- Opowiadanie: piotrek5 - Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 3)

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 3)

Poniższy fragment pochodzi z rozdziału drugiego zatytułowanego: „Czarne chmury na horyzoncie”.

Oceny

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 3)

(…) Doszło do ponownej wymiany szybkich uderzeń, które ostatecznie zakończyły się zwarciem. Klinga Czarnoksiężnika oparła się o jelec miecza Sanadeona, który usiłował przeforsować zwarcie i wykonać ripostę. Przeciwnik znów okazał się silniejszy i uprzedził Rycerza. Odepchnąwszy rękę Áusari, ciął odsłoniętego Czarodzieja w prawe ramię, na wysokości łopatki. Następnie wykonał szybki obrót, by trafić też lewe ramię Maga. Ranny Czarodziej z bólu i upływu krwi tracił moc w dłoniach. Miecz wysunął mu się z ręki i upadł bezwładnie u stóp. Odruchowo cofnął się kilka kroków, oddalając się od nieprzyjaciela. Odsłonił się na każdy następny cios, co wykorzystał Czarnoksiężnik. Krew polała się po płaszczu Sanadeona, a jego twarz wyrażała już tylko rozpacz. Sanadeon nie lękał się śmierci, która jest pewna i nieunikniona. Czuł jednak, że zawiódł. Czarnoksiężnik wyciągnął klingę z ciała Rycerza Áusari. Mężczyzna upadł na ziemię. Mocno okaleczone ramiona i przebity bok stały się przyczyną jego klęski. Pokonany popatrzył z bólem na swojego pogromcę, zamknął oczy i osunął głowę na trawę. Zły, stojąc nad Sanadeonem, był gotów, aby zadać ostateczny cios i mieć całkowitą pewność, że ten nie żyje.

– Ponosisz karę za lekceważenie Czarnej Magii – warknął. Zrobił to dość cicho, więc poczuł niepokój, kiedy ptaki zasiedlające korony pobliskich drzew zerwały się do chaotycznego lotu. Jakby spłoszyło je coś wyjątkowo przerażającego.

Czarnoksiężnik wyczuł ich niepokój. Jednakże odczytywanie uczuć człowieka a zwierzęcia to dwie zupełnie różne rzeczy – nie wiedział, co spłoszyło ptaki. Lekceważąc ich dziwne zachowanie, ponownie uniósł miecz, aby dokonać egzekucji. Czarnoksiężnik poczuł się tak pewny siebie, że ostateczny cios miał być rytuałem. Klinga unosiła się powoli, a kiedy ostrze było gotowe, aby opaść i zgładzić Czarodzieja, dziwny świst doszedł do uszu Złego. Był niesłyszalny dla zwykłych śmiertelników. Nieprzyjaciel odwrócił się i machnął gwałtownie ręką, jakby chciał odgonić komara albo osę. Po czym upadł na ziemię, gdyż impet uderzenia nadlatującego przedmiotu był tak silny, że odrzucił go w tył. Dostrzegł w trawie strzałę, którą w ostatniej chwili odepchnął. Zszokowany szybko wstał i spojrzał w kierunku, z którego przyleciał przedmiot. Z głębi lasu, drogą prowadzącą z Kinny, nadjeżdżał Penaram, który właśnie schował łuk i dobył miecza.

– Razmor? To ty stoisz za tym wszystkim! – wykrzyknął Penaram, zatrzymując się kilkadziesiąt łokci od Czarnoksiężnika.

Czarodziej znał przeciwnika aż za dobrze. Razmor był najokrutniejszym i najpotężniejszym w owym czasie sługą Czarnej Magii, przerażająco biegłym w swym rzemiośle i niezwykle niebezpiecznym. Był numerem jeden na liście ściganych. Bali się go wszyscy pozostali Czarnoksiężnicy i nikt nie wchodził mu nigdy w drogę. Był godnym przeciwnikiem dla Penarama, Białego Miecza, najlepszego szermierza wszechczasów. Czarodziej, skupiony na nadchodzącym pojedynku z niebezpiecznym przeciwnikiem, nie tracił czasu na zastanawianie się, czemu Zły podszedł tak blisko jego osady.

Magowie znajdowali się na porębie, otoczeni lasem. Razmor zrozumiał, że Penaram musiał wyczuć jego obecność. Choć był pyszny i pewny siebie i nie czuł strachu przed Białym Mieczem, to wiedział, że będzie musiał wytoczyć przeciwko niemu cały swój magiczny arsenał.

Las z nagła pociemniał. Drzewa zniknęły jakby za czarną mgłą. Na niebie pojawiły się ciemne nimbostratusy. W oddali dało się słyszeć grzmoty.

– Wasz żałosny Zakon posunął się za daleko! Zapłacisz mi za tę bezczelność! – wysyczał Razmor.

– Tyle lat cię ścigamy! Tym razem nastąpi twój koniec – oznajmił Penaram, zeskakując z Nitaroama.

– Chciałbyś! Nie potrafisz schwytać Giropyli, a myślisz, że wygrasz ze mną? Twój koniec, wasz koniec, jest bliski! Kres tej całej żałosnej zbieraniny słabych Áusari.

– Nie licz na to! Wiele razy mi to już obiecywałeś – parsknął z pogardą Penaram.

– Co może mi zrobić ledwo chodzący starzec?! – warknął rozwścieczony Razmor i rzucił w Penarama kulą naszpikowaną ognistymi kolcami. Czarodziej wyciągnął rękę, a kula zatrzymała się tuż przed nim i została wchłonięta przez jego dłoń.

Razmor rzucił się na przeciwnika. Rozpoczęła się bezpośrednia walka na miecze. Zły atakował na przemian górnymi, ukośnymi cięciami, raz na lewe, raz na prawe ramię. Penaram bez trudu blokował te próby i zaraz po nich dał odpowiedź w postaci poziomego cięcia, przy którym Czarnoksiężnik musiał mocno ugiąć kolana, jeśli chciał uniknąć ścięcia głowy. Z mieczy sypały się strumienie iskier. Razmor, powróciwszy do pozycji wyprostowanej, wyprowadził rosnące cięcie od dołu, lecz Rycerz zablokował je bez trudu i klingi zwarły się ponownie. Choć były wykute z metalu, miały magiczne moce. Przeciwnicy siłowali się, trzymając miecze nisko – który pierwszy wyciągnie broń i uderzy, ten może być zwycięzcą. Krótkie i pełne nienawiści spojrzenia zachęciły rywali do walki. Ogniste oczy Razmora błysnęły czerwonym światłem z otchłani pod jego kapturem. Mogły wywoływać strach, ale Arcymistrz daleki był od lęku. Widział w swoim długim życiu bardziej przeraźliwe rzeczy.

Penaram przeforsował blok Razmora i wypchnąwszy jego miecz ku górze, zamachnął się poziomo, lecz Czarnoksiężnik odskakując, nie doznał żadnych obrażeń. Tylko w jego zbroi powstała szczelina, po tym, jak prześlizgnął się po jej powierzchni sztych, sypiąc kolejną porcję iskier. Zły, cofnąwszy się po tym, jak został przeforsowany, powrócił do pozycji bojowej i znów zaatakował. Rzucił w Penarama dwie wiązki magicznego potencjału jako ripostę i gdy ten je odbijał, wykonał w bezpośredniej odległości cięcie wpion. Penaram wyczuł jednak zamierzenia przeciwnika i po odbiciu drugiej wiązki natychmiast wykonał szybki fiflak w tył i stanąwszy na ziemi, poziomym uderzeniem swojej broni trafił klingę Razmora. Siła uderzenia była tak duża, że Czarnoksiężnik z trudem utrzymał odrzucony miecz w dłoni. Na dodatek odsłonił się na drugie uderzenie. Penaram, który faktycznie do tego dążył, zaraz po pierwszym ciosie zadął następny. Niestety nieskuteczny, gdyż Razmor wykonał przewrót w tył – to był słuszny ruch, gdyż zaledwie odległość grubości ziarna dzieliła prześmigujący się sztych od ciała Czarnoksiężnika. Penaram wykonał ten cios w biegu, więc Razmor, zaraz po powstaniu na nogi, musiał znów przejść do defensywy i blokować diabelnie szybkie cięcia i uderzenia zadawane przez Czarodzieja. Penaram ciął raz na odlew, raz wrąb, później nyżkiem i podlew. Cały czas sypały się iskry ze zderzających się kling. Penaram napierał, a Razmor z każdym ciosem wycofywał się coraz szybciej.

Arcymistrz ciągle przemieszczał się względem przeciwnika – podczas pojedynku nigdy nie przyjmował statycznej postawy. Jego dominację na polu walki dostrzegłoby nawet oko laika. Niekiedy Mistrz zadawał niskie cięcia na nogi – wkłąb i wtrok – więc Zły podskakiwał i miecz prześlizgiwał się pod jego stopami. Innymi razy ciął na głowę Razmora, który wykonywał nerwowe i gwałtowne uniki. Penaram zdobył wyraźną przewagę. Czarnoksiężnik nie mógł powstrzymać prącego naprzód Białego Miecza. Próbował zmienić sytuację, lecz gdy przestał się wycofywać, Penaram zadał pionowe cięcie wrąb i miecze znów się zwarły. Tym razem ponad głowami walczących. Áusari, mimo podeszłego wieku, nadal był zwinny i sprawny niczym wiewiórka – na przekór temu, co o sobie mówił. Pięta Penarama odbiła się od szczęki Czarnoksiężnika, który poleciał w tył po mocnym kopnięciu. W powietrzu zdołał zapanować nad swym ciałem i wykonawszy salto, stanął prosto na nogach.

Las szeptał złowrogo:

 

Penaramie,

Biały Mieczu,

popatrz w niebo!

Sępy już czyhają na twe truchło.

To twój koniec.

Magia cię opuściła!

 

Penaram nie zwracał uwagi na mącące umysł odgłosy Czarnej Magii. Choć przez chwilę widział, jak nad jego głową latały czarne smugi przypominające ptaki… Może to były sępy, a może nietoperze?

Razmor znów spróbował przechytrzyć swojego przeciwnika. Skierował w niego serię wiązek magicznej energii. Penaram odbijał je gestami ręki. Czarnoksiężnik, widząc, że przeciwnik jest zajęty unikaniem finty, rzucił w niego mieczem. Broń, kontrolowana w magiczny sposób, pofrunęła w kierunku Penarama. Wirujący miecz szybko zbliżał się do Czarodzieja, podobnie jak wiązki energii. Mistrz, widząc rozwój wydarzeń, wykonał przerzut w bok, nie przestając zaciekle osłaniać się mieczem. Wszystko działo się zbyt szybko, aby mógł to dostrzec człowiek. Śledząc sytuację w zwolnionym tempie, dało by się zobaczyć, jak Penaram, będąc w pozycji do góry nogami, zadaje smukłe cięcia, odbija jedną wiązkę, potem drugą, po czym zbija wirujący miecz i wraca do odpierania nadlatujących wiązek magicznej energii.

Przeciwnicy zamarli bez ruchu, patrząc sobie w oczy i ciężko dysząc. Czarodziej stanął pewnie na nogach, gotów do ataku. Razmor, mimo że bez broni, nawet nie pomyślał, aby okazać wyrazy uznania dla zwinnego rywala. Czarnoksięski miecz leżał pod stopami Penarama. Nie czekając na łut szczęścia, Razmor chwycił go magiczną mocą i przyciągnął do siebie. W połowie drogi broń zatrzymała się i zawisła nad ziemią – to Penaram chwycił z drugiej strony i chciał wydrzeć ją spod kontroli Czarnoksiężnika. Siłowali się zaciekle. Miecz przesuwał się raz w stronę jednego, raz w stronę drugiego maga, lecz żaden nie miał widocznej przewagi. Kto jest potężniejszy? Kto włada magiczną telekinezą skuteczniej?! To miało się teraz rozstrzygnąć.

Penaram, widząc brak sensu w tym starciu, niespodziewanie dla Razmora posłał miecz w jego stronę. Połączone siły pchania i przyciągania wprawiły broń w ogromną prędkość. Kąt nachylenia ciała Czarnoksiężnika oraz masywna zbroja uratowały mu życie. Ostrze ześlizgnęło się po pancerzu i wbiło w ziemię kawałek dalej. Razmor upadł na trawę. Penaram wybił się i skoczył na leżącego wroga, chcąc przebić go mieczem. Zły przeturlał się w ostatniej chwili spod nadlatującego ostrza i stanął na nogi. Wyciągnął rękę po broń pomazaną krwią. Natychmiast po tym, jak złapał rękojeść, zamachnął się z całej siły. Miał nadzieję na trafienie Czarodzieja, lecz nie powiodło się. Áusari zrobił szybki unik i powracając do pozycji prostej, wykonał pionową ripostę od dołu – ciął wpion – i zadał głęboką ranę Razmorowi, od miednicy aż po lewy obojczyk. Razmor krzyknął z bólu i cofnął się gwałtownie. Ledwo mógł ustać na nogach.

Odgłosy lasu ucichły, lecz teraz Czarna Magia stała się głosami w głowie Penarama:

 

Spoczniesz w bezimiennym grobie.

Sprofanowana zostanie twoja mogiła.

Próżno czekasz jutra.

 

Biały Miecz stał i patrzył na Złego z nienawiścią i determinacją – tak niepodobną do sympatycznego staruszka, jakim był na co dzień. Gdy powrócił do świadomości, Razmor leżał już na ziemi. Cios był tak głęboki, że przedni płat jego zbroi odpadł od całości i odsłonił tułów na uderzenia. Czarodziej podszedł do Złego, który był na tyle zdeterminowany, że mimo bólu wyszeptał jeszcze jedno zaklęcie. Ręka Czarnoksiężnika rozbłysła rażącym światłem, tak rażącym, że Penaram oślepiony nim upadł na kolana. Razmor gwizdnął, aby przywołać swojego wierzchowca, a gdy ten przybiegł, wdrapał się z trudem na jego grzbiet.

Penaram oślepiony zaklęciem stracił wzrok. Razmor myślał już tylko o tym, jak uciec od swojego pogromcy. Chciał go ogłuszyć, żeby dać sobie czas na odwrót. Z trudem skupił wokół siebie resztki magicznego potencjału i skierował w Penarama wiązkę energii. Arcymistrz miał jednak na tyle dobrze wyostrzone zmysły słuchu – zarówno te naturalnie wrodzone, jak i te dane przez Magię – że na oślep odbił nadlatujące zagrożenie wprost w Razmora. Wiązka przeleciała nad głową Złego, który widząc, że mimo oślepienia Penaram wciąż pozostawał niebezpieczny, uciekł.

Rycerz padł na kolana. Czuł, że obecność Czarnej Magii znika. Wypowiedziawszy po cichu zaklęcie zyskał możliwość widzenia bez konieczności posiadania zdrowych oczu. Rozejrzał się dookoła. Nikogo, prócz Sanadeona, nie było w pobliżu. Po chwili aura Czarnej Magii odeszła całkowicie. Czmychnęła niczym mysz do swej nory.

Penaram podbiegł do leżącego Czarodzieja i uniósł jego głowę.

– Sanadeonie! Sanadeonie, odezwij się! – wykrzyknął.

(…)

Koniec
Nowa Fantastyka