- Opowiadanie: Groton - Skutki walki ze smokami

Skutki walki ze smokami

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy IV

Oceny

Skutki walki ze smokami

Parwal liczył pieniądze jakie znajdowały się jeszcze w jego trzosie.

– Trzydzieści…Czterdzieści…Czterdzieści sześć groszy. Mało.

To faktycznie było mało. Za mało by błędny rycerz Parwal mógł z uśmiechem patrzeć w przyszłość. Uwzględniając złodziejskie ceny jakich ostatnio żądali karczmarze było ich za mało by mógł spędzić najbliższy tydzień pod dachem. Będzie musiał oszczędzać. Dzień był ładny, więc rycerz zaczął rozważać przenocowanie pod chmurką. Do miasta miał nie dalej niż godzinę, nie wiedział tylko czy ma po co tam jechać. Od czasu, gdy uporał się z zajmującym piwnicę księcia Kartena bazyliszkiem, nie miał żadnej okazji by wykazać się męstwem i umiejętnościami. No i by przy okazji zarobić kilka groszy. Zaproponowano mu by pozostał w służbie księcia. Odmówił i zaczynał tego trochę żałować.

Wyglądało na to, że świat się zmieniał. Parszywiał. Niegdyś nie do pomyślenia byłoby… Parwal odgonił od siebie te myśli, od biedy można było je wybaczyć zmęczonemu życiem pięćdziesięciolatkowi, w jego przypadku były po prostu żałosne. Nie miał jeszcze na karku trzydziestu wiosen.

Podniósł głowę. Postanowił, że podjedzie bliżej miasta i wtedy zdecyduje co zrobić. Ruszył powoli stępa i jego ponury nastrój szybko się ulotnił. Mimo wszystko świat był piękny. Świeciło słońce, ptaki śpiewały, przejeżdżający ludzie pozdrawiali go z uśmiechem. Miasto było już blisko, niemal w zasięgu rzutu kamieniem. Dostrzegł pasące się owce, pilnujący ich pastuszek leżał oparty o drzewo, kapelusz skrywał jego twarz. Pewnie spał. Parwal już miał poszukać wzrokiem jakiegoś miejsca na nocleg, gdy nadleciał…smok. Rycerz przetarł oczy, ale wzrok go nie mylił. Chociaż uważano, że te bestie zostały całkowicie wybite, najwyraźniej uważano błędnie. Smok był złoty i wielki, majestatycznie przesuwał się po niebie, leniwie machając skrzydłami. Nadleciał nad stado, które, nieświadome zagrożenia, wciąż skubało trawę, porwał jedną z owiec, która głośno zabeczała rozpaczliwie prosząc o ratunek. Pozostałe zaczęły jej akompaniować, robiąc mnóstwo hałasu. Pastuszek ściągnął z twarzy kapelusz, ale nie wyglądał na przesadnie zaaferowanego. Gdy smok odleciał, wstał i podszedł by uspokoić pozostałe owce. Parwal przyglądał się całej tej scenie w głębokim zdumieniu. W końcu zdecydował się podjechać bliżej.

– Witaj – powiedział.

– Witojcie, panie rycerzu – pastuszek obrzucił go krótkim spojrzeniem, nie okazując strachu ani nawet nie wstając.

– Jestem Parwal, błędny rycerz – przedstawił się. – Widziałem, jak smok porwał twoją owcę.

– Azali tak było panie rycerzu. Przyleciała potwora i porwała biedną łowieckę.

– Czy to się często zdarza? – zapytał.

– Oj, często panie rycerzu, często. Zamieszkała potwora w jaskini w Wielkiej Górze i przylatuje stamtąd i raz porwie łowce, a innym razem jakieś skarby z miasta. Takie jest życie – pastuszek bezradnie rozłożył ręce.

– I nic z tym nie robicie?

– A co możemy zrobić – pastuszek powtórzył gest. – Czy wyglądam, panie rycerzu, na smokobójcę?

Faktycznie nie wyglądał, trudno było z tym polemizować.

– I tak po prostu żyjecie? Z nękającym was smokiem?

– Do wszystkiego da się przyzwyczaić.

– Słucham? Przyzwyczaić się do smoka?

– W Marincie ludzie żyją nad rzeką, która wylewa raz na miesiąc i wszystko niszczy. Oni wracają i odbudowują – pastuszek popisał się dość zaskakującą wiedzą jak na osobę o swoim statusie. – I tak się to toczy – powiedział niemalże jak uniwersytecki profesor prowadzący wykład dla niezbyt rozumnych studentów.

– Smok to nie rzeka! – zaprotestował Parwal – dlaczego nie szukacie pomocy? Dlaczego nie wezwaliście pogromców potworów?

– A panie – pastuszek machnął ręką. – Jakoś rok temu potwora zburzyła pół domu burmistrza. Rajcy miejscy rozeźlili się wielce i postanowili wezwać kogoś kto z nią skończy. Przybyła cała dziwaczna hałastra, nic nie zdziałali. Mówią, uciekali tak, że aż się kurzyło.

Parwal zamyślił się. Chwała zabójcy smoka sprawiłaby, że już nigdy nie musiałby liczyć pieniędzy.

– Ja to zrobię – oznajmił po chwili pastuszkowi – ja zabiję tego smoka. Za darmo.

Ten długo patrzył na niego w milczeniu.

– Bez urazy – powiedział w końcu – ale nie wyglądacie, panie rycerzu, na kogoś kto pokona smoka.

– Wygląd bywa mylący – Parwal starał się nie zdradzić, że jest urażony – przekonasz się o tym.

Pastuszek wzruszył ramionami, najwyraźniej był to jego ulubiony gest. Rycerz postanowił dowiedzieć się w mieście więcej na temat smoka, skinął więc głową i skierował konia z powrotem na ścieżkę tam wiodącą.

Słowa pastuszka nie powinny go dotknąć, był przecież kompletnie nikim, na dodatek nie wiedział kim jest Parwal, ale rycerz poczuł się nimi urażony. Co to znaczyło, że nie wygląda na kogoś kto pokona smoka? A jak w ogóle ktoś taki wygląda? Zbroja Parwala nie była może lśniąca, ale spełniała swoje zadanie, dawała bezpieczeństwo, wielokrotnie się o tym przekonał. Każdy znał powiedzenie, że nie szata zdobi człowieka, dlaczego ludzie o tym nie pamiętali?

Niegodnym było tak użalać się nad swoim losem, więc przyspieszył w kierunku miasta. Ledwo zasługiwało na to miano. Kilka ulic na krzyż, rynek mniejszy niż podwórko niejednego dworku szlacheckiego. Pierwsza zagadnięta osoba wskazała mu drogę do domu burmistrza, tłumacząc, że lepiej szukać go tam, nie w ratuszu. Okazało się, że dom znajduje się bardzo blisko rynku, więc nie musiał jechać daleko. Wyglądało na to, że naprawy zniszczeń uczynionych przez smoka wciąż nie zostały ukończone, bo kręcili się tu robotnicy. Ktoś dostrzegł Parwala, bo pojawił się chłopiec by odebrać od niego konia. Dał mu dziesięć groszy. To była szczodra suma, ale chciał mieć pewność, że jego wierzchowiec będzie miał wszystko czego potrzebuje, skoro miał mu pomóc w walce z potworem gnębiącym miasto. Służąca poprowadziła go do gabinetu, gdzie za biurkiem siedział burmistrz. Cechowały go obfite wąsy i niemniej obfity brzuch.

– Proszę usiąść, szlachetny… – zawiesił głos.

– Parwalu – dokończył. – Jestem błędny rycerz Parwal.

– Tak więc szlachetny Parwalu – burmistrz pochylił się lekko w kierunku rycerza – doszły mnie słuchy, że chcesz uporać się z problemem nękającym nasze miasto.

– Szybko rozchodzą się wieści.

– Jestem burmistrzem – zaśmiał się, jego policzki nadęły się imponująco – muszę wiedzieć co dzieje się w moim mieście. Ale – spoważniał – jestem zobowiązany uprzedzić cię, szlachetny Parwalu, że smok mocno uszczuplił nasz budżet i nie jestem pewien…

– Nie chcę pieniędzy – przerwał. – Wystarczy mi spełnienie szlachetnego uczynku i chwała smokobójcy.

Burmistrz przez chwilę patrzył się na niego dziwnie, po czym się rozpromienił.

– W takim razie pozwól sobie zaoferować chociaż to – posunął w jego kierunku czarną jak smoła monetę. – Zagwarantuje ci ona darmowy nocleg w każdej karczmie w mieście.

Zapewne nie było ich wiele, ale Parwal i tak przyjął ją bez ceregieli. Pozwalała mu zaoszczędzić trochę pieniędzy.

– Bardzo dziękuję, panie burmistrzu.

– Jestem zobowiązany do jeszcze jednego. Muszę cię ostrzec – powiedział rzeczony po chwili milczenia – że próbowaliśmy zatrudnić ludzi, żeby uporali się ze smokiem. Ludzi owianych sławą pogromców potworów, rzekomych cudotwórców. Większość zrezygnowała, gdy usłyszeli o co chodzi, a ci którzy spróbowali skończyli marnie.

– Bez obaw – odpowiedział Parwal. – Ja nie wypadłem sroce spod ogona, potrafię obracać mieczem. Nie walczyłem ze smokami, ale…z podobnymi stworami. Ja przeżyłem, one nie.

– Cóż, w takim razie życzę powodzenia.

Nim zaczął szukać karczmy przyjrzał się stoiskom handlarzy, które były ustawione w jednym z rogów rynku. Była okazja by uzupełnić zapasy, gdy to zrobił i już miał odejść zauważył staruszkę sprzedającą jakieś rzekomo magiczne przedmioty.

– Witaj szlachetny kawalerze – zamamlała, gdy się zbliżył – chcesz kupić amulet dla kobiety? Zakocha się w tobie niechybnie!

– Dziękuję – odpowiedział grzecznie.

– Ten chroni przed złymi snami – pokazała drewniany amulet, na którym wygrawerowany był księżyc – a ten przed dzikimi zwierzętami – na tym umieszczony był niedźwiedź.

– A macie może, babciu, coś na smoki? – zainteresował się Parwal.

– A mam piękny kawalerze, spójrz – na tym amulecie znajdował się smok, całkiem umiejętnie przedstawiony. – Ochroni cię przed smoczym ogniem, niezawodnie.

Przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Szczerze wątpił, by miał jakiekolwiek właściwości ochronne, ale był wykonany całkiem starannie, ktoś przyłożył się do roboty.

– Ile kosztuje? – zapytał.

– Trzydzieści groszy, piękny kawalerze.

Parwal wzdrygnął się. No, wszystko miało swoje granice.

– Zapłacę piętnaście – oznajmił, co i tak było grubą przesadą.

– Rujnujesz mnie, piękny kawalerze – zajęczała, ale nie targowała się. Co oznaczało, że mógł wynegocjować o wiele lepszą cenę. Ale nie przejmował się tym, wiedział, że wkrótce pieniądze, a raczej ich brak, nie będą już dla niego zmartwieniem.

Obejrzał karczmy jakie stały w mieście. Wszystkie trzy. Wybrał tę, która była w miarę czysta, a obsługa w miarę uprzejma. Nazywała się „Pod smoczym łbem”, co uznał za dobrą wróżbę.

Gdy pokazał karczmarzowi monetę, ten stał się wręcz uprzedzająco grzeczny. W trakcie ich rozmowy do środka wkroczył odziany w lśniącą zbroję mężczyzna o szlachetnym spojrzeniu, twarz karczmarza zmieniła się momentalnie, patrzył na wchodzącego z wyraźnym przerażeniem. Ten zbliżył się, obrzucając Parwala obojętnym spojrzeniem.

– Sz.…szlachetny Arron – wyjąkał karczmarz.

– Witaj Karrasie – przybyły nie tylko wyglądał jak rycerz, ale nawet jego głos brzmiał odpowiednio, był głęboki i tubalny. Jego słowa były jednak zgoła nierycerskie – prowadzisz biznes, prawda? A w biznesie jest tak – kontynuował nie czekając na odpowiedź – że należy spłacać swoje długi. Żyjemy w niebezpiecznych czasach…nie chciałbym by przydarzyło ci się coś złego…

Karczmarz zadrżał. Parwal zauważył, że w lokalu oprócz nich pozostała jeszcze tylko jego pomocnica, młoda dziewczyna o ciemnych włosach i dużych, brązowych oczach, która udawała, że pochłania ją szorowanie podłogi, ale od czasu do czasu patrzyła zaniepokojona na przybysza. Po chwili do środka weszło dwóch mężczyzn wyglądających jak typy spod ciemnej gwiazdy. Byli niscy, szczupli i zarośnięci, jeden miał skrzywiony nos, zapewne pamiątkę po jakiejś awanturze. Rzucali spojrzeniami w kierunku dziewczyny. Parwalowi bardzo się one nie podobały. Uznał, że czas zareagować.

– Myślę – odezwał się – że to nie po rycersku wymuszać od kogoś pieniądze.

Nazwany szlachetnym Arronem mężczyzna spojrzał na niego pogardliwie i lekceważąco.

– Nie wtrącaj się, przybłędo. To nie twoja sprawa!

Parwal kątem oka zauważył, że dwójka spod drzwi zbliża się. Nie zmieniło to jego zamiarów.

– Szlachetny Pan – powiedział zdecydowanie – powinien sobie pójść. Szlachetny pan powinien tu nie wracać. Bo to jego może spotkać coś złego.

Teraz miał pełną uwagę Arrona. Spostrzegł, że tamta dwójka sięga po broń. Nie walczyli uczciwie. Cóż, w takim razie on także nie czuł się zobowiązany do honorowej walki. Nie czekał więc aż będzie musiał jednocześnie stawić czoła trzem przeciwnikom. Złapał za miecz. Łże-rycerz spodziewał się tego, ale to nie on był jego celem, Parwal wpadł między pozostałych napastników, zdołał ich zaskoczyć, tego z prawej przewrócił samym impetem, drugiego, który zamierzał się na niego batem ciął ukośnie, trysnęła krew, nie musiał poprawiać. Nie musiał też szykować się do obrony, bo pseudorycerz patrzył na to co się dzieje z otwartymi ustami i opuszczonym mieczem, najwyraźniej kompletnie nieprzygotowany na taki przebieg wypadków. Parwal nie czekał aż przestanie się dziwić, ani aż ten leżący się podniesie.

– Mam nadzieję – spojrzał na karczmarza, gdy było po sprawie – że nie narobiłem wam kłopotów.

Ten pokręcił głową, nie odzywając się. Był blady na twarzy, ale poza tym wyglądało, że nic mu się nie stało.

– Nie – odpowiedziała miłym głosem dziewczyna, której właśnie dołożył sprzątania – ci bandyci przybyli do miasta niedawno, burmistrz miał ich… – zająknęła się łowiąc spojrzenie karczmarza – miał się z nimi rozprawić. Teraz dzięki tobie szlachetny rycerzu – posłała mu promienny uśmiech – nie mamy już tego problemu.

Chciał pomóc jej sprzątać, ale ona powiedziała, żeby poszedł spać, bo ona da sobie. Nie opierał się specjalnie, następnego dnia musiał być pełen energii.

Noc była całkiem przyjemna, chociaż para w pokoju naprzeciwko była momentami dość hałaśliwa. Parwal jednak radził sobie z o wiele gorszymi warunkami, więc rano był rześki i wyspany. Zdecydował się zjeść śniadanie w karczmie, potrzebował sił na walkę ze smokiem. Ceny, jak zdążył się zorientować, były absolutnie złodziejskie, ale karczmarz nie chciał słyszeć o tym by Parwal płacił, więc do darmowego noclegu doszło darmowe śniadanie. Wyszedł na zewnątrz, zobaczył przyglądającą się końskim kupom blondwłosą kilkuletnią dziewczynkę.

– Twoi rodzice nie będą zadowoleni – uśmiechnął się do niej.

– Jesteś rycerzem? – nie wyglądała na przestraszoną. Mówiła tonem na jaki pozwalali sobie tylko królowie i małe dzieci. Tonem, który wyrażał przekonanie o własnej nietykalności i obowiązek reszty świata do odpowiadania na pytania.

– Tak – uśmiechnął się do niej – błędny rycerz Parwal do usług, moja pani – ukłonił się.

– Co masz na szyi? – była spostrzegawcza. Wypatrzyła kupiony przez niego wczoraj amulet.

– Taki medalion – pokazał jej.

– Ale fajny! – wpatrywała się w niego wyraźnie zafascynowana. – Mogę dotknąć?

– Proszę bardzo – podał jej go ze śmiechem. – Jeśli chcesz –dodał – to możesz go zatrzymać.

– Naprawdę? – spojrzała na niego. Gdy pokiwał głową, krzyknęła – dziękuję! Dziękuję! – po czym pomknęła uliczką zapewne chcąc pochwalić się przyjaciołom niespodziewanym prezentem.

Obserwował ją z uśmiechem. Stracił piętnaście groszy… Nie, nie stracił. To była niska cena za sprawienie komuś radości. Poszedł po swojego wierzchowca, którym chłopcy stajenni zaopiekowali się na tyle dobrze, że zasłużyli na dodatkową nagrodę, którą, rzecz jasna, im wypłacił.

Było jeszcze wcześnie, więc po ulicach miasta poruszali się tylko pojedynczy przechodnie, Parwal każdego i każdą z nich pozdrawiał i obdarzał uśmiechem, niektórzy, a zwłaszcza niektóre, odpowiadały.

Przed wyjściem zapytał karczmarza jak trafić do Wielkiej Góry. Ten popatrzył na niego jak na wariata, ale gdy stało się jasne, że rycerz nie stroi sobie z niego żartów udzielił dość szczegółowych wskazówek. Były one wprawdzie połączone z ostrzeżeniem, ale Parwal się nim nie przejął, tak jak i pełnymi obaw spojrzeniami rzucanymi w jego kierunku przez ciemnowłosą pomocnicę karczmarza. O bazyliszku też mówiono, że jest nie do pokonania, dopóki nie skrócił go o głowę. A smok to przecież tylko taki większy bazyliszek.

Oczywiście nie lekceważył go, zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie było żadnego zagrożenia to potwór od dawna gryzłby glebę. Ale w końcu od tego byli rycerze by wybawiać innych od takich strapień, zwykłe życie było wystarczająco ciężkie. Kto wie, może po pokonaniu smoka Wielki Mag zgodzi się oddać mu piękną Margarettę za żonę? Kiedy on ostatni raz ją widział? Będzie ze trzy lata. Możliwe, że już znaleziono jej męża. No trudno, zapewne nie zabraknie pięknych panien, które chętnie oddadzą się smokobójcy. O ile oczywiście porzuci los błędnego rycerza, bo wcale nie był do tego pomysłu przekonany.

Jechał niespiesznie, stępa, nie miał powodu by męczyć wierzchowca. Wielka Góra miała znajdować się niedaleko, dzień był długi, więc nie musiał się spieszyć. Cieszył się piękną pogodą i rześkim rannym powietrzem wdzierającym się do płuc. Gdy droga zakręciła po raz kolejny, zobaczył przed sobą Wielką Górę. Robiła wrażenie. Faktycznie była duża, wydawało mu się też, że dostrzega wychodzące z niej opary. Ale Parwal nie przestraszył się. W pierwszej chwili chciał nawet popędzić konia, ale zmitygował się szybko, nie chciał niepotrzebnie krzywdzić zwierzaka. On sam, tak jak i Parwal nie zaznał w ostatnim czasie zbyt wielu luksusów. Rycerz pomyślał, że trzeba będzie wymyślić mu jakieś imię. Nie wypadało by rumak smokobójcy był bezimienny.

Podróż do podnóża Wielkiej Góry zajęła mu krócej niż się spodziewał. Gdy zadarł głowę wydało mu się, że dostrzega jaskinię, która miała być kryjówką potwora. Nie był pewien czy smok jest w środku, ale zakładał, że trawienie skradzionej owcy musi mu trochę zająć. Góra była szara, miejscami poprzecinana rzadkimi pasami zieleni. U samego dołu zaczynała się wąska ścieżka. Parwal zsiadł z konia.

– Cóż, nie weźmiesz udziału w walce – poklepał go po pysku i sięgnął do juków, by wydobyć z nich jakiś smakołyk.

Ruszył pieszo, przeszedł ledwie kilka kroków nim napotkał dość makabryczny widok. Na samym środku ścieżki zalegała góra kości, głównie czaszek. Cel był oczywisty – ostrzec i zastraszyć. Ale Parwal nie był strachliwy. Dla niego oznaczało to, że potwór się boi. I słusznie się bał.

Zaczął powoli iść pod górę. Szedł niespiesznie, nie chcąc się przedwcześnie zmęczyć. Miał nadzieję, że prowadzi ona do jaskini smoka, nie przewidział tego, że dotarcie tam będzie wymagało wspinaczki. Odwrót z tego powodu byłby naprawdę zawstydzający. Wyobraził sobie drwiące spojrzenia jakimi obrzuciliby go mieszkańcy miasta, pogardliwy wzrok burmistrza, rozczarowanie pomagającej w karczmie dziewczyny. Pewnie nawet ten pastuszek pozwoliłby sobie na kpiącą uwagę.

Przez te rozmyślania na temat swojej możliwej porażki omal nie ominął leżącej na ścieżce skrzyni. Uchylił jej wieko i zobaczył niewiarygodne bogactwo. Była po brzegi wypełniona złotymi monetami. Dotknął ich, wyglądały na autentyczne. Nietrudno było dojść do tego jak się tu znalazły. Musiał je zostawić smok. Bestia była sprytna. Parwal zastanawiał się, czy te skarby zostały przygotowane specjalnie dla niego, skoro nie zadziałała groźba, to może potwór postanowił spróbować przekupstwa, czy też miały po prostu zniechęcać takich jak on do rozprawy ze smokiem. Jeśli ta druga możliwość była prawdziwa i gdyby wieść się rozniosła to nawet smokowi zabrakłoby kiedyś bogactw. Czy też raczej mogłoby ich zabraknąć, gdyby nie jego rychła śmierć.

Parwala bogactwo nie kusiło. Majątek zdobyty dzięki tchórzostwu byłby hańbą, plamą na jego honorze. Nie, strach mieszkańców miasta miał się ku końcowi. Poza tym to mogła być jakaś magiczna sztuczka, chociaż nie miał pojęcia czy smoki potrafią tworzyć iluzje,

Ścieżka zwężała się. Parwal mocno się zaniepokoił. Musiał zwolnić, zaczynało się robić coraz cieplej. Poczuł, że poci się pod zbroją. Zaczęło się też robić coraz bardziej stromo. Poczuł suchość w ustach, zachciało mu się pić.

Za chwilę ścieżka ponownie się rozszerzyła, ale stała się bardziej kamienista, momentami mijał całkiem duże głazy. W końcu urywała się, napotkał przepaść, a za nią dalszy ciąg ścieżki. Widział już swój cel, jaskinia znajdowała się niemal bezpośrednio nad nim.

Ocenił odległość. Prezerwa nie była długa, ale jedno złe postawienie stopy, zachwianie się, czy potknięcie na uciekających spod nóg kamykach i runąłby w przepaść. Spojrzał w dół. Był wysoko, bardzo wysoko. Szanse na przeżycie upadku z nie były duże. Może zresztą lepiej było go nie przeżyć. Parwal wziął głęboki oddech, wybrał miejsce, w którym chce wylądować, cofnął się o kilka kroków i skoczył. Spadł na kolana, ale już po drugiej stronie. Zrobił kilka gwałtownych wdechów i podniósł się ostrożnie.

– Udało się – wydyszał. Dodało mu to wiary w siebie. To był jego dzień.

Spojrzał w górę na jaskinię. Była niemal na wyciągnięcie ręki. Szedł bardzo powoli. Nie dlatego, że był zmęczony. Pot lał się z niego, bo zrobiło się naprawdę gorąco, ale choć czuł, że wciąż ma dużo siły, nie chciał niepotrzebnie marnować energii. W końcu stanął przed jaskinią. Była olbrzymia i nie mógł o niej powiedzieć wiele więcej. Próbował przebić wzrokiem panującą w niej ciemność, ale nie udało mu się, chociaż miał wrażenie, że dostrzega zarys ciała potwora.

Wyciągnął miecz i ryknął:

– Szykuj się na śmierć smoku! Nadszedł czas byś zapłacił za swoje zbrodnie!

Odpowiedział mu groźny ryk, ale Parwal nie przeląkł się. Wyciągnął miecz i ruszył w kierunku ciemności. Kamienie chrzęściły pod jego stopami. Gdy tylko wkroczył do jaskini napotkał ogień.

 

***

Anzelm uchylił kapelusz. Soria, Moila i Soria Dwa zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do krawędzi drogi. Trzeba będzie wstać. Nim zdążył to zrobić na ziemię koło niego spadło spalone ciało. Pobliskie owce uciekły w popłochu, jakby w środek stada dostał się groźny wilk. Anzelm podniósł się, spojrzał w górę i pomachał ręką. Nie był pewien czy Aeragia widzi go, ale wiedział, że tam jest.

Przyjrzał się ciału. Było niemożliwe do rozpoznania, ale wiedział kto to jest. Zbroja przetrwała starcie ze smoczym ogniem, przynajmniej częściowo. Przetrwało też coś jeszcze.

– Dziesięć groszy – pokręcił głową. – No i koń.

Koń, po którego zapewne już ruszył Karras. Po podziale ledwie co zostanie mu zrekompensowana utrata Chmurki. Owce zaczęły otaczać spalone zwłoki. Anzelm powiódł po nich wzrokiem.

– Same widzicie jakie są skutki walki ze smokami – powiedział.

Koniec

Komentarze

Trochę skojarzyło mi się z Wiedźminem. Czytało się dobrze, a końcówka była zaskakująca. Niestety liczyłem na akcję (walkę ze smokiem), której tu zabrakło. Oto kilka kwestii technicznych – nie jestem ekspertem, więc potraktuj to raczej jako sugestie do przemyślenia.

 

Chciał pomóc jej sprzątać, ale ona powiedziała, żeby poszedł spać, bo ona da sobie. (?)

 

– Proszę bardzo – podał jej go ze śmiechem. – Jeśli chcesz –dodał –…. Spacja?

Pozdrawiam.

 

 

 

 

Witaj. :)

Gratuluję tutejszego debiutu i to tak szybko po rejestracji. :)

Zachęcam do zapoznania się z Poradnikami na temat pisowni, dialogów, interpunkcji oraz – dla Nowicjuszy autorstwa Drakainy (w dziale Publicystyka i w HP).

Ze spraw technicznych (do przemyślenia, to jedynie wątpliwości i sugestie):

Na pewno trzeba bardzo dokładnie sprawdzić i poprawić całą interpunkcję (zwłaszcza przecinki, ponieważ brakuje ich w wielu miejscach), np.:

Uwzględniając złodziejskie ceny jakich ostatnio żądali karczmarze było ich za mało by mógł spędzić najbliższy tydzień pod dachem.

– Azali tak było panie rycerzu.

Większość zrezygnowała, gdy usłyszeli o co chodzi, a ci którzy spróbowali skończyli marnie.

Nie walczyłem ze smokami, ale…z podobnymi stworami.

– Witaj Karrasie – przybyły nie tylko wyglądał jak rycerz, ale nawet jego głos brzmiał odpowiednio, był głęboki i tubalny. Jego słowa były jednak zgoła nierycerskie – prowadzisz biznes, prawda? A w biznesie jest tak – kontynuował nie czekając na odpowiedź – że należy spłacać swoje długi. Żyjemy w niebezpiecznych czasach…nie chciałbym by przydarzyło ci się coś złego…

 

W opowiadaniu zdarzają się także liczne powtórzenia (szczególnie wyrazu „by”), np.:

Od czasu, gdy uporał się z zajmującym piwnicę księcia Kartena bazyliszkiem, nie miał żadnej okazji by wykazać się męstwem i umiejętnościami. No i by przy okazji zarobić kilka groszy. Zaproponowano mu by pozostał w służbie księcia.

To była szczodra suma, ale chciał mieć pewność, że jego wierzchowiec będzie miał wszystko czego potrzebuje, skoro miał mu pomóc w walce z potworem gnębiącym miasto.

Burmistrz przez chwilę patrzył się na niego dziwnie, po czym się rozpromienił.

 

Dialogi też kwalifikują się do generalnej poprawy, np.:

– Witojcie, panie rycerzu – pastuszek obrzucił go krótkim spojrzeniem, nie okazując strachu ani nawet nie wstając.

– (…) Takie jest życie – pastuszek bezradnie rozłożył ręce.

– Jesteś rycerzem? – nie wyglądała na przestraszoną.

– Ale fajny! – wpatrywała się w niego wyraźnie zafascynowana.

– Proszę bardzo – podał jej go ze śmiechem. – Jeśli chcesz –dodał – to możesz go zatrzymać.

– Naprawdę? – spojrzała na niego.

 

 

 

Inne sprawy:

– Szlachetny Pan – powiedział zdecydowanie – powinien sobie pójść. Szlachetny pan powinien tu nie wracać. Bo to jego może spotkać coś złego. – tak z kolei różnorodna pisownia stwarza niepotrzebnie błędy ortograficzne

Chciał pomóc jej sprzątać, ale ona powiedziała, żeby poszedł spać, bo ona da sobie. – ewidentnie brakuje tu części zdania

Podróż do podnóża Wielkiej Góry zajęła mu krócej niż się spodziewał. – tu trzeba poprawić styl

 

Poza tym to mogła być jakaś magiczna sztuczka, chociaż nie miał pojęcia czy smoki potrafią tworzyć iluzje,

Ścieżka zwężała się. – w tym cytacie też czegoś brakuje, bo mamy przecinek i urwane zdanie, a potem nowy akapit (?)

 

Prezerwa nie była długa, ale jedno złe postawienie stopy, zachwianie się, czy potknięcie na uciekających spod nóg kamykach i runąłby w przepaść. – czy to na pewno ma być „prezerwa”? (net: „prezerwa to przetwór mięsny w hermetycznym opakowaniu, niepoddawany obróbce cieplnej, często solony”)

 

Szanse na przeżycie upadku z nie były duże. – tu znowu brak części zdania?

 

 

 

Zakończenie szokujące, mocne i dosadne. :) Cała historia porządnie i szybko wciągająca czytelnika w fabułę. :)

Klik do Biblioteki za pomysł i zakończenie. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć :) Pora na chrzest ognia. Wieża jaskółki następnym razem :)

Parwal liczył pieniądze jakie znajdowały się jeszcze w jego trzosie.

Które, ale zdanie można znacznie skrócić: Parwal liczył pieniądze, które pozostały w trzosie.

To faktycznie było mało.

Wierzę. Po co mnie o tym zapewniasz?

Za mało by błędny rycerz Parwal mógł z uśmiechem patrzeć w przyszłość.

Idiom, brak przecinka, wiemy, o kogo chodzi (więc nie musisz powtarzać): Za mało, by błędny rycerz mógł z uśmiechem spojrzeć w przyszłość.

Uwzględniając złodziejskie ceny jakich ostatnio żądali karczmarze było ich za mało by mógł spędzić najbliższy tydzień pod dachem.

Co błędny rycerz robi pod dachem? Tniemy: Przy paskarskich cenach, jakich ostatnio żądali karczmarze, za mało, żeby sypiać pod dachem.

Dzień był ładny, więc rycerz zaczął rozważać przenocowanie pod chmurką.

Co jest w tym zdaniu nową informacją? Pogoda. Więc może wystarczy: Szczęściem, dzień był ładny.

Do miasta miał nie dalej niż godzinę, nie wiedział tylko czy ma po co tam jechać.

Czy informacja zawarta w tym zdaniu jest potrzebna do zrozumienia dalszej części tekstu? (I brakuje przecinka).

Od czasu, gdy uporał się z zajmującym piwnicę księcia Kartena bazyliszkiem, nie miał żadnej okazji by wykazać się męstwem i umiejętnościami. No i by przy okazji zarobić kilka groszy.

Tnij, tnij, tnij. I dawaj światło między akapitami, lepiej się czyta: Od kiedy się uporał z bazyliszkiem w piwnicy księcia Kartena, nie znalazł szansy okazania męstwa i umiejętności. Na pewno nie płatnej.

Wyglądało na to, że świat się zmieniał. Parszywiał.

Mowa zależna: Wyglądało na to, że świat się zmienia. Parszywieje.

Niegdyś nie do pomyślenia byłoby… 

Dawniej byłoby nie do pomyślenia…

Parwal odgonił od siebie te myśli, od biedy można było je wybaczyć zmęczonemu życiem pięćdziesięciolatkowi, w jego przypadku były po prostu żałosne. Nie miał jeszcze na karku trzydziestu wiosen.

Hmm, no, straszny Geralt z niego. Ale pięćdziesięcioletni rycerz to już powinien się dorobić niewielkiego zameczku (albo polec chlubnie). W każdym razie komentarz wyrwał mnie z zawieszenia niewiary – jest wyraźnym pretekstem do podania wieku bohatera, co przeważnie jest zbędne (wnioskujemy o wieku z pozycji społecznej, z zachowania, z tego, czy go plecy nie bolą, czy kobiety się wdzięczą, czy raczej troszczą, etc.). Rycerz domyślnie jest raczej młody.

Postanowił, że podjedzie bliżej miasta i wtedy zdecyduje co zrobić. 

Po co? Zdecydował, że podjedzie bliżej miasta i wtedy zdecyduje, co zrobić. 

Ruszył powoli stępa i jego ponury nastrój szybko się ulotnił.

Masło maślane: https://wsjp.pl/haslo/podglad/109202/step/5259761/chod Ruszył stępa. Ponury nastrój szybko się ulotnił.

Miasto było już blisko, niemal w zasięgu rzutu kamieniem.

To pokaż tę bliskość. Widać bramy, wieże? Tłok na drodze? Pola? Pokaż mi, choć odrobinkę, tę okolicę, bo na razie ledwo ją szkicujesz i czytelnik dostaje to: https://www.watercoloraffair.com/wp-content/uploads/2024/12/robin-outline.jpg zamiast tego: https://www.vinehousefarm.co.uk/media/resized/640/wp_cms/wp-content/uploads/2020/05/robin_4.jpg 

Dostrzegł pasące się owce, pilnujący ich pastuszek leżał oparty o drzewo, kapelusz skrywał jego twarz.

O, to jest niezłe, ale nie pod samym miastem i przydałoby się trochę upłynnić, np: Dostrzegł pasące się owce. Pilnujący ich pastuszek leżał oparty o drzewo, z twarzą ukrytą pod kapeluszem.

Pewnie spał.

Domysł niepotrzebny – chyba że chcesz to podkreślić. Ale tak w ogóle, to przypuszczenie spokojnie wynika z opisu.

Parwal już miał poszukać wzrokiem jakiegoś miejsca na nocleg, gdy nadleciał…smok.

Zgubiła się spacja, poza tym w okolicy miasta – gdzie mógłby spać? Lasu tu pewnie nie ma, więc czego szuka? Chaty chłopskiej? Stodoły?

Chociaż uważano, że te bestie zostały całkowicie wybite, najwyraźniej uważano błędnie.

Zdanie jako takie mi się podoba, ale nie pasuje do otoczenia. Twój bohater właśnie widzi coś, co nie powinno mieć miejsca – i komentuje to sucho jak prezenterka telewizyjna. Ironicznie nawet. Poza tym – dlaczego nikt z tych przechodniów, którzy przed chwilą istnieli, nie zauważa przelotu smoka? Koń rycerza się nie płoszy? Bo smok równie dobrze może być iluzją, skoro jedynym przejawem jego obecności jest to, że rycerz go widzi.

Smok był złoty i wielki, majestatycznie przesuwał się po niebie, leniwie machając skrzydłami.

Hmmmm… Kolejność opisu: światło, ruch, inne. Smok jest wysoko, więc zasłania światło słońca (chociaż o zachodzie?). Poobserwuj ptaki i ekstrapoluj.

Nadleciał nad stado, które, nieświadome zagrożenia, wciąż skubało trawę, porwał jedną z owiec, która głośno zabeczała rozpaczliwie prosząc o ratunek. Pozostałe zaczęły jej akompaniować, robiąc mnóstwo hałasu.

Niezgrabne zdanie i mało wiarygodne etologicznie. Poza tym "wtórować" ("akompaniować" zupełnie z czym innym się kojarzy) ale podstawowym problemem tego opisu jest żółwie tempo i brak pazura: Owce, niepomne zagrożenia, skubały trawę, dopóki gad nie znurkował, by porwać jedną z nich. Wtedy uderzyły w bek.

Pastuszek ściągnął z twarzy kapelusz, ale nie wyglądał na przesadnie zaaferowanego.

Pokaż to, na przykład tak: Pastuszek zerknął spod kapelusza. Ziewnął. Powachlował się.

podszedł by

Podszedł, by.

Parwal przyglądał się całej tej scenie w głębokim zdumieniu. 

Zapewniasz. Scena jest dziwna, ale zapewnianie, że jest dziwna, daje skutek odwrotny.

– Witojcie, panie rycerzu – pastuszek obrzucił go krótkim spojrzeniem, nie okazując strachu ani nawet nie wstając.

Tnij: – Witojcie, panie rycerzu. – Pastuszek obrzucił go krótkim spojrzeniem, nawet nie wstając.

– Azali tak było panie rycerzu.

– Azali, tak było, panie rycerzu.

– Czy to się często zdarza? – zapytał.

Didascale zbędne.

– Oj, często panie rycerzu, często.

Wołacz oddzielamy przecinkiem: – Oj, często, panie rycerzu, często.

Takie jest życie – pastuszek bezradnie rozłożył ręce.

Takie jest życie. – Pastuszek bezradnie rozłożył ręce. P. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ 

– A co możemy zrobić – pastuszek powtórzył gest. 

– A co możemy zrobić? – Pastuszek powtórzył gest. (Zamiast pastuszka mógłby być np. chłopak.)

Oni wracają i odbudowują – pastuszek popisał się dość zaskakującą wiedzą jak na osobę o swoim statusie.

A co w tej wiedzy zaskakującego? Normalne. "Osoba o swoim statusie" jest błędna – powinno być "jego", ale w ogóle nie gra to stylistycznie.

powiedział niemalże jak uniwersytecki profesor prowadzący wykład dla niezbyt rozumnych studentów

Hmmm.

– A panie – pastuszek machnął ręką. 

– A, panie… – Pastuszek machnął ręką. 

Jakoś rok temu potwora zburzyła pół domu burmistrza. Rajcy miejscy rozeźlili się wielce i postanowili wezwać kogoś kto z nią skończy.

Jak już stylizujesz, to może: Jakoś rok temu potwora zburzyła burmistrzowi pół domu. To rajcy miejscy się rozeźlili i wezwali kogoś, coby z nią skończył.

Przybyła cała dziwaczna hałastra

"Dziwaczna" niewiele mówi.

Chwała zabójcy smoka sprawiłaby, że już nigdy nie musiałby liczyć pieniędzy.

Optymista… :D

kogoś kto pokona smoka.

Zdanie podrzędne oddzielamy: kogoś, kto pokona smoka.

– Wygląd bywa mylący – Parwal starał się nie zdradzić, że jest urażony – przekonasz się o tym.

– Wygląd bywa mylący. – Parwal starał się nie zdradzić urazy. – Przekonasz się o tym.

Rycerz postanowił dowiedzieć się w mieście więcej na temat smoka, skinął więc głową i skierował konia z powrotem na ścieżkę tam wiodącą.

Oj, niezręczne to i trudno naprostować bez dużych zmian. Może: Rycerz uznał, że więcej się od niego nie dowie, skinął więc chłopcu i skierował konia ku bramom miasta.

Słowa pastuszka nie powinny go dotknąć, był przecież kompletnie nikim, na dodatek nie wiedział kim jest Parwal, ale rycerz poczuł się nimi urażony.

I samo rozważanie tych słów wskazuje na to, że Parwal jest dotknięty. Jeśli chodzi o potknięcia czysto językowe: Słowa pastuszka nie powinny były go dotknąć, przecież to zwykły wieśniak, który nawet nie wiedział, kim jest Parwal, ale rycerz poczuł się urażony. (Dałam czas zaprzeszły, co może Ci nie odpowiadać – ale to tylko sugestia).

Co to znaczyło, że nie wygląda na kogoś kto pokona smoka?

Co to znaczy, że "nie wygląda na kogoś, kto pokona smoka"?

Zbroja Parwala nie była może lśniąca, ale spełniała swoje zadanie, dawała bezpieczeństwo, wielokrotnie się o tym przekonał.

Angielsko to brzmi.

Każdy znał powiedzenie, że nie szata zdobi człowieka, dlaczego ludzie o tym nie pamiętali?

Prawdy ogólne w czasie teraźniejszym: Każdy zna powiedzenie, że nie szata zdobi człowieka, dlaczego ludzie o tym nie pamiętają?

Niegodnym było tak użalać się nad swoim losem, więc przyspieszył w kierunku miasta. 

Niegodne jest rycerza tak się użalać nad swoim losem, więc popędził konia.

 Ledwo zasługiwało na to miano. Kilka ulic na krzyż, rynek mniejszy niż podwórko niejednego dworku szlacheckiego.

Fajnie, ale ja już sobie wyobraziłam mury miejskie, kamienice, zameczek foremny i ogólne DuLoc. A Ty nagle: oj, sorki, to wiocha jest. Niedobrze. Przy okazji – wiocha mająca burmistrza i rajców wygląda cokolwiek dziwnie. Po co tam oni?

Okazało się, że dom znajduje się bardzo blisko rynku, więc nie musiał jechać daleko.

Tłumaczysz, doprawdy, jak krowie na rowie: Dom był niedaleko rynku,

Wyglądało na to, że naprawy zniszczeń uczynionych przez smoka wciąż nie zostały ukończone, bo kręcili się tu robotnicy.

Pokaż to: Kręcili się przy nim robotnicy, łatający zniszczenia poczynione przez smoka.

Ktoś dostrzegł Parwala, bo pojawił się chłopiec by odebrać od niego konia. Dał mu dziesięć groszy. 

Ktoś dostrzegł Parwala, bo pojawił się chłopiec, by odebrać od niego konia. Kto komu dał dziesięć groszy?

To była szczodra suma, ale chciał mieć pewność, że jego wierzchowiec będzie miał wszystko czego potrzebuje

Szczodra może być zapłata, ale nie suma ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/3896/szczodry ). Zdanie brzmi reklamowo, brakuje w nim przecinka: wszystko, czego potrzebuje.

skoro miał mu pomóc w walce z potworem gnębiącym miasto

Czy istnieje obawa, że koń zastrajkuje? Jeśli nie, to po co to podkreślać?

niemniej obfity brzuch

W tym znaczeniu "nie mniej" osobno. Ale opis jest dość abstrakcyjny. Zamiast osobno "siedział za biurkiem" i "był gruby" lepiej powiązać te fakty, na przykład pokazując, że burmistrz nie może się do biurka wygodnie przysunąć. Albo inaczej. Ale prosta koniunkcja faktów – to nie opis.

– Parwalu – dokończył. 

Poprzednim podmiotem był burmistrz, więc tu już nie może być podmiotu domyślnego. Chyba że burmistrz rozmawia sam ze sobą.

– Tak więc szlachetny Parwalu – burmistrz pochylił się lekko w kierunku rycerza – doszły mnie słuchy, że chcesz uporać się z problemem nękającym nasze miasto.

Jak mogły go dojść te słuchy, skoro Parwal powiedział o tym tylko pastuszkowi? – Tak więc, szlachetny Parwalu – burmistrz pochylił się ku rycerzowi – doszły mnie słuchy, że chcesz rozwiązać problem nękający nasze miasto.

– Szybko rozchodzą się wieści.

Podejrzanie szybko… Czemu taki szyk?

– Jestem burmistrzem – zaśmiał się, jego policzki nadęły się imponująco

Jak wyżej. Urozmaić konstrukcję zdań, np. Roześmiany mieszczanin do złudzenia przypominał monstrualnie rozdęte jabłko.

muszę wiedzieć co dzieje się w moim mieście

Muszę wiedzieć, co się dzieje w moim mieście.

– W takim razie pozwól sobie zaoferować chociaż to – posunął w jego kierunku czarną jak smoła monetę. – Zagwarantuje ci ona darmowy nocleg w każdej karczmie w mieście.

– W takim razie przyjmij chociaż to. – Przysunął po gładkim blacie czarną jak smoła monetę. – Zapewni ci darmowy nocleg w każdej karczmie w mieście.

Zapewne nie było ich wiele, ale Parwal i tak przyjął ją bez ceregieli. Pozwalała mu zaoszczędzić trochę pieniędzy.

Tłumaczysz jak krowie: Czyli w dwóch, pomyślał Parwal, ale wziął monetę. Nocleg piechotą nie chodzi.

Jestem zobowiązany do jeszcze jednego. Muszę cię ostrzec – powiedział rzeczony po chwili milczenia – że próbowaliśmy zatrudnić ludzi, żeby uporali się ze smokiem. 

Ja też lubię słowo "rzeczony" i skreślam je ze łzami w oczach. Ale skreślam: Muszę cię także ostrzec – dodał grubas po chwili – że zatrudnialiśmy już ludzi do ubicia smoka.

Ludzi owianych sławą pogromców potworów, rzekomych cudotwórców.

Hmmm. https://wsjp.pl/haslo/podglad/55817/owiac/5172401/tajemnica I – na pewno rzekomych? https://wsjp.pl/haslo/podglad/38066/rzekomy Tu akurat może tak być, ale to słowo jest ostatnio poważnie nadużywane (wszystko już jest rzekome…) i wolę zwrócić uwagę.

Większość zrezygnowała, gdy usłyszeli o co chodzi, a ci którzy spróbowali skończyli marnie.

Zdania podrzędne: Większość zrezygnowała, gdy usłyszeli, o co chodzi, a ci, którzy spróbowali, skończyli marnie.

Ja nie wypadłem sroce spod ogona, potrafię obracać mieczem.

Ciut śmiesznie to wypadło.

Nim zaczął szukać karczmy przyjrzał się stoiskom handlarzy, które były ustawione w jednym z rogów rynku. 

Ale tę manierę "jednego z" tępię bezlitośnie, bo to pustosłowie: Nim zaczął szukać karczmy, przyjrzał się stoiskom handlarzy w rogu rynku. 

 Była okazja by uzupełnić zapasy, gdy to zrobił

Nic z tego nie wynika. 

staruszkę sprzedającą jakieś rzekomo magiczne przedmioty

Ekhm. Pokaż ten stragan.

– Witaj szlachetny kawalerze – zamamlała, gdy się zbliżył – chcesz kupić amulet dla kobiety? 

– Witaj, szlachetny kawalerze – zamamlała, gdy się zbliżył. – Kupisz amulet dla kobiety? 

 drewniany amulet, na którym wygrawerowany był księżyc

Wyrzezany albo wyrzeźbiony. Graweruje się raczej twarde materiały (metal).

– A macie może, babciu, coś na smoki? – zainteresował się Parwal.

A przed chwilą wierzył w swoje umiejętności?

– A mam piękny kawalerze, spójrz – na tym amulecie znajdował się smok, całkiem umiejętnie przedstawiony. 

A może tak: – A, mam, piękny kawalerze, spójrz. – Na płytce czerwonawego drewna widniał, całkiem udatnie przedstawiony, smok zrywający się do lotu.

Szczerze wątpił, by miał jakiekolwiek właściwości ochronne, ale był wykonany całkiem starannie, ktoś przyłożył się do roboty.

To miło, ale czy rycerzy nie uczą w Twoim świecie o ordo caritatis i o elementarnym zdrowym rozsądku? On jest rycerzem błędnym, czyli bez stałego miejsca zamieszkania – takim bezdomnym z klasą. Nie może się obciążać niepotrzebnymi gratami. Zresztą nie ma pieniędzy. Co podkreślasz przy każdej okazji.

oznajmił, co i tak było grubą przesadą

Oznajmienie?

zajęczała, ale nie targowała się. Co oznaczało, że mógł wynegocjować o wiele lepszą cenę. Ale nie przejmował się tym, wiedział, że wkrótce pieniądze, a raczej ich brak, nie będą już dla niego zmartwieniem.

Na te zające też poluję: załkała teatralnie, ale nie targowała się. Co oznaczało, że mógł wynegocjować o wiele lepszą cenę, ale to nic. Wiedział, że wkrótce pieniądze przestaną być dla niego zmartwieniem.

Obejrzał karczmy jakie stały w mieście

Obejrzał karczmy, które stały w mieście. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842895 

Gdy pokazał karczmarzowi monetę, ten stał się wręcz uprzedzająco grzeczny.

Pokaż to.

W trakcie ich rozmowy do środka wkroczył odziany w lśniącą zbroję mężczyzna o szlachetnym spojrzeniu, twarz karczmarza zmieniła się momentalnie, patrzył na wchodzącego z wyraźnym przerażeniem. Ten zbliżył się, obrzucając Parwala obojętnym spojrzeniem.

Streszczasz. Wcześniej streszczałeś, ale się nie spieszyłeś, a tu nagle – na łeb, na szyję.

– Witaj Karrasie – przybyły nie tylko wyglądał jak rycerz, ale nawet jego głos brzmiał odpowiednio, był głęboki i tubalny. Jego słowa były jednak zgoła nierycerskie

Bo może był rycerzem? Tnij: – Witaj, Karrasie. – Głos przybysza był należycie tubalny, ale następne słowa nie licowały z rycerską godnością.

prowadzisz biznes, prawda? A w biznesie jest tak – kontynuował nie czekając na odpowiedź – że należy spłacać swoje długi.

… "biznes"? W fantasy? Naprawdę nie mógł być "interes"? I pamiętaj o przecinkach: kontynuował, nie czekając na odpowiedź.

Żyjemy w niebezpiecznych czasach…nie chciałbym by przydarzyło ci się coś złego…

Żyjemy w niebezpiecznych czasach… nie chciałbym, by przydarzyło ci się coś złego…

Parwal zauważył, że w lokalu oprócz nich pozostała jeszcze tylko jego pomocnica

A inni zniknęli? Czy ich nie było? Tak się mści brak opisów.

Po chwili do środka weszło dwóch mężczyzn wyglądających jak typy spod ciemnej gwiazdy. Byli niscy, szczupli i zarośnięci, jeden miał skrzywiony nos, zapewne pamiątkę po jakiejś awanturze.

Tnij (przydałaby się jakaś chwila napięcia): Po chwili ołowianej ciszy do środka weszło dwóch mężczyzn, niskich, szczupłych i zarośniętych. Jeden miał skrzywiony nos, zapewne na pamiątkę po jakiejś awanturze.

Rzucali spojrzeniami w kierunku dziewczyny. Parwalowi bardzo się one nie podobały. Uznał, że czas zareagować.

A może tak: Rzucali w kierunku dziewczyny spojrzeniami, które nie spodobały się Parwalowi. Uznał, że czas wkroczyć.

Nazwany szlachetnym Arronem mężczyzna spojrzał na niego pogardliwie i lekceważąco.

Czyli jak? Może przy tym prychnął? Roześmiał się? Jakieś konkrety?

Parwal kątem oka zauważył, że dwójka spod drzwi zbliża się. Nie zmieniło to jego zamiarów.

Ale jak wchodzili, widział ich wyraźnie, czyli patrzył na drzwi… Całość mało stylistyczna, i – będą się siekać? To niech się siekają, a nie straszą. Prawdziwy mężczyzna dobywa broni, kiedy chce jej użyć.

 Szlachetny Pan

"Pan" małą.

Szlachetny pan powinien tu nie wracać

Szyk: Szlachetny pan nie powinien tu wracać.

Teraz miał pełną uwagę Arrona

Kalka z angielskiego: Skupił na sobie uwagę Arrona.

Nie czekał więc aż

Nie czekał więc, aż.

Złapał za miecz. Łże-rycerz spodziewał się tego, ale to nie on był jego celem, Parwal wpadł między pozostałych napastników, zdołał ich zaskoczyć, tego z prawej przewrócił samym impetem, drugiego, który zamierzał się na niego batem ciął ukośnie, trysnęła krew, nie musiał poprawiać.

Potnij to zdanie, jest mało dynamiczne – zamiast abstrakcji daj konkrety (ta krew jest dobra). "Łże" cokolwiek to rusycyzm.

Nie musiał też szykować się do obrony, bo pseudorycerz patrzył na to co się dzieje z otwartymi ustami i opuszczonym mieczem, najwyraźniej kompletnie nieprzygotowany na taki przebieg wypadków.

Ciach: Niby rycerz gapił się na to z otwartymi ustami.

Parwal nie czekał aż przestanie się dziwić, ani aż ten leżący się podniesie.

Parwal nie czekał, aż przestanie się dziwić, ani aż leżący wstanie.

Ten pokręcił głową, nie odzywając się. Był blady na twarzy, ale poza tym wyglądało, że nic mu się nie stało.

Ten pokręcił głową w milczeniu. Był blady, ale chyba nic mu się nie stało.

zająknęła się łowiąc spojrzenie karczmarza

Zająknęła się, gdy złowiła spojrzenie karczmarza.

Teraz dzięki tobie szlachetny rycerzu

Teraz, dzięki tobie, szlachetny rycerzu.

Chciał pomóc jej sprzątać, ale ona powiedziała, żeby poszedł spać, bo ona da sobie. 

Chciał jej pomóc w sprzątaniu, ale powiedziała, żeby poszedł spać, bo ona da sobie radę. 

następnego dnia musiał być pełen energii

Nowoczesne.

Noc była całkiem przyjemna, chociaż para w pokoju naprzeciwko była momentami dość hałaśliwa.

Kolejny szczegół wskazujący na puszczanie okiem do czytelnika… Noc upłynęła przyjemnie.

Zdecydował się zjeść śniadanie w karczmie, potrzebował sił na walkę ze smokiem.

A co jeszcze miał do wyboru?

Ceny, jak zdążył się zorientować, były absolutnie złodziejskie, ale karczmarz nie chciał słyszeć o tym by Parwal płacił, więc do darmowego noclegu doszło darmowe śniadanie.

Tnij. A dwójmyślenie (karczmarz złodziej – karczmarz biedny) rzuca się w oczy: Ceny były zawrotne, ale karczmarz nie chciał słyszeć o tym, żeby Parwal płacił.

Wyszedł na zewnątrz, zobaczył przyglądającą się końskim kupom blondwłosą kilkuletnią dziewczynkę.

Kto wyszedł? Wyszedłszy na zewnątrz, zobaczył przyglądającą się końskim kupom kilkuletnią jasnowłosą dziewczynkę.

– Twoi rodzice nie będą zadowoleni – uśmiechnął się do niej.

? O co chodzi? Że sama na ulicy? A jak to dziecko jest ubrane? wiemy o nim cokolwiek?

– Jesteś rycerzem? – nie wyglądała na przestraszoną. Mówiła tonem na jaki pozwalali sobie tylko królowie i małe dzieci. Tonem, który wyrażał przekonanie o własnej nietykalności i obowiązek reszty świata do odpowiadania na pytania.

Obowiązek odpowiadania. Ciach: – Jesteś rycerzem? – Nie wyglądała na przestraszoną, wręcz przeciwnie. Tylko królowie i małe dzieci przemawiają tak wyniośle i z taką pewnością, że reszta świata ma obowiązek odpowiadać na ich pytania.

– Tak – uśmiechnął się do niej – błędny rycerz Parwal do usług, moja pani – ukłonił się.

– Tak. Błędny rycerz Parwal do usług, moja pani. – Skłonił się z uśmiechem.

 – była spostrzegawcza. Wypatrzyła kupiony przez niego wczoraj amulet.

To wszystko możesz wyciąć, nie wnosi nic.

– Taki medalion – pokazał jej.

A tu bym rozbudowała, na przykład: – Medalion. – Pokazał jej drewnianą płytkę.

– Ale fajny! – wpatrywała się w niego wyraźnie zafascynowana. – Mogę dotknąć?

Bardzo współczesne. Zwłaszcza "fajny".

– Proszę bardzo – podał jej go ze śmiechem. – Jeśli chcesz –dodał – to możesz go zatrzymać.

– Proszę bardzo – podał jej go ze śmiechem. – Jeśli chcesz – dodał – możesz go zatrzymać.

– Naprawdę? – spojrzała na niego. 

Dużą literą.

po czym pomknęła uliczką zapewne chcąc pochwalić się przyjaciołom niespodziewanym prezentem.

Tu też: Po czym pomknęła uliczką, zapewne chcąc się pochwalić przyjaciołom niespodziewanym prezentem.

Poszedł po swojego wierzchowca, którym chłopcy stajenni zaopiekowali się na tyle dobrze, że zasłużyli na dodatkową nagrodę, którą, rzecz jasna, im wypłacił.

Z czego? Przecież nie ma pieniędzy…

Było jeszcze wcześnie, więc po ulicach miasta poruszali się tylko pojedynczy przechodnie, Parwal każdego i każdą z nich pozdrawiał i obdarzał uśmiechem, niektórzy, a zwłaszcza niektóre, odpowiadały.

A po co teraz sklejasz zdania? Jedna myśl, jedno zdanie, taka jest ogólna zasada: Było jeszcze wcześnie, więc po ulicach miasta poruszali się tylko pojedynczy przechodnie. Parwal każdego i każdą z nich pozdrawiał i obdarzał uśmiechem, niektórzy, a zwłaszcza niektóre, odpowiadały.

Przed wyjściem zapytał karczmarza jak trafić do Wielkiej Góry.

Przed wyjściem zapytał karczmarza, jak trafić do Wielkiej Góry.

Ten popatrzył na niego jak na wariata, ale gdy stało się jasne, że rycerz nie stroi sobie z niego żartów udzielił dość szczegółowych wskazówek.

Pokaż to. Pokazujesz dzieci przed karczmą, a perypetii rycerza nie. Co jest ważniejsze dla fabuły? Brakuje przecinka przed "udzielił".

Były one wprawdzie połączone z ostrzeżeniem, ale Parwal się nim nie przejął, tak jak i pełnymi obaw spojrzeniami rzucanymi w jego kierunku przez ciemnowłosą pomocnicę karczmarza. 

Były one wprawdzie połączone z ostrzeżeniem, ale Parwal nie przejął się nim ani pełnymi obaw spojrzeniami ciemnowłosej pomocnicy karczmarza. 

Oczywiście nie lekceważył go, zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie było żadnego zagrożenia to potwór od dawna gryzłby glebę

Tnij. W zasadzie wystarczy: Oczywiście, nie lekceważył go.

Ale w końcu od tego byli rycerze by wybawiać innych od takich strapień, zwykłe życie było wystarczająco ciężkie. 

Straszny Geralt z tego rycerza: Ale w końcu od tego są rycerze, by wybawiać innych od takich strapień.

O ile oczywiście porzuci los błędnego rycerza, bo wcale nie był do tego pomysłu przekonany.

Hmmm.

nie miał powodu by męczyć wierzchowca

Nie miał powodu męczyć wierzchowca.

rześkim rannym powietrzem wdzierającym się do płuc

To "wdzieranie" strasznie się gryzie z przyjemnością, której rycerz ma zaznawać. To powietrze, nie ksenomorf.

Gdy droga zakręciła po raz kolejny, zobaczył przed sobą Wielką Górę.

A co ją zasłaniało?

Robiła wrażenie. Faktycznie była duża, wydawało mu się też, że dostrzega wychodzące z niej opary.

Tnij. Opary mogą się unosić, ale wychodzić?

zmitygował się szybko, nie chciał niepotrzebnie krzywdzić zwierzaka

?

On sam, tak jak i Parwal nie zaznał w ostatnim czasie zbyt wielu luksusów. 

"On sam" wskazywałoby tu na rycerza. Prościej: Żaden z nich nie miał ostatnio lekko.

Nie wypadało by 

Nie wypada, by.

Podróż do podnóża Wielkiej Góry zajęła mu krócej niż się spodziewał.

Trwała krócej albo zajęła mniej czasu.

Gdy zadarł głowę wydało mu się, że dostrzega jaskinię, która miała być kryjówką potwora.

Gdy zadarł głowę, wydało mu się, że dostrzega jaskinię, która miała być kryjówką potwora.

Nie był pewien czy smok jest w środku, ale zakładał, że trawienie skradzionej owcy musi mu trochę zająć.

Nie był pewien, czy smok jest w środku, ale zakładał, że trawienie skradzionej owcy musi potrwać.

Góra była szara, miejscami poprzecinana rzadkimi pasami zieleni.

Góra nie bardzo może być poprzecinana. Szarość góry mogą przecinać pasma zieleni.

– Cóż, nie weźmiesz udziału w walce – poklepał go po pysku

– Cóż, nie weźmiesz udziału w walce. – Poklepał go po pysku.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło końcówkę:

 

Ruszył pieszo, przeszedł ledwie kilka kroków nim napotkał dość makabryczny widok.

Ciach: Ruszył pieszo i kilku krokach napotkał makabryczny widok.

Cel był oczywisty – ostrzec i zastraszyć. 

Hmm?

Zaczął powoli iść pod górę. Szedł niespiesznie, nie chcąc się przedwcześnie zmęczyć. 

Ciach: Niespiesznie szedł pod górę, nie chcąc się przedwcześnie zmęczyć. 

Miał nadzieję, że prowadzi ona do jaskini smoka, nie przewidział tego, że dotarcie tam będzie wymagało wspinaczki

Do czego odnosi się "ona"? Bo chyba nie do góry: Miał nadzieję, że ścieżka prowadzi ona do jaskini smoka, nie przewidział wspinaczki.

Odwrót z tego powodu byłby naprawdę zawstydzający. 

Nie brzmi to dobrze. “Naprawdę” nie jest wzmacniaczem (jeszcze). Może: Wracać tylko dlatego… to byłby straszny wstyd.

Wyobraził sobie drwiące spojrzenia jakimi obrzuciliby go mieszkańcy miasta, pogardliwy wzrok burmistrza, rozczarowanie pomagającej w karczmie dziewczyny. Pewnie nawet ten pastuszek pozwoliłby sobie na kpiącą uwagę.

Ciach: Wyobraził sobie drwiące spojrzenia mieszkańców miasta, pogardliwy uśmiech burmistrza, rozczarowanie posługaczki. Pewnie nawet pastuszek pozwoliłby sobie na kpiny.

Przez te rozmyślania na temat swojej możliwej porażki omal nie ominął leżącej na ścieżce skrzyni.

Ciach: Przez te rozmyślania omal nie przegapił leżącej na ścieżce skrzyni.

Dotknął ich, wyglądały na autentyczne.

Czyli? Jak wyglądały pod dotknięciem?

Nietrudno było dojść do tego jak się tu znalazły. Musiał je zostawić smok. Bestia była sprytna. 

Nietrudno było dojść do tego, jak się tu znalazły: z pewnością zostawił je smok. Bestia była sprytna. 

Parwal zastanawiał się, czy te skarby zostały przygotowane specjalnie dla niego, skoro nie zadziałała groźba, to może potwór postanowił spróbować przekupstwa, czy też miały po prostu zniechęcać takich jak on do rozprawy ze smokiem. 

Hmmm. 

Jeśli ta druga możliwość była prawdziwa i gdyby wieść się rozniosła to nawet smokowi zabrakłoby kiedyś bogactw.

Możliwość nie jest prawdziwa, tylko zachodzi: Jeśli tak, i gdyby wieść się rozniosła, to nawet smokowi zabrakłoby kiedyś bogactw.

strach mieszkańców miasta miał się ku końcowi

Teatralne i słabo się łączy z poprzednim zdaniem.

chociaż nie miał pojęcia czy smoki potrafią tworzyć iluzje,

Ciach: Nie miał pojęcia, czy smoki potrafią tworzyć iluzje.

Ścieżka zwężała się. Parwal mocno się zaniepokoił. Musiał zwolnić, zaczynało się robić coraz cieplej. Poczuł, że poci się pod zbroją. Zaczęło się też robić coraz bardziej stromo. Poczuł suchość w ustach, zachciało mu się pić.

Staccato nie buduje napięcia, poza tym nie jest to obrazowe: Ścieżka była coraz węższa i Parwal musiał zwolnić. Kaftan pod zbroją miał mokry od potu, robiło się cieplej i coraz bardziej stromo. Zachciało mu się pić.

Za chwilę ścieżka ponownie się rozszerzyła

Po chwili, albo kawałek dalej.

momentami mijał całkiem duże głazy.

"Momentami" wytnij, zbędne.

Widział już swój cel

Zaimek zbędny.

Prezerwa nie była długa, ale jedno złe postawienie stopy, zachwianie się, czy potknięcie na uciekających spod nóg kamykach i runąłby w przepaść. 

Przepaść nie była szeroka, ale jeden fałszywy krok na tym gołoborzu i runąłby w dół jak kamień.

Był wysoko, bardzo wysoko.

To nie "Szczęki".

Szanse na przeżycie upadku z nie były duże. Może zresztą lepiej było go nie przeżyć

Zbędne. Czytelnik wie, że spadanie w przepaść jest niekorzystne dla zdrowia.

Parwal wziął głęboki oddech, wybrał miejsce, w którym chce wylądować, cofnął się o kilka kroków i skoczył.

Chciał, ale lepiej: Parwal wziął głęboki oddech, wybrał miejsce lądowania, cofnął się o kilka kroków i skoczył.

Zrobił kilka gwałtownych wdechów

? I – pewnie sobie nieźle obił te kolana…

Dodało mu to wiary w siebie. To był jego dzień.

Zapewniające i angielskie.

zrobiło się naprawdę gorąco

"Naprawdę" jest niestylistyczne i zbędne.

ale choć czuł, że wciąż ma dużo siły, nie chciał niepotrzebnie marnować energii

Na niesmażenie się na słońcu, bo to chyba próbujesz opisać? Na tym Krzyżacy przegrali pod Grunwaldem.

 Próbował przebić wzrokiem panującą w niej ciemność, ale nie udało mu się, chociaż miał wrażenie, że dostrzega zarys ciała potwora.

Hmmm?

Szykuj się na śmierć smoku! Nadszedł czas byś zapłacił za swoje zbrodnie!

Szykuj się na śmierć, smoku! Nadszedł czas, byś zapłacił za swoje zbrodnie!

Wyciągnął miecz i ruszył w kierunku ciemności. Kamienie chrzęściły pod jego stopami. Gdy tylko wkroczył do jaskini napotkał ogień.

Wyciągnął miecz i ruszył w ciemność. Kamienie chrzęściły mu pod stopami. Gdy tylko wkroczył do jaskini, napotkał ogień.

Anzelm uchylił kapelusz.

Uchylił kapelusza. Albo zdjął kapelusz, bo to przecież ten pastuszek…

zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do krawędzi drogi

Zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do krawędzi drogi.

 Nim zdążył to zrobić na ziemię koło niego spadło spalone ciało.

Zanim zdążył to zrobić, na ziemię koło niego spadło spalone ciało.

Pobliskie owce uciekły w popłochu, jakby w środek stada dostał się groźny wilk. 

Prościej i sensowniej: Owce rozpierzchły się w popłochu.

Nie był pewien czy Aeragia widzi go, ale wiedział, że tam jest.

Nie był pewien, czy Aeragia go widzi, ale wiedział, że tam jest.

Było niemożliwe do rozpoznania, ale wiedział kto to jest. 

Znowu taka sama konstrukcja: Było spalone na skwarkę, ale domyślał się, z kim ma do czynienia.

Przetrwało też coś jeszcze.

"Też" zbędne.

Po podziale ledwie co zostanie mu zrekompensowana utrata Chmurki.

Bardzo nieładne zdanie – i jakie on ma stosunki z tym smokiem? Po podziale ledwo wyjdzie na swoje. Chmurka była warta więcej.

Anzelm powiódł po nich wzrokiem.

Spojrzeniem.

Same widzicie jakie są skutki walki ze smokami 

Same widzicie, jakie są skutki walki ze smokami.

 

Łooooj… nie proś, nie nudź, hreczkosieju. Strasznie wszystko dookreślasz, a ja i tak nie widzę, jak to wygląda, bo dookreślasz to bardzo abstrakcyjnie – tu nie ma nawet kolorów, tylko rycerz błędny, wlokący się przez życie i wyjaśniający rzeczy oczywiste. Do utentegowanego zgonu. Który wcale taki oczywisty nie był, bo a nuż, a widelec?

 

Masz duży problem z rytmem tekstu: zdania ciągną się i ciągną, i ciągną… i wszystkie są do siebie takie podobne… zwłaszcza, że masz kilka ulubionych słów, które powtarzasz przy każdej okazji ("uporać się" – nie liczyłam). Nadużywasz też didascaliów, co trochę szpeci dialogi. Ale w ogóle – wiele rzeczy streszczasz, nie pokazujesz scenką, tylko zapewniasz, że coś tam się zdarzyło. I to, niestety, są te momenty, które odmalowałyby świat. Gdyby były. A potrafisz dodać szczegół (choćby tę dziewczynkę – byłaby fajna, gdyby miała jakieś umocowanie w tekście, a nie miała). Albo ci zbójcerze – po co tu byli? Co mieli do smoka? Dobór słów jest raczej przypadkowy – znaczą raczej to, o co Ci chodzi, ale nie wydaje mi się, żebyś zwrócił uwagę na konotacje. Interpunkcja tu i ówdzie kuleje, są literówki.

 

Początek tekstu, z przebłyskującym nieśmiało bardzo ironicznym humorem, wskazuje na gustowną komedię, która niestety dalej zupełnie się rozjechała. Został tylko sapkowski cynizm, ale bez sapkowskiego dowcipu. Szkoda trochę tego pomysłu, bo niby postawiłeś oczekiwania czytelnika na głowie, co się zawsze chwali, ale to stanięcie na głowie jest nagłe i nijak nie wynika z reszty tekstu.

 

Podsumowując – hmmmm…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ten łotr, Szewczyk Dratewka, dla niepoznaki nazywany Anzelmem, był w zmowie ze smokiem Aeragią! Hucpa! No proszę, jak to się te bajki pozmieniały…

Czytało się miło, jednak masz lekcje do odrobienia. Ich temat, to warsztat pisarza. Dodatkowo, po oczach aż bije, naiwność Parwala. Domyślam się, że błędnym rycerz jest błędny, ale błędny nie oznacza obłąkany. Jego naiwność spłyciła opowieść.

I zmieniłbym imię. Parwal, jakoś tak… zlewa się z tekstem. 

Nowa Fantastyka