1. NOWY DOM
Trzymając obiema rękami ciężką walizkę, Juli nieśmiało zaglądała do przydzielonego jej pokoju. Zaskoczyła ją niezagospodarowana przestrzeń pomiędzy łóżkami ustawionymi przy przeciwległych ścianach. Jej uwagę przykuła dopalająca się świeca, wisząca na ścianie pośrodku pokoju.
Drobna elfka ubrana w krótką kamizelkę i szorty pochylała się nad kufrem, w którym czegoś szukała.
Gdy tylko dostrzegła, że nie jest sama, zatrzasnęła kufer, przycinając wystające z niego ubrania.
Stawiając bezszelestnie bose stopy na kamiennej podłodze, skierowała się ku nowej koleżance. Wyglądała jak łowca skradający się do zwierzyny.
– Nazywam się Lilegrona, ale wszyscy mówią mi Lili – wyciągnęła rękę na przywitanie. – Witaj, czarodziejko.
– Miło mi. Jestem Juli. Jak zgadłaś? – zapytała odwzajemniając uścisk.
Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie utrzyma walizki jedną ręką. Ta wyśliznęła się jej z dłoni i niefortunnie uderzyła elfkę w stopę.
W pokoju rozległo się ciche jęknięcie.
– To daje się wyczuć. – wycedziła przez zęby Lili, starając się ukryć ból. – Pomogę ci z bagażem.
Podniosła walizkę i kuśtykając ruszyła do wolnego łóżka.
– Dziękuję… Wybacz.
– Nic się nie stało. Zapewne chcesz się odświeżyć po podróży. Chodź, oprowadzę cię po internacie i zahaczymy o najlepszą łazienkę.
Elfka wsunęła stopy w sandały, nie kłopocząc się z ich zapinaniem, i skierowała się ku wyjściu. Widząc to, Juli wyjęła z bagażu ręcznik oraz niewielką kosmetyczkę.
„Myślałam, że elfy są z natury porządnickie.” – pomyślała i pośpieszyła za koleżanka.
Mijając kolejne pomieszczenia, coraz bardziej docierało do niej, jak duży jest ten budynek.
– Nikogo tu nie widać. – stwierdziła czarodziejka rozglądając się dookoła, a jej słowom wtórowało ciche echo.
– Wszyscy są na zajęciach z łucznictwa. No może prócz tego głupka Gordona.
– Ty nie bierzesz w nich udziału?
– Jak by to ująć. – elfka odchyliła głowę do tyłu, udając wymuszony śmiech. – Mam pewną przypadłość, która wyklucza mnie z takich treningów.
Świdrujące spojrzenie Juli nie dawało Lili spokoju, więc opuściła głowę i szepnęła.
– Gdy się na czymś skupię, to wychodzi mi to idealnie. Zawsze trafiam do celu, ale wtedy doznaję niewyjaśnionych obrażeń. Raz trafiłam strzałą w sam środek tarczy z naprawdę dużej odległości i spędziłam miesiąc z ręką na temblaku.
– To przykre… Czy nie minęliśmy właśnie łazienki? – spytała Juli, chcąc zmienić temat.
– Od tego piętra zaczynają się pokoje uczniów. Ta łazienka jest najbliżej naszego pokoju, ale… Przebywają tu głównie gady, a zapach jest najmniejszym problemem. – dodała szeptem Lili.
– Rozumiem. Zatem za potrzebą trzeba będzie się trochę przespacerować.
– Niekoniecznie. Jak cię przypili, to nie ma co wybrzydzać – skwitowała elfka z uśmiechem.
Nagle usłyszały odgłos sztućców uderzających o naczynia i trzask przesuwanych ław, a w powietrzu dał się wyczuć zapach pieczonego mięsa z warzywami.
– Tutaj jest stołówka – oznajmiła Lilegrona, gdy minęły dużą salę. – Właśnie zbliża się pora podwieczorku. Masz ochotę na jakąś przekąskę?
– Nie, dziękuję. Niedawno jadłam.
Chwilę później dotarły na miejsce.
Juli dostrzegła na ścianie dwie tabliczki z napisami w różnych językach. Większości z nich nie rozpoznawała.
– Ten budynek należał kiedyś do armii – wyjaśniła Lili. – Większość pomieszczeń została wyremontowana, ale te łazienki nadal są w starym stylu.
Po pokonaniu ostatnich schodów czarodziejka natychmiast poczuła specyficzny zapach łaźni. Skrzywiła się, co nie umknęło uwadze elfki.
– Przyzwyczaisz się. Podobno jest to nieszkodliwe, a niektórzy mówią, że woda ma lecznicze właściwości.
Lilegrona tuż za progiem zrzuciła sandały i z widoczną oznaką ulgi ruszyła dalej, przeciągając się niczym kot po przebudzeniu.
Juli ostrożnie przekroczyła pozostawione w nieładzie obuwie koleżanki.
– Po lewej są ubikacje, jeśli potrzebowałabyś skorzystać… Śmiało, weź prysznic – zachęciła Lili, jednocześnie dostrzegając słaby cień w jednej z kabin. – Zaczekam na ławce.
Niezdecydowanie czarodziejki było widoczne gołym okiem. Zdawała się martwić brakiem drzwi, gdyż zawiesiła wzrok na zakręcanych schodach, którymi się tu dostały.
– Spokojnie. Nie wejdzie tu żaden chłopak. Jest to surowo zakazane. Żaden z nich nie zaryzykuje spotkania z nadzorcą.
Czując się nieco pewniej, Juli zsunęła buty i zaczęła zdejmować ubranie.
– Możesz się odwrócić? – zapytała, czując na sobie spojrzenie koleżanki.
– Proszę. Jaka nieśmiała – uśmiechnęła się elfka i odwróciła głowę w kierunku schodów.
Czarodziejka szybko zrzuciła resztę ubrań, a następnie żwawym krokiem ruszyła pod prysznice.
Niestety nie dostrzegła niewielkiej kałuży. Jej stopa odjechała do tyłu, a dziewczyna wyłożyła się na posadce z głośnym plaskiem.
– Uważaj! Podłoga jest śliska! – krzyknęła Lili.
– Dzięki za uprzedzenie – wycedziła przez zęby dziewczyna.
„Całe szczęście, że klątwa nie zadziałała i nie zniknęłam.” – pomyślała, wolno podnosząc się na nogi.
Gdy Juli weszła za murek oddzielający prysznice od reszty łazienki, elfka uniosła się z ławki i podeszła bliżej, podnosząc przy okazji kosmetyczkę koleżanki.
– Coś zgubiłaś. – rzekła, kładąc zgubę na murku. – Długo tu jechałaś?
– Pomyślmy. Trzy dni statkiem, a następnie niemal cały dzień wozem, więc wychodzi cztery dni.
– Statkiem? Czyli pochodzisz z kraju demonów? Nie powinnaś mieć rogów i ogona?
– Tylko tam mieszkałam, ale faktycznie wychowywał mnie demon.
– Nie miałaś rodziców?
– Zginęli na wojnie, gdy byłam mała.
Lili zagryzła wargi, zdając sobie sprawę, że palnęła gafę.
– Przepraszam. Przykro mi.
– Nie masz za co. Praktycznie ich nie pamiętam. To było dawno temu – powiedziała Juli i wyszła spod strumienia wody.
– Muszę się ubrać – oznajmiła, owijając się ręcznikiem.
– Aaa… tak. Oczywiście. – elfka odwróciła się plecami do koleżanki. – Twoja nieśmiałość jest zabawna.
– Dlaczego?
– Nieważne – uśmiechnęła się Lili. – Wracajmy do pokoju.
– No powiedz, dlaczego? – nalegała czarodziejka, zbierając swoje rzeczy.
– Powiedzmy, że będziesz musiała przyzwyczaić się do obecności innych dziewczyn, a niektóre są specyficzne. Jednak na wszystko przyjdzie czas.
Juli nie dopytywała dalej, gdyż koleżanka ruszyła w kierunku wyjścia, więc szybko podreptała za nią.
– Jak to jest mieszkać z demonem? – zapytała Lili, gdy wyszły na korytarz.
– Nie bardzo mam porównanie, ale chyba nie różni się to znacząco od posiadania tylko jednego rodzica. Wprawdzie jest stary, więc raczej można go nazwać dziadkiem. Wiele się od niego nauczyłam.
– A czemu trafiłaś właśnie tu? W tej szkole uczą się głównie osoby z problemami magicznymi.
– Kilka dni temu zdarzył się incydent i nie mogłam dłużej zostać wśród demonów.
– Incydent? – zdziwiła sie elfka, jednak widząc zawstydzoną twarz koleżanki, nie naciskała i zmieniła temat. – Jutro twoje pierwsze zajęcia. Powinnaś odpocząć.
Gdy dotarły do szczytu schodów prowadzących na ich piętro, Juli usłyszała coraz głośniejszy trzask zbroi. Ktoś zbliżał się bardzo szybko.
Lili instynktownie odskoczyła pod ścianę, doskonale wiedząc, że to Gordon, który nie miał w zwyczaju zważać na innych.
Juli nie wykazała się równie dobrym refleksem jak koleżanka i zderzyła się z nadbiegającym rycerzem.
Przyłbica hełmu była uniesiona. Ich twarze zetknęły się nagle, niczym w romantycznym pocałunku.
Elfka wyciągnęła rękę, by chwycić współlokatorkę, ale zamarła w osłupieniu, gdy zobaczyła nagły błysk.
Zzap.
Zbroja uderzyła z łoskotem o kamienną posadzkę.
Po czarodziejce pozostało tylko wolno opadające ubranie.
Juli otworzyła oczy i stwierdziła, że znów jest w podziemnej łazience.
„Nie. Tylko nie to… Przeklęta teleportacja.”
W panice rozglądała się za czymś do okrycia. Ku jej zaskoczeniu tuż obok leżał chłopak. Rozpoznała w nim rycerza, który na nią wbiegł, jednak teraz nie miał na sobie zbroi. Właściwie to nic na sobie nie miał.
„Zaraz. To z nim miałam pierwszy pocałunek?”
Czując narastający strach, pomieszany z zażenowaniem, zerwała się na równe nogi. Szybko pożałowała tej decyzji, gdyż zakręciło jej się w głowie i ponownie upadła na kolana.
Oszołomiony chłopak jęknął cicho. Wolno podniósł się z podłogi, intensywnie mrugając oczami.
– Kim jesteś? – wydukał, gdy zrozumiał, że nie jest sam. – Co mi zrobiłaś?
Klęcząca plecami do niego Juli odwróciła się nieznacznie. Wyczuła złość w głosie nieznajomego, wiec nie odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy.
– Odpowiadaj natychmiast! – krzyknął Gordon, po czym chwycił dziewczynę obiema dłoni za szyję i uniósł w powietrze.
Przerażona Juli z trudem dotykała palcami podłogi. Krztusząc się, z całych sił próbowała poluzować uścisk, który z każdą chwilą zabierał jej powietrze.
– Kim jesteś?! – nie ustępował Gordon, tracąc ostatnie resztki cierpliwości.
Nagle tęczówka lewego oka dziewczyny zmieniła kolor na żółty, a jej źrenica przybrała podłużny kształt.
– Demon! Jesteś szpiegiem demonów!
Jego żelazny uścisk stał się jeszcze silniejszy.
W kącikach oczu Juli pojawiły się ogromne łzy, które wolno spłynęły po policzkach.
„Już po mnie.” – pomyślała, po czym zapadła ciemność.
Nagle rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami.
Zaskoczony Gordon natychmiast odwrócił się w tamtym kierunku. Jego zdziwienie było jeszcze większe, gdy niespełna metr od niego zauważył znajomą twarz.
– Ona chyba już odpłynęła, Gordi.
Spod kapelusza z ogromnym rondem wpatrywała się w niego para błyszczących oczu.
– Nie twoja sprawa, Mindy! – warknął chłopak. – Odejdź stąd przeklęta nekromantko!
Dziewczyna zmrużyła oczy.
– Chyba nie chcesz, by nadzorca dowiedział się, że wszedłeś do damskiej łazienki?
Słysząc te słowa Gordon zwolnił uścisk.
– Nie zrobisz tego.
Juli osunęła się bezwładnie na podłogę, gdzie zastygła w bezruchu.
– Założymy się, śmierdzielu. – warknęła Mindy, pociągając teatralnie nosem.
Spanikowany chłopak zamachnął się, sygnalizując chęć zadania ciosu.
Dziewczyna nie okazała zaskoczenia i odchyliła rękaw swojej koszuli.
– Bierz go, Squick.
Na ten sygnał z rękawa wyskoczyła najbrzydsza wiewiórka, jaka kiedykolwiek chodziła po świecie – jakby była pozszywana z kilku innych przedstawicieli swojego gatunku.
Wojowniczy gryzoń wskoczył Gordonowi na rękę i przebiegł po niej w kierunku głowy.
Zaskoczony rycerz przerwał atak, skupiając się na przepędzeniu natrętnego zwierzaka. Niestety, wiewiórka była zbyt szybka.
– Zabierz ją! – krzyknął, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie donośny śmiech nekromantki, która właśnie wydobyła mały zwitek papieru zza pasa.
Rycerz wielokrotnie już widział sztuczki przeciwniczki. Zignorował drobne ugryzienia zwierzątka i ponownie rzucił się do ataku.
– Wielki błąd, Gorduś. – zganiła chłopaka Mindy, rzucając w niego zawiniątkiem.
Delikatny pocisk trafił go prosto w twarz i rozprysł się w chmurę zielonego proszku. Oczy Gordona rozszerzyły się, po czym nabiegły krwią. Zaczął się krztusić.
Wiewiórka ugryzła go po raz ostatni w kark i zgrabnie przeskoczyła na wyciągniętą dłoń swojej twórczyni.
– Lepiej się wycofaj. Squick zaaplikował ci truciznę… Sugeruję odwiedzenie Piguły.
Ciepło rozchodzące się po jego ciele wywołało panikę.
– Pożałujesz tego! – warknął, po czym ruszył w stronę wyjścia.
Mindy spojrzała na nieruchome ciało Juli i, z szerokim uśmiechem, rzekła do siebie:
– Ty chyba jesteś tu nowa?