- Opowiadanie: maciekzolnowski - Odcięty palec pewnego pijaka

Odcięty palec pewnego pijaka

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Ambush, Użytkownicy III, Użytkownicy

Oceny

Odcięty palec pewnego pijaka

– Jestem wam bardzo wdzięczy za to, że postanowiliście mnie pochować.

– To ty umiesz mówić? Ale numer! Ja nie mogę!

– Potrafię nieźle nawijać, prawie jak raper, a także przewidywać przyszłość. Posłuchajcie…

***

Długa przerwa trwa w najlepsze. Stoimy na przystanku autobusowym nieopodal podstawówki i raczymy się watą cukrową. Prócz mnie, Piotrek Janik i Paweł Harasymowicz. Trójeczka, trójeczka trójkowych. Słoneczko i nic nie robienie. To wciąga, ach, wciąga. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Trzeba było czymś zająć umysły. No i się znalazło. Wdzięczy temacik. Rozpoczął Janik:

– A wiecie, że drzwi obcięły szalonemu Zenkowi palec u ręki?

– Chyba się porzygam – syknąłem.

– To była po trosze wina kierowcy autobusu, po trosze samego Zenka. Pijaczysko! Taki sam jak twój stary, Pablo. I teraz ten palec się wala po czarnych zaułkach naszej budy. Serio! Już nawet zaczął lekko zielenieć, znaczy się gnić.

– E, gadasz od rzeczy – zajęczał Harasymowicz. – Taki palec to się przyszywa. Zresztą komu by się go chciało brać do szkoły. Jeszcze można by się było czymś zarazić, jakimś syfilisem czy czymś takim.

Piotrek i Paweł na ogół we wszystkim się zgadzali, choć wyglądali bardzo, bardzo różnie. Harasymowicz był mały i rudy, a Janik – duży, gruby i miał tylko trzy palce u jednej ręki. Zgadzali się, rozumieli i wszędzie ze sobą chodzili, jakby stanowili jakąś zakochaną parę. Tym razem jednak sprawa odciętego palca ich poróżniła.

– Gadasz od rzeczy, bredzisz jednym słowem – kontynuował rudzielec.

– Jak mi nie wierzysz, to sobie sprawdź, konusie.

Nie wtrącałem się, choć swoje zdanie w sprawie miałem.

***

Salę gimnastyczną racławickiej podstawówki wypełniał zapach kurzu, potu oraz trampek. Siedziała nas tam trójka i się przebierała. Już nie pamiętam, czy się ubieraliśmy przed wuefem w stroje sportowe czy rozbieraliśmy. Dyskutowaliśmy o odciętym palcu, którym w siebie rzucaliśmy i który – uwaga – obwąchiwaliśmy. No dobra, kto obwąchiwał to obwąchiwał. Ja niczego takiego nie robiłem. Od durnot byli inni.

– Ała, ała! – wrzeszczał Harasymowicz, bo dostał palcem w łeb (dostał z palca?).

Jego najlepszy kumpel, Piotrek Janik, droczył się zarówno z nim, jak i ze mną.

– Kto chce paluszki? Umm. Palce lizać – drwił Janik, podsuwając (tymi swoimi trzema palcami) przedmiot zabawy Pawłowi pod sam nos; mnie również chciał podsunąć, ale zrobiłem unik; w końcu jednak grubasek się znudził i cisnął kciukiem gdzieś w kąt.

 

***

Siostra Ludmiła była korpulentną dziewczyną, no, kiedyś była… Dziewczyną była dawno temu… nim przywdziała habit i się zestarzała, i to bardzo. Miała swoje lata. Mógłbym w sumie inaczej zacząć, mógłbym napisać tak: Siostra Ludmiła o mięsie pulchnym i białym, które drżało przy byle ruchu, nie cierpiała, gdy ministrant, chcący zaznaczyć w specjalnym zeszycie swoją obecność na mszy, podrabiał jej podpis. Wykrzykiwała wtedy na całą zakrystię groźby groźnie brzmiące:

– Nie wolno, Macieju… – mówiła (akurat tak się dzisiaj składa, że) do mnie. – Nie wolno podrabiać czyjegoś podpisu, bo jest to, proszę ja ciebie, nielegalne. Mogę pójść i zgłosić to, proszę ja ciebie, na milicję – tak prawiła, ale nigdy nie szła; umiało się przy pomocy różnych różnistych tematów odwrócić jej uwagę od spraw karnych; tak było i tym razem, kiedy to przemawiał Adaś, a przemawiał tak:

– Proszę siostry, zdarzył się potworny wypadek, wie siostra? Jednemu takiemu pijakowi kierowca obciął przez przypadek palec u ręki, gdy zamykał drzwi swojego wehikułu – perorował ósmoklasista.

– Fuj, ohyda! – skomentowała zakonnica. – Nie mogę, proszę ja ciebie, tego słuchać. O, matko kochana, jestem taka obrzydliwa!

Cofnęła się, a jej białe mięso zafalowało. Zabrakło tylko macek. Powiało Lovecraftem i jakąś niewysłowioną grozą.

– Siostro, siostro! – wołał najmłodszy z nas, niejaki Przemuś, o ptasim nazwisku Wronka (to, że ptasim, to akurat widać gołym okiem, więc…). – Co powinniśmy z tym palcem zrobić? Zakopać? Zalać spirytusem i zachować ości dla potomności? Oddać temu moczymordzie, bo to jego zguba?

– To część ludzkiego, proszę ja ciebie, ciała, a ciału należy się szacunek. Ludzi chowa się przecież na cmentarzu, a więc na ziemi świętej, a to z uwagi na szacunek właśnie. Powinniście go czym prędzej zakopać. Takie jest moje zdanie, zdanie siostry Ludmiły – podsumowała. – No, a teraz daj mi, Macieju drogi, swój kajet. Podpiszę się, bo, jak widać, jesteś, a raczej będziesz obecny na naszej mszy. No już! Myk, myk! Dawaj, proszę ja ciebie, ten zasrany zeszyt! – Wróć! „Zasrany” nie powiedziała.

***

– Jestem wam bardzo wdzięczy za to, że postanowiliście mnie pochować – powiedział odcięty palec pewnego pijaka.

– To ty umiesz mówić? – zapytał pełniący obowiązki księdza Adaś. – Ale numer! No ja nie mogę!

– Potrafię nieźle nawijać, jak raper prawie, a także przewidywać przyszłość. Dam wam próbkę swoich wróżbiarskich możliwości. Patrzcie tylko. Zacznę od ciebie, Adaśko. Jak dorośniesz, zostaniesz księdzem, ale takim prawdziwym, z koloratką i wianuszkiem wielbicielek przykościelnych, wyświęconym przez biskupa z bentleyem. I co? Zadowolony?

Adaś nic nie odpowiedział, ale widać było błysk w jego rozmarzonych oczach, które zdawały się mówić: „mów do mnie jeszcze, jeszcze, jeszcze”.

– Ty, Maciek – mały odcięty członek pewnego pijaka zwrócił się do mnie – zostaniesz artystą, choć artystą niespełnionym. Będziesz się tułał po obcych krajach i szukał swojego miejsca na ziemi. Dzieciaki w Hiszpanii będą do ciebie przychodziły na lekcje gry na skrzypcach. Będziecie razem cudnie pitolili i grali flamenco. Ole! Ola!

Zadumałem się i zasmuciłem i tak tkwiłem w tym zasmuceniu i zadumaniu jak ta skonfundowana żyrafa; kochałem Polskę powiatową i nie bardzo chciałem stąd wyjeżdżać.

– Basia, ty skończysz pedagogikę i urodzisz śliczną dziewczynkę, będziesz samotną matką, taką, jakich pełno na prowincji. Tomek. – Palec spojrzał ze smutkiem na najdziecinniejszego i najmniejszego z naszej ferajny. – Ty wiesz, że wypadki chodzą po ludziach, na przykład wypadki komunikacyjne? Twoja przyszłość wypada blado, oj, blado. Pozwól, że nie będę wdawał się w szczegóły i ciebie martwił. Póki co pamiętaj: carpe diem! Żyj chłopaku! Wyrywaj laski? Pij dobre wino! Baw się póki możesz!

Monolog kciuka w żaden sposób nie wpłynął na tempo marszu konduktu pogrzebowego, z udawanym księdzem (w tym charakterze niezawodny Adaś) i ministrantami-przebierańcami (mną i Tomkiem).

– A nie szkoda się go pozbywać? – pomyślałem tak na głos. – Nie lepiej udać się z nim do cyrku?

Mieliśmy zamiar pochować tę gadającą część ludzkiego mięsa w pobliżu parafialnego cmentarza w Racławicach zwanych poetycko Racławią. To było dobre miejsce, dobre i odpowiednie. Całe szczęście my, dzieci ulicy Ogrodowej, polne Jaśki i wiejskie Małgośki, mieliśmy niemałe doświadczenie w robieniu podobnych imprez, jako że nigdy nie brakowało we wsi martwych kotów, psów i świnek morskich, z którymi należało zrobić porządek, oczywiście ostateczny. Ludzie się na nas oglądali, stare babki łkały żałośnie, a myśmy szli. I szli. I szli. I śpiewali, jak to na pogrzebie, wiadomo. Ech, super sprawa i super zabawa!

– Jestem wam bardzo wdzięczy. Bardzo, bardzo! Nie ma to jak dobry pogrzeb, dobry i odpowiedni.

– I skromny – dorzucił Wronka o nazwisku ptasim, ale to widać gołym okiem, więc się zamknę.

– I skromny – powtórzył palec.

– Ament – rzekłem „ament”, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem, że powinno mówić się „amen”, a wcześniej nikt mnie nie poprawiał, nikt nie instruował.

– Amen – powtórzył nasz nowy przyjaciel-kciuk.

Koniec

Komentarze

Hmm, dziwne to było. Jak jeden z tych snów, po których człowiek budzi się z myślą ,,aleosochozi?”. Nie za bardzo wiem, jak się odnieść, bo może taki był zamiar, ale jeśli tak, to mnie nie przekonał. :( 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dziwny (tekst) nie znaczy zły. Jest udziwniony, bizarny, nie każdemu się spodoba – to na pewno. 

Maćku, to jest SZORT, nie opowiadanie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czy podobał mi się Twój tekst? Nie. Czy podobał mi się jego klimat? Bardzo.

Maćku, niewiele wnosisz tym urywkiem historii pewnego palca, dajesz za to czytelnikowi posmak tego, jak potrafisz pisać. Może więc napiszesz o czymś jeszcze? O czymś, co stanowi całość, od początku do końca? Bo wygląda na to, że naprawdę możesz stworzyć coś fantastycznego, jeśli tylko znajdziesz w sobie całą, skończoną historię, którą będziesz chciał przekazać.

Są ludzie, którzy jeszcze teraz na policję mówią milicja. Ale to chyba nie ten przypadek. Na liście tagów jest PRL. To co tu robi eBay?

Ech, Maćku… Dostałam szort o palcu, ale nic nie poradzę, że dla mnie to trochę mało, bo historia wydała mi się opowiedziana szalenie oszczędnie, by nie rzec, skrótowo. I nie zadowoli mnie to, że palec gada i wieszczy.

Może, chwyciwszy palec, chciałabym dostać całą rękę… :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Jest fantastyka, ale chyba nic nie wnosi do fabuły. Bo odcięty palec przemówił do bohaterów, a oni i tak go pochowali? Bo gdyby zostawili sobie do rozmawiania o przyszłości, to miałbyś niezły początek dłuższej opowieści…

Słoneczko i nic nie robienie.

Napisałabym “nicnierobienie”.

Babska logika rządzi!

Miałbyś niezły początek dłuższej opowieści…

Dzięki za miłe słowa. 

 

Napisałabym “nicnierobienie”.

Dokładnie tak powinno być. Dla mnie to niemałe zaskoczenie, jeśli mam być szczery. Dzięki.

Chwyciwszy palec, chciałabym dostać całą rękę…

Reg, oczekujesz zbyt wiele. Ale cieszę się, że przeczytałaś i skomentowałaś. I za to dziękuję. :-)

 

Dzięki, AP. Z tym eBay-em dałem ciała.

Ese-sha, dzięki; mimo, że do pewnego stopnia krytyczny, Twój komentarz sprawił mi radość. 

Możesz stworzyć coś fantastycznego, jeśli tylko znajdziesz w sobie całą, skończoną historię, którą będziesz chciał przekazać.

Brakuje chęci, czasem też i pomysłu. 1. Muzyka, którą się param, jest sztuką zazdrosną i zabiera mi czas. 2. Czas mi zabiera także łażenie to tu, to tam… bez większego calu zresztą (8-20 km dziennie). 3. Beletrystyka nie pociąga mnie aż tak bardzo jak na przykład Ciebie. Nie umiem pisać o stosunkach międzyludzkich ani tworzyć bohaterów. Potrafię za to wspominać i ubarwiać swoje przeżycia. Może właśnie z tych wspomnień bierze się u mnie klimat? 

Reg, chcesz za dużo.

O!? Czy naprawdę uważasz, że chciałabym zbyt wiele? :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobał mi się klimat tego szorta. Jak Finkla uważam, że nie wykorzystałeś wieszczenia przyszłości przez palec i zakończyłeś historię banalnie, ale utrzymując klimat. :)

O!? Czy naprawdę uważasz, że chciałabym zbyt wiele?

To lekki, rozrywkowy tekst, choć może zbyt krótki, zbyt mało rozbudowany. Nie da się ukryć, że “Archipelag GUŁag” toto nie jest. Żaden palec w historii nie ma, nie odgrywa aż takiego znaczenia, no chyba, że jest to palec boży. ;-)

Fajnie, że tu jesteś, Misiu. Dzięki. No tak, od klimatu zacząłem (ech, te wspomnienia) i na klimacie poprzestałem. 

Dziwny (tekst) nie znaczy zły.

Jasne, nie mówię, że jest zły, tylko że mi osobiście nie podszedł.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Rozumiem, SNDWLKR, jasna sprawa. 

Pamiętam, że już raz pisałem o siostrze Ludmile. Może kogoś zainteresuje tekst: “Szczęście obojga, czyli krótka historia siostry Ludmiły”?

Wykrzykiwała wtedy na całą zakrystię groźby groźnie brzmiące:

Powtórzenie.

 

No bizarnie jest na pewno, kiedy odkryłam kogo chowają zaśmiałam się lekko.

Natomiast poczułam pewne rozczarowanie, że zakończenie nastąpiło i w sumie nic się nie stało.

Poznałam chłopaków, siostrę i czekałam na coś. Na coś więcej. 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć, maciekzolnowski

Historia zabawna, pomimo, że to pogrzeb palucha. Zdałem sobie sprawę, że ciała grzebie się na ziemi świętej, czyli na cmentarzu, bo gdyby grzebało się: w ziemi świętej, to znaczy, że w Jerozolimie? No bo często, gęsto używa się zwrotu – aaa tam w ziemi świętej… Czy może, gdyby to było napisane z dużej litery? A jak z małej, to poprawnie? Jak jest dobrze, bo nie wiem, a jakoś spokoju mi to nie daje :-) 

Ciekawie, z lekkością pióra wielką, napisałeś ten szort. Podobał mi się dlatego klik. 

Pozdrawiam

Witaj. :)

Zaskakujące i mocno udziwnione. :) Sam pomysł jednak też jest taki, zatem – pasuje to do pomysłu. :) Sporo ciężkich i smutnych rzeczy podajesz lekko, łatwo i przyjemnie, co nie jest łatwe. :) 

Klikam za szokujący pomysł. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;) 

Pecunia non olet

Dzięki za kliknięcie i miłe słowa, Bruce. Pewnie, gdyby to napisał ktoś inny, doznałbym szoku i uznałbym opowiadanie za lekko obrzydliwe. Odciętych, gadających palców unikam jak ognia. Ale ponieważ sam to napisałem, zdążyłem się przemóc i oswoić. Serdeczności! :)

Tak, takich palców trzeba unikać. :)

Pozdrawiam, Maćku, i także dziękuję. :) 

Pecunia non olet

Ja też mam niedosyt, Ambush. Z drugiej strony… napisałem, co napisać chciałem i postawiłem kropkę nad “i”. Dziękuję i pozdrawiam. :)

Dzięki za miłe słowa i kliknięcie, Hesket. Może nieważne, co zostało napisane, ważne jak. A może liczy się i to, i to. Grzebanie kotów, piesków, ptaków w dzieciństwie było tym, co domagało się stworzenia opowiastki. O tym jeszcze nie pisałem. A co do małej lub wielkiej litery w odniesieniu do cmentarza, to moim zdaniem jest okej. Natomiast Ziemia Święta to region na Bliskim Wschodzie, obejmujący przede wszystkim Izrael i terytoria palestyńskie, ale także części Jordanii i Libanu. 

historia wydała mi się opowiedziana szalenie oszczędnie, by nie rzec, skrótowo.

Reg, pewnie masz rację, ale z drugiej strony… opowiedziałem, co opowiedzieć chciałem. Fajnie byłoby umieć “lać wodę”, tak jak King (w filmie ta scena trwa sekundę, w książce wlecze się przez kilka stron – mowa o spotkaniu chłopców-bohaterów opowiadania z pociągiem):

 

Wszystkie bodźce odbierałem ze zwiększoną siłą, jakby jakieś źródło zasiliło elektryczne obwody mojego mózgu, zwiększając napięcie ze stu dziesięciu do dwustu dwudziestu woltów. Gdzieś opodal słyszałem przelatujący samolot i zdążyłem pomyśleć, że chciałbym w nim być, siedząc w fotelu przy oknie z colą w ręku i leniwie gapiąc się na lśniącą wstęgę rzeki o nie znanej mi nazwie. Widziałem każdą najmniejszą drzazgę i szczelinę w nasmołowanym podkładzie, na którym przykucnąłem. A kątem oka widziałem samą szynę, lśniącą oślepiającym blaskiem i moją zaciśniętą na niej dłoń. Drżenie tej szyny tak silnie przechodziło w moją dłoń, że kiedy ją odjąłem, nadal drżała, poruszana uderzającymi raz po raz impulsami zakończeń nerwowych, mrowiąc tak, jak zdrętwiała ręka czy noga, kiedy wraca jej czucie. Czułem ślinę w ustach, drażniącą, kwaśną i gęstniejącą wokół dziąseł. A najgorsze, nie wiadomo czemu, najokropniejsze z tego wszystkiego było to, że jeszcze nie słyszałem pociągu i nie wiedziałem, czy pędzi na mnie z tyłu, czy z przodu, ani jak jest blisko. Był niewidzialny. Nierealny, nie licząc tej drgającej szyny. Tylko to zapowiadało jego niechybne przybycie. W oczach stanął mi obraz Raya Browera, straszliwie okaleczonego i odrzuconego do rowu jak rozdarty worek. Dołączymy do niego, Vern i ja, a przynajmniej ja. Wprosiliśmy się na własny pogrzeb. Ta ostatnia myśl wyrwała mnie z odrętwienia i zerwałem się na równe nogi. Dla ewentualnego widza zapewne wyglądałem jak diabeł wyskakujący z pudelka, ale ja miałem wrażenie, że poruszam się wolno jak pod wodą, powoli unosząc się w stawiającej opór głębinie. Jednak w końcu wynurzyłem się na powierzchnię. – Pociąg! – wrzasnąłem. 

I jeszcze drugi fragment, skoro jesteśmy przy Kingu; ja tak pisać nie umiem:

 Biegnij, cykorze! – zawołałem i walnąłem go w plecy. – Nie mogę! Spadnę! – Biegnij szybciej! – Oooooo, kurwa! Jednak pobiegł szybciej, zmykający strach na wróble o opalonych plecach, z kołnierzykiem koszuli zwisającym i dyndającym tuż nad pośladkami. Widziałem pot występujący mu między łopatkami, tworzący wielkie krople. Widziałem wgłębienie u podstawy jego czaszki. Mięśnie kurczyły się i rozluźniały, kurczyły się i rozluźniały, kurczyły i rozluźniały. Jego kręgosłup uwidaczniał się szeregiem wypukłości, z których każda rzucała własny półksiężycowaty cień – widziałem, jak zbliżają się do siebie, im bliżej były karku. Wciąż trzymał swoje koce, a ja też niosłem moje. Stopy Verna dudniły po podkładach. Prawie nie trafił w kolejny, gwałtownie zamachał rękami, a ja znów klepnąłem go w plecy, ponaglając do biegu. 

Gołym okiem widać różnicę między Maćkiem Ż. (nie-pisarzem) a Stephenem Kingiem (pisarzem). 

Maćku, gdybyś starał się pisać tak jak Stephen King, przestałbyś być Maćkiemzolnowskim, więc sugeruję, abyś pisał po swojemu, a ja przestanę marudzić, choć z racji, że to portal fantastyczny, fantastyki pewnie będę się domagać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Masz rację, Reg. Trzeba być sobą i pisać po swojemu. Chodziło mi bardziej o to, że King w podanym fragmencie odrobił zadanie z (wytężania) wyobraźni, ja natomiast podszedłem do sprawy po łebkach, aby szybciej, aby więcej, aby tylko dobić do mety, to jest do finału historyjki. Zabrakło, prócz fantastyki, tego właśnie momentu – zamknięcia powiek i wyobrażenia sobie wszystkich tych ludzi w akcji zwanej życiem: siostry Ludmiły, Janika, Harasymowicza i innych.  :)

Maćku, chyba nigdy nie odniosłam wrażenia, że piszesz po łebkach.

Owszem, nie tworzysz długich opowieści, ale chyba zawierasz w tekstach wszystko, co masz do powiedzenia w konkretnej sprawie/ przypadku/ wydarzeniu… Chyba nie czujesz potrzeby, aby rozwlekać historię ponad miarę.

Pewnie masz też rację, że brakuje – jak sam rzekłeś – zamknięcia powiek i wrócenia pamięcią do tego, co minęło. Może jeszcze kiedyś zadumasz się na przeszłością, obudzisz wspomnienia, może nawet ubarwisz je nieco. Może wtedy da się zauważyć coś naprawdę fantastycznego… :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może wtedy da się zauważyć coś naprawdę fantastycznego.

Pięknie to wyraziłaś. Oby tak było. Dziękuję. :)

Oby, Maćku. Niech się spełni! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka