- Opowiadanie: piotrek5 - Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (Fragment nr. 1)

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (Fragment nr. 1)

Oceny

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (Fragment nr. 1)

Rozdział drugi – Czarne chmury na horyzoncie

 

Delikatny powiew wiatru poruszał liśćmi drzew, które otaczały polanę. Wśród śpiewu ptaków dało się słyszeć trzask płomieni połykających drewno. Wśród zapachu kwiatów, unosił się smród spalenizny. Na polanie dostrzec można było gdzieniegdzie udeptaną trawę lub nadpalone domy należące do osady, w której jeszcze przed kilkudziesięcioma godzinami mieszkali Czarnoksiężnicy. Ciasną przestrzeń wypełnił odgłos galopu wierzchowców. Z głębi lasu wyłonili się trzej jeźdźcy – jeden z nich był wyraźnie niższy. Pozostali dwaj byli rosłymi ludźmi, wyglądali na najemników czy innych żołdaków.

– Chyba jeszcze nie wrócił – rzekł jeden z nich, kiedy zatrzymał swojego wierzchowca tuż przed osadą.

– Obawiam się najgorszego – dodał najmniejszy.

– Bądź dobrej myśli, Áskarunie. Magia nie zostawia swych pokornych sług w potrzebie – powiedział pocieszająco trzeci mężczyzna.

Miał długie, czarne włosy, a jego niebieskie oczy przypominały toń oceanu. Twarz miał gładko ogoloną, z zarostem jedynie na podbródku. Mistrz Turpres, dowodząc grupie, wydał jasne rozkazy:

– Áskarun, zostań tutaj, a ja i Sanadeon sprawdzimy osadę – rzekł i ruszył przodem.

Chłopiec czekał w bezpiecznej odległości. Czarodzieje zsiedli z koni i zaczęli przeszukiwać chaty, zaczynając od pierwszej, kończąc na ostatniej. Kiedy obydwaj znajdowali się w środku, Áskarun ujrzał zbliżającą się postać. Minęło kilka sekund zanim zorientował się, że jeźdźcem jest jego Mistrz. Z lasu na polanę wyjechał Penaram. Zatrzymał się przy Áskarunie, rozejrzał wokół i zapytał:

– Sprowadziłeś Mistrza Turpresa?

– Tak, właśnie przeszukuje domy wraz z Mistrzem Sanadeonem – odpowiedział chłopiec.

– Sanadeon? Skąd on się tu wziął?

– Był akurat z wizytą u Mistrza Turpresa, więc przyjechał razem z nami.

– Doskonale, co dwa miecze, to nie jeden – stwierdził Penaram.

– Mistrzu…? – sapnął niepewnie Áskarun, w jego głosie słychać było strach.

– Z Kinną wszystko w porządku. – Mistrz wyprzedził pytanie swojego ucznia.

Áskarun, na znak ulgi, wyrzucił ze swych płuc ogromny haust powietrza, który tkwił w nim przez cały ten czas.

– Chwalić Magię! – westchnął chłopiec, chcąc podziękować siłom nadprzyrodzonym za cud.

– Nasz Zakon ma wielu śmiertelnych wrogów, ale wystarczy jeden potężny sojusznik, aby zdławić zło.

– Chcesz powiedzieć, Mistrzu, że ktoś pomógł ci w ocaleniu Kinny?

– Tak… – odrzekł Rycerz i chciał kontynuować, ale przerwał mu Turpres, który wyszedł z chaty.

– Mistrzu Penaramie! Co za szczęście znów cię widzieć! Sanadeonie, chodź tu szybko. Zobacz, kto przybył.

Sanadeon natychmiast wybiegł na zewnątrz.

– Witaj, Mistrzu! – zawołał radośnie Sanadeon.

– Dobrze widzieć was obu. Czeka nas z całą pewnością wiele pracy, mimo że sprawa wydaje się błahostką.

– Zdaję się, że właśnie zlikwidowałeś problem. Nie ma się czego obawiać, jak sądzę – rzekł Sanadeon.

– Wręcz przeciwnie – zanegował Arcymistrz. – Weszliśmy w poważniejszą sprawę niż myślicie. W tej osadzie rządziła Giropyla.

– Wiedźma z Artanii? Nie słychać było o niej ani słowa od czasu ostatniej bitwy pod Dahaminą – zdumiał się Turpres.

– Pięćdziesiąt lat to jeden dzień w życiu maga. Nasza przemiła koleżanka zyskała na sile od ostatniej wizyty u nas – powiedział Penaram.

– Mistrzu… – zapytał Sanadeon, zmieniając na chwilę temat. – Chłopiec powiedział nam o Kinnie…

– Sytuacja została opanowana – ponownie zapewnił Penaram.

– Zdążyłeś na czas? Zatem siły cię nie opuszczają – zdziwił się Turpres, jednak przycichł, tak jakby uświadomił sobie, że nie chciał wypowiedzieć na głos ostatnich słów.

– Tak staro wyglądam w twych oczach, mój były adepcie?

– Ależ skąd, Mistrzu. Zawsze byłeś dla mnie wzorem do naśladowania… – zapewnił Turpres.

– Być wzorem to jedno, wyglądać staro to drugie. A takim mnie widzisz – przerwał Penaram. – Czyżbyś miał braki w biegłości w Magii? Uczyłem cię, jak ukrywać swoje myśli przed innymi – westchnął Czarodziej. – Mi też przydarzyła się chwila nieuwagi. Nie bój się swoich uczuć. To, że jestem czyimś autorytetem, nie znaczy, że nie mogę być dla tego kogoś stary. To nie plotka, lecz fakt: starzeję się.

– Głowa do góry, Mistrzu. Pokonałeś tych Czarnoksiężników i zniweczyłeś plany Giropyli – rzekł Turpres, chcąc naprawić atmosferę, która wydawała mu się posępna.

Chyba już nawet moi najdrożsi uczniowie traktują moją obecność jak siedzenie przy łożu śmierci ojca.

– Ci tutaj nie byli Czarnoksiężnikami. To Czarni Akolici – wyjaśnił Penaram, siadając na ławce, przy jednym z płotów. – Nie wiem tylko, kto był ich panem, czy była to Giropyla, czy ktoś inny. Po tym, co pokazali intelektualnie i w walce, sądzę, że jakiś znaczniejszy mag zwerbował zwykłych zbirów i nauczył ich podstaw Magii. W razie wykrycia nikt z lokalnych im nie podskoczy, a w razie konieczności łatwo się ich pozbyć.

– Mistrzu, wybacz mój ton, ale ci tutaj byli poniżej twojej godności i rangi – stwierdził Turpres. – Czy nie powinieneś raczej zlecić nam rozprawienia się z nimi?

– Na takich prostakach uczyłem się walki przed tysiącami lat – odrzekł Penaram. – Wróg to wróg; żadnego nie wolno lekceważyć. Ci byli pyszni. Gardząc nimi, sam bym się z nimi zrównał. Upadek z wysokiego konia boli najbardziej, dlatego trzeba i w dorosłości pełzać jak niemowlę, żeby nie wpaść w samozachwyt. Wszyscy musimy uczyć się całe życie. Nie możemy się wstydzić swoich korzeni, tego, gdzie i jak zaczynaliśmy. Nie zawsze byłem Áusari, nie zawsze byłem Arcymistrzem. Kto się wstydzi swoich korzeni, ten jakby ich nie miał; a kto nie ma korzeni, ten jest jak gałąź na wietrze, miota nim tu i tam. Jeśli nasze korzenie wplotą się mocno we fundamenty ziemi, trwać będziemy kolejnych pięć tysięcy lat. Liczę, że po tym czasie powtórzycie to swoim adeptom.

– Tak, Mistrzu; dziękuję za lekcję – odrzekł Turpres.

– A co się tyczy Giropyli, to Gancenal pomógł mi w jej doścignięciu.

– Gancenal?! – sapnął z niedowierzaniem Turpres.

– Nieśmiertelny Biały Rycerz, który przemierza krainy Lurii, Pagai i Godawy, zwalczając zło i pomagając bezbronnym? – upewnił się Sanadeon z równie wielkim zdumieniem, co Turpres.

– Słyszałem o nim bardzo wiele, ale nigdy nie mieliśmy okazji spotkać się twarzą w twarz. Są jednak Rycerze Áusari, którzy widzieli go lub nawet z nim rozmawiali – powiedział Penaram.

A ja, najstarszy z Czarodziejów, pierwszy raz w życiu spotkałem go właśnie teraz – zadumał się Penaram.

– Mistrz Lurri-Kahn mówił mi, że widział Gancenala w pobliżu Hiribur – dodał Sanadeon. – Wieki temu…

– Również Hakee, Gahonam, Kanil, Battoam, Ree-Mohes, Monivart, Poef (/hɑːkiː/, /gɑːhɔːnʌm/, /kʌnil/, /bʌtɔʌm/, /riː mɔhɛs/, /mɔnivʌrt/, /pɔɛf/) i wielu innych widziało go w różnych krainach Pagai – dodał Turpres. – Od nich to słyszałem, pamiętam.

– Dziś pełzałem jak niemowlę, a dorosłym był Gancenal. Zakon jest mu winien pokłon. Nie raz nam pomagał – rzekł Penaram. – Nie wiedziałem, co o nim sądzić, aż do dziś.

W zasadzie, nadal nie wiem, co o nim sądzić…

 

(…)

 

 

 

 

 

Uwagi:

Pisownia IPA została dodana na potrzeby tego fragmentu. W książce jest podawana tylko przy pierwszym wystąpieniu danego imienia lub nazwy.

Koniec

Komentarze

Dziwnie brzmi nazywanie polany ciasną przestrzenią.

 

Z głębi lasu wyłonili się trzej jeźdźcy – jeden z nich był wyraźnie niższy. Pozostali dwaj byli rosłymi ludźmi, wyglądali na najemników czy innych żołdaków.

Tu trochę masło maślane. Jeden był mniejszy od pozostałych, a dwaj więksi niż ten trzeci ;)

 

– Chyba jeszcze nie wrócił – rzekł jeden z nich, kiedy zatrzymał swojego wierzchowca tuż przed osadą.

Zbędny zaimek. 

 

Mistrz Turpres, dowodząc grupie, wydał jasne rozkazy:

– Áskarun, zostań tutaj, a ja i Sanadeon sprawdzimy osadę – rzekł i ruszył przodem.

 

Tu masz za dużo grzybków w barszczu. Zaczynasz wyjaśnienie, że ktoś mówi, a po dialogu, wyjaśniasz kto mówi. Wystarczy jedno.

 

Czarodzieje zsiedli z koni i zaczęli przeszukiwać chaty, zaczynając od pierwszej, kończąc na ostatniej. Kiedy obydwaj znajdowali się w środku, Áskarun ujrzał zbliżającą się postać.

 

Niepotrzebnie piszesz, gdzie kończyli. Bo akcja dalej biegnie i na razie nie kończą.

 

Áskarun, na znak ulgi, wyrzucił ze swych płuc ogromny haust powietrza, który tkwił w nim przez cały ten czas.

Tu jest efekt komiczny, jak sądzę niezamierzony. Jak haust mógł w nim tkwić? ;)

 

– Sytuacja została opanowana – ponownie zapewnił Penaram.

Tu masz błędny zapis dialogu. Bo ponownie nie jest gębowe, więc powinno być z dużej, a po opanowana kropka. 

 

To chyba niezbyt szczęśliwy fragment do oceny. Nic się nie dzieje, strasznie dużo gadania, które nic nie wnosi. No i wprowadzasz dużo pojęć i osób. Warto by popracować nad naturalnością dialogów.

delulu managment

Moje uszanowanie!

 

Najpierw garść uwag;

 

Wśród śpiewu ptaków dało się słyszeć trzask płomieni połykających drewno.

O wiele lepiej byłoby “trawiących”.

 

Na polanie dostrzec można było gdzieniegdzie udeptaną trawę lub nadpalone domy należące do osady,

Z punktu widzenia logiki alternatywa łączna ma prawo się tutaj znaleźć, to jednak nie brzmi ona tutaj najlepiej. Radziłbym zamienić “lub” na “oraz’.

 

– Mistrzu…? – sapnął niepewnie

To sapnięcie mnie tutaj trochę zastanawia. Może zmień na “zagadnął”?

 

Áskarun, na znak ulgi, wyrzucił ze swych płuc ogromny haust powietrza

“Na znak” sugeruje intencję, której tutaj raczej brak. Proponuję zmienić na “z ulgą”.

 

Głowa do góry, Mistrzu. Pokonałeś tych Czarnoksiężników i zniweczyłeś plany Giropyli – rzekł Turpres, chcąc naprawić atmosferę, która wydawała mu się posępna.

Chyba już nawet moi najdrożsi uczniowie traktują moją obecność jak siedzenie przy łożu śmierci ojca.

Czyje to myśli? Nie sprecyzowałeś. Układ wskazuje na Turpresa, sens na Penarama. 

 

– A co się tyczy Giropyli, to Gancenal pomógł mi w jej doścignięciu.

Zgrzyta. Może lepiej: “pomógł mi ją doścignąć”?

 

(/hɑːkiː/, /gɑːhɔːnʌm/, /kʌnil/, /bʌtɔʌm/, /riː mɔhɛs/, /mɔnivʌrt/, /pɔɛf/)

Rozumiem, że to IPA. Jeśli tak, to wstawka ciekawa, ale trochę burzy klimat. Może lepiej byłoby umieścić ją w przypisie?

 

W zasadzie, nadal nie wiem, co o nim sądzić…

 

Ponownie – czyje to myśli?

 

Czytało się dobrze, choć sądzę, że musisz jednak popracować nad tą płynnością. Słownictwo w porządku, nawet Twoje wymyślone nazwy i imiona brzmią fajnie i naturalnie. Wypowiedzi bohaterów same w sobie całkiem niezłe, choć czasem towarzyszą im nieco toporne didaskalia. Szczególnie dobrze wypadły wywody najstarszego z magów, zwłaszcza jego recital o korzeniach.

Nic więcej chyba nie mogę powiedzieć. Fragment króciutki. Jeśli, zgodnie z tytułem, jest to cały rozdział drugi, to jest on naprawdę, naprawdę za krótki.

 

Czyli no cóż, jak zwykle, czekam na więcej.

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwestia wizji.

– Sytuacja została opanowana – ponownie zapewnił Penaram.

Tu masz błędny zapis dialogu. Bo ponownie nie jest gębowe, więc powinno być z dużej, a po opanowana kropka.

Nie zgadzam się. “Ponownie” może i nie jest gębowe, ale “zapewnił” jak najbardziej jest.

Rozdzióbią nas kruki, wrony i ptaki ciernistych krzewów.

Dzięki za uwagę z IPA.

Już doprecyzowałem w uwadze do fragmentu:

<

Pisownia IPA została dodana na potrzeby tego fragmentu. W książce jest podawana tylko przy pierwszym wystąpieniu danego imienia lub nazwy.

/>

Hej!

 

Wśród zapachu kwiatów, unosił się smród spalenizny.

Bez przecinka. 

 

Fragment, który niewiele mówi, a w sumie to wszyscy mówią, a my niewiele mamy do czytania. Wrzucanie fragmentów, które są wyrwane z kontekstu, raczej nie zachęca do czytania dalszych części, a raczej zniechęca. 

Dialogi jak dla mnie sztywne. Nie zaciekawiło, przykro mi. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

Wśród śpiewu ptaków dało się słyszeć trzask płomieni połykających drewno.

Dał się słyszeć. Płomienie raczej pożerają albo trawią – to kwestia spójności metafory.

Wśród zapachu kwiatów, unosił się smród spalenizny.

Przecinek doskonale zbędny. Ludzie nie rozdzielają zapachów – może raczej: Zapach kwiatów mieszał się ze swędem spalenizny.

Na polanie dostrzec można było gdzieniegdzie udeptaną trawę lub nadpalone domy należące do osady, w której jeszcze przed kilkudziesięcioma godzinami mieszkali Czarnoksiężnicy

A pomiędzy nimi Nicość? Hę? Domy należą do ludzi, nie do osady. Ja napisałabym tak: Wśród zdeptanej trawy tliły się jeszcze ruiny domów, w których niedawno mieszkali Czarnoksiężnicy.

Ciasną przestrzeń wypełnił odgłos galopu wierzchowców.

? Nie jesteśmy w kanciapie, tylko w lesie. Przestrzeni, ile chcieć. Nie mam pojęcia, co próbujesz pokazać – że tętent był głośny? To tak powiedz.

Z głębi lasu wyłonili się trzej jeźdźcy – jeden z nich był wyraźnie niższy.

Od?

rzekł jeden z nich, kiedy zatrzymał swojego wierzchowca tuż przed osadą.

Czyli gdzie? Przy słupku z tabliczką "Osada Czarnoksiężników, populacja 30 i zwyżkuje"?

powiedział pocieszająco

Aliteracja, zresztą zawsze lepiej dać konkretny czasownik: pocieszył go.

jego niebieskie oczy przypominały toń oceanu

W jaki sposób?

Twarz miał gładko ogoloną, z zarostem jedynie na podbródku.

To był ogolony, czy miał bródkę hiszpańską?

Mistrz Turpres, dowodząc grupie, wydał jasne rozkazy:

To wygląda tak, jakby ci trzej dostali rozkazy od mistrza już wcześniej – ale to pan z bródką jest tym mistrzem? Ponadto: dowodzi się czymś/kimś, a nie komuś.

 Áskarun

Imiona odmieniamy.

Chłopiec czekał w bezpiecznej odległości.

To mi nic nie mówi.

zaczynając od pierwszej, kończąc na ostatniej

Czyli normalnie. Po co to zastrzeżenie?

 Kiedy obydwaj znajdowali się w środku, Áskarun ujrzał zbliżającą się postać.

Pokaż tę scenę. Niech się młody rozgląda z nudów. A "postać" nie znaczy prawie nic – opisz ją troszkę.

Minęło kilka sekund zanim zorientował się, że jeźdźcem jest jego Mistrz. Z lasu na polanę wyjechał Penaram. Zatrzymał się przy Áskarunie, rozejrzał wokół i zapytał:

Te zdania są tak ułożone, że nie wiadomo, czy Penaram jest mistrzem.

sapnął niepewnie Áskarun, w jego głosie słychać było strach.

Sapnij "mistrzu"… Całe didascale jest przesadne, powtarza informację zawartą w kwestii i wali nią łopatą po głowie czytelnika.

– Z Kinną wszystko w porządku. – Mistrz wyprzedził pytanie swojego ucznia.

– Z Kinną wszystko w porządku – uprzedził pytanie Mistrz. P. poradnik: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ 

Áskarun, na znak ulgi, wyrzucił ze swych płuc ogromny haust powietrza, który tkwił w nim przez cały ten czas.

Brzmi to cokolwiek śmiesznie, nie tylko dlatego, że sugeruje, jakoby młody człowiek miał jeszcze jakieś inne płuca. https://wsjp.pl/haslo/podglad/72324/haust można tylko wciągnąć. Na pewno nie może tkwić.

, chcąc podziękować siłom nadprzyrodzonym za cud.

Tak, domyśliłam się. Nie tłumacz tego łopatą.

Nasz Zakon ma wielu śmiertelnych wrogów, ale wystarczy jeden potężny sojusznik, aby zdławić zło.

?

Chcesz powiedzieć, Mistrzu, że ktoś pomógł ci w ocaleniu Kinny?

Doobra, to w końcu cud – czy nowoczesna medycyna?

odrzekł Rycerz i chciał kontynuować, ale przerwał mu Turpres, który wyszedł z chaty.

Czemu dużą literą? Chciał mówić dalej, ale Turpres właśnie wyszedł z chaty.

Sanadeonie, chodź tu szybko. Zobacz, kto przybył.

Wygląda to trochę tak, jakby witali dawno niewidzianą ciocię.

zawołał radośnie Sanadeon.

Wiemy, kto, nie musisz dopisywać.

Czeka nas z całą pewnością wiele pracy, mimo że sprawa wydaje się błahostką.

O czym oni rozmawiają? Utajniasz: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859 (wyważasz też otwarte drzwi trochę wyżej, i Ważne Wielkie Litery podnoszą łeb).

zanegował Arcymistrz

Zaprzeczył (to nie podręcznik logiki). Nadal nie wiem, o czym oni rozmawiają.

Weszliśmy w poważniejszą sprawę niż myślicie.

?

Nie słychać było o niej ani słowa od czasu ostatniej bitwy pod Dahaminą

Infodump.

zapytał Sanadeon, zmieniając na chwilę temat.

Nie tłumacz rzeczy oczywistych: zapytał Sanadeon. Kropka

 ponownie zapewnił 

Ostatnio zapewniał kogo innego.

zdziwił się Turpres, jednak przycichł, tak jakby uświadomił sobie, że nie chciał wypowiedzieć na głos ostatnich słów.

"Jednak" to za mocne przeciwstawienie: zdziwił się Turpres i nagle przycichł, jakby uświadomił sobie, że nie chciał tego powiedzieć na głos.

Czyżbyś miał braki w biegłości w Magii?

"W biegłości" jest zbędne i psuje rytm zdania.

ukrywać swoje myśli przed innymi

"Swoje" zbędne – nie ma sensu ukrywać cudzych.

Mi też przydarzyła się chwila nieuwagi.

Mnie – na miejscu akcentowanym dajemy długi zaimek.

To, że jestem czyimś autorytetem, nie znaczy, że nie mogę być dla tego kogoś stary.

To, że jestem dla kogoś autorytetem, nie znaczy, że nie mogę mu się wydawać stary.

rzekł Turpres, chcąc naprawić atmosferę, która wydawała mu się posępna.

Niespójna metafora. Posępność nie jest czymś, co można naprawić, atmosfera tym bardziej.

Chyba już nawet moi najdrożsi uczniowie traktują moją obecność jak siedzenie przy łożu śmierci ojca.

…? A może miało być: Chyba już nawet moi najdrożsi uczniowie czują się przy mnie, jakby siedzieli przy łożu śmierci ojca. A swoją drogą, czy to nie dowód przywiązania?

przy jednym z płotów

Przy płocie. Nie mam pojęcia, skąd ta maniera "jednym z", przecież nikt nie siada przy idei płotu? Dlaczego wszyscy nagle stali się nominalistami w stylu Bertranda Russella? Który też chyba, jak posyłał służącego do trafiki po funt tytoniu, to go nie opierniczał potem, że przyniósł tytoń nie z tej paczki, z której Russell chciał? </rant>

nikt z lokalnych

Miejscowych.

ci tutaj byli poniżej twojej godności i rangi

…?

Czy nie powinieneś raczej zlecić nam rozprawienia się z nimi?

Niezbyt to wymowne.

Ci byli pyszni.

Znakomity przykład zdania stuprocentowo poprawnego – które mimo to jest błędem, bo wywiera zupełnie inny efekt, niż autorowi (jak się domyślam) chodzi.

Gardząc nimi, sam bym się z nimi zrównał. 

Niegłupie, ale tak skondensowane, że tę niegłupotę dostrzeże tylko ktoś, kto już o niej wie.

 Upadek z wysokiego konia boli najbardziej, dlatego trzeba i w dorosłości pełzać jak niemowlę, żeby nie wpaść w samozachwyt

A to już mniej. Pokora to nie myślenie o sobie źle, tylko myślenie o sobie możliwie mało.

Wszyscy musimy uczyć się całe życie

Znów, niezbyt wymowne. Może: Wszyscy uczymy się przez całe życie.

Nie możemy się wstydzić swoich korzeni

A co to ma do rzeczy? Byli złole do ubicia, mógł ich ubić, to ubił – po co do tego dorabiać taką górnolotną "filozofię"?

kto nie ma korzeni, ten jest jak gałąź na wietrze, miota nim tu i tam

Ta metafora trzymałaby się kupy, gdyby nie było w niej "gałęzi" (z reguły przymocowanej do reszty rośliny), tylko na przykład toczące się zielsko ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Biegacze ).

Jeśli nasze korzenie wplotą się mocno we fundamenty ziemi, trwać będziemy kolejnych pięć tysięcy lat.

A tu już przesadzasz z poetyckością.

pomógł mi w jej doścignięciu

Pomógł mi ją doścignąć.

Nieśmiertelny Biały Rycerz, który przemierza krainy Lurii, Pagai i Godawy, zwalczając zło i pomagając bezbronnym?

Kwintesencja infodumpu. 

(/hɑːkiː/, /gɑːhɔːnʌm/, /kʌnil/, /bʌtɔʌm/, /riː mɔhɛs/, /mɔnivʌrt/, /pɔɛf/)

Nikt nie wstawia do tekstu literackiego transkrypcji IPA. W ogóle. Niektórzy dają na początku jakieś wskazówki co do wymowy, ale raz: większość czytelników nie zna zasad IPA, więc im to na plaster niepotrzebne, a dwa – nie ogranicza Cię żadna tradycja i możesz zapisać nazwy tak, żeby nie było wątpliwości, jak je wymówić. Zresztą – nie liczyłabym na to, że Hollywood rzuci się robić ekranizację teraz, zaraz. A jak się rzuci, to wtedy będziesz się martwić wymową.

Od nich to słyszałem, pamiętam

Domyślamy się, że pamięta. Ma sens zapewnianie, że informacja pochodzi od naocznych świadków, ale gdyby nie pamiętał, to by nie opowiadał.

Dziś pełzałem jak niemowlę, a dorosłym był Gancenal.

?

Nie raz

Łącznie.

Nie wiedziałem, co o nim sądzić, aż do dziś.

A dlaczego miałby o nim sądzić cokolwiek?

 

Hmmm, fragmencik króciutki, raczej na zrobienie apetytu, bo nie ma nawet miejsca, żeby odpowiedzieć na któreś z sugerowanych przez niego pytań. Wyrwany z kontekstu – trudno go oceniać. Szału nie ma – ale może jest najsłabszy w całości? Ale nie ma też tragedii – i równie dobrze fragment może być w całości najlepszy. Jest tu jakby coś na kształt dobrej zapowiedzi, ale może to iluzja?

 

I dlatego lepiej zaczynać nie od fragmentów, tylko od zamkniętych całości, choćby miały być małe. Bo jedyne, co można tu oceniać, to język i może troszkę filozofia. Sporo tu łopatologii i bywa mętnie – ale czy to z winy nieopanowania techniki, czy z niepewności autorskiej, licho wie.

Dziwnie brzmi nazywanie polany ciasną przestrzenią.

Tak, bo ona nie jest zamknięta.

Niepotrzebnie piszesz, gdzie kończyli. Bo akcja dalej biegnie i na razie nie kończą.

Właśnie. Mogliby się najwyżej – w dialogu – umawiać co do kolejności.

Tu masz błędny zapis dialogu. Bo ponownie nie jest gębowe, więc powinno być z dużej, a po opanowana kropka. 

Nie, zapis jest dobry – "ponownie" określa "zapewnił", które nazywa gębową czynność, a tą czynnością jest wygłaszanie kwestii dialogowej. Nie chodzi o to, które słowo jest pierwsze, tylko o semantykę ;)

To sapnięcie mnie tutaj trochę zastanawia

W ogóle – sporo sapania, jak na taki krótki fragment.

“Na znak” sugeruje intencję, której tutaj raczej brak. Proponuję zmienić na “z ulgą”.

Racja, ale reszta zdania pozostaje komiczna.

Dialogi jak dla mnie sztywne.

To kwestia infodumpów przede wszystkim – nikt tak nie mówi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka