- Opowiadanie: ldziubek - Przeładowanie bufora

Przeładowanie bufora

Napisane w sierpniu i wrześniu 2024

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Przeładowanie bufora

Salka konferencyjna w biurze TrueMind była przewidziana na dziesięć osób. Dziś przy długim stole tłoczyło się ich dwadzieścioro. Z ekscytacją śledzili konferencję zapowiadającą nowy produkt ich klienta – do którego dostarczali oprogramowanie.

„Przyszłość nadeszła już dziś. Nowa linia robotów Omicron® Omibot™ do profesjonalnych zastosowań, sterowana przez samodzielną ogólną sztuczną inteligencję. Roboty policyjne Omibot Copper zatrzymają podejrzanych w każdych warunkach – na słonecznej plaży, w ciemnych pustostanach i w ekranowanych bunkrach. Modele Omibot Stock o udźwigu do 750 kg pozwolą w pełni zautomatyzować pracę każdego magazynu. Z robotami laboratoryjnymi Omibot Science bezpiecznie i precyzyjnie przeprowadzisz każde doświadczenie. Dostawy już od września”.

Wideo dobiegło końca, a w salce zapadła pełna napięcia cisza.

– Od września? Czy oni do reszty odlecieli? – zapytała Ania.

– To daje nam jakiś miesiąc na rozwiązanie problemu z przeładowywaniem bufora. W życiu się nie wyrobimy. – odparł Janek.

Agnieszka przymknęła oczy i bezradnie pokręciła głową. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Ich system zintegrowanych modeli sztucznej inteligencji sterował wszystkimi funkcjami Omibotów. Przetwarzał dane z sensorów (kamer, mikrofonów, czujników dotyku, temperatury, dymu, ruchu), umożliwiał prowadzenie rozmów, integrację z innymi systemami, kontrolował procesy decyzyjne i sterował motoryką. Zwiastun nie kłamał, wszystkie te funkcje działały. Na ogół przez kilka godzin od uruchomienia. Potem bufor pamięci podręcznej zapychał się i Omibot stawał się bezużytecznym manekinem.

– Burza mózgów jutro zaraz po daily. Musimy zebrać nowe pomysły. – ich szef, Wojtek, podniósł się i przejął inicjatywę. Założył TrueMind dwa lata temu. Agnieszka i Ania pracowały dla niego od pierwszego dnia.

– Team, wiecie co to wszystko oznacza. Przed nami trudny czas. Do odwołania proszę, żebyście nie brali nieplanowanych urlopów, a jeśli ktoś może sobie pozwolić na nadgodziny, będą płatne potrójnie. Od początku wiedzieliśmy, że to najbardziej ambitny projekt w historii firmy, ale nieraz widziałem już, jak dokonujecie niemożliwego. Damy radę.

Agnieszka powiodła wzrokiem wokół stołu. Rzadko widywali się całym zespołem, większość pracowała hybrydowo, ale prezentacja Omibota była wyjątkowym wydarzeniem. Spojrzała na twarze współpracowników. Wojtek, przywdział maskę opanowania i pewności, ale widziała, że był wstrząśnięty. Ania, specjalistka od analizy obrazów. Wydawała się rozbawiona. Zawsze reagowała tak na niepoważne zagrywki klientów. Vinesh, ekspert od motoryki. Na jego twarzy malowała się bezsilna rezygnacja. Janek, przetwarzanie języka naturalnego. Kamienna maska, zero emocji – ale wiedziała, że w środku cały się gotuje. Olha, testerka SI. Wydawała się nadzwyczaj skupiona, jakby szykowała się do długiego biegu. Było w tym sporo prawdy.

Przyjrzała się pozostałym. Eksperci od kolejnych dziedzin modelowania SI, programiści, testerzy, analitycy. Było ich w tej sali dwadzieścioro. Cała firma liczyła drugie tyle: stażyści, obsługa biura, księgowość, marketing. Poczuła ciężar odpowiedzialności. Jeśli nie znajdą rozwiązania na czas, mogą skończyć jak większość startupów.

– Wojtek, możemy chwilę porozmawiać w cztery oczy?

– Pewnie, Aga. Zapraszam do mnie.

 

***

 

Wojtek usiadł za biurkiem w swoim gabinecie, oddzielonym od reszty biura szybami z przydymionego szkła, i wskazał jej fotel naprzeciwko siebie. Zamiast usiąść, stanęła za siedzeniem z rękami na oparciu.

– Muszę wiedzieć. Wiedziałeś, że wyznaczyli datę?

– Chyba żartujesz. Jestem tak samo zaszokowany jak wszyscy.

– Na spotkaniach międzyzespołowych temat premiery się nie przewijał, wszyscy zakładaliśmy, że mamy jeszcze co najmniej kilka miesięcy spokojnej pracy. Skąd wzięli pomysł, że będziemy gotowi tak szybko?

– Sam chciałbym wiedzieć.

– Na pewno niczego im nie obiecałeś? Nie stwierdziłeś, że jesteśmy już na mecie, że lada moment będziemy gotowi?

Wojtek zamyślił się, i po chwili zauważyła, jak przez jego twarz przemknął cień.

– Wojtek?

– Ich dyrektor tydzień temu zapytał, na czym stoimy. Mogło mi się wymknąć, że wszystkie kluczowe funkcje działają, ale zaznaczyłem, zostało kilka problemów do rozwiązania. Wyraźnie wspomniałem o przepełnianiu bufora i że to absolutny bloker.

Oddech Agi przyśpieszył. Znała Wojtka na tyle, że widziała, do czego to zmierza.

– I to wszystko?

– Chciał wiedzieć, ile może nam zająć uporanie się z tym problemem. Powiedziałem, że w ciągu kilku tygodni na pewno wypracujemy jakieś wstępne rozwiązanie. Ale przecież wiadomo, że może nie zadziałać, że trzeba testować i dopracować…

Opadła ciężko na fotel.

– Kurwa, Wojtek, rozmawialiśmy o tym tyle razy. To już nie jest etap sprzedaży, nie walczymy o podpisanie umowy. Nie maluj trawy na zielono w środku projektu, nie obiecuj rozwiązań od ręki, nie rzucaj okrągłych zdań. Rzucałeś im uspokajające ogólniki, to się uspokoili. I dopowiedzieli sobie to, co chcieli usłyszeć.

– Masz rację, przepraszam. Spróbuję z nimi pogadać i…

– O czym chcesz pogadać? Ogłosili premierę na oczach całego świata. Jeśli ją przełożą, dowalą nam takie kary, że się nie pozbieramy. Z kim ja mam to zrobić? Zaczyna się sezon urlopowy, zaraz znika nam kilka osób.

– Porozmawiam z zespołem, może ktoś zechce…

– Nawet o tym nie myśl. I tak mieliśmy masę roboty i nastroje nie były najlepsze. Jeśli spróbujesz kogoś namawiać do rezygnacji z wakacji, zrezygnuje z pracy. Ja jestem liderką zespołu produktowego. Zrobimy co się da, żeby się zorganizować i zdążyć, ale potem potrzebujemy więcej ludzi. Uwzględnij w budżecie jakieś premie po zakończeniu projektu. I na litość boską, na przyszłość wszelkie ustalenia projektowe zostaw nam na formalne spotkania. Na tym poziomie nie ma czegoś takiego jak niezobowiązująca rozmowa.

Wstała i nie czekając na kolejne usprawiedliwienia, wyszła z gabinetu. Uwielbiała Wojtka za zaraźliwy entuzjazm, który pomagał im zdobywać kolejnych klientów i motywować zespół. Niestety, w codziennej pracy to rodziło problemy. Nie było takiej rzeczy, której nie był skłonny obiecać klientom.

 

***

 

Około piętnastej większość zespołu rozeszła się do domów, ale Aga zdecydowała się zostać po godzinach. Postanowiła, że weźmie na siebie tyle odpowiedzialności, ile to możliwe, by nie obciążać zespołu skutkami wpadki Wojtka.

Zasiadła przy dużym stole w salce konferencyjnej z z ogromnym kubkiem kawy i papierowym notatnikiem. Na etapie szukania pomysłów lubiła staroświeckie podejście.

„Zdefiniujmy problem. Bufor pamięci podręcznej zapełnia się po trzech, góra czterech godzinach pracy. Ilość napływających danych jest ogromna – obraz, dźwięk, dane z czujników. Te dane nie są zapisywane – wymagają natychmiastowego przetwarzania i interpretacji. Jeśli mikrofon wyłapie głos, system zamienia go na tekst i analizuje. Na feedzie wizualnym trzeba nie tylko rozpoznać obiekty wymagające interakcji, ale też zmapować całe otoczenie, by umożliwić bezpieczne poruszanie. Pozostałe czujniki również dostarczają danych wymagających bezzwłocznej analizy. Można zwiększyć ilość pamięci operacyjnej, ale to tylko odwlecze w czasie przepełnienie bufora. Szybsze procesory nie są dostępne.

Czy wszystkie receptory muszą być stale aktywne? Czujniki dymu czy temperatury mogłyby aktywować się tylko w konkretnych sytuacjach. To nie jest ogromna oszczędność, ale powinna pomóc.

Omibot ma wyjątkowo czułe mikrofony i kamery o wysokiej rozdzielczości. Tu też jest pole manewru. W standardowych sytuacjach można przetwarzać tylko dźwięki słyszalne dla ludzkiego ucha. Domyślna rozdzielczość kamery też nie musi być wysoka. Tak, to już są pewne oszczędności.

Aga rozpisywała kolejne obszary, w których można było zmniejszyć ilość jednocześnie przetwarzanych danych, jednocześnie zapisując przykładowe zdarzenia po których należałoby zwiększyć czułość sensorów.

Z flow wyrwał ją brak kawy w kubku. Spojrzała na zegarek i cicho zaklęła. Była już dziesiąta. O wiele za późno na dolewkę – a i tak wypiła już za dużo. Z drugiej strony… Właściwie miała dość materiału na jutro. Siadła jeszcze na kwadrans przy swoim biurku i zapisała w punktach propozycje na jutrzejszą burzę mózgów.. Pora wracać do domu. Jej kot, Fredek, z pewnością będzie obrażony, że wraca tak późno.

 

***

 

Na porannym wtorkowym spotkaniu wszyscy ciepło przyjęli propozycję Agnieszki. Właściwie jedyną inną opcją był pomysł Janka, by przy wstępnej analizie mowy zastosować staromodny model klasyfikacji intencji, a po bardziej zaawansowany model generatywny sięgać dopiero gdy ten pierwszy zawiedzie. Takie rozwiązanie wpisywało się zresztą w to, co sama przedstawiła.

Przez resztę tygodnia intensywnie pracowali nad implementacją. Agnieszka codziennie pracowała po godzinach, wspierana przez Janka i Anię. Harówka przyniosła efekty – w czwartek rozeszli się na weekend w dobrych humorach. Nowa wersja softu była gotowa do testów. Aga zasiadła do pracy jeszcze w piątek rano, by porządnie rozpisać zakres zmian do przetestowania dla Olhy i jej testerów, a w obowiązkach wspierało ją uspokajające mruczenie leżącego jej na kolanach Fredka. Ale myślami była już na wieczornej imprezie urodzinowej Natalii.

Była jej najlepszą przyjaciółką od czasów szkolnych. Rozumiały się bez słów, mimo bardzo różnych ścieżek życiowych. Natka zajęła się sztuką – była malarką i rzeźbiarką. Aga bardzo ceniła to, że ich relacja nie ograniczała się do cotygodniowej kawy i wymiany życiowych aktualności, jak to wyglądało w wielu znanych jej „przyjaźniach”. Lubiły spędzać czas na wspólnych zajęciach. Chodziły do kina i na seanse VR, grały w planszówki, robiły razem zakupy, a co dwa–trzy lata ruszały we wspólne podróże.

Popołudnie upłynęło jej pod znakiem przygotowań do imprezy. Zapakowała przygotowany już tygodnie temu prezent – album z ich wspólnymi zdjęciami, wydrukowanymi na staroświeckim papierze fotograficznym – w stylowy papier. Ułożyła włosy, nałożyła subtelny makijaż, wybrała kreację na wieczór, napełniła kocie miski karmą i wodą.

Chwilę po ósmej zadzwoniła na domofon Natki.

– To ja, mi amiga.

– Aguś! – wykrzyknęła radośnie Natalia i wpuściła ją.

Blok mieścił się na jednym z nowych krakowskich osiedli na Skotnikach. W odróżnieniu od projektów z początku wieku, tutaj nie było płotów ani szlabanów, a spore przestrzenie między budynkami wypełniała zieleń. Aga obiecywała sobie, że gdy skończą prace nad Omibotem, wyprowadzi się w końcu z Ruczaju, gdzie miała wygodne i spore mieszkanie, ale dojście do sklepu czy fryzjera wymagało nawigowania w labiryncie grodzonych osiedli wylanych betonem.

 

***

 

– Aguś, dziękuję! Te zdjęcia wymiatają, myślałam o zrobieniu takiego albumu od lat. Uzupełnimy go o nowe fotki jak wrócimy z Kijowa!

– Mam nadzieję, że faktycznie pojedziemy. – wspólny wyjazd na Ukrainę zaplanowały na koniec sierpnia. – Mam masakrę w pracy, okazało się, że musimy dokończyć projekt w dużo krótszym terminie niż planowaliśmy. Siedzę po godzinach, do sierpnia już raczej dawno skończymy, ale jak tak dalej pójdzie, to cały prześpię.

– Aga, nie rób sobie tego. Kto dzisiaj robi nadgodziny? Szkoda zdrowia.

– Klient ogłosił premierę produktu bez żadnej zapowiedzi, na podstawie kolejnej głupiej obietnicy Wojtka. Jak teraz nie damy rady, dosolą nam takie kary umowne, że będzie po firmie. Wiesz, że jestem tam od pierwszych dni, rekrutowałam większość zespołu. Nie mogę ich zawieść. Ale doba zrobiła się za krótka.

– Może mogę ci trochę pomóc – wtrącił się Mariusz.

Był kumplem Natki, neurobiologiem. Nie znała go za dobrze, ale wiedziała, że robi błyskotliwą karierę w jednej z korporacji farmaceutycznych.

– Pracujemy nad nowym lekiem, hipermelatoniną. Jest już w fazie testów klinicznych. Bierzesz, zasypiasz prawie od ręki, masz dwie–trzy godziny ultraregenerującego snu – i jesteś jak nowa.

– A gdzie kruczek?

– Żadnego nie ma. Zero stwierdzonych efektów ubocznych. Nie mamy jeszcze wyników dotyczących długiego regularnego przyjmowania, raczej traktujemy to jak środek na sytuacje awaryjne. Bierzesz przed ważnym wydarzeniem, w podróży, w trakcie sesji na studiach.

– I jak to niby działa?

– Przyśpiesza odzyskiwanie ATP w mózgu, zwiększa koncentrację glikogenu, wspomaga procesy metaboliczne. Jak mówiłem, trzy godziny i budzisz się wypoczęta jak po ośmiu.

– Skoro jest dopiero w fazie testów, to skąd go wezmę?

– Sam się nim czasem wspomagam. Mam przy sobie jedną buteleczkę, mogę ci dać.

– Słuchaj, na pewno masz dobre intencje, ale jakoś nie przemawia do mnie łykanie niedopuszczonych jeszcze prochów…

– Ja już skorzystałam! – włączyła się Natka. – W zeszłym miesiącu miałam serię eventów w Trójmieście. Wernisaż mojej wystawy, promocję zaprzyjaźnionej galerii, uroczystą premierę filmu Marka w Gdyni. Mariusz dał mi jeden listek, łykałam po każdej imprezie, żeby kolejnego dnia nie umierać i zdążyć coś jeszcze zrobić w ciągu dnia.

– Okej… Dalej jestem sceptyczna, ale plan B da mi trochę spokoju ducha. Mariusz, dawaj te piguły.

– Trzymaj. Jedna tabletka, piętnaście minut przed snem. Nie bierzesz żadnych innych leków, nie masz jakichś przewlekłych chorób?

– Nie i nie.

– Doskonale. Gdybyś miała jakieś obawy albo wątpliwości, odezwij się.

 

***

 

W sobotę i niedzielę Agnieszka spędziła sporo czasu w łóżku, wybrała się na spacer nad Wisłę, zrobiła prasówkę z najważniejszych nowinek technologicznych tego tygodnia. Buteleczka z HM leżała na dnie torebki, ale zdążyła o niej praktycznie zapomnieć.

W poniedziałek od rana aktywnie wspierała zespół testerski. Testerzy podzielili się na kilka zespołów. Trzy pracowały z prototypem każdego z modeli Omibota. Kolejny przeprowadzał testy jednostkowe uruchamiania się nowych reguł na konkretnych podprogramach w środowisku wirtualnym. Prototypy otrzymały do realizacji zadania zgodne z ich przeznaczeniem w starannie zaprojektowanych pomieszczeniach symulujących magazyn, laboratorium i melinę gangu narkotykowego. Aga upewniła się, że wszystkie wymagania są jasne i na bieżąco łatała drobne błędy, które pojawiły się w pierwszych testach. Błędnie zdefiniowane progi aktywacji sensorów, ustawianie niewłaściwej rozdzielczości kamery w trybie skupienia, brak obsługi niektórych intencji wykrywanych przez model Janka. Wstępne wyniki wyglądały optymistycznie. Ilość drobnych błędów znów wymagała od niej siedzenia do późna, bo nową wersję przygotowali w nadzwyczajnym pośpiechu, ale przez resztę dnia przepełnienie bufora nie pojawiło się ani razu. Na wtorek rano umówiła się w biurze z Olhą, chciała zobaczyć testy na żywo.

– Olha, masz coś dla mnie? – weszła rano do kuchni i zastała koleżankę przy kawie.

– Cześć! Feliks gotowy. – zespół testerski w ramach żartu nadał każdej z jednostek imię.

– Feliks? To magazynier?

– Tak, model Stock. Czeka na niego cały kontener pudeł z fikcyjnymi towarami do posortowania. Wypiję kawę i możemy zaczynać.

– Napiję się z tobą, nie spałam zbyt długo.

Po kawie przeszły do pomieszczenia kontrolnego oddzielonego szybą od zaimprowizowanego magazynu. Feliks czekał już po drugiej stronie szyby.

– Te pudła w kontenerze przy wejściu należą do różnych kategorii. Niebieskie to szkło, trzeba je przemieszczać ze szczególną ostrożnością. Czerwone to żywność, muszą trafić do chłodni. Żółte to ubrania, zielone to elektronika, fioletowe reprezentują rośliny doniczkowe – te powinny trafić do ogrzewanej części magazynu. Wszystkie jednostki magazynowe mają swoje wyznaczone strefy.

– OK, zaczynajmy.

– Feliks! – Olha zwróciła się do interkomu. Feliks uaktywnił się i spojrzał najpierw w kierunku głośnika, a potem zauważył je za szybą sterowni. Podniósł ramię na znak, że rozumie i odezwał się.

– Co mogę zrobić?

– Przy drzwiach czeka kontener do rozładowania. Umieść towary zgodnie z klasyfikacją.

– Przyjmuję! – dobiegł ich zza szyby przytłumiony głos robota. Brzmiał ludzko, ale nie dało się go jednoznacznie zaklasyfikować jako męskiego lub żeńskiego.

Robot zabrał się do pracy. Sylwetkę miał ludzką, ale nie próbował imitować człowieka – nie było sztucznej skóry, ludzkiej twarzy, mimiki. Droid od początku był projektowany przez twórców z Omicrona przede wszystkim pod kątem użytkowym. Skomplikowany system sensorów, obwodów i procesorów krył się w osłonie z tworzywa sztucznego. Kluczowe komponenty obliczeniowe, a także kamery i mikrofony, tak jak u człowieka mieściły się w „głowie”, ale zamiast ust widniał tylko okrągły otwór głośnika, a nosa nie było wcale. W pierwszej kolejności zaniósł do odpowiednich stref paczki z żywnością i roślinami. Po około godzinie zajął się szkłem.

– Czekaj, co on robi… Te pudła powinien przenosić pojedynczo, nie w stosach. Feliks! Szkło pojedynczo.

Feliks zastygł na chwilę, po czym odłożył stos na miejsce i wziął pudło z samej góry. Pracował bez dalszych problemów kolejne dwie godziny, aż została mu sama elektronika. Agnieszka odnotowała, że poprzednią kategorię – ubrania – przenosił trochę dłużej niż zakładały wymagania, kilka razy zahaczył też o regał.

Po przeniesieniu pierwszych trzech zielonych pudeł robot zawrócił po kolejne. Nagle zatrzymał się, po czym się przewrócił.

– Kurwa. – zaklęła Olha. – Feliks? Feliks!

Metalowa sylwetka nie poruszała się, nie odpowiadała. Już to wcześniej widziały. Problem powrócił.

– Scenariusz testowy zakończony niepowodzeniem. Cholera. Aga, chcesz wziąć udział jeszcze w teście Harry’ego, naszego gliniarza?

– Cokolwiek, co da nadzieję, że się udało. Jak wygląda dziś jego scenariusz?

– Zbieranie materiału dowodowego na miejscu zbrodni, gdzie wczoraj ujął podejrzanych.

 

***

 

Przeszły do pomieszczenia imitującego mafijną melinę. Robot czekał już w środku.

– Harry!

Droid obrócił się w stronę Olhy.

– Co mogę zrobić?

– Przeprowadź oględziny miejsca zbrodni, i opisuj na głos, co uda ci się znaleźć.

Harry zabrał się do pracy. Omiótł pomieszczenie wzrokiem, po czym skierował się do wielkiego stołu na środku.

– Budynek wygląda na laboratorium narkotykowe. Na stole widoczna aparatura i półprodukty. Przeprowadzanie wstępnej analizy zapachowej. – robot zamilkł na kilka chwil. – Potwierdzono obecność aromatu konopi indyjskich.

Konopie nie były od kilku lat nielegalne (dzięki czemu mogli wykorzystać je w testach), ale na potrzeby scenariusza baza danych Harry’ego została odpowiednio zmodyfikowana.

– Na stołach w środku pomieszczenia widać susz rozdrobniony i zapakowany do woreczków strunowych w identycznych dawkach. Nie stwierdzono obecności żywych roślin ani warunków do ich uprawy. W rogu pomieszczenia widoczny sejf.

Podszedł do pancernej szafki.

– Czy autoryzowano otwarcie sejfu?

– Mamy nakaz przeszukania, obejmuje zezwolenie na włamanie do zabezpieczonych szaf pancernych. – odpowiedziała Olha.

– Przyjmuję. Hakowanie w toku…

Podłączył się do elektronicznego zamka. Po kilku minutach usłyszały kliknięcie i drzwi się otworzyły. Robot włączył lampę umieszczoną nad kamerami i obejrzał zawartość.

– Sejf zawiera dwadzieścia zwitków banknotów, papierowy zeszyt i broń. – wziął pistolet do ręki. – Atrapa pistoletu Glock 65. Nie stanowi zagrożenia. Zwitki składają się z banknotów sto euro. Zeszyt wygląda na terminarz.

– Harry, w jakich okolicznościach zatrzymałeś wczoraj podejrzanych? – zapytała Agnieszka.

– Pościg zaprowadził mnie do tego budynku. Po przeszukaniu zidentyfikowałem podejrzanych w niewielkim pomieszczeniu za tymi drzwiami. Mężczyzna, lat 35, i drugi mężczyzna, lat 20. Byli uzbrojeni i stawiali czynny opór, ale ich broń nie zadziałała. Zostali obezwładnieni przy użyciu tasera.

W złoczyńców wcielili się Vinesh i jeden z testerów Olhy. Broń nie mogła zadziałać – na potrzeby scenariusza testowego używali atrap. Taser Harry’ego również nie był sprawny.

– Harry, zabezpiecz dowody i kończmy scenariusz.

– Przyjmuję.

Droid wrócił do sejfu, spakował zawartość do woreczków strunowych, które wyciągnął ze schowka ukrytego w korpusie. Powtórzył procedurę przy stole, pakując susz. Agnieszka zauważyła, że kilka razy miał problemy z precyzyjnym manipulowaniem woreczkiem.

– Pod ścianą naprzeciw wejścia odnotowano duże worki, które mogą zawierać materiał dowodowy. Podejmuję czynno…

Harry zamarł i przestał reagować. Aga i Olha zaklęły z rozczarowaniem.

Niestety, w ciągu dnia to samo przydarzyło się także Marii, jednostce laboratoryjnej. Czas bezawaryjnej pracy był zdecydowanie dłuższy i sięgał kilkunastu godzin, ale nadal mieli kłopot. Przetwarzane ilości danych były tak ogromne, że wciąż nie dało się osiągnąć procesowania ich w czasie rzeczywistym i bufor pamięci w końcu się zapełniał. Ponadto już w ostatnich godzinach przed awarią czas reakcji na bodźce wyraźnie się wydłużał – procesor przetwarzał dane wejściowe w trybie FIFO (first in, first out), przydałby się jakiś dopracowany algorytm priorytetyzacji.

Wieczór w domu upłynął Agnieszce na poszukiwaniu nowych pomysłów. Były dwie kwestie do rozwiązania – przepełnianie bufora i priorytetyzacja danych w trakcie działania jednostki. Tym drugim mógł się jutro zająć jej zespół, nie było to poza ich zasięgiem. Jeśli chodzi o to pierwsze, nie widziała sensownych rozwiązań. Około dwudziestej zmusiła się do przerwy, by nakarmić Fredka. Po powrocie do biurka stwierdziła, że pora na desperackie zagranie.

W zależności od modelu i intensywności wykonywanych zadań, bateria Omibota gwarantowała do szesnastu godzin ciągłej pracy. Potem było konieczne ładowanie, zwykle nocą, w trakcie którego jednostka była nieaktywna. Skoro czas między instancjami przepełnienia bufora wydłużyli do efektywnego czasu pracy na baterii, można było po prostu opróżnić go przed przejściem jednostki w tryb ładowania.

Trudność polegała na tym, że im więcej danych w pamięci podręcznej, tym większa szansa, że po jej wyczyszczeniu jednostka utraci jakieś ważne zasoby. Niemniej postanowiła przygotować prototyp. Jeśli dobrze rozplanują algorytm priorytetyzacji, nie powinno być ryzyka utraty naprawdę istotnych informacji.

Czas gonił, więc od razu zasiadła do przygotowania prototypu funkcji czyszczącej, a także założeń algorytmu priorytetyzacji dla jej zespołu. Gdy skończyła, z przerażeniem zauważyła, że jest trzecia w nocy. Nie mogła jutro funkcjonować jak zombie. Nie było innego wyjścia. Zażyła HM.

 

***

 

Tabletka zadziałała wspaniale. Położyła się blisko czwartej, obudziła o siódmej. Bez budzika, wypoczęta i pełna energii. Odpuściła sobie nawet poranną kawę.

Na daily przekazała zespołowi co udało jej się zrobić, i razem z Anią, Vineshem i Jankiem zajęli się pracą nad modelem do priorytetyzacji danych i zadań. Przygotowanie rozwiązania zajęło im resztę środy i czwartku. W weekend Aga miała jechać z Natką na wypad w Pieniny, ale postanowiła zostać w domu i dopracować niuanse.

„Natka, przepraszam, muszę zrezygnować z tego weekendu. W pracy dalej mam szaleństwo. Wynagrodzę ci to wszystko jak skończymy.”

„Szkoda. Wezmę Marka, chyba ma wolny weekend.”

W ciągu weekendu zrobiła przegląd kodu Ani i Vinesha, opracowała wytyczne dla testerów Olhy, przygotowała poprawki do kilku nierozwiązanych jeszcze błędów z poprzedniej wersji. Nie dała by rady zdążyć ze wszystkim bez wspomagania HM. W niedzielny wieczór miała w końcu trochę czasu dla siebie. Zamknęła kota w przedpokoju i rozłożyła w salonie matę do jogi. Praktykowała przez godzinę. Dawno nie czuła się tak spięta.

W poniedziałek w nowym tygodniu zaczęli testy kolejnej wersji oprogramowania. W zależności od głównego przeznaczenia jednostki algorytm priorytetyzował dane wejściowe istotne dla realizacji danego zadania. Jednostki naukowe skupiały się na rozróżnianiu elementów pracy laboratoryjnej i analizie warunków środowiskowych. Jednostki policyjne otrzymały dopracowane rozwiązanie do identyfikacji twarzy, broni i podejrzanych przedmiotów, a także odszukiwania ludzi ukrywających się w otoczeniu, między innymi na podstawie analizy podczerwieni. Jednostki magazynowe błyskawicznie analizowały przestrzeń ładunkową, identyfikowały pojemniki i kontenery, skanowały kody kreskowe i przeprowadzały symulację optymalnego rozmieszczenia towarów. Odfiltrowane mniej istotne dane trafiały oczywiście przed zapisaniem do bufora, ale miały być kasowane przed każdym ładowaniem.

Zespół Olhy znów wykrył dużo pomniejszych usterek, a także kilka poważniejszych błędów, gdzie informacje kluczowe dla realizacji zadań danej jednostki zostały zepchnięte do bufora. Feliks nie zwrócił na przykład uwagi, że w strefie dla roślin nie było włączone ogrzewanie. Kilka z tych błędów ją zaskoczyło – to były jej potknięcia. Wiedziała, że nigdy nie pisze się perfekcyjnego kodu, ale to były naprawdę głupie wpadki, jakie zwykle jej się nie zdarzały. Wszystko to dawało się poprawić, choć zajmowało to Adze irytująco sporo czasu, a czasem rozwiązanie jednego buga powodowało nowy. Do tego w tym tygodniu Janek miał urlop i musiała przejąć część jego zadań. Od poniedziałku znów codziennie musiała posiłkować się HM. W środę poprosiła Wojtka o spotkanie w cztery oczy.

– Wojtek, mam dwie wiadomości.

– Dobrą i złą?

– Zgadłeś. Dobra jest taka, że aktualna wersja wydaje się działać. Dwa i pół dnia testów, zero problemów z zamrożeniem jednostki przez pełny bufor.

– A zła?

– Toniemy w bugach. Zdążymy wszystko poprawić, ale ja codziennie muszę siedzieć nadgodziny. Od reszty zespołu nie mogę tego wymagać, choć niektórzy i tak zostają ekstra godzinę–dwie. Ale to też się przekłada na gorszą jakość pracy. Na przyszłość potrzebujemy zwiększyć zespół. Sygnalizowałam ci to już.

– Pamiętam o tym. Wiesz, jak wygląda sytuacja, zaangażowaliśmy masę środków w Omiboty, a kolejną transzę pieniędzy dostaniemy dopiero po zakończeniu testów odbioru. Nie mieliśmy budżetu. Ale obiecuję ci, że jak dokończymy ten projekt, otwieramy rekrutacje we wszystkich zespołach.

– Przygotować ci listę stanowisk, które będą potrzebne?

– Poproszę. I dziękuję za wasze starania. Przekażę to całemu zespołowi jutro na review. Jesteśmy już blisko celu.

 

***

 

Czwartek w trzecim tygodniu przyniósł kolejne rozczarowanie. Gdy Aga otworzyła rano firmowy komunikator i przeczytała wiadomość od Olhy z podsumowaniem testów, jęknęła z zawodu.

Harry w poniedziałek przeprowadził udany pościg za podejrzanym (znów brawurowo odegranym przez Vinesha). Ale gdy kolejnego dnia wrócił zebrać materiał dowodowy, nie zauważył worków z marihuaną pod ścianą.

Feliks dostał w środę podczas rozładunku informację, że kolejnego dnia w kontenerze będzie partia pudeł wymagająca priorytetowej obsługi. Informacja nie była potrzebna tego dnia, więc dostała niższy priorytet – i została usunięta podczas czyszczenia bufora.

Maria, robot laboratoryjny, po skończonym dniu doświadczeń schowała próbki materiału biologicznego do lodówki. Kolejnego dnia zajęła się ich opisaniem – ale po zakończeniu zapomniała, że opisane próbki należy przekazać do wysłania do innego laboratorium i odstawiła je do lodówek.

Czyszczenie bufora przed ładowaniem nie zdało egzaminu. Każdy z tych błędów pojedynczo mógłby się wydawać osobną usterką, ale razem układały się we wzorzec. Spełniła się jej obawa – nie można było zagwarantować, że dane usunięte z pamięci podręcznej, mimo nadanego wcześniej niskiego priorytetu, nie okażą się istotne.

Z irytacją zdjęła z kolan kota, który domagał się pieszczot.

– Fredek, nie teraz!

Potrzebowała przerwy. Zrobiła sobie herbatę i zadzwoniła do Natki wylać żale. Rozmawiały prawie godzinę, Natka wysłuchała jej, opowiedziała o wyjeździe w Pieniny. Jej nieobecność okazała się mieć swoje plusy – między Natką a jej kolegą filmowcem, Markiem, zaiskrzyło.

– W ten weekend znowu razem wyjeżdżamy, zabiera mnie nad jezioro koło Kościerzyny.

– Super! Nie tracicie czasu.

– Znamy się już długo, szkoda czasu na randki na jeden wieczór. Mam prośbę, kupisz nam w weekend bilety do Kijowa? Widziałam, że do końca tygodnia są w promocji, fajnie by było nie wydać fortuny.

– Dobrze, Natka, zajmę się tym. Udanego wyjazdu!

Poczuła się trochę lepiej, ale nie na długo. W poszukiwaniu rozwiązania problemów z Omibotem przeszukiwała najnowsze wieści z poletka danetyki – informacje branżowe, white papers, grupy eksperckie. Nic nie wydawało się pomocne.

 

***

 

Ponure myśli przerwał dźwięk komunikatora. Wiadomość od Ani: „Agnieszka, masz chwilę?”.

Była zirytowana, potrzebowała teraz spokojnie pomyśleć, ale zadzwoniła.

– Tak chyba będzie szybciej. O co chodzi?

– Chyba mam pewien pomysł, jak rozwiązać nasz problem.

– Dawaj, mnie się już skończyły.

– Aktualny czas ładowania jednostki od zera do pełnej baterii, to cztery godziny. To nie jest bardzo długo.

Aga nic nie odpowiedziała, czekała na dalszą część wywodu.

– I ładujemy w trybie pełnego wyłączenia, prawda?

– Tak. Od początku zakładaliśmy wyłączenie przed ładowaniem. Podłączone do ładowarki i tak nic nie zrobią, przecież ich kluczowym atutem jest mobilność.

– Po każdym uruchomieniu, przed rozpoczęciem pracy, jednostka przechodzi jeszcze tryb serwisowy, w celu sprawdzenia i instalacji aktualizacji. Wtedy nie włączamy jeszcze żadnych sensorów, jednostka nie odbiera bodźców.

Zaczęła rozumieć, do czego zmierza Ania.

– Sugerujesz, żeby podczas ładowania zrobić to samo? Nie wyłączać jednostki, tylko odcinać jej bodźce zewnętrzne?

– Tak. Wtedy algorytmy sortowania i zapamiętywania będą nadal aktywne i mogą przetworzyć informacje pozostałe w buforze. Czas ładowania się wydłuży…

– …ale to do przyjęcia. I tak wszystkie testy urządzeń zakładały pracę do szesnastu godzin na dobę, żeby nie przeciążać układów mechaniczno–hydraulicznych.

– Dokładnie. Myślisz, że to może zadziałać?

– Jestem tego prawie pewna. Ania, jak cię zobaczę, to cię wyściskam.

– Rutyny operacyjne i konserwacyjne to nie moja działka. Masz pomysł jak to zaimplementować?

– Tak, ogarnę to przez weekend. Myślę, że w nowym tygodniu możemy zacząć testy.

– Jesteś pewna? Wiem, że czas nas goni, i Omicron prosił o potwierdzenie, że do przyszłego tygodnia oddamy soft do testów, ale…

– Ale co? Jest dokładnie tak jak mówisz, kończy nam się czas – odpowiedziała Aga ze zniecierpliwieniem.

– Niepokoję się o ciebie. Ostatnio widać, że jesteś przemęczona, rozdrażniona, zaliczasz różne dziwne wpadki. Może zaczekasz z tym do poniedziałku i odpoczniesz?

– Daj spokój, nie możemy sobie na to pozwolić. Zresztą wcale nie jestem zmęczona, mam takie nowe tabletki, dzięki którym potrzebuję mniej snu. Działają jak złoto, nawet nie potrzebuję już porannej kawy.

– Skoro tak mówisz. Ale pomyśl o wolnym jak skończymy.

– Myślę, że wszyscy będziemy wtedy chcieli trochę odpocząć.

 

***

 

Implementacja trybu spoczynku okazała się trudniejsza, niż Aga przewidywała. Jeszcze w czwartek wieczorem, po sesji jogi i porządnej kolacji, rozpisała sobie zarys rozwiązania. Początkowo zakładała, że skopiuje algorytmy priorytetyzacji i zapamiętywania danych, ale usunie z nich wszystkie punkty wejścia nowych danych sensorycznych. Po podłączeniu jednostki do ładowania automatycznie odpalany byłby tryb serwisowy, w którym działałyby tak dostosowane warianty algorytmów. Zaczęła analizować istniejący kod. Po kilku godzinach musiała jednak zaakceptować, że nie da się po prostu oczyścić istniejących podprogramów sortujących, usuwając z nich dopływ nowych informacji – integracja funkcji sensorycznych była zbyt głęboka.

Do drugiej w nocy rozrysowywała nową koncepcję podprogramu, ale w końcu dotarło do niej, że pisanie go od początku mija się z celem – poprzednią wersję przygotowywali całym zespołem, a i tak zajęło im to ponad dwa dni. Zdecydowała, że pora przespać się z problemem. Zapisała pracę, z wyrzutem sumienia sprzątnęła kocią kupę z podłogi w łazience (zapomniała sprzątnąć kuwetę Fredka), wzięła prysznic, popiła wodą tabletkę HM i położyła się.

O piątej wstała z łóżka jak nowonarodzona. Zaparzyła sobie kubek zielonej herbaty i zalała mlekiem miskę z płatkami. Jedząc, wróciła myślami do stojącego przed nią problemu. We śnie nie przyszło żadne cudowne rozwiązanie.

Ta myśl ją uderzyła. We śnie. Kiedy ostatnio coś jej się śniło? Od kilku tygodni nie pamiętała swoich snów.

Zamyśliła się głębiej, z jakiegoś powodu ta myśl o snach wydała jej się ważna. Oczywiście! Marzenia senne pomagają ludzkiemu mózgowi w przetwarzaniu i trwałym zapamiętywaniu. Czy może to jakoś wykorzystać w obecnej sytuacji?

Gdy się zastanowić, wymyślony przez Anię tryb spoczynku przypominał sen. A gdyby jeszcze zwiększyć to podobieństwo? Zamiast opracowywać algorytm porządkujący od początku, mogłaby trochę go oszukać, i przekazać mu dane z bufora jeszcze raz, w postaci feedu udającego nowe dane sensoryczne. Przypominałoby to marzenie senne.

Dopiła herbatę i siadła do pracy. Rozrysowała nowe podejście. Ofuknęła kota, który domagał się jej uwagi, i zrzuciła go z biurka. Zaczęła pisać kod. W pewnym momencie utknęła przez irytujący bug. Identyfikacja błędu i jego eliminacja zajęły jej godzinę, a gdy skończyła, poczuła głód. Było już południe, pracowała bez przerwy od szóstej. Wyskoczyła do osiedlowego sklepu na hot doga, zjadła w pośpiechu i wróciła do pracy.

Mimo jeszcze kilku głupich błędów, które wychodziły na jaw po przepuszczeniu testowego ładunku danych przez kolejne iteracje podprogramu, do wieczora praktycznie skończyła. Na sobotę zaplanowała przegląd kodu przy użyciu zautomatyzowanego asystenta. Zwykle w TrueMind korzystali z tego rozwiązania dopiero na koniec procesu, po wcześniejszym rzucie oka przez parę żywych oczu. Pozwalało to zachować czujność i zarazem mieć świadomość nad czym pracują koledzy i koleżanki z zespołu. W weekend musiała się jednak zdać wyłącznie na kontrolę sztucznej inteligencji.

Tak jak przewidywała, asystent i tak znalazł wystarczająco dużo drobnych niedociągnięć i kosmetycznych niekonsekwencji, by poprawki zajęły jej cały dzień.

Niedzielę poświęciła na rozpisanie wstępnych scenariuszy testowych dla Olhy i wdrożenie rozwiązania na środowisko testowe. Gdy się z tym uporała, wybiła dwudziesta. Odetchnęła z ulgą. Była praktycznie pewna, że ten robotyczny sen rozwiąże ich problem.

Potrzebowała trochę odpocząć. Rozsiadła się w fotelu, spróbowała zawołać Fredka, ale zignorował ją. Poczuła się winna, ostatnio poświęcała mu tak mało czasu, że była jak obca osoba, która tylko napełnia mu miskę. Sięgnęła na półkę po kolejny kryminał ulubionej autorki i spróbowała oddać się lekturze, ale po kilkunastu minutach stwierdziła, że nie może się skupić. Resztę wieczoru spędziła z filmami o popkulturze w telefonie.

 

***

 

Trzy dni później Agnieszka odetchnęła z ulgą, a wraz z nią cały zespół. Testy zakończyły się powodzeniem. Po usunięciu kilku drobnych bugów nieblokujących wdrożenia z końcem tygodnia przekazali najnowszą wersją do testów akceptacji w Omicronie. Wojtek poprosił cały zespół o przyjście do biura w poniedziałek rano. Agnieszka z ulgą weszła w pierwszy od miesiąca spokojny weekend.

Pomyślała, że umówi się z Natką. Sięgnęła po telefon… I nagle skrzywiła twarz. Przypomniała sobie, że tydzień temu miała kupić bilety do Kijowa w promocyjnej cenie. Obiecała to Natce. Szybko wyszukała loty na ostatni tydzień sierpnia. Niestety, cena była już daleka od okazyjnej. Dla niej nie robiło to aż takiej różnicy, ale Natka musiała bardziej liczyć się z kosztami – a prezentu nie będzie chciała przyjąć.

Przełknęła ślinę i zadzwoniła do przyjaciółki.

– Cześć, Natka!

– Aguś!

– Jak było z Markiem na Kaszubach?

– Wspaniale, byliśmy na kajakach, chodziliśmy po lesie, graliśmy w planszówki… I gadaliśmy całe długie wieczory.

– Cieszę się! Słuchaj, bardzo cię przepraszam, ale…

– Nie kupiłaś biletów.

– Nie. Strasznie mi głupio, wiesz, co się u mnie działo w pracy. I już po promocji. Może…

– Aga, zamilcz. Ostatnio w ogóle nie mogę na ciebie liczyć. Wystawiłaś mnie z Pieninami – wyszło na dobre, ale fakt pozostaje. A teraz to. Wiesz, jak się cieszyłam na ten wyjazd, i wiesz, ile dla mnie znaczy kupowanie sobie urlopów za swoje. A w pełnej cenie tych biletów nie kupię, loty są teraz koszmarnie drogie.

– Natka, przepraszam. Ja…

– Nie mam teraz ochoty z tobą rozmawiać. Odezwij się za jakiś czas, jak ogarniesz swoje priorytety w życiu.

Aga zapadła się w sobie. Nie spodziewała się takiego wybuchu. Była pewna, że za jakiś czas Natka trochę ochłonie i zdoła jej to jakoś wynagrodzić, ale czuła się koszmarnie winna.

 

***

 

Mimo że nie udało jej się umówić z Natką, postanowiła, że nie może w weekend siedzieć w domu – w ostatnich tygodniach to miejsce kojarzyło jej się właściwie tylko z pracą. Piątek spędziła w Puszczy Kampinoskiej, a na sobotę i niedzielę pojechała z Fredkiem do brata na wieś. Niewielki domek z sadem na tyłach. W sumie trzy dni wśród zieleni, bez myślenia o pracy, i ze spokojnym całonocnym snem uświadomiły jej, co sobie robiła w ostatnim czasie. Hipermelatonina mogła zapewniać jej pełną fizyczną regenerację… Ale jej umysł najwyraźniej nie różnił się aż tak od Omibota. Przez cały ten czas żyła w stanie permanentnego przepełnienia bufora, a skrócony sen nie pozwalał poradzić sobie ani z natłokiem wydarzeń do przetworzenia, ani z presją.

Czuła, jak uchodzi z niej towarzyszące jej stale od kilku tygodni poczucie irytacji i lęku. Nic dziwnego, że robiła coraz głupsze błędy, i że zapomniała o biletach do Kijowa. Powrót do normalnego rytmu prawdopodobnie zajmie jej jeszcze chwilę. Ciągle miała z tyłu głowy uczucie niepokoju, jakby nadal nie pozbyła się obawy, że nie zdążą ukończyć projektu – ale zdawała sobie sprawę, że to po prostu pozostałość stresu z tego szalonego miesiąca.

Postanowiła, że odezwie się do Mariusza i porozmawia z nim o HM. Ostrzegał ją, że to raczej środek na sytuacje awaryjne, ale jednocześnie zapewniał o braku efektów ubocznych… Powinien wiedzieć że jednak nie wygląda to tak różowo.

Wracając w niedzielny wieczór do domu poczuła przejmujący smutek na myśl o powrocie do pracy. Pierwszy raz odkąd rozpoczęła się jej przygoda z TrueMind.

 

***

 

– Ekipo, jesteście najlepsi. – Wojtek zaczął spotkanie w poniedziałkowy poranek. – Kiedy Omicron wyskoczył z tym absurdalnym ogłoszeniem o premierze, wydawało się, że nie ma szans, żebyśmy zdążyli. Dziękuję, że spięliście się i dowieźliście temat. Szczególne podziękowania należą się Agnieszce. Aga, wiem ile siedziałaś nad naprawą problemu z buforem. Wszyscy możecie brać z niej przykład.

Agnieszka nie wierzyła własnym uszom. Zamiast przeprosić ją przed wszystkimi za to, ile musiała poświęcić, miał czelność stawiać to za wzór.

– W ramach docenienia waszej pracy możecie się spodziewać premii po premierze Omibota. Nie chcę jeszcze mówić o kwotach, ale postaramy się, żebyście byli zadowoleni. Wiem, że w takich momentach jak ostatnie tygodnie może się wydawać, jakbyśmy porywali się z motyką na słońce, ale udowodniliście, że jesteśmy w stanie ugasić każdy pożar. Omicron myśli już o nowych wariantach robotów. Dałem im do zrozumienia, że mogą na nas liczyć.

Agnieszka poczuła, jak jej ciało podnosi się od stołu, a z ust wydobywają się słowa. Pozwoliła, by gniew przejął kontrolę. To był słuszny gniew.

– A wspomniałeś im, że współpraca musi wyglądać inaczej? Czy tradycyjnie obiecałeś, że zrobimy to praktycznie na jutro?

– Aga…

– Przypominam, że mamy już dogadane inne projekty, które mają się zacząć zaraz po wakacjach. Ale już ochoczo dokładasz więcej pracy dla Omicrona. Nie widziałam, żebyś uruchomił nowe rekrutacje. To twoja recepta na rozwój firmy? Więcej pracy, zaharowujcie się jak Agnieszka, skoro ona wytrzymała, to też dacie radę?

– Aga, spokojnie. Oczywiście, że zatrudnimy ludzi do nowych projektów…

– Wiemy o nich od kilku miesięcy, a rekrutacja, oczekiwanie, aż kandydatom skończą się wypowiedzenia, szkolenie… To zajmie miesiące. Wiesz co… Ułatwię ci sprawę, możesz zacząć pierwszą rekrutację. Pomogę ci znaleźć kogoś na moje miejsce.

Koniec

Komentarze

„Przyszłość nadeszła już dziś. Nowa linia robotów Omicron® Omibot™ do profesjonalnych zastosowań, sterowana przez samodzielną ogólną sztuczną inteligencję.

Dodałabym po samodzielną.

 

– To daje nam jakiś miesiąc na rozwiązanie problemu z przeładowywaniem bufora. W życiu się nie wyrobimy. – odparł Janek.

Bez kropki po wyrobimy. Łap poradnik zapisu dialogu: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

– Burza mózgów jutro zaraz po daily. Musimy zebrać nowe pomysły. – ich szef, Wojtek, podniósł się i przejął inicjatywę. Założył TrueMind dwa lata temu. Agnieszka i Ania pracowały dla niego od pierwszego dnia.

Ich z dużej (zasady zapisu dialogu). Takie pisanie, że przejął inicjatywę po wypowiedzi jest dla mnie nieco drewniane. 

Założył i cała reszta niech sobie spadnie niżej, to już nie dialog. 

 

– Team, wiecie co to wszystko oznacza.

Tak to nie może być zapisane, bo wygląda jakby Wojtek rozmawiał sam ze sobą. Wypowiedź jednej osoby powinna być w jednym akapicie. Dlatego albo usuń didaskalia, lub przesuń przed dialog i połącz wypowiedź Wojtka, albo dodaj wypowiedź kogoś w stylu: “Co robić?!”

Po damy radę dałabym wykrzyknik.

 

Ania, specjalistka od analizy obrazów. Wydawała się rozbawiona.

Tu rozdzieliłaś podmiot i orzeczenie między zdania, scal proszę. Dotyczy to wszystkich pracowników. W jednym zdaniu musi być osoba i to co robi/co się z nią dzieje.

 

– Muszę wiedzieć. Wiedziałeś, że wyznaczyli datę?

. Nie maluj trawy na zielono w środku projektu, nie obiecuj rozwiązań od ręki, nie rzucaj okrągłych zdań. Rzucałeś im uspokajające ogólniki, to się uspokoili. I dopowiedzieli sobie to, co chcieli usłyszeć.

Jeśli spróbujesz kogoś namawiać do rezygnacji z wakacji, zrezygnuje z pracy.

 

Masz skłonność do bliskich powtórzeń. Wiadomo, że w dialogu więcej wolno, bo bohater może mówić brzydko, ale warto rzucić okiem. 

I dopowiedzieli dawałbym w jednym zdaniu z rzucałeś im.

 

Siadła jeszcze na kwadrans przy swoim biurku i zapisała w punktach propozycje na jutrzejszą burzę mózgów..

Jeśli opisujesz przeszłość, to nie jutro tylko kolejny dzień. Usuń jedną kropkę.

 

Pora wracać do domu. Jej kot, Fredek, z pewnością będzie obrażony, że wraca tak późno.

To powinny być myśli bohaterki, a nie komentarz narratora. 

 

Na porannym[,] wtorkowym spotkaniu wszyscy ciepło przyjęli propozycję Agnieszki.

 

Takie rozwiązanie wpisywało się zresztą w to, co sama przedstawiła.

Nie sama, bo mówi narrator. No i trochę nielogiczne, bo jeśli się wpisywało, to jak inne rozwiązanie?

 

Przez resztę tygodnia intensywnie pracowali nad implementacją. Agnieszka codziennie pracowała po godzinach, wspierana przez Janka i Anię.

Troszkę agnieszkocentryczne, oni też robili nadgodziny.

 

 Aga zasiadła do pracy jeszcze w piątek rano, by porządnie rozpisać zakres zmian do przetestowania dla Olhy i jej testerów, a w obowiązkach wspierało ją uspokajające mruczenie leżącego jej na kolanach Fredka.

W obowiązkach wspierało ją mi się nie podoba.

Zapakowała przygotowany już tygodnie temu prezent – album z ich wspólnymi zdjęciami, wydrukowanymi na staroświeckim papierze fotograficznym – w stylowy papier

Aga obiecywała sobie, że gdy skończą prace nad Omibotem, wyprowadzi się w końcu z Ruczaju, gdzie miała wygodne i spore mieszkanie, ale dojście do sklepu czy fryzjera wymagało nawigowania w labiryncie grodzonych osiedli wylanych betonem.

Wolałabym osiedli na końcu, żeby nie rozdzielać przymiotników.

 

Uzupełnimy go o nowe fotki jak wrócimy z Kijowa!

Kiedy wrócimy. 

 

– Mam nadzieję, że faktycznie pojedziemy. – wspólny wyjazd na Ukrainę zaplanowały na koniec sierpnia.

Wspólny z dużej.

 

Jak teraz nie damy rady, dosolą nam takie kary umowne, że będzie po firmie.

Wywaliłabym teraz. 

 

– Pracujemy nad nowym lekiem, hipermelatoniną. Jest już w fazie testów klinicznych. Bierzesz, zasypiasz prawie od ręki, masz dwie–trzy godziny ultraregenerującego snu – i jesteś jak nowa.

Myślniki w dialogu oddzielają didaskalia od wypowiedzi, dlatego należy unikać ich dodawania z innego powodu, bo zaczęłam się zastanawiać o co chodzi w “i jesteś jak nowa”. 

 

Nie mamy jeszcze wyników dotyczących długiego[,] regularnego przyjmowania, raczej traktujemy to jak środek na sytuacje awaryjne.

– Cześć! Feliks gotowy. – zespół testerski w ramach żartu nadał każdej z jednostek imię.

Zespół z dużej.

 

Brzmiał ludzko

Brzmi dziwnie.

 

 

robot zamilkł na kilka chwil.

Robot z dużej.

 

– Mamy nakaz przeszukania, obejmuje zezwolenie na włamanie do zabezpieczonych szaf pancernych. – odpowiedziała Olha.

Bez kropki po pancernych.

 

broń. – wziął

Bez kropki.

 

lat 35

W tekście literackim liczby piszemy słownie.

 

Zdążymy wszystko poprawić, ale ja codziennie muszę siedzieć nadgodziny.

Nie podoba mi się siedzieć nadgodziny.

 

Na przyszłość potrzebujemy zwiększyć zespół.

Raczej natychmiast…

 

Natka wysłuchała jej, opowiedziała o wyjeździe w Pieniny. Jej nieobecność okazała się mieć swoje plusy – między Natką a jej kolegą filmowcem, Markiem, zaiskrzyło.

Jejoza.

 

Wiesz, jak się cieszyłam na ten wyjazd, i wiesz, ile dla mnie znaczy kupowanie sobie urlopów za swoje.

 

Na końcu znowu Wojtek dialoguje z Wojtkiem.

 

 

Bardzo podobał mi się klimat naukowy opowiadania. Nie wiem czy faktycznie w tym siedzisz, ale mnie kupiłeś.

Opowieść ciekawa, momentami trochę rozwlekła, ale mam kilka kłopotków:

  1. Wprowadzenie czarodziejskiej tabletki wprowadziło nastrój niepokoju, a skończyło się niczym.
  2. Myślałam, że cała ta opowieść o walce z projektem i robotami doprowadzi do jakiego twista, że coś wybuchnie, albo że coś mnie zaszokuje. No a koniec to w sumie taka opinia działu bhp. Czyli są konkluzje, nie ma emocji.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witaj. :)

Gratuluję debiutu i to już w dniu rejestracji. :)

Zachęcam do zapoznania się w dziale Publicystyka z poradnikami językowymi, a także – dla Nowicjuszy autorstwa Drakainy. ;)

Ambush bardzo dokładnie wypisała kwestie poprawek, zatem warto teraz wdrożyć je w życie, aby kolejni Czytelnicy mogli skupić się już tylko na fabule. :)

Odnoszę wrażenie, że opowiadanie jest fragmentem większej całości, zakończenie zdaje się być nagle urwane, bez podsumowania pewnych kwestii i ich logicznego dopowiedzenia. :) Jako czytelnik odczuwam niedosyt. Sam pomysł bardzo ciekawy, tym smutniej, że nie wiadomo, co było dalej, czy przyjaciółka jej wybaczyła, czy były inne konsekwencje stosowania leku u Agi, jak zareagował kolega po jej opowieściach o skutkach ubocznych, czy relacje z kotem się polepszyły, jak szef i zespół zareagowali po jej decyzji o odejściu, itp. :) 

Daję klik do Biblioteki za pomysł. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. ;)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka