
Poniższy fragment jest retrospekcją i pochodzi z epilogu.
Poniższy fragment jest retrospekcją i pochodzi z epilogu.
Owego czerwcowego popołudnia na niebie nie widać było żadnej chmury. Ani cirrus zwiastujący nadejście zmian, ani pojedynczy biały cumulus nie zawitał na nieboskłonie. Można by rzec, że słońce uśmiechało się do mieszkańców Pagai – wszystkich bez wyjątku. Nawet góry na północy kontynentu nie wyróżniały się pogodą. To był idealny dzień na odpoczynek. Siódmy dzień tygodnia był jak spełnione marzenie.
Nad strumykiem, na rososze spoczywały dwie wędki. Obie były wykonane przez znawcę fachu. Żyłki luźno spoczywały w przelotkach aż do momentu, gdy jedna z nich się napięła. Wędkarz siedział na kamieniu niemal dwadzieścia łokci dalej i nie zwracał na nie uwagi. Kapelusz opuścił na nos i nie zauważył brania.
Teren w tym miejscu był płaski i strumyk płynął, nie czyniąc wielkiego hałasu. Bez problemu dało się więc usłyszeć kroki. Wędkarz podniósł kapelusz i zobaczył, że zza głazów między nim a jego wędkami wyszedł nieznajomy. Ów człowiek odwrócił się twarzą do łowiącego i rzekł:
– Dzień dobry!
– Bardzo dobry! – odpowiedział zagadnięty.
– Bardzo dobry na wędkowanie – skonstatował nieznajomy.
– Zgadzam się.
– Nie pilnujecie swoich wędek. Jest branie. A w zasadzie było.
– Do szczęścia potrzebny mi tylko śpiew ptaków i szum wody. Resztę już mam… Włączając w to dzisiejszy uśmiech słońca. A ryba? Jak uciekła, to trudno.
– Jesteście z pobliskiej wioski zamieszkałej przez ludzi, prawda?
– Tak, leży tu niedaleko. Nie jestem ardulem. Podobnie jak ty.
– Nie, jak widać. Mam na imię Ri’an.
Wędkarz spojrzał spod kapelusza na nieznajomego i zmrużył oczy. Na tak oczywiste i relatywnie miłe powitanie, wypadałoby odpowiedzieć równie miłymi słowami.
– Jestem Til.
– Wybacz, nie chciałem przeszkadzać, Til… jeśli mogę zwracać się do ciebie po imieniu.
– Możesz… i nie masz za co przepraszać. Nie chowam urazy, kiedy ktoś mnie nazywa… chyba, że mnie przezywa. Skoro już tu jesteś i się przedstawiłeś, to powiedz, czego szukasz na tym odludziu.
– Nie takie znowu odludzie – zaśmiał się Ri’an. – Ty tu mieszkasz. I inni ludzie w wiosce nieopodal.
– Tak, ardulowie pozwalają osiedlać się w tych rejonach… Pod warunkiem, że osady są daleko od ich własnych miast.
– Ardulowie są trochę dziwni, jak na mój gust. Ale nie mam też powodu źle się o nich wypowiadać.
– Ja też nie – dodał Til i zdejmując kapelusz z głowy rzucił bezpośrednie i natarczywe spojrzenie Ri’anowi: – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czego szukasz na tym odludziu?
– Mam do wykonania zadanie – odpowiedział po chwili Ri’an. – Szukam pewnego człowieka.
– Można rzec, że znalazłeś.
– Być może.
Til wstał i nie spuszczając nieznajomego z oczu, zacisnął pięści i raz jeszcze natarczywie zwrócił się do niego:
– A w twoich poszukiwaniach pomagają ci te wszystkie wilki?
– Wilki? – speszył się Ri’an.
– Te, które obserwują nas z głębi lasu, po tej i po przeciwnej stronie strumyka.
Ri’an poznał się na bezpośredniości Tila i rzekł:
– Nie przyszedłem tu szukać zwady. Broń nie będzie potrzebna w tej rozmowie.
– Może jeszcze nie zauważyłeś, ale nie trzymam w ręku broni… Ani nawet nie skłaniam ręki, aby po nią sięgnąć.
– Chciałem cię tylko uprzedzić.
– Nie uprzedziłeś mnie i nie poinformowałeś, że szpiegujesz.
– Nie szpieguję.
Til jednak dał zdecydowany krok w kierunku nieznajomego. Ten, nie mając już w zanadrzu żadnych uprzejmych zdań, wyraził się bardziej bezpośrednio:
– Chyba ciebie szukam.
– Chyba mnie?
– Podobno jesteś Czarodziejem… to znaczy… podobno w tych okolicach niekiedy przebywa Czarodziej.
– I myślisz, że to ja?
– Kto inny byłby tak spostrzegawczy i tak bezpośredni?
– Po rysach twojej twarzy i akcencie domyśliłem się, że nie do końca jesteś człowiekiem.
– Wybacz. Nie próbowałem cię podejść. A wilki, o których mówiłeś, rzeczywiście nas obserwują. Nie jestem sam i nie działam sam. Nie działam z własnej ręki. Dostałem polecenie sprawdzić, kim jesteś.
– I?
– I chciałbym cię prosić o posłuchanie.
– Rozmawiamy.
– Proszę w imieniu tego, którego imię możesz znać, a kogo niechętnie byś spotkał.
– A twoje imię jest prawdziwe?
– Tak, jest prawdziwe. W pradawnej wersji mojej mowy znaczy ono tyle, co śpiewający do księżyca. Twoje chyba nie do końca jest prawdziwe, ale rozumiem twoją chęć zachowania anonimowości.
– Powiedz zatem, kto cię przysyła.
– Czarny Wilk.
– Shakalan.
– Tak. Przywódca mojego rodu.
– I czego chce?
– Porozmawiać. Tylko porozmawiać.
– Rozmawiamy.
– Czy mogę go tu zaprosić? Dasz mi słowo, że nie podniesiesz na niego ręki?
– Nie podniosłem ręki na ciebie, nie podniosę ręki na niego.
– Miałem za zadanie zagaić.
– Zaproś tu swojego przywódcę.
Ri’an dał znak ręką. Zza pobliskiej skały wybiegł wielki basior, jego sierść była jak noc – idealnie czarna. Nie miał na swoim ciele ani jednego włosa o innym kolorze. Jego pysk i oczy zdawały się kipieć nienawiścią i zajadłością cechującą wilka warczącego i ujadającego w obecności wrogiego osobnika. Jednak zwierzę nie wydało z siebie żadnego dźwięku. Przemieniło się natomiast w człowieka.
– Witaj, Judi-Kahnie!
– Znasz moje prawdziwe imię – zauważył Til.
– Szukałem cię – odpowiedział Czarny Wilk. – Zasłyszałem dawno temu, że niekiedy używasz imienia Til. Zapewniam, że nikomu o tym nie powiedziałem.
– Powiedz, czemu mnie szukałeś i czemu nie pofatygowałeś się od razu osobiście.
– Nie wiedziałem, jak zareagujesz. Domyślam się, że wiesz, kim jestem i że możesz zareagować gwałtownie na nasze spotkanie.
– Skoro miałeś takie obawy, to po co mnie szukałeś i ryzykowałeś? Powinieneś raczej mnie unikać.
– Chodzą słuchy, że jesteś człowiekiem rozsądnym.
– Doprawdy?
– Ja też jestem człowiekiem rozsądnym.
– Ale tylko w połowie, bo tylko w połowie jesteś człowiekiem.
– Twoje słowa są zrozumiałe, choć, szczerze mówiąc, nie do końca miłe.
– Nie bawię się w uszczypliwości i nieuprzejmości w dwuznacznych wypowiedziach. Przedstawiam tylko fakty: jesteś pół człowiekiem, pół wilkiem.
– Rozumiem. Pozwól zatem, że i ja przedstawię jeden fakt.
– Rozmawiamy.
– Jesteśmy wrogami. My, ludzie-wilki i wy, ludzie. Od tysięcy lat.
– Fakt dobrze mi znany.
– A mimo to nie masz problemu z rozmawianiem ze mną. Nawet nie jesteś zbyt spięty. Nie pragniesz sięgnąć po broń, będąc oko w oko z tym, który stoi na czele wrogów całej ludzkości?
– Znasz mnie tylko ze słyszenia, stąd twoje wnioski. Sięgnij po oręż, to i ja sięgnę. Może to być jednak ostatnia rzecz, którą zrobisz w swoim życiu.
– Teraz, w tym miejscu, w twojej obecności, moim orężem są tylko moje słowa – powiedział Shakalan i rozłożył ręce. Obrócił się plecami do Judi-Kahna i pokazał mu swoje odzienie. – Nie mam przy sobie niczego, czym mógłbym cię sprowokować, ani z żelaza, ani ze słowa.
– Przedstaw więc swoją prośbę, ultimatum lub cokolwiek, z czym przybyłeś. Przejdźmy wreszcie do sedna sprawy.
– Chcę pokoju.
– To ciekawe. Mów dalej.
– Chcę pokoju między ludźmi a wilczanami. Chcę, aby moi pobratymcy szanowali twoich i aby twoi szanowali moich. Chcę zakończenia nienawiści, która trwa od tysięcy lat.
– I przychodzisz z tym akurat do mnie? Czemu nie do kogoś o większej władzy? Ja jestem jeden, a ludzi po świecie chodzi kilkaset milionów. A i nie tylko z ludźmi macie na pieńku, ale i ze wszystkimi pozostałymi rasami żyjącymi z nami w pokoju. Nie chcę być złośliwy, ale pamiętamy wasze ponawiane układy z goblinami i artezjanami.
– Nie mogę zaprzeczyć niczemu, co powiedziałeś i nie mogę mieć do ciebie pretensji o to, że to mówisz. To wszystko prawda. Przyjmuję prawdę taką, jaka jest. Chcę stanąć z nią twarzą w twarz, twarzą człowieka i twarzą wilka… I chcę tę prawdę uśmiercić i pozwolić nowej powstać do życia. Chcę pokoju między ludźmi-wilkami a ludźmi, elfami, ardulami, liliputami i krasnoludami.
– A co na to twoi pozostali pobratymcy?
– Są podobnego zdania.
– Podobnego, ale może nie do końca takiego samego.
– Chcemy pokoju.
– A na jakich zasadach ten pokój sobie wyobrażasz? I jak chcesz go wypracować? Chciałeś stanąć twarzą w twarz z prawdą, to stawaj. Oto pierwsza prawda, którą sam już przytoczyłeś: nienawiść trwa od tysięcy lat. A jak coś trwa od tysięcy lat, to zwykle ciężko jest to zmienić. Fakt, przyjaźń można skończyć w jeden dzień, ale nienawiść… Sam wiesz, jak działa świat.
– Nie oczekuję zaufania od zaraz. Nie oczekuję zaufania na kredyt. Zobowiązuję się je zdobyć. Jestem nieśmiertelny, tak jak i moi pobratymcy, mamy czas. Możemy odbudowywać zaufanie i budować przyjaźń przez dekady. Ale zacznijmy już dzisiaj!
– Ja mogę zacząć, a co z innymi? Mówiłem ci już, że ja jestem tylko jeden… I do tego człowiek.Chcesz zaufania ardulów? Chcesz zaufania elfów? Rozmawiaj z elfem, który ma szacunek u elfów i z ardulem, który ma szacunek u ardulów.
– Wszyscy oni szanują ciebie, Niepokonany Czarodzieju.
– Przebiegły i spostrzegawczy z ciebie wilk.
– Jednak ustępuję przebiegłością i spostrzegawczością przebiegłemu lisowi, jakim jesteś.
– Uznam to za komplement, choć jak widzisz mam włosy siwe, a nie ryże.
– Nie komplementy chciałem prawić ani otrzymywać. Chciałbym dojść do porozumienia. Ustalić coś w sprawie, z którą przyszedłem.
– Zakładając, że wierzę w twoje dobre intencje i mam odrobinę chęci, aby pociągnąć za odpowiednie sznurki w tej sprawie, na co mogę liczyć z twojej strony?
– Na wszystko, co konieczne, w granicach zdrowego rozsądku.
– Na przykład?
– Boicie się postawić stopę w Naszych Lasach. Będą one bezpieczne dla wszystkich wędrowców. Obiecuję też nasze uznanie waszych praw, naszą nieagresję i wyrzeczenie się wszelkich powiązań z goblinami, artezjanami i trolami. W zależności od potrzeb i chęci współpracy, możemy też służyć władcom zaprzyjaźnionych krajów naszymi oczyma i uszami.
– A co w zamian za to?
– Pokój.
– To już powiedziałeś. Ale co jeszcze? Czego chcesz dla siebie, Czarny Wilku?
– Pokoju.
– No dobrze, a jakie korzyści będziesz z tego mieć?
– Będę żyć w pokoju. Nie będę martwić się o to, że dookoła moich ziem żyją sami wrogowie. Myślisz, że chcę korzyści majątkowych albo społecznych dla siebie? Jestem wilkiem i jestem człowiekiem. Zatem w połowie jednym i w połowie drugim. Może i wy, ludzie, nie robicie niczego z dobrego serca, ale my potrafimy być bezinteresowni. Zabijamy zwierzynę, bo jesteśmy wilkami, to znaczy drapieżnikami, ale czynimy to w zgodzie z naturą. Pragnienie złota nie leży w naszej naturze. Pragniemy drzew, lasów, terytorium. Chcę tylko spokoju dla Naszych Lasów. Dla wilka jego terytorium jest święte, a jego obrona jest pierwszą i nadrzędną rzeczą. Nie będziemy natarczywie domagać się praw na waszych ziemiach, bo nie są one nam potrzebne do szczęścia. Mamy swój dom. Po prostu chcemy się w nim czuć bezpiecznie. A wam możemy obiecać bezpieczeństwo dla każdego, kto będzie czynić nieszkodliwe przejście przez Nasze Lasy. Tak to nazywacie w waszym prawie, czyż nie? „Nieszkodliwy przepływ” jest wtedy, kiedy okręt przepływa przez obce terytorium w prostej linii, nie mając wrogich zamiarów.
– Tak to się nazywa.
– Nie domagam się żadnej odpowiedzi od ciebie tu i teraz. Proszę cię o przemyślenie tego, co powiedziałem.
– Nigdy nie odmawiam nikomu, kto dąży do pokoju, ale ponieważ jestem szczery, winien ci jestem wyjaśnienia. Nie pójdę do króla Ardulonii czy do jakiegokolwiek innego monarchy i nie powiem mu, żeby zaczął myśleć o pokoju z wami, bo straciłbym posłuch. Musimy poczekać na okazję, która pozwoli… hmm… wziąć was pod uwagę. Okazja może nadarzyć się jutro, może pojutrze, za miesiąc… a może za dziesięć lat… a może za dziesięć dekad. I wiedz, że wiele pokoleń wszystkich ras przeżyłem…. Mówią, że czas leczy rany… Nie… Najlepsza jest śmierć. Aby o was i waszych krzywdach zapomniano, najlepiej jak umrą wszyscy, którym krzywdę wyrządziliście. Ale nie mówię o zabijaniu ich, bo wtedy zapamiętają krzywdę ich dzieci… Musi minąć kilka pokoleń, aż pojawią się takie, które nie będą pamiętały zaznanych od was krzywd.
– Rozumiem.
– Chciałeś zacząć od dziś? W porządku. Zatem od dziś musicie podejmować próby nawiązania pokojowych stosunków ze wszystkimi. Unikajcie konfliktów i nie dawajcie się prowokować. Wszelkie pogłoski o zatargach z wilczanami muszą przejść do historii.
– Rozumiem. Jestem na to gotowy.
– Ty tak… A twoi pobratymcy?
– Jesteśmy gotowi wszyscy.
– Obyście byli i obyście realizowali to, do czego się teraz zobowiązujecie. Jeżeli masz pośród swoich kogokolwiek, kto mógłby wystąpić przeciwko twoim ideom i mieć zatargi z ludźmi, ardulami czy elfami, rozważ jego „ostudzenie”. Jedna czarna owca w stadzie może pokrzyżować wasze szczytne cele, Czarny Wilku. Jak nie dziś, to za dwadzieścia lat. I mówię ci raz jeszcze… To będzie trwać pokolenia.
– O nasze stado pozwól zadbać nam. Ty zajmij się swoim.
– W swoim czasie.
– Wypatruj zatem okazji.
– Tak jak ty wypatrywałeś mnie – mruknął Judi-Kahn, wodząc oczami po lesie, gdzie wśród drzew dostrzegał obserwujące go wilki.
– Wybacz sposób, w jaki cię szukaliśmy. Nie chciałem wzbudzić w tobie złości ani strachu.
– Nie boję się – zapewnił zdecydowanym tonem Judi-Kahn.
Shakalan zrobił krok, aby zbliżyć się do Czarodzieja i wyciągnąwszy rękę spytał:
– Rozejm?
Judi-Kahn pokiwał głową i rzekł:
– Warto spróbować.