- Opowiadanie: piotrek5 - Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 4)

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 4)

Poniższy fragment pochodzi z rozdziału siódmego zatytułowanego: „Ostatnie dni twego spokoju”

Oceny

Zakazana Legenda - Tom I - W przeddzień wojny (fragment nr. 4)

(…)

Judi-Kahn (/dʒʌdi kʌn/) spotkał się na osobności z Hakee’m i Kenarem.

– Czytałem, słuchałem, myślałem… – zaczął. – W Górnej Pagai coś działo się już od jakiegoś czasu. Penaram to przeczuwał.

– Ostatnie wieści, jakie miałem od niego, to informacja, że skontaktował się z Bodonem w sprawie spotkanego podczas Próby smoka – powiedział Hakee. – Bodo nie znalazł żadnego. Sprawa pozostaje nierozwiązana.

– Nie było żadnych problemów ze smokami w moich stronach – przyznał Kenar. – Od dawna.

– Ani w moich – dodał Hakee.

– Możesz nam powiedzieć, od jak dawna wiedziałeś, że ten demon może powrócić? – spytał Kenar Arcymistrza.

– Monivart kilkadziesiąt lat temu miał wizję przyszłości… Widział w niej obecne wydarzenia – powiedział Judi-Kahn. – Ja, Penaram i Lurri-Kahn wiedzieliśmy o tej przepowiedni, ale nie znaliśmy szczegółów, Monivart nie zobaczył dokładnego czasu tych wydarzeń. Jakiś czas temu Penaram przywołał mnie w medytacji. Spotkaliśmy się w tajemnicy. Już wtedy wiedziałem, że stanie się coś złego. Dlatego zacząłem organizować potajemnie spotkania i przygotowywać dowództwa wojsk do wojny. Nie chciałem tego rozgłaszać, żeby wróg się nie dowiedział.

– Wróg też działał skrycie i się nikt o jego ruchach nie dowiedział – podsumował Kenar.

– Spotkałem się z Penaramem osobiście parę tygodni temu – przyznał Hakee. – W lesie koło Kinny. Przez ostatnie lata widywaliśmy się potajemnie. Ostatni raz po jego starciu z Giropylą.

– Co ci powiedział? – spytał Judi-Kahn.

– Tylko tyle, że mam pozamykać wszystkie moje sprawy i czekać na wydarzenia, które nastąpią nagle – odpowiedział Hakee. – I uprzedził, że mogę mieć gości pewnego dnia… i że wszystko, co mi powiedzą, będzie prawdą.

– Prawdą? – spytał Kenar.

– Nie mówił wprost – przyznał Hakee – ale goście przyszli do mnie w słoneczny dzień i zaćmili mi słońce wiadomością o śmierci Penarama. A potem powiedzieli, że muszą odnaleźć ciebie – wyjaśnił, spoglądając na Judi-Kahna.

– Bo akurat ja jestem elementem układanki – przyznał Arcymistrz.

– Penaram był dla mnie niekiedy stanowczy… – przypomniał Hakee. – Ale tylko wtedy, kiedy sytuacja tego wymagała. I wtedy, na tamtym spotkaniu, wyjątkwo mocno naciskał na jedną rzecz. Nigdy, przez tysiące lat, nie był tak dosadny i tak stanowczy. Jakby nakazywał mi zrobić coś, czego niedopilnowanie sprawi, że słońce nagle zgaśnie… Nalegał na tę jedną rzecz… Powiedział mi wyraźnie, że „to jest rozkaz”. Ostatni, jaki od niego otrzymałem.

– O jaki rozkaz chodziło? – spytał z zaciekawieniem Judi-Kahn,

– Powiedział, że nie wolno mi pozwolić, by wróg cię odnalazł. Za wszelką cenę masz pozostać bezpieczny – powiedział Hakee.

– I to ci się udało – przypomniał Judi-Kahn.

– Nie mi, a Bodonowi – odrzekł Hakee ze smutkiem.

– Słyszeliście treść klątwy… – Judi-Kahn zmienił temat. – Do odzyskania pełni swoich sił demon potrzebuje śmierci Henamona, Saryana, Penarama i mojej… Dwóch pierwszych nie żyje od tysięcy lat. Teraz zabił Penarama… Jeśli dopadnie mnie, powróci do swojej dawnej postaci, do pełnej mocy.

– Wtedy nie będzie potrzebować artezjan i goblinów, co? – stwierdził Hakee.

– Jakbyś zgadł… – przyznał Judi-Kahn.

– Wszystkie te wydarzenia… To miało odwrócić naszą uwagę? – spytał Kenar.

– Pewnie po części tak – przyznał Judi-Kahn – ale nie bierzcie mnie za absolutną wyrocznię. Nie wiem, czego ta bestia pragnie. Nie wiem, jak sobie wyobraża sprawowanie władzy nad światem. Kogo chce w tym świecie żywego, a kogo martwego. Ja w czasach jego szaleństwa byłem młodym czarodziejem. Penaram kontynuował moje szkolenie, którego nie dokończyli Eremowie, potem uczył mnie Henamon. Starłem się z demonem przypadkiem, ale nic z tego nie wynikało. Stałem za plecami Henamona, kiedy nakładał klątwę na pokonanego wroga. Nic poza tym…

 

– Jesteś dla niego oprawcą… I tyle. Poza tym byłeś tam z nimi… – powiedział Hakee.

– To teraz muszę zapracować na swoje miano – rzekł Judi-Kahn. – Chcę być takim oprawcą, który zleje kijem te bydlę po plecach.

Na chwilę zapanowała cisza. Powaga sytuacji przytłaczała. Czas płynął – do wojny było coraz bliżej.

– Dowiedziałem się dosyć na dzisiaj. Idę coś zjeść i dokończę pakowanie rzeczy na wyprawę – oznajmił Hakee i wyszedł.

Judi-Kahn i Kenar odprowadzili go wzrokiem.

– Penaram był w pełni sił… Tylko publicznie mówił, że się starzeje – powiedział Kenar. – Ktokolwiek pozbawił go życia, musiał być bieglejszy w Magii od całej naszej dziesiątki.

Nie będę na to przytakiwać ani tego komentować, żeby was nie zniechęcać – Judi-Kahn nie chciał dzielić się swoimi przemyśleniami, więc poprowadził rozmowę w inną stronę:

– Ty też się z nim spotkałeś?

– Ostatnio nie, ale wiem co nieco od innych. Słyszałem o tym, jak Penaram pokonał Razmora. Myślę, że go podszedł.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Bo słyszałem, jak to było, krok po kroku. Sanadeon do niego przyjechał, a potem odjechał, a Penaram miał do niego dołączyć. Dlaczego nie pojechali razem?!

– Penaram wiedział, że Razmor jest w pobliżu? Sprytne. Dobrze kombinujesz!

– Ja? Penaram na pewno wyczuł Razmora, ale wiedział, że jeżeli razem pojadą przez las, to ten nie zaatakuje.

– Użył Sanadeona jako przynęty.

– Może „użył” to zbyt brutalne słowo. Nie naraziłby nikogo, wiedząc, że ten nie da rady stawić oporu choćby przez chwilę…

– I odwrócić uwagi Czarnoksiężnika, by Penaram mógł się do niego zbliżyć… Bardzo zmyślne.

– Penaram był w pełni sił umysłowych, fizycznych, magicznych. Razmor jest wielki przy chłopach ze wsi, których grabi… Na myśl o starciu z Penaramem posrałby się w te swoje lewitujące gacie.

– Jednak Czarnoksiężnik też musi być w pełni sił, skoro tak wiele zaryzykował.

– Sanadeon pewnie mocno nacisnął na odcisk Razmorowi i tej królowej piękności, skoro Zły osobiście chciał go dopaść. Pewnie nie chodziło o samą śmierć, ale i o wyciągnięcie jakichś informacji.

– Tym nie będziemy się już zajmować… Choć przypuszczam, że możemy spotkać Razmora.

– Skoro o tym mówimy… – powiedział Kenar i wyciągnął dłonie przed siebie. Jego ręce zaczerwieniły się jak wyciągnięta z ognia stal i pojawił się w nich miecz. Przepiękny, jednoręczny, prosty w swym wykończeniu, jednak wabił oko czymś niewidzialnym. Był zwykły na pierwszy rzut oka, ale w wyobraźni mienił się złotem i diamentami. Trudno było oderwać od niego wzrok, choć to tylko prymitywna stal. Ten miecz zdawał się być jak narkotyk.

– Miecz? – zdziwił się Judi-Kahn.

– Jest dla ciebie – powiedział Kenar i wręczył go Arcymistrzowi.

– Jak to zrobiłeś? – spytał Judi-Kahn, łapiąc za broń i próbując wyczuć wagę oręża. – On nic nie waży…

– Tylko człowiek może podnieść ten miecz – wyjaśnił Kenar. – Ardulu, elf, goblin czy artez nie uniosą go nawet na setną część kciuka, prędzej kości im zwyrodnieją.

– Obłożyłeś go zaklęciami…

– Wieloma.

– To niebezpieczny oręż.

– Jest bezpieczny w twoich rękach… i będzie śmiertelnie niebezpieczny dla naszych wrogów.

Judi-Kahn zamknął oczy i przez chwilę badał broń magicznymi zmysłami. Zdawało się, że popadł w ekstazę. Kenar odwrócił się na chwilę, jakby chciał zostawić go samego. Kontakt z tym kawałkiem stali był jak chwila prostej rozrywki z kobietą…

– To najbardziej zaklęty miecz, jaki kiedykolwiek powstał – powiedział po jakimś czasie Judi-Kahn. – Zaklinałeś go przez dziesiątki lat.

– Przez dwa stulecia – przyznał Kenar.

– Nie powstawał dla mnie… Ten miecz ma swoją osobowość i przemówił do mnie.

– Miał być dla Penarama, z szacunku dla niego i w podzięce za serce jakie włożył w nauczanie mnie, ale ty jesteś jego spadkobiercą, dlatego daję go tobie. W domu zostawiłem stal na drugi. Miałem wykuć go dla ciebie… w przyszłości. Zatem miecz już masz. Kolejne będą dla Lurri-Kahna i Hakee’ego.

– To wspaniały oręż.

– Zakląłem w tym mieczu wszystko, czego się nauczyłem przez setki lat.

– Tak… czuję to – powiedział Judi-Kahn, patrząc z podziwem na klingę. Co mogło zachwycić Rycerza i Czarodzieja, który od ponad czterech tysięcy lat stąpał po świecie? Tego, który doświadczył chyba każdego szczęścia i nieszczęścia w ciągu swojego długiego życia? Co mogło zachwycić tego, który widział skarby tego świata i miał je wszystkie za nic? Kenarowi udało się zaimponować Judi-Kahnowi…

– Prawdziwie… Penaram byłby z ciebie dumny! Dziękuję ci. To wspaniały dar – oznajmił.

 

 

---------------------------------------------------------------------------------------

Uwagi:

Pisownia IPA została dodana na potrzeby tego fragmentu. W książce jest podawana tylko przy pierwszym wystąpieniu danego imienia lub nazwy.

Koniec

Komentarze

O kurczę, wlazłem do mega rozbudowanego świata tak po prostu z buta. Idzie się pogubić, ale z czasem nawet zaczynam ogarniać o co chodzi, a jesteśmy w środku jakiejś opowieści z bardzo rozbudowanym światem. To całkiem fajne. Jeśli jest tak bardzo oderwany od rzeczywistości świat, to warto pamiętać o czytelniku.

Nie jestem fanem fantasy, ze smokami, goblinami itd, ale czasem coś przeczytam. U Ciebie to na pierwszy rzut oka, wygląda całkiem nieźle, moim zdaniem.

 

Pozdrawiam 

Rozumiem konsternację niektórych czytelników, także Twoją. Może od razu wyjaśnię, żeby nie czarować po kątach. Książka jest gotowa i wydana; a fragmenty wrzucam, żeby zainteresowane osoby mogły zdecydować czy chcą przeczytać całą książkę czy nie.

Pozdrawiam serdecznie.

Nowa Fantastyka