in­nych drzew, bo­rów­ki, pa­pro­ci, trawy, blusz­czu, ale też i bursz­ty­nu, rzeki, a nawet pa­gór­ka. Matki nic nie ogra­ni­cza­ło, żadna spój­ność zasad, etyka lub mo­ral­ność, two­rzy­ła wszyst­ko, jak chcia­ła, a Baer to usza­no­wał. Po czym we wła­snym za­kre­sie, dodał co swoje.

Dru­gie dzie­ło wy­szło już przede wszyst­kim spod ręki przy­szłe­go Ojca Ludz­ko­ści, który strzą­snął pył z gwiazd, dodał do niego na­sio­na buku i ukształ­to­wał pierw­szych mir­ti­sów – lud za­ko­cha­ny we wszyst­kim, co pięk­ne w stwo­rze­niach Matki, ale jed­nak w pełni od­ręb­ny od jej świa­ta.

Baer i Matka Na­tu­ra cie­szy­li się ze swo­ich dzieł, a każde z nich, nie za­wsze za wie­dzą dru­gie­go, wpły­nę­ło na kształt two­rów to­wa­rzy­sza. Dla­te­go w pierw­szych dniach życia, po zstą­pie­niu da­telv i obu­dze­niu się mir­ti­sów, za­pa­no­wa­ła mię­dzy tymi isto­ta­mi wspa­nia­ła, har­mo­nij­na sym­bio­za, w któ­rej każdy prze­ka­zy­wał innym dary, otrzy­ma­ne od stwór­ców. Wy­da­wać się mogło, że trwać bę­dzie wiecz­nie.

 

***

 

Hel­sten był mło­dym, le­d­wie kil­ku­set­let­nim mir­ti­sem, uro­dzo­nym z matki i ojca. Pa­mięć o stwo­rze­niu świa­ta wciąż w nim trwa­ła, ale coraz bar­dziej za­cie­ra­ła ją mgła wol­nej woli tchnię­tej w jego lud. Hel­sten zatem my­ślał o sobie przede wszyst­kim jako sa­mo­dziel­nym męż­czyź­nie z misją uczy­nie­nia świa­ta lep­szym i pie­lę­gno­wa­nia w nim har­mo­nii. Wśród mir­ti­sów, mi­łu­ją­cych wszel­ką przy­ro­dę, wy­róż­nia­ła go nie­zwy­kła ener­gia do dzia­ła­nia. Jakby sam Baer ze swym en­tu­zja­zmem tchnął w niego szcze­gól­ną moc.

Szyb­ko oka­za­ło się, że za­da­nie to jest o tyle wdzięcz­ne, że po­zwa­la łą­czyć przy­jem­ne z po­ży­tecz­nym. Tro­ska o na­tu­rę wy­ma­ga­ła wy­sił­ku, ale po­zwo­li­ła za­kwit­nąć nie­zwy­kłej przy­jaź­ni dwój­ki pa­sjo­na­tów wszel­kie­go życia.

Jesz­cze jako kil­ku­na­sto­let­ni chło­piec, Hel­sten po­znał Stra­mo­nię, zwaną Biel­ką, z którą, choć była da­te­lvą, ro­zu­mie­li się bez słów. On, pełen ener­gii i ocho­ty do dzia­ła­nia, ko­cha­ją­cy każdy li­stek i zwie­rzę. Ona, wy­ro­zu­mia­ła, mądra, cie­pła, zżyta z na­tu­rą i ro­zu­mie­ją­ca ją bez choć­by sze­le­stu. Do­peł­nia­li się. Razem spę­dzali nie­zli­czo­ne go­dzi­ny, bie­ga­jąc po ogrom­nych la­sach, któ­ry­mi Matka za­sła­ła świat. Roz­ma­wia­li ze zwie­rzę­ta­mi i ro­śli­na­mi, po­ma­ga­jąc im z pro­ble­ma­mi. Gdzie trze­ba, nie­śli świa­tło, wodę, po­ży­wie­nie, zaś w miej­scach, w któ­rych był tego prze­syt, rów­no­wa­ży­li nad­miar, by świat mógł po­zo­stać w har­mo­nii. Ich co­dzien­ny wy­si­łek, choć da­le­ki od he­ro­icz­nych czy­nów, po­zwa­lał kieł­ko­wać, do­ra­stać i roz­kwi­tać wielu ist­nie­niom. 

– Wiesz, Biel­ko, mógł­bym tak spę­dzić całe życie – po­wie­dział jej pew­ne­go dnia Hel­sten, gdy le­że­li razem pod pniem ma­syw­nej se­kwoi i pa­trzy­li na od­le­głe w górze ko­ro­ny drzew. – Ro­bi­my tyle do­bre­go, wszyst­ko wokół jest takie wspa­nia­łe! – za­chwy­cił się.

Biel­ka nie od­po­wie­dzia­ła, ale i nie miała w zwy­cza­ju wiele mówić.

Gdy rzu­cił jej spoj­rze­nie, był w sta­nie za­uwa­żyć za­rów­no po­stać, jak i to co znaj­do­wa­ło się za nią. Wy­da­wa­ła się cza­sa­mi prze­źro­czy­sta, a jed­nak, gdy zła­pał ją za dłoń, nie miał wąt­pli­wo­ści, że jest praw­dzi­wa.

Uśmiech­nę­ła się, dalej nic nie mó­wiąc. Ra­dość, za­miast sło­wa­mi, po­ka­zy­wa­ła roz­chy­la­niem się sze­ro­ko dzwon­ko­wych, bia­łych kwia­tów, które wień­czy­ły zie­lon­ka­we ło­dyż­ki, wy­ra­sta­ją­ce z jej głowy za­miast wło­sów. W przy­pły­wie we­so­ło­ści, roz­kwi­ta­ły w jed­nej chwi­li, a ona sama pro­mie­nia­ła jak naj­więk­szy skarb lasu, a całe oto­cze­nie wraz z nią.

– Gdyby wszyst­ko było wspa­nia­łe, to nie mu­sie­li­by­śmy nic robić – od­par­ła po­ucza­ją­co. – Świat jest taki jakim go stwo­rzo­no.

– Ale i nas w nim stwo­rzo­no – za­uwa­żył z uśmie­chem Hel­sten.

– To praw­da – od­par­ła. – Ale mu­si­my za­cho­wać har­mo­nię. 

– Har­mo­nia to naj­pięk­niej­sza i naj­bar­dziej dobra rzecz tego świa­ta, Biel­ko! – Hel­sten nie za­wsze słu­chał uważ­nie, gdy mó­wi­ła po­waż­niej. Za­miast tego wolał z za­chwy­tem pa­trzeć na ko­ro­ny po­tęż­nych drzew, gdzieś bar­dzo wy­so­ko.

– A my­śla­łam, że to po­ziom­ki są naj­lep­sze na świe­cie – rzu­ci­ła iro­nicz­nie Biel­ka. 

– To może, naj­pierw har­mo­nia, potem po­ziom­ki. – Hel­sten bez trudu pod­chwy­cił żart.

– Przy­po­mnę ci o tym, gdy znów bę­dziesz je wszę­dzie sa­dził i twier­dził, że to lek na wszyst­kie pro­ble­my – od­par­ła, prze­cią­ga­jąc się. – A teraz mu­si­my iść spać i ze­brać siły na na­stęp­ny dzień. – Jej głos był ni­czym sze­lest wia­tru, nie wy­brzmie­wał wy­raź­nie od niej, a jed­nak sły­sza­ło się go bez trudu.

– Za­wsze tyle mó­wisz o śnie – stwier­dził Hel­sten.

– Sen jest har­mo­nią – od­po­wie­dzia­ła krót­ko. – Do­bra­noc.

W taki spo­sób za­cho­wy­wa­li rów­no­wa­gę w swo­ich dzia­ła­niach. Hel­sten za­wsze pchał na­przód, ku nowym do­świad­cze­niom i za­da­niom, Biel­ka za­wsze dbała o to, by nie bra­ko­wa­ło im sił i snu oraz by ich czyny praw­dzi­wie słu­ży­ły na­tu­rze. Przez dzie­siąt­ki spo­koj­nych, har­mo­nij­nych lat sta­no­wi­li zgra­ną parę pierw­szych naj­wspa­nial­szych wę­drow­ców.

 

***

 

– W po­bli­żu znaj­du­je się nowy ja­skół­czy za­gaj­nik. To młode ptaki, jesz­cze nie wszyst­ko ro­zu­mie­ją. Chciał­bym jutro przy­go­to­wać im kilka le­go­wisk, prze­ko­pać kanał, żeby miały staw z owa­da­mi. To chyba dobry po­mysł, praw­da? – Hel­sten lubił szu­kać po­twier­dze­nia u swo­jej to­wa­rzysz­ki.

Tym razem go nie zna­lazł. Wi­dział, że jej kwia­ty przy­mknę­ły się, jakby od­rzu­ca­ły jego pro­po­zy­cję.

– Po­win­ny ra­czej same o sie­bie za­dbać – stwier­dzi­ła krót­ko Biel­ka.

Mir­tis po­pa­trzył na nią py­ta­ją­co. Fakt, że wi­dział za­rów­no jej twarz, jak i gałąź za nią, był nieco roz­pra­sza­ją­cy, ale przy­zwy­cza­ił się do tego. Na swój spo­sób do­da­wa­ło jej to wdzię­ku. Nie­któ­rzy, nawet inne da­te­lvy, prze­zy­wa­li ją “du­chem” i za­cho­wy­wa­li dy­stans, bo i nie miała naj­bar­dziej to­wa­rzy­skie­go uspo­so­bie­nia. Z Hel­ste­nem dzie­li­ła jed­nak każdą wąt­pli­wość i każde prze­ży­cie.

– Pomoc innym nie jest wbrew na­tu­rze. Ja chcę im pomóc, a lis bę­dzie chciał im za­gro­zić. To jest rów­no­wa­ga – stwier­dził pew­nie.

Biel­ka za­gry­zła wargę i nic nie od­po­wie­dzia­ła. Jej ło­dy­go­we włosy za­fa­lo­wa­ły, choć nie wiał wiatr.

– Zbli­ża się wie­czór. Po­win­ni­śmy się po­ło­żyć, jeśli jutro chcesz wy­ko­pać cały kanał – po­wie­dzia­ła, pa­trząc gdzieś w dal.

– Kie­dyś zmie­ni­li­śmy bieg całej rzeki, co tam kanał! – za­śmiał się mir­tis, ma­cha­jąc ręką.

– Tego dnia, gdy wy­my­śli­łeś „rzecz­ne za­klę­cie”? – wspo­mnia­ła, uśmie­cha­jąc się Biel­ka.

Gdy się cie­szy­ła, jej ciało sta­wa­ło się bar­dziej wy­raź­ne, jakby emo­cja przy­wią­zy­wa­ła ulot­ną po­stać do tego świa­ta.

– „Moja rzeko, odsuń się, kijem tym za­wró­cę cię”! – rzu­ci­li jed­no­cze­śnie ze śmie­chem.

– Oj, Fluia nie była wtedy za­do­wo­lo­na!

– Jeśli był­byś rzeką, to nie czuł­byś za­chwy­tu, gdy jakiś mir­tis z kijem i nie­lu­bia­na da­te­lva nagle zmie­ni­li twój bieg. – Biel­ka szyb­ko po­tra­fi­ła z roz­ba­wio­nej stać się po­waż­ną.

– Fluia jest da­te­lvą, nie rzeką – od­parł z ło­bu­zer­skim uśmie­chem.

– Bycie da­te­lvą to bycie rzeką. Ja je­stem da­te­lvą i je­stem też kwia­tem, wiesz o tym prze­cież! – Biel­ka nie była od­por­na na jego dro­cze­nie.

Ob­ru­szo­na, prze­cze­sa­ła dło­nią włosy, wy­cią­ga­jąc z nich jeden dzwon­ko­wy kwiat. Gdy go prze­chy­li­ła, na zie­mię skap­nę­ło kilka kro­pel nie­bie­skiej, gę­stej cie­czy. Hel­sten tak do­brze ją znał, że cza­sem za­po­mi­nał o tych róż­ni­cach ana­to­micz­nych, jed­nak za­wsze było to dla niego coś oczy­wi­ste­go, co naj­wy­żej powód do przy­ja­ciel­skie­go żartu.

– To wy­ja­śnia­ło­by kwiet­ny od­dech.

– Kwiet­ny od­dech! Le­piej zmy­kaj do kiec­ki Matki Na­tu­ry, bo jak cię do­pad­nę…!

Prze­go­ni­li się wokół drzew, po­py­cha­jąc i krzy­cząc we­so­ło. Wresz­cie, uśmiech­nię­ci, spo­czę­li pod drze­wem, dy­sząc cięż­ko i pa­trząc, jak setki ciem i świe­tli­ków za­czę­ły od­gry­wać spek­takl na tle wie­czor­ne­go lasu.

– Jutro prze­ko­pię ten kanał – wes­tchnął roz­ma­rzo­ny Hel­sten.

– Do­brze, już do­brze – od­par­ła Biel­ka, kle­piąc go po ra­mie­niu. – Teraz śnij. Sen jest naj­pięk­niej­szym z ogro­dów.

Za­sy­pia­jąc, Hel­sten zo­ba­czył, jak z jed­ne­go z za­mknię­tych pod­czas snu kwia­tów Biel­ki wy­pły­wa kle­ista maź. Ran­kiem nie miał jed­nak pew­no­ści, czy to wszyst­ko nie było tylko snem.

Naj­bliż­sze kilka dni Hel­sten i Biel­ka opie­ko­wa­li się ja­skół­czym za­gaj­ni­kiem. Za­sa­dzi­li kilka nie­wiel­kich drze­wek, w któ­rych ptaki mogły po­ro­bić sobie gniazd­ka. Dolne par­tie, mimo nie­zgo­dy da­te­lvy, ople­tli kol­cza­stym blusz­czem, by dra­pież­ni­ki miały utrud­nio­ny do­stęp do le­go­wisk. Wszyst­kie ro­śli­ny wzra­sta­ły bły­ska­wicz­nie, wspie­ra­ne magią, którą znał Hel­sten, a także za na­mo­wa­mi Biel­ki, która roz­ma­wia­ła z nimi ję­zy­kiem nie­zna­nym mir­ti­som. Za­wsze po­tra­fi­li w taki spo­sób łą­czyć siły z przy­ro­dą.

Hel­sten wy­ko­pał kanał i sa­dzaw­kę, a Biel­ka prze­ko­na­ła są­sied­ni stru­mień, by zalał je swoją wodą. Efekt prac był uro­kli­wy, a sa­tys­fak­cję przy­no­si­ło im we­so­łe świer­go­ta­nie ja­skó­łek, które szyb­ko zro­zu­mia­ły, co się dzie­je i z apro­ba­tą ko­men­to­wa­ły śpie­wem wy­si­łek mir­ti­sa i da­te­lvy.

Po wy­ko­pach, wy­koń­czo­ny fi­zycz­ną pracą Hel­sten padł jak za­bi­ty i po­grą­żył się w tak lu­bia­nym przez Biel­kę śnie. Nie spał jed­nak do­brze, drę­czo­ny kosz­ma­ra­mi o ja­skół­czym za­gaj­ni­ku. Wi­dział ptaki po­na­bi­ja­ne na cier­nie z blusz­czu, a mię­dzy ich krwa­wią­cy­mi ciał­ka­mi krą­ży­ły lisy i rysie, szar­pią­ce kłami czer­wo­ne mięso.

Prze­ra­ża­ją­cy śpiew umie­ra­ją­cych ja­skó­łek zbu­dził go w środ­ku nocy. Dy­sząc cięż­ko pró­bo­wał się uspo­ko­ić. Chciał nawet obu­dzić Biel­kę, ale o dziwo nie było jej w po­bli­żu. W miej­scu, w któ­rym spała, zo­sta­ła tylko nie­na­tu­ral­nie czer­wo­na plama. Upew­nił się dwa razy, że nie prze­oczył jej zwiew­ne­go ciała i wsta­jąc, udał się w je­dy­ne miej­sce, które mogło ukoić nerwy.

Las po zmroku był cichy i nie wy­da­wał się przy­ja­zny. W nocy kró­lo­wa­ły dra­pież­ni­ki i łowcy, któ­rych oczy cza­sa­mi bły­ska­ły w od­da­li. To także były stwo­rze­nia Matki i Hel­sten w pełni je sza­no­wał, jed­nak nie po­tra­fił od­czu­wać spo­ko­ju wobec ich dzi­ko­ści i bru­tal­no­ści. Praw­dzi­wa mi­łość do na­tu­ry rosła w nim, gdy wczo­raj oglą­dał ukoń­czo­ny za­gaj­nik, nie teraz, gdy lękał się o jego los, nawet jeśli tak wy­glą­dał na­tu­ral­ny po­rzą­dek.

Zbli­ża­jąc się, w po­wie­trzu wy­czuł du­szą­cy, in­ten­syw­ny za­pach kwia­tów.

„Przy­szła przede mną. Wy­czu­ła to szyb­ciej, w końcu jest da­te­lvą. Może to nic po­waż­ne­go” pró­bował uło­żyć i uspo­ko­ić myśli. Jakże teraz po­trze­bo­wał roz­sąd­ku przy­ja­ciół­ki. Ona za­wsze znaj­do­wa­ła naj­lep­sze roz­wią­za­nia. Myśl o Biel­ce po­zwo­li­ła mu od­na­leźć reszt­ki spo­ko­ju. Pró­bo­wał także magią na­wią­zać więź z ota­cza­ją­cy­mi go pa­pro­cia­mi i drze­wa­mi, tak by prze­ka­za­ły mu wie­ści o przy­ja­ciół­ce. Na­tu­ra tym razem nie od­po­wia­da­ła. „Nawet jeśli jest pro­blem, to razem go roz­wią­że­my” stwier­dził, wbrew oba­wom. 

Te myśli wy­pa­ro­wa­ły, gdy kwiet­ny za­pach zmie­szał się z cięż­kim odo­rem nie­świe­żej krwi. Serce Hel­ste­na za­bi­ło szyb­ciej.

Jego oczom uka­za­ła się prze­ra­ża­ją­ca scena, do­kład­nie jak ze snu. Sta­nął, za­mar­ły, nie mogąc uwie­rzyć w dra­mat, który wi­dział. Prze­żył kil­ka­set lat, a nigdy nie ob­ser­wo­wał cze­goś tak okrop­ne­go. Cięż­ka krew za­bi­tych pta­ków ka­pa­ła na zie­mię, w rytm ża­ło­sne­go śpie­wu ostat­nich umie­ra­ją­cych. Sa­dzaw­ka na środ­ku miała bor­do­wy kolor.

Nie wszyst­ko było jed­nak takie, jak we śnie. Po chwi­li do­pie­ro zdał sobie spra­wę, że w za­gaj­ni­ku pa­nu­je nie­po­ko­ją­ca, kar­mi­no­wa po­świa­ta, nie­na­tu­ral­na, jak na śro­dek nocy. Cen­trum mgli­ste­go świa­tła nie­wy­raź­nie ma­ja­czy­ło się w po­wie­trzu, po­środ­ku za­gaj­ni­ka.

Za­mru­gał i wy­tę­żył wzrok.

Przez krót­ką chwil­kę wy­da­wa­ło mu się, że widzi Biel­kę, która jak prze­źro­czy­sta zjawa za­wi­sła po­śród krwa­wej sceny. Jej ro­ślin­ne włosy roz­wia­ły się wokół głowy jak pro­mien­ne pną­cza, a czer­wo­no lśnią­ca mgła roz­cho­dzi­ła się od niej, jak pro­mie­nie od słoń­ca.

Nic wię­cej Hel­sten nie zo­ba­czył i nie pa­mię­tał.

Obu­dził się rano, z przy­tła­cza­ją­cym prze­ra­że­niem. Chciał wstać i biec do za­gaj­ni­ka, krzy­cząc do wszyst­kich, któ­rzy mogli go sły­szeć. Wie­rzył jed­nak, że to wszyst­ko był tylko zły sen.

Zo­ba­czył sto­ją­cą nie­da­le­ko Biel­kę. Nie po­ru­sza­ła się, od­wró­co­na do niego ple­ca­mi.

– Biel­ko? – za­py­tał nie­pew­nie. Dło­nie za­trzę­sły się mu z emo­cji. 

– Dzień dobry, Hel­ste­nie. Dokąd się dziś udamy? – po­wi­ta­ła go przy­jaź­nie.

Brzmie­nie jej spo­koj­ne­go głosu za­dzia­ła­ło na niego ko­ją­co.

– Zatem to był sen… – wes­tchnął pod nosem z ulgą. – Mu­siał to być sen…

– Co mó­wisz? Dokąd się udamy? – po­wtó­rzy­ła Biel­ka, od­wra­ca­jąc się i pod­cho­dząc.

Wy­glą­da­ła pięk­nie jak za­wsze, a tego dnia jej kwia­ty roz­kwi­tły jesz­cze bar­dziej, prze­kształ­ca­jąc się w sze­ro­kie, białe dzwo­ny z czer­wo­ny­mi prę­ci­ka­mi. Przez ten roz­kwit wy­da­wa­ła się dużo bar­dziej rze­czy­wi­sta niż prze­waż­nie. Hel­sten ledwo wi­dział to, co za nią.

– Je­steś roz­tar­gnio­ny – za­uwa­ży­ła z tro­ską.

– Wy­bacz, mia­łem okrop­ny sen – od­parł, ma­su­jąc skro­nie po na­głym ukłu­ciu bólu w gło­wie.

– To tylko sen – uspo­ko­iła Biel­ka, sia­da­jąc przy nim i ła­piąc go za dłoń.

– Sen jest naj­pięk­niej­szym z ogro­dów – przy­po­mniał sobie słowa, które czę­sto mu po­wta­rza­ła.

– Pięk­no może być strasz­ne i okrut­ne. Pięk­no po pro­stu jest i nie przej­mu­je się tym, co dobre lub złe. Ale sen… to tylko sen – po­wie­dzia­ła, gła­dząc go po ręce.

– Tak… tylko sen… – po­wie­dział. – Jed­nak chciał­bym pójść do za­gaj­ni­ka, nim stąd odej­dzie­my.

Biel­ka chwi­lę mil­cza­ła, a Hel­sten wy­czuł jej nie­po­kój, który za­pew­ne prze­szedł z niego.

– Nie przej­muj się mną, to tylko…

Nie skoń­czył, bo­wiem w trak­cie mó­wie­nia, z jed­ne­go z kwia­tów wień­czą­ce­go fry­zu­rę Biel­ki za­czę­ła kapać czer­wo­na ciecz. Naj­pierw kilka kro­pel, potem cią­gła struż­ka. Po­wie­trze wy­peł­nił cięż­ki, dusz­ny odór kwia­tów.

Hel­sten za­marł.

Biel­ka uśmiech­nę­ła się krzy­wo. Teraz już ze wszyst­kich jej kwia­tów ście­ka­ła krew. Stała się też pra­wie w ogóle nie­prze­źro­czy­sta, jakby to czy­ni­ło ją bar­dziej zwią­za­ną ze świa­tem.

– To było na­praw­dę… Mój sen… Ja nie ro­zu­miem. Dla­cze­go… – wy­mam­ro­tał mir­tis, wy­ry­wa­jąc swoją dłoń z jej uści­sku.

– Hel­ste­nie – wy­po­wie­dzia­ła jego imię z uczu­ciem. – Je­steś moim przy­ja­cie­lem i bar­dzo cię ko­cham. Nie oce­niaj mnie. Pro­szę – szep­nę­ła i chyba nigdy nie sły­szał jej tak bła­gal­nej.

– Ale to co w nocy… Cały ten za­gaj­nik… Dla­cze­go? – Hel­sten od­su­wał się od niej, coraz bar­dziej prze­ra­żo­ny i roz­gnie­wa­ny.

– Mó­wi­łam ci…

– To, co mó­wi­łaś, nie wy­ja­śnia tego okro­pień­stwa. To był złe. Bar­dzo złe. Nic tego nie wy­ja­śnia – prze­rwał jej od razu, wsta­jąc z ziemi.

Gotów był odejść i już nigdy jej nie zo­ba­czyć. Nie mógł pa­trzeć na ka­pią­cą z wło­sów krew, nie po­tra­fił za­po­mnieć jej wi­do­ku po­śród dzie­sią­tek mar­twych ja­skó­łek. Jakże pra­gnął za­mknąć oczy i otwo­rzyć je na nowo, bez tego okrop­ne­go wi­do­ku. By uj­rzeć swoją przy­ja­ciół­kę.

Biel­ka rów­nież wsta­ła. Krew szyb­ko prze­ro­dzi­ła się w płyt­ką ka­łu­żę wokół jej stóp.

– Taka jest moja na­tu­ra. Ani dobra, ani zła. Taka po pro­stu je­stem. Stra­mo­nią, Biel­ką. Kwia­tem.

Hel­sten za­ci­snął pięść i wargi w gnie­wie.

– Szko­da – wy­pa­lił i od­wró­cił się, od­cho­dząc szyb­kim kro­kiem.

Biel­ka chwi­lę pa­trzy­ła, jak przy­ja­ciel się od­da­la. Jej stopy po­kry­ły się już ska­pu­ją­cą krwią.

– Rze­czy­wi­ście. Szko­da – po­wie­dzia­ła dra­pież­nym gło­sem, czu­jąc wi­bru­ją­cą w sobie dzi­kość.

 

***

 

Poza cza­sem i prze­strze­nią, Matka Na­tu­ra za­ję­ta była do­glą­da­niem no­we­go ga­tun­ku drzew, gdy po­czu­ła na sobie prze­szy­wa­ją­cy wszyst­ko wzrok Baera.

– Nie patrz na mnie z takim wy­rzu­tem. Wszyst­ko stało się zgod­nie z na­tu­rą. Dobro i zło to twój wy­mysł. Umó­wi­li­śmy się na po­cząt­ku, że ja tego nie robię. Na­tu­ra to har­mo­nia. Har­mo­nia to prze­ci­wień­stwa – rzu­ci­ła w prze­strzeń, z któ­rej wy­ło­nił się jej współ­to­wa­rzysz w stwo­rze­niu.

– A jed­nak, ja po­zwo­li­łem ci in­ge­ro­wać w mir­ti­sów. Dzię­ki temu mi­łu­ją i ro­zu­mie­ją przy­ro­dę, a ich wolna wola nigdy nie ob­ró­ci się prze­ciw na­tu­rze – od­po­wie­dział spo­koj­nie Baer, któ­re­mu da­le­ko było do wy­rzu­tów.

Matka Na­tu­ra sku­pi­ła już pełną uwagę na roz­mów­cy, zo­sta­wia­jąc za­le­sia­nie świa­ta na póź­niej. W końcu tutaj czas i tak nie ist­niał. Uśmiech­nę­ła się wy­ro­zu­mia­le.

– Nie będę cię prze­pra­szać. Nie stwo­rzy­li­śmy do­bre­go świa­ta. Stwo­rzy­li­śmy świat har­mo­nij­ny i na­tu­ral­ny. Choć­byś i wy­my­ślił dobro i zło, nie mo­żesz z ich po­mo­cą oce­niać mo­je­go stwo­rze­nia.

Baer po­ki­wał głową i od­po­wie­dział uśmie­chem.

– Źle zro­zu­mia­łaś moją wi­zy­tę. Przy­sze­dłem tylko po­wie­dzieć, że twoje isto­ty mnie za­sko­czy­ły. A żeby nie było mię­dzy nami sporu, chcia­łem uprze­dzić, że i moje mogą cię za­sko­czyć.

 

 

Koniec

Komentarze

Dobre opowiadanie – czytało się lekko. Fajnie pokazałeś, że natura ma dwie twarze. Plus za ilustracje. Szkoda tylko, że przez limit znaków tekst wyszedł tak krótki, bo aż chciałoby się przeczytać dalszą część. Ale jako wstęp – w sam raz. Zostawiam klika. Powodzenia w konkursie i pozdrawiam!

Witaj. :)

Powtórzę z bety:

Wciągająca fabuła, zaskakująca, bardzo dobry pomysł, a zakończenie zwiastuje same nieszczęścia – przyszłe wojny i nienawiść stworzeń, zatem – wszystko w normie. :) W sumie wydźwięk mocno pesymistyczny, smutny, wręcz bolesny. :)

A ilustracje moim skromnym zdaniem są wspaniałe. :)

Pozdrawiam serdecznie, bardzo dzięki, klik, powodzenia w Konkursie. ;)

Pecunia non olet

Adexxie

bardzo dziękuję za Twóją opinię i klika. Przede wszystkim cieszy, że udało się ukazać dwie twarze natury. Fakt, tekst mógłby śmiało być na 80k znaków, z większą ilością wydarzeń i podbudowanym napięciem. Ale też taka specyfika tekstów portalowych, że trzeba się bardziej sprężyć i zmieścić pomysł w jakimś sensownym przedziale. Mam zresztą całkiem sporo “opowiadań” zdecydowanie za długich na Portal :)

 

bruce

bardzo dziękuję za Twoje wsparcie, doceniam to.

Cieszy także, że tekst się spodobał, bo ma pewne eksperymenty w stosunku do mojego bazowego stylu.

 

No i fajnie, że obrazki Wam się podobają :) 

Pozdrawiam Was serdecznie!

Witam i powtórzę po becie:

 

Fajne, klasyczne high fantasy. Udane zakończenie, spodziewałem się, że Białka będzie sabotować wysiłki Holstena, ale nie, że dojdzie aż do rzezi jaskulątek.

 

Nie wiem, czy jest jakaś nazwa na taki zabieg, w którym czytelnik się czegoś spodziewa i w zakończeniu jego oczekiwania zostają spełnione, ale w zaskakujący/przekraczający oczekiwania sposób, ale jest to dobry zabieg yes

 

Bohaterowie są nieprzesadnie naturalni, zwłaszcza Holsten, ale w konwencji mitu może tak być.

 

Wstęp jest trochę przydługi, jeśli rozpatrywać tekst jako samodzielne dzieło, ale rozumiem, że to celowo, żeby przybliżyć czytelnikowi większy fragment mitologii, czy historii, uniwersum.

Widzę, że był nieco skrócony, ale to ciągle ab ovo, a wręcz ab creatione.

 

Pozdrawiam i jeszcze raz powodzenia w konkursie

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Wzajemnie, jeszcze raz dzięki, powodzenia, pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Trochę takie odwrócenie ról. Natura potrafi być okrutna, ale o wynalezienie bezinteresownego zła obwinia się przeważnie ludzi.

Napisane ładnym językiem, dobrze pasującym do konwencji mitu o stworzeniu świata.

 

Pozdrawiam!

Hej,

opowiadanie ma nieco biblijny klimat, ale napisałeś je po swojemu, tworząc interesujący świat i barwnych bohaterów. Masz przyjemny styl pisania, przez co całość czyta się lekko i z zainteresowaniem. Samo zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo Bielka od początku wydawała mi się podejrzana. :)

 

Świat stanie się piękny tylko wtedy, gdy istoty go zamieszkujące będą rozumne i emocjonalne.

Heh. Naiwniaki. :D

 

Drobnostki techniczne, które gdzieś mi tam zgrzytnęły:

Każdą z datelv Matka osobiście wyodrębniła z określonej części przyrody.

Tutaj zmieniłabym kolejność: Matka osobiście wyodrębniła każdą datelv z określonej części przyrody.

 

Po czym we własnym zakresie, dodał co swoje.

Dodał coś od siebie?

 

Jeszcze jako kilkunastoletni chłopiec, Helsten poznał Stramonię, zwaną Bielką, z którą, choć była datelvą, rozumieli się bez słów. On, pełen energii i ochoty do działania, kochający każdy listek i zwierzę. Ona, wyrozumiała, mądra, ciepła, zżyta z naturą i rozumiejąca ją bez słowa, czy choćby szelestu

Doś bliskie powtórzenie.

 

Las w nocy był cichy i nie wydawał się przyjazny. W nocy królowały drapieżniki i łowcy, których oczy czasami błyskały w oddali.

Powtórzenie. Może w jednym miejscu „po zmroku” zamiast „w nocy”?

 

Lecę kliknąć i pozdrawiam :)

Dobła wieczór, to po kolei, dla każdego coś miłego, skoro każdy pofatygował się dla mnie :)

 

Zakapiorze

Niech wybrzmi publicznie – dziękuję za solidną betę! Każdemu życzę takich kompleksowych poprawek, przede wszystkim co do fabuły (wiem, że czasami Użytkownicy narzekają, że ktoś zrobi łapankę ortów i przecinków, a do fabuły się nie odniesie – to ja Pana Zakapiora polecam).

Nie wiem, czy jest jakaś nazwa na taki zabieg, w którym czytelnik się czegoś spodziewa i w zakończeniu jego oczekiwania zostają spełnione, ale w zaskakujący/przekraczający oczekiwania sposób, ale jest to dobry zabieg yes

Również nie mam pojęcia, ale jestem święcie przekonany, że Tarnina zna co najmniej dwa fachowe pojęcia na taki zabieg :)

 

bruce heart

 

AP

witaj, dzięki za wpadnięcie, zawsze cieszy :)

Trochę takie odwrócenie ról. Natura potrafi być okrutna, ale o wynalezienie bezinteresownego zła obwinia się przeważnie ludzi.

Dokładnie tak. Wydaje mi się, że jednak podświadomie natura/przyroda zawsze kojarzy się z dobrem etycznym (czymkolwiek by nie było), ot choćby w klasycznym tolkienowskim ujęciu zły, zindustrializowany Mordor vs. dobre, zielone Shire/Lorien/nawet taki Rohan. Przykłady można mnożyć, choć w postapo pewnie zdarzą się sytuacje odwrotne, gdzie technologia wybawia przed zdziczałą przyrodą.

Nie przypisuję sobie odkrycia Ameryki oczywiście, ale zaobserwowawszy powyższą tendencję do czynienia z natury protagonisty w fantasy zmusiłem się, żeby to jakoś literacko obrobić. Bo przecież kwiatek nie robi fotosyntezy dlatego, że jest ona dobra lub zła. On ją robi, bo tak jest stworzony, żeby przeżyć.

Dzięki za klik :)

 

Marszawo,

opowiadanie ma nieco biblijny klimat, ale napisałeś je po swojemu, tworząc interesujący świat i barwnych bohaterów. Masz przyjemny styl pisania, przez co całość czyta się lekko i z zainteresowaniem. Samo zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo Bielka od początku wydawała mi się podejrzana.

Cieszę się bardzo, że uznałaś tekst za przyjemny :). Faktycznie wartkość lub głębia psychologiczna przytępione są nieco konwencją mityczną i swoistą klamrą w tym zakresie. 

A że Bielka od początku podejrzana, well w sumie tak to już bywa z tymi roślinkami, że coś kombinują skrycie. Ja z moim kwiatkiem od roku prowadzimy grę kto kogo zabije pierwszy i o dziwo jeszcze nie wygrałem :)

 

Świat stanie się piękny tylko wtedy, gdy istoty go zamieszkujące będą rozumne i emocjonalne.

Heh. Naiwniaki. :D

Ot przykład świata ciekawego bez istot rozumnych:

rock scene – everything everywhere all at once on Make a GIF

 

Dodał coś od siebie?

Bardziej mi pasuje “co swoje”. Wiem, że nie jest to perełka językowa, ale tak brzmi bardziej prosto? Takie, “a chłop dodał, co dodać i tak musiał”. Może to bez sensu, ale mi pasuje :)

Poza tym się zgadzam z uwagami, dziękuję za nie. No i za klika. Fajnie mieć klika. Dobry klik.

 

Wszystkich Was serdecznie pozdrawiam, dziękuję za wizyty i ciekawe spostrzeżenia. Jeśli macie wciąż jakieś, to zapraszam oczywiście dalej :). Może uda się odpowiedzieć niezbiorczym tasiemcem.

Serdeczności, bardzo dzięki. heartsmiley

Pecunia non olet

Pana Zakapiora

Na “pana”, to trzeba mieć pieniądze i wygląd :) Albo, w galicyjskiej wersji, “panów, to my piłą ryzali” xd

 

W każdym razie, cieszę się, jeśli beta się przydała i pozdrawiam jeszcze raz.

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Ładne. Harmonijne, jak świat, który przedstawiłeś. Trochę smutne. Pierwszy obrazek wolę, ale oba pasują do tekstu. Powodzenia. :)

panów, to my piłą ryzali

Dlategoż mi słodko wybrzmiało “Pan Zakapior” ;)

 

Koalo,

dziękuję za misiowe odwiedziny, cieszę się, że tekst się spodobał. Faktycznie wydźwięk może smutnawy, ale jak się człek uprze to i pozytywny wydźwięk z niego wyciągnie ;)

Pozdrawiam!

Interesujący tekst. Brutalność końcówki mnie zaskoczyła, ale po namyśle dochodzę do wniosku, że tak jest dobrze, a wcześniej były jakieś przebłyski przyszłości. 

Faktycznie, wolno się rozkręca z tym mitologicznym wstępem.

Obrazki świetne i pięknie ilustrują metamorfozę bohaterki.

Babska logika rządzi!

Czołem Finklo,

bardzo miło Cię gościć! (niezależnie od wątpliwości natury filozoficznej, czy użytkownik jest gospodarzem pod własnym tekstem)

Interesujący tekst. Brutalność końcówki mnie zaskoczyła, ale po namyśle dochodzę do wniosku, że tak jest dobrze, a wcześniej były jakieś przebłyski przyszłości. 

W sumie to jest chyba dokładnie efekt, który chciałem osiągnąć. Troszkę podsunąć, ale jednak nie wprost. Tym bardziej cieszy, że uznałaś, że tak jest dobrze :). Mam nadzieję, że mimo pewnej prostoty przekazu, wzbudza przemyślenia.

Faktycznie, wolno się rozkręca z tym mitologicznym wstępem.

A jeszcze sobie w wolnej chwili pomyślę, czy wszystko tam jest potrzebne.

Obrazki świetne i pięknie ilustrują metamorfozę bohaterki.

Cieszy :). Nie żebym miał w tym jakiś wielki wkład (tym bardziej doceniam, jak ktoś sam ilustruje, Hesket na przykład).

 

Fajnie, że wpadłaś ;)

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka