- Opowiadanie: Aceupmysleeve - Kaganek czy kaganiec?

Kaganek czy kaganiec?

Ktoś mi po­wie­dział nie­daw­no, że wszyst­kie hi­sto­rie szkol­ne są z per­spek­ty­wy uczniów a nie na­uczy­cie­li, więc po­sta­no­wi­łam na­pi­sać opo­wia­da­nie z per­spek­ty­wy na­uczy­cie­la.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kaganek czy kaganiec?

Graf­fi­ti było cał­kiem ładne, to przy­naj­mniej Selin mu­sia­ła przy­znać. Napis „LU­DZIE NIE BYDŁO” z B sty­li­zo­wa­nym na skre­ślo­ny men­dyj­ski ta­tu­aż ozdo­bio­ny był su­ge­styw­nym ry­sun­kiem gówna. I oczy­wi­ście wid­nie­ją­cym na dole ma­lut­kim T, pod­pi­sem wy­ko­naw­cy. Pew­nie do­ce­ni­ła­by ca­ło­kształt znacz­nie bar­dziej, gdyby nie fakt, że znaj­do­wał się na we­wnętrz­nym murze pla­ców­ki, w któ­rej pra­co­wa­ła. Nie­sie­nie ka­gan­ka oświa­ty ka­za­ło ra­czej tępić akty wan­da­li­zmu, nie się nimi za­chwy­cać.

Wes­tchnę­ła w duchu. Na­sto­let­ni ak­ty­wizm, nawet gdy dzia­łał w do­brej spra­wie, za­zwy­czaj koń­czył się do­da­wa­niem pra­cow­ni­kom szko­ły ro­bo­ty.

Sto­ją­cy obok niej Gra­net, li­te­ra­tu­ro­znaw­ca, rów­nież wes­tchnął na głos, cho­ciaż chyba z in­ne­go po­wo­du. Sły­sza­ła w tym ra­czej sa­tys­fak­cję.

– Gdyby Are­nun po­świę­cał tyle samo czasu lek­tu­rze co swoim wy­głu­pom, może w końcu prze­stał­by do­sta­wać pały. – Jego usta roz­cią­gnął uśmiech. – To chyba jest już wy­star­cza­ją­cy pre­tekst, żeby w końcu się go po­zbyć.

Selin za­ci­snę­ła wargi, spo­dzie­wa­jąc się do­kład­nie tego. Gra­net chęt­nie wy­wa­lił­by co trze­cie­go ucznia za każde prze­wi­nie­nie. Pro­blem w tym, że tym razem miał do tego re­al­ne pod­sta­wy.

– Daj spo­kój, to tylko ko­lej­ny głupi wy­bryk.

– Jeśli bę­dzie­my to to­le­ro­wać, ten mały anar­chi­sta w końcu pod­pa­li szko­łę. Albo za­mor­du­je na­uczy­cie­la! – Stary Ni­kli­ta spoj­rzał na nią po­waż­nie, więc po­wstrzy­ma­ła się od zwró­ce­nia uwagi, że jest róż­ni­ca mię­dzy ma­lo­wa­niem po ścia­nach a za­bi­ja­niem. – Dzie­ciak ni­cze­go się nie na­uczy, jeśli wszyst­ko bę­dzie ucho­dzić mu na sucho.

– Na pewno wię­cej na­uczy go wy­wa­le­nie ze szko­ły – od­par­ła Selin. – Do­praw­dy, to bę­dzie do­pie­ro suk­ces edu­ka­cji.

Męż­czy­zna na chwi­lę skrzy­wił się, jak Na­li­kań­czyk pod­czas desz­czu. Łyp­nął na nią krzy­wo.

– Po­wiedz mi w takim razie, czy masz jakiś ma­gicz­ny spo­sób na przy­wró­ce­nie Are­nu­na spo­łe­czeń­stwu.

– Niech to zmyje – po­wie­dzia­ła Selin, mach­nąw­szy na wy­sma­ro­wa­ną farbą ścia­nę. – Woda, ocet, szma­ta. Parę go­dzin cięż­kiej pracy może go cze­goś na­uczyć.

Gra­net przez chwi­lę roz­wa­żał pro­po­zy­cję, pod­czas gdy Selin sta­ra­ła się wy­glą­dać jakby była znacz­nie bar­dziej prze­ko­na­na do tego po­my­słu niż w rze­czy­wi­sto­ści. Rzu­ca­nie pierw­szego pomysłu, jaki przyj­dzie jej na myśl nie rodzi naj­ge­nial­niej­szych roz­wią­zań.

– Nie zmu­sisz go do tego. On prze­cież ni­ko­go się nie słu­cha.

– Je­steś pe­wien? Może nie słu­cha tylko cie­bie? Ja sądzę, że dam radę go prze­ko­nać.

Od­wró­cił wzrok, a Selin uśmiech­nę­ła się lekko. Przy­naj­mniej znała Gra­ne­ta na tyle, żeby wie­dzieć, jak prze­ko­nać go do tego po­my­słu. Nic nie da­wa­ło mu ta­kiej sa­tys­fak­cji jak upo­ka­rza­nie młod­szych współ­pra­cow­ni­ków. Zda­wał się trak­to­wać pracę w szko­le jak życie w dziczy, w któ­rej może prze­trwać je­dy­nie roz­sma­ro­wu­jąc po ścia­nach in­nych na­uczy­cie­li a uczniom za­kła­da­jąc ka­gań­ce na twa­rze żeby przy­pad­kiem go nie po­gryź­li. Trak­to­wa­nie na­ucza­nia jako cze­goś in­ne­go niż ujarz­mia­nie be­stii chyba nie mie­ści­ło się w jego świa­to­po­glą­dzie.

– Niech bę­dzie. – Uśmiech­nął się pod nosem. – Are­nun ma dwa dni na umy­cie tego obrzy­dli­stwa. Jeśli go do tego nie prze­ko­nasz, wnio­sę na ra­dzie o wy­rzu­ce­nie dzie­cia­ka ze szko­ły.

Selin spoj­rza­ła Gran­to­wi w oczy, wi­dząc w nich kry­ją­cą się sa­tys­fak­cję i już szy­ko­wa­ne w za­na­drzu „a nie mó­wi­łem?”. Po­czu­ła, że może jed­nak ba­wie­nie się w obroń­cę uci­śnio­nych dla dzie­cia­ka, który może zwi­nąć się z tej szko­ły w każ­dej chwi­li bie­gnąc za ja­kimś głu­pim po­my­słem, nie było naj­lep­szym po­my­słem.

Obie­ca­ła jed­nak sobie, że nie da wy­wa­lić naj­lep­sze­go ucznia, ja­kie­go kie­dy­kol­wiek miała.

– Zgoda – po­wie­dzia­ła.

Idąc do domu w lek­kim wio­sen­nym desz­czu za­sta­na­wia­ła się, jak bar­dzo wko­pa­ła się tym razem.

***

Na­stęp­ne­go dnia oczy­wi­ście była so­lid­nie roz­ko­ja­rzo­na. Obu­dzi­ła się z lek­kie­go le­tar­gu do­pie­ro gdy Nar­tem z pią­tej klasy chciał za­cząć pi­pe­to­wać usta­mi i mu­sia­ła stać nad nim i jego lekko prze­ra­żo­ną part­ner­ką do końca eks­pe­ry­men­tu, żeby tego nie robił. Oczy­wi­ście nie po­wie­dzia­ła im, że jej samej to się zda­rzy­ło i to nie raz, gdy była na stu­diach. Nie mu­sie­li tego wie­dzieć. Jesz­cze by wtedy zna­la­zło się wię­cej ta­kich sza­leń­ców, bo coś czuła, że aku­rat w tym nie­któ­rzy ze­chcą wziąć z niej przy­kład.

– Do­brze, ko­niec czasu. – wstała z krzesła, żeby zwrócić uwagę uczniów.

Oczy­wi­ście czas minął już z dwie mi­nu­ty temu, ale dała So­li­cie i Fra­tin do­koń­czyć ich spra­woz­da­nie bez stre­su. Dziew­czy­ny i tak były wy­star­cza­ją­co zde­ner­wo­wa­ne od­py­ty­wa­niem z geo­me­trii, które miały za go­dzi­nę.

Wszy­scy wsta­li i po­ło­ży­li spra­woz­da­nia na jej biur­ku. Z za­do­wo­le­niem zo­ba­czy­ła, że ry­sun­ki Nar­te­ma po­pra­wi­ły się tro­chę. Przy­naj­mniej wie­dzia­ła już co jest co.

– Teraz wy­cią­gnij­cie pro­szę kart­ki.

– No nie­eee…

Szmer po­niósł się po sali, a Selin stłu­mi­ła śmiech. Perei jak zwy­kle pod­niósł rękę i za­czął dys­ku­to­wać:

– A nie mo­że­my tego prze­ło­żyć na po­ju­trze?

– A po­ju­trze po­ło­wy nie bę­dzie, a druga po­ło­wa bę­dzie miała ścią­gi scho­wa­ne w spód­ni­cach? Nie ma mowy.

– Prze­cież my nie…

– My­śli­cie, że ja nigdy nie cho­dzi­łam do szko­ły? Że nigdy nie ścią­ga­łam?

Przez chwi­lę nikt nic nie mówił, po czym Fra­tin ode­zwa­ła się cicho:

– No w sumie to tak wła­śnie my­śli­my.

– A co ja, nie­nor­mal­na je­stem? – Mach­nę­ła dło­nią w stro­nę pul­pi­tów. – Kar­tecz­ki, moi dro­dzy!

– Li­to­ści! – jęk­nął Nar­tem.

– Nie ma li­to­ści, nie za to mi płacą.

Gdy po­dyk­to­wa­ła za­da­nia a klasę wy­peł­nił dźwięk skrzypiących piór, usia­dła i osten­ta­cyj­nie za­pa­trzy­ła się w okno. Niech mają chwi­lę na ścią­ga­nie, w końcu zro­bie­nie do­brej ścią­gaw­ki to na­praw­dę sztu­ka, a bez pod­sta­wo­wej wie­dzy i tak tego nie zda­dzą. Che­mia to nauka przede wszyst­kim lo­gi­ki a nie pa­mię­ci.

Wzrok Selin padł na wiel­ki napis „LU­DZIE NIE BYDŁO”, umiesz­czo­ny tak, że miała na niego świet­ny widok z okna. Jeśli nie uda jej się prze­ko­nać au­to­ra dzie­ła, żeby usu­nął je do ju­trzej­sze­go po­po­łu­dnia, Gra­net wnie­sie o wy­wa­le­nie go ze szko­ły i do­pnie swego.

Cóż, po na­stęp­nej lek­cji bę­dzie miała oka­zję o dzie­cia­ka za­wal­czyć. I może nawet na­uczyć go cze­goś, co nie jest geo­gra­fią albo che­mią.

Ale naj­pierw trze­ba było jed­nak na­uczyć ich wszyst­kich geo­gra­fii. Gdy trze­cia klasa roz­sia­dła się wy­god­nie przy bla­tach, Selin pod­li­czy­ła ich wzro­ko­wo, upew­nia­jąc się, że wszy­scy są obec­ni, po czym wsta­ła od biur­ka.

– Wie­cie co to zna­czy, praw­da?

Klasa wy­da­ła po­mruk zro­zu­mie­nia.

– Czas na py­ta­nia. Takie z ga­tun­ku po­moc­ni­czo-po­grą­ża­ją­cych. – Za­czę­ła prze­cha­dzać się mię­dzy bla­ta­mi, sama szu­ka­jąc w gło­wie cze­goś, co te dzie­cia­ki po­win­ny już wie­dzieć. – Wy­ja­śnij­cie mi, dla­cze­go w Op Bznie mamy pu­sty­nię, pod­czas gdy w Im­pe­rium na tej samej sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej lisy ha­sa­ją po la­sach?

Ro­zej­rza­ła się ba­daw­czo, dając kilka se­kund ciszy. Nigdy nie wy­wo­ły­wa­ła do ta­bli­cy jed­nej osoby, jak mieli w zwy­cza­ju na­uczy­cie­le od aryt­me­ty­ki czy fer­ryc­kie­go. Ro­bi­ła tak przez parę mie­się­cy, gdy za­czę­ła pra­co­wać dzie­sięć lat temu, zanim za­uwa­ży­ła, jak bez­sen­sow­nym mar­no­wa­niem czasu jest takie od­py­ty­wa­nie. Po­świę­ca się wtedy dobre kil­ka­na­ście minut na drę­cze­nie jed­nej osoby, pod­czas gdy resz­ta nawet nie słu­cha co się dzie­je. Odkąd za­czę­ła pytać dzie­cia­ki me­to­dą, którą na­zy­wa­ła peł­za­ją­cą śmier­cią, za­uwa­ży­ła, że przy za­da­wa­niu py­ta­nia wszy­scy go­rącz­ko­wo my­śle­li nad od­po­wie­dzią. Wszy­scy byli też równo ze­stre­so­wa­ni, cho­ciaż nigdy nie sta­wia­ła ocen za takie py­ta­nia.

– Bren, wy­glą­dasz dzi­siaj bar­dzo mą­drze, mam na­dzie­ję, że to nie jest tylko wra­że­nie – zwró­ci­ła się do wy­so­kie­go Zna­gij­czy­ka, uda­jąc że nie widzi, że chło­pak ry­su­je coś w nie­wiel­kim szki­cow­ni­ku.

– Dla­cze­go w Op Bznie jest pu­sty­nia a w Im­pe­rium lasy? – po­wtó­rzył chło­pak, wo­dząc ocza­mi do­oko­ła.

– Tak, mój drogi.

– Booo… w Im­pe­rium wię­cej pada, pani pro­fe­sor?

– Bren, to że na pu­sty­niach pada mniej niż w la­sach, wie śred­nio roz­gar­nię­ta krowa. Ja chcę wie­dzieć, dla­cze­go w Im­pe­rium pada wię­cej.

– Tam są góry? Nie.

– Za­le­ży co masz na myśli mó­wiąc „tam”, ale nie tędy droga.

Za­uwa­ży­ła, że sie­dzą­cy obok niego chło­pak mam­ro­cze coś pod nosem. Bren, w swoim mnie­ma­niu dys­kret­nie, na­chy­lił się w jego stro­nę, po czym po­wie­dział gło­śno:

– Bo cie­pła woda… Co?!

Spoj­rzał na są­sia­da z lek­kim wy­rzu­tem. Ten sku­lił się na chwi­lę.

– On ma rację, tylko po­wie­dział to tak, że nie ma sensu. – Selin wes­tchnę­ła. – Bren, co robi cie­pły prąd mor­ski?

– Ocie­pla?

– I?

Przez chwi­lę mil­czał ze zmarsz­czo­ny­mi brwia­mi aż jego twarz roz­ja­śnił uśmiech.

– Już wiem! Robi tak, że jest wil­got­niej! A chłod­ny, że jest sucho!

– A więc? Co z tą Pu­sty­nią Bznac­ką?

– Przy niej jest chłod­ny prąd mor­ski, a przy Im­pe­rium cie­pły. – Chło­pak ode­tchnął z ulgą, gdy po­ki­wa­ła głową.

Selin prze­nio­sła uwagę na jego są­sia­da, Ni­kli­tę o nie­po­rząd­nym wy­glą­dzie i spraw­cę za­mie­sza­nia z graf­fi­ti.

– Teo­do­lit, skoro tak chęt­nie pod­po­wia­dasz ko­le­dze, może teraz po­wiesz nam coś gło­śniej – po­wie­dzia­ła. – Bren prze­bą­ki­wał coś o gó­rach, wiec tak sobie myślę, że mo­żesz nam po­wie­dzieć, czego ko­pal­nie znaj­du­ją się w po­łu­dnio­wo-za­chod­nich Gó­rach Stann?

Wie­dzia­ła, że to aku­rat jest lekko wred­ne py­ta­nie, jed­nak da­wa­nie Teo­do­li­to­wi ja­kie­go­kol­wiek ła­twe­go za­da­nia mi­ja­ło się z celem. Niech się tro­chę wy­si­li tak jak inni. Chło­pak zo­rien­to­wał się szyb­ko, że za­da­ła mu coś trud­niej­sze­go niż są­sia­do­wi, jed­nak po chwi­li uśmiech­nął się zło­śli­wie.

– Ko­pal­nie cyny – od­parł pew­nie.

– I?

Wzru­szył ra­mio­na­mi.

– A bo ja wiem?

Po­sta­no­wi­ła nie de­ner­wo­wać się o prze­jaw braku sza­cun­ku.

– To do­brze by­ło­by, jak­byś się do­wie­dział, bo wła­śnie o to cię pytam.

– Nie za­mie­rzam zaj­mo­wać się geo­lo­gią, więc do czego mi to po­trzeb­ne, pani pro­fe­sor? – chło­pak prych­nął, ba­wiąc się go­gla­mi spa­wal­ni­czy­mi, które z ja­kie­goś po­wo­du za­wsze nosił na czole.

– Teraz jest ci to po­trzeb­ne, żeby zdać przed­miot, mój drogi. Ko­pal­nie cyny i złota, i tego dru­gie­go radzę wam wszyst­kim nie za­po­mi­nać.

Za­da­ła jesz­cze kilka pytań, wy­bie­ra­jąc różne osoby, po czym wy­ję­ła z pudła przy ścia­nie ka­wa­łek pia­skow­ca.

– No pro­szę, ładna skał­ka, nie? – po­wie­dzia­ła, prze­cha­dza­jąc się mię­dzy ław­ka­mi. Zła­pa­ła wzro­kiem Fre­ne­ta, bar­czy­ste­go chło­pa­ka siedzącego z tyłu. – Łap!

Rzu­ci­ła mu okaz, który chło­pak spraw­nie zła­pał.

– Po­wiedz mi teraz, co to jest, spor­tow­cu.

Chło­pak obej­rzał skałę. Raz, drugi, trze­ci. Za czwar­tym Selin od­chrząk­nę­ła.

– I? Ja­kieś ob­ser­wa­cje? Jaka jest w do­ty­ku?

– Szorst­ka – mruk­nął chło­pak.

Selin po­ki­wa­ła głową, mimo paru chi­cho­tów w kla­sie.

– To dobra ob­ser­wa­cja. Teraz przyj­rzyj się jesz­cze raz i po­wiedz mi, jest zro­bio­na z krysz­ta­łów, czy wy­glą­da ra­czej jak skle­jo­ne okru­chy cze­goś?

– Nooo, tro­chę jak skle­jo­ne okru­chy.

– Okru­chy czego, złot­ko?

– Pia­sku?

– No, to jak na­zy­wa­my skałę, która wy­glą­da jak skle­jo­ne zia­ren­ka pia­sku?

Chło­pak za­milkł, wo­dząc wzro­kiem do­oko­ła. Nie­ste­ty, on aku­rat nie miał obok sie­bie skry­te­go wiel­bi­cie­la, który pró­bo­wał­by wy­ba­wić go z opre­sji, wle­pił więc w Selin bła­gal­ne spoj­rze­nie. Ta wes­tchnę­ła.

– Skała, któ­rej nazwa brzmi, jakby była z pia­sku – po­wtó­rzy­ła, siląc się na cier­pli­wość. – Spo­tkaj się ze swoim mó­zgiem, pro­szę!

– Pia­sko­wiec? – wy­du­kał chło­pak po kilku se­kun­dach ciszy.

Selin uśmiech­nę­ła się.

– Do­kład­nie! Rzu­caj mi go tutaj. – Po zła­pa­niu okazu, odło­ży­ła go do pudła, po czym od­wró­ci­ła się do klasy. – Dobra, wszyst­ko co miłe musi się skoń­czyć. Bie­rze­my się do ro­bo­ty, dzi­siaj po­wta­rza­my roz­po­zna­wa­nie skał, bo sły­sza­łam, że jak Fre­net od­po­wia­dał to wy wszy­scy by­li­ście bar­dzo pewni swo­ich umie­jęt­no­ści. Zaraz to spraw­dzi­my.

Roz­da­ła ze­sta­wy do roz­po­zna­wa­nia i przez jakiś czas w mil­cze­niu ob­ser­wo­wa­ła, jak pięt­na­sto­lat­ko­wie ob­le­wa­ją kwa­sem sol­nym okazy, blaty i sa­mych sie­bie. Z ja­kie­goś po­wo­du wszy­scy to uwiel­bia­li.

Lek­cja upły­nę­ła jesz­cze na od­po­wia­da­niu na py­ta­nia i po­pra­wia­niu źle zi­den­ty­fi­ko­wa­nych skał, po czym roz­legł się gło­śny dzwo­nek. Wszy­scy za­czę­li się pa­ko­wać.

– Teo­do­lit, zo­stań jesz­cze chwi­lę, po­mo­żesz mi tutaj ogar­nąć – rzu­ci­ła Selin. Chło­pak prych­nął, jed­nak za­czął po­słusz­nie zbie­rać ze­sta­wy.

– To twoje graf­fi­ti, praw­da? – po­wie­dzia­ła gdy skoń­czy­li, wska­zu­jąc ręką za okno.

Teo­do­lit od­wró­cił wzrok, jed­nak po chwi­li spoj­rzał na nią hardo.

– Tak, a co? Nie po­do­ba się pani, pani pro­fe­sor?

– Mnie aku­rat cał­kiem się po­do­ba, uroz­ma­ica kra­jo­braz. Ale nie wszy­scy mają takie po­dej­ście.

– Na przy­kład kto?

– Na przy­kład pro­fe­sor Gra­net La­ne­re­tun.

– Niech przyj­dzie i sam mi powie, że mu się nie po­do­ba. A ja wtedy mu od­po­wiem.

Selin pra­wie par­sk­nę­ła, wy­obra­ża­jąc sobie tę roz­mo­wę. Teo­do­lit na­praw­dę po­wi­nien na­uczyć się, że istnieją sprawy, o ktore nie opłaca się walczyć.

– Pro­fe­sor już sam stwier­dził, że z tobą po­roz­ma­wia. A przed tym po­roz­ma­wia z dy­rek­to­rem, żeby usu­nąć cię ze szko­ły.

Wzru­szył ra­mio­na­mi i prych­nął, a Selin po­czu­ła, że coś się w niej lekko go­tu­je.

– Może nie zro­zu­mia­łeś, Teo­do­lit, ale pro­fe­sor chce wy­wa­lić cię ze szko­ły.

– Zro­zu­mia­łem – wark­nął tam­ten. – Nie je­stem głupi, pani pro­fe­sor.

– Cza­sem w to wąt­pię.

– Co pani pro­fe­sor ocze­ku­je, że mam zro­bić? – Teo­do­lit za­czął bawić się go­gla­mi. – Skoro już po­sta­no­wi­li, że mnie wy­wa­lą, to po co mnie tu pani trzy­ma?

– Jesz­cze nie po­sta­no­wi­li. Pro­fe­sor daje ci szan­sę i jeśli do jutra zmy­jesz to graf­fi­ti, bę­dziesz mógł zo­stać.

– Po moim tru­pie – wark­nął Teo­do­lit.

– Chłop­cze, po­zwa­lasz sobie na zbyt wiele – ode­zwa­ła się ostro Selin, zaraz jed­nak opa­mię­ta­ła się. Nie może za­cząć na niego krzy­czeć.

– Skoro i tak wy­le­cę, to jakie to ma zna­cze­nie? – Ru­szył do drzwi, jed­nak ona go za­trzy­ma­ła.

– Dla­cze­go nie chcesz zmyć graf­fi­ti?

– No bo nie wyprę się swo­ich prze­ko­nań. – Od­wró­cił wzrok w stro­nę na­pi­su na murze. – Nikt mnie do tego nie zmusi.

– Więc dla­te­go za­prze­pa­ścisz swoje szan­se na naukę? Teo­do­lit, je­steś jed­nym z naj­lep­szych uczniów, ja­kich wi­dzia­ła ta szko­ła. Masz szan­sę pójść na uni­wer­sy­tet, może nawet zo­stać pro­fe­so­rem, nie wiem, bę­dziesz mógł zo­stać kim chcesz. Nie chcę, żebyś w taki spo­sób prze­kre­ślił swoje szan­se na naukę.

Prych­nął.

– Tak i żeby się uczyć, mam się wy­przeć swo­ich prze­ko­nań?

– Masz zmyć graf­fi­ti, tylko tego ocze­ku­je­my.

– I oczy­wi­ście nie robić ko­lej­ne­go – uśmiech­nął się krzy­wo, po czym po­wtó­rzył: – Nie wyprę się swo­ich po­glą­dów.

Selin za­ci­snę­ła zęby, ro­zu­mie­jąc że do ni­cze­go go nie zmusi. Za­ciął się i bę­dzie po­wta­rzał to samo z upo­rem, na jaki stać tylko na­sto­lat­ka.

– To może za­cznij wy­ra­żać je w spo­sób, który nie jest wan­da­li­zmem?

– To zna­czy jak? Może mnie pani pro­fe­sor oświe­ci, gdzie mogę wal­czyć o prawa men­dów i prze­ko­ny­wać in­nych ludzi o tym, że to jest ważne?

Otwo­rzy­ła usta, jed­nak po chwi­li je za­mknę­ła.

– No wła­śnie – wark­nął Teo­do­lit, za­ma­szy­ście za­rzu­ca­jąc na plecy tor­ni­ster. – Do wi­dze­nia, pani pro­fe­sor.

To mó­wiąc wy­biegł z klasy a Selin już nie pró­bo­wa­ła go za­trzy­mać.

Spa­ko­wa­ła się i wró­ci­ła do domu. Pró­bu­jąc robić obiad przy­pa­li­ła rybę i prze­so­li­ła kaszę. Je­dy­ną rze­czą, ja­kiej udało jej się nie schrza­nić była sa­łat­ka, bo wy­ma­ga­ła je­dy­nie po­kro­je­nia rzod­kiew­ek.

Gdy Fe­re­on wró­cił z pracy, od razu za­uwa­żył, że coś jest nie tak, jed­nak za­py­tał do­pie­ro po zje­dze­niu nie­przy­pa­lo­nych czę­ści ryby i odro­bi­ny kaszy.

Opo­wie­dzia­ła mu o sy­tu­acji z Teo­do­li­tem i Gra­ne­tem. Gdy skoń­czy­ła, po­ki­wał głową.

– Ja mu się w sumie nie dzi­wię.

– Komu? Teo­do­li­to­wi?

Po­ki­wał głową.

– Gdyby ktoś pod groź­bą wy­rzu­ce­nia z pracy kazał mi znisz­czyć obraz, który na­ry­so­wa­łem, też bym od­mó­wił.

Selin uśmiech­nę­ła się lekko.

– Wie­dzia­łam, żeby nie pro­sić ar­ty­sty o pomoc.

– Nie uwa­żam, że dzie­ciak po­wi­nien mieć prawo mazać po mu­rach szko­ły, gdy tylko chce, ale jeśli to jest jego je­dy­ny spo­sób na wy­ra­ża­nie swo­ich po­glą­dów, to nie dzi­wię się, że tak się za­parł. Na­sto­lat­ki za­zwy­czaj nie mają po­glą­dów po­li­tycz­nych, ale jeśli już mają, to z re­gu­ły są one bar­dzo ra­dy­kal­ne.

Selin gło­śno wy­pu­ści­ła po­wie­trze z ust.

– Czyli mó­wisz mi, że co­kol­wiek bym nie zro­bi­ła, jego i tak wy­wa­lą.

– Nie. – Fe­re­on dziob­nął wi­del­cem rybę. Od­padł od niej czar­ny wę­gie­lek. – Mówię ci, że nie zmu­sisz tego chło­pa­ka do zma­za­nia graf­fi­ti. Mo­żesz spró­bo­wać coś zro­bić, żeby szko­ła go nie wy­wa­li­ła.

– Po­zna­łeś prze­cież kie­dyś Gra­ne­ta. To stary upar­ty pryk. – Selin wes­tchnę­ła. – Nie od­pu­ści Teo­do­li­to­wi.

– Gra­net nie jest dy­rek­to­rem.

– Ale ma ar­gu­men­ty. Dzie­ciak, który ko­lej­ny raz wan­da­li­zu­je teren szko­ły po­wi­nien wy­le­cieć i ja się nawet z nim zga­dzam. Jeśli Teo­do­lit nie zmie­ni swo­je­go za­cho­wa­nia, to nie mam nawet jak go bro­nić. A moja próba zmie­nie­nia go nic nie dała. On nie chce mnie słu­chać.

– A czy ktoś słu­cha jego? – prze­rwał jej Fe­re­on.

– To zna­czy?

– Pa­mię­tasz, co mó­wi­łaś mi jak się po­zna­li­śmy i ro­bi­łaś ja­kieś tam szko­le­nie dla na­uczy­cie­li? Że czę­sto jeśli dzie­cia­ki za­cho­wu­ją się źle w szko­le, jest to efek­tem ja­kiejś nie­speł­nio­nej po­trze­by. Dzie­ciak się wier­ci – może to dla­te­go, że po­trze­bu­je ruchu. Czy jakoś tak.

Selin za­my­śli­ła się, przy­po­mi­na­jąc sobie roz­mo­wę z Teo­do­li­tem po czym uśmiech­nę­ła się do męża.

– Chyba masz rację. – Po­krę­ci­ła głową z nie­do­wie­rza­niem. – I chyba mam jakiś po­mysł.

***

Selin ode­tchnę­ła, sto­jąc przed drzwia­mi po­ko­ju na­uczy­ciel­skie­go. Mi­ja­ją­cy ją Gra­net po­słał jej pełen sa­tys­fak­cji uśmiech, jed­nak ona nie dała wy­pro­wa­dzić się z rów­no­wa­gi. Miała za sobą czte­ry go­dzi­ny snu, pół nocy wy­my­śla­nia, czy­ta­nia i spraw­dza­nia spra­woz­dań, trzy kawy oraz pięć go­dzin zajęć z gło­śny­mi na­sto­lat­ka­mi. Czuła, że mo­gła­by sta­wić czoło No­bli­tom. I może nawet by wy­gra­ła.

We­szła do środ­ka i za­ję­ła miej­sce obok Ve­riat, fi­zycz­ki. Ta uśmiech­nę­ła się lekko, po­sy­ła­jąc jej zmę­czo­ne spoj­rze­nie. Pew­nie li­czy­ła, że ta rada skoń­czy się szyb­ko.

Oczy­wi­ście naj­pierw ga­da­li o rze­czach, które Selin nie in­te­re­so­wa­ły. Po pew­nym cza­sie pra­wie przy­snę­ła, jed­nak w końcu nad­szedł ten mo­ment, na który cze­ka­ła. Gra­net po­pro­sił o głos, po czym rzekł:

– Jak pew­nie wszy­scy za­uwa­ży­li­ście, Buon Are­nun znowu do­ko­nał aktu wan­da­li­zmu na te­re­nie szko­ły. To już trze­ci raz w tym roku, wno­szę więc o od­da­nie go do ośrod­ka dla wy­wro­to­wej mło­dzie­ży.

Wśród nauczycieli po­niósł się po­mruk, w sumie nie­wie­le róż­nią­cy się od dźwię­ku, jaki Selin sły­sza­ła w kla­sie po za­da­niu wy­jąt­ko­wo trud­ne­go py­ta­nia. Ve­riat skrzy­wi­ła się – Teo­do­lit był jed­nym z jej naj­lep­szych uczniów, poza tym parę mie­się­cy temu za­ło­ży­ła się z Selin, że do końca roku on i Bren skoń­czą razem i naj­wy­raź­niej nie chcia­ła prze­grać za­kła­du przez wy­wa­le­nie chło­pa­ka. W końcu bę­dzie jej wtedy winna kawę.

– Nie wiem, czy ma­za­nie po ścia­nach jest czymś, za co można skie­ro­wać kogoś do ośrod­ka dla wy­wro­to­wej mło­dzie­ży – po­wie­dział w końcu dy­rek­tor. – Z kolei wy­rzu­ce­nie go ze szko­ły jest moż­li­we.

– Chło­pak jest anar­chi­stą i wan­da­lem – ode­zwa­ła się Lan­se­na, na­uczy­ciel­ka fer­ryc­kie­go.

– Nie zga­dzam się z tym – Selin ode­zwa­ła się, siląc się na pew­ność. Nie mogła po­zwo­lić na eska­la­cję, jeśli za­pę­dzą się zbyt da­le­ko to na pewno nie da rady ich prze­ko­nać.  Wszy­scy spoj­rze­li na nią, Gra­net uniósł brwi z po­błaż­li­wo­ścią. – Are­nun jest in­te­li­gent­nym i wraż­li­wym dzie­cia­kiem, uczę go od pierw­szej klasy. To co on robi nie po­win­no być po­strze­ga­ne tylko jako akty wan­da­li­zmu, ale też jako wy­ra­ża­nie jego po­glą­dów i wraż­li­wo­ści.

– Akt wan­da­li­zmu to akt wan­da­li­zmu, Selin – prych­nął Gra­net. – Może wy­ra­żać swoje po­glą­dy w spo­sób, który nie jest nisz­cze­niem mie­nia szko­ły.

– No wła­śnie nie może – prze­rwa­ła mu Selin. – Nie ma w szko­le miej­sca, w któ­rym ucznio­wie mogą dys­ku­to­wać o swo­ich po­glą­dach po­li­tycz­nych, a naj­wy­raź­niej mają taką po­trze­bę.

– Dzie­cia­ki mają się uczyć a nie wy­ra­żać swoje po­glą­dy. Są za młode, żeby zro­zu­mieć po­li­ty­kę. – Gra­net mach­nął dło­nią, jed­nak dy­rek­tor go uci­szył i kazał Selin kon­ty­nu­ować.

– Jeśli dzie­cia­ki mają za­in­te­re­so­wa­nia po­li­tycz­ne, a my jako szko­ła nie da­je­my im miej­sca, żeby je wy­ra­ża­li, oni sami to miej­sce znaj­du­ją. No i efekt jest taki jak widać. – Mach­nę­ła dło­nią w kie­run­ku muru.

– No do­brze, ale co w związ­ku z tym? – za­py­tał dy­rek­tor. – Masz ja­kieś kon­kret­ne pro­po­zy­cje?

– Mam. – Selin uśmiech­nę­ła się z sa­tys­fak­cją, jaką mogła od­czu­wać tylko osoba, która stra­ci­ła sta­now­czo zbyt wiele go­dzin snu dla tej chwi­li. – Pro­po­nu­ję stwo­rzyć koło dys­ku­syj­ne. Klub. Miał­by spo­tka­nia raz w ty­go­dniu, jak na przy­kład koło te­atral­ne albo che­micz­ne. Tam dzie­cia­ki mo­gły­by dys­ku­to­wać o po­li­ty­ce i wy­mie­niać po­glą­dy.

Przez chwi­lę wszy­scy przy­swa­ja­li po­mysł. Selin ode­tchnę­ła po­wo­li, mo­dląc się w duchu do No­bli­tów, żeby ktoś ją po­parł. I żeby po sa­kra­men­tal­nym py­ta­niu, które wie­dzia­ła że zaraz pad­nie, był ja­ki­kol­wiek odzew.

– No do­brze – po­wie­dział dy­rek­tor, po­pra­wia­jąc oku­la­ry. – A kto się tym zaj­mie?

Teraz za­czął się praw­dzi­wy test. Selin wie­dzia­ła, że może sama się zgło­sić, jed­nak było dla niej jasne, że bę­dzie w tym do ni­cze­go. Nie znała się zbyt do­brze na po­li­ty­ce, a na pewno nie umia­ła pro­wa­dzić dys­ku­sji. Po­trze­bo­wa­ła, żeby pod­ję­ła się tego inna osoba, jed­nak bała się spoj­rzeć w jej stro­nę, żeby nie wy­glą­da­ło to, jakby bła­ga­ła.

– Po­do­ba mi się ten po­mysł – ode­zwał się młody głos przy oknie a Selin pra­wie ode­tchnę­ła z ulgą. – Chęt­nie się tym zajmę. Mogę pro­wa­dzić takie spo­tka­nia we wtor­ki po lek­cjach.

Wszy­scy spoj­rze­li na Ku­li­se­na, mło­de­go na­uczy­cie­la hi­sto­rii. Selin po­sła­ła mu sze­ro­ki uśmiech, który ten od­wza­jem­nił.

– Mam nawet po­mysł, jak to może w prak­ty­ce wy­glą­dać. – Za­my­ślił się, po­cie­ra­jąc krót­ką brodę.

– No do­brze, to wszyst­ko brzmi bar­dzo ład­nie, ale we­dług mnie nie zmie­nia to ni­cze­go w te­ma­cie wy­rzu­ce­nia ze szko­ły Buona Are­nu­na – ode­zwał się Gra­net. Po­słał w kie­run­ku Selin i Ku­li­se­na wście­kłe spoj­rze­nia. – Chło­pak jest wan­da­lem i musi po­nieść kon­se­kwen­cje, ina­czej bę­dzie bez­kar­ny.

– Wy­da­je mi się, że za­da­niem szko­ły jest wy­cho­wy­wa­nie – ode­zwa­ła się Ve­riat. – Jeśli ten po­mysł z kołem dys­ku­tanc­kim wy­pa­li, można na­ka­zać mu uczęsz­cza­nie na spo­tka­nia. Sądzę, że to le­piej na­uczy go, jakie są do­pusz­czal­ne spo­so­by wy­ra­ża­nia swo­ich po­glą­dów niż wrzu­ce­nie do ośrod­ka dla wy­wro­to­wej mło­dzie­ży.

Dy­rek­tor po­ki­wał głową.

– To praw­da, poza tym wy­rzu­ce­nie chło­pa­ka bę­dzie wią­za­ło się z dużym na­kła­dem pracy i uspra­wie­dli­wia­nia na­szej de­cy­zji. Sądzę, że dużo wię­cej dla wi­ze­run­ku szko­ły zrobi stwo­rze­nie koła dys­ku­syj­ne­go niż wy­rzu­ce­nie pro­ble­ma­tycz­ne­go ucznia.

Ar­gu­men­tum ad pa­pie­ro­lo­gum zu­peł­nie już uspo­ko­iło Selin. Jeśli dy­rek­tor tak mówi, to zna­czy że pod­jął już de­cy­zję i ja­ka­kol­wiek walka ze stro­ny Gra­ne­ta nic nie da.

– Selin, Buon Are­nun jest w two­jej kla­sie, praw­da? Prze­ka­żesz mu, że w ra­mach kary bę­dzie mu­siał uczęsz­czać na koło dys­ku­syj­ne do końca roku. – Dy­rek­tor po­tarł twarz, wy­raź­nie zmę­czo­ny. – Dobra, kończ­my to, pro­szę.

Wy­cho­dząc z rady współ­czu­ła Teo­do­li­to­wi tylko jego naj­bliż­szych lek­cji li­te­ra­tu­ry. Bę­dzie mu­siał na­praw­dę się przy­ło­żyć, żeby Gra­net go nie oblał.

***

Na­stęp­ne­go dnia chło­pak pod­szedł do niej sam, jesz­cze przed ich lek­cją che­mii.

– La­ne­re­tun jest na mnie wście­kły, ale nie wy­le­cia­łem ze szko­ły – oznaj­mił.

– Pro­fe­sor La­ne­re­tun – po­pra­wi­ła go Selin. – Gra­tu­la­cje.

– Co pani pro­fe­sor zro­bi­ła?

– Mó­wi­łeś mi, że nie masz miej­sca, w któ­rym mo­żesz wy­ra­żać swoje po­glą­dy. Zde­cy­do­wa­li­śmy, że chce­my od­po­wie­dzieć na tę po­trze­bę i zor­ga­ni­zo­wać takie miej­sce dla cie­bie i in­nych uczniów. W każdy wto­rek po lek­cjach bę­dziesz cho­dził na koło dys­ku­syj­ne, które po­pro­wa­dzi pro­fe­sor Toren.

Teo­do­lit skrzy­wił się.

– Co? Nie po­do­ba ci się? – Selin wsta­ła od biur­ka i unio­sła głowę, żeby po­pa­trzeć chło­pa­ko­wi w oczy. – To jest miej­sce, gdzie mo­żesz prze­ko­nać in­nych ludzi do tego, co uwa­żasz za słusz­ne. Masz szan­sę, żeby coś na­praw­dę zmie­nić. Albo mo­żesz to olać, dalej mazać po ścia­nach i udo­wod­nić wszyst­kim, że tak na­praw­dę nie za­le­ży ci na wol­no­ści dla men­dów, tylko na wan­da­li­zo­wa­niu te­re­nu szko­ły. Twój wybór, ale nie mów mi wię­cej, że nie masz gdzie wy­ra­żać swo­ich po­glą­dów.

Młody Ni­kli­ta za­ci­snął wargi, po czym wy­szedł z klasy. W na­stęp­ny wto­rek, gdy Selin wy­cho­dzi­ła ze szko­ły póź­nym po­po­łu­dniem, zaj­rza­ła do klasy Ku­li­se­na. Tam, w ostat­niej ławce, sie­dział Teo­do­lit a obok niego Bren. Było też kilku in­nych uczniów, zbi­tych w pary i trój­ki, pa­trzą­cych na in­nych z lekką podejrzliwością. Na jej widok Teo­do­lit od­wró­cił się w stro­nę okna.

Uśmiech­nę­ła się pod nosem i wy­szła z klasy, po czym po­szła do domu. Może jed­nak z tego dzie­cia­ka będą lu­dzie.

W ta­kich mo­men­tach przy­po­mi­na­ła sobie, że lubi nieść ka­ga­nek oświa­ty, nawet gdy cza­sem do­sta­je dymem po oczach. I że mimo wszyst­ko po­wi­nien być to ka­ga­nek a nie ka­ga­niec.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

Oryginalny pomysł na opowiadanie fantasy, wprowadzające nas, czytelników, w całkiem odmienny świat. ;)

Co do kwestii językowych, czasem występują powtórzenia, np.:

Jeśli do tego czasu go do tego nie przekonasz, wniosę na radzie o wyrzucenie go ze szkoły.

Selin spojrzała Grantowi w oczy, widząc w nich kryjącą się satysfakcję i już szykowane w zanadrzu „a nie mówiłem?”. Poczuła, że może jednak bawienie się w obrońcę uciśnionych dla dzieciaka, który nawet nie wiadomo, czy za miesiąc sam się z tej szkoły nie zwinie z jakiegoś głupiego powodu, nie było najlepszym pomysłem. Obiecała jednak sobie, że nie da wywalić najlepszego ucznia, jakiego kiedykolwiek miała.

– Teodolit, skoro tak chętnie podpowiadasz koledze, może teraz powiesz nam coś głośniej – powiedziała. – Bren powiedział coś o górach, wiec tak sobie myślę, że możesz nam powiedzieć, czego kopalnie znajdują się w południowo-zachodnich Górach Stann?

Nastolatki zazwyczaj nie mają poglądów politycznych, ale jeśli już mają, to zazwyczaj są one bardzo radykalne.

W pewnym momencie prawie przysnęła, jednak w końcu nadszedł ten moment, na który czekała.

W każdy wtorek po lekcjach będziesz chodził na koło dyskusyjne, które będzie prowadził profesor Toren.

 

Warto też przejrzeć interpunkcję, np.:

– A pojutrze połowy nie będzie a druga połowa będzie miała ściągi schowane w spódnicach?

– Bren, to że na pustyniach pada mniej niż w lasach wie średnio rozgarnięta krowa.

 

– Tak, a co? Nie podoba się pani, pani profesor?

– Mi akurat całkiem się podoba, urozmaica krajobraz.

 

– Tak i żeby się uczyć mam się wyprzeć swoich przekonań?

– Nie uważam, że dzieciak powinien mieć prawo mazać po murach szkoły gdy tylko chce, ale jeśli to jest jego jedyny sposób na wyrażanie swoich poglądów, to nie dziwię się, że tak się zaparł.

 

 

Trzeba też poprawić zapis dialogów (namiary podałam Ci w komentarzu do poprzedniego opowiadania), np.:

– Czas na pytania. Takie z gatunku pomocniczo-pogrążających – zaczęła przechadzać się między blatami, sama szukając w głowie czegoś, co te dzieciaki powinny już wiedzieć.

– Przy niej jest chłodny prąd morski, a przy Imperium ciepły – Chłopak odetchnął z ulgą, gdy pokiwała głową.

– Skoro i tak wylecę, to jakie to ma znaczenie? – ruszył do drzwi, jednak ona go zatrzymała.

– Dzieciaki mają się uczyć a nie wyrażać swoje poglądy. Są za młode, żeby zrozumieć politykę – Granet machnął dłonią, jednak dyrektor go uciszył i kazał Selin kontynuować.

 

W niektórych fragmentach widać niekonsekwencję, co skutkuje błędami składniowymi, np.:

Dzieciaki mają się uczyć a nie wyrażać swoje poglądy. Są za młode, żeby zrozumieć politykę – Granet machnął dłonią, jednak dyrektor go uciszył i kazał Selin kontynuować.

– Jeśli dzieciaki mają zainteresowania polityczne, a my jako szkoła nie dajemy im miejsca, żeby je wyrażali, oni sami to miejsce znajdują. – najpierw „są te dzieciaki”, a potem „ci dzieciaki”?

 

Opowieść kończy się niby optymistycznie, lecz zmartwiło mnie to zdanie:

„Na jej widok Teodolit odwrócił się w stronę okna”.

Brzmi tak, jakby niesforny uczeń jednak wstydził się/miał za złe wychowawczyni załatwienie owych zajęć. I, w moim odczuciu, zaprzecza to jej satysfakcji, opisanej później, na końcu.

No i nadal nie wiemy, co ostatecznie z napisem.

Pozdrawiam serdecznie, klik do Biblioteki za wymowę opowiadania i nazwy fantasy, lecz usterki trzeba koniecznie poprawić. :) 

Pecunia non olet

Cześć,

poprawiłam te błędy, które znalazłam, wielkie dzięki za opinię.

 

Co do zakończenia – nie pasowało mi, żeby raczej buntowniczy nastolatek, który nie okazuje nauczycielom zbyt wiele sympatii, nawet gdy ich lubi, był nagle bardzo wdzięczny. Chciałam pokazać, że Teodolit poszedł na te zajęcia mając nauczycielce to troche za złe, bo trochę z doświadczenia pracy z nastolatkami widzę, że często lubią oni ostentacyjnie okazywać, jacy są obrażeni. Selin to rozumie, w końcu pracuje w szkole już parę lat, ale cieszy się, że mimo wszystko uczeń poszedł na te zajęcia, bo to znaczy że zależy mu na czymś poza sprawianiem kłopotów. 

Co stało się z napisem w moim odczuciu nie ma aż takiego znaczenia, więc zostawiam tę kwestię niedopowiedzianą.

Oczywiście, to zawsze decyzja Autora, jak najbardziej. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witam,

 

główny wątek bardzo mi się podobał – historyjka jest nieco dosłowna, ale ciekawa i z morałem. I to takim morałem nieoklepanym po tysiąckroć w każdej możliwej formie.

 

Wynudził mnie za to ten przerywnik, gdzie opisujesz lekcje. Raczej miałem wrażenie, że służył on zaspokojeniu światotwórczych potrzeb, niż żeby był potrzebny temu konkretnemu opowiadaniu.

 

Pozdrawiam i klik


Przynajmniej wiedziała już(,) co jest co.

Hmm przecinek?

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

Chyba w każdej szkole trafia się niepokorny uczeń i nauczyciel, który chciałby się go pozbyć. Ale nie w każdej szkole znajdą się nauczyciele, dla których każdy uczeń jest ważny.

Czytało się nieźle, choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia i tylko szkoda, że w opowiadaniu brakło fantastyki.

 

Rzu­ca­nie pierw­szej rze­czy, jaka przyj­dzie jej na myśl nie rodzi naj­ge­nial­niej­szych roz­wią­zań. → A może: Rzu­ca­nie pierwszego pomysłu, jaki przyj­dzie jej na myśl, nie rodzi naj­ge­nial­niej­szych roz­wią­zań.

 

– Jesteś pewien? → Wystarczy jedna spacja po półpauzie.

 

Zda­wał się trak­to­wać pracę w szko­le jak dzicz… → Czy na pewno pracę można traktować jak dzicz?

 

Jeśli do go do tego nie prze­ko­nasz… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

– Do­brze, ko­niec czasu – po­wie­dzia­ła w końcu. → Nie brzmi to najlepiej.

 

klasę wy­peł­nił dźwięk stu­ka­ją­cych piór… → W czasie pisania pióra mogą lekko skrzypieć, ale dlaczego te w opowiadaniu stukały?

 

wy­ję­ła z nie­wiel­kie­go pudła przy ścia­nie ka­wa­łek pia­skow­ca. → Sprzeczność – pudło jest duże z definicji.

 

prze­cha­dza­jąc się mię­dzy ław­ka­mi. Zła­pa­ła wzro­kiem Fre­ne­ta, bar­czy­ste­go chło­pa­ka z tyl­nych ławek. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Mi aku­rat cał­kiem się po­do­ba… → – Mnie aku­rat cał­kiem się po­do­ba

mnie czy mi? tobie czy ci? – Słownik języka polskiego PWN

 

była sa­łat­ka, bo wy­ma­ga­ła je­dy­nie po­kro­je­nia rzod­kiew­ki. → Jednej rzodkiewki?

 

Po na­uczy­cie­lach po­niósł się po­mruk… → A może: Wśród nauczycieli po­niósł się po­mruk

 

nie umia­ła pro­wa­dzic dys­ku­sji. → Literówka.

 

wy­rzu­ce­nie chło­pa­ka bę­dzie wią­za­ło się z dużym za­kła­dem pracy… → Tu chyba miało być: …wy­rzu­ce­nie chło­pa­ka bę­dzie wią­za­ło się z dużym na­kła­dem pracy

 

pa­trzą­cych na in­nych lekko po­dejrz­li­wy­mi spoj­rze­nia­mi. → A może: …pa­trzą­cych na in­nych lekko po­dejrz­li­wie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć

Oprócz ciekawych imion bohaterów, fantastyki nie dostrzegam. Nie przeszkadza mi to, ponieważ opowiadanie jest dobrze napisane; czyta się płynnie i historia ciekawi, choć temat wydaje się być błahy. Tekst mi się podobał. Klik ode mnie.

Pozdrawiam

Cześć!

Miłe opowiadanie obyczajowe, rzeczywiście ukazuje szkołę z nieco innej perspektywy, niż ją zwykle widzimy w literaturze. Również uważam, że wymyślone imiona i nazwy to jeszcze nie fantastyka. Skoro świat jest fikcyjny, rozumiem, że użyty przez Ciebie tag “XIX wiek” ma oznaczać przybliżony poziom jego rozwoju? To wcześnie jak na klub dyskusji politycznych dla uczniów, łatwo zostałby uznany za pomysł bezczelny czy wręcz wywrotowy; zresztą pod innymi względami też mam wrażenie, że struktura społeczna i sposób myślenia postaci są nowocześniejsze.

Pod kątem językowym mógłbym znaleźć sporo uwag, ale widzę, że na razie nie poprawiałaś wcześniejszych, więc wypunktuję tylko taką ciekawostkę:

Teodolit naprawdę powinien nauczyć się, że na niektórych pagórkach nie warto umierać.

To uderzająca kalka z angielskiego (some hills are not worth dying on), po polsku nie mamy żadnego powiedzenia o umieraniu na wzgórzu.

 

Pozwolę sobie podpowiedzieć, że Portal działa przede wszystkim na zasadzie wzajemnej pomocy literackiej. Jeżeli zależy Ci na przyciągnięciu czytelników, zdecydowanie warto reagować na wpisy pod swoimi tekstami i udzielać się przy komentowaniu cudzych. Jak zwykle polecam poradnik Drakainy https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842, wiele kwestii związanych z naszą społecznością jest tam świetnie wyjaśnionych.

Pozdrawiam,

Ślimak Zagłady

Przez początek studiów miałam sporą obsuwę w poprawianiu opowiadania, ale dzisiaj do tego przysiadłam. Wielkie dzięki za uwagi, przejrzałam opowiadanie i poprawiłam co trzeba. 

Jeśli chodzi o to, że opowiadanie nie ma dużo elementów fantasy, to taki akurat miałam pomysł na ten tekst, to znaczy usłyszałam kilka razy, że dobrze zbudowany świat fantasy to taki, w którym można napisac obyczajówkę, więc postanowiłam napisac kilka bardziej przyziemnych opowieści. Może jednak trochę przedobrzyłam z “uzwyczajnieniem” historii, bo rzeczywiście jak o tym teraz myślę, w tym opowiadaniu elementy fantastyczno-magiczne praktycznie nie występują. I z jednej strony dal mnie żeby nazwać coś fantasy wystarczy fikcyjny świat, z drugiej chyba rozumiem rozczarowanie. Wezmę to sobie do serca przy pisaniu następnych opowiadań i wielkie dzięki wam za uwagi

Nowa Fantastyka