- Opowiadanie: fanthomas - Widok z okna

Widok z okna

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Widok z okna

 

 

Powtarzalność kolejnych miejsc, które odwiedzałem, doprowadzała mnie na skraj szaleństwa. Czułem się, jakbym cały czas wchodził do tego samego mieszkania, z zaledwie kilkoma odmiennymi elementami. Dusiłem się w tak ciasnych wnętrzach i marzyłem o tym, żeby jak najszybciej stamtąd wyjść. Musiałem jednak wytrzymać, dopóki dziewczyna nie zdradzi mi powodu, dla którego mnie tam sprowadziła. Nie spieszyła się, przez parę minut wyglądała przez okno, po czym usiadła i wpatrzyła się we mnie. Wreszcie zaczęła mówić, powoli, delektując się każdą sylabą.

– Piętro wyżej mieszka pewien mężczyzna. Zaczęliśmy się nim interesować, kiedy ktoś poruszył temat jego pracy. Tak naprawdę mało o nim wiemy, może dlatego wzbudza taką ciekawość, ale jest jedna rzecz, która wszystkich wprawia w konsternację. Każdego dnia rano ów jegomość wychodzi, ale jeszcze nikomu nie udało się przyłapać go, gdy wraca. Niektórzy decydowali się nawet czekać na klatce schodowej do późna, byleby odkryć jego sekret, ale na próżno. Przekoczowali całą noc i go nie spotkali, a następnego dnia facet znowu, jak gdyby nigdy nic, wyszedł ze swojego mieszkania. I co mi na to odpowiesz?

Kiedy skończyła, do moich uszu doleciał szelest jej włosów, które zafalowały, jakby w pomieszczeniu panował przeciąg, choć sam nie poczułem żadnego podmuchu. Potem wstała i znów podeszła do okna, jakby nie mogła długo usiedzieć w jednym miejscu.

– Bujdy – odparłem w końcu. – Pewnie spali, gdy wracał.

– Nie ma takiej możliwości. Czuwałam razem z nimi i mogę zagwarantować, że nawet mysz by się nie prześlizgnęła.

– Nie wystarczy go zapytać?

– On jest dziwny, milczący. Nigdy nikomu nie odpowiada.

– Może po prostu nie lubi, gdy inni wściubiają nos w nie swoje sprawy? Sam nie byłbym zadowolony, gdyby pod moimi drzwiami stała sąsiedzka armia.

– Ale to takie niezwykłe. Może poszedłbyś kiedyś za nim i…

Urwała, niepewna tego, jak wyrazić swoją prośbę. Odruchowo spojrzała w górę, jakby chciała przeniknąć sufit i podejrzeć, czy tajemniczy mężczyzna przebywa wciąż u siebie, ale po chwili pokręciła głową i powiedziała:

– Masz rację, gadam głupoty.

– Nie, to bardzo interesujące, choć wyjaśnienie na pewno jest banalne. Rozczarowałabyś się. Często satysfakcja z poszukiwania sekretów przewyższa tę z ich odkrywania. Ponadto nie wierzę, że jeszcze żaden z sąsiadów go nie śledził.

– Próbowaliśmy, ale kiedy tamten dostrzegał, że ktoś znajomy za nim idzie, zaczynał tak lawirować, że w końcu udawało mu się zniknąć. Dlatego pomyślałam o tobie.

– Mieszkasz tutaj sama?

– Tak, od kiedy ojciec trafił do więzienia… z powodu takiej głupoty, że jak powiem, to zaczniesz się śmiać.

– Zamieniam się w słuch.

– Często przemycał swoje antyrządowe przemyślenia w książkach i nagraniach publikowanych w Internecie. Komuś się to nie spodobało. Zamknęli go rzekomo za mowę nienawiści i tak dalej, ale naprawdę niepokoiło ich to, że wkrótce inni do niego dołączą i zaczną się protesty. W jakim świecie my żyjemy? Pewnie gdzieś tu zamontowano podsłuch i jak usłyszą, co ci zdradziłam, zaraz przyjadą i mnie także zabiorą. Straszne.

– Miałem się pośmiać.

– To absurdalne, ale nie aż tak, jak pewnie pomyślałeś.

– A matka?

– Wiele lat temu wyjechała, żeby pracować za granicą i już nie wróciła. Straciliśmy z nią kontakt, ale pamiętam, że gdy jeszcze rozmawiałyśmy telefonicznie, to między wierszami odczytywałam aluzje, że zaczęła nowe życie. Pewnie kogoś poznała. Potem kontaktowała się z nami coraz rzadziej, aż w końcu zupełnie przestała. Dzwoniliśmy, ale nikt nie odbierał. Widocznie zmieniła numer, żebyśmy jej więcej nie przeszkadzali. Pomyślała, że to przecież głupota porzucać ten raj, który sobie stworzyła.

– Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Nie próbowałaś jej odnaleźć?

– Skoro ona sama nie chce ze mną rozmawiać, to jak miałabym ją przekonać do zmiany decyzji? Czasem po prostu trzeba odpuścić.

– Nie czujesz się samotna?

– Owszem, dlatego zapraszam tu różnych mężczyzn.

– Takich jak ja?

– Nie, każdy jest inny, wyjątkowy. Czy mógłbyś podejść?

Zbliżyłem się do okna. Znalazłem się tuż obok dziewczyny, poczułem delikatny zapach jej perfum.

– Widzisz tę alejkę? Za chwilę powinien tamtędy przechodzić.

– Sąsiad?

– Tak. Przeważnie jest punktualny. O! To on, spójrz!

Dostrzegłem mężczyznę maszerującego dziarskim krokiem alejką i ściskającego w ręce teczkę. Miał ciemną brodę i okulary, a na głowie filcowy kapelusz, ale dokładnych rysów twarzy nie dałem rady dostrzec.

– Mam za nim iść? – zapytałem.

– A mógłbyś?

– Mogę się przespacerować, choć uważam, że to głupie. Co z naszym spotkaniem?

– Jeszcze będzie okazja.

Opuściłem wreszcie jej mieszkanie i znalazłem się na klatce schodowej. Odetchnąłem z ulgą, po czym ruszyłem w dół. Im dłużej schodziłem, tym mocniejsze odczuwałem zniechęcenie podjętym zadaniem. Wydawało mi się ono kompletnie bezsensowne. Narażałem się jedynie na śmieszność, na cyniczne docinki ze strony moich kolegów. Powiem im, że śledziłem mężczyznę, który ciągle wychodzi, a nigdy nie wraca? Lepiej byłoby zająć się kolejną sprawą domniemanej zdrady albo chociażby poszukiwaniem zaginionej matki dziewczyny. Dlaczego do tego mnie nie wynajęła?

Wreszcie dotarłem do wyjścia, ale drzwi okazały się zamknięte. Z tej strony nie miały nawet klamki.

– Otwierają się tylko od zewnątrz – powiedział ktoś za mną. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z mężczyzną podobnym do tego, którego polecono mi śledzić. Brakowało mi jednak pewności, czy to on, przecież widziałem, jak chwilę wcześniej wychodził.

– Co za głupota! – zakrzyknąłem. – Co teraz zrobimy?

– Czekam, aż ktoś wejdzie, żeby mnie wpuścił do świata po drugiej stronie.

– Długo już tu tak stoisz?

– Nie, dopiero przyszedłem, ale pan nie musi czekać. To są drzwi wejściowe, a gdzie indziej znajdują się wyjściowe.

– Nie rozumiem.

– Proszę zejść piętro niżej.

– Do piwnicy?

– Nie, to tak zwane podpiętrze. Wystarczy dojść do końca korytarza i znajdzie pan te, których pan szuka.

– To dlaczego tam jeszcze nie poszedłeś?

– Ja jestem staroświecki, przez lata wychodziłem tędy i nie zamierzam tego zmieniać, nawet jeśli zarządcy się to nie podoba.

Zszedłem po schodach do podpiętrza. Było tam znacznie ciemniej, przy samym końcu korytarza paliło się słabe światło. Nieco po omacku dotarłem do drzwi. Otworzyłem je i faktycznie znalazłem się na zewnątrz, ale z zupełnie innej strony budynku. Obszedłem jednak cały dookoła i nie znalazłem drugich drzwi, tych, przez które przedtem wchodziłem razem z dziewczyną.

W pewnym momencie dostrzegłem mężczyznę podobnego do tego, którego polecono mi śledzić. Wyszedł zza rogu budynku i zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, poszedł przed siebie alejką. Pomyślałem, iż może to ten drugi facet, którego spotkałem tuż przed wyjściem. Obaj byli nieznośnie podobni. Podążyłem jednak za nim.

Po kilku minutach zdałem sobie sprawę z pewnej umowności otoczenia. Drzewa wyglądały jak sztuczne, wykrojone z jednej matrycy modele. Zerwałem liść i okazał się zrobiony z zielonego papieru. Spojrzałem w niebo i dostrzegłem, iż  przypomina niebieskawą płachtę, która faluje pod wpływem podmuchów powietrza, z doczepionymi do niej wypchanymi ptakami, zwisającymi na sznurkach. Mogłem się o tym dobitnie przekonać, gdy jeden z nich zerwał się i spadł na ziemię tuż obok, o mało nie trafiając mnie w głowę. Dzieło wybitnego taksydermisty, choć z bliska dalekie od oryginału.

Mężczyzna, którego miałem śledzić, zatrzymał się i wpatrywał we mnie przenikliwie. W końcu ruszył w moim kierunku, a ja zamarłem, niepewny tego, co powinienem zrobić. Udawać obojętność, czy zwrócić uwagę na dziwną strukturę otoczenia?

Facet zbliżył się i wyjął z teczki niewielki model budynku, przypominający ten, z którego niedawno wyszedłem. Pokazał mi go, niczym sprzedawca prezentujący swoje towary. Potem powoli zdjął dach i zobaczyłem wnętrze. Ściągał kolejne piętra, niczym warstwy cebuli, aż dotarł do poziomu, na którym najwyraźniej obecnie się znajdowaliśmy. Rozpoznałem alejkę oraz dwie postacie stojące na niej.

– To pan, a to ja – powiedział mężczyzna. – Gdzie chciałby się pan teraz znaleźć? Na którym piętrze?

– Oczywiście, że na zewnątrz.

– Nie istnieje coś takiego jak na zewnątrz. Dotarł pan na sam dół. Dalej nic nie ma.

– A tam?

Alejka kończyła się murem, z drzwiami pośrodku. Mężczyzna obejrzał się i zaśmiał.

– Proszę sprawdzić, jeśli ma pan na to ochotę.

– Tak zrobię, ale… kim pan w ogóle jest?

– Zarządcą.

– Więc proszę mnie stąd wypuścić.

– Chciałem pana przenieść na inne piętro, ale pan nie wyraził na to ochoty. Cóż więc mogę zrobić? Zarządzam tylko tym budynkiem, niczym więcej. Widzi pan?

Potrząsnął miniaturowym modelem, a cała okolica również uległa tym wstrząsom. Kilka sztucznych drzew się przewróciło, a z nieba pospadały kolejne ptaki. Dopiero wtedy naprawdę się przeraziłem. Ruszyłem biegiem w stronę drzwi na końcu, tych, które miały mnie wreszcie wyprowadzić na zewnątrz, lecz okazały się jedynie makietą przyczepioną do muru, nie dałem rady ich otworzyć.

– Wszyscy podobno się zastanawiają, jak ja to robię, że wychodzę, a potem nie wracając tą samą drogą, znów trafiam do swojego pokoju. Wystarczy, że przełożę swoją figurkę w odpowiednie miejsce. Niestety pomimo tego, że zarządzam tym budynkiem, nie mogę go opuścić, tak samo jak cała reszta. Nie są w stanie wyjść na zewnątrz. Ta alejka to jedyne, co widzą ze środka, złudzenie normalności, która nie istnieje.

– Kłamstwo! Wiem dobrze, że jakiś czas temu wchodziłem tutaj razem z tamtą dziewczyną.

– A może tylko tak ci się wydaje?

Mężczyzna zaśmiał się, po czym chwycił swoją figurkę i ustawił ją w innym miejscu na makiecie budynku. Po chwili zniknął. Pozostał po nim tylko śmiech, który unosił się w powietrzu jeszcze przez kilka minut.

 

Koniec

Komentarze

Wiesz, że wstawiłeś tekst dwa razy?

Babska logika rządzi!

Interesujący pomysł. Najpierw wciągnął, a potem nieźle zamotałeś. Wyjaśnienie zagadki satysfakcjonujące. 

Babska logika rządzi!

Bardzo ciekawa historia. Przyjemnie sie czytało. Jedynie historia rodzinna bohaterki trochę wyprowadza z klimatu. 

Siema, fanthomas 

Bardzo dobry szort. Przypomniał mi się Sok z Żuka. Określiłbym to jako wycięta rzeczywistość. Jak pisałeś o sztucznych liściach, niebie i ptakach, widziałem je w wyobraźni. Bohaterowie wiarygodni, naturalni, tajemnica stopniowana i końcówka jak wisienka na torcie, zadowala całkowicie. 

Kiedy wydajesz coś w formie papierowej? Klik ode mnie.

Pozdrawiam

Dickowskie takie.. :)

Czołg może wpaść w poślizg na zwłokach, na asfalcie

Nowa Fantastyka