- Opowiadanie: MoID - Niedźwiedziołak

Niedźwiedziołak

Moje pierwsze opowiadanie pisane dla kolegi z jego doświadczeń. W sumie to nawet fajna postać, druid w przyszłości. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Niedźwiedziołak

Kraków, rok 2177.

Po wielkiej wojnie, wymierzonej w „Matkę Naturę”, zwierzęta i leśne byty muszą się chować przed niszczycielskim wpływem ludzkich istot. Ale nie wszyscy chcą mordować te wspaniałe stworzenia. Jeden z nich, potomek starożytnych druidów, dostaje misję od samego Boga: „Grzegorzu musisz odnaleźć dwa ostatnie niedźwiedzie polarne i skonfrontować się z nimi. Pamiętaj, że nie wolno ci im zrobić żadnej krzywdy”. Po wybudzeniu z tego proroczego snu, nasz bohater od razu składa ręce do modlitwy i dziękuje Panu: „Panie, jako „Ostatni z rodu” zrobię wszystko co w mojej mocy aby wykonać tę misję”.

Po długiej podróży do stolicy kraju, potomek druidów próbuje w lasach blisko Warszawy, znaleźć dwa ostatnie niedźwiedzie polarne, które uciekły z ostatniego transportu przeznaczonego na śmierć. Po kilku dniach udaje mu się znaleźć ich tropy, które po kilku kilometrach urywają się. Ale, dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom i rozumieniu mowy: drzew, strumyków, kamieni i ptaków, próbuje znaleźć dalszą do nich drogę.

– Ptaki wskazują mi kierunek południowy, ale strumyk mówi mi, żeby udać się w kierunku wschodnim, natomiast ułożenie kamieni wskazuje na kierunek zachodni. Gdzie iść jak tyle sprzeczności w naturze? Wiem! Moje magiczne runy!

Grzegorz kreśli na kamieniu swoje runy, naprowadzające go na dobre ścieżki i rzuca go przez lewe ramię. Spadający kamień zaczyna lśnić na jasno-zielono, wibruje, podnosi się i lewituje w dobrym kierunku.

– A więc wschód!

Słońce zaczyna chylić się ku zachodowi. Grzegorz pali ognisko i zaczyna patrzeć w ogień. W nim widzi jaka jest droga do skonfrontowania się z tymi wielkimi istotami. Ogniste elementale, które zaczynają w ogniu tańczyć, dają mu siłę i nadzieję na następne dni. Po przebudzeniu widzi małą sowę, która przysiadłą na gałęzi drzewa.

– A więc w tym lesie jest was więcej, nie zostałyście wszystkie wymordowane przez mój skarłowaciały gatunek! Sówka zaczyna pohukiwać z cicha. On zaczyna rozumieć co też „Symbol Mądrości” ma mu do przekazania.

– Jeśli tak mówisz to tak najprawdopodobniej jest – odpowiada sowie.

Po skończonym śniadaniu, magicznie czyści ognisko i udaje się na dalsze poszukiwania. Droga przez las jest ciężka, nie ma w nim wytyczonych ścieżek, ale on się tym nie przejmuje, z uśmiechem idzie przez coraz ciemniejszy i gęstszy bór. Widzi w nim coraz więcej magicznych istot, które zaalarmowane jego krokami, ciekawskimi spojrzeniami przyglądają mu się. Driady i Leśne Nimfy zaczynają mu śpiewać , aby umilić mu dalszą drogę, nawet ciekawskie leśne skrzaty wyglądają z mieszkań i wskazują mu dobrą ścieżkę. A musicie wiedzieć, że nikt tak jak leśne ludki nie potrafi wskazywać drogi zagubionym i błąkającym się wędrowcom.

Słońce stało z zenicie, gdy „Ostatni z rodu” powiedział:

– Czas coś zjeść.

Otworzył swój worek i już miał do niego sięgać, gdy zobaczył, że worek jest dziurawy. Całe jedzenie wysypało mu się z worka i został tylko słoiczek z magicznym miodem.

– Chociaż tyle! Będzie czym przywabić niedźwiedzie, ale głodu nie mam czym ugasić. Wiem, może znajdę w lesie: jagód, poziomek i może jeszcze coś orzechów – pociesza się. – Tylko to by się wiązało z zejściem ze ścieżki. Po przejściu kilkudziesięciu metrów widzi małą grzędkę poziomek. Z ochotą klęka i zbiera parę z nich, syci swój głód i postanawia, że w drodze powrotnej też tu zawita.  Gdy już ma zamiar wstawać, patrzy na drzewo i jego oczom ukazuje się Leśny Ent. Spoglądając do góry widzi uśmiechniętą twarz drzewa, które dowiedziało się od leśnych bytów, że jakiś człowiek penetruje jego las.

– Witaj Wiekuisty! – mówi i kłania się nisko. Gałęzie Enta zaczynają oplatać mu się na całym jego ciele.

– A czego istota ludzka szuka po lasach? – zadaje pytanie Wiekuiste Drzewo w swoim języku.

– Dostałem misję od samego Boga, aby w tym lesie odnaleźć dwa niedźwiedzie polarne. I Pan powiedział, że muszę je spotkać i stoczyć z nimi bój. Ale nie mogę zrobić im żadnej krzywdy.

– A więc walka z dwoma braćmi? Czy jesteś na nią przygotowany? – dalej pyta Wiekuisty.

– Mam wszystko czego mi potrzeba! Tylko szukam ich od jakiegoś czasu, a oni zawsze mi uciekają – odpowiada Grzegorz.

– Ja nie jestem w stanie ci pomóc, ale mogę wysłać kogoś z moich małych braci, aby je odnalazły – odpowiada mu Ent.

– Jeśli tak, to był bym rad z twojej pomocy! O Wiekuisty! – mówi Grzegorz i kłania się nisko. Ent zaczyna coś szeptać i z jego korony wylatują małe i duże ptaki. A ich śpiew niesie się długo poprzez las. Nagle potomek druidów słyszy z oddali dwa urywane ryki. Wie już czyje są to ryki, patrzy w tamtym kierunku i widzi coraz gęstszy bór. Gałęzie Enta opadają z jego ciała i jest wolny.

– Będziesz musiał okrążyć ten zagajnik i pamiętaj, żadnemu z drzew nie może stać się krzywda z twojej strony! – mówi Ent.

– Dobrze zrobię, jak każesz. Jeszcze raz bardzo dziękuję, wielce mi pomogłeś. Czy jest coś, co dla ciebie mogę zrobić? – zadaje pytanie Grzegorz.

– Tak. Jest jedna rzecz. Postaraj się przeżyć to spotkanie z braćmi. Nie chcę widzieć twojego ciała, jak gnije i zanieczyszcza już i tak zniszczony las – mówi Wiekuiste Drzewo i udaje się tylko w sobie znanym kierunku.

Druid Grzegorz od razu rusza na dalsze poszukiwania swojego przeznaczenia. Po przejściu pół kilometra, widzi świeże ślady pary niedźwiedzi. Każdy jego następny krok stawiany jest z wielką ostrożnością i w wielkim skupieniu, aby tylko nie zaalarmować dwóch wielkich istot.

– Musze się jakoś do nich podkraść. Muszę być dla nich niewidzialny. Tylko jak? – pytał sam siebie Grzegorz.

– Wiem, pozbieram gałęzi i zrobię sobie z nich „ maskowanie”.

Potomek druidów zaczął szukać gałęzi, ułożył z nich mały stosik i zaczął przetrząsać ten swój skarb. Wiedział, że nie może złamać, żadnej nowej, z żadnego drzewa. Miał w pamięci słowa Wiekuistego Enta. Już ubrany w drzewny płaszcz niewidzialności, zaczął się skradać do legowiska dwóch wielkich istot. Co krok słyszał jak dwa niedźwiedzie polarne porykują jeden na drugiego. Gdy wyjrzał z za małego krzaka pod którym był schowany, ujrzał: dwa wielkie, białe jak śnieg niedźwiedzie polarne, które były zajęte konsumpcją jakiegoś małego leśnego zwierzątka. Grzegorz wyjął ze swej torby słoiczek miodu i odkręcił zakrętkę. To co było później przeszło do historii. Dwaj bracia od razu podnieśli swoje głowy i zaczęli węszyć .

– Co tak ładnie pachnie? – zapytał się niedźwiedź brata.

– Nie wiem, ale bym zjadł… – odpowiedział mu brat.

Grzegorz postawił słoiczek z miodem i próbował okrążyć te dwie monstrualne bestie. Stawiał swoje kroki bardzo ostrożnie, aby niedźwiedzie nie zorientowały się o jego obecności, czekał na właściwy moment i właściwe miejsce. Tuż za niedźwiedziami zobaczył duży głaz na który postanowił się wspiąć, parę podciągnięć, parę ruchów rękami i już był na wyłomie skalnym. Dwie istoty podeszły pod słoiczek z miodem i powoli wylizywały ze słoiczka słodki miód, który nie był zwykłym miodem, ten, który go spróbował od razu stawał się potulniejszy dla tego kto go zostawił i podarował. Grzegorz widząc zaistniałą sytuację i to, że niedźwiedzie wylizały już cały miód zaczął krzyczeć „magiczne słowa”, które miały je uśpić:

– Miodojady! Miodojady! – krzyczał w leśnej głuszy. Reakcja była natychmiastowa. Ryk dwóch wielkich istot niósł się przez las. Niedźwiedzie widząc go wystawiły od razu swoje długie pazury, ale on miał ochronę. Po prostu był wyżej niż oni. Nagle jeden z nich ruszył z całą swoją siłą i dzikością atakować Grzegorza. Zaczął uderzać całym swoim ciałem w skałę. Nie przestraszyło to druida, który stał wyprostowany i patrzył prosto w jego dzikie oczy. Grzegorz poczuł jakąś dziwną siłę, która wtargnęła mu w duszę i zaczęła go zmieniać. Wygiął się w tył i poczuł, że zaczyna rozumieć tę dzikość w sobie, że jest ona dla niego jego pierwotną naturą, tak bardzo zapomnianą w czasach w których przyszło mu egzystować. Opadł na skałę i dalej wpatrywał się w furię jaką jeden z braci rozpętał. Tylko, że drugi z braci kroczył dumnie i nie interesowało go to, że Grzegorz w ogóle jest na skale.

– Przyszedłem tu aby nad wami panować! – wykrzyczał, co spowodowało natychmiastową reakcję drugiego z braci. Jego chód i kołysanie ciałem mówiło – zaczekaj, aż mój brat z tobą skończy, potem ja się tobą zajmę. A Grzegorz patrzył coraz dłużej w ciemne oczy bestii i dziczał coraz bardziej. Ale słodki miód zaczął już działać i ruchy obu niedźwiedzi stawały się coraz bardziej senne i coraz powolniejsze.

– Jeszcze z pięć minut i oba padną – mówił do siebie i nie przestawał patrzeć im w oczy. Zdawało mu się, że na jego ciele zaczyna rosnąć sierść. Czuł jak każda jego część transformuje się i nawet jego dłonie zaczęły rosnąć i okrywać się białą sierścią. Gdy po jakimś czasie zobaczył, że nie stoi prosto, ale ma postawę niedźwiedzia. Stało się! Grzegorz stał się tym z czym przyszło mu walczyć, podniósł łeb do góry i zaryczał jak dzika, ogarnięta szałem bestia. Po tym ryku, ujrzał dwa śpiące, białe wielkie cielska. Popatrzył czy śpią i zszedł ze skały. Czym prędzej udał się jak najdalej od bestii. Jego zmysły były wyostrzone, widział więcej i czuł więcej. Był szybszy, silniejszy i zwinniejszy niż w formie człowieka. Ale po jakimś czasie padł ze zmęczenia i wpadł w sen. Widział w nim różne kształty, które płynęły i próbowały zmienić go na powrót w człowieka, usłyszał głos, który mówił mu, że jeśli zajdzie taka potrzeba to będzie z powrotem mógł się transformować. Poczuł szarpnięcie i obudził się w leśnej chatce. W niej, na krześle siedziała stara kobieta.

– O, już się obudziłeś. Witaj wśród żywych – powiedziała kobieta i mocno tupnęła nogą. Grzegorz obudził się już do końca i nawet zapomniał resztki snu, które jeszcze były pod powiekami.

– Znalazłam cię, jak byłeś niedźwiedziem – powiedziała i promiennie się do niego uśmiechnęła.

– Ja też byłem zdziwiony – powiedział potomek druidów.

– Nic nie pamiętam od czasu transformacji. Jak długo tu jestem?

– Parę dni. Poiłam cię najlepszymi miksturami wzmacniającymi. Wiem, że dostałeś tę misję od samego Boga. We śnie majaczyłeś i wiem też, że spotkałeś Wiekuiste Drzewo.

– Tak spotkałem je. Pomogło mi w wyprawie.

– A więc dostaliśmy silnego sprzymierzeńca, w walce o to, aby Matka Natura jednak nie wyginęła do końca.

– Wiem, że ona nie zginie. Nie pozwolę na to! – powiedział Grzegorz, po czym zadał pytanie:

– Kim jesteś dobra kobieto? – Jestem jedną z prastarych Szamanek strzegących sekretów Matki Natury. Nie bój się, jeszcze parę dni i wydobrzejesz, a teraz odpoczywaj, sen pomoże ci odnaleźć właściwą drogę.

Grzegorz położył głowę na posłaniu i zapadł w spokojny sen. Śniła mu się piękna rzecz, a mianowicie: koniec wojny człowieka z Matką Naturą, po którym ujrzał piękne słońce i dzikie ptaki latające po czystym niebie.

KONIEC

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Gratuluję tutejszego debiutu i to już w dniu rejestracji. :)

Bardzo pozytywnie o sobie piszesz, brawa. :) Witaj zatem na Portalu! :)

Zachęcam do przejrzenia działu Publicystyka – są tam poradniki językowe, a także – dla Nowicjuszy – autorstwa Drakainy, w HP także jest pomocny wątek na temat zapisu dialogów (obecnie w Twoim opowiadaniu wymagają one jeszcze poprawy).

 

Ze spraw technicznych (to zawsze są tylko wątpliwości i sugestie do przemyślenia, ostateczną decyzję podejmuje zawsze Autor):

Trzeba jeszcze dokładnie przejrzeć cały tekst i nanieść poprawki, ponieważ zdarzają się literówki (np.: Po przebudzeniu widzi małą sowę, która przysiadłą na gałęzi drzewa; Słońce stałozenicie, gdy „Ostatni z rodu” powiedział (…); – Musze się jakoś do nich podkraść),

a także powtórzenia (np. : Widzi w nim coraz więcej magicznych istot, które zaalarmowane jego krokami, ciekawskimi spojrzeniami przyglądają mu się. Driady i Leśne Nimfy zaczynają mu śpiewać , aby umilić mu dalszą drogę, nawet ciekawskie leśne skrzaty wyglądają z mieszkań i wskazują mu dobrą ścieżkę).

Bardzo istotna jest również zgodność czasów – tutaj przeważa teraźniejszy, który nagle, przy opisie tych samych wydarzeń, zmienia się w przeszły – czemu? :

Driady i Leśne Nimfy zaczynają mu śpiewać , aby umilić mu dalszą drogę, nawet ciekawskie leśne skrzaty wyglądają z mieszkań i wskazują mu dobrą ścieżkę. A musicie wiedzieć, że nikt tak jak leśne ludki nie potrafi wskazywać drogi zagubionym i błąkającym się wędrowcom.

Słońce stało z zenicie, gdy „Ostatni z rodu” powiedział:

– Czas coś zjeść.

Otworzył swój worek i już miał do niego sięgać, gdy zobaczył, że worek jest dziurawy. Całe jedzenie wysypało mu się z worka i został tylko słoiczek z magicznym miodem.

 

Przy okazji w tych ostatnich zdaniach znowu są liczne powtórzenia:

Otworzył swój worek i już miał do niego sięgać, gdy zobaczył, że worek jest dziurawy. Całe jedzenie wysypało mu się z worka i został tylko słoiczek z magicznym miodem.

 

 

Wiem, może znajdę w lesie: jagód, poziomek i może jeszcze coś orzechówpociesza się. – nie do końca pasuje tutaj składnia zdania, a do tego nagle czas znowu wraca do teraźniejszego – czemu?

 

Z ochotą klęka i zbiera parę z nich, syci swój głód i postanawia, że w drodze powrotnej też tu zawita.  Gdy już ma zamiar wstawać, patrzy na drzewo i jego oczom ukazuje się Leśny Ent. – między tymi dwoma zdaniami jest za dużo spacji

 

– Witaj Wiekuisty! – mówi i kłania się nisko. – kolejna kwestia, warta zapamiętania – przy Wołaczu wymagany jest przecinek.

– Kim jesteś dobra kobieto? – tu podobnie

 

A zatem interpunkcja i powtórzenia oraz dialogi – do generalnej poprawy, ja już reszty nie wypisuję.

 

Gdy wyjrzał z za małego krzaka pod którym był schowany, ujrzał: dwa wielkie, białe jak śnieg niedźwiedzie polarne, które były zajęte konsumpcją jakiegoś małego leśnego zwierzątka. – tu mamy błąd ortograficzny

 

 

Z pewnością pomysł zasługuje na pochwałę, natomiast po przeczytaniu całości odnoszę wrażenie, że Twoje opowiadanie jest swego rodzaju streszczeniem, planem do większego rozwinięcia w obszerną powieść/cykl rozdziałów. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Bardzo ciekawe opowiadanie. Zastanawiam się jednak nad tym czy proroczy sen od Boga, który skierowany jest do druida ma sens. Jeśli mówimy tu o Bogu, przez duże “B”, zakładam że chodzi o boga chrześcijańskiego, który stał w opozycji do mistycyzmu, magii i druidów. Może się myle ale poza tym to bardzo fajne.

Nowa Fantastyka