Zadzwonił dzwonek i dzieci weszły do klasy. Zniecierpliwione szybko zajęły swoje miejsca, bo dziś na godzinie wychowawczej miało być coś specjalnego. Dzieciaki lubiły te zajęcia. Ich wychowawczyni pani Lucyna zawsze miała jakiś fajny pomysł na zagospodarowanie czterdziestu pięciu minut. Raz było to poznawanie znaków zodiaku, innym razem jakiś quiz. Dzieci nawet żałowały, że w tygodniowym programie nie ma więcej takich lekcji.
– Zaprosiłam dzisiaj pana, który opowie wam niezwykłą historię jaką dawno temu sam przeżył. – zakomunikowała pani Lucyna. – Jestem przekonana, że bardzo was zaciekawi. Gdy skończy będziecie mogli zadawać pytania.
Następnie poszła na zaplecze, by po chwili wrócić niosąc szklankę z herbatą. Za nią wszedł pomarszczony na twarzy, siwy staruszek, wyglądający na jakieś osiemdziesiąt lat. Fizycznie jednak w całkiem dobrej formie.
Mężczyzna usiadł w ławce, specjalnie postawionej z przodu, w centralnym miejscu. Pani Lucyna położyła przed nim jego herbatę i powiedziała:
– Proszę. Może pan zaczynać.
Dziadek przez moment przyglądał się zaciekawionym młodym twarzom, wzdychnął i rozpoczął:
– Mam osiemdziesiąt sześć lat, mój umysł nie jest już taki świeży jak wasz. Dlatego mogę pominąć jakieś ważniejsze kwestie w mojej opowieści. Żeby nie robić mętliku umówmy się, że pytania będziecie zadawać na końcu.
Odchrząknął jeszcze i zaczął opowieść:
– Dobrze pamiętam jak czwartego marca, 2028 roku w telewizyjnych wiadomościach obejrzałem niezwykły materiał. Przedstawiał, gdzieś na środku Sahary otoczony piaskowym pustkowiem olbrzymi obiekt, który nie mógł z wielu powodów zostać zbudowany przez ludzi.
„Obcy wylądowali na Ziemi” – mówił spiker.
Na filmie zobaczyłem kompleks niezwykłych budynków. Mówię niezwykłych, gdyż charakteryzowały się idealną symetrią. Były to kule i wielościany foremne. Później ludzie dyskutowali czy obcy lubili symetryczne kształty czy chodziło o coś innego, nie wiadomo co.
Nieco obok wznosiły się bardzo wysokie maszty antenowe. Kilka wyposażono w potężne talerze, najprawdopodobniej służące do lepszego zbierania fal tak jak u nas.
„Dziwna baza ma około sześć na osiem kilometrów powierzchni” – kontynuował mężczyzna na ekranie telewizora.
W następnym serwisie emitowanym zaledwie kilka godzin później, dowiedziałem się, że budowla znacznie się powiększyła. Przedziwne roboty, wyglądające na zdjęciach jak mrówki albo pająki, budowały blisko kompleksu platformę.
Ta dziwna baza miała biały, niczym śnieg, kolor. Platforma natomiast była czarna jak węgiel.
Cały świat obserwował powstawanie na tak nieprzyjaznym dla ludzi terenie pustynnym płaskiego jak stół, zajmującego wielki obszar lądowiska. Gdyż jak się okazało później to było lądowisko.
Gdy obcy po ośmiu dniach je ukończyli, przyszła pora na kolejne konstrukcje, których przeznaczenia można było się jedynie domyślać. Powstały wielkie przeźroczyste bańki połączone z jakimiś znacznie mniejszymi silnikami, z których przez rury wydostawał się czarny dym. Wypełniły się one z czasem czerwoną, bulgoczącą cieczą. Powstały też bańki nieco innego kształtu, tym razem z zieloną substancją. Ciecze te sądzono, musiały być podgrzewane, bo zachowywały się jak gotująca się woda, a z dziur u góry wylatywało coś jak kolorowa para.
Wszystko to było ogromnych rozmiarów. Dwa tygodnie później na lądowisku pojawiły się pierwsze statki kosmiczne, które po zadokowaniu łączono giętkimi, srebrnymi rurami z bańkami zawierającymi czerwone i zielone płyny. Najprawdopodobniej jak się potem okazało będące paliwem do ich statków.
Ludzie, choć bardzo chcieli i próbowali, nie mogli się skontaktować z obcą rasą. Chroniło ich jakieś pole siłowe. Całkowicie niewidzialne, a zachowujące się niczym niezniszczalna fizyczna ściana. Kilka helikopterów, które wysłano by zrobiły zdjęcia z bliska rozbiło się o nią.
W obcej bazie zauważono jakieś istoty, nawet było ich z czasem coraz więcej, ale z bliska nikt nie miał możliwości ich ujrzeć, o dialogu już nie mówiąc.
Minęły trzy tygodnie od zauważenia konstrukcji obcych. Mądre głowy na całej Ziemi spekulowały, że konstrukcja została ukończona. Na olbrzymiej czarnej platformie, obok siebie stacjonowały różnej wielkości statki. Baza już się nie powiększała.
Był dwudziesty szósty marca, dwa tysiące dwudziestego ósmego roku, kiedy stała się tragedia której nikt się nie spodziewał.
Jakieś tysiąc kilometrów na północ od Kotliny Kongo doszło do olbrzymiej eksplozji. Nikt nie miał wątpliwości, że to robota obcych. Ludzie próbowali dociekać dlaczego to zrobili. Najbardziej popularną była opcja, że to eksperyment militarny. Dla ludzi okazał się on tragiczny. Najwyraźniej przybyszów w ogóle to nie obchodziło.
W wyniku eksplozji powstał lej, o średnicy ponad tysiąca pięciuset kilometrów. Zielona dżungla zamieniła się w szare pustkowie. Lecz nie to było najgorsze. W powietrze uniosła się chmura, śmiertelna dla wszelkich ziemskich organizmów. Nie była radioaktywna lecz bardzo toksyczna. Związki w niej zawarte składały się z nie występujących na Ziemi pierwiastków. Nie było przed tym lekarstwa. Chmura przesuwała się z wiatrem zabijając na swojej drodze wszystko co żywe.
Kiedy naukowcy i mądrzy ludzi debatowali jak zaradzić w zaistniałej sytuacji, doszło do kolejnej tragedii i już nikt nie miał wątpliwości, że obcy mają nas w nosie.
Na Niamey w Nigerze, najgęściej zaludnionym mieście w pobliżu Sahary niewielkie stateczki obcych rozpyliły jakąś substancję.
Okazała się zabójcza. Atakowała mózg, w kilkadziesiąt sekund uszkadzając go i powodując zgon. Do dzisiaj pamiętam sekcję zwłok emitowaną w telewizji. Po otwarciu czaszki, na filmie widać było malutkie brązowe glisty, żerujące na w połowie już zjedzonym mózgu.
Dziwny wirus momentalnie się rozprzestrzeniał tak, że nie minęły dwie doby, a liczące milion mieszkańców miasto całkiem opustoszało. Całe szczęście coś zatrzymało wirus. Do tej pory nie wiadomo co. Nieliczni twierdzą, że obcy okazali się choć trochę humanitarni i gdy ich domniemany eksperyment się zakończył, dezaktywowali zabójczy czynnik. Ja osobiście sądzę, że to bardzo wątpliwe.
Minęły kolejne dwa tygodnie i nic nowego się nie działo. Natomiast toksyczna chmura zbierała już swoje wielkie, zabójcze żniwo.
Wtedy nagle zauważono w pobliżu orbity ziemskiej olbrzymi statek. Tak wielki, że szacowano, iż jest zaledwie kilkadziesiąt razy mniejszy od naszego księżyca. Poruszał się dość wolno, minął Ziemię i w pewnym momencie ludzkość stała się świadkiem wojny obcych cywilizacji. Nie wiadomo skąd, nagle pojawiły się rakiety mające za cel olbrzymi statek. Kilka trafiło inne zostały strącone przez obronne działka. Potem zaroiło się od statków, które opuściły hangary okrętu – matki, a także łatwe do odróżnienia ze względu na swój inny kształt i kolorystykę statki agresorów. Po obu stronach mniejsze stateczki strzelały laserami a większe wyposażone były w wyczerpujący się arsenał.
Z bazy obcych na Saharze wystartowały okręty by pomóc w bitwie. Co kilka godzin wracały, jak się domyślano żeby zatankować paliwo i uzupełnić rakiety.
Bitwa trwała kilkadziesiąt godzin. Ostatecznie wyglądało na to, że goszczący na naszej planecie zwyciężyli. Olbrzymi statek bezpiecznie mógł lecieć do swojego celu.
Wszyscy zastanawiali się co będzie dalej. Jak zakończy się ta przygoda ludzkości.
Gdy statek – olbrzym oddalił się, a na saharyjskiej bazie nie było już ani statków ani nikogo doszło do eksplozji. Baza wyleciała w powietrze.
Bariera chroniąca również zniknęła. Gdy to odkryto naukowcy i politycy momentalnie wsiedli do helikopterów, by zobaczyć z bliska to co zostało z budowli obcych. W pobliżu rumowiska utworzono obozy, które szybko zamieniły się w malutkie miasteczko.
Badania ruszyły pełną parą. A było co badać i zwiedzać. Wiem to dobrze bo sam tam pracowałem. Teren był nieco skażony, lecz to było nic w porównaniu z tym co robiła toksyczna chmura.
Teraz minęło niemal sześćdziesiąt lat i wiadomo jak wygląda sytuacja. Opary zabiły półtora miliarda osób i z wiatrem wędrują dalej. Jeśli kiedyś się rozproszą będzie to za kilka albo nawet kilkanaście tysięcy lat. O obcych nie pozwala też zapomnieć olbrzymi lej pozostały po eksplozji.
Historia ta nie napawa optymizmem. Ludzie tak często zastanawiali się czy istnieje życie poza Ziemią, nawet marzyli o spotkaniu. Gdy doszło do kontaktu z obcymi ci potraktowali nas jak byśmy byli nic nie warci. Dla nich byliśmy jak jakieś owady, które nie potrafią myśleć.