- Opowiadanie: bruce - Tajna misja kapitana Nemo

Tajna misja kapitana Nemo

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Tajna misja kapitana Nemo

Sku­lo­ne­go na łóżku więź­nia wy­rwał z za­du­my nie­co­dzien­ny odgłos. Był le­d­wie sły­szal­ny, lecz ucho Ta­de­usza bez­błęd­nie go wy­chwy­ci­ło. Skie­ro­wał wzrok w tamtą stro­nę. Jeden z por­tre­tów, wi­szą­cych na ścia­nie, bły­ska­wicz­nie zmie­nił uka­zy­wa­ne ob­li­cze, a potem oży­wił się, po czym bez­sze­lest­nie spadł na pod­ło­gę. Ze zło­tych ram wy­szedł wy­so­ki, po­staw­ny męż­czy­zna o ja­snych wło­sach i błę­kit­nych oczach.

– Witaj, do­stoj­ny panie – ukło­nił się więź­nio­wi.

Ten wy­trzesz­czył oczy, lecz zaraz za­mknął je, szep­cząc zo­bo­jęt­nia­ły, nie­ja­ko do cie­bie:

– Omamy, nic wię­cej… Wszak zwy­czaj­na to rzecz w moim sta­nie.

– Nie, do­stoj­ny ge­ne­ra­le – za­prze­czył przy­by­ły w tak nie­co­dzien­ny spo­sób ka­wa­ler. – Po­zwól, że się przed­sta­wię.

– Przy­sze­dłeś na prze­szpie­gi? – za­py­tał cicho Ta­de­usz. – Da­rem­nie. Jam już nad gro­bem, mój ko­niec bli­ski, nie masz tu ni­ko­go poza straż­ni­ka­mi, tkwią­cy­mi dzień i noc przy drzwiach.

Zre­zy­gno­wa­ny pa­trzył przy tym gdzieś da­le­ko, a za­ra­zem nie­opo­dal prze­cież, bo kom­na­ta, w któ­rej prze­by­wał, nie­wiel­ka była.

– Je­stem ka­pi­tan Nemo.

– Nie przy­po­mi­nam sobie. – Wię­zień zer­k­nął na niego nieco przy­tom­niej. – Gdzie wasz­mość peł­ni­łeś służ­bę? Pod czy­imi byłeś roz­ka­za­mi?

– Nie, ja nie wal­czy­łem za oj­czy­znę. Choć moi ro­dzi­ce – a jakże! – za­prze­czył przy­bysz.

– Nemo? Czyli „nikt”?

– W rze­czy samej.

– To kon­spi­ra­cyj­na nazwa? Je­steś ma­so­nem? I kto wasz­mo­ści nadał sto­pień? Król Po­nia­tow­ski?

– Nie, Na­czel­ni­ku. Je­stem ka­pi­ta­nem łodzi.

– A, ro­zu­miem. Moi lu­dzie prze­ka­za­li po­ta­jem­nie, że szy­ku­ją dla mnie uciecz­kę takim środ­kiem trans­por­tu, lecz ka­te­go­rycz­nie od­mó­wi­łem. Nie mogę prze­cież…

Głos Ta­de­usza za­ła­mał się i męż­czy­zna za­czął roz­pacz­li­wie szlo­chać.

– Przy­się­ga­łeś zwy­cię­żyć lub zgi­nąć – przy­po­mniał mu Nemo, sia­da­jąc obok i wpa­tru­jąc się ze współ­czu­ciem w po­bla­dłe ob­li­cze Ko­ściusz­ki. – Tym­cza­sem nie stało się ani jedno, ani dru­gie. Wpraw­dzie cięż­ko ran­ne­go, lecz jed­nak ży­we­go, wy­nie­sio­no wasz­mo­ści z pola bi­tew­ne­go pod Ma­cie­jo­wi­ca­mi i uwię­zio­no w po­sia­dło­ściach im­pe­ra­to­ro­wej Ka­ta­rzy­ny.

– Nie mu­sisz przy­po­mi­nać tego upo­ko­rze­nia. Już do­sta­tecz­nie mi cięż­ko – stwier­dził z wy­rzu­tem Na­czel­nik, zwie­sza­jąc głowę.

Wy­glą­dał prze­ra­ża­ją­co i każdy, wi­dząc go w tym po­ło­że­niu, mógł­by śmia­ło przy­pu­ścić, że czło­wiek ten lada mo­ment umrze.

Przez całe dni, ty­go­dnie, mie­sią­ce i wresz­cie lata nie­wo­li roz­pa­mię­ty­wał swoje na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­cze po­wsta­nie, wiel­kie na­dzie­je, pierw­sze suk­ce­sy i wresz­cie sro­mot­ną klę­skę. Zdru­zgo­ta­ny nie­speł­nie­niem przy­się­gi, zło­żo­nej na Rynku Kra­kow­skim, po­padł w de­pre­sję, czu­jąc, że stoi już nad gro­bem i nikt ani nic pomóc mu nie może.

– Je­stem Po­la­kiem, jak ty, Na­czel­ni­ku – po­wie­dział ła­god­nym tonem Nemo.

– Także w car­skiej nie­wo­li? Więc jed­nak wal­czy­łeś? – oży­wił się nie­ocze­ki­wa­nie wódz, chwy­ta­jąc z ra­do­ścią jego dło­nie.

– Nie, nie­ste­ty. Uro­dzi­łem się w głębi Rosji.

– Co? – Ko­ściusz­ko od­su­nął się z nie­po­ko­jem. – W Rosji? Jak to?

– Matka i oj­ciec wal­czy­li wspól­nie w po­wsta­niu 1863 roku.

– Jak rze­kłeś? Któ­re­go? Prze­cież mamy do­pie­ro rok…

– Wiem. Przy­by­łem tu z… przy­szło­ści.

Na­czel­nik od­su­nął się jesz­cze dalej z nie­chę­cią i za­krył dłoń­mi uszy, krzy­cząc z wy­rzu­tem:

– Masz za za­da­nie do­pro­wa­dzić mnie do obłę­du, tak? Ca­ry­ca ka­za­ła ci gnę­bić naj­bar­dziej znie­na­wi­dzo­ne­go więź­nia?!

Nemo po­smut­niał i upadł na ko­la­na przed Na­czel­ni­kiem.

– Wodzu, uwierz mi, pro­szę!

A na­stęp­nie po­czął opo­wia­dać, że jest po­sta­cią li­te­rac­ką, że wedle za­my­słu au­to­ra, Ju­liu­sza Verne’a, jako ka­pi­tan pod­mor­skiej łodzi mści się, za­ta­pia­jąc stat­ki ro­syj­skie, gdyż to wła­śnie w głębi Rosji, na Sy­be­rii, skąd uciekł, zgi­nę­li jego ro­dzi­ce, ze­sła­ni tam wraz z ty­sią­ca­mi ro­da­ków przez carat po po­wsta­niu stycz­nio­wym. Na­kre­ślił całą pa­no­ra­mę dzie­jo­wą, opi­su­jąc wszyst­kie zrywy na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­cze po upad­ku In­su­rek­cji i po trze­cim roz­bio­rze Rze­czy­po­spo­li­tej.

– Trze­cim? Czyli jed­nak moja uko­cha­na oj­czy­zna nie obro­ni­ła się i znik­nę­ła cał­kiem z map świa­ta? – za­py­tał cier­pią­cy Ko­ściusz­ko.

– Tak, wodzu.

Mil­cze­li czas jakiś.

Wresz­cie Ko­ściusz­ko po­wie­dział:

– Skoro je­steś po­sta­cią li­te­rac­ką, dla­cze­go cię widzę, sły­szę i czuję twój dotyk?

– Z tego sa­me­go po­wo­du, z któ­re­go przy­sze­dłem do sie­bie z po­bli­skie­go por­tre­tu. Je­stem po­sta­cią fan­ta­stycz­ną. Mogę zatem czy­nić wszyst­ko, czego tylko za­pra­gnę.

– A dla­cze­go tak czę­sto do­da­wa­łeś do swo­jej opo­wie­ści wy­ra­że­nie: „w za­my­śle au­to­ra”?

– Po­nie­waż w oba­wie przed re­ak­cją Rosji na­ka­za­no mo­je­mu twór­cy, aby zmie­nił na­ro­do­wość głów­ne­go bo­ha­te­ra po­wie­ści, jak rów­nież po­cho­dze­nie i cel, czy­niąc mnie Hin­du­sem, ata­ku­ją­cym z ze­msty stat­ki bry­tyj­skie! Ode­bra­no mi zatem god­ność, od­bie­ra­jąc praw­dzi­wą na­ro­do­wość i ko­rze­nie! – wy­ce­dził ze zło­ścią Nemo.

– Ach, tak… Współ­czu­ję.

– Ca­ry­ca lada mo­ment wy­zio­nie ducha.

– Ona? Nie, to nie­moż­li­we, Im­pe­ra­to­ro­wa zdaje się być nie­śmier­tel­na! – za­śmiał się gorz­ko Ko­ściusz­ko. – Za to ja – i ow­szem, już nie­ba­wem, sam oba­czysz – dodał i zwiesił ze smutkiem oban­da­żo­wa­ną głowę. 

Po chwi­li jed­nak spoj­rzał uważ­niej na go­ścia:

– Skąd o tym wasz­mość wiesz?

– Bo znam przy­szłość – od­parł spo­koj­nie ka­pi­tan.

– Na­praw­dę? I co bę­dzie wów­czas ze mną? Kiedy ona umrze, co ze mną uczy­nią?

– Zo­sta­niesz uwol­nio­ny.

– Co? Prę­dzej bym się końca świa­ta spo­dzie­wał! Chyba mi nie po­wiesz, że Ka­ta­rzy­na swym roz­ka­zem…

– Nie, oczy­wi­ście, że nie. Ona nie­na­wi­dzi cię z całej duszy i, gdyby tylko mogła…

– …udu­si­ła­by mnie go­ły­mi rę­ka­mi. Wiem, wiem… Boi się jedynie reakcji Francuzów…

Znowu mil­cze­li chwi­lę.

– Kto zatem mnie uwol­ni? – do­py­ty­wał wódz.

– Car Paweł.

– Nie­zno­szą­cy matki syn i na­stęp­ca? W sumie, mógłbym się tego spodziewać. To bodajże jedyny Rosjanin przeciwny polityce Imperatorowej… 

– Bę­dzie zmie­niał pra­wie każdy jej roz­kaz, by choć po­śmiert­nie prze­ciw­sta­wić się okrut­nej ro­dzi­ciel­ce.

– I tak po pro­stu da mi wol­ność?

– No, nie do końca… Każe przed­tem zło­żyć przy­się­gę wier­no­pod­dań­czą i obiet­ni­cę wy­jaz­du na emi­gra­cję.

– Co?! Nie­do­cze­ka­nie! – obu­rzył się Na­czel­nik.

– W za­mian da­ru­je wol­ność tobie i wszyst­kim pol­skim jeń­com.

Ko­ściusz­ko za­sę­pił się.

– To podłe i bez­dusz­ne! – stwier­dził ze smut­kiem. – Upo­ka­rza­ją­ce mnie jako Na­czel­ni­ka In­su­rek­cji i jako Po­la­ka.

– Dla­te­go po­sta­no­wi­łem od­wie­dzić cię tutaj, panie.

– Masz inny po­mysł, ka­pi­ta­nie?

– Ow­szem.

– Za­mie­niam się w słuch.

– Od­kry­łem nie­daw­no, że moja łódź „Na­uti­lus” po­tra­fi prze­no­sić się w cza­sie.

– Nie wie­rzę…

– Uwierz, Na­czel­ni­ku, bła­gam! To nasza je­dy­na szan­sa! Ty po­wró­cisz do mo­men­tu pla­no­wa­nia po­wsta­nia, two­rząc roz­le­gły, do­sko­na­le opra­co­wa­ny i prze­my­śla­ny spi­sek i sta­ra­jąc się nie po­peł­nić żad­ne­go z wcze­śniej­szych błę­dów.

– Brzmi zbyt pięk­nie, aby mogło stać się praw­dą – pod­su­mo­wał po­wąt­pie­wa­ją­co Na­czel­nik.

– Czu­jesz jed­nak nie­pew­ność?

– Ka­pi­ta­nie Nemo, nie zro­zum mnie źle. Gdyby tak pro­sto, jak mi to przed­sta­wiasz, można było na­pra­wić każdą spra­wę, bitwę czy wojnę, wszy­scy wy­gry­wa­li­by tylko, co samo przez się jest wszak nie­do­rzecz­no­ścią…

– Masz słusz­ność. Nie wszy­scy jed­nak spo­ty­ka­ją na swej dro­dze mnie, ka­pi­ta­na Nemo. Je­stem zdol­ny do wiel­kich po­świę­ceń, by­le­by tylko żyć spo­koj­nie i bez­tro­sko w szczę­śli­wej ro­dzi­nie. Żywię głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że tym razem po­pro­wa­dzisz wasz­mość In­su­rek­cję do spek­ta­ku­lar­ne­go zwy­cię­stwa, rzu­ca­jąc carat na ko­la­na, z któ­rych już nie zdoła się prze­nig­dy pod­nieść.

– Mrzon­ki… Czy Rosję w ogóle da się po­ko­nać?

– Ależ oczy­wi­ście!

– I nasza garst­ka słabo uzbro­jo­nych ochot­ni­ków ma to zro­bić?

– Wie­rzy­łeś prze­cież, wodzu, w po­wo­dze­nie In­su­rek­cji, skąd teraz nagle takie obawy?

– Wiele bym dał, aby zi­ścił się twój plan, drogi ka­pi­ta­nie, na­praw­dę. Lecz… Znie­chę­ce­nie i zbyt świe­ża pa­mięć klę­ski od­bie­ra­ją mi wszel­ką chęć do po­now­nych sta­rań, gdyż je­stem świę­cie prze­ko­na­ny, że to na nic. Wśród szlach­ty jest wielu zdraj­ców, sto­ją­cych murem za Rosją, król to od lat ko­cha­nek i stron­nik ca­ry­cy, zaś okro­jo­na dwoma za­bo­ra­mi Rzecz­po­spo­li­ta nie zdoła sa­mot­nie sta­wić czoła ta­kiej po­tę­dze.

– Kto po­wie­dział, że sa­mot­nie? – Nemo puścił oko. – Nie na darmo za­wie­si­łem w ka­ju­cie łodzi twój por­tret, sław­ny Na­czel­ni­ku. Obok wisi po­do­bi­zna ge­ne­ra­ła Je­rze­go Wa­szyng­to­na i in­nych wy­bit­nych wo­dzów.

– Ame­ry­ka­nie? Mie­li­by wal­czyć za nie­pod­le­głą Pol­skę?

– A czemu nie? Ty prze­cież nie za­wa­ha­łeś się i prze­le­wa­łeś krew za ich nie­pod­le­głość.

– Cóż, nie za­szko­dzi spró­bo­wać ta­kie­go so­ju­szu.

– Wie­rzę, że tym razem wy­grasz, a ze zbroj­ną po­mo­cą przyj­dzie ci nawet Na­po­le­on!

– Na­po­le­on? Chyba obiło mi się o uszy to imię…

– Wy­bit­ny wódz i stra­teg! – oce­nił z en­tu­zja­zmem Nemo. – W wieku za­le­d­wie dwu­dzie­stu czte­rech lat zo­stał już ge­ne­ra­łem!

– Czy ja wiem? – po­wąt­pie­wał nadal Ko­ściusz­ko. – Taki tro­chę nie­zde­cy­do­wa­ny. Raz był za fran­cu­ską re­wo­lu­cją, a potem nagle wy­stą­pił prze­ciw­ko niej… Poza tym to chyba Włoch.

– Bę­dzie­cie mieć wspól­nych wro­gów. Bo­na­par­te nie­jed­no­krot­nie roz­gro­mi po­łą­czo­ne siły za­bor­ców: pru­skie, au­striac­kie i ro­syj­skie. Wasz so­jusz jest zatem tylko kwe­stią czasu. Jeno pa­mię­taj, wasz­mość, mu­sisz wy­grać po­wsta­nie!

– Co ty opo­wia­dasz? On roz­gro­mi armie po­tęż­nej ko­ali­cji an­ty­fran­cu­skiej? Sam jeden prze­ciw tylu kra­jom?

– A jakże! I to wie­lo­krot­nie, pod­czas całej serii sław­nych bitew. Na­to­miast jako ce­sarz…

– Kor­sy­kań­ski woj­sko­wy? Ce­sa­rzem? Czego? Gdzie? Kiedy? – Onie­mia­ły Ko­ściusz­ko słu­chał ze zdu­mie­niem, roz­py­tu­jąc ka­pi­ta­na do­słow­nie o wszyst­ko.

– Na­po­le­on Bo­na­par­te zo­sta­nie ce­sa­rzem Fran­cu­zów.

– Fran­cji? – nie zro­zu­miał Na­czel­nik.

– Nie. Fran­cu­zów. Ce­lo­wo przyj­mie taki tytuł, by pod­kre­ślić wła­dzę nad całym fran­cu­skim na­ro­dem, a nie tylko nad samym te­ry­to­rium.

– I Fran­cu­zi zgo­dzą się, aby uro­dzo­ny na od­le­głej Kor­sy­ce Włoch nimi rzą­dził?

– Ba! Dzię­ki niemu Fran­cja sta­nie się po­tę­gą, jaką nigdy przed­tem ani też nigdy póź­niej już nie bę­dzie.

– Zdu­mie­wa­ją­ce.

– Jan Hen­ryk Dą­brow­ski, także prze­by­wa­ją­cy obec­nie w car­skim wię­zie­niu, wiel­ce przy­słu­ży się pol­skiej spra­wie, jed­nak­że – je­że­li wy­gra­cie pod­czas po­wsta­nia 1794 roku – współ­pra­ca mi­li­tar­na z Na­po­le­onem bę­dzie moż­li­wa na pol­skich zie­miach, nie zaś na emi­gra­cji! I – na cał­kiem in­nych za­sa­dach.

Ko­ściusz­ko za­my­ślił się.

– Do­brze, niech­że zatem tak się sta­nie. Czy po­mo­że­my ci wów­czas, przy­ja­cie­lu?

– Jak naj­bar­dziej, wodzu. Moi ro­dzi­ce nie będą mu­sie­li wal­czyć prze­ciw Rosji w nowym po­wsta­niu w 1863 roku i nie tra­fią na ze­sła­nie w głąb Sy­be­rii. Bę­dzie­my Po­la­ka­mi, miesz­ka­ją­cy­mi w wol­nej, nie­pod­le­głej oj­czyź­nie.

– Jaką zatem na­ro­do­wość przy­pi­sze ci wów­czas autor po­wie­ści, ka­pi­ta­nie?

– O to się nie fra­suj, wodzu. Wprawdzie wolałbym pierwotną wersję mego twórcy, lecz zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazł, pisząc o mściwym potomku polskich zesłańców… Po latach zrozumiałem, że nie miał innego wyjścia. W książ­ce zatem nadal mogę być Hin­du­sem, mniej­sza z tym. Już przy­wy­kłem. Dużo waż­niej­sza bę­dzie dla mnie au­ten­tycz­na oso­bo­wość, moja ro­dzi­na i ko­rze­nie.

– A czy mamy prawo tak swo­bod­nie in­ge­ro­wać w dzie­je i to bez żad­nych kon­se­kwen­cji?

– Wszyst­ko, co jest moż­li­we, jest tym samym do­zwo­lo­ne.

Po chwi­li bo­ha­ter po­wie­ści Ju­liu­sza Verne’a szep­nął jesz­cze do sie­bie, stu­ka­jąc się lekko w czoło:

– Tylko, praw­da, muszę ko­niecz­nie pa­mię­tać, aby Jó­ze­fo­wi Wy­bic­kie­mu pod­po­wie­dzieć nieco inny re­fren słyn­nej pie­śni, przy­szłe­go hymnu na­ro­do­we­go:

„Marsz, marsz, Dą­brow­ski,

na oca­le­nie Pol­ski,

za twoim prze­wo­dem,

wol­nym my na­ro­dem!”.

Obaj zgod­nie po­de­szli do ram ob­ra­zu i ostroż­nie we­szli do środ­ka, szyb­ko zni­ka­jąc, po czym wi­ze­ru­nek na po­wrót prze­mie­nił się w ten, tkwią­cy tu wcze­śniej.

 

– Wasza wy­so­kość, wię­zień zbiegł! – ry­cze­li z prze­ra­że­niem oszo­ło­mie­ni straż­ni­cy, nie mogąc na­stęp­ne­go ranka zna­leźć Ko­ściusz­ki.

Ca­ry­ca po­msto­wa­ła, na czym świat stoi, i szu­ka­ła go także, bie­ga­jąc w tę i z po­wro­tem, ale po – jesz­cze tak nie­daw­no – zdru­zgo­ta­nym i po­grą­żo­nym w de­pre­sji wodzu wszel­ki ślad za­gi­nął.

A on w tym samym cza­sie, po­par­ty dy­plo­ma­tycz­nie i zbroj­nie przez Fran­cję i Stany Zjed­no­czo­ne, pełen pa­trio­tycz­nych unie­sień i na­dziei, wła­śnie roz­po­czy­nał ko­lej­ny raz swoją, teraz z pew­no­ścią zwy­cię­ską, In­su­rek­cję, na za­wsze zmie­nia­jąc tym samym prze­szłość i przy­szłość nie tylko Pol­ski, ale i świa­ta.

Koniec

Komentarze

Na prawo patrz;)

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Anonim docenia poczucie humoru Leclerca i dziękuje za wpis pozdrawiając. :)

Pecunia non olet

Ślimak nadpełza i wita! Mam wrażenie, że dobrze rozpoznaję Anonima…

Całkiem przyjemnie tu sobie pogdybałaś! Przemycasz solidną porcję wiedzy, a warstwa historii alternatywnej pomaga utrzymać czytelnika w niepewności, żeby dobrze się bawił przy lekturze. Na razie to głównie tekst rozrywkowy, ale na pewno dałoby się go rozbudować tak, żeby wyrażał istotną treść: albo przez analogie geopolityczne, albo jako opowieść o depresji, gdzie kapitan Nemo symbolizowałby część życia wewnętrznego bohatera. W ogóle pokazujesz interakcje między postaciami z dużą czułością, dzięki czemu parę razy można się i uśmiechnąć, mimo że rozmowa bardzo poważna.

Co do słabszych stron: rzucają się jeszcze w oczy niedociągnięcia narracyjne typu “jak wiesz, przyjacielu” – postaci opowiadają sobie dla pożytku czytelnika rzeczy, które powinny być dla nich samych oczywiste, przez co rozmowa wypada nienaturalnie. Pewnie trudno tego uniknąć przy takim eksperymencie gatunkowym. Chyba najbardziej rażąco tutaj:

– Co? Prędzej bym się końca świata spodziewał! Chyba mi nie powiesz, że Katarzyna swym rozkazem…

– Nie, oczywiście, że nie. Ona nienawidzi cię z całej duszy i, gdyby tylko mogła…

– … udusiłaby mnie gołymi rękami. Wiem, wiem…

Znowu milczeli chwilę.

– Kto zatem mnie uwolni? – dopytywał wódz.

– Car Paweł.

– Nieznoszący matki syn i następca?

– Będzie zmieniał prawie każdy jej rozkaz, by choć pośmiertnie przeciwstawić się okrutnej rodzicielce.

Jestem dziwnie przekonany, że Kościuszko doskonale zdawał sobie sprawę, kto ma być następcą Katarzyny II i dlaczego jej śmierć może oznaczać dla niego radykalną poprawę losu. Notabene gdyby naprawdę bardzo chciała udusić go gołymi rękami, to w sumie nikt by się jej skutecznie nie sprzeciwił.

Pomysł na powiązanie z tym wszystkim akurat kapitana Nemo i jego dualnej narodowości bardzo oryginalny, chociaż…

– Ponieważ w obawie przed reakcją Rosji nakazano mojemu twórcy, aby zmienił narodowość głównego bohatera powieści, jak również pochodzenie i cel, czyniąc mnie Hindusem, atakującym z zemsty statki brytyjskie! Odebrano mi zatem godność, odbierając prawdziwą narodowość i korzenie! – wycedził ze złością Nemo.

– Jaką zatem narodowość przypisze ci wówczas autor powieści, kapitanie?

– O to się nie frasuj, wodzu. W książce mogę być nawet Hindusem, mniejsza z tym. Już przywykłem. Dużo ważniejsza będzie dla mnie autentyczna osobowość, moja rodzina i korzenie.

… właściwie dziwnie szybko zmienił swój stosunek do tej narodowości.

 

Twój tekst przykuł moją uwagę również dlatego, że mam świeżo w pamięci inną, absolutnie prawdopodobną historię alternatywną w zbliżonym klimacie, obmyśloną niedawno przez Drakainę. Mianowicie: co by się mogło zdarzyć, gdyby Dyrektoriat w roku 1798, zamiast do Egiptu, wysłał Napoleona z Wolfem Tonem do Irlandii? To było powstanie przeciwko bardzo przeważającym siłom, ale może właśnie on byłby w stanie je zwycięsko poprowadzić… Jak powiedział sam Tone w swojej przedśmiertnej mowie:

Nie mam do nikogo żalu. W takich wypadkach wszystko zależy od powodzenia. Washington wygrał; Kościuszko przegrał

Juliusza Verne

Poprawnie “Verne’a” (dwukrotnie w tekście).

Myślę, że kliczek jest zupełnie zasadny. Pozdrawiam ślimaczo!

Serdeczne podziękowania dla Ślimaka Zagłady. :) Anonim potwierdza przypuszczenia, lecz dla spokoju (własnego, ale i Innych) pozostaje anonimem do “bezpiecznego już dnia” – 11 września. :)

Bardzo słuszne uwagi na temat następcy carycy, pozmieniam, dziękuję. :) Z odmianą Verne’a także pewności nie było, a to niedobrze blush, dziękuję. Podobnie poprawię nastawienie kapitana do narzuconej mu narodowości, bo istotnie jest tu niekonsekwencja, dziękuję. :) 

Niestety, nie znałam wspomnianego opowiadania, ciekawy pomysł, ukłony za nawiązanie do niego. :) 

Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za klik. ;) 

Pecunia non olet

Niestety, nie znałam wspomnianego opowiadania, ciekawy pomysł, ukłony za nawiązanie do niego.

Może niejasno się wyraziłem, to niestety nie było opowiadanie, a jedynie luźno rzucony pomysł.

dla spokoju (własnego, ale i Innych) pozostaje anonimem do “bezpiecznego już dnia” – 11 września. :)

Wystarczy do 6 września. Punkt 10 regulaminu nominacji: Loża nie będzie brała pod uwagę nominacji dla tekstów opublikowanych przez Autorów Anonimowych, jeżeli nie ujawnią się oni do końca piątego dnia następnego miesiąca.

Ślimak jest ekspertem, ja tylko zwierzakiem. Mnie się podoba tekst, jaki jest, Zgadzam się, że warto pogdybać. Zwłaszcza, jeżeli robi się to tak ciekawie, że wciąga. Klik, Anonimko. :)

O, to dużo ulga, bo anonim chciał czekać dłużej. :) Rzeczywiście, zrozumiałam opacznie, że to było opowiadanie. :) Niemniej – pomysł arcyciekawy. :) 

Pozdrawiam serdecznie, Ślimaku Zagłady i raz jeszcze dziękuję. :) Poprawki staram się już wprowadzać. :) 

 

Anonimka jest bardzo wdzięczna Koali75 za dobre słowo przy tym, tak skromnym tekście. :) 

Serdecznie pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

O ile pamięć mnie nie myli, Kościuszko nie ufał Napoleonowi i nie widział w nim sojusznika.

Na prawo patrz;)

Kościuszko, biorąc pod uwagę ówczesne realia, to raczej “lewak”.

Pozdrawiam!

Anonim wita serdecznie AP i dziękuje za opinię. :)

 

O ile pamięć mnie nie myli, Kościuszko nie ufał Napoleonowi i nie widział w nim sojusznika.

O, tak, istotnie. Stąd właśnie jego wątpliwości. :) 

 

Kościuszko, biorąc pod uwagę ówczesne realia, to raczej “lewak”.

Rzeczywiście, dlatego też anonim odebrał wpis Komentatora jako humorystyczny, choć pewności żadnej nie miał. :)

 

Pozdrawiam także. :) 

Pecunia non olet

Rzeczywiście, dlatego też anonim odebrał wpis Komentatora jako humorystyczny, choć pewności żadnej nie miał. :)

Właśnie. Też zastanawiałem się jak ten komentarz rozumieć. Czy “lewak” Kościuszko powinien zrewidować swoje poglądy i zapomnieć o swojej niechęci do Napoleona? Z drugiej strony Napoleon, mimo mianowania się na cesarza Francuzów i prowadzenia imperialnej polityki, był rozsadnikiem idei republikańskich po całej Europie.

 

No, i zapomniałem napisać przy poprzednim wejściu, że opowiadanie mi się podobało.

 

I ja miałam problem z interpretacją tego komentarza. :)

Bardzo dziękuję, AP, kłaniam. :) 

Pecunia non olet

Brałbym też pod uwagę, że w ramach tej historii alternatywnej Kościuszko poznałby Napoleona jako bardzo młodego generała, którego poglądy miałby szanse jeszcze ukształtować, nie jako cesarza Francuzów.

To bardzo słuszna uwaga, Ślimaku Zagłady; w dodatku Kościuszko po latach tułaczki był całkiem innym człowiekiem niż w pierwszych miesiącach niewoli, a co dopiero – na początku planowania Insurekcji. :) 

Pecunia non olet

I na przykład powstrzymałby Napoleona przed działaniami w Haiti…

O, tak, AP, dokładnie o to mi właśnie chodziło przy tym fragmencie:

“Jan Henryk Dąbrowski, także przebywający obecnie w carskim więzieniu, wielce przysłuży się polskiej sprawie, jednakże – jeżeli wygracie podczas powstania 1794 roku – współpraca militarna z Napoleonem będzie możliwa na polskich ziemiach, nie zaś na emigracji! I – na całkiem innych zasadach”.

:)

 

Pecunia non olet

Gdyby można było zmienić historię Polski zaczynając od ściągnięcia Krzyżaków do Prus, obrony Wiednia, utrzymania władzy w Moskwie po jej zdobyciu i jeszcze kilku innych, w tym fatalnej decyzji o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, Polska byłaby w innym miejscu historii i Europy. 

 

Tylko “byłaby” robi wielką różnicę.

 

Jak zwykle, zaproponowałaś ciekawą historię alternatywną. :)

 

Ponieważ już mogę, idę do klikarni.

 

Pozdrawiam:)

 

 

Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.

George’u Hornwoodzie, podziękowania i ukłony. :) 

Co do naszej historii, jest wiele trudnych momentów. Wszystkie powstania są na ogół krytykowane, nawet to tu w tekście wspomniane. Cóż, wiele można stwierdzić już po fakcie, jednak przy przygotowaniach i podczas walki zawsze jest nadzieja. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Serwus, Bruce.

Fajne opowiadanie – co za nietuzinkowy pomysł połączenia Tadeusza Kościuszki z Kapitanem Nemo.

Genialny koncept.

Gratuluję, klikam.

Bardzo mi miło, Robercie Raks, serdeczne dzięki i pozdrowienia. :) 

Pecunia non olet

Bruce, masz fajne pomysły – tu na pokazanie kawałka wyimaginowanej historii spotkania i rozmowy Kościuszki z kapitanem Nemo. ;)

 

Sku­lo­ne­go na łóżku więź­nia wy­rwał z za­du­my nie­co­dzien­ny hałas. Był le­d­wie sły­szal­ny… → Sprzeczność. Hałas jest głośny z definicji, więc więzień mógł usłyszeć ledwie słyszalne niecodzienne dźwięki/ odgłosy.

 

przy­sze­dłem do sie­bie z po­bli­skie­go por­tre­tu. → Literówka.

 

i znowu zwie­sił smut­no oban­da­żo­wa­ną głowę. → Dlaczego głowa było smutno obandażowania?

A może miało być: …i znowu ze smutkiem zwie­sił oban­da­żo­wa­ną głowę.

 

– … udu­si­ła­by mnie go­ły­mi rę­ka­mi. → Zbędna spacja po wielokropku.

 

– Mru­gnął okiem Nemo. → Czy istniała możliwość, aby Nemo mrugnął, nie używając oka?

Proponuję: Nemo puścił oko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo, Regulatorzy, zaraz poprawiam. :)

Pozdrawiam serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka