
Pogdybać zawsze warto. :)Zapraszam. :)
Pogdybać zawsze warto. :)Zapraszam. :)
Skulonego na łóżku więźnia wyrwał z zadumy niecodzienny odgłos. Był ledwie słyszalny, lecz ucho Tadeusza bezbłędnie go wychwyciło. Skierował wzrok w tamtą stronę. Jeden z portretów, wiszących na ścianie, błyskawicznie zmienił ukazywane oblicze, a potem ożywił się, po czym bezszelestnie spadł na podłogę. Ze złotych ram wyszedł wysoki, postawny mężczyzna o jasnych włosach i błękitnych oczach.
– Witaj, dostojny panie – ukłonił się więźniowi.
Ten wytrzeszczył oczy, lecz zaraz zamknął je, szepcząc zobojętniały, niejako do ciebie:
– Omamy, nic więcej… Wszak zwyczajna to rzecz w moim stanie.
– Nie, dostojny generale – zaprzeczył przybyły w tak niecodzienny sposób kawaler. – Pozwól, że się przedstawię.
– Przyszedłeś na przeszpiegi? – zapytał cicho Tadeusz. – Daremnie. Jam już nad grobem, mój koniec bliski, nie masz tu nikogo poza strażnikami, tkwiącymi dzień i noc przy drzwiach.
Zrezygnowany patrzył przy tym gdzieś daleko, a zarazem nieopodal przecież, bo komnata, w której przebywał, niewielka była.
– Jestem kapitan Nemo.
– Nie przypominam sobie. – Więzień zerknął na niego nieco przytomniej. – Gdzie waszmość pełniłeś służbę? Pod czyimi byłeś rozkazami?
– Nie, ja nie walczyłem za ojczyznę. Choć moi rodzice – a jakże! – zaprzeczył przybysz.
– Nemo? Czyli „nikt”?
– W rzeczy samej.
– To konspiracyjna nazwa? Jesteś masonem? I kto waszmości nadał stopień? Król Poniatowski?
– Nie, Naczelniku. Jestem kapitanem łodzi.
– A, rozumiem. Moi ludzie przekazali potajemnie, że szykują dla mnie ucieczkę takim środkiem transportu, lecz kategorycznie odmówiłem. Nie mogę przecież…
Głos Tadeusza załamał się i mężczyzna zaczął rozpaczliwie szlochać.
– Przysięgałeś zwyciężyć lub zginąć – przypomniał mu Nemo, siadając obok i wpatrując się ze współczuciem w pobladłe oblicze Kościuszki. – Tymczasem nie stało się ani jedno, ani drugie. Wprawdzie ciężko rannego, lecz jednak żywego, wyniesiono waszmości z pola bitewnego pod Maciejowicami i uwięziono w posiadłościach imperatorowej Katarzyny.
– Nie musisz przypominać tego upokorzenia. Już dostatecznie mi ciężko – stwierdził z wyrzutem Naczelnik, zwieszając głowę.
Wyglądał przerażająco i każdy, widząc go w tym położeniu, mógłby śmiało przypuścić, że człowiek ten lada moment umrze.
Przez całe dni, tygodnie, miesiące i wreszcie lata niewoli rozpamiętywał swoje narodowowyzwoleńcze powstanie, wielkie nadzieje, pierwsze sukcesy i wreszcie sromotną klęskę. Zdruzgotany niespełnieniem przysięgi, złożonej na Rynku Krakowskim, popadł w depresję, czując, że stoi już nad grobem i nikt ani nic pomóc mu nie może.
– Jestem Polakiem, jak ty, Naczelniku – powiedział łagodnym tonem Nemo.
– Także w carskiej niewoli? Więc jednak walczyłeś? – ożywił się nieoczekiwanie wódz, chwytając z radością jego dłonie.
– Nie, niestety. Urodziłem się w głębi Rosji.
– Co? – Kościuszko odsunął się z niepokojem. – W Rosji? Jak to?
– Matka i ojciec walczyli wspólnie w powstaniu 1863 roku.
– Jak rzekłeś? Którego? Przecież mamy dopiero rok…
– Wiem. Przybyłem tu z… przyszłości.
Naczelnik odsunął się jeszcze dalej z niechęcią i zakrył dłońmi uszy, krzycząc z wyrzutem:
– Masz za zadanie doprowadzić mnie do obłędu, tak? Caryca kazała ci gnębić najbardziej znienawidzonego więźnia?!
Nemo posmutniał i upadł na kolana przed Naczelnikiem.
– Wodzu, uwierz mi, proszę!
A następnie począł opowiadać, że jest postacią literacką, że wedle zamysłu autora, Juliusza Verne’a, jako kapitan podmorskiej łodzi mści się, zatapiając statki rosyjskie, gdyż to właśnie w głębi Rosji, na Syberii, skąd uciekł, zginęli jego rodzice, zesłani tam wraz z tysiącami rodaków przez carat po powstaniu styczniowym. Nakreślił całą panoramę dziejową, opisując wszystkie zrywy narodowowyzwoleńcze po upadku Insurekcji i po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej.
– Trzecim? Czyli jednak moja ukochana ojczyzna nie obroniła się i zniknęła całkiem z map świata? – zapytał cierpiący Kościuszko.
– Tak, wodzu.
Milczeli czas jakiś.
Wreszcie Kościuszko powiedział:
– Skoro jesteś postacią literacką, dlaczego cię widzę, słyszę i czuję twój dotyk?
– Z tego samego powodu, z którego przyszedłem do siebie z pobliskiego portretu. Jestem postacią fantastyczną. Mogę zatem czynić wszystko, czego tylko zapragnę.
– A dlaczego tak często dodawałeś do swojej opowieści wyrażenie: „w zamyśle autora”?
– Ponieważ w obawie przed reakcją Rosji nakazano mojemu twórcy, aby zmienił narodowość głównego bohatera powieści, jak również pochodzenie i cel, czyniąc mnie Hindusem, atakującym z zemsty statki brytyjskie! Odebrano mi zatem godność, odbierając prawdziwą narodowość i korzenie! – wycedził ze złością Nemo.
– Ach, tak… Współczuję.
– Caryca lada moment wyzionie ducha.
– Ona? Nie, to niemożliwe, Imperatorowa zdaje się być nieśmiertelna! – zaśmiał się gorzko Kościuszko. – Za to ja – i owszem, już niebawem, sam obaczysz – dodał i zwiesił ze smutkiem obandażowaną głowę.
Po chwili jednak spojrzał uważniej na gościa:
– Skąd o tym waszmość wiesz?
– Bo znam przyszłość – odparł spokojnie kapitan.
– Naprawdę? I co będzie wówczas ze mną? Kiedy ona umrze, co ze mną uczynią?
– Zostaniesz uwolniony.
– Co? Prędzej bym się końca świata spodziewał! Chyba mi nie powiesz, że Katarzyna swym rozkazem…
– Nie, oczywiście, że nie. Ona nienawidzi cię z całej duszy i, gdyby tylko mogła…
– …udusiłaby mnie gołymi rękami. Wiem, wiem… Boi się jedynie reakcji Francuzów…
Znowu milczeli chwilę.
– Kto zatem mnie uwolni? – dopytywał wódz.
– Car Paweł.
– Nieznoszący matki syn i następca? W sumie, mógłbym się tego spodziewać. To bodajże jedyny Rosjanin przeciwny polityce Imperatorowej…
– Będzie zmieniał prawie każdy jej rozkaz, by choć pośmiertnie przeciwstawić się okrutnej rodzicielce.
– I tak po prostu da mi wolność?
– No, nie do końca… Każe przedtem złożyć przysięgę wiernopoddańczą i obietnicę wyjazdu na emigrację.
– Co?! Niedoczekanie! – oburzył się Naczelnik.
– W zamian daruje wolność tobie i wszystkim polskim jeńcom.
Kościuszko zasępił się.
– To podłe i bezduszne! – stwierdził ze smutkiem. – Upokarzające mnie jako Naczelnika Insurekcji i jako Polaka.
– Dlatego postanowiłem odwiedzić cię tutaj, panie.
– Masz inny pomysł, kapitanie?
– Owszem.
– Zamieniam się w słuch.
– Odkryłem niedawno, że moja łódź „Nautilus” potrafi przenosić się w czasie.
– Nie wierzę…
– Uwierz, Naczelniku, błagam! To nasza jedyna szansa! Ty powrócisz do momentu planowania powstania, tworząc rozległy, doskonale opracowany i przemyślany spisek i starając się nie popełnić żadnego z wcześniejszych błędów.
– Brzmi zbyt pięknie, aby mogło stać się prawdą – podsumował powątpiewająco Naczelnik.
– Czujesz jednak niepewność?
– Kapitanie Nemo, nie zrozum mnie źle. Gdyby tak prosto, jak mi to przedstawiasz, można było naprawić każdą sprawę, bitwę czy wojnę, wszyscy wygrywaliby tylko, co samo przez się jest wszak niedorzecznością…
– Masz słuszność. Nie wszyscy jednak spotykają na swej drodze mnie, kapitana Nemo. Jestem zdolny do wielkich poświęceń, byleby tylko żyć spokojnie i beztrosko w szczęśliwej rodzinie. Żywię głębokie przekonanie, że tym razem poprowadzisz waszmość Insurekcję do spektakularnego zwycięstwa, rzucając carat na kolana, z których już nie zdoła się przenigdy podnieść.
– Mrzonki… Czy Rosję w ogóle da się pokonać?
– Ależ oczywiście!
– I nasza garstka słabo uzbrojonych ochotników ma to zrobić?
– Wierzyłeś przecież, wodzu, w powodzenie Insurekcji, skąd teraz nagle takie obawy?
– Wiele bym dał, aby ziścił się twój plan, drogi kapitanie, naprawdę. Lecz… Zniechęcenie i zbyt świeża pamięć klęski odbierają mi wszelką chęć do ponownych starań, gdyż jestem święcie przekonany, że to na nic. Wśród szlachty jest wielu zdrajców, stojących murem za Rosją, król to od lat kochanek i stronnik carycy, zaś okrojona dwoma zaborami Rzeczpospolita nie zdoła samotnie stawić czoła takiej potędze.
– Kto powiedział, że samotnie? – Nemo puścił oko. – Nie na darmo zawiesiłem w kajucie łodzi twój portret, sławny Naczelniku. Obok wisi podobizna generała Jerzego Waszyngtona i innych wybitnych wodzów.
– Amerykanie? Mieliby walczyć za niepodległą Polskę?
– A czemu nie? Ty przecież nie zawahałeś się i przelewałeś krew za ich niepodległość.
– Cóż, nie zaszkodzi spróbować takiego sojuszu.
– Wierzę, że tym razem wygrasz, a ze zbrojną pomocą przyjdzie ci nawet Napoleon!
– Napoleon? Chyba obiło mi się o uszy to imię…
– Wybitny wódz i strateg! – ocenił z entuzjazmem Nemo. – W wieku zaledwie dwudziestu czterech lat został już generałem!
– Czy ja wiem? – powątpiewał nadal Kościuszko. – Taki trochę niezdecydowany. Raz był za francuską rewolucją, a potem nagle wystąpił przeciwko niej… Poza tym to chyba Włoch.
– Będziecie mieć wspólnych wrogów. Bonaparte niejednokrotnie rozgromi połączone siły zaborców: pruskie, austriackie i rosyjskie. Wasz sojusz jest zatem tylko kwestią czasu. Jeno pamiętaj, waszmość, musisz wygrać powstanie!
– Co ty opowiadasz? On rozgromi armie potężnej koalicji antyfrancuskiej? Sam jeden przeciw tylu krajom?
– A jakże! I to wielokrotnie, podczas całej serii sławnych bitew. Natomiast jako cesarz…
– Korsykański wojskowy? Cesarzem? Czego? Gdzie? Kiedy? – Oniemiały Kościuszko słuchał ze zdumieniem, rozpytując kapitana dosłownie o wszystko.
– Napoleon Bonaparte zostanie cesarzem Francuzów.
– Francji? – nie zrozumiał Naczelnik.
– Nie. Francuzów. Celowo przyjmie taki tytuł, by podkreślić władzę nad całym francuskim narodem, a nie tylko nad samym terytorium.
– I Francuzi zgodzą się, aby urodzony na odległej Korsyce Włoch nimi rządził?
– Ba! Dzięki niemu Francja stanie się potęgą, jaką nigdy przedtem ani też nigdy później już nie będzie.
– Zdumiewające.
– Jan Henryk Dąbrowski, także przebywający obecnie w carskim więzieniu, wielce przysłuży się polskiej sprawie, jednakże – jeżeli wygracie podczas powstania 1794 roku – współpraca militarna z Napoleonem będzie możliwa na polskich ziemiach, nie zaś na emigracji! I – na całkiem innych zasadach.
Kościuszko zamyślił się.
– Dobrze, niechże zatem tak się stanie. Czy pomożemy ci wówczas, przyjacielu?
– Jak najbardziej, wodzu. Moi rodzice nie będą musieli walczyć przeciw Rosji w nowym powstaniu w 1863 roku i nie trafią na zesłanie w głąb Syberii. Będziemy Polakami, mieszkającymi w wolnej, niepodległej ojczyźnie.
– Jaką zatem narodowość przypisze ci wówczas autor powieści, kapitanie?
– O to się nie frasuj, wodzu. Wprawdzie wolałbym pierwotną wersję mego twórcy, lecz zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazł, pisząc o mściwym potomku polskich zesłańców… Po latach zrozumiałem, że nie miał innego wyjścia. W książce zatem nadal mogę być Hindusem, mniejsza z tym. Już przywykłem. Dużo ważniejsza będzie dla mnie autentyczna osobowość, moja rodzina i korzenie.
– A czy mamy prawo tak swobodnie ingerować w dzieje i to bez żadnych konsekwencji?
– Wszystko, co jest możliwe, jest tym samym dozwolone.
Po chwili bohater powieści Juliusza Verne’a szepnął jeszcze do siebie, stukając się lekko w czoło:
– Tylko, prawda, muszę koniecznie pamiętać, aby Józefowi Wybickiemu podpowiedzieć nieco inny refren słynnej pieśni, przyszłego hymnu narodowego:
„Marsz, marsz, Dąbrowski,
na ocalenie Polski,
za twoim przewodem,
wolnym my narodem!”.
Obaj zgodnie podeszli do ram obrazu i ostrożnie weszli do środka, szybko znikając, po czym wizerunek na powrót przemienił się w ten, tkwiący tu wcześniej.
– Wasza wysokość, więzień zbiegł! – ryczeli z przerażeniem oszołomieni strażnicy, nie mogąc następnego ranka znaleźć Kościuszki.
Caryca pomstowała, na czym świat stoi, i szukała go także, biegając w tę i z powrotem, ale po – jeszcze tak niedawno – zdruzgotanym i pogrążonym w depresji wodzu wszelki ślad zaginął.
A on w tym samym czasie, poparty dyplomatycznie i zbrojnie przez Francję i Stany Zjednoczone, pełen patriotycznych uniesień i nadziei, właśnie rozpoczynał kolejny raz swoją, teraz z pewnością zwycięską, Insurekcję, na zawsze zmieniając tym samym przeszłość i przyszłość nie tylko Polski, ale i świata.
Na prawo patrz;)
Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie
Anonim docenia poczucie humoru Leclerca i dziękuje za wpis pozdrawiając. :)
Pecunia non olet
Ślimak nadpełza i wita! Mam wrażenie, że dobrze rozpoznaję Anonima…
Całkiem przyjemnie tu sobie pogdybałaś! Przemycasz solidną porcję wiedzy, a warstwa historii alternatywnej pomaga utrzymać czytelnika w niepewności, żeby dobrze się bawił przy lekturze. Na razie to głównie tekst rozrywkowy, ale na pewno dałoby się go rozbudować tak, żeby wyrażał istotną treść: albo przez analogie geopolityczne, albo jako opowieść o depresji, gdzie kapitan Nemo symbolizowałby część życia wewnętrznego bohatera. W ogóle pokazujesz interakcje między postaciami z dużą czułością, dzięki czemu parę razy można się i uśmiechnąć, mimo że rozmowa bardzo poważna.
Co do słabszych stron: rzucają się jeszcze w oczy niedociągnięcia narracyjne typu “jak wiesz, przyjacielu” – postaci opowiadają sobie dla pożytku czytelnika rzeczy, które powinny być dla nich samych oczywiste, przez co rozmowa wypada nienaturalnie. Pewnie trudno tego uniknąć przy takim eksperymencie gatunkowym. Chyba najbardziej rażąco tutaj:
– Co? Prędzej bym się końca świata spodziewał! Chyba mi nie powiesz, że Katarzyna swym rozkazem…
– Nie, oczywiście, że nie. Ona nienawidzi cię z całej duszy i, gdyby tylko mogła…
– … udusiłaby mnie gołymi rękami. Wiem, wiem…
Znowu milczeli chwilę.
– Kto zatem mnie uwolni? – dopytywał wódz.
– Car Paweł.
– Nieznoszący matki syn i następca?
– Będzie zmieniał prawie każdy jej rozkaz, by choć pośmiertnie przeciwstawić się okrutnej rodzicielce.
Jestem dziwnie przekonany, że Kościuszko doskonale zdawał sobie sprawę, kto ma być następcą Katarzyny II i dlaczego jej śmierć może oznaczać dla niego radykalną poprawę losu. Notabene gdyby naprawdę bardzo chciała udusić go gołymi rękami, to w sumie nikt by się jej skutecznie nie sprzeciwił.
Pomysł na powiązanie z tym wszystkim akurat kapitana Nemo i jego dualnej narodowości bardzo oryginalny, chociaż…
– Ponieważ w obawie przed reakcją Rosji nakazano mojemu twórcy, aby zmienił narodowość głównego bohatera powieści, jak również pochodzenie i cel, czyniąc mnie Hindusem, atakującym z zemsty statki brytyjskie! Odebrano mi zatem godność, odbierając prawdziwą narodowość i korzenie! – wycedził ze złością Nemo.
– Jaką zatem narodowość przypisze ci wówczas autor powieści, kapitanie?
– O to się nie frasuj, wodzu. W książce mogę być nawet Hindusem, mniejsza z tym. Już przywykłem. Dużo ważniejsza będzie dla mnie autentyczna osobowość, moja rodzina i korzenie.
… właściwie dziwnie szybko zmienił swój stosunek do tej narodowości.
Twój tekst przykuł moją uwagę również dlatego, że mam świeżo w pamięci inną, absolutnie prawdopodobną historię alternatywną w zbliżonym klimacie, obmyśloną niedawno przez Drakainę. Mianowicie: co by się mogło zdarzyć, gdyby Dyrektoriat w roku 1798, zamiast do Egiptu, wysłał Napoleona z Wolfem Tonem do Irlandii? To było powstanie przeciwko bardzo przeważającym siłom, ale może właśnie on byłby w stanie je zwycięsko poprowadzić… Jak powiedział sam Tone w swojej przedśmiertnej mowie:
Nie mam do nikogo żalu. W takich wypadkach wszystko zależy od powodzenia. Washington wygrał; Kościuszko przegrał…
Juliusza Verne
Poprawnie “Verne’a” (dwukrotnie w tekście).
Myślę, że kliczek jest zupełnie zasadny. Pozdrawiam ślimaczo!
Serdeczne podziękowania dla Ślimaka Zagłady. :) Anonim potwierdza przypuszczenia, lecz dla spokoju (własnego, ale i Innych) pozostaje anonimem do “bezpiecznego już dnia” – 11 września. :)
Bardzo słuszne uwagi na temat następcy carycy, pozmieniam, dziękuję. :) Z odmianą Verne’a także pewności nie było, a to niedobrze , dziękuję. Podobnie poprawię nastawienie kapitana do narzuconej mu narodowości, bo istotnie jest tu niekonsekwencja, dziękuję. :)
Niestety, nie znałam wspomnianego opowiadania, ciekawy pomysł, ukłony za nawiązanie do niego. :)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za klik. ;)
Pecunia non olet
Niestety, nie znałam wspomnianego opowiadania, ciekawy pomysł, ukłony za nawiązanie do niego.
Może niejasno się wyraziłem, to niestety nie było opowiadanie, a jedynie luźno rzucony pomysł.
dla spokoju (własnego, ale i Innych) pozostaje anonimem do “bezpiecznego już dnia” – 11 września. :)
Wystarczy do 6 września. Punkt 10 regulaminu nominacji: Loża nie będzie brała pod uwagę nominacji dla tekstów opublikowanych przez Autorów Anonimowych, jeżeli nie ujawnią się oni do końca piątego dnia następnego miesiąca.
Ślimak jest ekspertem, ja tylko zwierzakiem. Mnie się podoba tekst, jaki jest, Zgadzam się, że warto pogdybać. Zwłaszcza, jeżeli robi się to tak ciekawie, że wciąga. Klik, Anonimko. :)
O, to dużo ulga, bo anonim chciał czekać dłużej. :) Rzeczywiście, zrozumiałam opacznie, że to było opowiadanie. :) Niemniej – pomysł arcyciekawy. :)
Pozdrawiam serdecznie, Ślimaku Zagłady i raz jeszcze dziękuję. :) Poprawki staram się już wprowadzać. :)
Anonimka jest bardzo wdzięczna Koali75 za dobre słowo przy tym, tak skromnym tekście. :)
Serdecznie pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
O ile pamięć mnie nie myli, Kościuszko nie ufał Napoleonowi i nie widział w nim sojusznika.
Na prawo patrz;)
Kościuszko, biorąc pod uwagę ówczesne realia, to raczej “lewak”.
Pozdrawiam!
Anonim wita serdecznie AP i dziękuje za opinię. :)
O ile pamięć mnie nie myli, Kościuszko nie ufał Napoleonowi i nie widział w nim sojusznika.
O, tak, istotnie. Stąd właśnie jego wątpliwości. :)
Kościuszko, biorąc pod uwagę ówczesne realia, to raczej “lewak”.
Rzeczywiście, dlatego też anonim odebrał wpis Komentatora jako humorystyczny, choć pewności żadnej nie miał. :)
Pozdrawiam także. :)
Pecunia non olet
Rzeczywiście, dlatego też anonim odebrał wpis Komentatora jako humorystyczny, choć pewności żadnej nie miał. :)
Właśnie. Też zastanawiałem się jak ten komentarz rozumieć. Czy “lewak” Kościuszko powinien zrewidować swoje poglądy i zapomnieć o swojej niechęci do Napoleona? Z drugiej strony Napoleon, mimo mianowania się na cesarza Francuzów i prowadzenia imperialnej polityki, był rozsadnikiem idei republikańskich po całej Europie.
No, i zapomniałem napisać przy poprzednim wejściu, że opowiadanie mi się podobało.
I ja miałam problem z interpretacją tego komentarza. :)
Bardzo dziękuję, AP, kłaniam. :)
Pecunia non olet
Brałbym też pod uwagę, że w ramach tej historii alternatywnej Kościuszko poznałby Napoleona jako bardzo młodego generała, którego poglądy miałby szanse jeszcze ukształtować, nie jako cesarza Francuzów.
To bardzo słuszna uwaga, Ślimaku Zagłady; w dodatku Kościuszko po latach tułaczki był całkiem innym człowiekiem niż w pierwszych miesiącach niewoli, a co dopiero – na początku planowania Insurekcji. :)
Pecunia non olet
I na przykład powstrzymałby Napoleona przed działaniami w Haiti…
O, tak, AP, dokładnie o to mi właśnie chodziło przy tym fragmencie:
“Jan Henryk Dąbrowski, także przebywający obecnie w carskim więzieniu, wielce przysłuży się polskiej sprawie, jednakże – jeżeli wygracie podczas powstania 1794 roku – współpraca militarna z Napoleonem będzie możliwa na polskich ziemiach, nie zaś na emigracji! I – na całkiem innych zasadach”.
:)
Pecunia non olet
Gdyby można było zmienić historię Polski zaczynając od ściągnięcia Krzyżaków do Prus, obrony Wiednia, utrzymania władzy w Moskwie po jej zdobyciu i jeszcze kilku innych, w tym fatalnej decyzji o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, Polska byłaby w innym miejscu historii i Europy.
Tylko “byłaby” robi wielką różnicę.
Jak zwykle, zaproponowałaś ciekawą historię alternatywną. :)
Ponieważ już mogę, idę do klikarni.
Pozdrawiam:)
Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.
George’u Hornwoodzie, podziękowania i ukłony. :)
Co do naszej historii, jest wiele trudnych momentów. Wszystkie powstania są na ogół krytykowane, nawet to tu w tekście wspomniane. Cóż, wiele można stwierdzić już po fakcie, jednak przy przygotowaniach i podczas walki zawsze jest nadzieja. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Serwus, Bruce.
Fajne opowiadanie – co za nietuzinkowy pomysł połączenia Tadeusza Kościuszki z Kapitanem Nemo.
Genialny koncept.
Gratuluję, klikam.
Bardzo mi miło, Robercie Raks, serdeczne dzięki i pozdrowienia. :)
Pecunia non olet
Bruce, masz fajne pomysły – tu na pokazanie kawałka wyimaginowanej historii spotkania i rozmowy Kościuszki z kapitanem Nemo. ;)
Skulonego na łóżku więźnia wyrwał z zadumy niecodzienny hałas. Był ledwie słyszalny… → Sprzeczność. Hałas jest głośny z definicji, więc więzień mógł usłyszeć ledwie słyszalne niecodzienne dźwięki/ odgłosy.
…przyszedłem do siebie z pobliskiego portretu. → Literówka.
…i znowu zwiesił smutno obandażowaną głowę. → Dlaczego głowa było smutno obandażowania?
A może miało być: …i znowu ze smutkiem zwiesił obandażowaną głowę.
– … udusiłaby mnie gołymi rękami. → Zbędna spacja po wielokropku.
– Mrugnął okiem Nemo. → Czy istniała możliwość, aby Nemo mrugnął, nie używając oka?
Proponuję: Nemo puścił oko.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję bardzo, Regulatorzy, zaraz poprawiam. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Bardzo proszę, Bruce. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.