- Opowiadanie: dawidiq150 - Wypad pod namioty

Wypad pod namioty

Dawno nic nie pisałem. I po takiej przerwie jestem ciekawy jak wygląda moje nowe opowiadanie. Proszę czytajcie i komentujcie, krytyki się nie boję :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wypad pod namioty

Dawid marzył o wypadzie pod namioty. Nie miał to być jednak zwykły wypad, jaki organizują sobie przeważnie ludzie. Razem, z dwoma najlepszymi kolegami ze szkoły planowali rozbić się na jakimś całkowitym pustkowiu. Miało być w pełni „na dziko” i koniecznie przy jakimś jeziorze.

Wiele razy już mówili o tym swoim rodzicom. Lecz ci nie traktowali tego poważnie. Gdy zbliżał się koniec roku szkolnego, temat znowu się pojawił i wreszcie rodzice zrozumieli, że dzieci bardzo tego pragną. Dawid dostał ultimatum, o którym powiedział swoim przyjaciołom, a oni z kolei swoim rodzicom i tym sposobem wszyscy mieli to samo wymaganie; mają przynieść świadectwo z paskiem.

Przemek nie miał z tym problemu, bowiem od pierwszej klasy jego średnia ocen była zawsze powyżej 5,0. Gorzej rzecz się miała z Dawidem i Krystianem, Oni nie wyciągali więcej niż 4,3. Ich planem było nie mieć żadnej trójki.

Rok szkolny się zakończył i niestety ani Dawid, ani Krystian nie osiągnęli wymogu rodziców. Ci natomiast widzieli, że synowie się starali, że znacznie więcej się uczyli i spędzali więcej czasu nad książkami niż wcześniej. Dlatego ostatecznie zgodzili się na wypad.

Ustalenia były takie; każdemu chłopakowi towarzyszy jego ojciec. Jadą na trzy samochody. Spędzą pod namiotami pięć dób. Rodzice przychylili się do gorącej prośby swoich dzieci, że ma być „na dziko”. Wybrali więc na mapie jakieś jezioro z dala od miasta by rozbić namioty w jego pobliżu.

Tatowie chcieli zrobić dzieciom prawdziwą frajdę, więc posiłki zaplanowali tak, że nie było mowy o wypadach do sklepu.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Wszyscy spakowali to co potrzebne i wsiedli do samochodów. Podróż trwała około trzy godziny. Ostatnie kilometry jechali jakąś wiejską drogą, a gdy dojechali w pobliże jeziora, zaparkowali samochody na łące i zabrawszy plecaki ruszyli dalej pieszo.

Po kwadransie znaleźli idealne miejsce na rozbicie namiotów. Jezioro było jakieś sto metrów dalej, a w pobliżu znajdowały się dziewicze wręcz łąki i las. Od bardzo dawna nikt tu nie chodził.

Wszystko szło zgodnie z planem. Rozłożyli namioty i nawet już wykąpali się w jeziorze, choć woda była zimna. Potem poszli do lasu pozbierać gałęzie na ognisko. Gdy i to im się wspaniale udało, w bardzo dobrych humorach usiedli na kocu i zagrali w jedną z świetnych gier „karcianych” nowej generacji, przy których zwykła talia kart do remika, czy tysiąca jest po prostu nudnym przeżytkiem.

Potem nadszedł wieczór i rozpaliwszy ognisko zjedli kiełbaski, które upiekli na kijach.

Gawędzili do dwudziestej trzeciej i w końcu poszli spać. Spanie w namiotach było faktycznie bardzo przyjemne i ekscytujące, zwłaszcza dla młodych, którzy jeszcze tego nie zaznali.

 

&&&

 

Rano pierwszy obudził się Dawid. Spojrzał na zegarek, była siódma czternaście. Czuł się wspaniale, jego marzenie się spełniło, a frajda przecież dopiero się zaczynała. Jego ojciec jeszcze twardo spał, a on czuł parcie na pęcherz. Wygrzebał się delikatnie ze śpiwora, by nie obudzić taty i wyszedł z namiotu na rześkie, chłodne powietrze. Przeciągnął się i rozejrzał w lewo i prawo. Potem ruszył parę metrów dalej za potrzebą. I wtedy nagle, niespodziewanie usłyszał głośny ryk. Zamarł i obejrzał się do tyłu. Za namiotem Krystiana i jego ojca stał najprawdziwszy niedźwiedź. Zwierzę było wielkie i patrzyło się na niego. Przestało ryczeć, a zamiast tego zaczęło kłapać szczęką, zachowanie to wydało się chłopakowi jakieś dziwne, ale przecież nie znał się na niedźwiedziach. Dawid przestraszony jak jeszcze nigdy w życiu stał jak wryty. W głowie kotłowały mu się myśli, by nie robić gwałtownych ruchów i w żadnym razie nie uciekać. Tyle wiedział. I wtedy jego strach nieco opadł. Do niedźwiedzia dołączył jakiś mężczyzna. Był niski i całkiem łysy. Miał jednak gęstą brodę i wąsiska. Nosił krótkie dżinsowe spodnie i zielony podkoszulek. Jego skóra wyglądała jakby na coś chorował. Miał bowiem wszędzie dziwne łuszczące się brązowe plamy różnej wielości. Trudno było określić jego wiek, ale z pewnością miał po pięćdziesiątce.

– Cześć – odezwał się mężczyzna uśmiechając się. Wyglądał na zadowolonego.

Dawid patrzył to na niego, to na niedźwiedzia. A osobliwy człowiek nagle zaśmiał się i powiedział:

– Nie obawiaj się Piórka, jest wytresowany. Jednak jak nie zrobisz tego czego chcę poszczuję cię nim.

– A czego pan chce? – spytał zaskoczony chłopak.

– Obudź resztę swoich towarzyszy, pójdziecie ze mną.

– Dobrze! – Dawid wolał się nie sprzeciwiać.

Chwilę później wszyscy powychodzili z namiotów. Widząc niedźwiedzia bardzo się przestraszyli podobnie jak przed chwilą Dawid. Mężczyzna powtórzył swoje ostrzeżenie zwracając się do dorosłych. Pozwolił wszystkim się ubrać i wzuć buty. Potem kazał iść w stronę lasu, a sam zwrócił się do swojego zwierzaka, który faktycznie jak się okazało słuchał jego komend.

– Czego pan od nas chcę? – zapytał się ojciec Przemka.

– Zobaczycie. Nic złego wam się nie stanie.

Szli w stronę lasu, jakieś dziesięć minut. Gdy dotarli, ku zdziwieniu wszystkich, niski człowiek zaczął prowadzić ich przez gęstwinę. Trwało to kolejne dziesięć minut i nie było wygodne, gałęzie raniły nogi i ręce a musieli też uważać by nie wykoleć sobie oczu. W końcu dotarli do polany. Ujrzeli na niej niezwykłą budowlę. Miała kształt dość spłaszczonej piramidy, której wysokość wynosiła jakieś siedem metrów, a podłoże może piętnaście na piętnaście. Ściany budowli obrastała trawa.

Gdy podeszli trawa rozsunęła się i ujrzeli szerokie schody, prowadzące pod ziemię. Weszli i chwilę później kierowani byli krótkim korytarzem, od którego odchodziły inne. Ostatecznie znaleźli się w prawie całkiem pustym i dość dużym pokoju, z lampą na suficie, do której na ścianie znajdował się włącznik. W rogu stała tu także duża, pusta wanna.

– Zostawię was na kilka dni byście się zaaklimatyzowali.

– Chce pan nas więzić? – spytał przestraszony ojciec Krystiana.

– Przez jakiś czas tak – odparł mężczyzna.

– Ile czasu? – padło ponowne pytanie.

– I po co? – dodał jeszcze jeden z chłopców.

Porywacz podrapał się po głowie i odpowiedział:

– Rozumiem o co wam chodzi. Załatwiajcie się w rogu pokoju. Co kilka dni robot usunie odchody. Będziecie mieli też wodę do mycia i oczywiście żywność, dwa razy w ciągu dnia. – Potem zignorował dalsze pytania i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły szczęknął zamek.

– Co za niezwykła przygoda – podsumował Krystian. A jego ojciec powiedział do niego bardzo poważnie:

– Mam nadzieję, że źle zrozumiałem to co ten facet powiedział. „Mamy kilka dni by się zaaklimatyzować”. To by znaczyło, że chce nas tu trzymać dłużej.

– Mi to wygląda na jakąś „ukrytą kamerę” – powiedział Dawid.

Chłopcy nie byli przejęci całą sytuacją, dla nich to była frajda, zwłaszcza spotkanie z niedźwiedziem. Natomiast ojcowie przeciwnie, zaczęli się bardzo obawiać. Wiedzieli bowiem, że na świecie jest mnóstwo świrów.

 

&&&

 

Minęły trzy dni. Wszystko działo się tak jak powiedział tajemniczy mężczyzna. Porwani dostawali jedzenie dwa razy na dobę. Trzeciego dnia, do pokoju porywacz przyniósł jakiś przedmiot przypominający odkurzacz. Włączył go pilotem, następnie wyszedł. Sprzęt był na kółkach. Podjechał do ekskrementów, które uzbierały się w rogu pokoju i wciągnął je w siebie. Potem odjechał kilka metrów dalej i wyłączył się. Podłoga lśniła czysta i pachnąca.

– Musimy kupić sobie taki gadżet – powiedział Przemek do taty – sprzątałby po Krupce i Wąsowi. (były to ich psy)

Z czasem sytuacja naprawdę stała się tragiczna. Zaczęli odczuwać niedostatki wielu rzeczy. Właściwie mogli tylko siedzieć w pokoju i czekać. Raz próbowali zaatakować porywacza lecz on musiał mieć na sobie jakieś dziwne ubranie, gdyż po dotknięciu boleśnie poraziło ich prądem.

Czwartego dnia, porywacz kiedy przyszedł, był bardzo radosny. Powiedział:

– Zrobiłem losowanie. Do mojego eksperymentu pierwszego wezmę ciebie – wskazał palcem Krystiana.

Gdy jego ojciec zaoponował. Mężczyzna zagroził:

– W takim razie nigdy was nie wypuszczę. Nie macie wyjścia.

– Co to za eksperyment? Czy to będzie bolesne? – zapytał przestraszony Krystian.

– Już niedługo się dowiesz. Ani trochę nie będzie bolało – padła odpowiedź.

Ostatecznie, po zapewnieniach, że eksperyment jest całkiem bezpieczny dla zdrowia i bezbolesny Krystian uspokojony opuścił pokój. Nie dowiedzieli się jednak co to za eksperyment.

Minęły dwa kwadranse i gdy drzwi ponownie się otworzyły. Ukazał się w nich porywacz i Krystian. Ten pierwszy wyglądał na bardzo pogniewanego. Natomiast chłopak płakał.

Jego ojciec chciał rzucić się na faceta, ale przypominając sobie jak wcześniej zostali porażeni prądem powstrzymał się.

– Przekonaj dzieciaka, by był mi posłuszny! – powiedział porywacz – inaczej pożałujecie. Macie dwa dni na decyzje, chyba, że chcecie tu umrzeć z głodu.

– Co on ci chciał zrobić? – zapytał ojciec swojego syna, gdy brodacz wyszedł.

– Nigdy byście się nie domyślili. Kazał mi kopulować z małpą. Ale ja… pomijając, że to obrzydliwe, zdaję sobie sprawę, że to całkiem nieetyczne. Bo on mówił, że chce, by ta małpa urodziła dziecko. Potomka dwóch gatunków.

– Ten człowiek musi być niespełna umysłu. – podsumował ojciec Przemka.

Kara za nieposłuszeństwo była sroga. Przez dwie doby porywacz się nie pokazał. Głód stał się niezwykle bolesny. Nie mieli wyjścia. Musieli zrobić wymaganą rzecz, albo umrzeć w głodowych mękach.

Ale należało coś próbować zrobić, nie można było poddać się bez walki. I gdy tak główkowali wymyślili w końcu jeden plan.

Wanna była przybetonowana a beton ten się kruszył. Kamienie mogły posłużyć jako broń. Ustalili tak: zaczają się przy wejściu i jak tylko wejdzie zaatakują go, celując kamieniami w głowę.

Przygotowali się i gdy usłyszeli otwierany zamek byli gotowi. Mężczyzna wszedł i momentalnie trzech zdesperowanych ojców rzuciło się na niego bijąc kamieniami w głowę. Porywacz po uderzeniach w splot słoneczny z lewej i prawej strony padł nieprzytomny na podłogę.

Ci szaleńczo walili jeszcze przez kilkanaście sekund, robiąc miazgę z głowy faceta, aż Dawid myśląc trzeźwo powstrzymał ich mówiąc:

– Wystarczy on stracił przytomność! Możemy teraz stąd uciec.

– Udało się! – krzyknął Krystian z ulgą.

– Dobrze, wynośmy się stąd – powiedział ojciec Przemka zdyszany i podenerwowany.

Odrzucili kamienie i już mieli wyjść, kiedy stały się dwie rzeczy. Po pierwsze; ciało porywacza zaczęło szybko czernieć i zmieniać się w proch. Wszyscy wpatrywali się zszokowani w to niezwykłe zjawisko. Po kilkunastu sekundach zostało tylko ubranie i czarny proch.

– Co to do diabła ma być? – krzyknął ojciec Krystiana.

Druga rzecz, to usłyszeli głośną syrenę. Taką jaką wydaje śpieszący się na miejsce pożaru wóz strażacki.

– Prędko wiejmy stąd – pospieszył wszystkich ojciec Dawida. – Jeszcze nie uciekliśmy.

Pobiegli korytarzem, którym przyprowadził ich martwy teraz porywacz. Dotarli do drzwi, te jednak były zamknięte i nie dało się w żaden sposób ich otworzyć. Miny im zrzedły. Do tego po chwili usłyszeli znajomy ryk. To był tamten niedźwiedź.

W korytarzu ukazał się przed chwilą uśmiercony porywacz, a za nim oswojony niedźwiedź. Na jego twarzy nie było śladu sińców i ubrany był inaczej.

– Cholera przecież zabiliśmy cię! – krzyknął ojciec Krystiana, który nie mógł uwierzyć w to co się dzieje.

– Miałem kopię siebie – odparł mężczyzna i dodał pospiesznie – teraz natychmiast wracajcie do pokoju, bo naprawdę bliskim jestem tego, by ku przestrodze poszczuć jednego z dzieciaków Piórkiem.

I wrócili. Ich sytuacja stała się taka jak początkowo, a nawet gorsza bo teraz mężczyzna, który ich uwięził był ostrożny i gdy przychodził miał ze sobą swojego niedźwiedzia.

Każdy z porwanych, zarówno dzieci jak i ich ojcowie musieli kopulować ze zwierzętami nie mieli wyjścia bo porywacz konsekwentnie groził im zagłodzeniem. Ich „kochankami” były małpy różnych odmian. Orangutany, szympansy i inne.

Minęły trzy tygodnie kiedy tajemniczy mężczyzna przybył do nich o innej porze niż zwykle. Był promienny. Przyniósł ze sobą stołek, usiadł na na nim i powiedział:

– Udało się zapłodniliście moje małpki. Płody rozwijają się prawidłowo. Wypuszczę was ale najpierw jestem wam winny moją historię.

Przerwał na chwilę. Widać było, że zbiera myśli, potem zaczął opowiadać.

– Był rok tysiąc sześćset dwudziesty czwarty. Mieszkałem sam w swojej chacie. Ojciec i dwóch braci zmarło na cholerę. Matka miała wylew. Mój żal po ich śmierci nie trwał długo, gdyż z natury jestem samotnikiem. Tak więc minął niespełna rok od śmierci matki, a ja już wiodłem szczęśliwe, samotne życie.

Zarabiałem jako stolarz. Niczego mi nie brakowało. Miałem sześć kotów, którymi uwielbiałem się zajmować. Musicie wiedzieć, że zawsze kochałem zwierzęta. Wszystko było normalnie aż do pewnej nocy.

Obudził mnie jakiś dziwny hałas. Rozespany przetarłem oczy i zacząłem nasłuchiwać. Nie sposób mi było porównać tego dźwięku do czegokolwiek. Po chwili wstałem i ruszyłem w stronę drzwi z lekkim lękiem, było to bowiem bardzo dziwne. Otworzyłem je i wyszedłem na zewnątrz. Przeżyłem wtedy szok, nie rozumiałem tego co zobaczyłem. Ciarki przeszły mi po skórze. Kilkanaście metrów ode mnie nad ziemią unosił się dziwny obiekt wielkości mojego domu. Był symetryczny. Spłaszczona niebieska kula w środku otoczona była czterema filarami, z których ku dołowi wydostawały się czerwone płomienie. Gapiłem się próbując zrozumieć. I wtedy nagle zmaterializowały się obok mnie dwie postacie. Były trochę niższe ode mnie. Miały granatowy kolor nieco chropowatej skóry, a tam gdzie my mamy płuca, znajdowały się obok siebie dwa fioletowe koła, z których odchodziło wiele kilkunastocentymetrowych żył zmieniających się, nim dalej, w coraz mniejsze żyłki. Koła te pulsowały na zmianę tak jak ludzkie serce ale szybciej. Istoty tak jak ludzie miały dwie nogi. Lecz górne kończyny były nieco inne. Od łokcia odchodziły dwa przedramiona zakończone (jak później policzyłem) siedmioma palcami każde. Głowa miała osobliwy kształt, składała się jakby z dwóch części, mniejsza o to. Istoty te wyposażone były w czworo oczu. Dwoje idealnie kulistych, ze źrenicami jak u ludzi i dwoje mniejszych poziomych i całkiem szarych, które mają, teraz to wiem, nieco inną funkcję. Górna, większa część głowy wyposażona była w coś jakby uszy, jednak pełniących więcej funkcji niż u ludzi. Dolna część posiadała dziwaczny otwór gębowy. Istoty te w czasie rozmowy ze sobą cmokały, piszczały, ssały, buczały. Organ ten był dużo bardziej elastyczny niż wargi człowieka.

Jedna z tych postaci ukłuła mnie czymś w rękę i momentalnie straciłem przytomność.

Ocknąłem się w rozległym pomieszczeniu, nie chcę opisywać go w szczegółach, ale charakterystyczne było to, że posiadał przeźroczystą kopułę, za którą widziałem gwiazdy i ziemski glob. Oczywiście wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to jest Ziemia. Siedziałem na wygodnym fotelu, a przede mną znajdował się duży kilkumetrowy dziwaczny organizm. Jego budowa była tak skomplikowana, że długo by opowiadać. Posiadał macki, włoski przez które błyskał jakby prąd, wiele ramion i różnych skomplikowanych organów. Za nim stało dwoje osobników takich jak ci, którzy mnie porwali.

Rozmawiali w swoim dziwnie brzmiącym języku. Lecz, gdy zauważyli, że się przebudziłem przestali i kilkumetrowy dziwoląg, który widocznie musiał widzieć i z przody i z tyłu powiedział do mnie jak zwykły człowiek, używając do tego jednego ze swoich dziwnych narządów. „Witam! Jestem międzygalaktycznym tłumaczem i moim zadaniem jest umożliwić tobie i dwóm przedstawicielom rasy GLORTERUASNY przeprowadzenie rozmowy. Czy wszystko jest w porządku? Czujesz się dobrze? Możemy zaczynać?” „Tak” odparłem, zgodnie z prawdą, musieli coś mi zrobić, czułem się bowiem doskonale, jak jeszcze nigdy. Zarówno fizycznie jak i psychicznie.

„A więc jesteś tutaj z powodu, że na planecie, gdzie żyją GLORTERUASNY panuje epidemia, wiele z nich po zarażeniu nieznaną do tej pory chorobą umiera. Pomińmy na razie szczegóły bo pewnie będziesz miał wiele pytań. Potrzebują wielu ludzkich męskich jąder. W nich bowiem jest lekarstwo na epidemie. Nie mogą to być jądra trupa, muszą być świeże amputowane żywemu człowiekowi w twoim wieku. Jeśli się zgodzisz na ich oddanie mają dla Ciebie wiele wspaniałych rzeczy.”

„Co to są za rzeczy?” spytałem podekscytowany tą niesamowitą sytuacją.

„Mogą przeprowadzić operację, po której będziesz żył znacznie dłużej niż normalnie ludzie. Nawet do pięciuset lat. Zrobimy też twojego klona, który tak samo może żyć bardzo długo. Po śmierci świadomość wejdzie w twojego klona. Tak więc w przybliżeniu możemy dać ci ponad tysiąc lat życia.”

Nie mogłem uwierzyć w to co tłumacz mówił. Wykastrują mnie i to jest jedyna cena za życie trwające tysiąc lat! A ja przecież nigdy nie miałem śmiałości do kobiet. Byłem i zamierzałem zostać prawiczkiem.

Tłumacz kontynuował: „Lubisz zwierzęta. Nauczą cię jak się je tresuje. Nie ma znaczenia czy to pies czy kot czy nawet żyrafa. Każde zwierze da się wytresować. Potrzebny jest do tego jedynie elektroniczny przyrząd, który nazywamy „nęcicielem”.

Ta wiadomość sprawiła, że momentalnie podjąłem decyzję. Powiedziałem, że się zgadzam.

„Jest tylko jeden mankament.” mówił tłumacz. „Te wszystkie zabiegi przedłużające życie robione są także na mózgu. Po kilu setkach lat mogą powodować choroby psychiczne, ale nie jakieś szczególnie silne.”

– I to z grubsza moja historia. – Mężczyzna wstał i jeszcze dodał – Gdy was zobaczyłem w czasie spaceru, przypomniałem sobie moje dawne marzenie. Mam na myśli eksperyment, który dzięki wam przeprowadziłem. Teraz was wypuszczę. Możecie wracać do domu.

 

&&&

 

kilka dni później, bardzo wcześnie rano

 

Specjalna grupa policji mając za przewodników trzech mężczyzn, którzy więzieni byli w domu szaleńca przyjechała na miejsce, gdzie doszło do absurdalnych i tragicznych wydarzeń.

Stali teraz wszyscy na polanie przed budowlą w kształcie spłaszczonej piramidy.

– Jak się teraz dostać do środka?

– Jak dobrze pamiętam wejście jest tutaj! – wskazał jeden z porwanych mężczyzn a dwaj pozostali zgodzili się z nim.

– Trzeba by podłożyć ładunki. – powiedział jeden z policjantów.

– Myślę, że nie – odezwał się ojciec Przemka – On mówił, że chodzi na spacery. Zaczajmy się tu na niego. O tej porze może jeszcze śpi, a jeśli nie to może już spaceruje po okolicy.

– Dobrze, tak zrobimy.

I ukryli się w lesie.

Minęło półtorej godziny. Nagle ujrzeli porywacza. Towarzyszył mu niedźwiedź. Szli, a on mówił do zwierzaka jakby ten był człowiekiem. Wyglądało to niezwykle, ogromne zwierzę musiało być perfekcyjnie wytresowane. Wyglądali jak ludzcy kumple.

Na znak dowodzącego operacją, policjanci wybiegli z lasu z przygotowaną do strzału bronią.

– Jesteś aresztowany! – krzyknął dowodzący.

Niski mężczyzna popatrzył na nich, a na jego twarzy malował się wyraz zrozumienia. Niewątpliwe był chory na umyśle, ale w wielu sprawach normalnie rozumował. Odezwał się do nich:

– Przestrzegali mnie przed podobną sytuacją.

Następnie sięgnął pod koszulę i wyciągnął coś co zawieszone miał na szyi. Wyglądało jak zapalniczka. Nacisnął na niej przycisk. Wtedy stało się coś niezwykłego. Mężczyznę otoczyła dziwna półprzeźroczysta bariera.

– Co to jest do diabła? – zaklął główny policjant.

Mundurowi podeszli i dotknęli bariery. Była idealnie gładka i twarda. Widać było przez nią rozmytą sylwetkę człowieka i niedźwiedzia. Obeszli ją i okazało się, że jest w kształcie okręgu i nie dało się przez nią przedostać.

Zirytowany dowodzący operacją wystrzelił kilka razy w nią z pistoletu. Kula zrykoszetowała, na szczęście nie robiąc nikomu krzywdy.

Nic nie dało się zrobić, wszyscy byli bezradni. Minęło około dziesięć minut i miała miejsce jeszcze jedna niezwykła niespodzianka. Coś pojawiło się na niebie. Tajemniczy obiekt, symetryczny statek latający z odrzutowymi silnikami. Nie był duży. Wylądował wewnątrz bariery by po chwili odlecieć. Bariera znikła a po wariacie i jego wytresowanym niedźwiedziu nie było śladu.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem i… to naprawdę dziwne opowiadanie. Szczerze mówiąc, nie wiem, co napisać – jest dość kontrowersyjne. Pomijając już samą kwestię kopulacji człowieka z małpą i zapłodnienia (co biologicznie nie ma racji bytu, bo rozmnażanie międzygatunkowe jest niemożliwe – choć rozumiem, że to fantastyka, kosmici itd.), wiele rzeczy pozostało niewyjaśnionych. Jeśli celem było zaszokowanie, to zdecydowanie się udało. Pozostał mi jednak pewien niesmak. Mimo wszystko na pewno zapamiętam to opowiadanie na długo. Pozdrawiam.

Hej Adexx !!

 

Dzięki, że przeczytałeś i dałeś komentarz!!! :)

 

Muszę ci się przyznać, że rzeczywiście myślałem, że człowiek i małpa mogą mieć potomstwo. Posiadłem chyba kiedyś jakąś złą wiedzę. Sprawdziłem na google i przyznaję ci rację. Gdzieś musiałem wyczytać, że płód byłby po prostu strasznie wadliwy jeśli można tak napisać (ale mógłby żyć). I, że takie coś byłoby bardzo złe etycznie i byłby to bardzo ciężki grzech jeśli osoba która by się tego dopuściła jest katolikiem.

To prawda też, że wiele rzeczy jest niewyjaśnionych. Wiele osób już mi mówiło, że w moim opowiadaniach brakuje błędów logicznych.

Jeśli chodzi o zaszokowanie, to ci powiem, że kiedyś usłyszałem taką wypowiedź, że czy to film czy książka, żeby była dobra musi poruszać, szokować, wyzwalać emocje.

 

Bardzo ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam!!!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Myślę, że gdybyś kopulacje z małpami zastąpił jakimś innym eksperymentem, byłoby opowiadanie lepsze. Jest pomysł, ale eksperyment odrzuca. Nie warto szokować za każdą cenę. :)

hehehe dobre!!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Koala75 

 

Dzięki, że przeczytałeś i dzięki za komentarz!!! Ale takie ostre rzeczy też się przecież pisze. Na przykład można je spotkać u Mastertona.

Jestem niepełnosprawny...

Fakt można pisać o wszystkim. Tylko nie wszystko zostanie ciepło przyjęte.

OK, jest jakaś historia. Czy świadectwa szkolne naprawdę są istotne? Bo poświęcasz im sporo miejsca.

Potomstwo ludzi i małp. Nie mam pojęcia, czy to możliwe – w końcu konie i osły mogą wydać na świat wspólne potomstwo, tylko te osobniki rzadko kiedy są płodne. Nie wiem, czy między ludźmi a szympansami jest większa różnica niż między końmi i osłami. Ciekawe, jak facet skłonił małpy do tego eksperymentu. Wiem, że mógł się porozumiewać, ale czy w takiej kwestii wystarczy perswazja? 

Nie wydaje mi się, że konieczna jest kopulacja – zapłodnienie (jeśli w ogóle jest możliwe) in vitro byłoby prostsze technicznie. A i zgodę na oddanie próbki spermy od przeciętnego faceta może być o wiele łatwiej uzyskać niż erekcję na widok gorylicy. A jeszcze w stresie i na głodno…

Nie wiem też, jak przedstawia się sprawa płodności małp. Ludzkie kobiety mają dni płodne mniej więcej co miesiąc, a małpy? Czy to nie jest na wiosnę? OK, pewnie można na to wpłynąć terapią hormonalną, ale to kolejny argument na rzecz in vitro.

Tak czy siak, mało prawdopodobne, że w ciągu kilku dni prób wszystkie małpy zajdą w ciążę. Niektóre małżeństwa próbują całymi latami, a one przecież przynajmniej mają dostosowane do siebie genitalia, zgodną liczbę chromosomów itp. 

Potrzeby fizjologiczne. Jeden kąt i sprzątanie co kilka dni wydaje mi się słabym pomysłem. IMO, w pomieszczeniu cuchnęłoby straszliwie. I syf zrobiłby się obrzydliwy. Wyobraź sobie, że kilkadziesiąt razy dziennie (w końcu to sześć osób) ktoś obsikuje rosnącą stertę odchodów. Brązowa kałuża się rozlewa, wszyscy w to wdeptują i roznoszą po całym pomieszczeniu… Nie możesz tego załatwić zwykłym wiadrem, najlepiej ze szczelną pokrywką? No i mają wannę, a to sugeruje istnienie kanalizacji.

Babska logika rządzi!

Witam u mnie Finkla !!

 

Serdeczne dziękuję za przeczytanie i długi komentarz :)

 

Myślę, że z czasem będę popełniał mniej błędów logicznych i moje opki będą bardziej wiarygodne. IQ mi się bowiem podniosło. (pisałem o tym na shoutboxie). A jeśli chodzi o początek i świadectwa… cóż chciałem jakoś zacząć. Widać nie mam jeszcze w tym wprawy.

 

We wrześniu drukuję książkę – zbiór opowiadań. Do tego czasu może spłodzę jeszcze jakieś opki. Już teraz mogę napisać, że mam jeszcze jeden fajny pomysł i niedługo zacznę pisać. Jeszcze raz dziękuję za komentarz :))

 

PS.

Twoje uwagi są jak najbardziej słuszne, pocieszam się jednak, że wiele filmów – wielkich hitów jest mega niedopracowanych pod względem logicznych. Jako inteligenta dziewczyna pewnie znasz zabawę kiedy ogląda się film w większym gronie i robi się uwagi dotyczące właśnie absurdów i niedociągnięć logicznych. 

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka