
Miało być dark fantasy, wyszło coś w rodzaju baśni dla dorosłych.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Miało być dark fantasy, wyszło coś w rodzaju baśni dla dorosłych.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Kvarin jak co dzień spieszył do świątyni. Był kapłanem Białego Boga, pozbawionym jednakże wszelkiego szacunku i uznania ze strony ludu, które powinna wywoływać jego pozycja. Zamiast go szanować, mieszkańcy wioski wyśmiewali go i określali mianem głupca. Gdy biegł piaszczystą drogą wijącą się pomiędzy krytymi strzechą chałupami, udający się do pracy na polach wieśniacy spoglądali na kapłana spode łba i poszeptywali z pogardą. Niektórzy śmiali się w głos, a zaspane dzieci w ramach rozbudzającej zabawy wykrzykiwały kąśliwą rymowankę. Około stu kroków od sanktuarium Kvarina zatrzymał sołtys wsi.
– Znów zdążasz na nabożeństwo, na które nikt nie przybędzie? – spytał na powitanie.
– Być może ktoś przyjdzie, życie pełne jest niespodzianek – odparł kapłan nieco sardonicznie.
– Zdajesz sobie sprawę, że nikt już nie wierzy w Białego Boga? Większość mieszkańców czci teraz Setha, Uskrzydlonego Pana Nieba i Ziemi. W każdy dzień wolny od pracy pielgrzymujemy do miasta Vidaris i bierzemy udział w świętej ceremonii, a ty codziennie o brzasku biegniesz jak oparzony do starej świątyni i czekasz na wiernych, łudząc się, iż tym razem ktoś jednak ujrzy w martwej religii coś więcej niż relikt przeszłości.
– W przeciwieństwie do wyznawców skrzydlatego Setha ja posiadam dowód na istnienie mego bóstwa. Zapomniałeś o sercu Białego Boga?
– Nie zapomniałem. Cóż to zmienia? To tylko martwy przedmiot, a głupia przepowiednia głosząca, że nadejdzie dzień, w którym serce ponownie zacznie bić, Bóg się o nie upomni i oczyści świat z niewiernych, to tylko sposób na utrzymanie przy pustej wierze takich ludzi jak ty!
Kvarin nie miał zamiaru dłużej słuchać sołtysa. Powiedział, aby ten zszedł mu z drogi. Gdy przywódca wioski ustąpił, duchowny ruszył w stronę świątyni Białego Boga.
Dotarł do głównego portalu. Nieobecność wiernych pod wrotami wywołała u niego silne uczucie deja vu. Otworzył drzwi za pomocą zardzewiałego klucza i wszedł do środka. Podszedł do ołtarza, na którym spoczywało serce bóstwa. Uklęknął przed nim i wyszeptał pozdrowienie w starożytnym języku liturgii. Następnie powstał, skręcił w stronę mniejszych drzwi w nawie bocznej. Drugim, równie zardzewiałym kluczem odblokował je. Wszedł do komnaty i szybko przebrał się w białe szaty kapłańskie. Gdy był gotów, usiadł na starym, zakurzonym krześle pamiętającym jeszcze czasy dawnej wiary. Czekał na pojawienie się wiernych, w końcu nie mógł poprowadzić nabożeństwa dla siebie samego. Siedząc i wyczekując otwarcia się głównych wrót po przeciwnej stronie świątyni, skupił uwagę na sercu. Gdyby tylko znów zaczęło bić, gdyby spełniło się to, co setki lat temu spisano w świętych księgach. On zostałby nagrodzony za wytrwałość a krótkowzroczni mieszkańcy padliby w pełnym czci pokłonie przed świetlistolicą postacią. Lecz co z drugą częścią proroctwa? Czy Biały Bóg rzeczywiście nienawidzi innowierców i zniszczyłby wszystkich oprócz Kvarina?
– A gdyby tak się stało, po czyjej stanąłbyś stronie? Swego umiłowanego bóstwa czy pogardzających tobą wieśniaków? – odezwał się niespodziewanie dziwny staruszek, który jakby wyrósł spod ziemi.
Kapłan podskoczył ze strachu, a serce zabiło mu gwałtowniej. Skąd, u licha, wziął się ten człowiek? Na pewno nie wszedł głównymi drzwiami, gdyż ich głośne skrzypienie natychmiastowo wyrwałoby Kvarina z rozmyślań.
– Jak się tu dostaliście, panie? – odpowiedział zaskoczony duchowny pytaniem na pytanie.
– Mam swoje sposoby, mój drogi – odparł enigmatycznie starzec. – A więc? Jak byś postąpił? – dodał po chwili.
– Szczerze mówiąc, nie wiem, jestem rozdarty. To chyba kryzys wiary. Z jednej strony ucieszyłbym się jak nigdy z powrotu Białego Boga, z drugiej nie chciałbym mieć na rękach krwi tych ludzi, choć prawdą jest, iż traktują mnie podle. Jestem dobrym człowiekiem, być może nawet zbyt dobrym. Prędzej wybaczyłbym wrogowi, niż dokonał na nim krwawej zemsty, co wydaje się głupią filozofią życiową, biorąc pod uwagę brutalność i niesprawiedliwość współczesnych czasów.
– To ciekawa odpowiedź, choć nie jest ostateczna. Wkrótce będziesz musiał podjąć decyzję i opowiedzieć się po którejś ze stron.
– Jak to? Co to oznacza? Jaką tajemnicę przede mną ukrywasz, starcze? Czy Biały Bóg wróci po swe martwe serce?
– Tak wiele pytań, tak mało czasu na udzielenie odpowiedzi. Pójdę już, wypatruj znaków, ostatni wyznawco – powiedział tajemniczy mężczyzna i powolnym krokiem wycofał się do zacienionej części głównej nawy.
– Zaraz! Może zechcesz, panie wziąć udział w nabożeństwie? – zaproponował kapłan, lecz staruszka już nie było. Zniknął równie nagle, jak się pojawił, zupełnie jakby pochłonął go cień.
Kvarin był zagubiony. Nie miał pojęcia, co tym wszystkim myśleć. Podczas dalszego, oczywiście płonnego, oczekiwania na wiernych rozważał kilkakrotnie każdy szczegół dziwnej rozmowy z tajemniczym starcem. Znał lub przynajmniej rozpoznawał po wyglądzie praktycznie każdego mieszkańca wioski, starego mężczyznę widział po raz pierwszy. Na pewno nie pochodził z wioski, a najbliższe miasto Vidaris znajdowało się kilkanaście stai na północny wschód. Poza tym, po co ktoś z ośrodka kultu Setha miałby przybyć na piechotę do jego świątyni i zadawać tak irracjonalne z perspektywy mieszkańca Vidaris pytania? Kiedy umysł Kvarina wyeliminował wszelkie logiczne wyjaśnienia owej sytuacji, pozostała jedna konkluzja przekraczająca ograniczoną zdolność pojmowania świata przez śmiertelników. Starzec był boskim posłańcem i zapowiedział powrót Białego Boga spoza świata ukrytego za przedwiecznymi mgłami, stanowiącymi dla człowieka granicę oddzielającą znane od nieznanego. Słońce prawie skryło się za horyzontem gdy ta myśl pojawiła się w głowie kapłana. Przebrał się, uklęknął przed ołtarzem i zamykając drzwi, ostatni raz zerknął na martwe serce. Jeśli wszystko, co powiedział staruszek, było prawdą (w co teraz już naprawdę wierzył) to w istocie musiał dokonać wyboru. Wyboru między zbawieniem a potępieniem.
Przez kilka następnych dni działo się niewiele ponad niczym niezmąconą, codzienną rutynę kapłana. W dniu pielgrzymki do sanktuarium Setha sołtys ponownie zaczepił Kvarina i próbował przekonać go do swoich racji.
– Chodź z nami do Vidaris, nie marnuj dnia na bezowocne oczekiwanie cudu, który i tak nie nadejdzie. Przestań być uparty, daj sobie pomóc – rzekł.
– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Być może niedługo moja martwa religia „ożyje na nowo”, że tak powiem.
– Co to znaczy?
Kapłan nie odpowiedział i ruszył w stronę swej świątyni. Sołtys pokręcił głową z dezaprobatą, zastanawiając się jednocześnie czy Kvarin nie popadł w szaleństwo. Mijając martwą olchę hierarcha przypomniał sobie słowa staruszka o „wypatrywaniu znaków”. Zerknął na chorobliwie szare i poskręcane gałęzie drzewa. Na nich przysiadła istna armia kruków czarnych niczym noc. Wszystkie ptaszyska przeszywały go na wskroś swymi ślepiami. Patrzyły przenikliwie i prężyły się dumnie jak gdyby zadowolone z faktu, iż od wieków ludzkość uznawała ich obecność za zły omen.
Zaniepokojony Kvarin cofnął się, a kruki odleciały szybko, kracząc wniebogłosy. Przez chwilę zdawało mu się, że pośród tej ptasiej kakofonii usłyszał wypowiedziane głosem wprost z otchłani słowo: jutro.
Pozostałą część dnia spędził jak zawsze w świątyni, wyczekując w napięciu zapowiedzianego zdarzenia.
W końcu nadszedł dzień przepowiedziany setki lat temu przez natchnionych proroków. Kapłan Białego Boga szedł powolnym krokiem pośród chat swych sąsiadów. Wyglądał jakby wygrzebał się z grobu. Blady, z podkrążonymi oczami świadczącymi o bezsennej nocy, pocił się i drżał jak osika. Wczoraj ostatecznie podjął decyzję i najzwyczajniej w świecie bał się jej konsekwencji. Nie zwracał uwagi na szepty wieśniaków. Sołtys już się poddał, nie zamieniając z nim ani słowa. Stara, obumarła olcha nie gościła już czarnych posłańców pierwotnej ciemności. Kvarin czuł się jak skazaniec zmierzający na szafot. Niestety nie miał innego wyboru, musiał stawić czoła wzywaniu przygotowanemu przez popadające w zapomnienie bóstwo. Odblokował wielkie drzwi i wszedł do sanktuarium. Przywitał go znajomy głos staruszka oraz równomierne bicie ożywionego iskrą życia serca, które przez tyle lat pozostawało martwe i głuche na wszelkie modlitwy.
– Jesteś wreszcie. Spóźniłeś się odrobinę, ale to nieistotne. Mam nadzieję, że dokonałeś właściwego wyboru. – Starzec wziął do ręki serce Białego Boga jak gdyby był to zwykły ochłap mięsa.
– Tak, podjąłem decyzję – odrzekł kapłan podchodząc bliżej ołtarza. – Nie poświęcę tych wszystkich ludzi dla życia wiecznego, zbawienia czy czegokolwiek innego, co czeka za progiem śmiertelnej egzystencji. Oddaj serce. – Ostatnie zdanie wypowiedział zimno i stanowczo jednocześnie wyciągając ukryty w kieszeni szaty sztylet.
Starszy mężczyzna roześmiał się, po czym rzekł:
– Odważny i ciekawy ruch jak na kogoś z głupią filozofią życiową. Naprawdę chcesz poświęcić własne życie dla tej bandy zaślepionych głupców? Jestem pewien, że oni nigdy nie poświeciliby się dla ciebie. Są na to zbyt dumni i samolubni.
– Nie obchodzi mnie to. Chciałeś poznać moją odpowiedź i oto ona. Oddawaj serce, albo cię zabiję! Mówię śmiertelnie poważnie! Brzydzę się przemocą, ale jeśli wezwiesz Białego Boga i on zagrozi wiosce, będę walczył w jej obronie, choćbym miał zostać spopielony kiwnięciem palca lub potępiony po wsze czasy!
Bał się jak nigdy w życiu, lecz umiejętnie zamaskował swój strach. Przypomniał sobie wszystkie stare legendy o zakutych w zbroję bohaterach, niejednokrotnie mierzących się z zagrażającymi ludzkości bóstwami. Choć bliżej było mu do pewnej dzielnej wiedźmy z dawnych czasów, która własnoręcznie unicestwiła żądnego krwi Czerwonego Boga. Łączyło ich wiele: nie byli wojownikami, pobudzał ich do działania idealizm, tak bardzo nie pasujący do współczesnych im czasów oraz to, że on, tak samo jak owa wiedźma zginie poświęcając się dla innych.
Kvarin lekko się uśmiechnął przypominając sobie szczegóły owej legendy, którą niejednokrotnie opowiadali mu rodzice. Starzec wciąż trzymał boskie serce w kościstej dłoni, nie zamierzał go oddać. Kapłan ruszył na niego ze sztyletem w ręku, lecz tajemniczy przybysz był szybszy, w mgnieniu oka zbliżył się do odważnego hierarchy i odepchnął go w tył z niezwykłą siłą. Kvarin wystrzelił jak z procy, lądując twardo na posadzce, jego sztylet przepadł pod jedną z ław. Dziwny staruszek odrzucił laskę i zdjął podniszczoną kapotę okrywającą jego ciało. Podnoszący się powoli kapłan patrzył na niego ze zdumieniem. Na lewej piersi mężczyzny znajdowała się dziura wielkości zaciśniętej pięści. Kiedy nieznajomy przyłożył do niej serce Białego Boga, jego postać rozświetlił oślepiający blask. Kvarin zasłonił oczy ręką. Jasne światło zanikło i kapłan spojrzał ponownie na przybysza. Przed nim nie stał już zgarbiony staruszek o pomarszczonej twarzy oraz białej jak śnieg, zmierzwionej czuprynie a przystojny młodzieniec o jasnej skórze i włosach koloru szczerego złota. To był Biały Bóg we własnej osobie!
– A więc naprawdę powróciłeś spoza kosmicznych mgieł? – spytał zaskoczony kapłan.
– Tak – odpowiedziało krótko bóstwo.
– I co zamierzasz teraz zrobić? Zginę za to, że ci się przeciwstawiłem? A co z moimi sąsiadami?
– Zostawię ciebie i twych przyjaciół w spokoju, jacykolwiek by oni nie byli. To była jedynie próba mająca sprawdzić, co naprawdę się w tobie kryje. Choć wciąż uważam, iż oni nie poświęciliby się dla ciebie.
– Zatem święte księgi kłamały?
– Jedynie wyolbrzymiły objawioną prawdę, jak większość takowych ksiąg.
– Co teraz zamierzasz? Opuścisz na zawsze świat śmiertelnych?
– Tak. Pragnąłem jedynie odzyskać swe serce w wzynaczonym czasie. I oto nadszedł ów dzień. Nic już mnie tu nie trzyma.
– Czyli teraz moja religia rzeczywiście będzie martwa.
– Udowodniłeś swoją prawdziwą wartość, Kvarinie. Studnia twego życia jeszcze nie wyschła, odnajdź nowe źródło inspiracji i nadziei, a będziesz wiódł szczęśliwy żywot.
Po tych słowach Biały Bóg zniknął. Dawny czciciel martwego serca wyszedł ze świątyni z podniesioną głową oraz szczerym uśmiechem na ustach. Znów zatrzymał go sołtys.
– Hej, widziałem jakieś dziwne światła dochodzące ze świątyni. Wszystko w porządku? – zapytał.
– Oczywiście! Jutro opuszczam wioskę. Ruszam na południe, za Szmaragdową Rzekę. Tam odnajdę nową drogę – odparł bez zastanowienia Kvarin i poszedł dalej zostawiając za sobą sołtysa z szeroko rozdziawionymi ustami.
Hej.
Fajne opowiadanko, miło mi się je czytało, a wiedz, że nie przepadam za fantasy.
Poniżej parę rzeczy, które mi jakoś zgrzytnęły:
Powiedział, aby ten zszedł mu z drogi i ruszył w stronę świątyni Białego Boga.
To brzmi jakby kazał mu zejść z drogi, a potem pójść do świątyni.
Czy Biały Bóg wróci po swe martwe serce?
Przecież Kvarin w to wierzy, może być zaskoczony, że już zaraz.
Chyba.
Kvarin był zagubiony. Nie miał pojęcia, co tym wszystkim myśleć. Podczas dalszego, oczywiście płonnego, […]
Może podzielisz to na kilka akapitów? Przyjemniej się będzie to czytało.
Na nich przysiadła istna armia czarnych niczym noc kruków.
Proponowałbym “Na nich przysiadła istna armia kruków czarnych niczym noc”, jakoś czytelniejsze mi się to wydaje.
Zaniepokojony Kvarin cofnął się, a kruki odleciały szybko, kracząc wniebogłosy.
Nie jestem mistrzem ortografii, ale chyba powinien być przecinek tam, gdzie pogrubiłem.
Oddawaj serce, albo cię zabiję!
Jak wyżej.
[…]tak bardzo nie pasujący do współczesnych im, pełnych przemocy czasów oraz to, że on, tak samo jak owa wiedźma zginie poświęcając się dla innych.
Już słyszałem, że czasy są pełne przemocy. Chyba można to wywalić, albo chociaż użyć jakichś innych słów.
– Oczywiście! Jutro opuszczam wioskę. Ruszam na południe, za Szmaragdową Rzekę. Tam odnajdę nową drogę
^^ Jeżeli pojawi się opowiadanie z dalszym ciągiem przygód Kvarina, to chętnie przeczytam. Nie obraziłbym się gdybyś mi o tym przypomniał w wiadomości prywatnej. :D
Pozdrawiam serdecznie!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Był kapłanem Białego Boga, pozbawionym jednakże wszelkiego szacunku i uznania ze strony ludu, które powinna wywoływać jego pozycja.
Wyboldowany kawałek sprawia, że zdanie jest niezrozumiałe. Co jest dużą wadą zwłaszcza w zdaniu otwierającym opowiadanie.
Zamiast go szanować, mieszkańcy wioski wyśmiewali go i określali mianem głupca.
Niektórzy śmiali się w głos[,] a zaspane dzieci w ramach rozbudzającej zabawy wykrzykiwały kąśliwą rymowankę.
Zawiłe zdanie. Jaka to rozbudzająca zabawa. Jaką rymowankę?
To raczej sołtys powinien mówić sardonicznie, a nie kapłan.
Czemu Seth jest skrzydlaty?
Jeśli nazwiesz Boga Okomazielone, to może być ptakiem, mieć dwie głowy, lub mieszkać w butelce. Jednak kiedy bierzesz Setha, Zeusa, albo inną Mokosz, to razem z nią bierzesz cały pakiet.
To tylko martwy przedmiot[,] a głupia przepowiednia głosząca, że nadejdzie dzień, w którym serce ponownie zacznie bić, Bóg się o nie upomni i oczyści świat z niewiernych[,] to tylko sposób na utrzymanie przy pustej wierze takich ludzi jak ty!
Dotarł do głównego portalu, nieobecność wiernych pod wrotami wywołała u niego silne uczucie deja vu.
Czym jest główny portal? Trzeba by opisać świątynię. Rozbiłabym na dwa zdania.
Podszedł do ołtarza, na którym spoczywało serce
jegobóstwa.
Następnie powstał, skręcił w stronę mniejszych drzwi w nawie bocznej.
Nawa się kojarzy z kościołem chrześcijańskim (przynajmniej mnie).
Gdy był gotów, usiadł na starym, zakurzonym krześle pamiętającym jeszcze czasy dawnej wiary mieszkańców wioski.
Zawiłe i niejasne zdanie.
On zostałby nagrodzony za wytrwałość[,] a krótkowzroczni mieszkańcy padliby w pełnym czci pokłonie przed świetlistolicą postacią.
Skąd, u licha, wziął się ten człowiek?
To jest myśl bohatera, a nie wypowiedź narratora.
Na pewno nie wszedł głównymi drzwiami, gdyż ich skrzypienie jest tak głośne, że natychmiastowo zwróciłoby uwagę pogrążonego w rozmyślaniach Kvarina.
Nie mieszałabym tu teraźniejszego “jest głośne”. Może ich głośne skrzypienie, wyrwałoby Kvarina z rozmyślań?
– Jak się tu dostaliście, panie? – odpowiedział zaskoczony hierarcha pytaniem na pytanie.
Raczej prosty kapłan nie hierarcha. lepiej odpowiedział pytaniem na pytanie zaskoczony kapłan/duchowny.
Na pewno nie pochodził z wioski, a najbliższe miasto Vidaris znajdowało się kilkanaście stajań na północny wschód
stąd.
Wszystkie ptaszyska przeszywały go na wskroś
swymiślepiami.
Trudno przeszywać cudzymi oczami, swoimi zbędne.
Kapłan Białego Boga szedł powolnym krokiem pośród chat
swychsąsiadów.
Skoro poprzedniego dnia wszyscy pojechali do miasta na pielgrzymkę, to czemu kolejnego dnia kapłan ich mija?
Kolejna nielogiczność, to fakt że kapłan do odprawiania nabożeństw potrzebuje wiernych, a oni sie nie zjawiają. To jak odprawia?
szczerego złota
Szczerego?
Opowieść intrygująca, ale zakończenie jak dla mnie popsuło wszystko.
Po pierwsze zachował się dobrze, a wyszła kiszeczka.
Bóg poddał go próbie i nic się nie stało.
Wierni, których mogli nawrócić nie widzieli boga.
To po co to wszystko?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dobry wieczór Storm,
– Zdajesz sobie sprawę, że nikt już nie wierzy w Białego Boga? Większość mieszkańców czci teraz Setha, Uskrzydlonego Pana Nieba i Ziemi. W każdy dzień wolny od pracy pielgrzymujemy do miasta Vidaris i bierzemy udział w świętej ceremonii, a ty codziennie o brzasku biegniesz jak oparzony do starej świątyni i czekasz na wiernych,
Bardzo podoba mi się tutaj ton sołtysa. Moralizatorski, opisowy, a jednak lekko dziecinny. Brzmi jak wypowiedź jakiegoś mędrca, tudzież wędrownego dziada ze Starego Testamentu:D
Ogólnie wszystko brzmi trochę biblijnie. Podoba mi się, czytam dalej.
– Szczerze mówiąc, nie wiem, jestem rozdarty. To chyba kryzys wiary. Z jednej strony ucieszyłbym się jak nigdy z powrotu Białego Boga, z drugiej nie chciałbym mieć na rękach krwi tych ludzi, choć prawdą jest, iż traktują mnie podle.
Bardzo ciekawy motyw!
Na pewno nie pochodził z wioski, a najbliższe miasto Vidaris znajdowało się kilkanaście stajań na północny wschód stąd.
Wydaję mi się, że odmiana byłaby “stai”, jednak może użyłeś jakiejś archaicznej formy, której nie znam.
Patrzyły przenikliwie i prężyły się dumnie jak gdyby zadowolone z faktu, iż od wieków ludzkość uznawała ich obecność za zły omen.
Piękny, gotycki cytacik.
Skończyłem. Historia oryginalna, dobrze napisana, a do tego zawierająca ciekawy problem. Zawiera się w niej bardzo bogate słownictwo i niezłe opisy. Co do dialogów miałbym zastrzeżenie. Łamiesz zasadę decorum – raz słowa postaci brzmią jak rodem z Biblii, raz brzmią zupełnie współcześnie. Mógłbyś pójść w stronę zupełnej podniosłości i odrealniania, w końcu to fantasy. Przyznasz, że takie słowa w ustach dopiero co przebudzonego, pradawnego bóstwa;
– Wyolbrzymiły objawioną prawdę, jak większość dzieł religijnych.
Brzmią nieco oderwanie.
Co do akcji, to ta, choć krótka, zawiera pewne napięcie, które mógłbyś jednak jeszcze bardziej podkręcić. Idealnie zagrałaby jakieś dłuższe przedstawienia oczekiwań Kvarina. Na przykład opisy powolnie budzącego się serca, spektakularnej przemiany starca w Boga i tak dalej. Bo w tym wszystkim jest potencjał, który, oczywiście moim zdaniem, nie do końca wykorzystałeś. Sama opowieść jest wyborna, jednak, niestety, okrutnie zwięzła. Sugerowałbym rozbudowę tekstu, lub kontunację losów Kvarina za Szmaragdową Rzeką. Przeczytałbym je pierwszy:D
Pozdrawiam !
Kwestia wizji.
Ambush
Trzeba by opisać świątynię.
PEŁNA ZGODA. Na opisywaniu świątyń zjadłem zęby i też mnie ubódł tutaj ten lakonizm.
Kwestia wizji.
Gryzok_Półpospolity
Dzięki za komentarz, fajnie, że się spodobało. Nie planowałem kontynuować historii Kvarina, lecz chyba jednak zastanowię się nad sequelem. Za Szmaragdową Rzeką czeka w końcu wiele przygód…
Pozdrawiam i być może do zobaczenia pod kolejnymi tekstami!
Ambush
Wyboldowany kawałek sprawia, że zdanie jest niezrozumiałe. Co jest dużą wadą zwłaszcza w zdaniu otwierającym opowiadanie.
Nie wiem co tu niezrozumiałego. W przeszłości (głównie starożytności, którą ten tekst się inspiruje) osoby sprawujące urząd kapłanów cieszyły się uznaniem i szacunkiem wśród zwykłej ludności jako ludzie bezpośrednio kontaktujący się z bogami i interpretujący ich wolę. Nie licząc władców np. w kulturze Egiptu.
Czemu Seth jest skrzydlaty?
Jeśli nazwiesz Boga Okomazielone, to może być ptakiem, mieć dwie głowy, lub mieszkać w butelce. Jednak kiedy bierzesz Setha, Zeusa, albo inną Mokosz, to razem z nią bierzesz cały pakiet.
W takim razie, dlaczego w uniwersum Conana Barbarzyńcy Set opisywany jest jako wielki wąż, skoro w naszym świecie rolę tę sprawował Apofis? To fantasy osadzone w alternatywnym świecie, silnie czerpiące z rzeczywistej kultury, więc na tej samej zasadzie pozwoliłem sobie pożyczyć imię egipskiego łobuza i całkowicie przerobić tę postać.
Skoro poprzedniego dnia wszyscy pojechali do miasta na pielgrzymkę, to czemu kolejnego dnia kapłan ich mija?
Zdążyliby wrócić. Vidaris jest oddalone o kilkanaście stai od wioski. 1 staja to od 134 metrów do 1,67 km, licząc tak czy tak zdążyliby wrócić tego samego dnia, a jedna ceremonia nie trwa przecież do samego zmroku.
Nie odprawiał nabożeństwa w świątyni Białego Boga. Czekał na wiernych, do samego końca łudząc się, że ktoś przybędzie, choćby pojedynczy wędrowny pielgrzym, dziad proszalny, karawana kupiecka czy ktokolwiek inny. Mieszkańcy wioski nie byli jedynymi na świecie wyznawcami Białego.
A dzień przed powrotem Białego Kvarin po prostu spędził w świątyni i zastanawiał się nad podjętą decyzją, w świątyni było mu łatwiej się skupić na rozmyślaniach.
Według mnie końcówka ma tutaj sens, patrząc z boskiej perspektywy. Ileż to razy np. w Biblii Bóg czy anioł ukazuje się pojedynczej osobie, wystawia jej wiarę na próbę, a później znika bez śladu. Nie ma nawracania całej społeczności, jest tylko test dla tej jednej natchnionej osoby. Abraham, Hiob, Ezechiel.
Reszcie błędów jeszcze się przyjrzę.
Dzięki za wizytę!
Bartkowski.robert
Dzięki, że wpadłeś. Z odmianą słowa „staja” dałem plamę, faktycznie powinno być „stai”.
Ten współcześnie brzmiący fragment dokleiłem na sam koniec, zmienię go na jakiś bardziej sensowny.
W opisywaniu tła wydarzeń jestem dość lakoniczny, tak już mam, że jeśli nie jest to kluczowe dla fabuły, to opisuję pobieżnie lub w ogóle, zostawiając czytelnikowi pole do uzupełnienia luki, co niekoniecznie jest dobrym podejściem. Będę miał to na uwadze następnym razem.
Miał być pojedynczy strzał, a już druga osoba chce sequel :D
Pozdrawiam również i zabieram się do poprawek!
Był kapłanem Białego Boga, pozbawionym jednakże wszelkiego szacunku i uznania ze strony ludu, które powinna wywoływać jego pozycja.
Wyboldowany kawałek sprawia, że zdanie jest niezrozumiałe. Co jest dużą wadą zwłaszcza w zdaniu otwierającym opowiadanie.
Nie wiem co tu niezrozumiałego. W przeszłości (głównie starożytności, którą ten tekst się inspiruje) osoby sprawujące urząd kapłanów cieszyły się uznaniem i szacunkiem wśród zwykłej ludności jako ludzie bezpośrednio kontaktujący się z bogami i interpretujący ich wolę. Nie licząc władców np. w kulturze Egiptu.
Nie czepiam się szacunku, ale gramatyki. Bez wyboldowanego piszesz, że kapłan nie miał szacunku mimo, że powinien bo był osobą duchowną. Natomiast z boldem nie wiadomo odnosi się “powinna wywoływać jego pozycja, bo uznanie ludu rozbija zdanie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Storm
Miał być pojedynczy strzał, a już druga osoba chce sequel :D
Vox populi, vox Dei!
Kwestia wizji.
Rozumiem, nie do końca zaczaiłem co miałaś na myśli Ambush. W takim razie wywalę wyboldowaną część.
Samolubny ten biały bóg. Przyszedł po serce, zabrał je i odszedł. I nic. Lagę położył na Armagedon, a nawet na swojego wyznawcę. W sumie to był takim samym draniem, jak ludzie, którym wytykał, że nie poświęcą się za kapłana. Zmiana zaś dotyczyła tylko głównego bohatera. Napatrzył się na obojętność swojego boga i przestał go czcić. Ale tak, chyba, postąpiłby każdy z nas, więc przesłanie traci na mocy.
Ciekawa historia, ale jakoś tak rozpuściła się w oczywistościach.
No dobra, ale po co Biały Bóg zostawił serce na setki lat? Ktoś mu odebrał? Poświęcił się w jakimś celu? Czy co? :)
Witaj. :)
Moralizatorskie i bardzo ciekawe, trzymające do końca w niepewności opowiadanie. ;)
Wytrwałość i wierność swym zasadom zawsze zostaną nagrodzone. :)
Kilak razy wpadły mi w oczy powtórzenia (być może celowe), a tutaj dostrzegłam omyłkową literówkę:
Pragnąłem jedynie odzyskać swe serce w wzynaczonym czasie.
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet