- Opowiadanie: Leonard_Sognato - Miecz Królów - wieczne miasto. Rozdzial I: Przeznaczenie.

Miecz Królów - wieczne miasto. Rozdzial I: Przeznaczenie.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miecz Królów - wieczne miasto. Rozdzial I: Przeznaczenie.

I. Przeznaczenie

W ciemnej, wilgotnej sali, a dokładnie na jej samym środku. Stał wysoki mężczyzna, trzymał w rekach dziecko. Mroczna i tajemnicza postać szeptała cicho do małego zawiniętego w lśniące purpurowe tkaniny malca. W pomieszczeniu panowałaby całkowita cisza, gdyby nie dochodzące z zewnątrz odgłosy. Huk, krzyki tłumu ludzi, szczęk i zgrzyt stali, przygłuszone co chwila przeraźliwym rykiem. Były to odgłosy walki. Jedne z wielkich drzwi (stanowiących zapewne wejście do wielkiej sali z pobocznych pomieszczeń i korytarzy zamku) otworzyły się wypełniając pomieszczenie drgającym zgrzytem i drażniącym skrzypieniem. – Panie – odezwała się postać niskiego mężczyzny, szybko wślizgując się do środka. – Tak, Noranie? – Zabrzmiała postać z dzieckiem na rękach. – Panie! Wdarli się! Zaraz tu będą! – W roztrzęsionym glosie Norana słychać było panikę i strach. – Panie, czas uciekać! Musimy iść. – Sługa dyszał teraz ciężko, jakby długo biegł. Krople potu na całej twarzy ściekały powoli, po szpiczastej brodzie na marmurowe płyty. Zmierzwione ciemne (choć ciężko określić w panującym w sali półmroku), przetłuszczone włosy, sterczały we wszystkie możliwe strony. Blady, lękliwy wzrok, najbardziej zdradzały jego obawy. – Wiem, wiem, Weź Darkena. – Król podał niemowlaka służącemu. Nie spuszczał oczu z maleństwa smacznie śpiącego. Oczy Elgora, mokre od cisnących się nań łez, już zdradzały smutek towarzyszący rozstaniu. – Wymknij się tunelami. Oddaj go Vesearowi. Zaopiekuje się nim jak własnym. – Elgor wyprostował się, przetarł dłońmi ciemny płaszcz który miał na sobie. Najpierw spojrzał na chłopca, a potem jego blade oczy wpatrywały się w twarz Norana. – Panie, choć ze mną – wykrztusił bardzo niepewnie tę propozycję. Spuścił wzrok nisko, spoglądał na posadzkę, by uniknąć przenikliwego spojrzenia Monarchy. – Dobrze wiesz że mi nie wolno. Musze zostać, musze zostać na stolicy póki jeszcze mam siły się bronić. Nie ucieknę. – ucichł na chwilę i zaczął dalej – Zrób to co ci nakazałem, idź i nie oglądaj się za siebie. Jak tu przyjdą zatrzymam ich na dłuższą chwilę, – sztucznie się uśmiechną – z pewnością. Nie dogonią was. Uważaj na chłopaka, jest zbyt ważny, posiada niezwykła moc. Jak dorośnie poprowadzi wszystkie ludy Malatiru ku zwycięstwu nad złem, które zagarnęło wolne kraje i te które dopiero przypiera do muru. – Zamilkł, spojrzał do o koła, zmarszczył czoło. I znów rzekł. – Spiesz się, nadchodzą. – Pokazał Noranowi tajemne przejście w ścianie, naprzeciw drzwi którymi wszedł do sali. Błyszczące granitowe cegły odsłoniły zupełny mrok dziury, niewiele wyższej niż sam sługa mierzył. Ostatni raz zmierzył wzrokiem salę, zatrzymał wzrok na Królu, ukłonił się nisko przytulając dziecko do piersi. Popędzony machnięciem ręki Monarchy, znikną w ciemnych czeluściach. Prawie natychmiast cegły zsunęły się z powrotem na swoje miejsca zamykając tunel.

Podłoga w tunelu była bardzo równa, a sam korytarz prosty, co ułatwiało powolne przesuwanie się w ciemnościach. Noran zatrzymał się na chwilę, jego uwagę zwrócił huk dobywający się jakby ze znacznej odległości. Krzyki i hałasy zaczęły przebijać grube mury. Nagle głośny grzmot wdarł się do korytarza tnąc ciemności. Ciarki przeszyły biedaka, serce załomotało w piersi tak mocno jakby chciało uciec. Dziecko zawinięte dokładnie w tkaninę, poruszyło się lekko. Noran nie namyślając się długo ruszył dalej tunelem. Przebył już kawałek drogi, niespodziewanie za zakrętem pojawiło się mętne jasnoczerwone światło, migoczące po nierównych ścianach tunelu. Wiedziony nikłym blaskiem, miną zakręt i ujrzał pochodnię zatknięta w stojak. Podszedł do pochodni, spróbował wyciągnąć ją jedna ręką trzymając niemowlę drugą. Po nieudanej próbie poprawił dziecko w objęciu i spróbował ponownie. Wyciągną pochodnię i oświetlając nią dalsza drogę zaczął kroczyć żwawszym tempem na przód. Korytarz ciągną się dłuższy kawałek w prostej linii, potem skręcał w lewo. Zaraz za zakrętem, z ciemności wyłoniły się drewniane drzwi. Podszedł bliżej, rozejrzał się po ścianach w poszukiwaniu kolejnego stojaka na pochodnię. Gdy nic takiego nie znalazł, przeszukał ściany dokładniej. W końcu umieścił palący się kij we wnęce zaraz przy samych drzwiach. Odryglował je i lekko uchylił. Wyjrzał na zewnątrz, księżyc oświetlał zarośnięty ogród. Noran nastawił uszu aby sprawdzić czy nikt się nie czai na zewnątrz. Dosłyszał jedynie pohukiwanie sów dochodzące z lasu za ogrodem i okrzyki wściekłej radości odbijające się echem z dalekich błoni zamku. Popchnął drzwi, a one zazgrzytały przeraźliwie tak, że serce Norana podskoczyło pod samo gardło. Całe ciało zdrętwiało w bezruchu. Noran przesuwał tylko wzrok po ogrodzie wypatrując kogoś kto mógłby usłyszeć zgrzyt otwieranych drzwi. Upewnił się że jest bezpiecznie, lecz mimo to nadal przez chwile nie mógł się wyrwać z odrętwienia. W końcu odważył się na postawienie pierwszego kroku, następne były coraz łatwiejsze. Szybkim krokiem przemierzył ogród, dopadł do drewnianej furty oplecionej suchymi łodygami bluszczu. Pościągał badyle z drzwiczek w poszukiwaniu zasuwki. Furtkę otwierał bardzo powoli by nie narobić hałasu. W pewnej chwili naszła go myśl, że to głupota, przecież wróg podbił zamek teraz świętuje zwycięstwo, no i on jest daleko od całego zamieszania. Mimo wszystko, nie warto ryzykować, może komuś kazali patrolować okolice zamku i przypilnować by nikt go nie opuścił. Ta myśl ponownie sparaliżowała Norana, zmuszając do czujności. Zamkną za sobą furtę, odwrócił się w kierunku lasu i po cichu zaczął się przekradać wąską zarośniętą ścieżką. Postawił kilka kroków, gdy nagle powietrze rozdarł okropny wrzask niosący ze sobą gniew. Prawie gołymi gałązkami drzew poruszył wiatr, a powietrze zaczęło wibrować od złowieszczego krzyku. – NIE MA GO! MACIE MI GO ZNALEŹĆ, BACHOR NIE MOŻE PRZEŻYĆ! ZABIJCIE! ZABIJCIE! -przeraźliwy krzyk znów drgną powietrzem, tym razem zerwał się wiatr, niosąc straszny głos razem z szumem liści miotanych w powietrzu. Serce Norana po raz kolejny załomotało w piersi jak oszalałe „a więc już wie, teraz chce go znaleźć" pomyślał i nie zważając na to czy go usłyszą czy nie, pobiegł ile sił w nogach. Przedzierał się przez chaszcze osłaniając małe dziecko przed suchymi badylami wystającymi z gęstwiny krzaków, zagradzających przejście. Kierując się instrukcjami jakich mu udzielił Król, na końcu ścieżki powinna stać szopa w której znajdzie konia i potrzebne rzeczy do podróży. I tak było, gdy tylko krzaki zrzedły, ustępując miejsca wysokim drzewom. Między pniami pojawiła się drewniana szopa z spadzistym dachem ze strzechy. Jak tylko Noran bardziej zbliżył się do stajenki, dosłyszał ciche puste stuknięcia, szuranie i w końcu rżenie konia. Podszedł pod samą szopę i zaczął szukać wierzejek. Obmacał deski i gdy niczego nie znalazł, przeszedł do o koła. Ujrzał zasuwkę zatkniętą za zagięty gwoźdź. Wierzejki zazgrzytały przeraźliwie, koń drgną nerwowo zaskoczony obecnością człowieka. W ciemnościach wierzchowiec przypominał ciemną masę. Noran szybko odszukał nosidełko dla małego Darkena, zawiesił je na brzuchu przewieszając przez ramię. Koń był już osiodłany i opakowany w potrzebne rzeczy do podróży. Nie zwlekając zbyt długo dosiadł wierzchowca i ruszył ścieżką biegnącą przed szopą. Światło księżyca wdzierało się szerokimi słupami na drogę oświetlając ją na tyle dobrze by muc się puścić galopem. Ziemia zadudniła pod kopytami konia. Tętent poniósł się echem po lesie. W pewnej chwili Noranowi zaczęło się zdawać że odgłosy kopyt powielają się, tak jakby do niego dołączyło jeszcze co najmniej dwóch jeźdźców. Zaraz jednak wyrzucił ten pomysł z głowy jako niemożliwy. Niestety, szybko się przekonał że jednak nie jest sam. Po obu stronach ścieżki w odległości ok. dwudziestu kroków. Widok jeźdźców pędzących między drzewami pozbawił tchu Norana. – Stój w imieniu Pana Cieni – krzykną ochryple żołnierz po prawo – Stój powiedziałem! – Bierzmy tego tchórza! – wydarł się drugi, po lewo. Noran nic nie odpowiedział, tylko pognał konia jeszcze szybciej, mając nadzieję że uda mu się uciec. Koń popędził jak szalony, galopując tak obudził małego Darkena, który zaczął głośno płakać. Jeźdźcy pędzący już ścieżką za plecami Norana usłyszawszy dziecko zaczęli głośno krzyczeć. – To jego szuka! Musimy go zatrzymać! STÓJ BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIĘ! Zbliżali się do końca lasu. Noran odwracał się co chwila by zobaczyć czy go nie doganiają. Jeźdźcy co prawda nie zbliżali się, ale i nie odpuszczali pogoni tuląc się niemal do swych wierzchowscy. Las nagle ustąpił miejsca polanom zasnutym mgłą. Zeschła trawa wraz z ziemią sypała się z pod kopyt. Odgłosy pogoni ginęły odbijając się echem w oddali. Noran obrócił się znów za siebie sprawdzając jak daleko są żołnierze. W pewnym momencie zwolnili jakby, pokazywali coś do siebie i rozjechali się na boki zwiększając odległość od ściganego. Uciekinierowi ulżyło, ale za wcześnie. Spojrzał się przed siebie, a jego oczy ujrzały wielki ciemny kształt. Wyróżniał się czarniejszą masą od samej nocy. Mgła zasnuła już całą dolinę, światło księżyca ani gwiazd nie przebijało się już za bladej poświaty. Noran ściągną popręg, koń prawie w miejscu staną i zarżał głośno. Okręcił się do o koła szukając żołnierzy. Nie było ich jakiś czas widać po czym znów wyłonili się z mgły, powoli dojeżdżając do osaczonego przed zboczem nasypu. – Dalej nie uciekniesz! – powiedział jeździec z lewej. – Jeżeli nie będziesz sprawiał problemów, może damy ci odjechać wolno. – odezwał się drugi z wyraźną ironią w głosie. Napastnicy zbliżyli się jeszcze bardziej przypierając Norana do skarpy. Niemowlę zanosiło się płaczem. – Nie maż gdzie uciec, oddaj bachora, a może damy ci odjechać wolnym – odezwał się jeździec z lewej, a mówił z powagą tylko jego twarz słała groźby w kierunku Norana. Stał tam sam bez pomocy, nie mógł dopuścić przecież by odebrali mu Darkena, to by pogrzebało wszystkie nadzieję. Nie mógł nic zrobić, ale jednak nie mógł poddać się bez walki. Rozglądał się za jakimś znakiem za czymś co podpowiedziało by mu co dalej robić. W pewnej chwili spostrzegł że niemowlę przestało płakać. Spojrzał na małą twarzyczkę, wielkie czarne oczy wpatrywały się w Norana z takim spokojem. Nagle i sam poczuł niesamowity spokój który wlał się do serca, dodając odwagi i przeświadczenia, że zaraz coś się wydarzy, coś dobrego. Mgła zaczęła gęstnieć jak mleko. Napastnicy rozglądali się niepewnie do o koła siebie, konie niespokojnie zaczęły kręcić się w miejscu. Noc wypełniła biała masa rozjaśniająca ciemności. Wszystko do o koła Norana zniknęło za magiczną zasłoną. Nagle z mgły dobieg zduszony krzyk żołnierzy. Cała magiczna poświata szarej od nocy bieli zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Noran spostrzegł tylko jak dwa konie pędzą kłusem w stronę zamku, ale już bez jeźdźców. Razem z mgłą zniknęły chmury, noc rozjaśnił księżyc w pełni i setki gwiazd bielących szlak na czarnym niebie. Noran spojrzał na Darkena, spał. W głowie krążyła jedna oczywista myśl, „jak potężnym czarodziejem się stanie ten chłopiec gdy dorośnie, jak już dokonał tak niezwykłego cudu nie znając jeszcze żadnych zaklęć".

Słońce wstało za wschodnich szczytów gór okalających puszczę Rii od zachodu. Promienie ogrzały mroźny poranek, przedzierając się przez nagie korony drzew. Noran nie tracąc czasu zaczął powoli zwijać obozowisko. Darkena nakarmił mlekiem z manierki i zawiesił z powrotem na brzuchu w nosidełku. Zarzucił cały bagaż na konia i ruszył w dalszą drogę. Nie było już daleko, zaraz skończy się las i otworzą się rozlegle równiny Haladar. Stamtąd już tylko jakieś 3 godziny drogi do samego miasteczka. Cały czas trzymał się z dala głównego szlaku, wielkim łukiem też okrążał miasta i siedliska ludzkie. Wsiadł na konia i czym prędzej ruszył kierując się na południe, odbijając lekko ku wschodowi. Wiatr powiewał nieznacznie, zwinnie przepływając między gałązkami drzew. Spokojny tętent kopyt niósł się i załamywał echem o drzewa. Noran jechał już ponad godzinę, jak las się skończył i ustąpił miejsca bezkresnym równinom, rozciągającym się aż po za horyzont. Teren był nierówny, pofałdowany, pełny płaskich wzgórz i kotlin. Noran przejechał pod lasem szukając ścieżki, nie chciał wjeżdżać prosto w pole. Teraz, gdy wyjechał z lasu trzeba szukać ścieżki, bo w dalszej drodze nie będzie widać łańcucha górskiego który mu ją wskazywał w drodze przez nagi las. Nie będzie też czego kol wiek czym można by było się kierować, prawdę mówiąc w tych okolicach nie ma nic prócz pól lub łąk. Noran przejechał pod lasem mniej więcej kilkadziesiąt kroków. W końcu znalazł wydeptany kawałek dróżki wiodącej na północ, daleko za horyzont, chowając się za szczytem pagórka. Noran ruszył przed siebie. Droga, tak jak się spodziewał zajęła mu co najwyżej 3 i pół godziny, gdy po przekroczeniu szczytu ostatniego wniesienia ukazała mu się wioska. Drewniane domy pokryte strzechą, wszystkie do siebie podobne. Stały przy brukowanej drodze, jedynej z resztą , większość bez ogrodzeń, a reszta z marnymi płotkami dookoła. Wszędzie było pełno rozłażącego się przychówku domowego, a szczególnie drobiu. Cała ta trzoda domowa zdawała się sprawiać wrażenie dużego ruchu, było to jednak tylko złudzenie. Noran dopatrzył się tylko kilku wieśniaków kręcących się przy budynkach gospodarczych. Jednego staruszka siedzącego przed chatą i uważnie obserwującego nadjeżdżającego podróżnego, oraz grupkę dzieci bawiących się na drodze z psem. Wszystkie domy w wiosce były dość poniszczałe, stare i nietrzymające się pionu. Noran powoli przedzierał się przez ów sztuczny tłok na brukowanej drodze starając się niczego, ani nikogo nie stratować. Stary człowiek nadal bacznie przyglądał się obcemu. Dzieci z zainteresowaniem jeszcze jakiś czas śledziły przybysza. Noran kierował się do chaty na samym końcu wioski, jedyny dom pod koniec drogi stojący po prawo. Gdy tylko podróżny podjechał pod nieogrodzoną chatkę, w drzwiach ukazał się staruszek. Krótko przycięta siwiejąca broda, długie opadające na ramiona, sztywne jak słoma włosy. Poważna, borykająca się niewątpliwie z wieloma problemami twarz. Wysoki, szczupły, jak na swój wiek, wyprostowany i dumny. Spoglądał na jeźdźca uważnie, cierpliwie czekał aż podjedzie bliżej, po czym machną ręką w geście zapraszającym do środka i sam znikną za drzwiami. Noran zsiadł z konia, przywiązał go do niskiego płotu z badyli. Spojrzał na małego Darkena i wszedł do domu czarodzieja. W środku panował zaduch i bałagan. Wiele przedmiotów walało się pod ścianami, które zaś zastawione były wieloma półkami i półami, czasem nawet uginającymi się pod ciężarem butelek, flakonów, drewnianych skrzyń i nawet niewielkich kufrów z żelaza. Noran poruszał się po domu ostrożnie, z niewielkiej sieni przeszedł do kuchni, a tam zastał miskę z ciepłą strawą i kufel napoju. Vesear wziął od Norana malca i położył go w łóżeczku w rogu kuchni, zaraz nieopodal pieca. Jak tylko wygodnie ułożył Darkena, odwrócił się do Norana zapraszając go do posilenia się. To też obaj usiedli przy stole. Vesear poczekał aż gość się pokrzepi strawą po czym zaczą. – A więc ostatnia bitwa zakończyła się klęską? – Tak, tak. Niestety, ale to nie jest ostatnia walka, choć może ostatnia nasza walka. – i spojrzał na Darkena. – ten chłopak dokona wielkich rzeczy. – dokończył. Noran opowiedział to co przytrafiło mu się, zaraz jak opuścił zamek. Czarodziej tego wysłuchując wpadł w zadumę po czym stanowczo odparł że to nie możliwe. – Dlaczego nie możliwe? – zdziwił się gość. – Bo jest na magię stanowczo za młody. Magiczne moce zaczynają dawać o sobie znać w wieku nie mniejszym jak 6, no może 5 lat. – Ale przecież… – Noran zaczął lecz Vesear wyprzedzając pytanie gościa powiedział. – Od tej zasady nie ma wyjątku, nigdy go nie było, i pewnie nie będzie. – Mów co chcesz, ja i tak będę zawdzięczał Księciu życie. Vesear tylko uśmiechną się po czym wziął głęboki uspakajający oddech i zagadną. – Czy zamek miał jakieś szansę obrony, czy była to z góry przegrana walka? – Z początku to my mięliśmy przewagę nad najeźdźcą… – odparł. – Z początku? – Tak. Zamknęliśmy się za murami. Łucznicy przesiewali nacierającą masę wroga, celnymi strzałami. Magowie rzucali klątwy i bronili zamku przed nimi i wszystko mogłoby się skończyć pomyślnie gdyby nie… – Noran przerwał na chwile jakby niechętnie przywołując w pamięci wspomnienie tego o czym miał teraz powiedzieć. Vesear nie popędzał go, spokojnie siedział i cierpliwe wpatrywał się w twarz gościa, czekając aż ten podejmie temat dalej. Po chwili też, Noran zaczął kontynuować. – Nawet nie wyobrażasz sobie tego co zrobił Bezimienny. Te bestie które wyhodował na ziemi ciemności. To tak, jakby smoki, ale nie takie jakie znamy. Wielkie czarne bestie, z oczu patrzyła im czerwona wściekłość. Vesearze, nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Były zupełnie niewrażliwe na jakiekolwiek czary. Ziały ogniem tak straszliwym, że aż trawił kamień, mury waliły się niczym chatki z patyków pod ciosem młota. – na twarzy Norana malowało się zniesmaczenie i pewnego rodzaju obrzydzenie tymi stworami, tymi bestiami bezczeszczącymi majestat i świętość smoczej rasy, samym swoim istnieniem. – Doskonale cię rozumiem. Bezimienny posunie się do wszelkiego występku by tylko zniszczyć to co na świecie piękne i warte naszego poświęcenia. -Vesear uchwycił przez stół ramie Norana by go podnieść na duchu. – A i jeszcze mam takie pytanie. Czy może Król Elgor nie powierzył ci jakiegoś dziennika? – Nie… – Noran zastanowił się dokładniej i w pewnej chwili wstał od stołu i poszedł w stronę drzwi. Jak szybko znikną tak i pojawił się z powrotem z małym dziennikiem w dłoni. Mała książeczka oprawiona w skórę i zamknięta na zapinkę zalepioną woskiem z odciśniętą królewską pieczęcią. – O to Ci chodziło? – zapytał i wręczył dziennik Vesearowi. – Tak właśnie o to. – Czarodziej szybko zerwał pieczęć i otworzył dziennik, ale ku jemu rozczarowaniu był pusty. Przekartkowywał go w lewo i prawo, sprawdzał czy cos nie zostało ukryte miedzy okładkami, ale nic nie znalazł. – Jest pusty, a może to nie ten? – zapytał Noran. – Nie. To jest ten. Tylko że może jest za wcześnie byśmy mogli ujrzeć jego zawartość, a może i nawet nie jest ona przeznaczona dla nas. – Vesear spojrzał wtedy na spokojnie śpiącego Darkena. – Jego przeznaczeniem jest uwolnić świat przed Bezimiennym, Panem Kraju pogrążonego w ciemnościach. Elgor powiedział mi, jeszcze przed tym jak opuściłem zamek, że dostarczy mi dziennik w którym przekaże mi, bądź swojemu synowi, wskazówki dotyczące tego co powinien zrobić, co zostało mu przeznaczone.

 

Koniec

Komentarze

Porób jakieś akapity, cokolwiek, bo tego się nie da czytać...

Faktycznie sprzydałoby się i dialogi jakoś poukładać. Jak zmienisz ten układ to poczytam, bo w tym momencie brnie się przez to niezbyt dobrze i nie wiadomo o co chodzi. Popraw to, a zabiorę się za czytanie całości.

Chryste. Może kiedyś to wyglądało jak opowiadanie, może nawet niezłe, ale potem wpadło pod samochód i tylko to zostało...

- Tak, Noranie? - Zabrzmiała postać z dzieckiem na rękach.
Jeżu potrójnie kolczasty...
Po jakiemu to?

Dlaczego tak jest, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć jeżeli tekst ma w tytule coś sugerującego gatunek fantasy i do tego "część I" lub "rozdział I", to co drugie zdanie nadaje się w nim do humoru zeszytw szkolnych?... Już na samym początku mamy "małego malca", szczęk broni starannie objaśniony jako odgłosy walki (bo czytelnik pewnie by pomyślał, że to były odgłosy stada pasących się kóz), drzwi "stanowiące zapewne wejście do sali" (nie... naprawdę???) i aż się boję czytać dalej, bo jeszcze opluję poranną herbatą monitor.

Mam silne podejrzenie, że autor w ogóle nie przeczytał swojego tekstu przed wstawieniem go tutaj. To, niestety, standardowe postepowanie młodych autorów, szczególnie w okresie ferii szkolnych.

Poza tym podejrzewam, że autor ma 12-13 lat i rozjeżdżanie tego opowiadania walcem polskiej składni i leksyki byłoby jak kopanie małego szczeniaczka.

Autorze, przeczytaj ten poradnik:
http://www.esensja.pl/ksiazka/publicystyka/tekst.html?id=4245
A potem przeczytaj kilka książek Bunscha, Kossak-Szczuckiej, Sienkiewicza, Bułhakowa, Dukaja, Brzezińskiej, G.R.R.Martina, Huberatha, Lema i innych klasyków - tak ze dwie tygodniowo. Za jakiś rok znajomość polszczyzny, pojęcie o realiach świata i konstruowaniu fabuł oraz dialogów powinno Ci się poprawić.

Ale to są nuuuudne książki i głuuuupie. Nie to co światowej klasy dzieła co "Miecz Wieczności" czy "Miecz Chaosu" albo "Nieskończona krew demonów" albo "Krwawy Miecz" czy też "Mroczny miecz". Swoją drogą, jak to się stało, że prawie wszystko co ma w tytule słowa: ciemność, krew, miecz, automatycznie oznacza, że książka/opowiadanie jest efektem masturbacji intelektualnej autora marzącego o adaptaci filmowej i zostaniu drugim Tolkienem?

Marzenie o zostaniu drugim Tolkienem samo w sobie nie jest złe, ale trzeba się w tym celu płynnie posługiwać językiem, w którym się pisze, a u Leonarda Sognato z tym kiepsko (notoryczne opuszczanie "ł" w czasownikach trzeciej osoby liczby pojedyńczej, pokaleczone związki wyrazowe, niekiedy porażająca niewiedza, o czym się właściwie pisze - np. do czego u konia służy popręg).

Nie wie czemu ale żygam już czarodziejami i magią, trzeba wymyśleć coś innego, magia jest zbyt popularna jak dla mnie. A czarodzieje to już po prostu plaga. Nazwij ich jakimiś dziadami albo starszymi, słowo czarodziej strasznie mnie denerwuje. Razem z Gandalfem, Sarumanem, Radagastem, Harrym Potterem, Albusem Dumbledorem i innymi popularnymi, zmyślonymi ludżmi, którzy posługują się magią. Aha, nie mogę znieść jeszcze coś typu królewskie dziecko. Nienawidzę królewskich dzieci! Wolałbym, żeby ktoś napisał o biednym, niezwtkłym dziecku niż o jakimś następcu tronu jak cały Aragorn i spółka zoo. Czemu tylko królewskie dzieci mają mieć wielką moc i zasiadać na tronie? Tego nie wiem ale nienzawidzę monarchów oraz spasionych kasą królewiczów. Wiem, że się starałeś Leonardo ale to wszystko było. Czrodziejami po prostu rzygam, a monarchowie i ich dzieci, jeszcze w dodatku z wielką mocą wywołują u mnie napady szaleństwa i wściekłości. Jest też niestety masa nieptrzebnych słów, ale po prostu nie znajdę ich w tym zamieszaniu. Pisz dalej ale popraw to wszystko i wymyśl coś nowego, nowe rasy i miejsca. Czarodzieje to przestarzała nazwa, użyj np. słowa dziady i nie dawaj im magicznych mocy, bo się wścieknę.
Powodzenia życzę w dalszym poprawianiu i pisaniu. Chciałbym zobaczyć tą księgę mędrcy. Ciekawi mnie, czy to są czarodzieje.

Pozdrawiam

Ale błędów narobiłem z tej bulwersacji :P Sorry

"Dziady"? Paradne. Tzn. rozumiem Twój zamysł, ale...:
- Witajcie, jestem Gramfunkel z Peltagoru, słynny dziad i przeor klasztoru Czarnych Dziadów.
- Witaj, dziadu!

Czarodzieje to przestarzała nazwa, użyj np. słowa dziady i nie dawaj im magicznych mocy, bo się wścieknę.
???

Kwestia gustu, mnie ostatnimi czasy magia też się przejadła, ale po prostu przerzuciłem się na grozę i SF...

Połowniczo zgadzam się z Areotem w kwesti magii. DnD'owskie podejście, w którym mistyka otaczająca magię jest ŻADNA. Zerowa. Mamy za dużo historii gdzie magia jest w sumie potraktowana przez autora jako: "Oh wiecie, to magia, tego się nie da wytłumaczyć więc nagnę każdy możliwy punkt fabuły w sposób, który mi pasuje". Błąd. To nie jest fajne, to jest głupie i świadczy, że kompletnie nie szanujesz cztelnika. Magia w wykonaniu  Tolkiena zawsze była czymś niezwykłym, gdyż nikt w sumie nie potrafił się nią posługiwać! Czytelnik mógł poczuć to samo na widok Nazguli czy Gandalfa co Sam albo inny hobbit. Niech magia będzie czymś unikalnym, egzotycznym, wywołującym strach.

Królewskie dzieci? Zgadzam się, ale także połowniczoi. Polityczne intrygii szlachciów w fantasy mogą być kurewsko fascynujące. Złapcie "Grę za tron". Nie przepadam za to za historią, gdzie jakaś zasrana sierota nagle okazuje się dziedzicem tronu i bla bla bla bla FUCK THAT SHIT.

A niech on sobie pisze o czarodziejach, magicznych dzieciach czy fioletowych żyrafach grających na harmonijce ustnej, ale niech pisze prawidłową polszczyzną, a nie "zabrzmiała postać" czy "nie maż gdzie uciec".

Right. Niech będą czarodzieje i magiczne dzieci. Ale niech przynajmniej zachowują się autentycznie i nie śpią skąpani w świetle księżyca, podczas gdy 4 zdania dalej ktoś zauważył, iż noc jest bezksiężycowa...

No z tymi dziadami to trochę za daleko się posunąłem. Niech będą to np. kapłani, to już chyba lepsza nazwa od słowa czarodzieje.   Miło mi Helionis, ze choć raz się ze mną zgadzasz.


Pozdrawiam Was dziady! Do zobaczenia! :P idę pisać moje badziewia :P

Tytuł nadęty jak świński pęcherz. Tekst niestrawny. 

>Mroczna i tajemnicza postać szeptała cicho do małego, zawiniętego w lśniące purpurowe tkaniny malca.
>- Tak, Noranie? - Zabrzmiała postać z dzieckiem na rękach < Nie zabrzmiała tylko odpowiedziała jak już.
>Krople potu na całej twarzy ściekały powoli, po szpiczastej brodzie na marmurowe płyty< Nie lepiej by brzmiało Krople potu ściekały mu powoli, po spiczastej brodzie na marmurowe płyty.?
>Blady, lękliwy wzrok, najbardziej zdradzały jego obawy.
>Nie spuszczał oczu z maleństwa smacznie śpiącego.< Lepiej zastąp to "Nie spuszczał z oczu smacznie śpiącego maleństwa."
>Niemowlę zanosiło się płaczem.<Co znaczy słowo zanosiło się płaczem?

Tych błędów jest wiecej. Opowiadanie samow sobie nie jest złe tylko to jak piszesz. Spróbuj to poprawić, bo może być nieżle. Sam pomysł jest dobry i może się okazać bardzo trafny. Popraw to wszystko i pisz dalej.

W brodę to by raczej wsiąkły niż ściekały po niej.

O ile mi wiadomo, zanosić się płaczem oznacza "płakać gwałtownie, z zachłystywaniem się". Słownik języka polskiego podaje: zanosić się od czegoś/czymś (płaczem, śmiechem, kaszlem) - robić coś nie będąc w stanie przerwać.

Po spiczastej brodzie to raczej znaczy, że to nie była broda w sensie zarost. Jakoś niepasuje mi zanosić się płaczem.

Miłej nocy.

To by wtedy było "po spiczastym podbródku".

Ciekawe, swoją drogą, czy autor się odezwie, czy się wystraszył/obraził i poszedł sobie.

Chyba się wystraszył. Według mnie pod względem pomysłu nie jest to najgorsze ale wykonanie ... coś nie poszło. Leonardo Sognato - Nie przerażaj się i pisz dalej! Bądż wytrwały, ponoć masz dalsze części więc je nam pokaż. Ja chętnie przeczytam, bo jak cały czas wspominam pomysł nie jest zły tylko wykonanie siadło.

Jeszcze raz miłej nocy :P

Nowa Fantastyka