- Opowiadanie: dovio - Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

Cześć! 
Opo­wieść wpa­dła mi do głowy pod­czas jazdy po­cią­giem ;D. Jest tro­chę ab­sur­dal­na i sta­ra­łem się wpleść w nią dużo czar­ne­go hu­mo­ru. Mam na­dzie­ję, że komuś się spodo­ba! Za­pra­szam! ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

1

Po­ciąg nad­je­chał punk­tu­al­nie – w końcu to Pen­do­li­no. Bilet kosz­to­wał wię­cej niż pepsi w kinie, więc ocze­ki­wa­łem usłu­gi na naj­wyż­szym po­zio­mie.

Gdy tylko drzwi się otwo­rzy­ły, bez trudu od­na­la­złem swój wagon i miej­sce.

Usia­dłem.

Był to po­ciąg re­la­cji Gdy­nia Głów­na – Rze­szów Głów­ny, a ja z War­sza­wy chcia­łem do­stać się do Kra­ko­wa.

Cze­ka­ła mnie nie­sa­mo­wi­cie nudna po­dróż, więc pra­gną­łem, by zle­cia­ła jak naj­szyb­ciej. Za­sta­na­wia­łem się, jak mógł­bym ją uroz­ma­icić i wtedy olśni­ło mnie! Otwo­rzy­łem sze­ro­ko oczy, jak po­ra­żo­ny pio­ru­nem! „Prze­cież w Pen­do­li­no jest Wars!”, po­my­śla­łem i szyb­kim kro­kiem skie­ro­wa­łem się do wa­go­nu numer czte­ry.

Po dro­dze roz­glą­da­łem się po po­cią­gu. Wiele osób spało, inni oglą­da­li coś w te­le­fo­nach, ale jedna po­stać zwró­ci­ła moją uwagę.

Ciem­no­wło­sa dziew­czy­na, która wy­glą­da­ła na chorą. Twarz miała lśnią­cą od potu, a wargi sine.

Chcia­łem za­py­tać, czy wszyst­ko w po­rząd­ku, ale po­my­śla­łem, że le­piej nie pod­cho­dzić. Prze­cież mógł­bym się za­ra­zić!

Uzna­łem, że jeśli zo­ba­czę kogoś z ob­słu­gi, po­wiem o całej sy­tu­acji.

Wsze­dłem do Warsu. W środ­ku zo­ba­czy­łem ja­kie­goś grub­sze­go ko­le­sia z ły­si­ną. Za­pi­sy­wał coś w no­te­sie, szeroko się uśmiechając.

Stół dalej, przy oknie sie­dział ktoś, kogo nigdy bym się tu nie spo­dzie­wał! Wy­glą­dał jak Kang Ha-Neul – znany po­łu­dnio­wo­ko­re­ań­ski aktor! Miał na sobie ró­żo­wą ko­szu­lę i czar­ne spodnie. Po­pi­jał piwko, czy­ta­jąc coś w te­le­fo­nie. Nie wie­rzy­łem wła­snym oczom! Cał­ko­wi­cie za­po­mnia­łem o cho­rej dziew­czy­nie. Nogi ugię­ły mi się tak mocno, że pra­wie pa­dłem na pod­ło­gę!

Pod­sze­dłem do niego i ode­zwa­łem się drżą­cym gło­sem, cały czer­wo­ny na twa­rzy.

– Prze­pra­szam… Czy pan to Kang Ha–Neul? – za­py­ta­łem po pol­sku, za­po­mi­na­jąc, że może nie znać tego ję­zy­ka.

Spoj­rzał na mnie tak prze­ni­kli­wie, jakby zaj­rzał w moją duszę i od­po­wie­dział:

– Pan mówi do mnie? – Był wy­raź­nie zdzi­wio­ny.

– Tak, chcia­łem po­gra­tu­lo­wać panu roli w Squid Game. Pań­ska po­stać… Gdy o niej myślę, aż pęka mi serce. Za­grał pan… Re­we­la­cyj­nie!

– Prze­pra­szam, ale… Pan chyba się po­my­lił. Ja nie je­stem tym… Tym go­ściem z se­ria­lu. Mam na imię…

Męż­czy­zna nie do­koń­czył, bo drzwi Warsu otwo­rzy­ły się i do środ­ka we­szła chora dziew­czy­na i upadła na podłogę.

Kang na­tych­miast ru­szył w jej stro­nę. Pod­niósł ją i po­sa­dził na krze­śle. Bo­ha­ter nawet poza ekra­nem!

– Wszyst­ko w po­rząd­ku? Po­trze­bu­jesz cze­goś? Wody? – pytał, a dziew­czy­na po­wo­li krę­ci­ła głową.

– Po­mo­cy… – po­wie­dzia­ła cicho cien­kim gło­sem. – Nie wiem, co się ze mną dzie­je.

Jej oczy… wy­glą­da­ły dziw­nie i nie­na­tu­ral­nie. Miały jakby fio­le­to­wy od­cień.

Chcia­łem po­dejść i pomóc, ale za­uwa­ży­łem, że ły­sie­ją­cy gru­bas wyjął te­le­fon i robił zdję­cia.

Ze zło­ści za­ci­sną­łem dło­nie. Mia­łem ocho­tę wy­rwać mu te­le­fon.

– Ej! – krzyk­ną­łem, szyb­ko pod­cho­dząc. – Bawi cię to? Nie je­ste­śmy końmi, żeby nas tak na­gry­wać! Scho­waj ten te­le­fon, albo wy­rzu­cę go przez okno!

Gru­bas zro­bił się czer­wo­ny na twa­rzy jak ostry sos w ke­ba­bie. Wyjął tłu­sty palec i za­czął ma­chać nim przed moimi ocza­mi. 

– Panie… Uspo­kój się! Nie wie pan, z kim za­dzie­ra! – mówił, pa­trząc zza gru­bych oku­la­rów.

– Nie ob­cho­dzi mnie, kim je­steś! Prze­stań ją na­gry­wać!

Chcia­łem po­wie­dzieć coś jesz­cze, ale dziew­czy­na za­czę­ła wy­mio­to­wać krwią. Gęstą, ciem­ną, w ilo­ści, która spra­wi­ła, że za­krę­ci­ło mi się w gło­wie. Kang cof­nął się, a ona wciąż wy­mio­to­wa­ła. Jej biała bluzka była już cała w pla­mach, a pod­ło­ga spły­wa­ła po­so­ką.

Pa­trząc na krew za­uwa­ży­łem coś nie­po­ko­ją­ce­go. Coś w niej było, coś bia­łe­go.

Gdy uświa­do­mi­łem sobie, że pa­trzę na zęby, sam o mało co nie zwy­mio­to­wa­łem.

Dziew­czy­na z otwar­ty­mi usta­mi opierała się o stół, a wy­pa­da­ją­ce zęby ude­rza­ły o blat z ryt­micz­nym „stuk, stuk”. Jej oczy stały się jesz­cze bar­dziej fio­le­to­we.

Gru­bas znów wyjął te­le­fon i robił zdję­cia, pod­cho­dząc do dziew­czy­ny. Wy­da­wał się nie­wzru­szo­ny, jakby nic strasz­ne­go się nie dzia­ło.

– Ewa – po­wie­dział do niej. – Wszyst­ko w po­rząd­ku? Co się dzie­je? Mo­żesz o tym opo­wie­dzieć?

Ona tylko spoj­rza­ła na niego, jakby nie wie­dzia­ła, gdzie się znaj­du­je. Wzrok miała za­gu­bio­ny, nie­obec­ny.

– Po… móż… – wy­du­si­ła i stra­ci­ła przy­tom­ność.

Gru­bas wy­łą­czył apa­rat i przy­ło­żył te­le­fon do ucha.

– Stra­ci­ła przy­tom­ność – po­wie­dział po chwi­li. – Zwy­mio­to­wa­ła krwią, stra­ci­ła zęby, co robić?

Kiedy słu­chał od­po­wie­dzi, dziew­czy­na nagle się ock­nę­ła.

Jej oczy już nie wy­glą­da­ły jak fio­le­to­we – one były fio­le­to­we.

Ciało Ewy za­czę­ło się zmie­niać, przy­bie­ra­ło ciem­nofio­le­to­wą barwę. Ręce… Wy­gię­ły się pod nie­na­tu­ral­nym kątem. Z trza­skiem ła­ma­nych kości.

Za­czę­ły się wy­dłu­żać, roz­ry­wa­jąc skórę i mię­śnie. Stru­mie­nie krwi try­ska­ły na ścia­nę i okna. Cof­ną­łem się, Kang zro­bił tak samo. Gru­bas uciekł do są­sied­nie­go wa­go­nu.

Ewa prze­wró­ci­ła się na pod­ło­gę. Skóra na jej rę­kach cią­gle pę­ka­ła roz­ry­wa­jąc się, jakby ktoś roz­dzie­rał kart­kę pa­pie­ru. Widać było żyły i ścię­gna, które rów­nież za­czę­ły się roz­ry­wać.

Krew try­ska­ła na okna w ta­kiej ilo­ści, że w wa­go­nie za­pa­dła ciem­ność.

Nagle z rąk Ewy wy­ro­sły ga­la­re­to­wa­te, fio­le­to­we macki, ni­czym u ośmior­ni­cy.

Pod­nio­sła się na nich i spoj­rza­ła na nas – na mnie i Kanga.

Serce wa­li­ło mi jak mło­tem, dło­nie drża­ły, a gar­dło mia­łem suche. Za­czą­łem wy­co­fy­wać się do są­sied­nie­go wa­go­nu, a Ewa, usły­sza­ła coś.

Ko­bie­ta ob­słu­gu­ją­ca Wars pła­ka­ła z pod­nie­sio­ny­mi rę­ka­mi, jakby chcia­ła się pod­dać. Cof­nę­ła się w naszą stro­nę i nagle jedna z macek, chwy­ci­ła ją za gar­dło, przy­cią­ga­jąc do Ewy, która w ustach miała setki ostrych, czar­nych igieł za­miast zębów.

Wgry­zła się w szyję pra­cow­ni­cy, od­ry­wa­jąc ka­wa­łek skóry, a krew cał­kiem ochla­pa­ła jej twarz.

W końcu od­rzu­ci­ła ciało i po raz ko­lej­ny spoj­rza­ła na nas.

Kang chwy­cił mnie za rękę.

– Spa­daj­my stąd – rzu­cił.

Wy­bie­gli­śmy z wa­go­nu. Za ple­ca­mi roz­legł się prze­raź­li­wy, nie­ludz­ki krzyk, tak po­tęż­ny, że za­trząsł całym po­cią­giem. Pen­do­li­no pę­dzi­ło. By­li­śmy uwię­zie­ni. A za­ba­wa do­pie­ro się za­czy­na­ła.

 

 

 

2

 

Prze­bie­gli­śmy przez dwa wa­go­ny i jak małe dzie­ci ukry­li­śmy się za pu­sty­mi sie­dze­nia­mi. Po­zo­sta­li pa­sa­że­ro­wie pa­trzy­li na nas jak na de­bi­li. Jesz­cze nie wie­dzie­li, że je­ste­śmy uwię­zie­ni z żąd­nym krwi po­two­rem. 

Po prze­ciw­nej stro­nie sie­dział tłu­sta­wy męż­czy­zna, który wcze­śniej robił zdję­cia. Trząsł się tak mocno, że oku­la­ry pra­wie spa­dły mu z nosa.

Kang na­tych­miast pod­bił do fa­ce­ta i zła­pał za fraki z wy­ra­zem twa­rzy, jakby miał go zaraz wy­rzu­cić przez okno.

– Ty! – krzyk­nął i wszy­scy w wa­go­nie spoj­rze­li w naszą stro­nę. – Ty coś wiesz! Za­cznij gadać, albo wy­rzu­cę cię przez okno!

– Ja… Ja… Nic… Nic nie wiem! – jąkał się drżą­cym gło­sem.

Kang za­ci­snął dło­nie na jego szyi. Facet za­czął się dusić, ale Kang nie od­pusz­czał.

– Za­bi­jesz go, czło­wie­ku! – ode­zwał się star­szy pa­sa­żer, wsta­jąc ze miej­sca.

Wtedy roz­legł się prze­raź­li­wy krzyk i dźwięk tłu­czo­ne­go szkła, do­bie­ga­ją­cy z wa­go­nu obok.

Razem z Kan­giem po­de­szli­śmy do drzwi, od­dzie­la­ją­cych wa­go­ny i przez szybę oglą­da­li­śmy bu­dzą­ce grozę sceny.

Ewa stała na środ­ku ko­ry­ta­rza. Z jej ciała wciąż wy­sta­wa­ły macki. Lu­dzie pró­bo­wa­li ucie­kać, ale ona ła­pa­ła ich, rzu­ca­jąc na pod­ło­gę.

Jedna ko­bie­ta po­tknę­ła się o le­żą­ce bez­gło­we zwło­ki i prze­wró­ci­ła się tak nie­for­tun­nie, że zła­ma­ła kark, ude­rza­jąc w opar­cie fo­te­la.

Spoj­rza­łem na roz­bi­te okno. Koleś w bia­łej ko­szul­ce pró­bo­wał się przez nie prze­ci­snąć. Jego nogi wciąż pozostawały w środku, a w brzuch miał po­wbi­ja­ne ka­wał­ki szkła, które roz­ry­wa­ły mu skórę tak głę­bo­ko, że ciem­na krew ka­pa­ła na sie­dze­nie. Od­py­chał się dalej, a szkło coraz bar­dziej roz­ry­wa­ło jego ciało. Czu­łem, że flaki zaraz za­le­ją cały wagon. Kiedy wy­da­wa­ło się, że pra­wie uciekł, wy­da­rzy­ło się coś nie­spo­dzie­wa­ne­go. Nie­ste­ty, ude­rzył w słup trak­cyj­ny, który na­tych­miast ro­ze­rwał go na pół. Nie po­my­li­łem się, wnętrz­no­ści na­praw­dę za­la­ły wagon, a druga część fa­ce­ta wy­lą­do­wa­ła na szy­bie obok nas.

Wy­bu­chła pa­ni­ka.

Lu­dzie tra­to­wa­li się wza­jem­nie. Dep­ta­li po sobie i przy­gnia­ta­li na­wza­jem, gdy pró­bo­wa­li do­stać się do na­stęp­ne­go wa­go­nu. Gość, który robił zdję­cia, jako pierw­szy do­padł do drzwi.

Kang nie mógł na to pa­trzeć!

– Uspo­kój­cie się! Na­tych­miast! – krzyk­nął, lecz tłum go nie słu­chał.

Drzwi wa­go­nu w końcu się otwo­rzy­ły i wszy­scy padli na sie­bie, jak do­mi­no.

Be­stia nad­cho­dzi­ła, po­wo­li, de­lek­tu­jąc się całym bólem i cier­pie­niem. Uśmie­cha­ła się sze­ro­ko, gdy chwy­ci­ła wciąż ru­sza­ją­ce­go się męż­czy­znę i ude­rzy­ła jego głową w szybę. Szkło pękło, ale ona za­ci­snę­ła macki moc­niej, wy­cie­ra­jąc jego twarz o ostrą po­wierzch­nię. Skóra zo­sta­wa­ła na ka­wał­kach szyby, a Ewa ro­bi­ła to coraz szyb­ciej. Jeden z odłam­ków wbił mu się w oko, do­słow­nie roz­ry­wa­jąc je na pół. Ewa jed­nak nie prze­sta­wa­ła, aż w końcu z twa­rzy męż­czy­zny zo­sta­ła tylko krwa­wa, roz­ma­za­na paćka. Gdy w końcu go wy­pu­ści­ła, koleś wciąż się ru­szał! I czoł­gał w naszą stro­nę!

– Mu­si­my zna­leźć tego gru­ba­sa… – po­wie­dział Kang z za­ci­śnię­ty­mi zę­ba­mi.

Nie było to trud­ne za­da­nie.

Gość sie­dział dwa wa­go­ny dalej. Mia­łem na­dzie­ję, że w tym miej­scu pa­ni­ka jesz­cze nie ob­ję­ła pa­sa­że­rów, ale nie­ste­ty – wcze­śniej prze­cię­ty wpół facet po­ja­wił się na oknie. Prze­miesz­czał się szyb­ciej niż my!

Kang po raz ko­lej­ny do­padł gru­ba­sa, który pod­niósł ręce w ge­ście pod­da­nia.

– Za­cznij gadać! Co tu jest do cho­le­ry grane?! – krzyk­nął Ha-Neul. 

W tym mo­men­cie w całym po­cią­gu zga­sły świa­tła. Zro­bi­ło się cał­ko­wi­cie ciem­no, lecz nie cicho. Ewa zbie­ra­ła ko­lej­ne śmier­tel­ne żniwo.

– O nie… – Do­biegł mnie głos jed­ne­go z pa­sa­że­rów. – No­so­ro­żec Ro­ga­tek znik­nął z ekra­nu! Je­ste­śmy zgu­bie­ni!

– Dobra… Na­zy­wam się dok­tor Ro­bert… 

– Do rze­czy! – po­na­glił go Kang.

– Ona… Czyli Ewa… wzię­ła udział w rzą­do­wym eks­pe­ry­men­cie, razem z in­ny­mi oso­ba­mi. Wstrzyk­nę­li­śmy… – Za­wie­sił się, ale Ha-Neul za­ci­snął moc­niej dło­nie na gar­dle Ro­ber­ta. – Serum, które miało… wy­le­czyć raka. Ale z ja­kie­goś dziw­ne­go po­wo­du za­mie­ni­ła się w to… oś.

Kang puścił Roberta, który, ze łzami w oczach, natychmiast osunął się na podłogę.

– Naj­gor­sze jed­nak… – kon­ty­nu­ował dok­tor – jest to, że zgło­si­łem wszyst­ko rzą­do­wi… i oni… oni teraz chcą wy­sa­dzić nasz po­ciąg.

– No to mamy prze­sra­ne – stwier­dzi­łem.

 

 

 

 

3

 

 

– I co my teraz zro­bi­my?! – Kang złapał się za głowę, a ja poczułem, że w pociągu coś jest inaczej.

Na początku nie bardzo rozumiałem co, ale dotarło do mnie – pociąg zaczął hamować.

– Jest… jest sposób, aby to zakończyć – powiedział doktor.

Kang otwo­rzył sze­ro­ko oczy z wra­że­nia, a Ro­bert kon­ty­nu­ował:

– An­ti­do­tum, na wszel­ki wy­pa­dek mia­łem ze sobą strzy­kaw­kę, która cał­ko­wi­cie usu­wa­ła serum z or­ga­ni­zmu.

– No i świet­nie! Dawaj strzy­kaw­kę, a za­ła­twi­my spra­wę raz-dwa! – Kang nie­mal krzy­czał z eks­cy­ta­cji, ale dok­tor tylko uśmiech­nął się ner­wo­wo.

– To nie takie pro­ste. Torba ze strzy­kaw­ką zo­sta­ła w wa­go­nie numer trzy. Żeby się tam do­stać…

– Trze­ba minąć Ewę… – do­koń­czył Ha-Neul, za­ci­ska­jąc dło­nie w pię­ści.

– Chyba, że wej­dziesz da­chem, tam jej nie ma, przy­naj­mniej na razie – za­żar­to­wa­łem, w wtedy Kang po­kle­pał mnie po ra­mie­niu!

Tak! Wiel­ki Kang Ha-Neul mnie klep­nął!

– To jest ge­nial­ny po­mysł! – stwier­dził.

– Tak… my­ślisz? – Nie mo­głem uwie­rzyć, że mój po­mysł zo­stał za­ak­cep­to­wa­ny.

– W za­sa­dzie to może wy­pa­lić – po­wie­dział Ro­bert. – Gdy padło za­si­la­nie, po­ciąg się za­trzy­mał.

Aha, więc nie tylko ja to za­uwa­ży­łem.

– An­ti­do­tum znaj­du­je się w tor­bie z Mi­siem Uszat­kiem, pod miej­scem numer trzy­dzie­ści.

Kang wy­glą­dał na zde­cy­do­wa­ne­go. Pod­szedł do okna i pró­bo­wał je otwo­rzyć. Nie wiem, jakie po­cią­gi mają w Korei, ale u nas w Pol­sce okna w po­cią­gu nie da się tak po pro­stu otwo­rzyć!

– Chyba trze­ba wybić szybę… – za­uwa­żył Kang.

Po­de­szli­śmy do okna. Ude­rza­li­śmy z całej siły w szkło, które za cho­le­rę nie chcia­ło wy­le­cieć.

Nie­mal czu­li­śmy zbli­ża­ją­cą się Ewę. Co jakiś czas któ­reś z nas zer­ka­ło w kie­run­ku drzwi wa­go­nu, czy po­twór się nie po­ja­wił.

W końcu zda­rzył się cud – szyba za­czy­na­ła pękać. Mimo ciem­no­ści za­uwa­ży­łem, że Kang ma zra­nio­ne ramię i rękaw jego ró­żo­wej ko­szu­li prze­siąkł krwią.

Chcia­łem mu o tym po­wie­dzieć, ale w tym samym cza­sie Ro­bert wybił szybę, ta­ra­nu­jąc ją całym cia­łem.

Ra­dość nie trwa­ła jed­nak długo. Drzwi wa­go­nu rów­nież zo­sta­ły znisz­czo­ne i w środ­ku po­ja­wi­ła się ona – Ewa.

Pa­trzy­łem, jak stała w ciem­nym ko­ry­ta­rzu, wi­dząc je­dy­nie fio­le­to­we oczy i macki, peł­za­ją­ce po pod­ło­dze.

Lu­dzie scho­wa­li się za sie­dze­nia­mi, pa­no­wa­ła zu­peł­na cisza.

Obok mnie, Kang, cały za­la­ny potem, ru­szył po­wo­li w kie­run­ku okna.

Czu­łem jego strach i drżą­ce ciało i prze­łkną­łem ślinę z prze­ra­że­nia.

Ewa ru­szy­ła, po­wo­li, z każdą chwi­lą na­pa­wa­jąc się na­szym stra­chem, nucąc przy tym jakąś we­so­łą me­lo­dię, jak dziec­ko, które bawi się na łące.

Jakiś męż­czy­zna nagle wstał i ru­szył w stro­nę Ewy, wy­cią­ga­jąc do niej ręce. Nikt nie wie­dział, co on wy­pra­wia i dla­cze­go.

Ewa spoj­rza­ła na niego, prze­chy­la­jąc głowę. W jej oczach mi­gnę­ło coś mię­dzy cie­ka­wo­ścią, a roz­ba­wie­niem.

Z uwagi na to, że ów je­go­mość od­wró­cił uwagę po­two­ra, Kang wy­szedł przez okno na dach.

Dziw­ny męż­czy­zna sta­nął obok Ewy i ode­zwał się spo­koj­nym gło­sem:

– Nie mu­sisz być zła, wiesz? Z ta­ki­mi mo­ca­mi mo­żesz być… su­per­bo­ha­te­rem, jak Spi­der­man! Po­myśl sobie! Czy­nisz dobro, dzie­cia­ki mają na ko­szul­kach twoją po­do­bi­znę! – za­śmiał się. – Mo­żesz za­koń­czyć to sza­leń­stwo, mo­żesz być wiel… – Nie do­koń­czył.

Jedna z macek Ewy chwy­ci­ła go za język i za­czę­ła cią­gnąć. Męż­czy­zna za­czął się krztu­sić, a język po­wo­li od­ry­wał się, krwa­wiąc na wszyst­kie stro­ny. Mimo ciem­no­ści wi­dzia­łem od­ry­wa­ją­ce się tkan­ki i sły­sza­łem wy­ją­ce­go z bólu męż­czy­znę. Język roz­cią­gnął się tak mocno, że wy­glą­dał, jakby był zro­bio­ny z gumy.

W końcu zo­stał ode­rwa­ny z gło­śnym i nie­przy­jem­nym chlu­po­tem, przy­po­mi­na­ją­cym roz­bry­zga­ną ga­la­re­tę.

Od­waż­ny męż­czy­zna padł, z jego ust krew lała się tak ob­fi­cie, jakby cały ko­ry­tarz miał w niej uto­nąć.

Ewa wsa­dzi­ła język do ust, po­chła­nia­jąc go i ob­li­zu­jąc się z sa­tys­fak­cją.

Uśmiech zszedł z jej twa­rzy, gdy usły­sza­ła kroki na dachu.

To Kang! Zmie­rzał w kie­run­ku an­ti­do­tum! Wie­dzia­łem, że nie jest bo­ha­te­rem tylko w fil­mach!

Dziew­czy­na za­ry­cza­ła tak prze­raź­li­wie, że mu­sia­łem za­tkać uszy, żeby nie ogłuch­nąć. Ude­rzy­ła w dach, wy­ry­wa­jąc w nim dziu­rę, ale nie do­się­gła Kanga! Jakaś ko­bie­ta wy­ko­rzy­stu­jąc mo­ment nie­uwa­gi Ewy, chcia­ła po­dejść do le­żą­ce­go bez ję­zy­ka męż­czy­zny, ale wtedy Ewa ude­rzy­ła w dach po raz ko­lej­ny.

Duża jego część z ekra­nem, spa­dła na pe­cho­wą ko­bie­tę, która krzyk­nę­ła z prze­ra­że­nia.

Wy­cią­gnę­ła rękę, bła­ga­jąc o pomoc i pomoc na­de­szła! Lu­dzie ze łzami w oczach, trzę­sąc się ze stra­chu, chwy­ci­li dłoń przy­gnie­cio­nej ko­bie­ty i za­czę­li cią­gnąć.

Ewa wciąż po­lo­wa­ła na Kanga, a lu­dzie cią­gnę­li rękę ko­bie­ty, która wrzesz­cza­ła z bólu. Nie ru­szy­ła się z miej­sca, wciąż le­ża­ła pod da­chem.

Nagle usły­sza­łem dziw­ny dźwięk ła­ma­nych kości, a ręka ko­bie­ty wy­dłu­ży­ła się do nie­na­tu­ral­nych roz­mia­rów. Nikt jed­nak nie zwra­cał na to uwagi – wszy­scy cią­gnę­li dalej. W końcu na łok­ciu ko­bie­ty po­ja­wi­ła się struż­ka krwi, po­wo­li ska­pu­ją­ca na pod­ło­gę. Skóra za­czę­ła się od­ry­wać, kości strze­la­ły jak po­pcorn w mi­kro­fa­lów­ce. Ko­bie­ta wrzesz­cza­ła, a pa­sa­że­ro­wie cią­gnę­li jesz­cze moc­niej, aż wresz­cie wy­rwa­li ko­bie­cie rękę, prze­wra­ca­jąc się na pod­ło­gę. Z ki­ku­ta lała się tak ab­sur­dal­na ilość krwi, do­słow­nie jak woda z od­krę­co­ne­go kranu!

Co cie­ka­we – ko­bie­ty nie udało się wy­cią­gnąć spod dachu. Wtedy do­tar­ło do mnie, że w Pen­do­li­no są nie­sa­mo­wi­cie mocne dachy!

Mimo szoku, wśród krzy­ków przy­gnie­cio­nej ko­bie­ty, pró­bo­wa­łem ob­ser­wo­wać Ewę, ale nie udało mi się do­strzec, czy Kang zo­stał zła­pa­ny. Sły­sza­łem prze­raź­li­wy ryk po­two­ra, który wście­kle ma­chał mac­ka­mi na lewo i prawo, roz­wa­la­jąc sie­dze­nia w wa­go­nie dalej.

Wszy­scy ner­wo­wo cze­ka­li­śmy… Cze­ka­li­śmy na Kanga, na co­kol­wiek, ale… Nic się nie dzia­ło. I gdy już stra­ci­li­śmy wszel­ką na­dzie­ję, przez dziu­rę w dachu – wprost na przy­gnie­cio­ną ko­bie­tę (która wtedy za­mil­kła) – wsko­czył Kang! Ze strzy­kaw­ką w ręku!

Mia­łem ocho­tę po­dejść i wtu­lić się w niego, jak w ja­kiejś ro­man­tycz­nej K-dra­mie, ale nie było czasu do stra­ce­nia!

– Teraz py­ta­nie, jak po­da­my jej to cho­ler­stwo… – po­wie­dział Kang.

Trze­ba było dzia­łać na­tych­miast – roz­wście­czo­na Ewa ru­szy­ła z wrza­skiem na Kanga, ma­cha­jąc mac­ka­mi.

Kang spa­ni­ko­wał i rzu­cił igłą w po­two­ra. Za­pa­dła cisza.

Przed­miot wbił się Ewie w głowę. Stwór spra­wiał wra­że­nie, jakby nie wie­rzył w to, co się wła­śnie stało. Już miał wyjąc strzy­kaw­kę, gdy nagle Ro­bert rzu­cił się na po­two­ra i wci­snął po­daj­nik, wstrzy­ku­jąc po­two­ro­wi an­ti­do­tum!

Stwór znów krzyk­nął i zła­pał mac­ka­mi dok­to­ra, ury­wa­jąc mu głowę. Facet nawet nie miał czasu się po­że­gnać, a jego głowa już to­czy­ła się po ko­ry­ta­rzu.

Ewa padła na pod­ło­gę, wijąc się w kon­wul­sjach, aż w końcu cał­kiem prze­sta­ła się ru­szać.

Spoj­rza­łem na Kanga, nie do­wie­rza­jąc, ale on nie od­ry­wał wzro­ku od mar­twej Ewy.

– Czy to ko­niec…? Kang, czy to ko­niec? – za­py­ta­łem.

Spoj­rzał na mnie i po­ki­wał głową.

– Tak, na to wy­glą­da… i… Tak w ogóle nie je­stem Kang, tylko Zdzi­siek.

Nim zdą­ży­łem od­po­wie­dzieć, za­uwa­ży­łem przez okno dziw­ny roz­błysk i przy­po­mnia­łem sobie o zmie­rza­ją­cym w nas po­ci­sku!

Za­czę­li­śmy ucie­kać z po­cią­gu przez wy­bi­tą szybę, wy­bie­ga­jąc w noc! Pę­dzi­li­śmy co sił w no­gach, a po­cisk le­ciał, ni­czym me­te­oryt. Udało mi się wbiec do lasu, gdy po­czu­łem za sobą go­rą­ce pło­mie­nie. Huk, jaki to­wa­rzy­szył eks­plo­zji był tak po­tęż­ny, że w tam­tej chwi­li stra­ci­łem słuch.

Siła wy­bu­chu była tak ogrom­na, że do­słow­nie rzu­ci­ła ludź­mi, któ­rzy wpa­da­li i ła­ma­li się na drze­wach.

Pa­dłem na zie­mię i cze­ka­łem, aż ten kosz­mar się skoń­czy.

 

 

***

 

 

Skoń­czył się do­pie­ro po kilku go­dzi­nach.

Wsta­łem z ziemi i razem z Kan­giem-Zdzi­chem ru­szy­łem w stro­nę naj­bliż­sze­go mia­sta – War­sza­wy. Zdzi­wi­ło nas, że nie przy­je­cha­ła żadna pomoc, straż, po­li­cja – co­kol­wiek.

Do­pie­ro, gdy do­tar­li­śmy do mia­sta zro­zu­mie­li­śmy dla­cze­go.

War­sza­wa była do­szczęt­nie znisz­czo­na, na uli­cach le­ża­ły zma­sa­kro­wa­ne ciała miesz­kań­ców, a po bu­dyn­kach po­wo­li peł­za­ły stwo­ry – takie same, jak Ewa. Nie­któ­re wiel­ko­ści psa, inne prze­wyż­sza­ły pię­tro­we ka­mie­ni­ce.

Wpa­try­wa­łem się w nie i po­czu­łem w oczach łzy, które po chwi­li po­pły­nę­ły mi po po­licz­kach.

– Nie płacz – po­wie­dział Kang. – Wszyst­ko bę­dzie do­brze.

Koniec

Komentarze

Wartka akcja, co sprawia, że dobrze się czytało. Tekst nawet sprawnie napisany. Aczkolwiek opowieść oparta na znanych schematach; fabuła jest przewidywalna. Co więcej, miałem wrażenie, że nie czytam opowiadania, a ogląda film na Netflixie. Kręcony na podstawie tego samego scenariusza, ale w wariacjach, rozpisywanych na utwory dla setek fortepianów. Tu różnica jest taka, że Kang (dla niepoznaki zwany Zdzichem) gra pierwsze skrzypce.

Witaj. :)

Dziękuję za uprzedzenie o wulgaryzmach. :)

Opowieść niesamowita, mnóstwo krwi, trupów, makabrycznych scen, mrożących krew w żyłach mordów. Bohaterowie ostatecznie wpadli, można rzec, z deszczu pod rynnę. :) 

Bardzo fajny pomysł, w sumie nader realistycznie przedstawiony; podziwiam i wyobrażam sobie Twoje podróże pociągami. :) 

Zażartuję, że nie zdziwiłabym się, gdyby podczas spotkania tak duże wrażenie na głównym bohaterze zrobił Bruce Lee, ale – jakiś tam Kang? :) 

Z kwestii językowych widziałam nieco powtórzeń i literówek, zaś ten wyraz – o ile się nie mylę – powinien być zapisany rozdzielnie: “niedowierzając”. 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

TaTojota

To prawda i zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo… Filmowe ;D. Schematy znane, ale chciałem się tutaj trochę tym wszystkim pobawić. Cieszę się, że uznajesz opowieść za sprawnie napisaną! 

 

 

bruce

Cześć! ;)

Dzięki za klik! ;)

O tak, trupów i masakry jest tutaj sporo i trochę się zastanawiałem, czy nie przesadziłem z obecnością brutalnych scen ;D

Ale masz rację! Spotkać legendarnego Bruca to dopiero byłoby niesamowite przeżycie! :D

Wyraz poprawiłem i… Przyznam się, że w niektórych miejscach mega się głowiłem się nad tymi powtórzeniami, a i tak musiało ich trochę zostać, skoro o nich wspominasz ;)

Cieszę się, że się podobało!

Pozdrawiam serdecznie!

 

I ja dziękuję. :)

Powtórzenia często są potrzebne, aby uwypuklić i podkreślić pewne treści, zatem spokojnie. ;) 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Nie podobało się. To nie literatura tylko epatowanie turpizmem. Czyli obecna norma , niestety.

Już tylko spokój może nas uratować

Rybak3

Cześć! ;)

Tak, miało być mega brutalnie, bo chciałem tę brutalność zestawić z trochę “suchym” humorem, stworzyć taką mieszankę. Szkoda, że Ci się nie podobało, ale zdaję sobie sprawę, że taka forma nie każdemu przypadnie do gustu. 

Pozdrawiam ;)

Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku, ale uznałem, że lepiej nie podchodzić. Przecież mógłbym się zarazić!

Uznałem, że jeśli zobaczę kogoś z obsługi, powiem im o całej sytuacji.

Przeredagowałabym, żeby nie było powtórzeń.

Od samego pytania by się nie zaraził raczej ;D

 

 

 

Wszedłem do Warsa. W środku zobaczyłem jakiegoś grubszego kolesia z łysiną na głowie. 

Według mnie Warsu.

 

A gdzie jeszcze mógł mieć łysinę, że podkreślasz tę głowę?

 

 

 

 

w moją duszę

 

Weszła, upadając brzmi dziwnie. Trzeba by żeby weszła i zaraz upadła. 

 

Ze złości zacisnąłem dłonie. Miałem ochotę podejść i wyrwać mu telefon z ręki!

Tu jest trochę nielogicznie, bo nie miał ochotę, ale podszedł.

 

Kto krzyczał w wagonie, skoro barmankę już zjadło, a gruby dalej chodzi?

 

 

Jeszcze nie wiedzieli, że jesteśmy uwięzieni z żądnym krwi potworem. Wszyscy oprócz jednej osoby.

Która osoba nie była uwięziona z potworem? ;) Chyba trzeba przeredagować.

 

 

Jedna kobieta potknęła się o leżące bezgłowe zwłoki i przewróciła się tak niefortunnie, że złamała kark, uderzając w oparcie fotela.

Taki prosty opis, że szła i złamała jest mało wiarygodny.

 

 

Jest rzeź i flaki, natomiast nie zobaczyłam humoru, chyba że latające zwłoki są elementem komediowym. Nie zachwyciło mnie.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Ambush

 

Dzięki za wskazanie błędów ;) Jak tylko będę miał możliwość, postaram się je poprawić.

Szkoda, że opowieść nie zachwyciła i tak… Ta absurdalna, przesadzona brutalność również jest elementem żartu. Trochę się tu inspirowałem Martwym Złem ;D

Pozdrawiam ;) Dzięki za przeczytanie i komentarz! ;)

Cóż, Dovio, poczułam się oszukana, bo zapowiedziałeś horror i dużo czarnego humoru, a nic takiego tu nie znalazłam.

Przystępując do lektury horroru chciałabym poczuć ten swoisty klimat, kiedy jeszcze nic się nie dzieje, a już narasta napięcie, kiedy jeszcze nic szczególnego się nie wydarzyło, a już zaczynam czuć niepokój i już wiem, że przenikające mnie dreszcze to nie nagłe ochłodzenie, a pierwsze objawy zwiastujące nadejście prawdziwej grozy. Tego wszystkiego tu brakło.

Na początku wywaliłeś kawę na ławę, podlałeś ją hektolitrami krwi, dołożyłeś do tego połamane kości, pozdzieraną skórę i pourywane kończyny, że o masakrowanych ludziach nie wspomnę, a całość zwieńczyłeś zniszczoną stolicą. :(

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Dovio, mam nadzieję, że to opowiadanie jest wypadkiem przy pracy, a Twoje przyszłe teksty okażą zdecydowanie lepsze i znacznie lepiej napisane. Powodzenia!

 

Bilet kosz­to­wał wię­cej niż Pepsi w kinie… → Bilet kosz­to­wał wię­cej niż pepsi w kinie

Nazwy napojów piszemy małą literą.

 

Za­pi­sy­wał coś w no­te­sie, z sze­ro­kim uśmie­chem na twa­rzy. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?

Proponuję: Za­pi­sy­wał coś w no­te­sie, szeroko się uśmiechając.

 

do środ­ka we­szła chora dziew­czy­na, upa­da­jąc na pod­ło­gę. → Czy dobrze rozumiem, że szła upadając?

A może miało być: …do środ­ka we­szła chora dziew­czy­na i upadła na pod­ło­gę.

 

Gru­bas zro­bił się czer­wo­ny na twa­rzy jak ostry sos w ke­ba­bie. → A może: Twarz grubasa zrobiła się czerwona jak ostry sos w ke­ba­bie.

 

Wyjął tłu­sty palec i za­czął ma­chać nim przed moimi ocza­mi. → Skąd wyjął palec?

 

Jej biała ko­szu­la była już cała w pla­mach… → Koszula jest ubiorem męskim. Dziewczyny noszą bluzki. Damska bluzka może mieć krój koszulowy.

 

Dziew­czy­na z otwar­ty­mi usta­mi pod­pie­ra­ła się o stół… → Dziew­czy­na z otwar­ty­mi usta­mi o­pie­ra­ła się o stół

Podpieramy się czymś, np. laską, o coś można się oprzeć.

 

– Po… Móż… – wy­du­si­ła i stra­ci­ła przy­tom­ność. → – Po… móż… – wy­du­si­ła i stra­ci­ła przy­tom­ność.

Lub: Po-móż… – wy­du­si­ła i stra­ci­ła przy­tom­ność.

 

przy­bie­ra­ło ciem­no-fio­le­to­wą barwę. → …przy­bie­ra­ło ciem­nofio­le­to­wą barwę.

 

Widać było jej żyły i ścię­gna… → Zbędny zaimek.

 

Kang na­tych­miast pod­bił do fa­ce­ta i zła­pał za fraki… → Co to znaczy podbić do faceta?

A może miało by: Kang na­tych­miast podbiegł do fa­ce­ta i zła­pał za fraki

 

Ja… Ja… Nic… Nic nie wiem! – jąkał się drżą­cym gło­sem. →  – Ja… ja… nic… nic nie wiem! – jąkał się drżą­cym gło­sem. Lub: – Ja-ja ni-nic nie wiem! – jąkał się drżą­cym gło­sem.

 

ode­zwał się star­szy pa­sa­żer, wsta­jąc ze swo­je­go miej­sca. → Czy zaimek jest konieczny? Czy wstawałby z cudzego miejsca?

Proponuję: …ode­zwał się star­szy pa­sa­żer, wsta­jąc z miejsca.

 

Jego nogi wciąż wy­sta­wa­ły do środ­ka… → Wystawała raczej ta część, która była na zewnątrz.

Proponuję: Jego nogi wciąż pozostawały w środku

 

szy­bie  obok… → Wystarczy jedna spacja.

 

wcze­śniej prze­cię­ty w pół facet… → …wcze­śniej prze­cię­ty wpół facet

https://nck.pl/en/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/w-pol-czy-wpol-

 

– Ona… Czyli Ewa… Wzięła udział… → – Ona… czyli Ewa… wzięła udział

 

– Serum, które miało… Wy­le­czyć raka. → – Serum, które miało… wy­le­czyć raka.

 

za­mie­ni­ła się w to… Coś. → …za­mie­ni­ła się w to… coś.

 

Kang pu­ścił Ro­ber­ta, który na­tych­miast osu­nął się na pod­ło­gę ze łzami w oczach. → Czy dobrze rozumiem, że podłoga miała łzy w oczach?

A może miało być: Kang pu­ścił Ro­ber­ta, który, ze łzami w oczach, na­tych­miast osu­nął się na pod­ło­gę.

 

zgło­si­łem wszyst­ko rzą­do­wi… I oni… Oni teraz chcą wy­sa­dzić nasz po­ciąg. → …zgło­si­łem wszyst­ko rzą­do­wi… i oni… oni teraz chcą wy­sa­dzić nasz po­ciąg.

 

– Kang zła­pał się za głowę, a ja po­czu­łem, że w po­cią­gu coś się zmie­ni­ło.

Na po­cząt­ku nie bar­dzo ro­zu­mia­łem, co się dzie­je, ale w końcu do mnie do­tar­ło – po­ciąg za­czął się za­trzy­my­wać.

– Jest… Jest spo­sób, żeby to za­koń­czyć – ode­zwał się dok­tor… → Lekka siękoza.

Proponuję: – Kang zła­pał się za głowę, a ja po­czu­łem, że w po­cią­gu coś jest inaczej.

Na po­cząt­ku nie bar­dzo ro­zu­mia­łem, co, ale w końcu do mnie do­tar­ło – po­ciąg za­czął hamować.

– Jest… jest spo­sób, żeby to za­koń­czyć – powiedział dok­tor

 

Czu­łem jego strach, jego drżą­ce ciało i prze­łkną­łem… → Czy oba zaimki są konieczne?

Proponuję: Czu­łem jego strach i drżenie ciała, prze­łkną­łem…

 

Z uwagi na to, że owy je­go­mość… → Z uwagi na to, że ów je­go­mość

Tu znajdziesz odmianę zaimka ów.  

 

Z ta­ki­mi mo­ca­mi mo­żesz być… Su­per­bo­ha­te­rem… → Z ta­ki­mi mo­ca­mi mo­żesz być… su­per­bo­ha­te­rem

 

Uśmiech zszedł z jej twa­rzy… → Uśmiechy raczej nie chodzą. Nie wydaje mi się też, aby potwór miał twarz.

Proponuję: Uśmiech zniknął z jej pyska

 

Wie­dzia­łem, że nie jest bo­ha­te­rem tylko w fil­mach! → A może: Wie­dzia­łem, że jest bo­ha­te­rem nie tylko w fil­mach!

 

jak w ja­kiejś ro­man­tycz­nej K-Dra­mie… → …jak w ja­kiejś ro­man­tycz­nej K-dra­mie

 

– Tak, na to wy­glą­da… ITak w ogóle nie je­stem Kang, tylko Zdzi­siek. → – Tak, na to wy­glą­da… itak w ogóle nie je­stem Kang, tylko Zdzi­siek.

 

gdy po­czu­łem za sobą go­rą­ce pło­mie­nie ognia. → A może wystarczy: …gdy po­czu­łem za sobą go­rą­ce pło­mie­nie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć ;)

Na początek bardzo dziękuję za wskazanie błędów. Gdy znajdę trochę czasu na pewno poprawię tekst! ;)|

Co do treści…

Wiadomo, że humor jest kwestią względną, ja świetnie bawiłem się, pisząc to opowiadanie. I tak, zdaję sobie sprawę, że nie ma tu za wiele momentów do niepokoju, ponieważ chciałem pójść w taką totalną, przesadną brutalność, zrobić coś w stylu Martwego Zła, czy… horrorów gore ;D

Tak więc… to raczej nie wypadek przy pracy, a po prostu coś w rodzaju zabawy. Moja poprzednia opowieść Malowany Cień była dość poważna, tutaj chciałem sobie poszaleć ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Wia­do­mo, że humor jest kwe­stią względ­ną, ja świet­nie ba­wi­łem się, pi­sząc to opo­wia­da­nie.

Owszem, Dovio, humor to rzecz względna, ale w tym opowiadaniu nie znalazłam nic zabawnego i mocno się zastanawiam, co bawiło Ciebie.

Ponadto nie ukrywam, że takie wyznanie zawsze mnie zastanawia i mam wrażenie, że kiedy autor twierdzi, że pisząc, świetnie się bawił, zapewne pisał z myślą o sobie, nie o czytelniku. Powiem wprost – wolę, żeby autor tworzył w mękach, ale żeby gotowe dzieło rzuciło czytelników na kolana.

 

…to ra­czej nie wy­pa­dek przy pracy, a po pro­stu coś w ro­dza­ju za­ba­wy.

Osobliwy to rodzaj zabawy, w której nie dostrzegłam nic zabawnego.

 

Moja poprzednia opowieść Malowany Cień była dość poważna, tutaj chciałem sobie poszaleć ;)

Skoro już poszalałeś, spróbuj teraz napisać coś naprawdę dobrego. „Malowany cień”, mimo pewnych niejasności, to całkiem niezłe opowiadanie.

Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Choćby bawiło mnie nawiązanie do Squid Game (Nie jesteśmy końmi), gdy obok stała gwiazda tego serialu – która ostatecznie okazała się kimś zwyczajnym :D

Ogólnie wymyślanie tych wszystkich brutalnych scen było, jakkolwiek to zabrzmi, fajną zabawą ;D

I cóż… mam trochę inne zdanie na temat pisania. Wydaje mi się, że najpierw autor powinien “czuć” opowieść, pisać dla swojej własnej satysfakcji. I nie chodzi mi, że można napisać “byle co”, bez ładu i składu, ale żeby stworzyć coś, co zadowoli autora ;)

Draka w pociągu mi się podoba, tutaj dostała dość chłodne opinie i cóż, trudno, tak to już jest, ale napisałem coś, co po prostu sprawiło mi dużo radości ;)

Nie wiem, co napiszę teraz, chciałem jakiegoś shorta, ale przyznam szczerze – zawsze jak próbuje to zrobić i tak wychodzi mi coś dłuższego ;D

Dovio, cóż mogę dodać do tego, co już powiedziałam. Pisz ku własnemu zadowoleniu, ale zawsze miej na uwadze, że Twoje dzieła będą czytać także inni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oczywiście – gdy coś wrzucam, zawsze mam to na uwadze i zawsze jestem ciekaw, jak opowieść zostanie odebrana ;)

Pozdrawiam! ;)

Trzymaj się Dovio i pisz fajne opowiadania. Powodzenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam! Znalazłem element humorystyczny. Opko należy do gatunku "Zabiki go i uciekł":D

Już tylko spokój może nas uratować

Dla mnie to wręcz klasyczny przykład horroru komediowego z gatunku “Straszny film nr…”. Ja takie lubię. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Tak, dokładnie tak! ;D To właśnie coś takiego, gdzie absurd goni absurd i sobie myślisz “Co ja w ogóle czytam?” ;D

Bardziej mnie inspirowało tutaj Martwe Zło, ale porównanie do Strasznego Filmu też jak najbardziej na miejscu! ;D

Nowa Fantastyka