- Opowiadanie: tomaszg - Operacja

Operacja

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy IV

Oceny

Operacja

Grubym nieporozumieniem i mocno idącym uproszczeniem byłoby mówienie, że tego dnia denerwowałem się. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Czułem przerażenie, może nie prymitywne i zwierzęce, ale jednak. Cały czas mocno kołatało mi serce, z drugiej strony mój organizm starał się mnie ochronić, wprowadzając w stan głębokiego otępienia. Głowa próbowała przekazać wszystko jakby dotyczyło to kogoś innego, a ja podświadomie wiedziałem, że nie ma co się za bardzo przejmować. Przygotowywałem się do tego od wielu dni, i na pewno byłem gotów, na ile oczywiście to tylko możliwe.

W nocy nie mogłem długo spać, a rano, jeszcze przed siódmą, zbudził mnie zimny, bezduszny ton budzika. Odpowiednio wcześnie musiałem zjeść śniadanie. Moja ukochana weszła na wyżyny swej kreatywności i stanęła na głowie, starając się zrobić coś dobrego, pożywnego i nie wywołującego zbyt wielkich sensacji, a ja byłem jej niezwykle wdzięczny.

Zdecydowałem się jeszcze raz dokładnie umyć. Robiłem to dobre pół godziny, szorując się specjalnym mydłem i rozmyślając o losie człowieka, któremu w jednej chwili życie zwaliło się na głowę. Praca, pieniądze i wszelkie plany, te małe, średnie i duże. To wydawało się teraz nieistotne, tym bardziej, że dzisiaj mogło się zmienić i skończyć.

Zupełnie nie wiedziałem, jak zareaguję na leki i znieczulenie, czy lekarze znajdą mały czy duży problem i czy nie będę miał jakiejś alergii albo infekcji albo jak przebiegnie długi i skomplikowany proces rehabilitacji. W trakcie drogi do szpitala śmiałem się i żartowałem, wystawiając twarz do gorącego, lipcowego słońca, jednak w środku pogrążony byłem w niewesołych rozmyślaniach, a niewiadome mnożyły się w nieskończoność.

– Dzień dobry. Jestem zapisany na artroskopię. – Kilka minut po pierwszej podałem skierowanie miłemu panu w recepcji, on postukał w klawiaturę i pokazał, żebyśmy przeszli piętro wyżej.

Znaleźliśmy się w izbie przyjęć, w której należało czekać na telefon z sali operacyjnej. Machinalnie odpowiadałem na kolejne pytania o imię, nazwisko, datę urodzenia, wszelkie możliwe alergie, krwawienie z dziąseł i na całym ciele, picie i jedzenie i tysiąc ważnych w tej chwili rzeczy.

Pani, która z nami rozmawiała, zrobiła swój wywiad, a potem nas zostawiła.

Prawie trzy godziny.

Właśnie tyle spędziłem patrząc na jednorazowe majtki, skarpety z gumowymi podkładkami i jednorazową koszulę z dziurą na tyłku i co chwila biegając do toalety.

Aż wreszcie nadeszła ta chwila.

Przebrałem się i pożegnałem z ukochaną, i posłusznie podreptałem za pielęgniarką w stronę sali operacyjnej. Drzwi do niej zamknięte były na zamek szyfrowy. Kobieta wpisała kod. Weszliśmy. W środku czekały na nas trzy osoby. One przedstawiły się i powiedziały, co robią, a ja z fascynacją patrzyłem na szereg przygotowanych łóżek.

W końcu padło pytanie o to, co będzie operowane.

I tu wyszła pewna niezręczność.

Lekarze oczekiwali, że kolano jest oznaczone, niestety musiałem wyprowadzić ich z błędu.

Po chwili konsternacji dostałem długopis i narysowałem na ciele dwie strzałki, dokładnie wskazujące odpowiednie miejsce.

W końcu wszystko się zgadzało i znalazłem się na łóżku. Od razu zostałem przewieziony do kolejnej sali, gdzie zaczęto podłączać kroplówki i różne czujniki. Zestresowałem się, ale największym zaskoczeniem było to, gdy bez żadnych wstępów nałożono mi plastikową maskę.

Usłyszałem jeszcze prośbę, żeby wykonać kilka głębokich oddechów.

Wtedy niespodziewanie odpłynąłem.

 

***

 

– Udało? Udało się? – Niewiele widziałem i byłem w stanie wyjąkać tylko trzy słowa.

Ktoś mi odpowiedział, że tak.

To mnie trochę uspokoiło, ale tylko na chwilę.

Znowu zapadłem w bezdenną ciemność.

 

***

 

Oprócz mnie nikogo tu nie było. Leżałem przy oknie w dużym, czystym pokoju. Nie mogłem się podnieść. Byłem mocno otępiały i niesamowicie słaby. Oglądałem się gorączkowo na lewo i prawo i patrzyłem na noc na zewnątrz. Nie czułem wielkiego bólu, ale największy szok przeżyłem, gdy zdałem sobie sprawę, że nigdzie nie widać mojej ukochanej.

W końcu zebrałem się w sobie i nacisnąłem czerwony guzik nad łóżkiem.

Nie miałem pojęcia, ile czekałem. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju weszła para w białych kitlach. Mężczyzna wyglądał na poważnego fachowca, a kobieta, niższa i mocno budząca sympatię, zaczęła od krótkiego pytania:

– Jak się pan dzisiaj czuje?

– Dobrze, ale co z moją dziewczyną? Dlaczego jej nie ma?

– Nazywam się doktor Schmidt, a to moja asystentka Monika Sztau.

– Powiedzcie mi coś więcej. Czy odzywała się?

Oboje patrzyli się po sobie, a ona w końcu westchnęła i podeszła krok bliżej:

– Nie mogła przyjechać.

– Ale jak? I dlaczego?

Mężczyzna delikatnie skinął głową, zupełnie, jakby na coś pozwalał, a kobieta mówiła dalej:

– Im wcześniej pan się dowie, tym lepiej. Pana partnerka miała wypadek. Bardzo nam przykro.

Pociemniało mi przed oczami.

 

***

 

Pierwsza noc była okropna. Budziłem się i zapadałem w nicość, rzucając się i krzycząc. Pamiętałem potem, że miałem gorączkę, do tego nie panowałem nad pęcherzem i raz czy dwa próbowałem wymiotować.

Przez chwilę zupełnie straciłem chęć życia. Pragnąłem śmierci, niestety nie było mi to dane.

Tak wyglądał początek prawdziwego koszmaru.

 

***

 

Godziny i dni mijały bezpowrotnie, a wokół mnie pojawiały się kolejne twarze. Psychologowie i terapeuci cały czas walczyli o moją głowę i umysł, i sprawność operowanej kończyny.

Nie było to zbyt łatwe. Nie mogłem stawiać na niej dużego ciężaru i instynktownie bałem się dotknąć stopą podłoża. Moja noga miała ograniczoną możliwość zginania, wpierw do sześćdziesięciu, potem do dziewięćdziesięciu stopni, do tego posłuszeństwa odmawiały mięśnie, i to w każdym możliwym miejscu, a jakby jeszcze tego mało, do tego dochodziły regularne zastrzyki. Bolało jak diabli i nieraz się poryczałem, na oczach wszystkich wokół.

To upokorzenie mogło się równać tylko z tym, że nieraz musiałem prosić pielęgniarkę o pomoc w sprawach intymnych. Miła, sympatyczna pani kilka razy zdejmowała mi majtki i podtrzymywała, a ja czułem się jak zwierzę, oddarte z godności i potrzebujące natychmiastowej pomocy.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

To stare powiedzenie uderzało mnie z ogromną mocą szczególnie wtedy, gdy raz po raz trzeba było na przykład podrapać się w nos albo inną część ciała.

Przed pójściem do szpitala myślałem, żeby przeczytać jakąś książkę i nadrobić braki w szeroko pojętej kulturze, ale teraz skończyło się tylko na pobożnym myśleniu. Nie miałem ochoty na nic i nie patrzyłem nawet na swój telefon.

Jak to jest, że tak rzadko myślimy o tym, co po nas pozostanie, a temat najczęściej powraca, gdy stoimy już pod murem?

Cała ta sytuacja bardzo mocno zmieniła moje podejście do życia. Byłem teraz znacznie bardziej cierpliwy i cichy, i całkowicie pochłonięty podstawowymi problemami. Nie miałem nawet siły, żeby ruszyć się na łóżku. Wszystko musiało znajdować się w zasięgu moich rąk. Każdą rzecz trzeba było planować z wyprzedzeniem i łączyć z innymi, minimalizując ilość ruchów i zużywaną energię.

 

***

 

– Nie musi pan na razie wracać do pracy. Inni dostają zwolnienie tylko na dwa tygodnie. – Doktor Szmidt uważał chyba, że złapałem pana Boga za nogi, ale ja spojrzałem na niego zupełnie bez wyrazu i odwróciłem się na bok.

Było mi wszystko obojętne. Ostatnio zrobiłem się złośliwy i irytujący dla wszystkich. Śmierdziałem, często przeklinając własnego kulasa. Zachowywałem się coraz bardziej jak zwierzę, tym bardziej, że co jakiś czas wracały koszmary z pierwszej nocy.

Kilka razy rozważałem nawet to, żeby załatwić garść tabletek albo konopi, i przeżyć to w nieświadomości albo rozwiązać w sposób ostateczny.

Zrozumiałem, dlaczego w drzwiach na balkon wszędzie założono blokady.

 

***

 

– Aaaaaaa! – W jednej chwili stałem z kulami, a w drugiej leżałem na podłodze, czując ogromny ból w operowanej kończynie.

Ludzie próbowali mi jakoś pomóc, ale tak naprawdę niewiele to znaczyło. Stało się. Po dniach bez wypadku w najmniej spodziewanym momencie nastąpiła prawdziwa katastrofa.

Przerażenia, którego poczułem, nie dało się porównać z czymkolwiek innym. Nie chciałem drugiej operacji, a przede wszystkim wymiany kolana. Byłem wściekły na fizjoterapeutę, siebie i cały świat, do tego miałem lukę w pamięci krótkotrwałej i brak jasności, co się przed chwilą stało.

Dokładnie w tej chwili doceniłem to, co całe życie dostawałem za darmo. Coś we mnie pękło i zaczęły nachodzić mnie różne myśli.

To, co wygląda jak kawałek ciała, metalu czy plastiku, jest nieskończoną ilością drobin, przenikających się nawzajem i zespolonych różnymi siłami. Jak to jest, że nic nie rozpada się nam w rękach? Czy nie jest to cudem, że możemy siedzieć w budynkach wiele metrów nad ziemią? Albo latać czy pływać tam, gdzie nikt normalny nie może przeżyć? Co powoduje, że wystarczy tylko stopień więcej lub mniej, żeby tak złożona struktura jak człowiek nagle przestała działa? Albo to, że kilka atomów jakiejś substancji czy paproch w kolanie powoduje, że wszystko się sypie? A taki żołądek, który nie rozpuszcza wszystkiego wokół? I serce, bijące całe życie? Czy to nie jest prawdziwy cud?

Teoretycznie naukowcy mówili, że cały nasz wszechświat został stworzony w wyniku wielkiego wybuchu.

Ale co było wcześniej? Przecież coś nie mogło powstać z niczego? Te wszystkie drobiny musiały skądś przybyć.

 

***

 

Popadałem w prawdziwe odmęty szaleństwa. Scenariusze i horrory mnożyły się w mojej głowie. Dominował w tym zwłaszcza jeden motyw, wizja kobiety uprawiającej ze mną seks na łóżku na sali operacyjnej. Czasami śniłem też o femme fatale, która przyjdzie w nocy, ubrana w czarne, obcisłe ciuszki, założy mi wszystkie blokady i ortezy świata i zrobi ze mnie mumię, doprowadzi do szaleństwa, a na koniec pójdzie, pozostawiając niemego, ślepego i całkiem unieruchomionego. Kiedy indziej myślałem o tym, jakby to jest mieć całe ciało zamknięte sześć tygodni w gipsie.

Tak w ogóle ciekawe, że oni mogli zrobić w trakcie operacji ze mną dosłownie wszystko. Nikt tak naprawdę nie wie, co się tam działo. Nie ma przecież nagrań. A gdybym popadł w paraliż i był uznany za zmarłego? Czy od razu zabraliby się do sekcji zwłok? A może byłbym żywcem spalony?

Co się w ogóle dzieje z człowiekiem, któremu całkowicie wyłącza się świadomość? Czy są później jakieś konsekwencje po śmierci? Czy to grzech czy nie? Jak ewentualnie uzasadnić takie działanie? Działaniem w imię wyższej konieczności?

Niektórzy mówią, że w takich momentach całkowicie rozbija się nasza dusza. A jeżeli coś w tym jest? I w jakiś sposób zmieniamy energię wokół naszej planety, zaburzając naturalną kolej rzeczy?

 

***

 

Sześć tygodni minęło jak z bicza strzelił, równocześnie czułem, jakby to było wiele lat. Nie pamiętałem już poprzedniego życia i nie miałem żadnych uczuć, może z wyjątkiem tego, że poczułem przykrość, gdy zrozumiałem, że czas się pożegnać.

– Dzisiaj pana wielki dzień. – Marika złapała mnie za rękę, gdy siedziałem ubrany na łóżku – Czas wychodzić.

– Gotowy? – Do sali wszedł doktor Szmidt. – Zjedziemy na dół do taksówki.

– Ale ja mogę iść.

– Przepisy. – Mężczyzna pokazał na mercedesa, najlepszy wózek na kółkach, jakim dysponowali na tym piętrze.

– Aha.

Przesiadłem się i zostałem zwieziony na dół do wyjścia. Wsiadłem tam do pierwszej toyoty, zapiąłem pas i podałem adres. Ruszyliśmy, a ja odpłynąłem po kilku minutach.

 

***

 

Obudziłem się na łóżku w nieznanym mi miejscu. Powoli podniosłem się na ramionach i rozejrzałem, gwałtownie kręcąc głową. Otaczał mnie jakby luksus. Wysoki pokój z ogromnym oknem balkonowym miał widok na góry, wprawdzie bez śniegu, ale i tak było co podziwiać. Obok łóżka stały dwa fotele klubowe i stolik do kawy. Siedziała przy nim kobieta, młoda, piękna i patrząca na mnie rozmarzonym wzrokiem.

– To normalne, że jesteś zdezorientowany – zaczęła i zaraz zamilkła.

– Gdzie ja jestem?

– W bezpiecznym miejscu. – Kobieta wstała, wzięła mały ręczniczek, namoczyła go w misce i usiadła obok mnie, wycierając mi troskliwie czoło.

– Czyli gdzie? – Nagle dotarło do mnie, że mam na sobie tylko bokserki.

– A czy to takie ważne? Wkrótce przyjedzie doktor Szmidt. A ja mam się tobą zająć do tego czasu. – Kobieta położyła rękę na moim miejscu intymnym, a ja od razu dostałem wzwodu.

Zakręciło mi się w głowie, a ona dobrze wyczuła, że coraz mocniej gapię się na jej biały kombinezon, dokładnie opinający całą sylwetkę i pokazujący całkiem przyjemne półokrągłe kształty. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat i nie wyglądała wulgarnie. Nie widziałem mocnego makijażu, błyszczyka ani napompowanych ust, a najbardziej spodobała mi się jej niewinna twarz i niezwykle inteligentnie oczy.

Opadłem na łóżko, podczas gdy ona kontynuowała. Byłem coraz bardziej podniecony. Napięcie sięgnęło zenitu, gdy weszła na łóżko i usiadła na mnie okrakiem.

Właśnie tak wyglądał nasz pierwszy raz.

 

***

 

Od wydarzeń w sypialni minęło kilka godzin. Siedziałem w fotelu w salonie, patrząc na góry, i nagle usłyszałem dzwonek.

– Otworzę – rzuciła moja nowa kobieta i wyszła, a po chwili w środku pojawił się doktor Szmidt.

– Dzień dobry. – Podał mi rękę i przysunął sobie drugi fotel.

– Dzień dobry. O co tu chodzi?

– Może mieć pan bardzo wygodne życie. Wystarczy tylko uprawiać seks, z kobietami oczywiście. Cała posiadłość utrzymywana jest na nasz koszt, oprócz tego płacimy za służących i za ochronę.

Milczałem, a on dodał jeszcze jedno i zamilkł:

– Potrzebujemy świeżych genów.

Długo rozważałem jego słowa.

– I Joan będzie ze mną mieszkać? – W końcu się odezwałem.

– Tylko kilka dni. Bardzo chce mieć dziecko.

– I ta złota klatka ma mnie do tego przekonać? – Zatoczyłem ręką koło, pokazując na całą posiadłość. – Gdzie my w ogóle jesteśmy?

– Szwajcaria. Rok pięćdziesiąty piąty. Nie ma już Unii Europejskiej, USA podzieliły się na dwie części, a żandarmem całego świata zostały Chiny.

Mężczyzna znów zamilkł, dając mi chyba czas na przetrawienie tych rewelacji.

– Rosja?

– Zagarnięta przez Chiny.

– Polska?

– To obecnie część Unii Wschodnioeuropejskiej.

– Niesamowite – mruknąłem. – Ale coś tu się mocno nie klei. Jak przetrwała Szwajcaria?

– Możni tego świata zawsze potrzebowali takiego miejsca.

– I co? Dalej słyniecie z serów?

– Nie do końca, ale o tym może później.

– Załóżmy, że to wszystko prawda. Mam uprawiać seks i zapładniać kobiety?

– Mniej więcej.

– Nawet jak są okropne?

– Nie musi pan ich lubić. Często wystarczy jedna noc.

– W moich czasach nazywało się to prostytucja. Mam być męską dziwką?

– Nazwa jest nieistotna. Tak naprawdę chodzi o cały gatunek ludzki. Rodzą się głównie dziewczynki, a my mamy nadzieję, że uda się wprowadzić na świat więcej chłopców.

– A nie jest wymagana różnorodność genów?

– To akurat załatwiliśmy. – Doktor uśmiechnął się.

– Już w moich czasach prowadzono in vitro. Nie wystarczy samo nasienie?

– Niestety są pewne problemy z dostępnością klinik w tej części świata.

– Rozumiem – rzuciłem, chociaż nic nie było dla mnie jasne.

– To jak? Dogadamy się? – Jego głos był cichy, ale poważny.

– Chciałbym wiedzieć, jak znalazłem się dwadzieścia lat w przyszłości.

– Może na początek w geście dobrej woli udostępnimy ogólne informacje. – Mężczyzna zaczął klikać coś na swoim zegarku. – Joan pokaże, jak korzystać ze sprzętu.

 

***

 

Łapczywie łapałem każdą chwilę życia, starając się nadrobić stracony czas. Żyłem na pełnej petardzie. Seks z kolejnymi kobietami to była naprawdę ciężka praca, ale robiłem, co mogłem, żeby w wolnych chwilach zgłębić tematy, które najbardziej mnie nurtowały. Szło to bardzo opornie, ale wersja doktora wydawała się powoli potwierdzać, uwiarygadniając nawet to, że w większości otaczały mnie sprzęty, które znałem ze swoich czasów.

Szpital Tremli z tysiącami pacjentów został przeniesiony i rozszczepiony w czasie. Nie miałem styczności z lekarzami i innymi pacjentami, ale liczne relacje opisywały wielomiesięczne przygotowania do operacji i tajemnicze światło, które spowiło przeznaczony do wyburzenia budynek. Co ciekawe, algorytm podróży w czasie wymyśliły AI. Nikt nie do końca wiedział, jak działał, ale chodziło chyba o kombinację miejsca i czasu, i właśnie dlatego nie można było tego zrobić ze stadionem pełnym ludzi.

Wersja z wypadkiem mojej ukochanej mogła oczywiście zostać wymyślona na potrzeby rehabilitacji, którą musiałem jakoś przejść. Mój drugi ja i ona być może jeszcze żyli, ale nie byłem w stanie tego potwierdzić, bo te informacje w internecie były szczątkowe, w większości przypominając bełkot. Sieć się ogólnie bardzo podzieliła. Bardzo pilnowano, żeby korzystały z niej wyłącznie żywe osoby, a nie boty, wykradające każdy przejaw twórczości. Widziałem to szczególnie w Polsce, przez lata zjadanej przez korupcję, KPO i popieranie POPIS, jak również utrącanie ludzi próbujących coś zrobić przez miernoty, które były na niższym poziomie rozwoju i przeceniały swoje umiejętności.

Głupota panowała, nie to jednak napawało mnie największym przerażeniem. Z tego, co zrozumiałem, kluczem do problemów z płodnością okazał się pewien wirus i substancja zwana teftynyną. Niektórzy mówili, że pojawiła się w laboratoriach Rosji albo Korei, inni wspominali o Wuhan i rozkazach generałów amerykańskich w czasach secesji. Nikt do końca nie był tego pewien, za to miliony uwierzyły w puste obietnice i brało ją dobrowolnie, jako środek antykoncepcyjny i na odchudzanie, potem w zamian za obietnicę wyższej emerytury, a na końcu będąc zmuszanym, na przykład w czasie napadów rabunkowych, podobno finansowanych przez rządy.

Świat bardzo się zmienił. Wojna celna z USA wywołała izolację Ameryki. W dwudziestym piątym rozpoczęto rozliczanie ropy w juanach, a kolejne państwa anulowały zamówienia na F-35. Zrezygnowano z licencji na produkty Microsoft i usługi w chmurze. Linux stał się znacznie bardziej popularny. Rozwijano go oddzielnie w różnych krajach, mocno promując rozwiązania europejskie, takie jak środowisko KDE.

Wyjście Włoch z Unii Europejskiej w dwudziestym szóstym zapoczątkowało rozpad całej struktury. To zbiegło się z walkami o Tajwan, który obecnie nie był głównym miejscem produkcji elektroniki. Potrzeba chwili wywołała coraz mocniejszy recykling i wykorzystywanie starych komponentów, jak również znanych koncepcji typu baterie sodowe, silniki Sterlinga i elektrownie na tor, które zastąpiły wiatraki do mielenia ptaków.

Samo AI okazało się bańką i doprowadziło do katastrofy gospodarki ogólnoświatowej około dwa tysiące trzydziestego roku. Wszystkie modele były odtwórcze, a uzależnieni od nich ludzie zadawali coraz mniej inteligentne pytania, co nakręcało upadek. Ta technologia miała złą passę do momentu, gdy upowszechniły się komputery kwantowe. Dopiero wtedy nastąpił prawdziwy przełom.

 

***

 

Z czasem przyzwyczaiłem się do tego, że moje nowe życie jest dosyć wygodne. Willa umieszczona była gdzieś koło Zurychu. Miałem kilku służących i robiłem sobie wycieczki po całym kraju. Nie widziałem tam nic niezwykłego ani futurystycznego, co mogło być tłumaczone niechęcią Szwajcarów do płacenia za nowe, niesprawdzone rozwiązania. Cały czas towarzyszyli mi ochroniarze. Dbali o odseparowanie mnie od innych, wszystko zmieniło się jednak, gdy pewnego dnia udałem się do chatteur na szczycie Uetlibergu.

Zamówiłem tam fondue i schorli, zjadłem i wypiłem, a na końcu skierowałem do toalety. Mył tam podłogę ktoś z obsługi. Markus, który mi towarzyszył, sprawdził kabiny w środku, zamienił z lokalsem kilka słów w szwajcarskim–niemieckim, a potem zostawił nas samych.

– Obejrzyj to. – Starszy pan wyjął z fartucha kartę pamięci, gdy odchodziłem od pisuaru. – Oni cały czas kłamią.

– Słucham?

– To nie jest żaden wirus. Schowaj to i obejrzyj, gdy cię nikt nie będzie widział. – Mężczyzna złapał mnie za rękę i położył tam kawałek plastiku.

– Jasne – mruknąłem.

– To może być jedyna okazja, żeby ci to przekazać. No idź już. Zanim tamten się zorientuje.

Ziarno zostało zasiane. Schowałem kartę do kieszonki spodni i rozmyślałem o niej przez całą drogę powrotną. Teoretycznie taki nośnik nie powinien sprawić żadnych problemów, praktycznie przez dwadzieścia lat mógł się dokonać taki postęp, że miałem przy sobie odbiornik, nadajnik, moduł AI i Bóg wie co jeszcze. W głowie analizowałem najdrobniejszy szczegół naszej rozmowy, każdy element jego mimiki i słów i w końcu zadecydowałem, że spróbuję z czytnikiem książek, którego używałem zawsze przed snem. To było stare, prymitywne urządzenie, wyciągnięte prawie z moich czasów. Podmiana nośnika zajęła mi chwilę, a potem… doznałem szoku.

Na karcie pamięci znajdowały się dziesiątki plików o programie rządowym, który zakładał między innymi badanie nasienia i jajeczek osób operowanych, a następnie usypianie niektórych z nich na dłużej i wykorzystywanie do różnych celów.

Kolejne pliki ujawniały przykłady zastosowania tej procedury do ludzi wydzielających tefryftynę, używaną przez bogaczy do przedłużania życia.

Czytałem te dokumenty i rosło we mnie zrozumiałe oburzenie. Żyłem w bańce i nie chciałem tego wcześniej przed sobą przyznać. Budziło się we mnie coraz więcej wątpliwości, czy wizja świata w mojej złotej klatce była prawdziwa i czy szpital został w ogóle przeniesiony w czasie. Nie mogłem dłużej ignorować podejrzeń, i nie chodziło mi nawet o to, co zrobiono ze mną, ale o możliwość wykorzystania moich dzieci, zmuszonych do produkcji tefryftyny.

A jeżeli przy okazji mojego porwania zabito bliską mi kobietę?

Musiałem się tego dowiedzieć.

 

***

 

Po przeczytaniu rewelacji z karty z dnia na dzień miałem coraz większy problem, żeby zachować pozory. Trwało to dwa tygodnie, do czasu, aż w końcu przyszedł moment, kiedy naprawdę potrzebowałem pomocy.

– Dzień dobry, panie doktorze, muszę dostać coś na potencję. – Zadzwoniłem do Szmidta.

– Rozumiem. Zaraz zapiszę odpowiednie pigułki.

– Nie chodzi tylko o to. Mam jeszcze jedną rzecz.

– Słucham.

– Chciałbym poprosić, żebyście znaleźli mojego drugiego ja i oficjalne dokumenty na temat wypadku mojej kobiety.

– Czy to teraz takie ważne?

– Tak. Rozumiem, że są pewnie jakieś notatki z policji, coś o pogrzebie, i tak dalej.

– Zobaczę, co da się zrobić. – Mężczyzna odwrócił wzrok zupełnie jakby nie wierzył w to co mówi.

 

***

 

Doktor mógł oczywiście nabrać podejrzeń i poddać mnie wnikliwej obserwacji, miałem to jednak gdzieś. Długo zastanawiałem się, jak zaplanować moją ucieczkę. Na pewno potrzebowałem ubrania bez żadnej pluskwy i musiałem to zrobić, kiedy strażnicy stracą czujność.

Okazja przyszła przypadkiem. Któregoś dnia znowu lało. Deszcz zacinał ze wszystkich stron, a ciężkie chmury zniechęcały do jakiejkolwiek aktywności.

To było to.

Nie dojechała jedna z kobiet i połowa ochroniarzy. Wszyscy chodzili mocno rozdrażnieni, zmęczeni wszechobecną wilgocią. Każdy zamykał się w swoim pokoju, robiąc to, co konieczne, i był obojętny na to, co działo się wokół.

Zaraz po kolacji i wieczornym obchodzie przebrałem się w ciemne ubranie, wyszedłem przez balkon w salonie i szybko przemknąłem pod murem, aż do furtki z boku posesji. Miałem dosyć już po kilku minutach. Czułem się jak w zimnej saunie z biczami wodnymi, przesiąknięty i obity z każdej strony.

Nie było już odwrotu. Zaciskałem zęby, wiedząc, że to moja jedyna okazja. Ziemia była rozmokła, dokładnie maskując moje kroki, do tego miałem prawie całkowitą pewność, że strażnicy i AI nie podniosą od razu alarmu.

Cała posiadłość stała na wzgórzu, obok lasu.

Wszedłem w cień drzew, ale to niewiele pomogło. Byłem wręcz otumaniony bogactwem zapachów, do tego co i rusz potykałem się, przy okazji wymawiając sobie, że nie wziąłem latarki ani lepszych butów. Wszędzie wokół waliły pioruny, a ja powoli przedzierałem się wśród drzew.

Las w końcu skończył się i znalazłem się obok jakiegoś dużego gospodarstwa rolnego. Stałem przez dłuższą chwilę w cieniu, obserwując, i w końcu zdecydowałem się przenocować w najbliższej stodole.

Była naprawdę ogromna.

Położyłem się z boku na sianie i niemal od razu zasnąłem.

 

***

 

Rano obudziłem się piekielnie głodny i zmęczony. Wyglądałem trochę jak kloszard, za to nie padało na zewnątrz. Po krótkim zastanowieniu i obejrzeniu ukradkiem całej posesji przez uchylone drzwi zdecydowałem się przemknąć w stronę bramy wejściowej.

Szedłem asfaltową drogą dobre pół godziny, tak długo, aż w końcu znalazłem się w miejscowości Zug. Wszedłem do ogromnego Migrosa koło stacji kolejowej i skierowałem do gazet.

Dwa tysiące dwudziesty siódmy.

To pierwsze, co rzuciło mi się mocno w oczy.

Stanąłem jak rażony piorunem, a potem rzuciłem do czytania.

Gorączkowo przerzucałem kolejne magazyny, chłonąc wiadomości o strajkach na całym świecie, pogrążonym w chaosie po tym, jak w różnych gałęziach gospodarki zwolniono miliony ludzi, właściwie nie dając im żadnej alternatywy.

To w połączeniu z licznymi błędami wywoływanymi przez AI, w dalszym ciągu ułomną i mającą halucynacje, było prawdziwą katastrofą.

Jeżeli dobrze zrozumiałem, energia na świecie była zużywana głównie na działanie wielkich farm serwerów, ochranianych przez tysiące firm tworzących prawdziwe prywatne wojsko. Podobnie źle było z powietrzem i wodą, zanieczyszczanymi przez nowoczesne układy chłodzące.

Ludzie nauki alarmowali, że cała AI w tej formie zagraża całej ludzkości. Nie chodziło nawet o zużycie zasobów, tylko całkowite odrzucenie kwestii etycznych i bezpardonową walkę wyłącznie o zyski. Właściwie cała gospodarka została temu podporządkowywana. Skanowano każdy okruch ludzkiej twórczości. Na telefonem z iOS i Androidem zmuszano do instalowano różnych aplikacji i kasowano to, co akurat nie pasowało korporacjom. Nakazano wszystkim oddawanie starej elektroniki, podporządkowując jej przetwarzanie wyłącznie produkcji określonych serwerów i układów scalonych. Przestały istnieć nawet tradycyjne usługi chmurowe, a w gazetach znalazłem informacje o tym, że z miesiąca na miesiąc po cichu zmniejszano ilość obsługiwanych danych, co w praktyce oznaczało bezpowrotne kasowanie wielu tworów kultury elektronicznej lat poprzednich.

To była doprawdy fascynująca lektura, niestety wszystko co dobre, szybko się kończy.

Obok dworca zatrzymało się kilka samochodów. Wyskoczyło z nich pięciu ludzi w czarnych garniturach, a ja instynktownie czułem, że szukają właśnie mnie.

Na szczęście byłem zasłonięty regałem i miałem czas na dyskretne wycofanie się w drugą stronę. Z okna sklepu zobaczyłem, że na peronie zatrzymał się pociąg. Kierowałem się do niego, lawirując między ludźmi i półkami i wykorzystując każde miejsce do ukrycia.

Zabawa w ciuciubabkę trwała dłuższą chwilę, w końcu jednak znalazłem się w pociągu do Genewy. To nie rozwiązywało wszystkich problemów. Jeżeli nic się zmieniło, na pewno powinna tu być kontrola biletów. Ja takiego nie miałem, a konduktor powinien wtedy wezwać policję.

Tylko czy oni współpracowali z porywaczami? Czy mnie wydadzą? Co się wtedy stanie?

Uświadomiłem sobie, że znalazłem się w pułapce. Siedziałem, patrząc na mijane pola i zabudowania. Podziwiałem piękno świata i przyrody, myśląc, że za chwilę pozostanie mi widok zza krat albo łóżko z pasami.

– Kontrola biletów. – Po jakimś czasie usłyszałem to, co było do przewidzenia.

Zamknąłem oczy i odruchowo spiąłem mięśnie. Głos się zbliżał. Już zbierałem się w sobie, żeby przyznać się do jazdy na gapę, gdy poczułem, że ktoś przysiadł się obok mnie.

– Proszę bardzo. Oto nasze bilety. – Usłyszałem jakby znajomy głos.

Otworzyłem oczy i zaniemówiłem, widząc, że przede mną siedział sprzątacz z gór.

– Byłem śledzony? Nadajnik?

– Zostałem wynajęty. – Szwajcar pokazał zdjęcie, od którego zakręciło mi się w głowie. – Ona poruszyła niebo i ziemię. Proszę nie pytać, skąd wzięła pieniądze. Nie wiem i nie chcę wiedzieć.

– To co teraz?

– Proponuję zacząć od śniadania. – Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko.

– A tamci? Przecież na pewno mnie jakoś śledzą.

– O tym też pomyśleliśmy. – Mężczyzna pokazał na niewielką torbę tuż obok. – W ogóle był pan śledzony na każdym kroku. To dlatego udało się spotkać w górach.

– A pan? Kim pan właściwie jest?

– Inspektor Pierre Crushon. Na razie mogę pokazać tylko legitymację, co do reszty, musi wystarczyć moje słowo.

– Francuz?

– Nie. W tej chwili to zresztą najmniej ważne. Pracuję dla rządu federalnego.

– Ale w materiałach była mowa o programie rządowym.

– Tak. Czasami robione są pewne rzeczy, z których nikt nie jest dumny. W tym wypadku wszystko przejął jeden z najbogatszych ludzi na świecie, z placówkami nie tylko w Szwajcarii.

– To są też inni? Tacy jak ja?

– Oczywiście.

– Ale ja naprawdę nic nie wiem.

– Teraz każdy drobiazg się liczy.

– No dobrze. Proszę mi coś powiedzieć. Czy Tremli jest jeszcze państwowe?

– No właśnie nie. – Inspektor uśmiechnął się. – Wykupione przez fundusz należący do Brązowej Skały. Zrobili strefę ochronną i nie wpuszczają tam żadnych obcych.

– Ale przecież ludzie w środku muszą mieć jedzenie, leki, i tak dalej.

– Pieniądze czynią cuda. Tak było, jest i będzie. Na całym świecie działa wiele firm, które nie mają żadnych skrupułów, żeby uczestniczyć w tym procederze.

– Jedno mnie zastanawia. Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie wybrali kogoś lepszego? Czy chodzi tylko o tefryftynę? Czy jednak coś innego?

– Tego też musimy się dowiedzieć. – W spojrzeniu Pierra nie było ani cienia wesołości.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych wpadły mi w oko wątpliwości (tylko do przeanalizowania):

Mężczyzna wyglądał na poważnego fachowca, a kobieta, niższa i mocno budząca sympatię, zaczęła od krótkiego pytania: (…) – nieco zgrzyta mi ten zwrot (?)

– Nazywam się doktor Schmidt, a to moja asystentka (przecinek lub myślnik?) Monika Sztau.

Oboje patrzyli się po sobie, a ona w końcu westchnęła i podeszła krok bliżej: (…) – zbędne?

Moja noga miała ograniczoną możliwość zginania, wpierw do sześćdziesięciu, potem do dziewięćdziesięciu stopni, do tego posłuszeństwa odmawiały mięśnie, i to w każdym możliwym miejscu, a jakby jeszcze tego mało, do tego dochodziły regularne zastrzyki. – powtórzenia?

Bolało jak diabli i nieraz się poryczałem, na oczach wszystkich wokół. – zbędny ostatni przecinek?

Po dniach bez wypadku w najmniej spodziewanym momencie nastąpiła prawdziwa katastrofa. – w tym zdaniu brakuje interpunkcji?

Po krótkim zastanowieniu i obejrzeniu ukradkiem całej posesji przez uchylone drzwi zdecydowałem się przemknąć w stronę bramy wejściowej. – i w tym?

Co powoduje, że wystarczy tylko stopień więcej lub mniej, żeby tak złożona struktura jak człowiek nagle przestała działa? – literówka?

Kiedy indziej myślałem o tym, jakby to jest mieć całe ciało zamknięte sześć tygodni w gipsie. – w tym zdaniu całkiem posypała się składnia?

Otaczał mnie jakby luksus. – zdanie brzmi dziwnie, choć oczywiście z miejsca przypomina kultowe: „Marian, tu jest jakby luksusowo!”. :)

Łapczywie łapałem każdą chwilę życia, starając się nadrobić stracony czas. – masło maślane (=styl)

Nikt nie do końca wiedział, jak działał, ale(…) – błędna składnia?

Sieć się ogólnie bardzo podzieliła. Bardzo pilnowano, żeby korzystały z niej wyłącznie żywe osoby, a nie boty, wykradające każdy przejaw twórczości. – powtórzenie?

 

Nikt do końca nie był tego pewien, za to miliony uwierzyły w puste obietnice i brało ją dobrowolnie, jako środek antykoncepcyjny i na odchudzanie, potem w zamian za obietnicę wyższej emerytury, a na końcu będąc zmuszanym, na przykład w czasie napadów rabunkowych, podobno finansowanych przez rządy. – zdanie wielokrotnie złożone i przez to niejasne – do kogo lub czego odnosi się czasownik „brało”?

Zamówiłem tam fondue i schorli, zjadłem i wypiłem, a na końcu skierowałem do toalety. – brak „się”?

Stanąłem jak rażony piorunem, a potem rzuciłem do czytania. – i tu?

 

Bardzo nienaturalne jest dla mnie to, że bohater z trudem uciekł, potem spał w stodole, a po wstaniu zaczął czytać szczegółowo gazety i wszystkie informacje o tym, co dzieje się na świecie.

 

Ludzie nauki alarmowali, że cała AI w tej formie zagraża całej ludzkości. – powtórzenie?

a telefonem z iOS i Androidem zmuszano do instalowano różnych aplikacji i kasowano to, co akurat nie pasowało korporacjom. – w tym zdaniu też padła składnia i jest niejasne

Jeżeli nic się zmieniło, na pewno powinna tu być kontrola biletów. – brakuje „nie”?

Tylko czy oni współpracowali z porywaczami? Czy mnie wydadzą? Co się wtedy stanie? – czemu w jednym toku myślowym, dotyczącym tego samego zagadnienia i sytuacji, jest czas przeszły, a potem nagle dwa razy czas przyszły?

Mężczyzna pokazał na niewielką torbę tuż obok. – albo „wskazał”, albo bez „na”?

 

Podczas czytania miałam takie przemyślenia, że:

– dość dziwnym wydało się, iż w dniu operacji pytano dopiero pacjenta o wszystkie szczegóły, dotyczącego jego zdrowia, alergii itp. ;

– dobrze, że trafił na czas, gdy nie było pandemii, bo wtedy żegnałby ukochaną już pod szpitalem i nie mógłby szukać jej po operacji w szpitalu;

– bohater miał szczęście, że był całkowicie uśpiony i niczego nie słyszał ani nie czuł; bywają operacje ze znieczuleniem miejscowym i pacjent podczas całego zabiegu jest w pełni świadomy, słyszy lekarzy i rozmawia z nimi;

– bardzo nienaturalne było dla mnie przyjęcie od razu do łóżka Joan po stracie ukochanej dziewczyny, ale może nieczuli ludzie tak mają (?);

– podobnie dziwne jest podanie karty przez nieznajomego i późniejsze nieprzeszukanie bohatera przez ochroniarzy.

 

 

Ten fragment budzi moje wątpliwości:

– Dzień dobry, panie doktorze, muszę dostać coś na potencję. – Zadzwoniłem do Szmidta.

– Rozumiem. Zaraz zapiszę odpowiednie pigułki.

– Nie chodzi tylko o to. Mam jeszcze jedną rzecz.

– Słucham.

– Chciałbym poprosić, żebyście znaleźli mojego drugiego ja i oficjalne dokumenty na temat wypadku mojej kobiety.

– Czy to teraz takie ważne?

– Tak. Rozumiem, że są pewnie jakieś notatki z policji, coś o pogrzebie, i tak dalej.

– Zobaczę, co da się zrobić. – Mężczyzna odwrócił wzrok zupełnie jakby nie wierzył w to co mówi. – skoro dzwonił, czemu mowa o odwracaniu wzroku lekarza? – trzeba chyba coś pozmieniać i dopisać, że oni się widzieli podczas tej rozmowy(?)

 

Zaciskałem zęby, wiedząc, że to moja jedyna okazja. Ziemia była rozmokła, dokładnie maskując moje kroki, do tego miałem prawie całkowitą pewność, że strażnicy i AI nie podniosą od razu alarmu. – powtórzenie?

 

Las w końcu skończył się i znalazłem się obok jakiegoś dużego gospodarstwa rolnego. Stałem przez dłuższą chwilę w cieniu, obserwując, i w końcu zdecydowałem się przenocować w najbliższej stodole. – tu dość dziwne, że nie było tam psów

 

Mocno ubolewam, że nie zamieściłeś żadnych tagów, w tym o erotyce i (ponownie) o polityce, bo niespecjalnie lubię takie tematy w fantastyce, nie tego szukam w tutejszych opowiadaniach. Miałam czasem nieco luźnych skojarzeń z „Seksmisją” Machulskiego.

 

Końcówka zainteresowała, nareszcie pewne rzeczy zaczęły się klarownie układać, a wątpliwości i zapytania wyjaśniać, aż tu nagle: koniec… :(

 

Klikam za pomysł, lecz sporo rzeczy z kwestii językowych trzeba jeszcze doszlifować.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka