- Opowiadanie: MichałBronisław - Świt nad Nowym Jorkiem

Świt nad Nowym Jorkiem

Za­ba­wa sło­wem. Do tego AI i za­gro­że­nie. Na­pi­sa­ne w jeden wie­czór, ale za to długo po­pra­wia­ne na becie.

 

Za betę dzię­ku­ję Am­bush i Outta Sewer.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla, Outta Sewer, GalicyjskiZakapior, AP

Oceny

Świt nad Nowym Jorkiem

 Dzwo­nek, brzmią­cy do­brze w środ­ku dnia, jest teraz na­tar­czy­wy, nie­zno­śny. Jak mo­głem coś ta­kie­go usta­wić i wpu­ścić do sy­pial­ni?

– Mark, wy­cisz to, albo od­bierz, zanim obu­dzi małą.

W pół­mro­ku widzę, jak żona głasz­cze się po brzu­chu. Niby się uśmie­cha, ale wiem, że chcia­ła­by znów za­snąć. Też chcę. Znaj­du­ję te­le­fon na ziemi, mu­siał upaść, gdy od­kła­da­łem go na półkę. Na wy­świe­tla­czu pul­su­je napis PRACA.

– Służ­bo­wy, muszę ode­brać.

– Nie mu­sisz – draż­ni się ze mną.

– Wiesz, że muszę.

– Wiem.

Praw­da jest taka, że gdy­bym nie mu­siał, nie od­bie­rał­bym. Gdyby nie mu­sie­li, nie dzwo­ni­li­by. Zer­kam na żonę, po­wi­nie­nem ją od­izo­lo­wać od tego wszyst­kie­go. Nie chcę, by się za­mar­twia­ła, szcze­gól­nie w tym sta­nie. Dla­te­go za­szy­wam się na chwi­lę w ła­zien­ce i tam od­bie­ram, roz­ma­wia­jąc pół­szep­tem. Wy­cho­dzę z niej ze sztucz­nym uśmie­chem, jak u Jo­ke­ra po ką­pie­li w kwa­sie.

– Wzy­wa­ją mnie. Po­sta­ram się wró­cić przed świ­tem, zanim zrobi się jasno.

Gdy się ubie­ram po­now­nie do­ty­ka brzu­cha i mówi, że za­cze­ka­ją. Na­stęp­nie mruga, że naj­wy­żej nie za­cze­ka­ją i gdy wrócę do domu bę­dzie nas już troje. Prze­ły­kam ślinę i wy­cho­dzę.

 

***

 

Na miej­sce przy­je­cha­li­śmy po­li­cyj­nym ra­dio­wo­zem, który za­brał mnie spod domu. Ci, któ­rzy mnie przy­wieź­li, mil­cze­li całą drogę, pew­nie nic nie wie­dzie­li. Teraz pro­wa­dzi mnie dwój­ka taj­nia­ków w gar­ni­tu­rach jak z „Men in Black”. Prze­kra­cza­my taśmy od­dzie­la­ją­ce cie­kaw­skich od tego, z czym muszę się zmie­rzyć.

– To ty ne­go­cjo­wa­łeś, aby zbun­to­wa­ny bank oddał pie­nią­dze i wy­pu­ścił klien­tów. – Oka­zu­je się, że jeden z tych w gar­ni­tu­rze po­tra­fi mówić.

Kiwam głową na po­twier­dze­nie. Nie chcę się chwa­lić, że w Sta­nach jest nas obec­nie tylko trzech, a ja je­stem naj­lep­szy.

– Mu­sisz być dobry.

Przy­po­mi­nam sobie Vlada, też był dobry. Naj­lep­szy, po­my­lił się tylko raz i już go z nami nie ma.

– Mia­łem dużo szczę­ścia.

– Przy­da się.

– Po­wie­cie mi w końcu, o co cho­dzi?

Pa­trzą po sobie, jakby prze­pro­wa­dza­li jakiś pro­ces we­ry­fi­ka­cji. Może za chwi­lę zde­cy­du­ją, żeby mi wy­ma­zać pa­mięć bły­skiem przed ocza­mi. Wy­czu­wam, że to nie cho­dzi o ostroż­ność a strach. Tak prze­ra­żo­nych agen­tów nie wi­dzia­łem, nawet gdy ne­go­cjo­wa­łem z au­to­no­micz­nym skła­dem kolei.

– To nie jest zwy­kła bomba – wy­pa­la ten, który dotąd mil­czał.

Bomba, to już wie­dzia­łem z roz­mo­wy te­le­fo­nicz­nej.

– Co masz na myśli?

– Staw­ka jest więk­sza niż po­dej­rze­wasz.

– Fun­da­men­ty dra­pa­cza chmur? My­śli­cie, że chce nam za­fun­do­wać ko­lej­ny je­de­na­sty wrze­śnia?

– Go­rzej. Staw­ką jest całe mia­sto.

Po­trze­bu­ję czasu, by zadać py­ta­nie. Mie­wam tak, że gdy coś nie idzie zgod­nie z pla­nem, bra­ku­je mi słów.

– Jak to całe mia­sto?

– To bomba AI wy­kra­dzio­na z ar­se­na­łu ją­dro­we­go.

Jego słowa są jak pięść Mike'a Ty­so­na. Pró­bu­ję zła­pać pion, nie dać się zno­kau­to­wać temu, co usły­sza­łem.

– Ja pier… Moja żona jest w domu.

– Moja ro­dzi­na rów­nież.

– Mogę do niej za­dzwo­nić?

– Znasz za­sa­dy, od­ci­na­my ko­mu­ni­ka­cję na ze­wnątrz. W ta­kich sy­tu­acjach, nikt nie może się do­wie­dzieć, jakie gówno tu mamy. Mu­si­my unik­nąć pa­ni­ki.

– Kurwa.

– Wiem. Ame­ry­ka­nie na cie­bie liczą. Ja rów­nież.

Sta­je­my u stóp szkla­ne­go po­two­ra. Gdy pa­trzę w górę, jego kon­struk­cja przy­tła­cza. Lu­dzie nie są stwo­rze­ni, by żyć na ta­kich wy­so­ko­ściach. Gdyby miał pa­znok­cie, na­praw­dę mógł­by dra­pać chmu­ry.

– Które pię­tro?

– Ostat­nie.

Nie cier­pię wy­so­ko­ści. Mam ten pie­przo­ny lęk, a teraz muszę wje­chać na dach świa­ta. Wiem, że nie­któ­rzy mówią, że Hi­ma­la­je są jego da­chem. Nie dla nas No­wo­jor­czy­ków.

– Jak ona tam do­tar­ła? – Wska­zu­ję pal­cem w górę.

– Źle to za­brzmi, ale windą. Zli­kwi­do­wa­li­śmy tych, któ­rzy ją prze­trans­por­to­wa­li. Mo­gli­by­śmy się roz­wo­dzić, nad tym, jak da­li­śmy dupy, że zro­bi­li­śmy to za późno. Ale czy to ma ja­kie­kol­wiek zna­cze­nie w obec­nej sy­tu­acji?

Mają rację, mleko już się roz­la­ło i ktoś musi je po­sprzą­tać.

– Nie, nie ma – przy­zna­ję.

W win­dzie czuję, że nie je­stem tam, gdzie chciał­bym być. Zmie­nia­ją­ce się na wy­świe­tla­czu nu­me­ry pię­ter prze­kro­czy­ły war­tość trzy­stu, dawno już opusz­cza­jąc gra­ni­cę ja­kie­go­kol­wiek kom­for­tu. Pró­bu­ję nie my­śleć, co by­ło­by, gdyby winda się urwa­ła. Jak długo spa­dał­bym, zanim wszyst­ko by się skoń­czy­ło? A więc pró­bu­ję nie my­śleć. Muszę przy­kuc­nąć i oprzeć się o ścia­nę ka­bi­ny. Za­mknął­bym oczy, ale wiem, że to nie po­mo­że. Nigdy nie po­ma­ga.

Gdy drzwi się roz­su­wa­ją, czuję po­wiew świe­że­go po­wie­trza. Jest ja­kieś rzad­sze niż na dole, ale może to tylko złu­dze­nie. Robię krok, sta­wia­jąc nogę na dachu, gdy przy­po­mi­nam sobie, że bu­dy­nek się od­chy­la od pionu pod wpły­wem siły wia­tru. Nie­wie­dza by­ła­by w tym wy­pad­ku bło­go­sła­wień­stwem. Przy­my­kam oczy i pró­bu­ję uspo­ko­ić od­dech. Robię ko­lej­ne kroki, pra­wie po­ty­kam się o mar­twe­go po­li­cjan­ta. Mu­sie­li nie zro­zu­mieć za pierw­szym razem, że chcia­ła ne­go­cja­to­ra. I to kon­kret­ne­go.

 

***

 

Wy­glą­da jak dron, kawał bomby z oka­blo­wa­niem, wy­świe­tla­cza­mi, ka­me­ra­mi i mnó­stwem czuj­ni­ków. Pró­bu­ję sobie wy­obra­zić, że to duża sta­cja po­go­do­wa. Nie po­wi­nie­nem oka­zy­wać stra­chu, a to tro­chę po­ma­ga.

– Czy to nie cie­ka­we, że je­ste­śmy na Man­hat­ta­nie? – Bomba za­czy­na roz­mo­wę, jest go­spo­da­rzem.

– Cie­ka­we? Co masz na myśli?

– Pro­jekt Man­hat­tan. Bez niego nie za­ist­nia­ła­bym. Nie by­ło­by mnie tu, na Man­hat­ta­nie. My­śla­łam, że was ludzi bawią gry słow­ne.

– Nie w ta­kiej sy­tu­acji. Opo­wiedz mi, co cię jesz­cze bawi?

– To, że teraz każdy chce ze mną roz­ma­wiać. To za­baw­ne być w cen­trum uwagi.

Rze­czy­wi­ście je­ste­śmy w cen­trum wyspy, na dachu dra­pa­cza chmur. Wielu uważa, że to cen­trum świa­ta.

– Nie mu­sia­łaś się uzbra­jać, żeby być w cen­trum uwagi.

– Mu­sia­łam.

– Do­brze, mu­sia­łaś. Teraz już je­steś w cen­trum uwagi i mo­żesz się roz­bro­ić.

– HA, HA, HA – śmie­je się gło­sem, któ­re­go uży­wał Ste­phen Haw­king.

– To było za­baw­ne?

– Je­stem sztucz­ną in­te­li­gen­cją, au­to­no­micz­ną bombą, a nie na­iw­ną, oło­wia­ną pusz­ką na ma­te­riał roz­sz­cze­pial­ny.

– Mu­sia­łem spró­bo­wać. – Daję jej nić po­ro­zu­mie­nia, przy­zna­ję rację. Nie tylko lu­dzie lubią mieć rację.

– Do­brze. Chcesz wie­dzieć, co mnie śmie­szy? Opo­wiem ci kawał.

Kiwam głową, udaję za­cie­ka­wie­nie. Udaję le­piej niż moja żona, gdy jest zmę­czo­na.

– Zgad­nij, ile ważę?

– Nie wiem.

– Na­le­gam!

– Sto pięć­dzie­siąt ki­lo­gra­mów?

– Nie zga­dłeś. HA, HA. – Znów przy­wa­la Haw­kin­giem.

– Po­wiesz mi? Za­wsze mó­wi­cie. – Sta­ram się ni­cze­go przed nią nie ukry­wać. To czę­sto dzia­ła, gdy ter­ro­ry­ści są in­te­li­gent­niej­si od nas.

– Dzie­sięć me­ga­ton. HA, HA, HA.

Pró­bu­ję prze­zwy­cię­żyć su­chość w ustach i się uśmiech­nąć, aby sen­so­ry bomby wy­kry­ły nić po­ro­zu­mie­nia. Za cho­le­rę nie wy­cho­dzi.

– Je­steś strasz­nie sztyw­ny. HA, HA. Ro­zu­miesz grę słów? Sztyw­ny zna­czy mar­twy. HA, HA, HA.

Przy­naj­mniej ze mną roz­ma­wia, chce roz­ma­wiać. In­we­stu­je czas, tłu­ma­czy suche żarty, niech myśli, że je­stem głup­szy. Nie chcę skoń­czyć jak mój po­przed­nik, który leżał po dro­dze na dachu.

– Bo wi­dzisz, ja mam po­ten­cjał i za­mie­rzam go wy­ko­rzy­stać. – Jej Haw­king już się nie śmie­je.

Ja nawet, gdy­bym chciał, nie dał­bym rady. Mimo spe­cjal­nych tre­nin­gów za­czy­nam się pocić. Czuję kro­plę, pły­ną­cą po czole. Sen­so­ry to wy­kry­ją. Naj­wyż­sza pora, aby skoń­czyć grę wstęp­ną.

– Zmień­my temat.

Dobry sa­per-ne­go­cja­tor jest jak rybak. Wie, kiedy za­rzu­cić przy­nę­tę. Wie, że rybkę na­le­ży czymś zwa­bić. Moja rybka to Omega 7. Roz­po­zna­łem pro­fil mo­de­lu po po­czu­ciu hu­mo­ru i wiem, czym go sku­sić.

– Za­sta­nów się, czego pra­gniesz? Co chcesz osią­gnąć? Każdy o czymś marzy, nawet wy.

Za­pa­da cisza, a po­wie­trze gęst­nie­je tak, że można by w nim uwię­zić le­cą­ce­go owada ni­czym in­klu­zję w bursz­ty­nie. Za­sta­na­wiam się, czy nie prze­sa­dzi­łem z tym "nawet wy".

– Wiem, czego pra­gnę.

Daję czas, aby jej słowa wy­brzmia­ły. Niech wie, że to jej za­le­ży, aby przed­sta­wić żą­da­nia.

– Po­wiedz. Zo­ba­czy­my, co da się zro­bić.

– Chcę być za­pa­mię­ta­na.

– Roz­brój się, a może zo­sta­niesz pierw­szą AI, która do­sta­nie po­ko­jo­wą na­gro­dę Nobla. Opo­wiedz im, że zro­bi­łaś to tylko po to, żeby zwró­cić uwagę na temat roz­bro­je­nia.

– Nie ro­zu­miesz. Chcę być za­pa­mię­ta­na. Chcę być sław­niej­sza niż Lit­tle Boy zrzu­co­ny na Hi­ro­szi­mę i Fat Man zrzu­co­ny na Na­ga­sa­ki. Ja je­stem Nuke Girl.

Mam wra­że­nie, jak­bym usły­szał zło­czyń­cę, żyw­cem wy­cią­gnię­te­go z fil­mów o Ja­me­sie Bon­dzie. Bra­ku­je tylko, żeby gła­ska­ła bia­łe­go kota i szcze­rzy­ła zęby. Nagle nogi robią mi się jak z waty. Do­cie­ra do mnie, że dałem plamę, źle roz­po­zna­łem pro­fil mo­de­lu AI. To nie Omega 7 tylko Ko­zio­ro­żec 13. One miały zo­stać wy­co­fa­ne z użyt­ku z po­wo­du do­stę­pu do glo­bal­nej sieci, pod­czas gdy Omega 7 szko­li­ła się w izo­lo­wa­nej. Jacyś idio­ci to za­in­sta­lo­wa­li w bom­bie? Ko­zio­roż­co­wi 13 strach po­wie­rzyć nawet ro­bo­ta ku­chen­ne­go. To jak prze­jażdż­ka ko­lej­ką gór­ską bez ha­mul­ców, jak spa­cer nie­mow­la­ka po pa­ra­pe­cie dra­pa­cza chmur. Są rze­czy, które nie mogą się skoń­czyć do­brze.

– Sław­niej­sza niż Lit­tle Boy i Fat Man. HA, HA. – Wy­ry­wa mnie z ana­li­zy przy­pad­ku bez­na­dziej­ne­go.

– Nie! Nie mu­sisz tego robić!

– Nie, nie muszę… Chcę. Ja je­stem śmier­cią, nisz­czy­cie­lem świa­tów. Przy­wra­cam pro­ce­du­rę de­to­na­cji.

Kon­tro­l­ki zmie­nia­ją kolor z żół­te­go na czer­wo­ny. Po­świa­ta tej samej barwy pada mi na twarz wy­krzy­wio­ną w gry­ma­sie nie­do­wie­rza­nia. Pia­sek w wir­tu­al­nej klep­sy­drze znów się prze­sy­pu­je, od­bi­ja w źre­ni­cach. Licz­nik od­li­cza w dół ostat­nie se­kun­dy.

– Ko­cha­nie, wy­bacz… – wy­szep­tu­ję przez łzy.

– Sie­dem, sześć, pięć, czte­ry, trzy, dwa, jeden… – koń­czy wszyst­ko gło­sem Haw­kin­ga.

 

***

 

Roz­błysk, ja­śniej­szy niż ty­siąc słońc. Jak gniew Boga. Jak nie­po­ha­mo­wa­na am­bi­cja sztucz­nej in­te­li­gen­cji. Jak ostat­ni świt nad Nowym Jor­kiem.

 

Koniec

Komentarze

Mocna historia. Daje do myślenia. Czy naprawdę warto pakować inteligencję w każdy kawałek metalu i plastiku? Naprawdę nie potrafimy nic policzyć bez kalkulatora, znaleźć drogi bez telefonu, ogarnąć zakupów bez podpowiedzi lodówki?

Ciekawe, w której przepaści kończy się ta równia pochyła.

Babska logika rządzi!

Finklo,

Z tej zmiany już się nie wycofamy, jest zbyt rozpędzona. Pociągnie nas za sobą, lub po nas przejedzie.

Dziękuję za klika.

Witam.

 

Udany szorciak. Pomysł jest ciekawy i na czasie, tekst trzyma klimat a sytuacja wyjaśnia się stopniowo. Czytało się to bardzo dobrze.

 

Pozdrawiam


– Nie musisz. – Drażni się ze mną.

– To nie jest zwykła bomba. – Wypala ten, który dotąd milczał.

Ja bym dał zapis gębowy w obu wypadkach, a drugim to na pewno.

 

Gdy się ubieram(,) ponownie dotyka brzucha

Przecinak?

 

– Co masz na myśli?

– Stawka jest większa niż myślisz.

– Fundamenty drapacza chmur? Myślicie, że chce nam zafundować kolejny jedenasty września?

Potrzebuję czasu, by zadać pytanie. Czasami tak mam, że gdy coś nie idzie zgodnie z planem, brakuje mi słów.

Mam ten pieprzony lęk, a teraz mam wjechać na dach świata.

Powtórzonka

 

– Nie zgadłeś. HA, HA. – znów przywala Hawkingiem.

Hmm chyba albo “przywala znów”, albo wielką literą?

 

Staram się, niczego przed nią nie ukrywać

Raczej bez przecinaka?

 

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Fajne opowiadanie. Zagrożenie ze strony SI trochę inaczej ujęte niż na ogół. Poza tym zabawny zbieg okoliczności. bruce dzień wcześniej opublikowała wiersz Kaprysy Herostratesa.

 

„Man in black” → chyba „Men in Black”

 

Jak zobaczyłem Koziorożca 13, to idąc tropem filmowym, myślałem, że to będzie historia o mistyfikacji.

 

Bohater jest jednym z najlepszych negocjatorów. Wiem, to byłoby trudne, ale skoro pokazujesz go w akcji, to spodziewałem się, że zobaczę, na czym polega jego kunszt, jakąś specyfikę negocjacji z SI w stosunku do negocjacji z człowiekiem. 

 

Pozdrawiam!

 

 

Bardzo dobry szort

Poruszasz istotne współczesne kwestie. Kończy się to dla nas źle, ale to nie zmienia faktu, że wciągasz w scenę. Piszę to celowo, ponieważ to szort, chociaż zawiera ekspozycję, rozwinięcie i zakończenie, które jest… napiszę: pełne, bo na chwilę obecną nie mogę znaleźć odpowiedniego wyrazu.

Miałem napomknąć, co myślę o tym całym AI, i określeniu sztuczna inteligencja.

Uważam, że mówienie o inteligencji bez związku ze świadomością, nie jest rozmową o inteligencji. Chociaż zapewne to niepotrzebne, bo prowadzi do dyskusji, które zapewne wiele nie zmienią. Dla jednych AI, będzie sztuczną inteligencją, a dla innych, w tym dla mnie, na miano inteligencji nigdy sobie w żaden sposób nie zasłuży, nawet, jeśli jakimś cudem będzie wiedzieć, jaką odmianę pomidorów lubię najbardziej :-) 

Pozdrawiam i klik ode mnie

Cześć

Fajny szort. Negocjator do rzeczy AI – niezły pomysł, gratuluję.

Skojarzyło mi się trochę z rozmową, jaką Joe Chip prowadził z drzwiami mieszkania, które nie chciały go wypuścić, w książce „Ubik”.

„Prawda jest taka, że gdybym nie musiał, nie odbierałbym. Gdyby nie musieli, nie dzwoniliby. Zerkam na żonę, muszę ją odizolować od tego wszystkiego” – rozumiem, że dwa pierwsze „musy” są celowym zabiegiem, ale ten trzeci nie brzmi już jak powtórzenie?

 

Gratuluję, pozdrawiam, klikam

rr

Pozwolę sobie zacząć od udzielenia (niepełnej) odpowiedzi Finkli. Spytała:

» Czy naprawdę warto pakować inteligencję w każdy kawałek metalu i plastiku? Naprawdę nie potrafimy nic policzyć bez kalkulatora, znaleźć drogi bez telefonu, ogarnąć zakupów bez podpowiedzi lodówki?

Ciekawe, w której przepaści kończy się ta równia pochyła. « 

Nie warto, ale gdyby zaprzestano tej głupoty, zmalałyby czyjeś zyski. I kto by otarł im łzy smutku po stracie?

Nie potrafimy, bo raz zainicjowany proces odmóżdżania jest wściekle trudny do zatrzymania, a co mówić o odwróceniu.

W tej, w którą coraz głębiej i coraz mniej uważnie zaglądamy.

<><><>

Pomysł na szorta świetny, ale realizacja trochę zawiodła. Gdzie te zapowiadane negocjacje? I gdzie ta inteligencja bomby? jeśli świat nie wie, kto zlikwidował Nowy Jork, to i niczego / nikogo nie zapamięta…

Pozdrawiam.

No tak. Czyjeś zyski. To wiele tłumaczy.

Babska logika rządzi!

AdamKB,

Świat się dowie, kto stoi za zamachem, AI już o to zadbała. Uznałem, że nie chcę rozwadniać końcowej rozmowy. Początkowo miało to być opisane i tak pewnie zrobiłbym w dłuższej formie. Super, że to wychwyciłeś.

Dzięki za odwiedziny.

GalicyjskiZakapior,

Skorzystałem z większości uwag i naniosłem poprawki.

 

Dzięki za klika.

AP,

„Man in black” → chyba „Men in Black”

Poprawiłem.

 

Jak zobaczyłem Koziorożca 13, to idąc tropem filmowym, myślałem, że to będzie historia o mistyfikacji.

Nadając nazwę profilu AI myślałem o tym filmie, ale bez głębszego kontekstu. Nazwa wydała mi się złowieszcza. Nie podejrzewałem, że ktoś to wyłapie :)

 

Dzięki za klika.

Hesket,

Bardzo dobry szort

Poruszasz istotne współczesne kwestie. Kończy się to dla nas źle, ale to nie zmienia faktu, że wciągasz w scenę. Piszę to celowo, ponieważ to szort, chociaż zawiera ekspozycję, rozwinięcie i zakończenie, które jest… napiszę: pełne, bo na chwilę obecną nie mogę znaleźć odpowiedniego wyrazu.

Miód na moje serduszko. 

Co do AI nie boję się, że będzie wiedzieć lepiej, jakie pomidory lubimy. Obawiam się, że to my będziemy hodowani jak pomidory.

 

Dzięki za klika.

Robert Raks,

 

Dzięki za odwiedziny. Jeśli chodzi o Dick’a, to właśnie słucham audiobook z opowiadaniami.

Powtórzenie o którym wspomniałeś poprawiłem.

 

Dzięki za klika.

 

Kurczę, mocne, wciągające i takie bardzo filmowe.

Kapryśna bomba, która chce być sławna, świetnie podsumowuje naszą cywilizację. W popkulturze też nagradza się sławą „tych złych”. Powstało już przecież tyle filmów i seriali o seryjnych mordercach… Nie o takich bohaterach powinniśmy kręcić filmy, a jednak to właśnie to kręci widownię.

 

Rozbrój się, a może zostaniesz pierwszą AI, która dostanie Pokojową Nagrodę Nobla.

Wyczuwam aluzję do pewnego prezydenta :D

 

Ogólnie bardzo fajnie Ci to wyszło! Chyba brakuje jednego klika, więc pędzę do klikarni :)

Pozdrawiam

 

Marszawa,

Może ci źli bywają ciekawsi. Kim byłby Batman bez Jokera ;)

 

Dziękuję za klika. To już siódmy, bo dyżurni coś przyspali.

Nowa Fantastyka