2. PIERWSZE WRAŻENIE
„Jak to jest możliwe?”
Gordon siedział na łóżku w swojej prywatnej kwaterze. Naprzemiennie zakładał i zdejmował skórzaną rękawiczkę. Naciągając ją ponownie na dłoń postanowił odczekać.
„Chyba zaczynam to rozumieć.”
Zgiął i rozprostował palce. Nie wyczuł, by jego ruchy były krępowane. Jednak ponowna próba ściągnięcia rękawiczki okazała się znacznie trudniejsza. Miał wrażenie, jakby jej wnętrze przykleiło się do jego ciała.
– To już niemal pół roku, jak mnie tu wysłałeś, ojcze – rzekł sam do siebie, po czym uderzył pięścią w drewniany stolik.
Odrzucił rękawiczkę na stertę ubrań.
Gdy wstał z łóżka, prześcieradło przywarło do jego ud. Szarpnął je ze złością.
– To jest niedorzeczne, czas iść na zajęcia – mruknął.
Złapał za koszulę i szarpnął, jednak ta ani drgnęła, nadal mocno trzymając się jego torsu.
„Założyłem cię wczoraj, więc już tak zostanę” – westchnął głęboko, godząc się ze swoim losem.
Nałożył na siebie kolejną grubą koszulę, skórzane spodnie oraz buty. Pogrążony w swoich myślach, ruszył ku wyjściu.
– Nareszcie się obudziłaś!
Donośny krzyk przeraził Juli nie na żarty. Dopiero po chwili zidentyfikowała jego źródło. Przecierając oczy, starała się rozbudzić.
– Co za ulga – rzekła Lili zmartwionym głosem. – Mindy sugerował, by pozwolić ci wypocząć, jednak spałaś bardzo długo?
– Kim jest Mindy? – zapytała, zdezorientowana czarodziejka, po czym przyłożyła dłoń do ust, wyciągając kilka posklejanych kłaków. – Dlaczego mam sierść w ustach?
– Po tym jak zniknęłaś, przeszukałam pół internatu. Na szczęście nasz szkolny odludek przywiózł cię na grzebiecie swojego nekromantycznego wilka. Niestety nie zdradziła co się dokładnie stało. Opowiadaj prędko.
Dziewczyna wolno usiadła na krawędzi łóżka, z ulgą stwierdzając, że ma założoną koszulę nocną. Starała się zebrać myśli, gdy nagle uświadomiła sobie, co się wydarzyło. Odruchowo uniosła dłoń do szyi, delikatnie badając jej stan – ciemnofioletowe ślady i drobne zadrapania zdradzały, że ktoś mocno ją ścisnął.
– Naprawdę musisz powiedzieć co się stało. – W głosie elfki dało się odczuć troskę oraz niepokój na widok sińców koleżanki.
– Nie pamiętam – odparła Juli, jednak jej twarz wskazywała, że targają nią silne emocje.
„Nie mogę jej powiedzieć. Nie chcę dodatkowych kłopotów” – pomyślała, zaciskając palce na kołnierzu koszuli nocnej.
– Chodźmy do Piguły. Ona powinna to zobaczyć.
– Nie trzeba – zaoponowała czarodziejka, czując niemiły dreszcz. – Nic mi nie będzie.
– Jesteś pewna? – Elfka nie ustępowała.
– Tak. Chyba czas na zajęcia – rzekła, zmieniając temat. – Nie chcę się spóźnić pierwszego dnia.
„Nie wiem, o co chodziło temu chłopakowi, ale mam nadzieję, że to się nie powtórzy”.
– Pośpiesz się guzdrało – ponaglała koleżankę Lili.
Juli posłusznie dreptała kilka kroków za nią, lecz część jej uwagi pochłaniało dopinanie koszuli pod brodą. Bardzo chciała ukryć ślady na szyi, nim dotrą na miejsce.
– Daj, pomogę ci. – Zniecierpliwiona elfka szybkim ruchem dopięła ostatnie guziki. – Proszę, a teraz ruchy.
Bez dalszych opóźnień przeszły przez plac rozdzielający dwa ogromne budynki. W środku elfka sprawnie poprowadziła je do wyznaczonej sali.
Na miejscu okazało się, że niemal wszyscy się już zebrali.
Juli poczuła się nieswojo, gdy spojrzenia uczniów skupiły się na niej. Zawahała się na chwilę i już miała zawrócić, gdy elfka chwyciła ją za rękę.
– Chodź tutaj. Usiądź przede mną. Będę miała cię na oku.
Podążając za koleżanką, czarodziejka rozejrzała się dookoła. Zaskoczyła ją obecność przedstawicieli różnych ras. Były tam istoty podobne do gadów, a nawet ryboludź. Jednak jej uwagę przykuła dziewczyna o ciele z zielonego szlamu.
Nieznajoma wierciła się, co chwilę zagadując do innej osoby. Każdy jej ruch pozostawiał wilgotne plamy na przedmiotach, których dotknęła. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Juli została obdarzona szerokim, niemożliwym do osiągnięcia dla ludzi, uśmiechem.
Odwzajemniła się tym samym, po czym usiadła na swoim miejscu.
Po chwili do sali weszła kobieta w średnim wieku. Miała długie, nienagannie uczesane włosy. Nosiła schludny, niewyróżniający się niczym strój.
– Cisza – zarządziła, przystając na środku pomieszczenia. – Dziś rozpoczniemy od przedstawienia nowej uczennicy.
Gestem ręki zachęciła Juli do wyjścia na środek.
– Podejdź tu i opowiedz nam o sobie.
Wstając z krzesła, czarodziejka zwróciła uwagę na dziewczynę w kapeluszu z absurdalnie dużym rondem, która nieprzerwanie wpatrywała się w nią przenikliwym spojrzeniem.
Nim zaczęła przemowę, wzięła głęboki oddech. Odrobinę speszona szeptami uczniów, zawahała się.
– Juli. Mów – ponagliła ją elfka.
„Odwagi. Dam radę” – pomyślała.
– Nazywam się Juli Brightness. Miło mi was poznać… Odziedziczyłam po rodzicach zdolności panowania nad magią błyskawic.
W tym momencie dostrzegła, że jeszcze ktoś przygląda się jej bardzo uważnie. Blond chłopak, do tego niezwykle przystojny.
– Wychowałam… wychowałam się w krainie demonów – kontynuowała nieco łamiącym się głosem. – Nie było tam odpowiednich nauczycieli, dlatego mam spore zaległości. Mam nadzieję, że pomożecie mi w nauce i razem będziemy się dobrze bawić. Jeszcze raz. Miło mi was poznać.
Ostatnie słowa wyszły z jej ust na jednym wydechu. Skłoniła się lekko i już chciała wrócić na swoje miejsce, gdy do sali wtargnął Gordon.
Chłopak widząc stojącą przed sobą Juli, natychmiast się zatrzymał i wskazał ją palcem.
– Demon! Co tu robi demon?
Dziewczyna zamarła z przerażenia.
„To on. To on mi to zrobił.” – Uniosła obie ręce do szyi i nerwowo przełknęła ślinę.
– Usiądź na swoim miejscu i nie wprowadzaj zamieszania – nakazała stanowczo nauczycielka.
Gordon posłusznie ruszył w kierunku swojej ławki, jednak nie zamierzał się poddać.
– Widziałem to. Ona jest szpiegiem.
– Głupcze, sama nam powiedziała skąd pochodzi – wtrąciła się Lilegrona. – Niczego nie ukrywa.
– Na pewno udaje, by nas omamić – kontynuował swój wywód rycerz.
– Ty naprawdę nie ogarniasz. Gdybyś znał prawdę o śmierci jej rodziców i życiu wśród demonów, to nie wygadywałbyś bzdur – wkurzyła się elfka.
Oczy osiłka zwęziły się.
– Może już dasz spokój? – wtrąciła się siedząca obok Maxi, kładąc dłoń na ramieniu kolegi.
– To tylko potwierdza, co widziałem. Zapewne sama zabiła rodziców, a całą historyjkę zmyśliła.
Juli poczuła wzbierający w niej gniew.
„Najpierw Sharvyn, a teraz on. Dość. Nie będę znów ofiarą.”
Czarodziejka uniosła głowę. W jej zapłakanych oczach kipiała złość. Wyprostowała ręce przed sobą, a na końcówkach palców zaczęły gromadzić się małe iskry.
– Nie pozwolę by ktoś obrażał moją rodzinę! – krzyknęła i posłała w kierunku Gordona ogromną wiązkę błyskawic.
Zaskoczona nagłym wybuchem złości uczennicy, nauczycielka zamknęła oczy, starając się skoncentrować na swojej mocy. Niestety nie udało się jej na czas rozszerzyć antymagicznej aury, by zniwelować nadchodzący atak.
Nad głowami osób z pierwszych rzędów przeleciały wyładowania elektryczne, kierując się bezpośrednio do celu, jakim był Gordon. Jednak na ich drodze pojawiła się niespodziewana przeszkoda.
Blond chłopak wstał z krzesła i przyjął na siebie magiczny atak, niczym tarcza. Błyskawice rozeszły się po jego ciele, lecz on pozostał niewzruszony, nieustannie krzyżując spokojne spojrzenie z rozwścieczoną czarodziejką.
Jednak nagle mimowolnie cofnął się o krok, nie wierząc własnym oczom.
W jednej chwili Juli przemieniła się i jej lewe oko przybrało gadzi kształt, mały róg wyrósł nad brwią, a twarz pokryły łuski i czarne bruzdy.
Na sali rozległy się krzyki przerażonych uczniów. Niektórzy schowali się pod stolikami, inni odsuwali na bezpieczną odległość. Gdy nagle wszystko ustało i zapadła głucha cisza, którą przerwał trzask spadającej na podłogę książki.
W powietrzu dał się wyczuć ostry, świeży zapach, niczym po burzy.
Wyczerpana dziewczyna opadała na kolana, ciężko dysząc, wpatrywała się w podłogę, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło.
Nauczycielka przyklękła przy uczennicy.
Juli płakała.
– Już dobrze – rzekła czułym głosem, przytulając ją. – Alex, Lilegrona, odprowadźcie ją do wiedźmy Piguły. Pilnuj, by ponownie kogoś nie poraziła.
– Ma się rozumieć – odparł blondyn.
Gdy cała trójka opuściła salę, uczniowie zaczęli się uspokajać, a pomieszczenie wypełniły liczne szepty. Jedynie Mindy wydawała się nie przejmować zagrożeniem. Siedziała na swoim miejscu, z szeroko otwartymi oczami i ogromnym uśmiechem na ustach.
„Właśnie tego potrzebuję” – pomyślała nekromantka.
Wydawała się nieobecna… Prowadzona wąskim korytarzem, co chwilę się potykała.
Alex dostrzegł zatroskaną minę Lili, więc postanowił działać. Sprawnie podrzucił czarodziejkę, po czym złapał ją obiema rękami.
– Tak będzie szybciej.
– Nie obawiasz się tego, jak wygląda? – zapytała elfka.
– Skłamałbym, zaprzeczając, ale jestem ciekaw opinii wiedźmy – dodał, unikając o włos rogu Juli, który niemal rozpłatał mu policzek.
Nagły ruch chłopaka wyrwał czarodziejkę z zadumy.
– Już ci le… – zaczęła Lilegrona, gdy oślepił ją nagły błysk.
Zapp.
„Tylko nie to” – pomyślała elfka, obserwując rozrzucone ubrania pozostałej dwójki uczniów.
Mrugając oczami, Alex starał się odzyskać ostrość wzroku. Gdy mu się to udało, zobaczył wtuloną w niego roztrzęsioną dziewczynę.
Rozejrzał się dookoła.
„To chyba damska łazienka? Przypomina naszą, ale układ jest odwrócony.”
Słysząc rozmowę dobiegającą spod pryszniców, błyskawicznie wskoczył do najbliższej kabiny i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
Głęboko odetchnął, po czym ponownie spojrzał na Juli.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z nieukrywanym przerażeniem, a jej na wpół demoniczne oczy ponownie pokryły się łzami.
– Czy możesz mnie postawić? – wyjąkała.
– Oczywiście.
Już po chwili stali zwróceni plecami do siebie w niewielkiej kabinie z ubikacją.
– Wyjaśnisz mi, co się stało? – spytał chłopak, starając się zachować spokój.
Zawstydzona dziewczyna nie odzywała się. Nie miała pojęcia, co zrobić.
Alex odczekał chwilę i rzekł:
– Zostań tu. Przyniosę ci ubrania.
Po tych słowach w kabinie pojawił się błysk i dało się słyszeć ciche Zapp.
Juli odetchnęła z ulgą, ale nie potrafiła się odwrócić.
„Dlaczego mnie to spotyka?” – pomyślała.
Przerwał jej kolejny błysk.
– Proszę – rzekł Alex, kładąc na ramieniu czarodziejki ubrania, po czym zacisnął zęby, starając się stłumić narastające uczucie.
„Tylko nie teraz.” – zganił się w myślach.
– Dziękuję – rzekła cicho dziewczyna.
Szybko założyła koszulę i pochyliła się, by naciągnąć bieliznę, gdy nagle poczuła, że jej tyłek dotyka czegoś miękkiego. Uniosła lekko głowę, zastanawiając się, co to jest, gdy nagle ją olśniło.
Kwiknęła cicho, prostując się błyskawicznie.
– Chyba nie powinniśmy się pochylać jednocześnie – rzucił zakłopotany chłopak. – Ubierz się pierwsza.
Juli nie zwlekała.
– Już – oznajmiła z ulgą, dopinając spódnicę.
– Wyjaśnisz mi swój wygląd? – spytał Alex.
– Co masz na myśli?
Zdezorientowany chłopak odwrócił się i wskazał na twarz czarodziejki.
Dopiero teraz dziewczyna poczuła, że coś jest nie tak. Nie czekając, aż nieznajomy się ubierze, wybiegła z kabiny. Gdy tylko znalazła się przed lustrem, z wrażenia upuściła trzymane w dłoni buty.
„Jak ja wyglądam?!”
3. LEKCJA ŁUCZNICTWA
– Juli! Czemu jeszcze śpisz! – wrzasnęła Lilegrona, wbiegając nagle do pokoju.
– Waaa…
Błysk. Zapp.
Na widok opadającej na łóżko koszuli nocnej i pościeli, elfka złapała się za głowę.
– Tylko nie to! Gdzie ona znów zniknęła? – zirytowała się łowczyni. – Nie wierze. Przez prawie tydzień był spokój.
Po tych słowach wyszła z pokoju, głośno tupiąc niezapiętymi sandałami.
– aaa… – jęknęła uderzając o kamienną posadzkę.
Niespodziewane pojawienie się czarodziejki, wywołało piski i krzyki przerażenia zebranych w łazience dziewczyn.
Czując specyficzny zapach oraz chłodną, wilgotną podłogę, Juli westchnęła.
„Znów łazienka.”
Obolała podniosła się, ciężko opierając na pobliskiej ławce. Usiadła, krzyżując nogi i osłaniając rękami. Była świadoma faktu, że jest obserwowana.
Po łazience szybko rozeszły się szepty. Niemal wszyscy omijali ją szerokim łukiem, co sprawiło jej nieukrywaną przykrość.
Niespodziewanie na jej głowie wylądował duży, mokry ręcznik.
– Zakryj się tym! – powiedziała, dziewczyna w magicznym kapeluszu z dużym rondem.
– Dziękuję – odparła Juli, otulając się ręcznikiem, jednak skrzywiła się nieznacznie. – Jest mokry.
– Wybacz iskiereczko. Właśnie go używałam. Naprawdę nie masz za co dziękować. – odparła nieznajoma i ponownie zajęła się poranną toaletą.
– Czemu mi pomogłaś? – spytała czarodziejka, podchodząc do nowej koleżanki.
– Pewnie dlatego, że nie boję się dziwadeł.
– Dziwadeł?
– Po takim popisowym wejściu większość uczniów się ciebie boi – podsumowała nekromantka, nie przerywając nakładania makijażu.
Juli rozejrzała się dookoła. Inne uczennice przysłuchiwały się ich rozmowie, komentując zaistniałą sytuację między sobą.
– Dlaczego ty się nie obawiasz?
– Kwestia doświadczenia. Przy okazji. Jestem Mindy. – rzekła, szczerząc się szeroko.
– Miło cię poznać. – odparła Juli, niepewnie odwzajemniając uśmiech.
– Tu jesteś! – rozległy się głośne słowa Lilegrony. – Zakładaj to i ruchy. Zaraz zaczną się zajęcia.
Czarodziejka nałożyła otrzymaną od elfki koszulę. Czując ulgę, zwróciła się do nekromantki.
– Dziękuję za pomoc.
Mindy odebrała ręcznik i przerzuciła go przez umywalkę.
– Żaden problem… – odparła nonszalancko, nakładając krem na twarz. – Do zobaczenia później.
Strzała ledwo trafiła w tarczę.
– Mówiłaś, że jesteś w tym dobra – zdziwiła się Juli.
– Mówiłam też, że jak się za bardzo skoncentruję, odbije się to na moim zdrowiu.
Elfka naciągnęła cięciwę ponownie, lecz wynik był równie mizerny.
– Twoja kolej. – rzekła Lili, tłumiąc westchnięcie. – Wiedźma nie wyjaśniła przyczyny tych teleportacji?
– Nie bardzo… – czarodziejka przyjęła pozycję strzelecką. – Dowiedziałam się tylko, że ma to związek z poczuciem bezpieczeństwa.
– Plecy prosto… Jakim poczuciem bezpieczeństwa?
Juli zwolniła cięciwę. Strzała poszybowała znacznie ponad celem.
– Córka demona, u którego mieszkałam, nie była do mnie zbyt przyjaźnie nastawiona. Często zamykałam się w łazience, żeby się przed nią schować.
– Zwariowana sprawa – podsumowała elfka. – A co z Alexem? Przyglądasz mu się z ukrycia, ale unikasz kontaktu jak ognia.
Juli speszyła się i opuściła łuk.
– Po tym co zaszło w łazience, nie mam odwagi się odezwać.
– Dlaczego? Przecież przemiana minęła już dawno… Swoją drogą, to też jest niezła zagadka. Przecież twoi rodzice byli ludźmi.
– Zgadza się. Niestety, też nie rozumiem, co się ze mną dzieje.
Oddała kolejny, mocno niecelny strzał.
– Wiem tylko, że inni mnie unikają… Czasem mam wrażenie, że najlepiej pasowałabym tam – wskazała na niewielką, drewnianą budkę stojącą przy lesie.
– To nieużywany wychodek – wyjaśniła Lili z lekkim rozbawieniem. Po chwili podskoczyła i z gracją usiadła na górnej belce pobliskiego płotu.
– Spokojnie. Alex nie jest taki jak reszta.
Słysząc te słowa, Juli poczuła miłe ciepło.
„Teraz trafie” – pomyślała, sięgając po kolejną strzałę.
– Wstrzymaj oddech przed wypuszczeniem strzały – doradziła Lili.
– Gordon nudzi mi się – marudziła czerwonowłosa dziewczyna, opierając się całym ciałem na plecach chłopaka. Jej nienaganny makijaż i idealnie pomalowane paznokcie mocno kontrastowały ze starą, nadpaloną i dziurawą sukienką.
– Śmierdzisz popiołem Maxi.
Dziewczyna naburmuszyła się, ale nie wyglądała na specjalnie przejętą tym komentarzem.
– Nic nie poradzę, że wszystko na mnie płonie. To moja ostatnia sukienka. Pozostałe poszły z dymem.
– Tak to jest, jak się nie panuje nad swoją mocą – wtrącił się niski mocno zarośnięty chłopak.
– Że co proszę? – tym razem Maxi nie ukrywała oburzenia. – Lepiej skocz do balwierza, nim zadepczesz włosy z pleców.
– Dobrze wiesz, że to nie moja wina. Gdybym tylko się wtedy nie pomylił, to łyknąłbym miksturę nieśmiertelności.
Słysząc te słowa Gordon wybuch gromkim śmiechem.
– Jakby tak istniała. Ciesz się, że to tylko był środek na porost włosów – wyśmiał kolegę rycerz.
– Nie przejmuj się Zegred – ogromny jaszczuroczłowiek poklepał chłopaka po ramieniu. – Jak chcesz to mogę przyciąć ci włosy.
– O nie Rorar. Ostatnio pokaleczyłeś mi całe plecy. Zresztą goliłem się dziś rano.
– Rano? Nie ma jeszcze południa, a już wyglądasz jak miotła – zakpiła Maxi.
– Rorar nie umie strzyc, głupku. To szaman… Ja jestem mistrzem ostrza. Nigdy bym cię nie zraniła.
– Raror? – zdziwił się Zegred. – Nigdy nie wiem, która twoja świadomość jest teraz na wierzchu. Może zaczniesz to jakoś sygnalizować.
– Pewnie. Będzie stawiała sztandar przy zmianie osobowości – upomniał go Gordon.
– Mówiłam już, że mi się nudzi? – mruczała dalej Maxi.
Tym razem rozpłaszczyła się na barczystych plecach rycerza, wystawiając głowę nad jego ramię.
– Twój zapach się nie zmienił. – chłopak pociągnął nosem. – Lepiej się odsuń. Jeszcze chwila i przykleisz się na dobre.
– To nie było by takie złe – wyszeptała mu dziewczyna do ucha uwodzicielskim głosem. – Zróbmy coś, albo zabierz mnie na zakupy.
„Jeszcze czego?” – pomyślał Gordon i wstał z małego pnia, na którym siedział.
– Zegred. Rzucić tam jeden z tych swoich bumów. Mam pomysł.
Ruszył wolno w kierunku napinającej łuk Juli, a dzięki skórzanej zbroi poruszał się niemal bezgłośnie.
BUM!
Hałas w pobliskich zaroślach zwrócił uwagę większości uczniów, wywołując krzyki. Skoncentrowane na strzelaniu dziewczyny również spojrzały w tamtą stronę.
„Czyli to nie wystarczyło byś zniknęła? Zaraz to naprawimy.”
Gdy znalazł się za plecami czarodziejki, szybkim ruchem złapał ją za ramiona, krzycząc z całych sił:
– Kto jest demonem?!
Nagle oślepił go błysk i dało się słyszeć ciche zapp.
– Coś ty zrobił! – wykrzyknęła, zdenerwowana Lilegrona.
Gordon roześmiał się głośno, trzymając w rękach powiewająca na wietrze sukienkę.
„Co to za miejsce?”
Juli znalazła się w niemal całkowitej ciemności, rozświetlanej tylko przez mały otwór w kształcie serca na wysokości ramion.
Zacisnęła palce na nosie, gdyż poczuła charakterystyczny odór. Co pozwoliło jej wyciągnąć pierwsze wnioski.
Gdy jej wzrok przyzwyczaił się nieco do braku światła, rozpoznała miejsce, w którym się znalazła.
Juli rozpoznała miejsce. „To wychodek z rozmowy z Lili?”
Pochyliła się i oparła ręce o drzwi, by zerknąć na zewnątrz.
Jej oczom ukazała się Lilegrona, krzycząca na Gordona, który śmiał się w niebogłosy.
Nagle drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Juli szarpnęła je do siebie. Trzask odbił się echem po całym placu.
Gdy ponownie spojrzała przez otwór, jej serce się zatrzymało. Rycerz w towarzystwie swoich przybocznych, zmierzał w jej kierunku.
Przerażona dziewczyna zaczęła rozglądać się za czymś do okrycia. Niestety mała szopa była pusta.
„Zarygluję zamek” – pomyślała, ale cały mechanizm został wyrwany dawno temu.
Serce biło jej, jak szalone.
Puk. Puk.
– Jest tam kto? – rozległ się znajomy głos po drugiej stronie drzwi. – Chyba jest wolne. Zatem skorzystam.
Chłopak nie zdążył nawet dotknąć klamki, gdy drzwi z impetem otworzyły się, uderzając go prosto w twarz. Zaskoczony cofnął się o dwa kroki i padł na plecy. Krzyknął, bardziej ze zdziwienia, niż z bólu.
Wykorzystując sytuację Juli wybiegła na zewnątrz i nie zważając na nic, biegiem ruszyła w kierunku lasu.
Towarzysze Gordona ani myśleli o pościgu. Widząc nieporadną minę rycerza, wybuchli gromkim śmiechem.
Tymczasem uciekająca czarodziejka dotarła do pierwszych zarośli i nie zastanawiając się, dała w nie nura.
„Co ja mu zrobiłam? Czemu mnie tak prześladuje?” – roztrząsała dziewczyna, przyciskając kolana do piersi.
Odczekała chwilę i dyskretnie wyjrzała zza krzaków.
Gordon zostawił swoich towarzyszy z tyłu, żwawym krokiem zbliżając się do jej kryjówki. Juli poczuła, jak serce wali jej w piersi. Jego twarz przybrała złowrogi wyraz.
„Zaraz tu będzie. Co mam zrobić?”
Całej sytuacji przyglądał się Alex.
Uniósł rękę, przerywając wypowiedź stojącego obok wysokiego elfa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, do czego zdolny jest znienawidzone przez niego rycerz.
– A to drań – rzekł cicho. – Musimy coś zrobić.
– Tylko co?
– Idę przodem. Liczę na twoją pomoc Ilimaris.
Alexa nie trzeba było długo namawiać. Zapp – w jednej chwili stanął przy Lilegronie, która trzymała ubrania Juli.
– Czy mogę?
Elfka uśmiechnęła się i przekazała mu lekko pobrudzoną sukienkę.
Chłopak nie zwlekał. Zamknął oczy i w następnej chwili był już przy przerażonej czarodziejce.
Bez słowa okrył ją sukienką, po czym wyszedł na spotkanie zbliżającego się Gordona.
„Dwie teleportacje. Niedobrze” – pomyślał, starając się opanować narastające napięcie.
– Z drogi ośle – warknął rycerz.
– Naprawdę chcesz to zrobić?
– Ta przeklęta demonica pożałuje swoich czynów.
Gordon stanął o krok od Alexa, a jego cień przesłonił niższego chłopaka.
„Ogromny.”
– Nie myśl, że ci na to pozwolę! – krzyknął mag, przełykając ślinę.
4. POJEDYNEK
„O mały włos” – Alex uniknął kolejnego ciosu. Poczuł mrowienie rozchodzące się po jego ciele.
Mimo ewidentnej przewagi przeciwnika, nie pozwalał się trafić.
„Jeszcze chwila… Zaraz się zmęczy.”
Nie zauważył, jak bardzo się cofnął. Dopiero widok głowy Juli wystającej znad krzaków, mu to uświadomił.
„Za blisko” – zganił siebie, czując jak wali mu serce.
Gordon uśmiechnął się złowieszczo. Widząc rozkojarzenie przeciwnika, zamarkował cios prawą ręką, ale zamiast tego uderzył drugą.
Zaskoczony tym manewrem Alex, z trudem się zasłonił. Siła uderzenia wytrąciła go z równowagi, zmuszając do odskoku.
– Słabeusz! – krzyknął prowokacyjnie osiłek. – Już po tobie!
Drwiny rozsierdziły czarodzieja.
Wykorzystując chwilę wytchnienia, zamknął oczy i skoncentrował energię magiczną w prawej dłoni. Zacisnął pięść, krzesząc niewielkie iskry na powierzchni skóry.
– Atakuj mier…!
Błysk!
Zapp!
Słowa uwięzły Gordonowi w gardle, gdy dosięgnął go cios Alexa, który pojawił się za jego plecami.
Po ciele rycerza rozeszły się wyładowania elektryczne, a miejsce trafienia ozdobiła czarna plama.
– Poczułem to – odparł osiłek z udawanym spokojem.
Kropelki potu spłynęły mu po czole, a uśmiech zniknął.
– Drugi raz na to nie pozwolę – rzucił bardziej do siebie.
„Niech to! Zaraz osiągnę limit” – rozbrzmiało w głowie czarodzieja.
Zacisnął mocno zęby, gdy poczuł, że energia kumuluje się nie tam, gdzie trzeba. Na chwilę zamarł w bezruchu.
Właśnie wtedy dosięgła go pięść rycerza. Trafiła w sam środek klatki piersiowej i powaliła na ziemię.
Gordon zaśmiał się głośno, rozmasowując dłoń.
– Poddajesz się?!
Czując narastające upokorzenie i niemoc, czarodziej wolno powstał. Dyszał ciężko, spoglądając na przeciwnika spod byka. Spróbował odzyskać koncentrację.
– Widzę, że podoba ci się nasza walka – zauważył rycerz, wskazując na przeciwnika. – Nawet nie potrafisz okiełznać swojego młodzieńczego entuzjazmu.
Alex poczuł nagły napływ wstydu. Głośno przełknął ślinę, co nie umknęło uwadze Gordona, który tylko na to czekał.
„Teraz” – pomyślał rycerz, wyprowadzając kolejny cios.
Zmuszony do defensywy czarodziej, zaczął się cofać, co tylko dodało wigoru oponentowi.
„To na nic… Nie skupię się…”
Desperackie próby odzyskania kontroli spełzły na niczym, potęgując frustrację.
– To koniec! – krzyknął Gordon, wykonując nagłe kopnięcie.
Trafiony w pierś Alex, upadł.
– Aaaaahhh!
Jego ciało pokryły niezliczone błyskawice, które z niewyjaśnionych przyczyn, pozostawały przy ciele czarodzieja.
– To by było na tyle – podsumował osiłek, triumfalnie unosząc ręce.
Nagle w jego głowę trafił kamień.
Uderzenie nie było mocne, ale ewidentnie trafiło w czuły punkt, gdyż Gordon przykląkł na jedno kolano. Pokonując ból, starał się zachować równowagę.
Uniósł głowę i w oddali dostrzegł Lilegronę, podrzucającą kolejny kamień.
– Nie wtrącaj się! – rozległ się wysoki, chłopięcy głos.
Zegred, widząc nagły atak na swojego lidera, wyciągnął niewielki sztylet.
„Czas sprawdzić, czy nadal masz perfekcyjny refleks” – pomyślał i cisnął nim w kierunku elfki.
Broń nie dotarła do celu. Rozległ się brzęk, gdy jej tor lotu przeciął kamień. Oba przedmioty zniknęły w wysokiej trawie.
„Nie dobrze.”
Lili skrzywiła się, czując ból w prawej ręce. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej udział w tej potyczce nie potrwa długo.
– Mam dla ciebie coś jeszcze. – prychnął zarośnięty chłopak. Wyciągnął zza pazuchy mały metalowy przedmiot i wziął duży zamach.
Jego ręka pozostała nieruchoma, a pełen konsternacji odwrócił się i dostrzegł nad sobą ogromy cień.
– Nie tym razem – rzekł Ilimaris, po czym wykręcił rękę Zegreda.
Łotrzyk jęknął z bólu, upuszczając skrywaną broń.
– Nie wtrącaj się elfie! – rozbrzmiał okrzyk.
Jasczuroczłowiek niespodziewanie natarł na elfa.
Trafiony barkiem w pierś, kapłan cofnął się, ale zdołał ustać na nogach.
– Nie przesadzasz Rorar? Jeszcze nigdy mnie nie pokonałeś.
Gadzie usta rozszerzyły się.
– Jestem Raror.
– Niech to grzybnia… – wyszeptał Ilimaris, zdając sobie sprawę z pomyłki.
Nagle dobiegł do nich odgłos rozniecanych płomieni.
– Nareszcie jakaś zabawa! – krzyknęła Maxi.
Stojąca kilka kroków od centrum potyczki dziewczyna, szczerzyła się z zachwytu.
Siłą umysłu sprawiła, że płomienie przednią przybrały kształt kul. Następnie bez ostrzeżenia posłała je w kierunku walczących.
Magiczne pociski minęły ich o włos.
– Uważaj, gdzie tym ciskasz! – upomniała koleżankę Raror.
Korzystając z zamieszania, Zegred wyswobodził rękę. Szykując się do kolejnego ataku przez nieuwagę nadepnął na wciąż spowitego błyskawicami Alexa.
Wrzasnął przeraźliwie, gdy energia elektryczna przeszła na niego. Po czym odskoczył, gubiąc kilka drobiazgów ze swoich kieszeni.
„To bolało! Muszę uważać” – zganił sam siebie w myślach i odwrócił się w stronę Ilimarisa.
Nim zdołał choćby drgnąć, powietrze przed jego oczami rozjaśniło się. W następnej chwili został trafiony kulą ognia. Zawył z bólu, czując jak czubek jego bujnej czupryny płonie.
– Aaaaaaaaaaaaa!
Łotrzyk miotał się po trawie, panikując i klepiąc się po głowie. Rozpaczliwie próbował ugasić płonące włosy. Udało mu się to dość szybko, ale w powietrzu i tak rozszedł się smród spalenizny.
Widząc cierpienie towarzysza Raror zaśmiała się głośno.
– Nie pomożesz mu?
– Za kogo ty mnie masz elfie? – oburzyła się i sięgnęła po przypięty do pasa miecz.
– Możemy o tym porozmawiać? – spytał Ilimaris, machając przed sobą rękami.
Gadzia istota nie traciła więcej czasu na rozmowy. Wymachując bronią, rzuciła się na przeciwnika.
Strach w oczach kapłana był doskonale widoczny.
„Ilimaris.”
Lili zrozumiała, że to już nie jest zwykła sprzeczka. Pokonując ból chwyciła leżący na ziemi łuk i naciągnęła cięciwę. Z trudem pokonała nieprzyjemne uczucie, rozchodzące się w ramieniu, starając się skupić na celu.
– Chyba o mnie zapomniałaś!
Głos Maxi zabrzmiał tuż obok.
„Niech to!” – przemknęło przez głowę Lili.
Kątem oka dostrzegła jednak coś jeszcze, a na jej ustach pojawił się uśmiech.
– To moja kwestia – rzekł spokojnie Alex.
Jego cios nie był mocny, ale wystarczył by wytrącić dziewczynę z równowagi.
Czerwonowłosa czarodziejka syknęła z bólu, gdy jej ramię spowiły błyskawice. Upadła na trawę, a towarzyszące jej płomienie, niemal znikły.
– Maxi! – wrzasnął rozsierdzony Gordon.
Ignorując zawroty głowy, rzucił się na koleżance na pomoc.
Juli z trwogą obserwowała całe zajście. Nawet przez chwilę nie przypuszczała, że zwykła lekcja zamieni się w prawdziwą bitwę.
Śledziła w napięciu szamocących się chłopaków, gdy nagle poczuła gęstniejącą w powietrzu magię. Serce zabiło jej szybciej – ktoś szykował potężne zaklęcie.
Jej oczy rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu.
Wykorzystując furię przeciwnika, Alex położył obie stopy na jego klatce piersiowej, po czym odepchnął go z całej siły.
Zaskoczony nagłą utratą przyczepności, Gordon upadł na plecy. Szybko zerwał się na nogi, jednak zastygł w bezruchu.
Jego oczom ukazała się przerażająca scena.
Twarz Maxi kipiała złością. Tuż przed dziewczyną zmaterializowała się ogromna kula ognia. Znacznie większa niż pociski, którymi miotała wcześniej.
– Przestań! – krzyknął osiłek, ale było już za późno.
– Zapłacisz mi za to! – wrzasnęła niemal nieludzkim głosem.
Alex zwrócił się w jej kierunku.
„Nie!” – pomyślał, wiedząc, że nie zdąży zareagować.
Nagle coś przesłoniło mu widok, przyjmując uderzenie na siebie.
– Aaaaaaaaaaaaaa! – Krzyk Juli zagłuszył zgiełk walki.
Dziewczyna padła nieruchomo na trawę. Płomienie oplotły jej ciało, a koszula na plecach niemal rozpłynęła się w ogniu.
Nagle zrobiło się przerażająco cicho. Oczy wszystkich zatrzymały się na rannej czarodziejce.
„O nie” – pomyślała Maxi, czując krótkie ukłucie wyrzutów sumienia.
Spuściła głowę i dopiero teraz do niej dotarło, że znów całkowicie straciła kontrolę.
– No i ostatnia sukienka poszła z dymem.
Po tych słowach odwróciła się i, jak gdyby nigdy nic, ruszyła w stronę internatu.
– Uszkodzili moje iskrzydełko – wymamrotała poirytowana Mindy, głaszcząc wilka-zombie po głowie.
Bestia była ogromna. Siedząc miała pysk na wysokości głowy nekromantki. Jego niemal w całości oderwane ucho pozostawało nieruchome. Natomiast drugie strzygło co chwilę. Język z widocznie odgryzioną końcówką, zwisał z paszczy.
– Za mną Franky… Musimy rozpocząć przygotowania.
– Co z nią? – spytała Lili, poprawiając temblak, który podtrzymywał złamaną rękę.
Niska, pomarszczona staruszka pochyliła się nad poparzonymi plecami Juli.
– Nic jej nie będzie. Ma zdumiewająco wysoką odporność na magię.
– Całe szczęście.
– Mówiłam ci, żebyś się nie martwiła – wtrąciła się czarodziejka, wypuszczając z ulgą powietrze.
– Chyba sama w to nie wierzysz – skarciła ją wiedźma. – Gdzie byłeś, gdy do tego doszło?
– Pilnowałem uczniów – bąknął profesor Scivoloso.
– Bardziej butelki, wnioskując po zmianach na skórze – odburknęła wiedźma, mrużąc oczy. – Zmykaj, zanim doniosę nadzorcy.
Profesor ukłonił się niezgrabnie i czym prędzej zniknął za drzwiami.
– Lilegrona… – kontynuowała starowinka. – Zabierz ją do groty… Bez tego zostanie brzydka blizna.
Wzrok elfki spoczął na twarzy wiedzmy, jakby czekała na dodatkowe pozwolenie.
– Ona na pewno nie będzie się gniewała – surowy wzrok Piguły nagle złagodniał, dając dziewczynie do zrozumienia, że nie ma się czego obawiać.
– Dobrze – odparła, uśmiechając się niepewnie.
– O czym ona mówiła? – spytała cicho Juli, gdy wraz z Lili weszły do podziemnej łazienki.
Elfka zrzuciła sandały i w milczeniu ruszyła pod prysznice. Jej mina zdradzała niepewność, co było czymś nowym.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, czarodziejka również zdjęła buty i podążyła za koleżanką.
Ominęły opadającą z sufitu wodę, docierając do samego rogu pomieszczenia. Tam Lili nacisnęła z pozoru nie wyróżniający się kamień, co uruchomiło mechanizm otwierający niewielkie drzwi.
Nadal milcząc zniknęła w ciemnym tunelu.
– Chodź – usłyszała Juli, wciąż rozważając wejście do środka.
„Raz chochlikowi śmierć.”
Odrzucając czarne myśli, czarodziejka zaczęła przeciskać się przez wąski tunel, aż dotarła do słabo oświetlonej groty.
– Nareszcie jesteś – zniecierpliwiona elfka odrzuciła temblak. – Wskakuj do mazi bez ubrań. Właścicielka nie lubi nieczystości – dodała i nie czekając na koleżankę, weszła do gęstego szlamu, aż po szyję.
Zdezorientowana czarodziejka stała na brzegu. Nie była pewna intencji Lilegrony. Jednak uspokoił ją fakt, że elfka odwróciła wzrok.
– Uważaj. Podłoże jest śliskie – ostrzegła Lili. – Nie opieraj się plecami o kamienie. Lepiej połóż się na brzuchu, wtedy leczenie będzie skuteczniejsze.
Juli posłusznie wykonała polecenie. Już pierwszy kontakt rany z breją przyniósł jej wyraźną ulgę.
– Co to za miejsce?
– Nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale zapewniam, że właścicielka wie o twojej obecności.
– Właścicielka?
W odpowiedzi elfka wzruszyła nieznacznie ramionami i uśmiechnęła się lekko.
– Często zdarzają się takie bójki?
– O tak. To jest tu na porządku dziennym – odparła Lili. – Przykro mi, że cię w to wciągnęli.
– Mam wrażenie, że to moja wina.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Alex i Gordon rywalizują odkąd śmierdziel się tu pojawił.
Juli zamyśliła się.
– O co chodzi z problemem Alexa?
– A to? – Elfka wyciągnęła zdrową rękę z mazi i oparła się wygodniej o krawędź basenu. – Powiedzmy, że ma to związek z jego przyrodzeniem.
– Co masz na myśli?
– Nigdy nie zdradzał szczegółów, ale wiem, że dysponuje ogromną mocą i bardzo rzadko z niej korzysta. Zachowuje się, jakby nie mógł pozwolić jej na opuszczenie własnego ciała.
Czarodziejka zamilkła.
– Zaskoczył mnie sam fakt, że stanął w twojej obronie – kontynuowała Lili. – Wprawdzie to cały Alex, ale i tak mnie zaskoczył. Chyba cię lubi.
Pierwszy raz Juli ucieszyła się, że w grocie jest ciemno. Pomogło to ukryć rumieńce, które pojawiły się na jej policzkach. Tak przynajmniej się jej wydawało.