- Opowiadanie: Samuel Zey - Przydział specjalny

Przydział specjalny

„Przydział specjalny” to opowieść o dojrzewaniu w cieniu opresyjnego systemu, gdzie lojalność, przyjaźń i własna tożsamość ścierają się z bezlitosnymi regułami Akademii Wojskowej. To historia o buncie i podporządkowaniu, o odwadze i strachu oraz o cenie, jaką płaci się za bycie sobą.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Przydział specjalny

– Akademia Wojskowa imienia Marszałka Tharena Valkora, powołana po zwycięskim rozstrzygnięciu Wojny Sześcioletniej, z inicjatywy i pod opieką swego wielkiego patrona, przez kolejne dekady wypracowała sobie zasłużoną opinię kuźni kadr Dystryktu Południowego – dudnił monotonny głos spikera.

Wielka sala falowała morzem jasnoszarych mundurów. Setki uczniów zgromadzonych na apelu inauguracyjnym wpatrywały się w zawieszony wysoko ekran telebimu, na którym migały obrazy z historii szkoły.

– Surowy proces selekcji sprawia, że w zaszczytne progi Akademii trafiają wyłącznie najlepsi kandydaci, ci, którzy mogą poszczycić się nie tylko odpowiednimi zdolnościami, lecz także profilem psychologicznym zgodnym z jej wartościami.

Joren rozejrzał się wokół. Otaczali go kadeci z jego rocznika, każdy z cyfrą trzy dumnie wyszytą na rękawie munduru. W równym szeregu była jednak luka – miejsce tuż obok chłopca pozostawało puste.

– Historia zaświadcza, że na tych, którzy z powodzeniem uzyskają dyplom tej placówki, czekają wysokie stanowiska dowódcze, a później nierzadko kariera polityczna oraz dostęp do najwyższych godności państwowych.

Ktoś przecisnął się z trudem przez tłum i stanął obok. Joren zerknął kątem oka. Niski, ciemnowłosy chłopiec skinął mu głową z uśmiechem.

– Dlatego teraz wysłuchajmy z dumą hymnu naszej Akademii, uświęconego przez dziesięciolecia chwalebnej tradycji wojskowej. Kadeci, baczność! – zakończył przemowę spiker. Ekran zgasł, a w głośnikach zabrzmiały pierwsze takty muzyki.

Wzrok Jorena prześlizgnął się po szeregach szarych postaci i zatrzymał się na niewielkiej grupie z boku sali. Ci uczniowie nosili inne mundury: niebieskie z czerwonymi zdobieniami.

Wkrótce ostatnie takty hymnu ucichły.

– Spocznij! – zabrzmiał rozkaz z głośnika, a salę natychmiast zalał szmer setek głosów.

– Gdzieś ty się podziewał? Co, jakby zauważyli? – szepnął Joren do przyjaciela.

Zerknął nerwowo na zainstalowane na suficie kamery.

– Coś mnie zatrzymało – wymamrotał Dalin cicho. – Fajnie cię znów widzieć.

– Też cię kocham – zakpił Joren, ale bez złośliwości. Uścisnęli sobie serdecznie dłonie.

Nagle otworzyły się boczne drzwi i na salę zaczęli wchodzić rzędem nauczyciele. Joren od razu rozpoznał masywną postać komendanta Reska, kroczącego na czele pochodu.

Niespodziewanie poczuł uderzenie w tył głowy. Podniósł z podłogi kulkę zmiętego papieru i zerknął przez ramię. Trzy rzędy za nimi silnie zbudowany chłopiec szczerzył złośliwie zęby. Joren rozwinął kartkę i rzucił okiem na prymitywny rysunek. Przedstawiał dwie postacie – jedna klęczała naprzeciwko drugiej z twarzą na wysokości krocza.

– Rhett… Już prawie zapomniałem o tym idiocie – mruknął pod nosem i zmiażdżył kartkę obcasem buta.

Tymczasem komendant stanął przed pulpitem i w sali zapadła cisza. Reszta nauczycieli zajęła miejsca przy nakrytym srebrnym obrusem stole.

– Wysłuchaliście dziś po raz kolejny wykładu na temat chwalebnej historii naszej szkoły. Wierzę, że zainspiruje was on do ciężkiej pracy. Pamiętajcie, wasze postępowanie i osiągnięcia są pod stałą obserwacją – rozległ się głos komendanta z głośników.

– Każdy z was jest cennym zasobem. Jednak mimo starannej selekcji, są wśród was i tacy, którzy nie sprostają wyzwaniom nauki. W przeszłości takie osoby były usuwane z Akademii, lecz w dzisiejszych czasach nie możemy już pozwolić sobie na podobne marnotrawstwo. Dlatego właśnie dowództwo Dystryktu Południowego wprowadziło możliwość ukończenia szkoły z przydziałem specjalnym.

Wzrok chłopca mimowolnie powędrował w stronę ubranej na niebiesko grupki. Poczuł, jak krew napływa mu do twarzy i zacisnął pięści.

– Przypominam, że każdy może poprosić o przeniesienie, składając wniosek u pułkownik Mirel Asty – stwierdził Resk i skinął głową w stronę kobiety w granatowym mundurze.

– Przydział specjalny nie jest porażką. To tylko inna forma służby naszej ojczyźnie – dodał bez przekonania. – Apel skończony. Odmaszerować!

Komendant oddalił się od pulpitu i razem z nauczycielami skierował się do wyjścia. Grupki kadetów zaczęły również powoli opuszczać salę, rocznik po roczniku, począwszy od najstarszych. Czekali na swoją kolej.

– Kiedy dołączysz do tych pedziów, Dalin? – zakpił ktoś za ich plecami, wywołując wybuch stłumionego śmiechu. Stojący obok Jorena chłopiec nie zareagował.

– Ćwiczyłeś obciąganie podczas wakacji? Na przydziale specjalnym będziesz prymusem – Rhett był już kilka kroków od nich. Jedną dłoń oparł na biodrze, a drugą podniósł na wysokość ust i zamachał energicznie.

Dalin oddychał teraz szybko, a policzki miał krwistoczerwone.

– Patrz, Tarek, on już się nawet rumieni jak panienka – rzucił Rhett do stojącego obok kadeta, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, machnął ręką i ruszył w stronę wyjścia. Nadeszła wreszcie ich kolej na opuszczenie sali.

– Nie pozwalaj się tak traktować – szepnął Joren, gdy szli już korytarzem. – Postaw mu się!

– To głupek. Nie warto zwracać na niego uwagi – Dalin szedł z opuszczoną głową, a brązowe kosmyki włosów smutno opadały mu na policzki. – Chodźmy się rozpakować – dodał ze sztuczną wesołością.

Ich bagaże stały już obok drzwi pokoju. Wnieśli je do środka, a Joren rzucił się na łóżko z westchnieniem, czując pulsujący ból w nogach po długim apelu. Tymczasem Dalin rozsunął zamek walizki i w milczeniu zaczął układać rzeczy na prześcieradle. Po chwili zerknął na przyjaciela.

– Denerwujesz się? To już tylko miesiąc – zagadnął niepewnie.

Joren nie musiał się domyślać, o co chodziło, sam spędził niezliczone godziny, przygotowując się do próbnego testu.

– Trochę – przyznał. – Ale damy radę.

Dalin podniósł grubą książkę, którą dopiero co wyjął z walizki i usiadł obok Jorena. Kartki były upstrzone dziesiątkami fiszek.

– Nauczyłeś się tego na pamięć? – Joren wyszczerzył zęby.

– Prawie. W tym roku pójdzie lepiej. Jestem pewien! – szepnął Dalin, a jego okrągłe oczy błyszczały nadzieją.

 

***

 

Porucznik Verian Drosk, wychowawca i opiekun trzeciego rocznika, wkroczył energicznie do klasy. Szepty natychmiast ucichły, a dziesiątki oczu zwróciły się w jego stronę. Był mężczyzną w średnim wieku, z mocno zarysowaną szczęką i krótko ostrzyżonymi włosami, jakby żywcem wyjętym z plakatu propagandowego Dystryktu.

– Wyniki testu próbnego są już dostępne. Omówimy je niezwłocznie. Kadeci Myrr i Sorel, do mnie – rzucił, stając za biurkiem.

Siedzący obok Dalin wzdrygnął się i otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

– No idź – szepnął Joren, trącając kolegę łokciem.

Chłopiec powoli ruszył wzdłuż ławek, odprowadzany spojrzeniami reszty kadetów. Na środku sali dołączył do niego Tarek Myrr i obaj spojrzeli pytająco na nauczyciela.

– Przypatrzcie się tym dwóm. Obaj chcą nosić dumny tytuł absolwenta Akademii, ale nie mogą być bardziej różni – zabrzmiał twardy głos porucznika.

Joren nie mógł nie przyznać mu racji. Tarek był typem sportowca: wysoki, pewny siebie, budził powszechny respekt i sympatię. Stojący obok Dalin wyglądał przy nim na słabeusza, szczególnie teraz, z opuszczoną głową i rumieńcem na policzkach.

– Zdecydowanie, bezwzględność i ukierunkowana agresja – ryknął Drosk – oto cechy, których szukamy!

Zrobił krok w stronę Tareka i uścisnął mu dłoń.

– Gratuluję uzyskania najlepszego wyniku na teście próbnym.

Wysoki chłopiec uśmiechnął się z dumą, a gdy wracał na swoje miejsce, rozległy się głośne oklaski i wiwaty.

– Co do ciebie, Sorel – porucznik patrzył teraz surowo na Dalina – przynosisz wstyd swojej rodzinie. Najgorszy rezultat. Odmaszerować!

Chłopiec wzdrygnął się, jakby spoliczkowany, i niepewnie ruszył w stronę ławki.

„Tylko się nie rozpłacz” – modlił się w duchu Joren, patrząc na idącego przez klasę przyjaciela. Dalin wydawał się oszołomiony, a kiedy zajął swoje miejsce, nie odezwał się ani słowem.

Drosk ruszył teraz wzdłuż sali, rozdając wyniki testu.

– Żałosne – rzucił, wręczając Jorenowi jego kartkę.

Obaj przyjaciele milczeli, aż zabrzmiał sygnał końca lekcji, trzasnęły krzesła, a kadeci wyszli na korytarz. Dalin szedł jak we śnie, ściskając kurczowo plecak w pobladłej dłoni. Joren dotknął delikatnie jego ręki.

– Nie martw się, mamy jeszcze cały rok – szepnął.

– No dalej, Joren, pocałuj swoją dziewczynę, bo chyba potrzebuje dziś trochę miłości – Szyderczy głos Rhetta zabrzmiał w grupie mijających ich kadetów.

Dalin zarzucił plecak na ramię i pobiegł przez huczący śmiechem korytarz.

 

***

 

Salę gimnastyczną rozświetlał blask lamp jarzeniowych, a w powietrzu unosił się ostry zapach potu. Chłopcy stali grupkami wokół ringów, ubrani już w obcisłe stroje zapaśnicze.

– W szeregu, zbiórka! – Trener zaklaskał w dłonie. Szepty ucichły, a kadeci ustawili się w linii. – Dziś zawody. Zobaczymy, który z was jest najmniej bezużyteczny.

Zrobił kilka kroków, lustrując kolejne twarze.

– Pierwsza para: Tarek i Kern – rzucił.

Obaj chłopcy opuścili szereg i stanęli z boku.

– Druga para: Joren i Rhett. Na ring!

Joren wystąpił naprzód, czując nagłe uderzenie gorąca. Wszedł na matę i zacisnął pięści. Po drugiej stronie Rhett złośliwie wyszczerzył zęby, a reszta kadetów rozproszyła się dookoła.

Rozległ się przeciągły gwizd i obaj jednocześnie ruszyli do ataku. Joren odepchnął rękę przeciwnika, upadł na jedno kolano i odbił się naprzód. Chwycił ramię Rhetta, lecz jego dłoń ześlizgnęła się po śliskiej tkaninie, a rywal odskoczył zręcznie.

– Nie przestawać! – głos trenera huknął tuż obok.

Krążyli wokół siebie, próbując wypatrzyć okazję. Nagle Rhett skrócił dystans, chwycił Jorena lewą ręką i jednocześnie przeciągnął prawym ramieniem po jego twarzy. Chłopiec poczuł przeszywający ból i zachwiał się, z trudem łapiąc oddech.

– Uważaj na twarz – rzucił beznamiętnie trener.

Joren zacisnął zęby, próbując ustać na nogach, jednak poślizgnął się i huknął żebrami o matę. Przeciwnik skoczył na niego, lecz chłopiec w ostatniej chwili przetoczył się na brzuch. Poczuł, jak oplatają go silne ramiona i zaparł się mocno.

– Wypnij pupcię, księżniczko – wysapał Rhett prosto do jego ucha i szarpnął.

Ciało Jorena uniosło się o kilka centymetrów i opadło z powrotem. Rhett sapnął z wysiłku i przesunął rękę wyżej. Chwycił prawy nadgarstek rywala i skręcił energicznie. Jorena przeszył ostry ból, a chłopiec odruchowo oderwał rękę od podłoża. Kolejne szarpnięcie uniosło go w powietrze i rzuciło z impetem na łopatki.

Wokół rozległy się krzyki, a Rhett zerwał się na równe nogi i uniósł ramiona w geście triumfu. Joren również wstał, dysząc ciężko i masując obolały nadgarstek.

– Następni – rzucił trener obojętnie i odwrócił się do nich plecami.

 

***

 

– On oszukiwał, trzeba było się poskarżyć – powiedział Dalin.

Wytarł ręcznikiem brązową czuprynę i zarzucił sobie torbę na ramię. Obok ktoś otworzył przeszklone drzwi, a kłąb gorącej pary owiał im twarze.

– Oni mają to gdzieś. Liczy się tylko to, że wygrał – zauważył ponuro Joren.

Minęli rzędy metalowych szafek i wyszli na korytarz. Rhett już tam na nich czekał.

– Jak tam, panienki? Wypłakaliście się już w rękaw trenera? – powiedział, uśmiechając się wyzywająco. Szary mundur miał niedbale rozpięty pod szyją.

– Spierdalaj – rzucił Joren przez ramię.

– Nie byłeś taki hardy na ringu. Ryczałeś jak baba – zakpił Rhett.

– Spierdalaj – powtórzył Joren, czując, jak wzbiera w nim złość.

– Zaciąłeś się czy co? Może trzeba cię walnąć w ten głupi łeb, żebyś znormalniał. – Rhett już się nie uśmiechał. Zrobił krok w ich stronę i zacisnął pięści.

– Daj mu spokój – Dalin stanął nagle pomiędzy przeciwnikami. Obok Rhetta wydawał się jeszcze niższy niż zwykle.

– Zejdź mi z drogi, cioto – warknął Rhett i pchnął chłopca z całej siły.

Dalin stracił równowagę, odbił się od ściany i runął na posadzkę. Jorena zalała fala wściekłości. Niewiele myśląc, rzucił się naprzód i wbił ramię w brzuch przeciwnika. Polecieli w tył, złączeni ramionami, zmagając się gwałtownie.

– Zabiję cię! Jesteś trupem! – wysyczał Rhett tuż przy jego uchu.

– Dość tego! – kobiecy głos rozległ się nagle w korytarzu.

Chłopcy odskoczyli od siebie, dysząc ciężko. Joren obejrzał się przez ramię. Tuż za nim Dalin podnosił się z trudem z podłogi. Kilka metrów dalej, w grupie ciekawskich uczniów, stała pułkownik Mirel Asta.

Kobieta zrobiła kilka kroków naprzód i zatrzymała się przy Dalinie. Uniosła jego głowę i czule dotknęła czoła, gdzie tuż nad łukiem brwiowym czerwieniło się świeże rozcięcie.

– Chodź ze mną. Musimy to opatrzyć – powiedziała łagodnie.

 

***

 

Znalazł przyjaciela kilka godzin później, siedzącego samotnie na ławce w parku. Chłopiec ukrył się w zagajniku, w miejscu, gdzie rzadko kto przychodził. Było jasne, że chciał być sam, ale Joren i tak przyszedł. Wiedział, że powinien.

– Powiedziała, że i tak czekali już zbyt długo. Że może mi się stać krzywda – tłumaczył Dalin cicho, a po jego gładkich policzkach płynęły łzy.

Na czole miał opatrunek, ale mimo bólu, smutku i łez wyglądał na spokojniejszego niż rano. Strach i napięcie zniknęły, ustępując miejsca nieśmiałej nadziei.

– Ona… powiedziała, że to nic złego. I że to też jest ważna służba.

Joren nie mógł już dłużej tego słuchać.

– I tak po prostu zgodziłeś się na przydział specjalny? Wiesz, że nie mogą cię do tego zmusić? – powiedział ostro.

Odwrócił wzrok i zapatrzył się gdzieś w dal.

– Wyprali ci mózg i tyle! – burknął.

Był zły, choć sam nie wiedział już na kogo.

– Ona ma rację. Tak będzie lepiej. Ostatnie tygodnie były okropne. Ja już nie mogę tego dłużej ciągnąć. Nie pasuję tutaj, rozumiesz? Nie wiem, jak w ogóle przeszedłem egzaminy. Przydział specjalny nie może być przecież gorszy. Czy ty nigdy nie myślałeś… – Głos Dalina cichł z każdą chwilą, zduszony milczącą niechęcią przyjaciela.

– Asta ostrzegała, że możesz tak zareagować. Mają twoją kartotekę… – dodał cicho.

Joren zerwał się gwałtownie z ławki, a współczucie dla przyjaciela natychmiast ustąpiło miejsca nagłemu lękowi.

– W dupie mam tę babę i jej papiery! Ona nic nie wie, rozumiesz? Nic! Jesteś idiotą, że dałeś się na to namówić! – wrzasnął.

Zapadła niezręczna cisza.

– Wiem dobrze, co czujesz… Ja też… Ale zastanów się… Czy nigdy… – wyjąkał Dalin niepewnie.

Joren miał już dość.

– A siedź tu i płacz jak baba! Dobrze, że się wynosisz! Nie chcę patrzeć, jak marnujesz sobie życie! – krzyknął, po czym odwrócił się na pięcie i odmaszerował w stronę wznoszącego się w oddali gmachu Akademii.

 

***

 

Dalin wyprowadził się tego samego dnia. Kiedy przyszedł po swoje rzeczy, był już ubrany w nowy mundur, niebieski z czerwonymi zdobieniami.

Chłopcy zamienili ledwie kilka słów. Wspomnienie niedawnej kłótni było jeszcze zbyt świeże.

– No to cześć – rzucił Dalin, stając w progu.

– Cześć – odpowiedział ponuro Joren. – Powodzenia na przydziale specjalnym.

– Zastanów się, proszę… – szepnął Dalin, robiąc krok w jego stronę, ale Joren odwrócił wzrok z niechęcią.

Stali tak przez chwilę obok siebie, milczący, aż w końcu chłopiec w niebieskim mundurze cofnął się i wyszedł na korytarz.

 

***

 

Joren otworzył drzwi do pokoju i, cisnąwszy sportową torbę w kąt, usiadł ciężko na posłaniu. Zmęczenie rozlewało się po jego ciele jak fala, a mięśnie pulsowały bólem po długich godzinach treningu.

Spojrzał przeciągle na szafkę nocną, gdzie na plastikowym blacie stała obramowana fotografia. Jasnowłosa kobieta uśmiechała się do niego smutno, a przy dolnej krawędzi zdjęcia widniał odręczny napis:

„Daj mi powód do dumy.”

Westchnął głęboko i opuścił wzrok.

Na szarym dywanie, tuż przy ramie pustego łóżka naprzeciwko, leżała niewielka paczka. Zdziwiony, podniósł ją i obrócił w dłoniach. Nie było nadawcy.

Rozerwał opakowanie i nagle znieruchomiał, a jego oczy powędrowały ku kamerze obserwującej pokój.

Z wolna odwrócił się do niej plecami i zdjął resztę papieru, odsłaniając oprawioną na czerwono książkę.

„Przydział specjalny” – głosił tytuł, a tuż przy dolnej krawędzi okładki znajdował się dopisek: „Poufne.

Joren z wahaniem otworzył książkę. W środku znalazł krótki liścik.

„Proszę, przeczytaj. Dalin” – napisano odręcznie.

Joren zmiął papier w dłoni i upchnął kulkę głęboko w kieszeni. Potem uniósł materac, ukrył starannie prezent i położył się na łóżku.

Leżał długo, wpatrzony w poprzecinany pęknięciami sufit. Myślał o matce, której oczy spoglądały na niego smutno z fotografii, o Dalinie i jego przydziale specjalnym, a w końcu także o własnej drodze, która zdawała się prowadzić nieuchronnie prosto w mrok.

 

***

 

– W szeregu, zbiórka! – Głos trenera zabrzmiał jak wystrzał. – Gotowi na kolejne zawody?

Joren czuł ucisk w piersi, jakby ktoś opasał go niewidzialną obręczą.

– Na początek program rozrywkowy. Joren i… – podjął trener, stając przed szeregiem kadetów.

„Niech to będzie Rhett” – chłopiec modlił się w duchu. Wstrzymał oddech.

– Arel. Biegiem do ringu! – huknął trener.

Spojrzał na swojego przeciwnika. Nie znał go zbyt dobrze; przez ostatni rok zamienili może kilka słów.

Weszli w milczeniu na ring i stanęli naprzeciw siebie. Arel wydawał się spięty, ale Joren nie miał czasu zastanawiać się, dlaczego.

Zabrzmiał ostry gwizd i Joren natychmiast rzucił się naprzód. Zanurkował pod rękami przeciwnika i, uchwyciwszy go mocno za biodra, szarpnął gwałtownie. Gdy tylko Arel stracił równowagę, Joren podniósł chwyt i obrócił się energicznie, przeciągając kostkami dłoni po twarzy rywala.

Arel jęknął z bólu i spróbował się cofnąć, ale Joren nie dał mu chwili wytchnienia. Ujął go pod ramiona i rzucił z całej siły.

Ciała huknęły o matę. Joren błyskawicznie uskoczył w bok i zerwał się na równe nogi, jednak walka była już skończona. Oszołomiony Arel leżał rozciągnięty na plecach, przyciskając dłoń do zakrwawionej twarzy.

– Solidne postępy, Joren. Zaskoczyłeś mnie – rzucił trener z kamienną twarzą, po czym odwrócił głowę.

Chłopiec powoli opuścił ring, wpatrzony tępo przed siebie.

– Nieźle – usłyszał głos Tareka gdzieś obok i poczuł klepnięcie w plecy.

Wściekły Rhett stał dwa kroki dalej, po raz pierwszy nie znajdując słów komentarza.

Joren minął ich wszystkich bez słowa. Jak w transie wszedł do szatni i otworzył przeszklone drzwi łazienki. Stanął nad umywalką.

Twarz w lustrze była bardzo blada, a na czole, tuż pod jasną grzywką, czerwieniła się niewyraźna smuga.

Joren podniósł dłoń i dotknął jej mechanicznie opuszkiem palca.

Nagle jego ciałem wstrząsnął gwałtowny spazm. Nachylił się do przodu i zwymiotował.

 

***

 

– Joren Arkell? – zapytał męski głos.

Chłopiec podniósł głowę znad notatek. Nieznajomy oficer stał przed nim, ściskając w dłoni kopertę. Joren skinął głową.

– Poczta dla ciebie. Bardzo mi przykro – rzucił mężczyzna sucho.

Odszedł pospiesznie, a jego kroki natychmiast pochłonął gwar szkolnego korytarza.

Joren uniósł kopertę. Była sztywna, koloru wyblakłej kości słoniowej, a na froncie widniało godło Dystryktu Południowego. W lewym górnym rogu nadrukowano numer sprawy i datę.

„Tydzień temu” – pomyślał.

Złamał pieczęć i wyjął pojedynczą kartkę.

„Obywatelu Jorenie Arkell… Z przykrością informujemy… pani Elen Arkell… zarejestrowana jako matka biologiczna… dnia 12 marca… Z wyrazami współczucia”.

– odczytał z trudem, bo litery zamazywały mu się przed oczami.

Wytarł twarz wierzchem dłoni.

Nagle głośno zabrzmiał dzwonek. Zaszurały kroki, trzasnęły drzwi – korytarz błyskawicznie pustoszał. Kolejni kadeci mijali go, wzruszali ramionami i wchodzili do klas. W końcu został sam.

Stał tak długą chwilę, ściskając kurczowo zadrukowaną kartkę. Wreszcie podniósł wzrok i popatrzył na kamerę nad głową. Jej spojrzenie było zimne i beznamiętne jak zawsze.

List i koperta opadły powoli na posadzkę. Joren zacisnął zęby i, chwyciwszy metalową ramę kosza na śmieci, uderzył z całej siły.

Rozbite szkło i plastik trzasnęły o podłogę, lecz gdy otworzyły się drzwi klas i wychyliły ciekawe twarze, na korytarzu nie było już nikogo.

 

***

 

Joren siedział na metalowym krześle naprzeciwko biurka i czekał. Tuż przed nim, ułożona na drewnianym blacie, spoczywała książka w czerwonej oprawie.

„Poufne” – głosiły czarne litery przy dolnej krawędzi okładki.

Kilka kroków za chłopcem, obok drzwi wejściowych, stał w milczeniu oficer żandarmerii.

Nagle zaskrzypiała klamka, a drzwi otworzyły się bezgłośnie.

– Możesz odejść – polecił łagodny głos.

Zadudniły ciężkie buty, potem trzasnęły drzwi i zapadła cisza. Mirel Asta bez słowa minęła chłopca i usiadła w fotelu za biurkiem.

– Naprawdę sądziłeś, że uda ci się uciec? I co zamierzałeś zrobić później? Wiesz, że poza Akademią nie ma dla ciebie miejsca – powiedziała z przyganą.

Joren spuścił głowę i utkwił wzrok w kolanach. Jego mundur był wilgotny, a nogawki spodni pokrywała skorupa zaschniętego błota.

– Czytałeś ją? – Asta stuknęła palcem w okładkę książki.

Chłopiec skinął głową.

– Czyli już wiesz, czym jest przydział specjalny – powiedziała surowo, po czym wysunęła szufladę biurka i wyjęła żółty segregator.

„Joren Arkell” – głosił napis na okładce.

– To twoje akta, Jorenie. Całe twoje życie w Akademii i dużo więcej: profil psychologiczny twój i twojej rodziny, formatywne doświadczenia, kluczowe fakty. Wiemy o tobie wszystko – Asta oparła łokcie na blacie i westchnęła. – Nawet więcej niż ty sam.

– Czy… nadal mogę zmienić przydział? – zapytał Joren słabo, nie podnosząc oczu.

– A naprawdę tego chcesz? Twoje oceny są wystarczające, byś ukończył naukę z innymi. Przydział specjalny to ciężkie życie. Nie zdobędziesz na nim chwały. Wielu będzie tobą pogardzać. Powiedzą, że poniosłeś porażkę i niełatwo będzie w to nie uwierzyć – Kobieta nachyliła się w jego stronę. – Czy jesteś na to gotów?

– Tak – szepnął Joren. Po chwili dodał już pewniej: – Jestem gotów.

– To dobrze, bo możesz być doskonałym oficerem. Test próbny jasno to wykazał – stwierdziła Asta i uśmiechnęła się łagodnie.

– Test? Ale przecież… – wyjąkał, nie rozumiejąc.

– To, co jest wadą na jednej ścieżce, często bywa cenne na innej. Przekonasz się o tym wkrótce – wyjaśniła kobieta, wpatrując się w chłopca badawczo.

Zapadła cisza. Joren wodził wzrokiem po rzędach segregatorów na regale za plecami Asty. Tak wielu…

– Dlaczego nikt wcześniej… Czemu… – zaczął, ale brakowało mu słów.

– Każdy musi samodzielnie wybrać swoją drogę. Czy nie słyszałeś komendanta, gdy mówił o przydziale specjalnym? Wiedziałeś, że istnieje. Czy coś poza dumą powstrzymywało cię przed przyjściem do mnie? – przerwała mu surowo.

– Rozumiem – wyszeptał Joren i przełknął ślinę.

– To dobrze. Przebierz się teraz. Poczekam na ciebie na zewnątrz – oznajmiła Asta.

Podeszła do ustawionej w kącie szafy i otworzyła ją. Po wewnętrznej stronie drzwi było lustro, a w środku – rzędy mundurów w kolorze niebieskim z czerwonymi zdobieniami. Nie mówiąc już nic więcej, kobieta skinęła głową i opuściła pokój, cicho zamykając za sobą drzwi.

Joren dotknął gładkiej tkaniny i poczuł, że była bardzo zimna. Z wahaniem rozpiął koszulę i spojrzał na swoje szczupłe ciało. Skórę pokrywała mozaika zadrapań i siniaków, bolesny owoc długich godzin treningów oraz niedawnej, rozpaczliwej ucieczki.

Czuł się nieswojo na samą myśl o zmianie barw.

„W szarym mundurze, z sercem ze stali” – przypomniał sobie słowa żołnierskiej pieśni, a oczy zapiekły go nagle.

Nie było jednak odwrotu.

Joren rozebrał się powoli i starannie ułożył stary mundur na biurku. Pogładził materiał dłonią w pożegnalnym geście, po czym odwrócił się, już zdecydowany. Z namaszczeniem założył nowy uniform, dopinając każdy guzik i rozprostowując każdy kant, czując, jak chłodny materiał koi jego obolałą skórę.

Już ubrany, uniósł wzrok i spojrzał na taflę lustra.

Stał tak przez długą chwilę, wpatrując się w swoje odbicie, aż oczy wypełniły mu się łzami, a ciałem wstrząsnął nagły szloch. Porwany przez wir sprzecznych uczuć, płakał pierwszy raz od lat, obojętny już teraz na wszystko, wyzwolony na tę krótką chwilę od ciężaru udręki i strachu.

 

***

 

Szli pospiesznie przez zatłoczony korytarz, a wokół nich milkły rozmowy i odwracały się twarze. Joren patrzył sztywno przed siebie, pozwalając, by spojrzenia, kpiące czy obojętne, spływały po nim jak woda.

Wkrótce tłum kadetów został daleko w tyle i wkroczyli do nieznanej mu części kompleksu. Dało się tu wyczuć inną atmosferę: biały blask jarzeniówek był jakby stłumiony, a wrzawę ostrych głosów zastąpiła cisza podszyta odległym szmerem.

Mijali kolejne puste pomieszczenia, aż dotarli do dwuskrzydłowych drzwi, zza których sączył się ciepły blask i dobiegał gwar rozmów.

Asta nacisnęła klamkę i wkroczyli do jasno oświetlonej kantyny, zatrzymując się przy końcu jednego z podłużnych stołów. Głosy powoli cichły w miarę, jak ubrani na niebiesko kadeci odwracali głowy w ich stronę.

Nagle jeden z chłopców zerwał się gwałtownie z miejsca. Jorenowi mignęła przez moment brązowa czupryna, a potem Dalin objął go, mocno wtulając twarz w jego ramię. Joren znieruchomiał i rozejrzał się w panice. Jego wzrok przebiegł po twarzach kadetów, ale nie znalazł na nich kpiny i w końcu zatrzymał się na postaci Mirel Asty. Kobieta skinęła głową. Chłopiec z wolna podniósł drżące ręce i jakby przełamując wielki opór, objął przyjaciela mocno, odwzajemniając uścisk.

Gdzieś na suficie kamera obróciła się powoli w ich stronę.

 

***

 

Wielka aula tonęła w morzu szarości i srebra. Uszeregowani rocznikami kadeci stłoczyli się przed podwyższeniem, a nad ich głowami nieruchomo zwisały flagi Dystryktu Południowego.

Na podwyższeniu zgromadzili się oficerowie. Ich dystynkcje błyszczały w świetle jarzeniówek, gdy stali wyprężeni na baczność, słuchając ostatnich taktów hymnu.

W końcu muzyka umilkła, a w auli zapadła cisza.

– Spocznij! – ryknął głos spikera.

Szeregi kadetów zafalowały jak na wietrze. Komendant Resk wystąpił naprzód. Jego potężna, jakby wyciosana z kamienia sylwetka rysowała się wyraźnie na tle bieli ścian. Objął wzrokiem salę, napawając się widokiem, po czym nabrał powietrza.

– Dziś kolejny rocznik absolwentów Akademii zasila szeregi sił zbrojnych Dystryktu Południowego. Bądźcie dumni! To przedsmak chwały, która was czeka, jeśli pozostaniecie wierni naszym zasadom! – huknął.

Przerwał i popatrzył ponad głowami uczniów, jakby już widział ich pełną zaszczytów przyszłość.

– Zdecydowanie, bezwzględność i ukierunkowana agresja – oto wartości, które zapewniają sukces, które dają zwycięstwo nad wrogiem, które dają siłę! – Zlustrował ponownie szeregi kadetów.

– Tarek Myrr, wystąp! – rozkazał.

Chłopiec zrobił pewny krok naprzód. Wysoki i atletycznie zbudowany, wyglądał jak młodsza kopia komendanta.

– Niech twój przykład będzie wzorem dla wszystkich. Udzielam ci promocji z wyróżnieniem – zakończył Resk, a sala zagrzmiała od wiwatów.

Tarek energicznie wspiął się na podest i uścisnął dłoń komendanta. Za nim podążyli kolejni kadeci, niektórzy witani serdecznym uściskiem dłoni, inni tylko chłodnym spojrzeniem.

W końcu, gdy rozdano wszystkie dyplomy, Resk wycofał się, a jego miejsce zajęła Mirel Asta.

Szmery głosów powoli umilkły.

– Nasz naród mierzy się z wieloma wrogami, a każdy dzień jest bezlitosną walką o przetrwanie. Przegrać w tej walce znaczy zginąć i wydać na zatracenie wszystko to, co nam najdroższe. To wy jesteście szańcem naszego państwa, o który rozbiją się szeregi najeźdźców – oznajmiła Asta, a jej wysoki głos niósł się donośnie ponad lasem głów.

Z szeregów zabrzmiały oklaski, a komendant pokiwał głową z zadowoleniem.

– Lecz nie każdego wroga można pokonać brutalną siłą. Wobec takich podstępnych przeciwników subtelny umysł i niezachwiana wiara stanowią jedyną skuteczną broń – stwierdziła, gdy hałas ucichł.

Spojrzała w kierunku stojącej na uboczu grupki kadetów w niebieskich mundurach.

– Jorenie Arkell, uzyskałeś przydział specjalny – oznajmiła stanowczo.

Joren ruszył w stronę podium. Czuł na sobie palące spojrzenia, a znajome twarze przepływały obok niego jak we śnie: szyderczo uśmiechnięty Rhett, pełen naturalnej charyzmy Tarek, a nawet zwyczajny, bezbarwny Arel. Byli tu wszyscy, lecz Joren nie czuł wobec nich ani nienawiści, ani strachu. Nie należeli już do jego świata.

Pełne udręki lata w Akademii wydawały mu się teraz podobne do długiej i wyboistej drogi, uciążliwej wprawdzie, ale prowadzącej przecież do gościnnego zajazdu. Przydział specjalny był jego życiem i ścieżką, jedyną możliwą ucieczką od pustki i wrzasku, które otaczały go od zawsze.

Nie musiał unosić wzroku, wiedział, że kamery tam są, przyczajone gdzieś pod sufitem i czujnie śledzące każdy jego ruch. Nie było ucieczki przed ich spojrzeniem, tak jak nie było ucieczki z Akademii, a Joren już w to wcale nie wątpił. Mimo to cieszył się, a kiedy wszedł na podwyższenie i uścisnął delikatną dłoń Mirel Asty, jego twarz rozjaśnił uśmiech.

Koniec

Komentarze

Ale to jest cholernie dobre. 

Jak dla mnie opowiadanie kompletne. Mega przemyślana konstrukcja. Nie mam pojęcia, może są jakieś błędy, ale ja tu absolutnie nie widzę momentu, do którego mógłbym się przyczepić. Pewnie, że Dalin mnie denerwował, ale taki miał być.

 

Co powiedzieć?

 

Gratulację. 

Moje uszanowanie,

Wytrawny, przejrzysty pod względem przekazu tekst. Czytało się dobrze, nic w jednym podejściu nie wyłapałem. Widać, że tekst został przez Ciebie dopracowany. Opisy, dialogi, przeskoki akcji, wszystko to łączy się ze sobą nad wyraz płynnie i bez zgrzytów. Słownictwo jest bogate, a opisy genialnie oddają klimat chwil i emocje bohaterów. Sceny na auli są wręcz plastyczne, przez ekran mego laptopa biło napięcie. Do głównego bohatera nie sposób nie poczuć sympatii, ba, można się nawet do niego przywiązać, jednak na ziemię sprowadza nas mała objętość tekstu.

I tu zaczynają się schody, a właściwie to moje zarzuty. Powiedzmy, że dystopijny świat przedstawiony opisany jest wystarczająco, by wprowadzić oprawę do Twojej historii, jednak dzieje się to bez fajerwerków. Co prawda sceny takie jak rozmowy w pokoju z Dalinem i ta przy umywalce pozwalają nam z grubsza spojrzeć w psychikę Jorena, to jednak kwestie te również zdają się być czasem jakby wyblakłe. Nic praktycznie nie wiadomo o przeszłości bohaterów i układach rządzących społecznością akademii. Poza naszą dwójką poznajemy (z tego co pamiętam) jedynie trójkę innych uczniów, z czego jeden pojawia się tylko jako pokonany na ringu. Aczkolwiek, z drugiej strony, postać pani pułkownik, choć też skromnie opisana, jawi się nam wystarczająco dobrze, by wprowadzić jakiś orzeźwiający powiew dobroci do tego wszystkiego. Przejdę teraz do mojego największego zarzutu względem fabuły: czym, kurka rurka, jest tytułowy (!) przydział specjalny? Można się, co prawda, domyśleć, że chodzi o jakiś rodzaj służby technicznej/medycznej, jednak nie dajesz nam w tej kwestii nic pewnego. Bo czemuż budzi on aż takie szyderstwa i obawy wśród kadetów?

Opowiadanie napisane jest pod względem rzemieślniczym i fabularnym bardzo, bardzo dobrze. Największą bowiem chyba jego wadą jest mała objętość. Jak wspomniałem na wstępie, czytało mi się miło i szybko. Cóż, być może również dlatego, że liczyłem na bardziej widowiskowy finał. Ten, który dostaliśmy jest, co prawda szczęśliwym, jak na realia tej dystopii, zakończeniem, a do tego jest spójny z poprzednimi zdarzeniami, jednak (wybacz) odczuwam pewien niedosyt. A może po prostu źle działają na mnie smutne historie? 

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Kwestia wizji.

TomaszObłuda, dziękuję za lekturę i miłe słowo!

 

Bartkowski.robert, to jest właśnie dylemat przy pisaniu krótkich form w fantastyce: mało słów, a trzeba i opowiedzieć historię, i przedstawić świat. Staram się znaleźć złoty środek, ale nie jest to łatwe. Pewnie z czasem nabiorę w tym więcej doświadczenia.

Znajomość tego, czym jest przydział specjalny, nie jest konieczna dla fabuły, dlatego nie chciałem tego doprecyzowywać. Szczerze mówiąc, pisząc tekst, miałem w głowie tajne służby – coś, czym takie społeczeństwo, skupione na agresji i bezwzględnej walce, mogłoby pogardzać, jednocześnie niechętnie uznając ich użyteczność.

W gruncie rzeczy przydział specjalny może symbolizować wszystko, co społeczeństwo traktuje jako hańbiące albo czym pogardza. Niemało mamy takich przykładów także w naszym świecie.

Samuel Zey

 

to jest właśnie dylemat przy pisaniu krótkich form w fantastyce: mało słów, a trzeba i opowiedzieć historię, i przedstawić świat.

Prawda,prawda, dlatego chętnie zobaczyłbym tych bohaterów w czymś dłuższym.

 

Znajomość tego, czym jest przydział specjalny, nie jest konieczna dla fabuły, dlatego nie chciałem tego doprecyzowywać.

Jest to jakiś argument, fakt. 

 

Szczerze mówiąc, pisząc tekst, miałem w głowie tajne służby – coś, czym takie społeczeństwo, skupione na agresji i bezwzględnej walce, mogłoby pogardzać, jednocześnie niechętnie uznając ich użyteczność.

Jakiej natury tajne służby? Jeśli takiej zwykłej, to w takim ustroju bezpieka powinna cieszyć się respektem, prawda?

 

W gruncie rzeczy przydział specjalny może symbolizować wszystko, co społeczeństwo traktuje jako hańbiące albo czym pogardza. Niemało mamy takich przykładów także w naszym świecie.

Ma to jak najbardziej sens. Dlatego właśnie wyobraziłem sobie te formacje jako służbę cywilną lub jakiejś wojska logistyczne.

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Witaj. :)

Interesujące i wciągające. Emocje oraz uczucia dwójki zaprzyjaźnionych bohaterów grają tutaj główne role. :)

Fajnie, że ich nie pozabijałeś. :)

Klik, pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Bartkowski.robert

Ma to jak najbardziej sens. Dlatego właśnie wyobraziłem sobie te formacje jako służbę cywilną lub jakiejś wojska logistyczne.

Właściwie to ten pomysł jest lepszy niż mój. Czyli jednak warto zostawić interpretację czytelnikowi!

 

bruce

Dziękuję za lekturę i życzliwy komentarz! Pytanie nowicjusza: o co chodzi z tym klikiem?

Dziękuję za lekturę i życzliwy komentarz!

 

Cała przyjemność po mojej stronie. :) 

 

Pytanie nowicjusza: o co chodzi z tym klikiem?

Hm… Przy innym Twoim opowiadaniu dałam Ci namiary na poradniki; pytałeś mnie nawet o to, które Ci polecam. :) W Poradniku autorstwa Drakainy masz wszystko, zobacz też specjalny wątek “Nominacje” w HP – klik daje punkt do Biblioteki. :) 

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

bruce

Czytałem poradnik i z początku przyszło mi do głowy, że chodzi o punkt do biblioteki, ale potem spojrzałem na listę opowiadań w poczekalni, a liczba punktów nadal wynosiła zero. Stąd konsternacja.

Po przeczytaniu Twojego komentarza zerknąłem jeszcze raz do poradnika i widzę, że nie każdy dodaje punkty bezpośrednio, a niektórzy tylko nominują. Czyli chyba wszystko jest ok! Dziękuję.

Nowa Fantastyka