- Opowiadanie: dovio - Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

Cześć! 
Opowieść wpadła mi do głowy podczas jazdy pociągiem ;D. Jest trochę absurdalna i starałem się wpleść w nią dużo czarnego humoru. Mam nadzieję, że komuś się spodoba! Zapraszam! ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Draka w pociągu: Ja, Kang i wagony grozy

1

Pociąg nadjechał punktualnie – w końcu to Pendolino. Bilet kosztował więcej niż Pepsi w kinie, więc oczekiwałem usługi na najwyższym poziomie.

Gdy tylko drzwi się otworzyły, bez trudu odnalazłem swój wagon i miejsce.

Usiadłem.

Był to pociąg relacji Gdynia Główna – Rzeszów Główny, a ja z Warszawy chciałem dostać się do Krakowa.

Czekała mnie niesamowicie nudna podróż, więc pragnąłem, by zleciała jak najszybciej. Zastanawiałem się, jak mógłbym ją urozmaicić i wtedy olśniło mnie! Otworzyłem szeroko oczy, jak porażony piorunem! „Przecież w Pendolino jest Wars!”, pomyślałem i szybkim krokiem skierowałem się do wagonu numer cztery.

Po drodze rozglądałem się po pociągu. Wiele osób spało, inni oglądali coś w telefonach, ale jedna postać zwróciła moją uwagę.

Ciemnowłosa dziewczyna, która wyglądała na chorą. Twarz miała lśniącą od potu, a wargi sine.

Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku, ale pomyślałem, że lepiej nie podchodzić. Przecież mógłbym się zarazić!

Uznałem, że jeśli zobaczę kogoś z obsługi, powiem o całej sytuacji.

Wszedłem do Warsu. W środku zobaczyłem jakiegoś grubszego kolesia z łysiną. Zapisywał coś w notesie, z szerokim uśmiechem na twarzy.

Stół dalej, przy oknie siedział ktoś, kogo nigdy bym się tu nie spodziewał! Wyglądał jak Kang Ha-Neul – znany południowokoreański aktor! Miał na sobie różową koszulę i czarne spodnie. Popijał piwko, czytając coś w telefonie. Nie wierzyłem własnym oczom! Całkowicie zapomniałem o chorej dziewczynie. Nogi ugięły mi się tak mocno, że prawie padłem na podłogę!

Podszedłem do niego i odezwałem się drżącym głosem, cały czerwony na twarzy.

– Przepraszam… Czy pan to Kang Ha–Neul? – zapytałem po polsku, zapominając, że może nie znać tego języka.

Spojrzał na mnie tak przenikliwie, jakby zajrzał w moją duszę i odpowiedział:

– Pan mówi do mnie? – Był wyraźnie zdziwiony.

– Tak, chciałem pogratulować panu roli w Squid Game. Pańska postać… Gdy o niej myślę, aż pęka mi serce. Zagrał pan… Rewelacyjnie!

– Przepraszam, ale… Pan chyba się pomylił. Ja nie jestem tym… Tym gościem z serialu. Mam na imię…

Mężczyzna nie dokończył, bo drzwi Warsu otworzyły się i do środka weszła chora dziewczyna, upadając na podłogę.

Kang natychmiast ruszył w jej stronę. Podniósł ją i posadził na krześle. Bohater nawet poza ekranem!

– Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś? Wody? – pytał, a dziewczyna powoli kręciła głową.

– Pomocy… – powiedziała cicho cienkim głosem. – Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Jej oczy… wyglądały dziwnie i nienaturalnie. Miały jakby fioletowy odcień.

Chciałem podejść i pomóc, ale zauważyłem, że łysiejący grubas wyjął telefon i robił zdjęcia.

Ze złości zacisnąłem dłonie. Miałem ochotę wyrwać mu telefon.

– Ej! – krzyknąłem, szybko podchodząc. – Bawi cię to? Nie jesteśmy końmi, żeby nas tak nagrywać! Schowaj ten telefon, albo wyrzucę go przez okno!

Grubas zrobił się czerwony na twarzy jak ostry sos w kebabie. Wyjął tłusty palec i zaczął machać nim przed moimi oczami. 

– Panie… Uspokój się! Nie wie pan, z kim zadziera! – mówił, patrząc zza grubych okularów.

– Nie obchodzi mnie, kim jesteś! Przestań ją nagrywać!

Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale dziewczyna zaczęła wymiotować krwią. Gęstą, ciemną, w ilości, która sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Kang cofnął się, a ona wciąż wymiotowała. Jej biała koszula była już cała w plamach, a podłoga spływała posoką.

Patrząc na krew zauważyłem coś niepokojącego. Coś w niej było, coś białego.

Gdy uświadomiłem sobie, że patrzę na zęby, sam o mało co nie zwymiotowałem.

Dziewczyna z otwartymi ustami podpierała się o stół, a wypadające zęby uderzały o blat z rytmicznym „stuk, stuk”. Jej oczy stały się jeszcze bardziej fioletowe.

Grubas znów wyjął telefon i robił zdjęcia, podchodząc do dziewczyny. Wydawał się niewzruszony, jakby nic strasznego się nie działo.

– Ewa – powiedział do niej. – Wszystko w porządku? Co się dzieje? Możesz o tym opowiedzieć?

Ona tylko spojrzała na niego, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Wzrok miała zagubiony, nieobecny.

– Po… Móż… – wydusiła i straciła przytomność.

Grubas wyłączył aparat i przyłożył telefon do ucha.

– Straciła przytomność – powiedział po chwili. – Zwymiotowała krwią, straciła zęby, co robić?

Kiedy słuchał odpowiedzi, dziewczyna nagle się ocknęła.

Jej oczy już nie wyglądały jak fioletowe – one były fioletowe.

Ciało Ewy zaczęło się zmieniać, przybierało ciemno-fioletową barwę. Ręce… Wygięły się pod nienaturalnym kątem. Z trzaskiem łamanych kości.

Zaczęły się wydłużać, rozrywając skórę i mięśnie. Strumienie krwi tryskały na ścianę i okna. Cofnąłem się, Kang zrobił tak samo. Grubas uciekł do sąsiedniego wagonu.

Ewa przewróciła się na podłogę. Skóra na jej rękach ciągle pękała rozrywając się, jakby ktoś rozdzierał kartkę papieru. Widać było jej żyły i ścięgna, które również zaczęły się rozrywać.

Krew tryskała na okna w takiej ilości, że w wagonie zapadła ciemność.

Nagle z rąk Ewy wyrosły galaretowate, fioletowe macki, niczym u ośmiornicy.

Podniosła się na nich i spojrzała na nas – na mnie i Kanga.

Serce waliło mi jak młotem, dłonie drżały, a gardło miałem suche. Zacząłem wycofywać się do sąsiedniego wagonu, a Ewa, usłyszała coś.

Kobieta obsługująca Wars płakała z podniesionymi rękami, jakby chciała się poddać. Cofnęła się w naszą stronę i nagle jedna z macek, chwyciła ją za gardło, przyciągając do Ewy, która w ustach miał setki ostrych, czarnych igieł zamiast zębów.

Wgryzła się w szyję pracownicy, odrywając kawałek skóry, a krew całkiem ochlapała jej twarz.

W końcu odrzuciła ciało i po raz kolejny spojrzała na nas.

Kang chwycił mnie za rękę.

– Spadajmy stąd – rzucił.

Wybiegliśmy z wagonu. Za plecami rozległ się przeraźliwy, nieludzki krzyk, tak potężny, że zatrząsł całym pociągiem. Pendolino pędziło. Byliśmy uwięzieni. A zabawa dopiero się zaczynała.

 

 

 

2

 

Przebiegliśmy przez dwa wagony i jak małe dzieci ukryliśmy się za pustymi siedzeniami. Pozostali pasażerowie patrzyli na nas jak na debili. Jeszcze nie wiedzieli, że jesteśmy uwięzieni z żądnym krwi potworem. 

Po przeciwnej stronie siedział tłustawy mężczyzna, który wcześniej robił zdjęcia. Trząsł się tak mocno, że okulary prawie spadły mu z nosa.

Kang natychmiast podbił do faceta i złapał za fraki z wyrazem twarzy, jakby miał go zaraz wyrzucić przez okno.

– Ty! – krzyknął i wszyscy w wagonie spojrzeli w naszą stronę. – Ty coś wiesz! Zacznij gadać, albo wyrzucę cię przez okno!

– Ja… Ja… Nic… Nic nie wiem! – jąkał się drżącym głosem.

Kang zacisnął dłonie na jego szyi. Facet zaczął się dusić, ale Kang nie odpuszczał.

– Zabijesz go, człowieku! – odezwał się starszy pasażer, wstając ze swojego miejsca.

Wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk i dźwięk tłuczonego szkła, dobiegający z wagonu obok.

Razem z Kangiem podeszliśmy do drzwi, oddzielających wagony i przez szybę oglądaliśmy budzące grozę sceny.

Ewa stała na środku korytarza. Z jej ciała wciąż wystawały macki. Ludzie próbowali uciekać, ale ona łapała ich, rzucając na podłogę.

Jedna kobieta potknęła się o leżące bezgłowe zwłoki i przewróciła się tak niefortunnie, że złamała kark, uderzając w oparcie fotela.

Spojrzałem na rozbite okno. Koleś w białej koszulce próbował się przez nie przecisnąć. Jego nogi wciąż wystawały do środka, a w brzuch miał powbijane kawałki szkła, które rozrywały mu skórę tak głęboko, że ciemna krew kapała na siedzenie. Odpychał się dalej, a szkło coraz bardziej rozrywało jego ciało. Czułem, że flaki zaraz zaleją cały wagon. Kiedy wydawało się, że prawie uciekł, wydarzyło się coś niespodziewanego. Niestety, uderzył w słup trakcyjny, który natychmiast rozerwał go na pół. Nie pomyliłem się, wnętrzności naprawdę zalały wagon, a druga część faceta wylądowała na szybie  obok nas.

Wybuchła panika.

Ludzie tratowali się wzajemnie. Deptali po sobie i przygniatali nawzajem, gdy próbowali dostać się do następnego wagonu. Gość, który robił zdjęcia, jako pierwszy dopadł do drzwi.

Kang nie mógł na to patrzeć!

– Uspokójcie się! Natychmiast! – krzyknął, lecz tłum go nie słuchał.

Drzwi wagonu w końcu się otworzyły i wszyscy padli na siebie, jak domino.

Bestia nadchodziła, powoli, delektując się całym bólem i cierpieniem. Uśmiechała się szeroko, gdy chwyciła wciąż ruszającego się mężczyznę i uderzyła jego głową w szybę. Szkło pękło, ale ona zacisnęła macki mocniej, wycierając jego twarz o ostrą powierzchnie. Skóra zostawała na kawałkach szyby, a Ewa robiła to coraz szybciej. Jeden z odłamków wbił mu się w oko, dosłownie rozrywając je na pół. Ewa jednak nie przestawała, aż w końcu z twarzy mężczyzny została tylko krwawa, rozmazana paćka. Gdy w końcu go wypuściła, koleś wciąż się ruszał! I czołgał w naszą stronę!

– Musimy znaleźć tego grubasa… – powiedział Kang z zaciśniętymi zębami.

Nie było to trudne zadanie.

Gość siedział dwa wagony dalej. Miałem nadzieję, że w tym miejscu panika jeszcze nie objęła pasażerów, ale niestety – wcześniej przecięty w pół facet pojawił się na oknie. Przemieszczał się szybciej niż my!

Kang po raz kolejny dopadł grubasa, który podniósł ręce w geście poddania.

– Zacznij gadać! Co tu jest do cholery grane?! – krzyknął Ha-Neul. 

W tym momencie w całym pociągu zgasły światła. Zrobiło się całkowicie ciemno, lecz nie cicho. Ewa zbierała kolejne śmiertelne żniwo.

– O nie… – Dobiegł mnie głos jednego z pasażerów. – Nosorożec Rogatek zniknął z ekranu! Jesteśmy zgubieni!

– Dobra… Nazywam się doktor Robert… 

– Do rzeczy! – ponaglił go Kang.

– Ona… Czyli Ewa… Wzięła udział w rządowym eksperymencie, razem z innymi osobami. Wstrzyknęliśmy… – Zawiesił się, ale Ha-Neul zacisnął mocniej dłonie na gardle Roberta. – Serum, które miało… Wyleczyć raka. Ale z jakiegoś dziwnego powodu zamieniła się w to… Coś.

Kang puścił Roberta, który natychmiast osunął się na podłogę ze łzami w oczach.

– Najgorsze jednak… – kontynuował doktor – jest to, że zgłosiłem wszystko rządowi… I oni… Oni teraz chcą wysadzić nasz pociąg.

– No to mamy przesrane – stwierdziłem.

 

 

 

 

3

 

 

– I co my teraz zrobimy?! – Kang złapał się za głowę, a ja poczułem, że w pociągu coś się zmieniło.

Na początku nie bardzo rozumiałem, co się dzieje, ale w końcu do mnie dotarło – pociąg zaczął się zatrzymywać.

– Jest… Jest sposób, żeby to zakończyć – odezwał się doktor, wstając z podłogi.

Kang otworzył szeroko oczy z wrażenia, a Robert kontynuował:

– Antidotum, na wszelki wypadek miałem ze sobą strzykawkę, która całkowicie usuwała serum z organizmu.

– No i świetnie! Dawaj strzykawkę, a załatwimy sprawę raz-dwa! – Kang niemal krzyczał z ekscytacji, ale doktor tylko uśmiechnął się nerwowo.

– To nie takie proste. Torba ze strzykawką została w wagonie numer trzy. Żeby się tam dostać…

– Trzeba minąć Ewę… – dokończył Ha-Neul, zaciskając dłonie w pięści.

– Chyba, że wejdziesz dachem, tam jej nie ma, przynajmniej na razie – zażartowałem, w wtedy Kang poklepał mnie po ramieniu!

Tak! Wielki Kang Ha-Neul mnie klepnął!

– To jest genialny pomysł! – stwierdził.

– Tak… myślisz? – Nie mogłem uwierzyć, że mój pomysł został zaakceptowany.

– W zasadzie to może wypalić – powiedział Robert. – Gdy padło zasilanie, pociąg się zatrzymał.

Aha, więc nie tylko ja to zauważyłem.

– Antidotum znajduje się w torbie z Misiem Uszatkiem, pod miejscem numer trzydzieści.

Kang wyglądał na zdecydowanego. Podszedł do okna i próbował je otworzyć. Nie wiem, jakie pociągi mają w Korei, ale u nas w Polsce okna w pociągu nie da się tak po prostu otworzyć!

– Chyba trzeba wybić szybę… – zauważył Kang.

Podeszliśmy do okna. Uderzaliśmy z całej siły w szkło, które za cholerę nie chciało wylecieć.

Niemal czuliśmy zbliżającą się Ewę. Co jakiś czas któreś z nas zerkało w kierunku drzwi wagonu, czy potwór się nie pojawił.

W końcu zdarzył się cud – szyba zaczynała pękać. Mimo ciemności zauważyłem, że Kang ma zranione ramię i rękaw jego różowej koszuli przesiąkł krwią.

Chciałem mu o tym powiedzieć, ale w tym samym czasie Robert wybił szybę, taranując ją całym ciałem.

Radość nie trwała jednak długo. Drzwi wagonu również zostały zniszczone i w środku pojawiła się ona – Ewa.

Patrzyłem, jak stała w ciemnym korytarzu, widząc jedynie fioletowe oczy i macki, pełzające po podłodze.

Ludzie schowali się za siedzeniami, panowała zupełna cisza.

Obok mnie, Kang, cały zalany potem, ruszył powoli w kierunku okna.

Czułem jego strach, jego drżące ciało i przełknąłem ślinę z przerażenia.

Ewa ruszyła, powoli, z każdą chwilą napawając się naszym strachem, nucąc przy tym jakąś wesołą melodię, jak dziecko, które bawi się na łące.

Jakiś mężczyzna nagle wstał i ruszył w stronę Ewy, wyciągając do niej ręce. Nikt nie wiedział, co on wyprawia i dlaczego.

Ewa spojrzała na niego, przechylając głowę. W jej oczach mignęło coś między ciekawością, a rozbawieniem.

Z uwagi na to, że owy jegomość odwrócił uwagę potwora, Kang wyszedł przez okno na dach.

Dziwny mężczyzna stanął obok Ewy i odezwał się spokojnym głosem:

– Nie musisz być zła, wiesz? Z takimi mocami możesz być… Superbohaterem, jak Spiderman! Pomyśl sobie! Czynisz dobro, dzieciaki mają na koszulkach twoją podobiznę! – zaśmiał się. – Możesz zakończyć to szaleństwo, możesz być wiel… – Nie dokończył.

Jedna z macek Ewy chwyciła go za język i zaczęła ciągnąć. Mężczyzna zaczął się krztusić, a język powoli odrywał się, krwawiąc na wszystkie strony. Mimo ciemności widziałem odrywające się tkanki i słyszałem wyjącego z bólu mężczyznę. Język rozciągnął się tak mocno, że wyglądał, jakby był zrobiony z gumy.

W końcu został oderwany z głośnym i nieprzyjemnym chlupotem, przypominającym rozbryzganą galaretę.

Odważny mężczyzna padł, z jego ust krew lała się tak obficie, jakby cały korytarz miał w niej utonąć.

Ewa wsadziła język do ust, pochłaniając go i oblizując się z satysfakcją.

Uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy usłyszała kroki na dachu.

To Kang! Zmierzał w kierunku antidotum! Wiedziałem, że nie jest bohaterem tylko w filmach!

Dziewczyna zaryczała tak przeraźliwie, że musiałem zatkać uszy, żeby nie ogłuchnąć. Uderzyła w dach, wyrywając w nim dziurę, ale nie dosięgła Kanga! Jakaś kobieta wykorzystując moment nieuwagi Ewy, chciała podejść do leżącego bez języka mężczyzny, ale wtedy Ewa uderzyła w dach po raz kolejny.

Duża jego część z ekranem, spadła na pechową kobietę, która krzyknęła z przerażenia.

Wyciągnęła rękę, błagając o pomoc i pomoc nadeszła! Ludzie ze łzami w oczach, trzęsąc się ze strachu, chwycili dłoń przygniecionej kobiety i zaczęli ciągnąć.

Ewa wciąż polowała na Kanga, a ludzie ciągnęli rękę kobiety, która wrzeszczała z bólu. Nie ruszyła się z miejsca, wciąż leżała pod dachem.

Nagle usłyszałem dziwny dźwięk łamanych kości, a ręka kobiety wydłużyła się do nienaturalnych rozmiarów. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi – wszyscy ciągnęli dalej. W końcu na łokciu kobiety pojawiła się strużka krwi, powoli skapująca na podłogę. Skóra zaczęła się odrywać, kości strzelały jak popcorn w mikrofalówce. Kobieta wrzeszczała, a pasażerowie ciągnęli jeszcze mocniej, aż wreszcie wyrwali kobiecie rękę, przewracając się na podłogę. Z kikuta lała się tak absurdalna ilość krwi, dosłownie jak woda z odkręconego kranu!

Co ciekawe – kobiety nie udało się wyciągnąć spod dachu. Wtedy dotarło do mnie, że w Pendolino są niesamowicie mocne dachy!

Mimo szoku, wśród krzyków przygniecionej kobiety, próbowałem obserwować Ewę, ale nie udało mi się dostrzec, czy Kang został złapany. Słyszałem przeraźliwy ryk potwora, który wściekle machał mackami na lewo i prawo, rozwalając siedzenia w wagonie dalej.

Wszyscy nerwowo czekaliśmy… Czekaliśmy na Kanga, na cokolwiek, ale… Nic się nie działo. I gdy już straciliśmy wszelką nadzieję, przez dziurę w dachu – wprost na przygniecioną kobietę (która wtedy zamilkła) – wskoczył Kang! Ze strzykawką w ręku!

Miałem ochotę podejść i wtulić się w niego, jak w jakiejś romantycznej K-Dramie, ale nie było czasu do stracenia!

– Teraz pytanie, jak podamy jej to cholerstwo… – powiedział Kang.

Trzeba było działać natychmiast – rozwścieczona Ewa ruszyła z wrzaskiem na Kanga, machając mackami.

Kang spanikował i rzucił igłą w potwora. Zapadła cisza.

Przedmiot wbił się Ewie w głowę. Stwór sprawiał wrażenie, jakby nie wierzył w to, co się właśnie stało. Już miał wyjąc strzykawkę, gdy nagle Robert rzucił się na potwora i wcisnął podajnik, wstrzykując potworowi antidotum!

Stwór znów krzyknął i złapał mackami doktora, urywając mu głowę. Facet nawet nie miał czasu się pożegnać, a jego głowa już toczyła się po korytarzu.

Ewa padła na podłogę, wijąc się w konwulsjach, aż w końcu całkiem przestała się ruszać.

Spojrzałem na Kanga, nie dowierzając, ale on nie odrywał wzroku od martwej Ewy.

– Czy to koniec…? Kang, czy to koniec? – zapytałem.

Spojrzał na mnie i pokiwał głową.

– Tak, na to wygląda… I… Tak w ogóle nie jestem Kang, tylko Zdzisiek.

Nim zdążyłem odpowiedzieć, zauważyłem przez okno dziwny rozbłysk i przypomniałem sobie o zmierzającym w nas pocisku!

Zaczęliśmy uciekać z pociągu przez wybitą szybę, wybiegając w noc! Pędziliśmy co sił w nogach, a pocisk leciał, niczym meteoryt. Udało mi się wbiec do lasu, gdy poczułem za sobą gorące płomienie ognia. Huk, jaki towarzyszył eksplozji był tak potężny, że w tamtej chwili straciłem słuch.

Siła wybuchu była tak ogromna, że dosłownie rzuciła ludźmi, którzy wpadali i łamali się na drzewach.

Padłem na ziemię i czekałem, aż ten koszmar się skończy.

 

 

***

 

 

Skończył się dopiero po kilku godzinach.

Wstałem z ziemi i razem z Kangiem-Zdzichem ruszyłem w stronę najbliższego miasta – Warszawy. Zdziwiło nas, że nie przyjechała żadna pomoc, straż, policja – cokolwiek.

Dopiero, gdy dotarliśmy do miasta zrozumieliśmy dlaczego.

Warszawa była doszczętnie zniszczona, na ulicach leżały zmasakrowane ciała mieszkańców, a po budynkach powoli pełzały stwory – takie same, jak Ewa. Niektóre wielkości psa, inne przewyższały piętrowe kamienice.

Wpatrywałem się w nie i poczułem w oczach łzy, które po chwili popłynęły mi po policzkach.

– Nie płacz – powiedział Kang. – Wszystko będzie dobrze.

Koniec

Komentarze

Wartka akcja, co sprawia, że dobrze się czytało. Tekst nawet sprawnie napisany. Aczkolwiek opowieść oparta na znanych schematach; fabuła jest przewidywalna. Co więcej, miałem wrażenie, że nie czytam opowiadania, a ogląda film na Netflixie. Kręcony na podstawie tego samego scenariusza, ale w wariacjach, rozpisywanych na utwory dla setek fortepianów. Tu różnica jest taka, że Kang (dla niepoznaki zwany Zdzichem) gra pierwsze skrzypce.

Witaj. :)

Dziękuję za uprzedzenie o wulgaryzmach. :)

Opowieść niesamowita, mnóstwo krwi, trupów, makabrycznych scen, mrożących krew w żyłach mordów. Bohaterowie ostatecznie wpadli, można rzec, z deszczu pod rynnę. :) 

Bardzo fajny pomysł, w sumie nader realistycznie przedstawiony; podziwiam i wyobrażam sobie Twoje podróże pociągami. :) 

Zażartuję, że nie zdziwiłabym się, gdyby podczas spotkania tak duże wrażenie na głównym bohaterze zrobił Bruce Lee, ale – jakiś tam Kang? :) 

Z kwestii językowych widziałam nieco powtórzeń i literówek, zaś ten wyraz – o ile się nie mylę – powinien być zapisany rozdzielnie: “niedowierzając”. 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

TaTojota

To prawda i zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo… Filmowe ;D. Schematy znane, ale chciałem się tutaj trochę tym wszystkim pobawić. Cieszę się, że uznajesz opowieść za sprawnie napisaną! 

 

 

bruce

Cześć! ;)

Dzięki za klik! ;)

O tak, trupów i masakry jest tutaj sporo i trochę się zastanawiałem, czy nie przesadziłem z obecnością brutalnych scen ;D

Ale masz rację! Spotkać legendarnego Bruca to dopiero byłoby niesamowite przeżycie! :D

Wyraz poprawiłem i… Przyznam się, że w niektórych miejscach mega się głowiłem się nad tymi powtórzeniami, a i tak musiało ich trochę zostać, skoro o nich wspominasz ;)

Cieszę się, że się podobało!

Pozdrawiam serdecznie!

 

I ja dziękuję. :)

Powtórzenia często są potrzebne, aby uwypuklić i podkreślić pewne treści, zatem spokojnie. ;) 

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Nie podobało się. To nie literatura tylko epatowanie turpizmem. Czyli obecna norma , niestety.

Już tylko spokój może nas uratować

Rybak3

Cześć! ;)

Tak, miało być mega brutalnie, bo chciałem tę brutalność zestawić z trochę “suchym” humorem, stworzyć taką mieszankę. Szkoda, że Ci się nie podobało, ale zdaję sobie sprawę, że taka forma nie każdemu przypadnie do gustu. 

Pozdrawiam ;)

Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku, ale uznałem, że lepiej nie podchodzić. Przecież mógłbym się zarazić!

Uznałem, że jeśli zobaczę kogoś z obsługi, powiem im o całej sytuacji.

Przeredagowałabym, żeby nie było powtórzeń.

Od samego pytania by się nie zaraził raczej ;D

 

 

 

Wszedłem do Warsa. W środku zobaczyłem jakiegoś grubszego kolesia z łysiną na głowie. 

Według mnie Warsu.

 

A gdzie jeszcze mógł mieć łysinę, że podkreślasz tę głowę?

 

 

 

 

w moją duszę

 

Weszła, upadając brzmi dziwnie. Trzeba by żeby weszła i zaraz upadła. 

 

Ze złości zacisnąłem dłonie. Miałem ochotę podejść i wyrwać mu telefon z ręki!

Tu jest trochę nielogicznie, bo nie miał ochotę, ale podszedł.

 

Kto krzyczał w wagonie, skoro barmankę już zjadło, a gruby dalej chodzi?

 

 

Jeszcze nie wiedzieli, że jesteśmy uwięzieni z żądnym krwi potworem. Wszyscy oprócz jednej osoby.

Która osoba nie była uwięziona z potworem? ;) Chyba trzeba przeredagować.

 

 

Jedna kobieta potknęła się o leżące bezgłowe zwłoki i przewróciła się tak niefortunnie, że złamała kark, uderzając w oparcie fotela.

Taki prosty opis, że szła i złamała jest mało wiarygodny.

 

 

Jest rzeź i flaki, natomiast nie zobaczyłam humoru, chyba że latające zwłoki są elementem komediowym. Nie zachwyciło mnie.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Ambush

 

Dzięki za wskazanie błędów ;) Jak tylko będę miał możliwość, postaram się je poprawić.

Szkoda, że opowieść nie zachwyciła i tak… Ta absurdalna, przesadzona brutalność również jest elementem żartu. Trochę się tu inspirowałem Martwym Złem ;D

Pozdrawiam ;) Dzięki za przeczytanie i komentarz! ;)

Nowa Fantastyka