- Opowiadanie: Aceupmysleeve - Kaganek czy kaganiec?

Kaganek czy kaganiec?

Ktoś mi powiedział niedawno, że wszystkie historie szkolne są z perspektywy uczniów a nie nauczycieli, więc postanowiłam napisać opowiadanie z perspektywy nauczyciela.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kaganek czy kaganiec?

Graffiti było całkiem ładne, to przynajmniej Selin musiała przyznać. Napis „LUDZIE NIE BYDŁO” z B stylizowanym na skreślony mendyjski tatuaż ozdobiony był sugestywnym rysunkiem gówna. I oczywiście widniejącym na dole malutkim T, podpisem wykonawcy. Pewnie doceniłaby całokształt znacznie bardziej, gdyby nie fakt, że znajdował się na wewnętrznym murze placówki, w której pracowała. Niesienie kaganka oświaty kazało raczej tępić akty wandalizmu, nie się nimi zachwycać.

Westchnęła w duchu. Nastoletni aktywizm, nawet gdy działał w dobrej sprawie, zazwyczaj kończył się dodawaniem pracownikom szkoły roboty.

Stojący obok niej Granet, literaturoznawca, również westchnął na głos, chociaż chyba z innego powodu. Słyszała w tym raczej satysfakcję.

– Gdyby Arenun poświęcał tyle samo czasu lekturze co swoim wygłupom, może w końcu przestałby dostawać pały. – Jego usta rozciągnął uśmiech. – To chyba jest już wystarczający pretekst, żeby w końcu się go pozbyć.

Selin zacisnęła wargi, spodziewając się dokładnie tego. Granet chętnie wywaliłby co trzeciego ucznia za każde przewinienie. Problem w tym, że tym razem miał do tego realne podstawy.

– Daj spokój, to tylko kolejny głupi wybryk.

– Jeśli będziemy to tolerować, ten mały anarchista w końcu podpali szkołę. Albo zamorduje nauczyciela! – Stary Niklita spojrzał na nią poważnie, więc powstrzymała się od zwrócenia uwagi, że jest różnica między malowaniem po ścianach a zabijaniem. – Dzieciak niczego się nie nauczy, jeśli wszystko będzie uchodzić mu na sucho.

– Na pewno więcej nauczy go wywalenie ze szkoły – odparła Selin. – Doprawdy, to będzie dopiero sukces edukacji.

Mężczyzna na chwilę skrzywił się, jak Nalikańczyk podczas deszczu. Łypnął na nią krzywo.

– Powiedz mi w takim razie, czy masz jakiś magiczny sposób na przywrócenie Arenuna społeczeństwu.

– Niech to zmyje – powiedziała Selin, machnąwszy na wysmarowaną farbą ścianę. – Woda, ocet, szmata. Parę godzin ciężkiej pracy może go czegoś nauczyć.

Granet przez chwilę rozważał propozycję, podczas gdy Selin starała się wyglądać jakby była znacznie bardziej przekonana do tego pomysłu niż w rzeczywistości. Rzucanie pierwszej rzeczy, jaka przyjdzie jej na myśl nie rodzi najgenialniejszych rozwiązań.

– Nie zmusisz go do tego. On przecież nikogo się nie słucha.

–  Jesteś pewien? Może nie słucha tylko ciebie? Ja sądzę, że dam radę go przekonać.

Odwrócił wzrok, a Selin uśmiechnęła się lekko. Przynajmniej znała Graneta na tyle, żeby wiedzieć, jak przekonać go do tego pomysłu. Nic nie dawało mu takiej satysfakcji jak upokarzanie młodszych współpracowników. Zdawał się traktować pracę w szkole jak dzicz, w której może przetrwać jedynie rozsmarowując po ścianach innych nauczycieli a uczniom zakładając kagańce na twarze żeby przypadkiem go nie pogryźli. Traktowanie nauczania jako czegoś innego niż ujarzmianie bestii chyba nie mieściło się w jego światopoglądzie.

– Niech będzie. – Uśmiechnął się pod nosem. – Arenun ma dwa dni na umycie tego obrzydlistwa. Jeśli do tego czasu go do tego nie przekonasz, wniosę na radzie o wyrzucenie go ze szkoły.

Selin spojrzała Grantowi w oczy, widząc w nich kryjącą się satysfakcję i już szykowane w zanadrzu „a nie mówiłem?”. Poczuła, że może jednak bawienie się w obrońcę uciśnionych dla dzieciaka, który nawet nie wiadomo, czy za miesiąc sam się z tej szkoły nie zwinie z jakiegoś głupiego powodu, nie było najlepszym pomysłem. Obiecała jednak sobie, że nie da wywalić najlepszego ucznia, jakiego kiedykolwiek miała.

– Zgoda – powiedziała.

Idąc do domu w lekkim wiosennym deszczu zastanawiała się, jak bardzo wkopała się tym razem.

***

Następnego dnia oczywiście była solidnie rozkojarzona. Obudziła się z lekkiego letargu dopiero gdy Nartem z piątej klasy chciał zacząć pipetować ustami i musiała stać nad nim i jego lekko przerażoną partnerką do końca eksperymentu, żeby tego nie robił. Oczywiście nie powiedziała im, że jej samej to się zdarzyło i to nie raz, gdy była na studiach. Nie musieli tego wiedzieć. Jeszcze by wtedy znalazło się więcej takich szaleńców, bo coś czuła, że akurat w tym niektórzy zechcą wziąć z niej przykład.

– Dobrze, koniec czasu – powiedziała w końcu.

Oczywiście czas minął już z dwie minuty temu, ale dała Solicie i Fratin dokończyć ich sprawozdanie bez stresu. Dziewczyny i tak były wystarczająco zdenerwowane odpytywaniem z geometrii, które miały za godzinę.

Wszyscy wstali i położyli sprawozdania na jej biurku. Z zadowoleniem zobaczyła, że rysunki Nartema poprawiły się trochę. Przynajmniej wiedziała już co jest co.

– Teraz wyciągnijcie proszę kartki.

– No nieeee…

Szmer poniósł się po sali, a Selin stłumiła śmiech. Perei jak zwykle podniósł rękę i zaczął dyskutować:

– A nie możemy tego przełożyć na pojutrze?

– A pojutrze połowy nie będzie a druga połowa będzie miała ściągi schowane w spódnicach? Nie ma mowy.

– Przecież my nie…

– Myślicie, że ja nigdy nie chodziłam do szkoły? Że nigdy nie ściągałam?

Przez chwilę nikt nic nie mówił, po czym Fratin odezwała się cicho:

– No w sumie to tak właśnie myślimy.

– A co ja, nienormalna jestem? – Machnęła dłonią w stronę pulpitów. – Karteczki, moi drodzy!

– Litości! – jęknął Nartem.

– Nie ma litości, nie za to mi płacą.

Gdy podyktowała zadania a klasę wypełnił dźwięk stukających piór, usiadła i ostentacyjnie zapatrzyła się w okno. Niech mają chwilę na ściąganie, w końcu zrobienie dobrej ściągawki to naprawdę sztuka, a bez podstawowej wiedzy i tak tego nie zdadzą. Chemia to nauka przede wszystkim logiki a nie pamięci.

Wzrok Selin padł na wielki napis „LUDZIE NIE BYDŁO”, umieszczony tak, że miała na niego świetny widok z okna. Jeśli nie uda jej się przekonać autora dzieła, żeby usunął je do jutrzejszego popołudnia, Granet wniesie o wywalenie go ze szkoły i dopnie swego.

Cóż, po następnej lekcji będzie miała okazję o dzieciaka zawalczyć. I może nawet nauczyć go czegoś, co nie jest geografią albo chemią.

Ale najpierw trzeba było jednak nauczyć ich wszystkich geografii. Gdy trzecia klasa rozsiadła się wygodnie przy blatach, Selin podliczyła ich wzrokowo, upewniając się, że wszyscy są obecni, po czym wstała od biurka.

– Wiecie co to znaczy, prawda?

Klasa wydała pomruk zrozumienia.

– Czas na pytania. Takie z gatunku pomocniczo-pogrążających – zaczęła przechadzać się między blatami, sama szukając w głowie czegoś, co te dzieciaki powinny już wiedzieć. – Wyjaśnijcie mi, dlaczego w Op Bznie mamy pustynię, podczas gdy w Imperium na tej samej szerokości geograficznej lisy hasają po lasach?

Rozejrzała się badawczo, dając kilka sekund ciszy. Nigdy nie wywoływała do tablicy jednej osoby, jak mieli w zwyczaju nauczyciele od arytmetyki czy ferryckiego. Robiła tak przez parę miesięcy, gdy zaczęła pracować dziesięć lat temu, zanim zauważyła, jak bezsensownym marnowaniem czasu jest takie odpytywanie. Poświęca się wtedy dobre kilkanaście minut na dręczenie jednej osoby, podczas gdy reszta nawet nie słucha co się dzieje. Odkąd zaczęła pytać dzieciaki metodą, którą nazywała pełzającą śmiercią, zauważyła, że przy zadawaniu pytania wszyscy gorączkowo myśleli nad odpowiedzią. Wszyscy byli też równo zestresowani, chociaż nigdy nie stawiała ocen za takie pytania.

– Bren, wyglądasz dzisiaj bardzo mądrze, mam nadzieję, że to nie jest tylko wrażenie – zwróciła się do wysokiego Znagijczyka, udając że nie widzi, że chłopak rysuje coś w niewielkim szkicowniku.

– Dlaczego w Op Bznie jest pustynia a w Imperium lasy? – powtórzył chłopak, wodząc oczami dookoła.

– Tak, mój drogi.

– Booo… w Imperium więcej pada, pani profesor?

– Bren, to że na pustyniach pada mniej niż w lasach wie średnio rozgarnięta krowa. Ja chcę wiedzieć, dlaczego w Imperium pada więcej.

– Tam są góry? Nie.

– Zależy co masz na myśli mówiąc „tam”, ale nie tędy droga.

Zauważyła, że siedzący obok niego chłopak mamrocze coś pod nosem. Bren, w swoim mniemaniu dyskretnie, nachylił się w jego stronę, po czym powiedział głośno:

– Bo ciepła woda… Co?!

Spojrzał na sąsiada z lekkim wyrzutem. Ten skulił się na chwilę.

– On ma rację, tylko powiedział to tak, że nie ma sensu. – Selin westchnęła. – Bren, co robi ciepły prąd morski?

– Ociepla?

– I?

Przez chwilę milczał ze zmarszczonymi brwiami aż jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Już wiem! Robi tak, że jest wilgotniej! A chłodny, że jest sucho!

– A więc? Co z tą Pustynią Bznacką?

– Przy niej jest chłodny prąd morski, a przy Imperium ciepły – Chłopak odetchnął z ulgą, gdy pokiwała głową.

Selin przeniosła uwagę na jego sąsiada, Niklitę o nieporządnym wyglądzie i sprawcę zamieszania z graffiti.

– Teodolit, skoro tak chętnie podpowiadasz koledze, może teraz powiesz nam coś głośniej – powiedziała. – Bren powiedział coś o górach, wiec tak sobie myślę, że możesz nam powiedzieć, czego kopalnie znajdują się w południowo-zachodnich Górach Stann?

Wiedziała, że to akurat jest lekko wredne pytanie, jednak dawanie Teodolitowi jakiegokolwiek łatwego zadania mijało się z celem. Niech się trochę wysili tak jak inni. Chłopak zorientował się szybko, że zadała mu coś trudniejszego niż sąsiadowi, jednak po chwili uśmiechnął się złośliwie.

– Kopalnie cyny – odparł pewnie.

– I?

Wzruszył ramionami.

– A bo ja wiem?

Postanowiła nie denerwować się o przejaw braku szacunku.

– To dobrze byłoby, jakbyś się dowiedział, bo właśnie o to cię pytam.

– Nie zamierzam zajmować się geologią, więc do czego mi to potrzebne, pani profesor? – chłopak prychnął, bawiąc się goglami spawalniczymi, które z jakiegoś powodu zawsze nosił na czole.

– Teraz jest ci to potrzebne, żeby zdać przedmiot, mój drogi. Kopalnie cyny i złota, i tego drugiego radzę wam wszystkim nie zapominać.

Zadała jeszcze kilka pytań, wybierając różne osoby, po czym wyjęła z niewielkiego pudła przy ścianie kawałek piaskowca.

– No proszę, ładna skałka, nie? – powiedziała, przechadzając się między ławkami. Złapała wzrokiem Freneta, barczystego chłopaka z tylnych ławek. – Łap!

Rzuciła mu okaz, który chłopak sprawnie złapał.

– Powiedz mi teraz, co to jest, sportowcu.

Chłopak obejrzał skałę. Raz, drugi, trzeci. Za czwartym Selin odchrząknęła.

– I? Jakieś obserwacje? Jaka jest w dotyku?

– Szorstka – mruknął chłopak.

Selin pokiwała głową, mimo paru chichotów w klasie.

– To dobra obserwacja. Teraz przyjrzyj się jeszcze raz i powiedz mi, jest zrobiona z kryształów, czy wygląda raczej jak sklejone okruchy czegoś?

– Nooo, trochę jak sklejone okruchy.

– Okruchy czego, złotko?

– Piasku?

– No, to jak nazywamy skałę, która wygląda jak sklejone ziarenka piasku?

Chłopak zamilkł, wodząc wzrokiem dookoła. Niestety, on akurat nie miał obok siebie skrytego wielbiciela, który próbowałby wybawić go z opresji, wlepił więc w Selin błagalne spojrzenie. Ta westchnęła.

– Skała, której nazwa brzmi, jakby była z piasku – powtórzyła, siląc się na cierpliwość. – Spotkaj się ze swoim mózgiem, proszę!

– Piaskowiec? – wydukał chłopak po kilku sekundach ciszy.

Selin uśmiechnęła się.

– Dokładnie! Rzucaj mi go tutaj. – Po złapaniu okazu, odłożyła go do pudła, po czym odwróciła się do klasy. – Dobra, wszystko co miłe musi się skończyć. Bierzemy się do roboty, dzisiaj powtarzamy rozpoznawanie skał, bo słyszałam, że jak Frenet odpowiadał to wy wszyscy byliście bardzo pewni swoich umiejętności. Zaraz to sprawdzimy.

Rozdała zestawy do rozpoznawania i przez jakiś czas w milczeniu obserwowała, jak piętnastolatkowie oblewają kwasem solnym okazy, blaty i samych siebie. Z jakiegoś powodu wszyscy to uwielbiali.

Lekcja upłynęła jeszcze na odpowiadaniu na pytania i poprawianiu źle zidentyfikowanych skał, po czym rozległ się głośny dzwonek. Wszyscy zaczęli się pakować.

– Teodolit, zostań jeszcze chwilę, pomożesz mi tutaj ogarnąć – rzuciła Selin. Chłopak prychnął, jednak zaczął posłusznie zbierać zestawy.

– To twoje graffiti, prawda? – powiedziała gdy skończyli, wskazując ręką za okno.

Teodolit odwrócił wzrok, jednak po chwili spojrzał na nią hardo.

– Tak, a co? Nie podoba się pani, pani profesor?

– Mi akurat całkiem się podoba, urozmaica krajobraz. Ale nie wszyscy mają takie podejście.

– Na przykład kto?

– Na przykład profesor Granet Laneretun.

– Niech przyjdzie i sam mi powie, że mu się nie podoba. A ja wtedy mu odpowiem.

Selin prawie parsknęła, wyobrażając sobie tę rozmowę. Teodolit naprawdę powinien nauczyć się, że na niektórych pagórkach nie warto umierać.

– Profesor już sam stwierdził, że z tobą porozmawia. A przed tym porozmawia z dyrektorem, żeby usunąć cię ze szkoły.

Wzruszył ramionami i prychnął, a Selin poczuła, że coś się w niej lekko gotuje.

– Może nie zrozumiałeś, Teodolit, ale profesor chce wywalić cię ze szkoły.

– Zrozumiałem – warknął tamten. – Nie jestem głupi, pani profesor.

– Czasem w to wątpię.

– Co pani profesor oczekuje, że mam zrobić? – Teodolit zaczął bawić się goglami. – Skoro już postanowili, że mnie wywalą, to po co mnie tu pani trzyma?

– Jeszcze nie postanowili. Profesor daje ci szansę i jeśli do jutra zmyjesz to graffiti, będziesz mógł zostać.

– Po moim trupie – warknął Teodolit.

– Chłopcze, pozwalasz sobie na zbyt wiele – odezwała się ostro Selin, zaraz jednak opamiętała się. Nie może zacząć na niego krzyczeć.

– Skoro i tak wylecę, to jakie to ma znaczenie? – ruszył do drzwi, jednak ona go zatrzymała.

– Dlaczego nie chcesz zmyć graffiti?

– No bo nie wyprę się swoich przekonań. – Odwrócił wzrok w stronę napisu na murze. – Nikt mnie do tego nie zmusi.

– Więc dlatego zaprzepaścisz swoje szanse na naukę? Teodolit, jesteś jednym z najlepszych uczniów, jakich widziała ta szkoła. Masz szansę pójść na uniwersytet, może nawet zostać profesorem, nie wiem, będziesz mógł zostać kim chcesz. Nie chcę, żebyś w taki sposób przekreślił swoje szanse na naukę.

Prychnął.

– Tak i żeby się uczyć mam się wyprzeć swoich przekonań?

– Masz zmyć graffiti, tylko tego oczekujemy.

– I oczywiście nie robić kolejnego – uśmiechnął się krzywo, po czym powtórzył: – Nie wyprę się swoich poglądów.

Selin zacisnęła zęby, rozumiejąc że do niczego go nie zmusi. Zaciął się i będzie powtarzał to samo z uporem, na jaki stać tylko nastolatka.

– To może zacznij wyrażać je w sposób, który nie jest wandalizmem?

– To znaczy jak? Może mnie pani profesor oświeci, gdzie mogę walczyć o prawa mendów i przekonywać innych ludzi o tym, że to jest ważne?

Otworzyła usta, jednak po chwili je zamknęła.

– No właśnie – warknął Teodolit, zamaszyście zarzucając na plecy tornister. – Do widzenia, pani profesor.

To mówiąc wybiegł z klasy a Selin już nie próbowała go zatrzymać.

Spakowała się i wróciła do domu. Próbując robić obiad przypaliła rybę i przesoliła kaszę. Jedyną rzeczą, jakiej udało jej się nie schrzanić była sałatka, bo wymagała jedynie pokrojenia rzodkiewki.

Gdy Fereon wrócił z pracy, od razu zauważył, że coś jest nie tak, jednak zapytał dopiero po zjedzeniu nieprzypalonych części ryby i odrobiny kaszy.

Opowiedziała mu o sytuacji z Teodolitem i Granetem. Gdy skończyła, pokiwał głową.

– Ja mu się w sumie nie dziwię.

– Komu? Teodolitowi?

Pokiwał głową.

– Gdyby ktoś pod groźbą wyrzucenia z pracy kazał mi zniszczyć obraz, który narysowałem, też bym odmówił.

Selin uśmiechnęła się lekko.

– Wiedziałam, żeby nie prosić artysty o pomoc.

– Nie uważam, że dzieciak powinien mieć prawo mazać po murach szkoły gdy tylko chce, ale jeśli to jest jego jedyny sposób na wyrażanie swoich poglądów, to nie dziwię się, że tak się zaparł. Nastolatki zazwyczaj nie mają poglądów politycznych, ale jeśli już mają, to zazwyczaj są one bardzo radykalne.

Selin głośno wypuściła powietrze z ust.

– Czyli mówisz mi, że cokolwiek bym nie zrobiła, jego i tak wywalą.

– Nie. – Fereon dziobnął widelcem rybę. Odpadł od niej czarny węgielek. – Mówię ci, że nie zmusisz tego chłopaka do zmazania graffiti. Możesz spróbować coś zrobić, żeby szkoła go nie wywaliła.

– Poznałeś przecież kiedyś Graneta. To stary uparty pryk. – Selin westchnęła. – Nie odpuści Teodolitowi.

– Granet nie jest dyrektorem.

– Ale ma argumenty. Dzieciak, który kolejny raz wandalizuje teren szkoły powinien wylecieć i ja się nawet z nim zgadzam. Jeśli Teodolit nie zmieni swojego zachowania, to nie mam nawet jak go bronić. A moja próba zmienienia go nic nie dała. On nie chce mnie słuchać.

– A czy ktoś słucha jego? – przerwał jej Fereon.

– To znaczy?

– Pamiętasz, co mówiłaś mi jak się poznaliśmy i robiłaś jakieś tam szkolenie dla nauczycieli? Że często jeśli dzieciaki zachowują się źle w szkole, jest to efektem jakiejś niespełnionej potrzeby. Dzieciak się wierci – może to dlatego, że potrzebuje ruchu. Czy jakoś tak.

Selin zamyśliła się, przypominając sobie rozmowę z Teodolitem po czym uśmiechnęła się do męża.

– Chyba masz rację. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – I chyba mam jakiś pomysł.

***

Selin odetchnęła, stojąc przed drzwiami pokoju nauczycielskiego. Mijający ją Granet posłał jej pełen satysfakcji uśmiech, jednak ona nie dała wyprowadzić się z równowagi. Miała za sobą cztery godziny snu, pół nocy wymyślania, czytania i sprawdzania sprawozdań, trzy kawy oraz pięć godzin zajęć z głośnymi nastolatkami. Czuła, że mogłaby stawić czoło Noblitom. I może nawet by wygrała.

Weszła do środka i zajęła miejsce obok Veriat, fizyczki. Ta uśmiechnęła się lekko, posyłając jej zmęczone spojrzenie. Pewnie liczyła, że ta rada skończy się szybko.

Oczywiście najpierw gadali o rzeczach, które Selin nie interesowały. W pewnym momencie prawie przysnęła, jednak w końcu nadszedł ten moment, na który czekała. Granet poprosił o głos, po czym rzekł:

– Jak pewnie wszyscy zauważyliście, Buon Arenun znowu dokonał aktu wandalizmu na terenie szkoły. To już trzeci raz w tym roku, wnoszę więc o oddanie go do ośrodka dla wywrotowej młodzieży.

Po nauczycielach poniósł się pomruk, w sumie niewiele różniący się od dźwięku, jaki Selin słyszała w klasie po zadaniu wyjątkowo trudnego pytania. Veriat skrzywiła się – Teodolit był jednym z jej najlepszych uczniów, poza tym parę miesięcy temu założyła się z Selin, że do końca roku on i Bren skończą razem i najwyraźniej nie chciała przegrać zakładu przez wywalenie chłopaka. W końcu będzie jej wtedy winna kawę.

– Nie wiem, czy mazanie po ścianach jest czymś, za co można skierować kogoś do ośrodka dla wywrotowej młodzieży – powiedział w końcu dyrektor. – Z kolei wyrzucenie go ze szkoły jest możliwe.

– Chłopak jest anarchistą i wandalem – odezwała się Lansena, nauczycielka ferryckiego.

– Nie zgadzam się z tym – Selin odezwała się, siląc się na pewność. Nie mogła pozwolić na eskalację, jeśli zapędzą się zbyt daleko to na pewno nie da rady ich przekonać.  Wszyscy spojrzeli na nią, Granet uniósł brwi z pobłażliwością. – Arenun jest inteligentnym i wrażliwym dzieciakiem, uczę go od pierwszej klasy. To co on robi nie powinno być postrzegane tylko jako akty wandalizmu, ale też jako wyrażanie jego poglądów i wrażliwości.

– Akt wandalizmu to akt wandalizmu, Selin – prychnął Granet. – Może wyrażać swoje poglądy w sposób, który nie jest niszczeniem mienia szkoły.

– No właśnie nie może – przerwała mu Selin. – Nie ma w szkole miejsca, w którym uczniowie mogą dyskutować o swoich poglądach politycznych, a najwyraźniej mają taką potrzebę.

– Dzieciaki mają się uczyć a nie wyrażać swoje poglądy. Są za młode, żeby zrozumieć politykę – Granet machnął dłonią, jednak dyrektor go uciszył i kazał Selin kontynuować.

– Jeśli dzieciaki mają zainteresowania polityczne, a my jako szkoła nie dajemy im miejsca, żeby je wyrażali, oni sami to miejsce znajdują. No i efekt jest taki jak widać. – Machnęła dłonią w kierunku muru.

– No dobrze, ale co w związku z tym? – zapytał dyrektor. – Masz jakieś konkretne propozycje?

– Mam. – Selin uśmiechnęła się z satysfakcją, jaką mogła odczuwać tylko osoba, która straciła stanowczo zbyt wiele godzin snu dla tej chwili. – Proponuję stworzyć koło dyskusyjne. Klub. Miałby spotkania raz w tygodniu, jak na przykład koło teatralne albo chemiczne. Tam dzieciaki mogłyby dyskutować o polityce i wymieniać poglądy.

Przez chwilę wszyscy przyswajali pomysł. Selin odetchnęła powoli, modląc się w duchu do Noblitów, żeby ktoś ją poparł. I żeby po sakramentalnym pytaniu, które wiedziała że zaraz padnie, był jakikolwiek odzew.

– No dobrze – powiedział dyrektor, poprawiając okulary. – A kto się tym zajmie?

Teraz zaczął się prawdziwy test. Selin wiedziała, że może sama się zgłosić, jednak było dla niej jasne, że będzie w tym do niczego. Nie znała się zbyt dobrze na polityce, a na pewno nie umiała prowadzic dyskusji. Potrzebowała, żeby podjęła się tego inna osoba, jednak bała się spojrzeć w jej stronę, żeby nie wyglądało to, jakby błagała.

– Podoba mi się ten pomysł – odezwał się młody głos przy oknie a Selin prawie odetchnęła z ulgą. – Chętnie się tym zajmę. Mogę prowadzić takie spotkania we wtorki po lekcjach.

Wszyscy spojrzeli na Kulisena, młodego nauczyciela historii. Selin posłała mu szeroki uśmiech, który ten odwzajemnił.

– Mam nawet pomysł, jak to może w praktyce wyglądać. – Zamyślił się, pocierając krótką brodę.

– No dobrze, to wszystko brzmi bardzo ładnie, ale według mnie nie zmienia to niczego w temacie wyrzucenia ze szkoły Buona Arenuna – odezwał się Granet. Posłał w kierunku Selin i Kulisena wściekłe spojrzenia. – Chłopak jest wandalem i musi ponieść konsekwencje, inaczej będzie bezkarny.

– Wydaje mi się, że zadaniem szkoły jest wychowywanie – odezwała się Veriat. – Jeśli ten pomysł z kołem dyskutanckim wypali, można nakazać mu uczęszczanie na spotkania. Sądzę, że to lepiej nauczy go, jakie są dopuszczalne sposoby wyrażania swoich poglądów niż wrzucenie do ośrodka dla wywrotowej młodzieży.

Dyrektor pokiwał głową.

– To prawda, poza tym wyrzucenie chłopaka będzie wiązało się z dużym zakładem pracy i usprawiedliwiania naszej decyzji. Sądzę, że dużo więcej dla wizerunku szkoły zrobi stworzenie koła dyskusyjnego niż wyrzucenie problematycznego ucznia.

Argumentum ad papierologum zupełnie już uspokoiło Selin. Jeśli dyrektor tak mówi, to znaczy że podjął już decyzję i jakakolwiek walka ze strony Graneta nic nie da.

– Selin, Buon Arenun jest w twojej klasie, prawda? Przekażesz mu, że w ramach kary będzie musiał uczęszczać na koło dyskusyjne do końca roku. – Dyrektor potarł twarz, wyraźnie zmęczony. – Dobra, kończmy to, proszę.

Wychodząc z rady współczuła Teodolitowi tylko jego najbliższych lekcji literatury. Będzie musiał naprawdę się przyłożyć, żeby Granet go nie oblał.

***

Następnego dnia chłopak podszedł do niej sam, jeszcze przed ich lekcją chemii.

– Laneretun jest na mnie wściekły, ale nie wyleciałem ze szkoły – oznajmił.

– Profesor Laneretun – poprawiła go Selin. – Gratulacje.

– Co pani profesor zrobiła?

– Mówiłeś mi, że nie masz miejsca, w którym możesz wyrażać swoje poglądy. Zdecydowaliśmy, że chcemy odpowiedzieć na tę potrzebę i zorganizować takie miejsce dla ciebie i innych uczniów. W każdy wtorek po lekcjach będziesz chodził na koło dyskusyjne, które będzie prowadził profesor Toren.

Teodolit skrzywił się.

– Co? Nie podoba ci się? – Selin wstała od biurka i uniosła głowę, żeby popatrzeć chłopakowi w oczy. – To jest miejsce, gdzie możesz przekonać innych ludzi do tego, co uważasz za słuszne. Masz szansę, żeby coś naprawdę zmienić. Albo możesz to olać, dalej mazać po ścianach i udowodnić wszystkim, że tak naprawdę nie zależy ci na wolności dla mendów, tylko na wandalizowaniu terenu szkoły. Twój wybór, ale nie mów mi więcej, że nie masz gdzie wyrażać swoich poglądów.

Młody Niklita zacisnął wargi, po czym wyszedł z klasy. W następny wtorek, gdy Selin wychodziła ze szkoły późnym popołudniem, zajrzała do klasy Kulisena. Tam, w ostatniej ławce, siedział Teodolit a obok niego Bren. Było też kilku innych uczniów, zbitych w pary i trójki, patrzących na innych lekko podejrzliwymi spojrzeniami. Na jej widok Teodolit odwrócił się w stronę okna.

Uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z klasy, po czym poszła do domu. Może jednak z tego dzieciaka będą ludzie.

W takich momentach przypominała sobie, że lubi nieść kaganek oświaty, nawet gdy czasem dostaje dymem po oczach. I że mimo wszystko powinien być to kaganek a nie kaganiec.

Koniec
Nowa Fantastyka