- Opowiadanie: DANTE_601 - Zasłona #1 - Ils ne passeront pas!

Zasłona #1 - Ils ne passeront pas!

Opowiadanie to jest inspirowane stworzoną przeze mnie sesją RPG w systemie “Never Going Home – Bez Powrotu”, którą przeprowadziłem moim przyjaciołom.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zasłona #1 - Ils ne passeront pas!

Ils Ne Passeront

Ils ne passeront pas!

03.11.1916, gdzieś pod Verdun

Twarda kolba Lebela uwierała młodzieńca w bark. Mijała właśnie ostatnia godzina jego warty na zachodnim okopie. Nagle usłyszał cichy dźwięk wiatru, jakby szept:

– Czas to zakończyć… – Obejrzał się, lecz dostrzegł tylko śpiących towarzyszy. – To już koniec…

Usłyszał wtedy odgłosy kroków. Wiedział, że nie są to odgłosy towarzysza zajadającego się łapczywie czymkolwiek, co wpadło mu w ręce. Mokre buty i onuce, o ile ktoś je miał, w kontakcie z błotem zalewającym okopy brzmiały jak mlaskanie przypominające o jedzeniu.

Za jego plecami rozległ się głośny wrzask:

– Jean Morel! Do mnie!

Dwudziestodwulatek ześlizgnął się po nasypie okopu, po czym zasalutował oficerowi.

– Za mną! – wrzasnął wyższy stopniem, odwrócił się i pomaszerował w stronę bunkra.

Jean Morel był poborowym urodzonym w roku 1894. Surowe warunki nie były mu obce. Wychowanie na francuskiej prowincji, w małej wsi, przez samotnego ojca zahartowało go. Matka zmarła, gdy miał cztery lata. Ciężka kowalska dłoń ojca nieraz doprowadzała go do łez. Wojna – czy to z przymusu, czy z woli – była jedynym sposobem na wyrwanie się z wioski.

Jean stanął w progu fortyfikacji wykonanej głównie z drewna i ziemi. Można by rzec, że było tam wręcz przestronnie. Pośrodku pomieszczenia stał masywny stół, na którym pośród świec rozłożono mapy linii frontu. Bitwa pod Verdun ciągnęła się od wielu miesięcy i wszyscy byli nią zmęczeni, tak Francuzi, jak i Niemcy. Jednak walki trwały też gdzie indziej. Wśród żołnierzy krążyły plotki i pogłoski o rzezi, jaka dokonała się pod Sommą. Ci bardziej przesądni mówili, że to, co się tam wydarzyło, spowodowało rozdarcie Zasłony. Morel słyszał od starych weteranów bzdury o żołnierzach, którzy postradali zmysły przez szepty zza Zasłony. Opowieści o kompanach zjadanych nocą przez szczury, a rankiem rzucających się na współtowarzyszy, kierowanych głodem krwi. Legendy o maniakach, którzy w szeptach odnajdywali źródło mocy.

– Podejdź tu, synu. – Znacznie łagodniej odezwał się jeden z oficerów obecny już wcześniej w bunkrze. – Jean Morel, nie mylę się, prawda?

– Tak jest, panie… – Młody zerknął na naramiennik na pagonie oficera. – Panie poruczniku.

– Dobrze. Dwa tygodnie temu byłeś członkiem grupy wykonującej zwiad na ziemi niczyjej. Niestety, muszę cię poinformować, że jesteś jedynym żywym członkiem tej grupy. Mamy serdecznie dość Szwabów i szykujemy ofensywę, jednak potrzebujemy dokładnych danych kartograficznych ich umocnień i modyfikacji, które wprowadzili od ostatniego zwiadu. Nie możemy tego zrobić z powietrza przez zadymienie terenu i obronę przeciwlotniczą. – Porucznik przesunął palcem po mapie, wskazując konkretny obszar umocnień. – Kapral Jules Delatour, kartograf, stworzy nowe mapy. Ty masz go poprowadzić. Waszym zadaniem jest doprowadzenie Delatoura jak najbliżej niemieckich pozycji i dostarczenie do sztabu gotowych danych. Zrozumiałeś, żołnierzu?

– Wszyscy zginiecie…

– Halo, żołnierzu, mówi się do was?! – wyrwał Morela z zamyślenia zirytowany głos oficera, który go tu przyprowadził.

– Tak, przepraszam. Wszystko rozumiem.

Po tych słowach jeden z adiutantów podał Jeanowi trzy granaty: dwa dymne i jeden odłamkowy. Porucznik znów zabrał głos:

– No, synu, cała nadzieja ofensywy spoczywa w danych, które dostarczycie. Powodzenia. Ruszacie za pół godziny.

Po przekroczeniu pierwszej linii zasieków z drutu kolczastego, stąpając po trupie jednego z Francuzów, Morel i Delatour schowali się za wrakiem czołgu. Jean kojarzył starszego podoficera. Jules był około czterdziestoletnim mężczyzną, lecz twarz miał przeoraną licznymi zmarszczkami tak, że wyglądał znacznie starzej. Morel słyszał, jak Delatour mówił o Zasłonie: „To nie żadna nowość. Istniała od zawsze. Nasi przodkowie znali ją dobrze – lękali się jej, próbowali ją udobruchać, czasem nawet oddawali jej cześć. Inni próbowali ją wykorzystać, jakby była narzędziem. Ale to, co wydarzyło się nad Sommą… to nie była zwykła rzeź. Tamta krew, ten krzyk – to wszystko rozdarło Zasłonę. I teraz coś z tamtej strony się budzi. Na razie słyszę tylko szepty. W mojej głowie. Ale to dopiero początek… Niech Bóg nas chroni przed tym, co jeszcze może przez nią przejść.”

– Przed nami lej po wybuchu – powiedział Morel. – Jakieś czterysta metrów w tamtym kierunku. To chyba najlepsze miejsce.

W połowie drogi do wyznaczonego punktu Jean dostrzegł ruch. Pięć postaci przemykało nad linią zwałów ziemi. Nagle, tuż przed samym celem, padł strzał. Delatour runął na mokrą ziemię jak rażony piorunem. Szeregowy podbiegł do kaprala, ale ten już nie żył. Grad kul z obu stron ziemi niczyjej nagle zalał wszystko w zasięgu wzroku. Morel wskoczył do krateru po wybuchu. Leżał skulony, przyciskając do piersi karabin. Po pewnym czasie salwy ucichły. Ale nie wszystko umilkło. Jean znów to słyszał – mlaskanie. Wiedział, że postacie, które widział, nie były przywidzeniem. Szli po niego. Czuł, jakby jego skronie ściskało wielkie imadło.

– Oddaj się nam… Przyjmij nasze błogosławieństwo…

Niemiecki oddział, pewny, że ma na widelcu francuskiego zwiadowcę, ruszył w jego stronę. Friedrich Keller, najmłodszy z oddziału, pozostawał jednak w tyle – ze strachu i z powodu dudnienia w uszach po niedawnym ostrzale. Żołnierze otoczyli lej, w którym znajdował się wróg. Cisza tej nocy była tak głęboka, że mogli usłyszeć cichy, niezrozumiały szept wydobywający się z rozpadliny. Widok, który ujrzeli, zmroził im krew w żyłach. Młody Francuz siedział na dnie krateru z rozpostartymi rękami, których żyły najpewniej otworzył bagnetem. Żył jednak. Szeptał coś do siebie. Nagle poderwał się i, wyciągnąwszy dłoń w stronę jednego z Niemców, wykrzyczał:

– Vareth'ka nur ezkal drim'ash!

W tej samej chwili krew uformowała się w pocisk, który przeszył żołnierza na wylot. Morel nie zważał na kule wbijające się w jego ciało. W krwawym tańcu eliminował jednego Niemca po drugim. Całej makabrze przyglądał się Keller. Monstrum w końcu i jego dostrzegło. Friedrich próbował się czołgać ku osłonie, lecz karabin zaciął się jak na złość. Gdy potwór wyciągnął w jego stronę dłoń, ciało Morela nagle runęło. Było zupełnie wysuszone. Chwiejąc się na kolanach, Jean wyszeptał:

– Ils ne passeront pas! – po czym upadł twarzą w ziemię.

O świcie Friedrich Keller, jedyny ocalały, powrócił do niemieckich umocnień. Wyglądał jak definicja człowieka złamanego wojną. Blady, przerażony, oszołomiony. Nie pozwalał się nikomu dotknąć. Nie mówił. Nocny koszmar odebrał mu człowieczeństwo, rozum i mowę, ale pozostawił mu coś, co odtąd miało być jego przekleństwem – słuch.

– Czas to zakończyć… To już koniec…

Koniec

Komentarze

Cześć, DANTE_601

Postanowiłem nie zwracać w ogóle uwagi na błędy w zapisie dialogów i wszelkie językowe niedogodności. Warstwa fabularna ciekawa, choć to zaledwie siedem tysięcy znaków. 

Widzę, że to Twój drugi tekst, który wrzuciłeś na portal. Proponuję spokojnie przejrzeć poradniki znajdujące się na NF, są bardzo pomocne dla początkujących. Tekst na plus. Szlifuj warsztat, to dobre miejsce. 

Pozdrawiam

Cześć Hasket,

Nie wiem czy fragment o ilości znaków ma interpretować na + czy na –, jednakże bardzo dziękuje z komentarz. Staram się pisać opowiadania, którymi sam bym się zainteresował.

Pozdrawiam

Tak, zdecydowanie na plus. Miałem na myśli to, że w krótkiej formie potrafiłeś zakreślić fabułę, co nie jest łatwe. Pozdrawiam.

Na początek podrzucam poradnik. Będzie łatwiej pisać dalej.

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Nie ma potrzeby rozdzielania akapitów, chyba że tworzysz podrozdział.

 

-Czas to zakończyć…– obejrzał się za siebie lecz dostrzegł tylko śpiących towarzyszy -To już koniec…

– Czas to zakończyć… – Obejrzał się, lecz dostrzegł tylko śpiących towarzyszy. – To już koniec…

 

Jeśli się oglądasz, to zawsze za siebie. 

 

 

Natenczas usłyszeć można było mlaskanie.

Co to ma do dialogu?

 

Dobrze wiedział, że nie są to odgłosy jednego z jego towarzyszy zajadającego się łapczywie czymkolwiek[, co] wpadło mu w ręce, jednak był to odgłos kroków.

 

Mokre buty i onuce, o ile w ogóle ktoś je posiadał, w kontakcie z błotem zalewającym okopy jak na złość imitowały dźwięk przypominający o ciągłym głodzie.

 

Mlaskanie przypomina raczej o jedzeniu, a nie o głodzie. 

 

Za jego plecami nagle rozległ się mocny wrzask:

Wrzask może być głośny, ale nie mocny. 

 

 

Dwudziestodwulatek ześlizgnął się po nasypie okopu po czym zasalutował oficerowi.

-Za mną! – wrzasną wyższy stopniem po czym odwrócił się i pomaszerował w stronę bunkra.

 

Jean Morel był urodzonym w 1894 r. poborowym.

Nie używamy skrótów w opowiadaniu. W roku.

 

Wychowanie na francuskiej prowincji, w małej wsi, przez samotnego ojca zahartowało go na długie lata.

Raczej bez na długie lata, bo on jeszcze nie żyje długie lata. Po prostu go zahartowało.

 

Jego matka zmarła gdy ten miał 4 lata.

Cyfry słownie piszemy. Po co ten zaimek?

 

Ciężka kowalska dłoń ojca nieraz doprowadziła go do łez.

O ile to nie zmarła matka dysponowała taką dłonią, to ta informacja powinna znaleźć się przy hartowaniu przez ojca. 

 

Udanie się na wojnę, z przymusu czy też własnej woli, było jedynym sposobem na wyrwanie się z wioski.

Woli.

 

Bitwa pod Verdun ciągnęła się już od wielu miesięcy i wszyscy byli już nią zmęczeni, tak F!!rancuzi jak i N!!!iemcy.

Nazwy narodów piszemy z dużej! Powtórzenie już.

 

Wśród żołdaków można było słyszeć plotki i pogłoski na temat rzezi[,] jaka dokonała się pod Sommą.

Żołdak ma znaczenie pejoratywne.

Ci bardziej przesądni mówili, że to co się tam stało[,] spowodowało rozdarcie Zasłony.

 

 

Bzdury o kompanach którzy przez noc zostali zjadani żywcem przez pchły i szczury a rankiem, kierowani głodem krwi, rzucali się na współtowarzyszy. 

Byli zjadani/zostali zjedzeni. 

 

 

– Podejdź tu synu – znacznie łagodniej powiedział jeden z oficerów będący już wcześniej w bunkrze. – Jean Morel, nie mylę się prawda?

Kropka po synu, znacznie z dużej. Będący już wcześniej w bunkrze brzmi dziwacznie. 

 

– Tak jest, panie … – młody zerknął na naramiennik na pagonie oficera – panie poruczniku.

 

Młody z dużej.

 

 

-Dobrze. Dwa tygodnie temu byłeś jednym z członków wykonującym zwiad na ziemi niczyjej. Niestety ale muszę cię poinformować że obecnie jesteś też jedynym żywym członkiem grupy zwiadowczej. Mamy już serdecznie dość szfabów i szykujemy ofensywę jednak potrzebujemy dokładnych danych kartograficznych ich umocnień i modyfikacji, które wprowadzili od ostatniego zwiadu. Nie możemy tego zrobić z powietrza przez duże zadymienie terenu i tę cholerną obronę przeciwlotniczą – porucznik przesunął palcem po mapie zaznaczając konkretny obszar umocnień – Kapral Jules Delatour, kartograf, stworzy nowe mapy. Zostaliście wyznaczeni do roli przewodnika. Waszym zadaniem jest doprowadzić Delatour-a jak najbliżej umocnień niemieckich oraz późniejsze dostarczenie nam do sztabu gotowych danych. Zrozumieliście żołnierzu?

Spacja po dobrze. Czemu członki wykonywały zwiad? ;D Może był członkiem grupy wykonującej zwiad? Szwab! – ortograf.

kropka po przeciwlotniczą i porucznik z dużej. 

Kropka po umocnień. 

Delaour’a lub Delaoura.

Zadaniem jest doprowadzenie. 

 

 

 

-Wszyscy zginiecie…

Spacja przed wszyscy.

 

-Halo żołnierzu, mówi się do was!?– wyrwał Morela z zamyślenia zirytowany głos oficera, który go tu przyprowadził.

Spacja przed halo. Wyrwał z dużej. Głos do przyprowadził?

 

-Tak, przepraszam. Wszystko rozumiem.

Spacja przed tak. 

 

Po tym gdy oficerowie usłyszeli te słowa[,] jeden z adiutantów podał Jeanowi trzy granaty, dwa dymne i jedne odłamkowy. Znów głos zabrał porucznik:

-No synu, cała nadzieja ofensywy spoczywa w danych, które nam dostarczycie. Powodzenia. Ruszacie za pół godziny.

Spacja przed no. Ale on te dane miał uzyskać rozwalając wszystko granatem?

 

Po przekroczeniu pierwszej linii zasieków z drutu kolczastego, przechodząc po truchle jednego z F!!rancuzów.

Jak piszesz przechodząc, mówiąc, grając, masz dalej napisać co robił równolegle. Przechodząc śpiewał, grając drapał się po głowie? teraz jest niegramatycznie.

 

Morel i Delatour schowali się za wrakiem czołgu. Jean kojarzył starszego podoficera. Jules był około 40 letnim mężczyzną[,] jednak twarz miał przeoraną licznymi zmarszczkami[,] tak iż wyglądał znacznie starzej.

Czterdziestoletni słownie. Co ma wspólnego podoficer z czołgiem?

 

 

Nasi przodkowie znali ją dobrze – lękali się jej, próbowali ją udobruchać, czasem nawet oddawali jej cześć. Inni próbowali ją wykorzystać, jakby była narzędziem. 

 

-Przed nami lej po wybuchu – powiedział Morel – jakieś 400 m w tamtym kierunku. To będzie chyba najlepsze miejsce.

Spacja przed przed.Czterysta słownie. 

 

W połowie drogi do wyznaczonego miejsca Jean zobaczył ruch. Zobaczył pięć postaci przemykających nad linią zwalisk ziemi.

 

Szeregowy podbiegł do kaprala[,] jednak ten już nie żył.

 

Morel wskoczył do ziemistej dziury.

https://sjp.pwn.pl/sjp/ziemisty;2546117.html

 

Leżąc skulony, przyciskając do piersi swój karabin.

Leżąc przyciskał. 

-Oddaj się nam…Przyjmij nasze błogosławieństwo…

Spacja przed Oddaj i przed przyjmij.

 

Cisza tej nocy była na tyle niema, że mogli oni usłyszeć cichy, niezrozumiały szept wydobywający się z dziury.

 

Młody Francuz siedział na dnie rozpadliny z rozpostartymi rękoma, których żyły najprawdopodobniej otworzył własnym bagnetem. Żył jednak. Szeptał coś sam do siebie. Nagle raptownie się podniósł i kierując dłoń w kierunku jednego z Niemców wykrzyczał:

 

No, wiele pracy przed Tobą.

Ortografy, brak znajomości zapisów dialogu, ale też interpunkcji to tylko czubek góry lodowej. 

Fabularnie też do dopracowania. 

Jedyne co mogę pochwalić to pomysł.

delulu managment

Nowa Fantastyka