
Zapraszam do mojego nowego opowiadania. Jest to horror. Jak na moje oko w porównaniu do moich poprzednich horrorów wygląda nie najgorzej. Ale proszę oceńcie sami. Chyba zaczynam zauważać, że mam już trochę wprawę :)
Zapraszam do mojego nowego opowiadania. Jest to horror. Jak na moje oko w porównaniu do moich poprzednich horrorów wygląda nie najgorzej. Ale proszę oceńcie sami. Chyba zaczynam zauważać, że mam już trochę wprawę :)
– Mówię ci, że mama bardzo się pogniewa – kolejny raz zamarudziła Marzenka, gdy z bratem oddalili się już na dobry kilometr od chatki.
– Jak przyniesiemy pełne koszyki grzybów to się ucieszy a nie pogniewa – odparł z irytacją Robert.
Wczoraj w czasie ulewy dzieci usłyszały rozmowę swoich rodziców, że „po takim deszczu będzie wysyp grzybów”. Robert, który był dużo bardziej niesfornym dzieckiem od Marzenki przekonał ją do rannego wypadu.
Ustawił budzik na piątą rano. Ciężko było im wstać tak wcześnie, zwłaszcza Marzence, która chciała już zrezygnować.
– Czuję się jakbym musiała iść do szkoły – marudziła.
Ale przełamali senność i zeszli z łóżek. Następnie ubrali się i nie zapominając by założyć gumiaki opuścili domek, zabierając ze sobą z kuchni po koszyku i małym nożu.
Ranek był chłodny, to ich całkowicie orzeźwiło. Robert popatrzył na siostrę i powiedział by dodać jej otuchy:
– Jest super! Nie?
Potem ruszyli przez błoto w stronę lasu, obierając kierunek przeciwny do drogi dojazdowej.
– Zróbmy zawody, kto zbierze więcej. – zaproponował Robert.
– Dobrze. – Marzence ten pomysł się bardzo spodobał.
Idąc leśną gęstwiną rozglądali się, ale grzyby jakby się przed nimi pochowały. Tak naprawdę nie mieli wprawy, dobry grzybiarz wie gdzie szukać, pod jakie drzewko, jaki krzak zajrzeć.
I dopiero po piętnastu minutach Robert znalazł pierwszego, który był jadalny. Przynajmniej tak jemu i Marzence się wydawało. Niestety wyrzucił go gdyż cały był zarobaczywiony.
– Skoro go wyrzuciłeś więc się nie liczy.
– Dobrze, dobrze nie wymądrzaj się zaraz znajdę następnego.
Nagle dziewczynka wydała okrzyk radości na widok dużego prawdziwka i pobiegła by go zabrać.
Wyjęła nożyk i schyliła się. Okazało się, że miała prawdziwe szczęście. Do nogi grzyba przyrastały jeszcze dwa mniejsze. Okazy były zdrowe, ani jednego robaka.
– No no, gratuluję – pochwalił Marzenkę Robert, choć naprawdę wkurzało go, że cztery lata młodszej siostrze udało się pierwszej znaleźć dobra sztukę a nawet trzy sztuki i to za jednym razem.
Minęły dwie minuty, a dziewczynka znalazła następnego grzyba. Szczęście zaczęło dopisywać również Robertowi. Czas leciał szybko. Wydawało im się, że minął kwadrans, a tak naprawdę byli w lesie już ponad godzinę. Ich koszyki napełniły się do połowy, lecz po przeliczeniu dziewczynka miała o cztery sztuki więcej.
– Co za cholerny pech – mruknął pod nosem chłopak.
– To nie pech tylko umiejętności – Marzena była z siebie bardzo dumna.
Nagle chłopak całkiem zapomniawszy o porażce wskazał palcem i powiedział podniecony.
– Popatrz jezioro! Będziemy mogli się kąpać!
Marzenka spojrzała w stronę, którą pokazywał jej brat. Rzeczywiście linia drzew się kończyła, a za nią rozpościerało się jezioro. Z tego miejsca trudno było określić jak duże.
– Chodźmy bliżej! – powiedział Robert i podeszli do lustra wody.
– Ależ tu jest pięknie – zachwyciła się Marzenka. – Ta dzika przyroda.
Weszli gumiakami w przybrzeżne błoto potem jednak cofnęli się nieco i zaczęli spacerować brzegiem.
– Tu jest naprawdę super. Nie ma komarów ani tych paskudnych wielkich ważek.
– Natomiast są kaczki – powiedział jej brat. – To jakaś szczególna odmiana, zauważyłaś jakie są duże?
Rzeczywiście kawałek od brzegu pływało sześć kaczek. Były znacznie większe niż te, które widział w swoim życiu Robert.
Idąc dalej rozmawiali o swoich odczuciach z ostatnich dni:
– Ale fajnie, że rodzice kupili ten domek. Naprawdę super – powiedziała Marzena.
– Dokładnie. – odparł jej brat – Będziemy tu często spędzać wakacje. A wiesz, że po jutrze przyjedzie wujek Marian i ciotka Basia z dziewięciomiesięcznym Bartkiem?
Nagle, niespodziewanie Marzenka krzyknęła:
– Ał! Coś mnie ugryzło!
I podrapała się po nodze.
– Boże to jakiś wielki robal! Wyczuwam go pod nogawką.
– Musisz ściągnąć gumiaki i spodnie. Choć wyjdźmy z tego błota.
Prędko wyszli na suchy brzeg i Marzenka jak mogła najszybciej zdjęła buty a potem dżinsy. Wtedy ujrzeli przyczepioną do łydki dziewczyny gigantyczną pluskwę. Robert, którego początkowo zdarzenie nawet bawiło teraz wybałuszył oczy. Dziwnie wyglądający robak miał ze dwadzieścia centymetrów długości i był obrzydliwy; z głowy wyrastały mu wielkie wąsy, posiadał kilkanaście kropek zapewne będących oczami. Plecy ochraniała mu skorupa z malutkich żółtych pięciokątów miał też kilkanaście par brązowych odnóży.
Owad wgryzł się w skórę i można było sądzić, że pije krew.
– Boże! Zabierz go ze mnie! – krzyczała rozpaczliwie Marzenka.
Robert prędko rozglądnął się za jakąś gałęzią i gdy ją znalazł udało mu się odczepić insekta. Rana była paskudna, ciekła z niej strużka krwi i zaczynał już pojawiać się żółty obrzęk.
– Musimy natychmiast wracać – powiedział Robert poważnie. – Mogła ci wstrzyknąć jakiś jad albo coś.
I szybko ruszyli w drogę powrotną.
&&&
Tak jak podejrzewała dziewczynka, rodzice byli bardzo źli, choć nie wiadomo czy tak samo by się gniewali gdyby nic im się nie stało.
Lekarz zbadał ją i zdziwiony powiedział, że takiej rany jeszcze nie widział, a – dodał – widział wiele. Na szczęście w krwi nie było żadnej toksyny. Na miejsce ugryzienia położono opatrunek, który miał być zmieniony kilka razy co dobę.
Dzieciom było bardzo przykro, zwłaszcza Robertowi, bo o kąpaniu się w jeziorze mógł zapomnieć.
Wszyscy mieli nadzieję, że cała ta przygoda zostanie niedługo zapomniana, odzyskają dobry humor i będą mogli cieszyć się dalej wakacyjnym wypadem.
Po tym nieco szalonym dniu wreszcie nadeszła noc i zarówno rodzice jak i dzieci położyli się spać.
Nagle Roberta z głębokiego snu obudziło trącanie w ramię. Otworzył oczy i zobaczył siostrę. Widząc jej twarz od razu pojął, że jest bardzo wystraszona.
– O co chodzi? – zapytał ze współczuciem.
– Coś mi się zrobiło na nodze, tam gdzie zostałam ukąszona.
– Pokaż. Boli cię?
– Nie.
Dziewczynka podwinęła nogawkę pidżamy. Miejsce po ukąszeniu wyglądało teraz zupełnie inaczej. Pojawiły się żółte łuski, które tworzyły okrągły kształt.
– Mogę dotknąć? – spytał Robert.
– Tak. To jest twarde. Czuję jakbym miała wielkiego strupa, którego jednak nie da się zdrapać.
Robert pokręcił głową i zmartwiony powiedział:
– Obudzę rodziców.
Wtedy dziewczynka zaczęła ostro protestować. To wydawało się Robertowi dziwne, jakby coś ukrywała. Ostatecznie ustalili, że poczekają z tym do rana i wrócili do łóżek.
Rano okazało się, że Marzenki nie ma w chatce. Rodzice z synem szukali jej wszędzie, do momentu kiedy ten znalazł kartkę na której napisano: „Przepraszam, wybaczcie mi. Jezioro mnie wzywa, a ja nie potrafię się temu sprzeciwić”.
– Co to za głupia zabawa?! – mama wyglądała na bardzo złą. Było tak dlatego, że źle zrozumiała sens wiadomości. Odebrała ją jako żart.
Robert prędko opowiedział to co stało się w nocy. Wtedy zaczęli się poważnie martwić.
– Idziemy z mamą do tego przeklętego jeziora a ty nigdzie nie wychodź tylko czekaj tutaj. Możesz pomodlić się za siostrę.
Prędko ubrali się i ruszyli w stronę, którą wskazał im Robert.
W pośpiechu przedzierali się przez las, aż dotarli po kilkunastu minutach do jeziora. Rozdzielili się, kobieta ruszyła lewą stroną brzegu, a mężczyzna prawą. Zaczęli też głośno nawoływać córkę.
– Ależ ogromne kaczki – pomyślał ojciec Marzenki gdy je zauważył.
Nagle kilkadziesiąt metrów od brzegu coś zaczęło wyłaniać się z wody. Była to nic innego jak głowa Marzenki.
– Tutaj jestem tatusiu! – krzyknęła.
– Co ty tam robisz? Oszalałaś? – ojciec był raczej bardziej wzruszony niż zły. – prędko wyjdź z jeziora!
Marzenka zaczęła zbliżać się do brzegu. W pewnym momencie mężczyzna zamarł. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kilkanaście metrów przed nim znajdowało się coś co jeszcze niedawno było jego córką. Z tamtej Marzeny pozostała tylko głowa. Lecz nawet ona była przemieniona. Z kącików ust wyrastały długie wąsy. Reszta ciała była ciałem olbrzymiego karalucha. Posiadała teraz kilka par odnóży i segmentową budowę.
– Przepraszam tatusiu. Wybacz mi. Muszę teraz wracać pod wodę. Pan jeziora mi każe.
Odwróciła się i mężczyzna zobaczył tył odwłoku pokryty żółtymi łuskami. Gdy z powrotem się zanurzała matka dziewczynki biegła już w jej stronę.
– Marzenko! Moje kochane dziecko! – krzyczała.
I nie patrząc na nic zaczęła wchodzić do wody. Spłoszyła kaczki, które rozłożyły skrzydła i wzleciały ku niebu.
– Co to do diabła jest? – ojciec Marzenki na moment nawet zapomniał po co tu przyszedł. Ptaki nie wyglądały już zwyczajnie. Przypominały baśniowe smoki. Posiadały olbrzymie szpony, a z ich pysków wydobył się ogień, który osmalił czubki drzew, gdy te nad nimi przelatywały.
Gdy szok minął, mężczyzna ujrzał już tylko swoją żonę stojącą do pasa w wodzie i lamentującą. Wszedł do jeziora, podszedł do niej i przytulił.
– Odzyskamy nasze dziecko. Zobaczysz.
&&&
– Jak my to wytłumaczymy? – zastanawiał się ojciec, gdy wsiadał razem z małżonką do samochodu. Bo zdecydowali się poprosić o pomoc policję.
– Gdy powiemy prawdę nikt nam nie wierzy. – odparła jego żona – Musimy skłamać, że nasza córka zagubiła się w lesie, w pobliżu jezior. Bardzo możliwe, że się utopiła, bo mówiła, że idzie popływać.
W rozmowie z komendantem policji właśnie tak przedstawili sprawę. Ten niezwłocznie rozpoczął odpowiednią, w takiej sytuacji procedurę.
Kilka godzin później ekipa licząca sześciu mundurowych i dwóch nurków udała się na wskazane przed rodziców Roberta i Marzeny miejsce.
&&&
– To tutaj – oznajmił ojciec kiedy wszyscy znaleźli się nad brzegiem jeziora.
Kierujący operacją, wyższy rangą od pozostałych policjant zaczął rozdzielać zadania. Nikt nie zauważył, że z jeziora jakieś trzydzieści metrów od nich coś zaczęło się wyłaniać. Była to olbrzymia głowa.
– Co to kurde jest?! – wrzasnął jeden z nurków, który pierwszy ją zauważył. Wszyscy zwrócili wzrok tam gdzie on.
Zszokowani wpatrywali się w istotę o twarzy starca. Miała zmarszczki, worki pod oczami i całkiem łysą czaszkę. Jej skóra była zielonego koloru. Ale z każdą sekundą zieleń zmieniała się w naturalną barwę ludzkiej skóry. Bestia powoli wynurzała się. Jej wielkie, okrągłe gałki oczne były całe pomarańczowe, bez tęczówki i z czarną źrenicą w środku.
Wszyscy zamarli, by po chwili uświadomić sobie, że nie mogą się poruszyć. Mogli tylko patrzeć na posiadającego jakąś nadprzyrodzoną moc potwora. A ten już kilkanaście sekund później przestał się wynurzać. Jego ciało ponad taflą wody mierzące ponad cztery metry przechodziło jakąś metamorfozę. Początkowo posiadał łuski a jego długie ręce połączone były z korpusem błoną. Także błoną połączone miał palce dłoni.
Gdy już się całkiem przemienił wyglądał jak gigantyczny starzec zanurzony do pasa w wodzie.
Poruszył szczęką jakby chciał coś powiedzieć. Żuchwa opadła niżej niż mógłby to zrobić normalny człowiek. Z powstałego otworu gębowego nagle zaczęły wychodzić wielkie liczące kilkadziesiąt centymetrów robale o przeróżnej budowie ciała i kolorystyce.
Monstrum rozwarło ręce, jakby chciało powiedzieć coś w stylu „witajcie”.
Na klatce piersiowej w wielu miejscach rozwarła się skóra, a z niej tak samo wypełzły robale.
Po chwili, gdy obrzydliwe karaluchopluskwy płynęły w stronę brzegu jeziora. Zebrani ludzie odzyskali zdolność poruszania się.
– Na Boga uciekajmy! – ktoś krzyknął.
Nie było nikogo kto chciałby tu dłużej pozostać. Wszyscy rozpierzchli się w różnych kierunkach byle dalej od jeziora, potwora i jego robali.
Biegli aż dostali zadyszki.
– Co to do diabła było?! – powiedział zszokowany policjant do swoich dwóch kolegów, którzy biegli w pobliżu.
– W życiu o czymś takim nie słyszałem. I nawet gdybym usłyszał nie uwierzyłbym. – powiedział drugi.
– Wstyd powiedzieć ale narobiłem w gacie ze strachu. – dodał trzeci.
Gdy trochę odpoczęli ruszyli w poszukiwaniu pozostałych członków ekspedycji. Szli powoli rozmawiając o tym co ich spotkało. Wtedy nagle jeden z nich zatrzymał się i wydał okrzyk bólu.
Sięgnął do szyi i wyczuwszy poruszającego się owada spanikowany wrzasnął:
– Ugryzł mnie jeden z tych robali!
Pozostali dwaj nie zwracali już na niego uwagi, mieli bowiem swój problem. Zostali otoczeni przez olbrzymią armię przedziwnych karaluchopluskw, których nie sposób było zliczyć. Miały różne kolory, kształty i rozmiary. Oblazły ich i gdy dostały się do ciała zaczęły kąsać.
Pozostałych członków ekipy poszukiwawczej spotkało dokładnie to samo.
&&&
Minęło kilkanaście godzin i każdy z ugryzionych zaczął się przemieniać. Jeden tak jak Marzenka zaczął obrastać łuskami innemu ręce zaczęły zmieniać się w szczypce, kolejnemu urosły owadzie skrzydła…
Wszyscy w głowie słyszeli głos nakazujący powrót do jeziora. Nie można było się jemu sprzeciwić. Ruszyli więc czując jakąś absurdalną w tej sytuacji radość. Każdy robił wszystko co możliwe by jak najszybciej się tam znaleźć.
Jeden z policjantów, który w czasie ataków robali dostał ataku serca i nie został wypuszczony ze szpitala, przy najbliższej okazji wyskoczył z okna na czwartym piętrze zabijając się na miejscu.
Gdy reszta ugryzionych zebrała się przy brzegu fatalnego jeziora, potwór wyłonił się tak jak poprzednio i osobliwym gulgoczącym głosem odezwał się:
– Teraz należycie do mnie!
Ciekawy pomysł. Wolę horrory, w których ofiara ma jakąś szansę, świadomie podejmuje feralną decyzję, ale tak też może być.
Przejrzyj zapis dialogów.
Pan jeziora mi karze.
Jest różnica między “karze” a “każe”. Różne znaczenia, różne korzenie.
Babska logika rządzi!
Cześć, dawidiq150
To prawda, że piszesz coraz lepiej. Podobają mi się szczególnie w Twoich tekstach pomysły na potwory i obrazowość, sposób w jaki to przedstawiasz. Podczas czytania można przenieść się w Twoją historię, być tam i z bliska patrzeć na wszystko. Minusem jest, że żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie sympatii, lub antypatii, przez co poziom emocji był niewielki, ale wszystko przed Tobą. To bardzo subiektywne odczucie, dlatego nie bierz tego zbytnio do siebie. Okazuję się, że to jednak prawda: skoro w pewien sposób los bohaterów jest mi obojętny, moc przerażenia na tym traci i co za tym idzie, cały horror staje się tylko straszną opowieścią, z podkreśleniem na tylko.
Zastanawiam się, dlaczego funkcjonariusze nie strzelali wpierw do potwora, tylko rzucili się do ucieczki. Pewnie byli do tego stopnia przerażeni, że zapomnieli o posiadaniu klamki przy pasie.
Pozdrawiam
Aha, zapomniałam wspomnieć, że zastanawiałam się, jakim cudem superkaraluch ugryzł dziewczynkę, i to niepostrzeżenie, skoro miała na nogach kalosze.
Babska logika rządzi!
Cześć Finkla !!!
Wolę horrory, w których ofiara ma jakąś szansę, świadomie podejmuje feralną decyzję, ale tak też może być.
To od razu napiszę, że zainspirowało mnie opowiadanie z książki Clarka Astona Smitha, który stał się jednym z moich ulubionych pisarzy. Tytuł był o ile pamiętam “Pan otchłani” w wielu wątkach moje opko jest podobne do tego mistrza prozy. I dlatego jest tak jak jest.
Aha, zapomniałam wspomnieć, że zastanawiałam się, jakim cudem superkaraluch ugryzł dziewczynkę, i to niepostrzeżenie, skoro miała na nogach kalosze.
Tutaj wszystko zwyczajnie :)) Niepostrzeżenie po nodze musiał wejść.
Bardzo dziękuję, że przeczytałaś i dałaś komentarz!! Buziaki! Pozdrawiam. :))
Witaj Hesket !!!
Dzięki za przeczytanie i komentarz!!!
Zastanawiam się, dlaczego funkcjonariusze nie strzelali wpierw do potwora, tylko rzucili się do ucieczki. Pewnie byli do tego stopnia przerażeni, że zapomnieli o posiadaniu klamki przy pasie.
Może jest tu brak logiki. Byłem za bardzo podniecony by zwrócić na to uwagę :)))
Jestem niepełnosprawny...
Niepostrzeżenie po nodze musiał wejść.
Taki duży robal swoje waży. Można nie zauważyć, że człowiekowi na nodze usiadł komar, ale wróbelek?
Babska logika rządzi!
Finkla, myślę, że to może być robal, zbudowany z wyjątkowo lekkich tkanek, lub wyjątkowo rzadkiej struktury biologicznej.
Teraz: żart (choć sytuacja miała miejsce, nie jest zmyślona).
Moje papużki faliste są wyjątkowo lekkie, i gdy jedna z nich wylądowała mi na klacie, w ogóle jej nie poczułem. Jak to wyjaśnisz? :-D
Wydaje mi się, że jeśli lekkie tkanki, to raczej twarde. A wtedy robal stukałby, idąc po kaloszu. Czy chociaż szurał, szeleścił…
Zresztą, problem można rozwiązać na mnóstwo sposobów – niechby robal zeskoczył z drzewa jak kleszcz, dziewczynka przedzierała się przez pnącza czy trawę sięgającą jej do pasa, niech zgarnie ręką robala z buta, a wtedy on błyskawicznie przysysa się do ręki i nie pozwala się oderwać…
Babska logika rządzi!
Finkla! Proszę jaka wyobraźnia :))) Pozazdrościć :)
Jestem niepełnosprawny...
Finkla, ale co z papużką? :-)
Aaaa, jakoś nie zauważyłam papużki.
Hmmm. Może jesteś wyjątkowo nieczuły? ;-)
A może ważysz więcej niż kilkuletnia dziewczynka i stosunek mas jest całkiem inny? A zorientowałbyś się, gdyby papużka chodziła Ci po gołej klacie? Bo ten robal musiał mieć kontakt ze skórą, skoro ugryzł.
Babska logika rządzi!
Finkla, no wiesz…
:-)
Zadałeś trudne pytanie. Jestem nieśmiały :D
Kiedyś, dawno temu, jak byłem jeszcze młody, chodziły po mnie pająki, ale te czułem. Może dlatego, że byłem młody – skóra cieńsza, receptory lepiej działają. Teraz jestem bardzo korzasty i włosienny, to czucie nie takie :-)
To trzeba było nie zaczynać. ;-)
Babska logika rządzi!
Kto pierwszy rzucił kamień? (Żywot Brayana)
Ktoś zacząć musi
Nie wiem dlaczego, ale włosy z głowy, przeniosły się w zdumiewające miejsca na ciele. Nawet nie wpadłbym na to wieku młodzieńczym :D Czyżbym był aż tak stary? Pocieszam się myślą, że naprawdę stare, to drzewa są jedynie.
No, kto pierwszy? Ja tylko zgłaszałam uwagi Autorowi. Ciebie nie zaczepiałam. :-)
Nie chcesz, to nie odpowiadaj na drażliwe pytania.
Babska logika rządzi!
Dlaczego pomyślałaś, że drażliwe? Jest całkowicie odwrotnie :-) Odpowiedziałem, edytowałem później.
Aha. Czyli możemy się zgodzić, że odczuwasz stwory łażące po Tobie nieco inaczej niż mała dziewczynka? ;-)
W końcu pająki czułeś. Brrr! Paskudztwo.
Babska logika rządzi!
Zdecydowanie. Ależ pięknie się dogadaliśmy :-)
Pozdrawiam ;-)
Pajączki są ok
I ja pozdrawiam. :-)
Babska logika rządzi!