- Opowiadanie: TheEagle - Charon Travel

Charon Travel

Krótki humorystyczny tekścik machnięty na wakacjach po długiej (za długiej!) przerwie, gdy inne teksty mrożą się w szufladach, co by nie zapomnieć jak się kilka w te kąkutery. Inspirowany Grecją (której nie cierpię), śmiercią (o której nie myślę), szambem (którego opróżnianie drożeje) i filmem Starcie Tytanów z TVN (heh).

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Charon Travel

– Witamy w Charon Travel. Cieszymy się, że zdecydował się pan skorzystać z naszych usług.

Hostessa podsunęła trzymaną w dłoniach tacę pod sam mój nos. Wziąłem pasztecika i włożyłem do ust. Smakował bakłażanem i oliwkami.

– A… miałem… wybór… – wydukałem żując przekąskę.

– Nie, ale i tak się cieszymy!

Nie wiem, co bardziej przyciągało uwagę: jej nienaturalnie białe zęby czy fakt, że popiersie ustawiono na doryckiej kolumnie. Kobiecie brakowało połowy ciała.

– Zapraszam do recepcji z bagażami – ponagliła uprzejmie.

Nie miałem przy sobie wiele, raptem jedną, starą walizkę na kółkach, a w niej najpotrzebniejsze rzeczy: słoik miodu, butelkę wina, chleb, kurczaka, złoty zegarek i szwajcarski scyzoryk po pradziadku.

Pracowałem jako szambiarz, więc miód i wino były najtańsze, kurczak z antybiotykami, zegarek jedynie pozłacaną podróbką Rolexa kupioną na Temu, a scyzoryk pradziadek przywiózł z wojny z Turkami. Tradycyjny grecki pochówek.

W przepastnej poczekalni siedziało kilkaset osób. Niektórzy przybyli ze skromnym pakunkiem, w znoszonych garniturach i rozciągniętych swetrach. Inni zaś pilnowali całych wózków wypełnionych walizkami, kartonami i antycznymi wazami. Pozowali w garniturach Armaniego i bluzach LV. Wyglądali na wyluzowanych, jakby czekały ich najlepsze wakacje w życiu.

Zaliczałem się do tych pierwszych. Wziąłem ze sobą także ból pleców w lędźwiach i strzelającą kostkę. Lecz czym to było wobec wieczności w krainie wiecznej obfitości?

– Ja na Pola Elizejskie – powiedziałem do zgrabnej blondynki bez oka, która siedziała przy jednym z okienek recepcji.

„Po co im ta biurokracja? W mitach nic o tym nie mówili!” – pomyślałem.

– Pan… – spojrzała na ekran komputera – Gorgios Padadopulos. Rzeczywiście ma pan przydział do Elizjum. Gratuluję! – uśmiechnęła się zalotnie.

Kiwnąłem tylko głową. Żaden ze mnie podrywacz.

– Proszę położyć bagaż rejestrowy na taśmie – nakazała.

Postukała w klawiaturę, a chwilę później drukarka wypluła kod kreskowy. Recepcjonistka przedłożyła mi dwie kartki zapisane drobnym maczkiem.

– To oświadczenie o dostosowaniu się do zasad życia wiecznego, proszę podpisać… – wskazała pole na dole strony – o tutaj.

 

„Ja, niżej podpisany/a, oświadczam, że zostałem/am poinformowany/a, że po przekroczeniu Styksu nie przysługuje mi prawo do odwołania od zasądzonego miejsca w zaświatach. Oświadczam również, że będę stosował się do zasad obowiązujących w Hadesie pod groźbą relegacji do Tartaru. Nie będę…”

 

Przebiegłem wzrokiem po kilkudziesięciu podpunktach. Od teraz nie mogłem wzdychać do życia częściej niż trzy razy dziennie, narzekać na podatki, mówić „na Hadesa” i próbować nauczyć Cerbera aportować. Da się zrobić!

– A tutaj formularz zgody na rejs. – Blondyna przełożyła kartki.

 

„Wyrażam zgodę na jednorazowy, bezpowrotny rejs przez rzekę Styks. Oświadczam, że jestem świadom, iż podróż nie obejmuje opcji powrotu, zwrotu opłaty (obolów), ani złożenia reklamacji po przekroczeniu granicy Hadesu.”

 

Dalsza część to jakieś prawnicze kruczki. Nawet nie próbowałem ich zrozumieć, pewnie zabrakłoby mi wieczności. Złożyłem podpis.

– Doskonale. – Zabrała dokumenty i wyszczerzyła zęby. Czy oni wszyscy mają śnieżnobiałe uśmiechy? – Jaki pakiet rejsowy pan wybiera? Dla najbardziej wymagających klientów mamy poziom Premium, z pełnym, nielimitowanym dostępem do wszystkich rozrywek dostępnych na pokładzie wycieczkowca. Nas…

– Premium! – przerwałem jej uradowany.

– Dobrze. Do zapłaty będzie pięćset pięćdziesiąt oboli.

– ILE?

Niepotrzebnie się wydarłem ściągając na siebie wzrok kilku potępieńców z najbliższych siedzeń.

– Ile? Nie ma nic tańszego? Mam tylko jednego obola!

– Och… – Recepcjonistka wyglądała na zaskoczoną. – Jest pan helleńskim staroobrzędowcem? Lub ateistą?

– Wierzący nie praktykujący…

– Najpewniej nikt nie uprzedził pana bliskich, że wzrosły koszty podróży. – Powiedziała to tak słodkim tonem, że niemal uwierzyłem w jej współczucie. – Najtańszy pakiet Standard kosztuje dziesięć oboli.

– Ale dlaczego wszystko podrożało? W mitach zawsze był jeden obol!

– Liczba ludności znacznie wzrosła od tamtego czasu, panie Padadopulos, a więcej żywych oznacza więcej zmarłych. Na dodatek ludzie stali się roszczeniowi. Nie chcieli pływać starą łajbą. Pan Charon postanowił zainwestować zarobione dotychczas obole w profesjonalną firmę przewozową.

Znów się wyszczerzyła, a ja poczułem zimny pot na plecach. Wyglądało na to, że tu utknę.

– To co mam zrobić? – powiedziałem prawie błagalnie.

– Pana przypadkiem zajmie się nasz menadżer z działu obsługi nieżywenta, pan Wanaleios.

Wskazała mi ręką siedzenia w poczekalni, szczerząc zęby jak w reklamie past, którymi bombardowała mnie telewizja za życia. Zabrałem walizkę i usiadłem.

Ile czekałem? Nie miałem pojęcia. Czas tutaj nie płynął.

Gdy zjawił się menadżer Wanaleios, czułem się jakbym dopiero co odszedł od okienka, a przecież kilkukrotnie się zdrzemnąłem. Poczłapałem za nim do jego gabinetu. Każdą możliwą przestrzeń ściany zajmował plakat z jakimś ziemskim wycieczkowcem. Charon czerpał inspiracje z biur podróży, to wiedziałem na pewno.

– Niech pan się nie martwi, panie Parapapalos – rzekł pokrzepiająco.

– Padadopulos – mruknąłem niesłyszalnie.

– Jest wyjście dla takich jak pan. Nasza firma oferuje preferencyjne linie kredytowe.

– Linie kredytowe? – Czułem się zdezorientowany. – Czyli co właściwie?

– My dopłacimy brakujące dziewięć oboli, pan nam odda w ratach.

Kredyt na samochód, kredyt na dom, kredyt na remont domu, a teraz jeszcze kredyt na zaświaty? Straciłem ochotę na to życie wieczne.

– Nie mogę po prostu pogadać z Charonem? Wytłumaczyłbym…

– Pan Charon przebywa obecnie na urlopie wypoczynkowym.

– Urlopie?

Wyobraziłem sobie szkieletora w hawajskiej koszuli z drinkiem w ręku.

– Gdzie może wypoczywać bóg umierających? W kociołku dla potępionych? U Zeusa?

Wanaleios się uśmiechnął.

– Bo co? Bóstwo chtoniczne to od razu myśli pan o lawie i kotłach? Nasza firma walczy z takimi stereotypami. – Menadżer pokiwał głową z dezaprobatą. – Pan Charon przebywa obecnie w Polsce, w Zakopanem.

Uszczypnąłem się, aby przerwać ten fantazyjny sen, lecz Wanaleios wciąż rozpychał się w swoim biurowym fotelu.

– A jak spłacę dług, nie zarabiając?

– Będzie pan pracował w Hadesie. Jest tam mnóstwo roboty do wykonania. Za pracę dostanie pan wynagrodzenie, którym ureguluje pan należność.

Robota w krainie wiecznej szczęśliwości? Na Polach Elizejskich, gdzie miód i małmazje podają nagie nimfy? Gdzie Hades osobiście pilnuje, by nie zabrakło nikomu wina?

„Może po prostu będę musiał wachlować kogoś pawimi piórkami?” – gdybałem.

Czując, że nic gorszego mnie tam nie spotka, rzekłem:

– Dobrze. Biorę ten kredyt.

„Bo jaki mam wybór” – dodałem w myślach.

Podpisaliśmy kilka dokumentów, po czym Wanaleios podszedł do ściany i odwinął plakat wycieczkowca na tle tropikalnej wyspy. Znajdował się tam sejf, z którego wziął dziewięć złotych oboli.

– Gratuluję. Zapraszam ponownie do recepcji.

Tym razem błyskawicznie załatwiłem sobie miejscówkę na pokładzie.

Pakiet Standard obejmował pryczę w kajucie współdzielonej przez dziesięciu chłopa.

No i to w zasadzie tyle. Wszystko inne było dodatkowo płatne.

Sposób w jaki opisano warunki podróży sprawiał, że zastanawiałem się czy współdzielimy kajutę, czy również prycze. Blondynka z recepcji musiała już skończyć swoją zmianę, a zastępująca ją brunetka tylko uśmiechnęła się słysząc pytanie o moje wątpliwości.

Gdy nadszedł dzień – moment? – rejsu, ustawiłem się w kolejce na nadbrzeżu ponurego Styksu. Do portu zawinął olbrzymi wycieczkowiec, „Queen of the Styx”, godny najbardziej luksusowych rejsów po Pacyfiku. Aquaparki, restauracje, masaże, kina, dyskoteki – było tam wszystko czego nieżywa dusza zapragnie.

Mnie i innych biedaków wezwano na pokład jako ostatnich, do najniżej położonych kajut. Czułem się jak Leo w „Titanicu”. Okazało się, że współdzielimy również prycze, więc przez całą podróż ocierałem się plecami o grubszego jegomościa z Aten. Po śmierci nie czuje się zapachów, co znacznie ułatwiło wytrwanie podróży.

Przepłynęliśmy aż do ognistej rzeki Flegeton, gdzie jako pierwszych odstawiliśmy nieszczęśników skazanych na wieczne potępienie w katuszach Tartaru. Gdy umięśnieni goście z firmy ochroniarskiej Cerberus wytargiwali ostatnich skazańców z pokładu, słyszałem muzykę i śmiechy dochodzące z górnych poziomów okrętu.

Następnie mieliśmy przepłynąć Acheronem, aby mogli wysiąść ci skazani na helleński czyściec, Ereb. Ja oczekiwałem na ostatni przystanek, Elizjum nad rzeką Lete. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyczytano moje imię już na drugim postoju.

– Orakis Stefon, Padadopulos Gorgios, Padatinis Melania… – piszczał głośnik.

Szybko spojrzałem na dokumenty podpisane w biurze Wanaleiosa. Gdzieś pośród drobnego maczku znalazłem ustęp o tymczasowym relegowaniu do prac w Erebie, bo przecież w Elizjum się nie pracuje, bez wyjątków. Ale zadawałem sobie pytanie jak u licha w wieczności coś może być tymczasowe!

Nie chcąc czekać na mięśniaków z Cerberusa, sam opuściłem okręt. Pokierowano nas do punktu meldunkowego. Posępny starzec, zapewne były wojskowy, rozkazywał tam przybyłym, aby „wzięli się od razu do roboty” i „przestali marudzić”. W przerwach między srogimi wypowiedziami, stemplował przydziały do prac.

– Gorgios Parapapalos, asenizacja!

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj. :) Zaraz poczytam, ale teraz już zamieszczę na szybko radę – masz niecałe 10 tys., zatem zmień na szort. :)

Pozdrawiam. :) 

 

Edit, już po lekturze – kilka uwag. :)

Nade wszystko gratuluję Ci niesamowitego pomysłu i poczucia humoru. :) Świetny tekst, wielkie brawa! :)

W oko wpadło mi kilka fragmentów, gdzie wstawiłabym przecinki, ale nie mam żadnej pewności, natomiast chciałabym dopytać przy tym cytacie, czy celowo dałeś w nim nagle czas teraźniejszy:

Nawet nie próbuję ich zrozumieć, pewnie zabrakłoby mi wieczności. Składam podpis.

Pozdrawiam serdecznie, klik do Biblioteki. :) 

 

Pecunia non olet

Cześć Bruce. Zmieniam na szorta za twoją sugestią, bo sam nie byłem pewny czy się jeszcze “łapię”. Niektóre szorty tutaj mają po 4-6 tys. znaków, co jest dla mnie sztuką zawrzeć coś istotnego w tak zwięzłym tekście. A czas teraźniejszy poprawiam, gdzieś tam się zakradł po nocy.

Witam serdecznie. :)

Żadna to moja sugestia, zerknij do Poradnika Drakainy (”Publicystyka”), tam masz wszystko o szortach. Do 10 tysięcy znaków to szorty, zatem te po 4-6 tysięcy – także. :) 

Zwięzłe to dopiero są drabble, dribble i im podobne utwory – bywa, że tekst ma 50 lub tylko 100 słów. :) I takie tutaj też mamy. :) 

Co do czasu teraźniejszego, tylko zgłosiłam wątpliwość, może to miałeś celowo przemyślane, nie wiem. Jako Autor, Ty zawsze decydujesz ostatecznie i Ty odpowiadasz za tekst. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Miły szorcik, czytało się lekko i przyjemnie. Zwykle nie przepadam za humorystycznymi tekstami, ale tutaj mi to nie przeszkadzało – było całkiem dobrze zbalansowane. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka