
Mrok, ciemne korytarze, ciche i złowrogie, pokryte pleśnią i przesiąknięte zgnilizną, odorem rozkładu i śmierci. Skądś słychać spadające krople wody. Ledwie słyszalne, tu w ciszy, niosą się na odległość.
Cisza, dojmująca i przerażająca. Nie ma życia. Ledwo dosłyszalne sapanie dobiega z wnęki w murze. Jakieś stare pomieszczenie, na co wskazują przerdzewiałe zawiasy i resztki metalowej framugi. W środku, na brudnej podłodze, siedzi brudny człowiek, oblepiony jakąś mazią, ciężko dyszy, łapie powietrze, a wzrok jego pełen przerażenia.
Skulony człowiek, opanowawszy oddech nasłuchiwał. Cisza nie dawała spokoju, wietrzył w niej zagrożenie. Strach nie opuszczał, w głowie myśli się kłębiły, rozdzierając mózg.
Jak do tego doszło – mówił sobie – Amunicji było pod dostatkiem, grodzie zamknięte i zaspawane. Tam gdzie się nie dało, ustawiono zapory z ludzi i ładunków. A jednak przeszły!!!
Myśl musiała wywołać wspomnienie, bowiem dreszcz go przeszedł i sięgnął do kieszeni. Stara manierka, z zatartym napisem, nie dała orzeźwienia. Pusta była i nie zwilżyła ust. Wróciła skąd przyszła, a wraz z nią myśli. Kiedy to się zaczęło? Przed pięcioma laty? Nie ,dziesięcioma!!!
Przez dziesięciolecia byliśmy bezpieczni. Podziemne tunele, metra, bunkry i jaskinie chroniły nas przed radiacją. Atom nie miał tu wstępu, Rozbudowaliśmy to co przodkowie wykorzystywali tylko okazyjnie lub jako środki łączności. Przetrwaliśmy epidemie i szaleństwa. Nowy, podziemny świat dał nadzieje na dalsze życie. A teraz? Nastał kres!
Tok myśli został przerwany. Zdawało mu się, że coś usłyszał. Wstrzymał oddech, nadstawił uszu. Wyczekiwał. Nic, cisza, głucha i złowieszcza. Odważył się. Wyjrzał za załom muru. Mały noktowizor powędrował z szyi do oczu. Prawo – nic, lewo – nic. Uspokoił się. Wrócił na poprzednie miejsce.
Odizolowany świat od powierzchni zaczął tętnić życiem. Początkowo stalkerzy wychodzili na powierzchnię, by powrócić z łupami których nie dało się wytworzyć na miejscu. Gdy to osiągnięto, zaprzestano wypraw. Może to był błąd? Tak, to był błąd! Trzeba było dalej wysyłać ludzi by mieć kontrolę nad tym co się tam dzieje. Może na czas dostrzeglibyśmy zagrożenie, a tak… A jeśli nic by to nie dało? Może to coś nie przyszło z powierzchni tylko z głębin? Co się kryje w czeluściach niezbadanej ziemi? Legendy i mity dostarczały wielu przerażających przykładów. Teraz stały się rzeczywistością. Tyle ofiar.
Myśli rozsadzały głowę. Ból był dojmujący. Obejmując głowę rękoma próbował sobie z nim poradzić.
Ile tak siedział, walcząc z bólem? Nie wiedział. Czas teraz płynął inaczej. Powoli przezwyciężał ból. Wracał do rzeczywistości. Nasłuchiwał.
Gdy zmagał się z bólem, mogły podejść niepostrzeżenie. Znowu wyjrzał i sprawdził czy korytarz jest pusty. Upewniwszy się odetchnął i powrócił do rozmyślań.
Dziesięć lat temu to się zaczęło. Tylko formalnie. Teraz przypominam sobie, że już za dzieciaka były pierwsze symptomy, które wtedy nie docierały do mnie. Kiedy to było? Co to było? Chyba jak miałem siedem lub osiem lat. Zabroniono wtedy pojedynczym ludziom udawać się w podróż do poszczególnych kolonii tunelami. Mogli chodzić tylko w grupach. Ale czemu? Choroba nie pamiętam, za mały byłem by to pojąć i zrozumieć, a zresztą miałem inne ważniejsze sprawy wieku dziecinnego, ale to musiało jakoś wiązać się z ,,Nimi’’. Co było następne? Jak miałem czternaście lat powołali nas do nowo powstałej Gwardii Samoobrony i w tym też czasie zaczęli pojawiać się ,,uchodźcy’’. Najpierw z północnego tunelu, później zachodniego, a na końcu z południowo wschodniego. Izolowano ich by nie siać paniki, a i tak zaczęły się rozchodzić nowiny. Przerażone, zakrwawione postacie, opowiadały niesamowite historie o potworach zdobywających ludzie siedziby. Drapieżniki atakowały falami, dniem i nocą. Pożerały wszystko co stało im na drodze. Ogromna ich liczba uniemożliwiała skuteczną obronę. Na jednego zabitego pojawiało się dziesięciu. Były również niesamowicie inteligentne. Uczyły się omijać pułapki i wyszukiwać słabe punkty obrony. Widać było, że czują się tu jak u siebie. Najgorszy był jednak dźwięk jaki z siebie wydawały. Włosy stawały dęba na ten diabelski skowyt. Paraliżował wolę i czynił człowieka bezradnym.
Drgnął. Usłyszał słabe echo krzyku lub skowytu. Śmiech śmierci przeszył go do szpiku kości. Znał ten dźwięk. ,,To’’ coś dopadło. Może innego człowieka, a może swego pobratymca. Wiedział już, że żywią się wszystkim, nie wyłączając przedstawicieli swego gatunku. Ranne lub chore osobniki były zjadane przez silniejszych.
Odruchowo sięgnął do kabury. Namacał pistolet. Przeszył go ból gdy uświadomił sobie, że nie ma amunicji. Zużył ją uciekając. Do obrony pozostał mu nóż. Żadna broń przy sile tych stworów.
Pamiętam pierwszy kontakt z Nimi. To było dziesięć lat temu. Miałem dwadzieścia lat. Z sąsiedniej stacji przyszła prośba o pomoc. Mój oddział wyruszył tam tunelem. Dotarliśmy po dwóch godzinach. Boże, co to był za widok. Cała stacja we krwi i resztek ciał ludzi i potworów. Brodziliśmy we wnętrznościach. Trzy osobniki, pożywiające się nad zwłokami ofiar załatwiliśmy. Obrzydliwe paskudztwa. Cztery nogi zakończone parami łap – pazurów. Wydłużone jak wąż, o oczach pająków i paszczach krokodyli, pokrytych ni to futrem ni łuskami. Wydzielających ogromne ilości paskudnego śluzu. Widać złaknione świeżego pokarmu zapomniały wrócić wraz z stadem. Znaleźliśmy tylko siedmiu ocalałych w dawnym szybie wentylacyjnym. Siedmiu z populacji liczącej tysiąc dwustu!!!
Wróciliśmy bez strat w ludziach, z przerażeniem w duszach. Władze zdecydowały zaspawać tunel i, rzecz niewiarygodna w podziemiu, wysadzić go. Tak zrobiono i odcięliśmy się raz na zawsze od północy. Później zrobiono to z pozostałymi tunelami. I tak przez osiem lat mieliśmy spokój. Czy na pewno? Cały czas gotowaliśmy się na ich przybycie. Kontrolowano grodzie na zasypanych odcinkach. Wyszukiwano i zabezpieczano stare kanały wentylacyjne lub inne. Tylko ze strony wschodniej pozostawiono otwarty tunel który prowadził do nikąd. Zaraz, prowadził, ale kiedyś, dawno temu. Nim się wychodziło na powierzchnie. Przed atomem.
Może też trzeba go było zaspawać i wysadzić? Tędy mogły wejść! Zaraz, przecież tędy uciekłem i schroniłem się w rozgałęzieniach korytarzy. Tam też ustawiliśmy zaporę i silny posterunek, z działkiem którego one nie zdobyły. Pamiętam, że zapas amunicji był nienaruszony gdy uciekałem, a cały posterunek lśnił czystością.
Usłyszał coś. Wytężył słuch. Nic, cisza jak zawsze. Martwa i dojmująca. Przyprawiająca człowieka o szaleństwo. Czuł, że powinien stąd odejść, poszukać lepszej kryjówki. Wiedział, że korytarze posiadają pomieszczenia z jedzeniem i wodą, a być może i uzbrojeniem. Zawczasu przygotowane. Tak na wszelki wypadek. Tu nie był bezpieczny. Wnęka nie gwarantowała bezpieczeństwa. Dawne drzwi już były prochem. Nie miał żywności ani wody. Nie miał też sił by iść. Zmęczenie i apatia zrobiły swoje. Mógł tylko wracać wspomnieniami do tego co było.
Osiem lat spokoju. Tyle nam dały. Dały!? Na pewno?. Może nie mogły znaleźć przejścia? Może gdzie indziej ucztowały? Trzy tunele prowadziły do różnych kolonii, stacji czy przyczółków. My byliśmy kolonią końcową. Od nas tylko można było wyjść na powierzchnię lub udać się do innych koloni. Nie ze wszystkimi utrzymywaliśmy kontakt. Ile ich było, ile powstało przez lata? Nie pamiętam. Coś mi świta, że liczba czterdzieści, ale czy to prawda czy majaki? Część mogła przetrwać nawet do dziś. Z część mogli uciec ocaleni i schować się w labiryncie kanałów i tuneli jak ja. Pojedynczy człowiek lub mała grupka ma większe szanse przetrwać, niż duże miasto które jest dla nich bufetem.
Osiem lat, tyle nam dano i zrobiliśmy wszystko by nie doszło do najgorszego. Zrobiliśmy co się dało.
I dziś w nocy doszło do tego. Obudziły mnie drgania. Później usłyszałem słabe wybuchy, jakże wytrzymałe są tunele, że nie zawaliły się od tego, i zaczęła wyć syrena alarmowa. Rozbłysło dzienne światło. Już wiedziałem co się stało. Wraz z ojcem chwyciliśmy broń i wybiegliśmy z pomieszczenia. Próbowaliśmy się zorientować skąd nadchodzą i w tym momencie jeden spadł z sufitu. Nad nami był stary szyb wentylacyjny. Ślepy! Jak tam się dostał? Czyżby umiały ryć tunele jak krety? Chwila, może to jest odpowiedź na wszystkie pytania. Ostre pazury idealnie nadawały się do tej czynności. To mogło być przyczyną ich sukcesów, na które nikt nie zwrócił uwagi. One nie szukały drogi, one ją tworzyły!!!
Cóż mi po tej analizie? Już wszystko stracone. Faktem jest, że pierwszego rozwaliliśmy serią, a później zaczęło się istne piekło. Krzyki, wycie, rozpacz i strzały. Wszystko to się zlewało w jedno pandemonium. Pojawiały się z nikąd, ludzie szaleli i uciekali. Wpadali na siebie i na nie. Tratowali się. Próbowali się ukryć. Raziliśmy je ogniem. Sam zużyłem siedem magazynków. Nie wiem kiedy straciłem z oczu ojca. Nie wiem w którym momencie weszły do naszego pomieszczenia i urządziły sobie ucztę na reszcie rodziny. Ktoś spalił je miotaczem. Sam dla pewności rzuciłem tam granat. Najgorsze nadeszło gdy zgasły światła. Czerwone, awaryjne, oświetlenie dopełniło chaosu. Nasza obrona rozleciała się i zaczęliśmy walczyć w małych kupkach, a następnie w pojedynkę. Nie było skoordynowanej obrony. Nie można było stworzyć frontu. Nierówna walka przeistoczyła się w rzeź. Ostatni punkt oporu zorganizowano przy wschodnim. Na pół godziny udało się je zatrzymać przy wlocie i dać czas ludziom do ucieczki. Ludziom? Raczej przerażonym istotą, pędzącym bez opamiętania przed siebie. Gdy pękł, każdy ratował się na własną rękę. Ile tak biegłem? Nie pamiętam. Nie oglądałem się nawet za siebie. Zza pleców słyszałem ich skowyt i krzyki ginących. Przed osobą uchodzących. Im dalej w korytarze tym mniej ludzi. Coraz większa pustka, aż w końcu samotność i ten azyl.
Może źle zrobiłem. Zamiast biec w gąszcz kanałów, trzeba było uciekać w kierunku śluzy. Sforsować zaporę i wyjść na powierzchnie. Atom by mnie zabił, ale czy tu przeżyje? Tam szansa. Niewielka, a tu? Jaka radiacja? Przed laty, pamiętam, podawali, dwukrotnie przekroczona dawka śmierci. A teraz? Nie wiem. Może dalej się trzyma, a może tylko w dawnych miastach na powierzchni, a po za nimi da się żyć? Nie wiem, nic nie wiem.
Drgnął. Pierwotny instynkt podpowiedział mu, że nie jest sam. Oblał go zimny pot. Wstrzymał oddech, słuchał. Nic nie słyszał, a mimo to miał przeczucie, że coś jest w pobliżu. Bał się wyjrzeć. Nie chciał zdradzić swojego miejsca.
Mimowolnie podniósł głowę. Czerwone ślepia. Wiele ślepi jak u pająka, na obrzydliwej paszczy, wpatrywało się w niego. Okrzyk przerażenia zamarł na ustach.
&
– Nie żyje? – bardziej wyszeptał niż powiedział człowiek w ciemnym mundurze.
– Funkcje życiowe mózgu, serca oraz innych narządów ustały – odpowiedział drugi, wpatrując się w migoczący ekran monitora.
– Na pewno?
– Tak, pozostały już tylko doczesne szczątki, które Komisarz widzi przed sobą.
– Świetnie, czyli eksperyment zakończony i do tego udany. Ale czy on naprawdę wierzył, w świat który widzieliśmy na nagraniach, w to, że wojna nuklearna wygnała jego przodków do podziemi i po latach ujawniło się nowe niebezpieczeństwo które zakończyło byt ocalałych?
– Mózg to ciągle tera incognito. Badamy go od wieków, a wciąż poruszamy się po omacku gdzieś na jego skraju nie mogąc wejść w głąb – mówiący głośno westchnął i skierował wzrok na sąsiednie pomieszczenie, za szybą, zalane jasnym światłem, gdzie dwóch ludzi odłączało od aparatury i zdejmowało z fotela ludzkie szczątki, po czym kontynuował – Tak, wierzył w to wszystko. Dzięki temu, że udało się w stu procentach zaszczepić to co chcieliśmy stworzyliśmy drugą rzeczywistość istniejącą w jego głowie i tylko tam, która trwała wiele lat, a w realu zaledwie parę miesięcy.
– Doktorze jesteście wspaniali. Dokonaliście cudu i kroku milowego. Nagroda was nie minie!
– Służba Imperatorowi to największa nagroda – odparł z dumą doktor.
– Wiem, ale nagroda i tak będzie. Jedna ode mnie druga zapewne od Cesarza. Na środę chcę mieć pełny raport z nagraniami eksperymentu. Osobiście zaprezentuje go Imperatorowi. Za tydzień pełne opracowanie z nagraniami oraz wnioskami i zaleceniami. Nasz Pan na pewno nie zadowoli się samym raportem jak zobaczy Wasze dzieło.
Witaj. :)
Co do spraw technicznych, mam następujące wątpliwości oraz sugestie (zawsze – tylko do przemyślenia):
W środku, na brudnej podłodze, siedzi brudny człowiek, oblepiony jakąś mazią, ciężko dyszy, łapie powietrze, a wzrok jego pełen przerażenia. Skulony człowiek, opanowawszy oddech nasłuchiwał. – powtórzenie – celowe?
Jak do tego doszło – mówił sobie – Amunicji było pod dostatkiem, grodzie zamknięte i zaspawane. Tam gdzie się nie dało, ustawiono zapory z ludzi i ładunków. A jednak przeszły!!! – nie mam pewności, czy wypowiedź bohatera należy zapisać kursywą, do tego w środku brak kropki, zaś po „tam” powinien być przecinek?
Wróciła (przecinek?) skąd przyszła, a wraz z nią myśli.
Nie ,dziesięcioma!!! – przecinek przed spacją?
Atom nie miał tu wstępu, (czemu tu przecinek? – czy brak tu części zdania?) Rozbudowaliśmy to (przecinek?) co przodkowie wykorzystywali tylko okazyjnie lub jako środki łączności.
Początkowo stalkerzy wychodzili na powierzchnię, by powrócić z łupami (przecinek przed „który”?) których nie dało się wytworzyć na miejscu.
Trzeba było dalej wysyłać ludzi (przecinek?) by mieć kontrolę nad tym (i tu?) co się tam dzieje.
Ile tak siedział, walcząc z bólem? Nie wiedział. Czas teraz płynął inaczej. Powoli przezwyciężał ból. Wracał do rzeczywistości. Nasłuchiwał. Gdy zmagał się z bólem, mogły podejść niepostrzeżenie. – powtórzenia?
Znowu wyjrzał i sprawdził (przecinek?) czy korytarz jest pusty.
Choroba (przecinek?) nie pamiętam, za mały byłem (i tu?) by to pojąć i zrozumieć, a zresztą (i tu?) miałem inne (i tu?) ważniejsze sprawy wieku dziecinnego, ale to musiało jakoś wiązać się z ,,Nimi’’.
Najpierw z północnego tunelu, później zachodniego, a na końcu z południowo wschodniego. – czemu zapis rozdzielny?
Izolowano ich (przecinek?) by nie siać paniki, a i tak zaczęły się rozchodzić nowiny.
Pożerały wszystko (przecinek?) co stało im na drodze.
Najgorszy był jednak dźwięk (przecinek?) jaki z siebie wydawały.
Trzy osobniki, pożywiające się nad zwłokami ofiar (przecinek?) załatwiliśmy.
Widać (przecinek?) złaknione świeżego pokarmu (i tu?) zapomniały wrócić wraz z stadem. – ze?
Tylko ze strony wschodniej pozostawiono otwarty tunel (kolejny przecinek przed „który”?) który prowadził do nikąd. – ortografiak – razem?
Nim się wychodziło na powierzchnie. – literówka, która tworzy nielogiczne zdanie?
Tam też ustawiliśmy zaporę i silny posterunek, (ten przecinek dwa wyrazy dalej?) z działkiem którego one nie zdobyły.
Od nas tylko można było wyjść na powierzchnię lub udać się do innych koloni. – literówka i gramatyczny – błędna odmiana wyrazu?
Coś mi świta, że liczba czterdzieści, ale czy to prawda (przecinek?) czy majaki?
Z część mogli uciec ocaleni i schować się w labiryncie kanałów i tuneli jak ja. – czemu ten wyraz nie jest odmieniony?
Pojedynczy człowiek lub mała grupka ma większe szanse przetrwać, niż duże miasto (znowu przecinek przed „który”?) które jest dla nich bufetem.
Osiem lat, tyle nam dano i zrobiliśmy wszystko (przecinek?) by nie doszło do najgorszego.
Zrobiliśmy (i tu?) co się dało.
Pojawiały się z nikąd, ludzie szaleli i uciekali. – kolejny ortografiak – razem?
Nie wiem(przecinek?) kiedy straciłem z oczu ojca.
Nie wiem (kolejny przecinek przed „który”?) w którym momencie weszły do naszego pomieszczenia i urządziły sobie ucztę na reszcie rodziny.
Czerwone, awaryjne, (zbędny przecinek?) oświetlenie dopełniło chaosu.
Raczej przerażonym istotą, pędzącym bez opamiętania przed siebie. Gdy pękł, każdy ratował się na własną rękę. – kolejny ortografiak?; niejasne ostatnie zdanie – CO pękło?
Zza pleców słyszałem ich skowyt i krzyki ginących. Przed osobą uchodzących. Im dalej w korytarze (przecinek?) tym mniej ludzi. – niezrozumiałe środkowe zdanie – czy tu brak jego części?
Może źle zrobiłem. – czy to nie zdanie pytające?
Sforsować zaporę i wyjść na powierzchnie. Atom by mnie zabił, ale czy tu przeżyje? – dwie literówki (jedna powtórzona), które nadają zdaniom całkiem inny sens?
Może dalej się trzyma, a może tylko w dawnych miastach na powierzchni, a po za nimi da się żyć? – kolejny ortografiak – razem?
Ale czy on naprawdę wierzył, w świat który widzieliśmy na nagraniach, w to, że wojna nuklearna wygnała jego przodków do podziemi i po latach ujawniło się nowe niebezpieczeństwo które zakończyło byt ocalałych? – brak obu przecinków przed „który”?
– Mózg to ciągle tera incognito. – kolejny ortografiak, zmieniający sens zdania?
Dzięki temu, że udało się w stu procentach zaszczepić to (przecinek?) co chcieliśmy (i tu?) stworzyliśmy drugą rzeczywistość istniejącą w jego głowie i tylko tam, która trwała wiele lat, a w realu zaledwie parę miesięcy.
– Doktorze (przecinek przy Wołaczu?) jesteście wspaniali.
Jedna ode mnie (przecinek?) druga zapewne od Cesarza. Osobiście zaprezentuje go Imperatorowi. – znowu literówka, zmieniająca sens zdania?
Nasz Pan na pewno nie zadowoli się samym raportem (przecinek?) jak zobaczy Wasze dzieło. – ortografiak – czemu wielką literą?
O wrogich stworzeniach piszesz czasem wielką literą (np. – „Pamiętam pierwszy kontakt z Nimi” ), a czasem małą (np. „Cały czas gotowaliśmy się na ich przybycie”), co tworzy dodatkowe błędy.
Tekst jest oparty na znakomitym pomyśle i trzyma czytelnika w ciągłym napięciu, lecz usterek językowych (szczególnie tych podstawowych) jest bardzo dużo.
Daję klik do Biblioteki za ten pomysł i nieprzewidywalne zakończenie, lecz nad stroną językową trzeba solidnie popracować.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
W tekście jest sporo usterek technicznych, ale to już najlepiej oceni ktoś bardziej doświadczony. Sam pomysł jest dobry, szczególnie końcówka się wyróżnia. Powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam.