
Witam, po pewnej przerwie wracam do prac nad główną powieścią. Poniżej prezentuje poprawiony i przeredagowany pierwszy rozdział – wstęp do całej historii .
Zapraszam do komentowania !
Witam, po pewnej przerwie wracam do prac nad główną powieścią. Poniżej prezentuje poprawiony i przeredagowany pierwszy rozdział – wstęp do całej historii .
Zapraszam do komentowania !
Północny szlak trzymał wysoko, długo i uparcie. Prowadził przez dzikie płaskowyże porośnięte kępami twardej tundrowej darni i niskich sosen, przez grzbiety wypłukane deszczami, gdzie skała odsłaniała swoje szare żyły. Wiatr niósł ze sobą chłód i zapach mokrego kamienia, a na wschodzie piętrzyły się Góry Sine – jak mur, którego nikt nigdy nie miał przekroczyć.
Niebo było blade, przypominało rozciągniętą płachtę wypłowiałego płótna. Ani pełnego światła, ani pełnego ciemności.
Charon szedł równym krokiem, płaszcz miał zapięty po szyję. Lata samotności wygładziły mu twarz, ale spojrzenie stwardniało. Niósł w sobie ciężar, którego nie chciał jeszcze nazwać. To nie było zmęczenie. To była świadomość.
Szlak nagle opadł. Kamienie ustąpiły miejsca ziemi, powietrze złagodniało. Pachniało tymiankiem, jałowcem i igliwiem rozgrzanym przez słońce. Dolina otwierała się szeroko, jak dłoń wyciągnięta w milczeniu.
Charon wyszedł zza skalnego uskoku i zastygł. Nie dlatego, że zabrakło mu tchu. Widok zrobił to za niego.
Tam, gdzie w dzieciństwie widział życie i światło, czekał cień.
Twierdza Rennen. Jego dom. Jego rodzina.
A teraz – ruina.
Ściany, niegdyś gładkie i jasne, wyglądały jak ciała po bitwie: poszarpane, osmolone, gdzieniegdzie zeszkliwione. Wieże, które sterczały ku niebu jak dłonie proszące o błogosławieństwo, leżały rozłupane. Dziedziniec, gdzie rozbrzmiewały miecze i śmiech nowicjuszy, przypominał amfiteatr gruzu. Nad wszystkim wisiała cisza tak gęsta, że bolały od niej uszy.
Charon przeszedł przez zwalony łuk bramy. Gdy dotknął dłonią kamienia, poczuł szorstkość i cienką warstwę szkliwa. W powietrzu unosił się słodki posmak ozonu – stary, wypłukany deszczem, ale wciąż obecny. Ślad mocy, której nie zostawiają zwykli magowie.
Kolana ugięły się same. Palce wbiły się w pył. Słowo, które wyszeptał, było bardziej oddechem niż głosem:
– Rennen…
Ciszę przerwał znajomy głos:
– Kiepski moment na łzy, przyjacielu.
Charon uniósł głowę. Z ruin wyszły dwie sylwetki.
Pierwszy – wysoki, z burzą blond włosów w kompletnym nieładzie. Oczy błyszczały mu figlarnie, choć pod tym błyskiem czaiła się ta sama rozpacz. Luźne, czerwone szaty wiatr niósł jak chorągiew. Jeffrey.
Drugi – niższy, o długich czarnych włosach związanych prostym rzemieniem. Twarz tak blada, że wyglądała jak maska, a spokój, który malował się na niej, był aż nienaturalny. Skórzany strój opinał jego sylwetkę. Tom.
– Jeffrey… Tom… – Charon poczuł, jak napięcie z barków ustępuje, a w piersi ściska się coś innego, ostrzejszego. – To naprawdę wy?
– Ciałem i, o dziwo, duchem – odparł Jeffrey, klepiąc go po ramieniu. – Choć przy tym, co tu widzę… duch trochę jakby mniej.
Tom nic nie odpowiedział. Uściskał Charona krótko i mocno. Jego oczy, ciemne i przenikliwe, mówiły więcej niż słowa. Skinął głową na zachód.
– Rozbiliśmy obóz na placu ćwiczebnym. Chodź.
Plac, gdzie kiedyś ćwiczyły setki uczniów, był teraz klepiskiem. Drewniane konstrukcje i tory przeszkód dawno rozebrano, a po arenie pozostały tylko zadeptane kontury. W kamiennym kręgu płonęło ognisko. Ogień nie grzał – tylko odpychał zmrok.
Usiedli trzej. Nie tak jak kiedyś, wśród śmiechu i gwaru, tylko w milczeniu. Patrzyli w płomienie. Żywica strzelała, polana jęczały pod ogniem.
Jeffrey odezwał się pierwszy.
– No więc… co wiemy?
– Mało – odparł Tom, powoli, jak zawsze. – To nie wygląda na grabież. To wygląda na wyrok.
Jeffrey prychnął.
– Jeśli chcieli zrównać wszystko z ziemią, to gratulacje. Wykonanie wzorowe.
– To nie było zwykłe zniszczenie – powiedział cicho Charon. – W kamieniach jest szkliwo. W powietrzu ozon. To ślad mocy, która nie należy do zwykłych magów.
Tom spojrzał na niego.
– Wiesz coś, czego my nie wiemy?
Charon zawahał się. Ogień pstryknął, jakby słuchał.
– Słyszeliście legendy o naturystach.
Jeffrey parsknął śmiechem.
– Dwóch magów rodzących się raz na tysiąc lat, z mocą większa niż bogowie. Bajeczki do kołyski.
– Jesteś tego pewien? – Tom zmrużył oczy. – Od kiedy tu jesteśmy, twoja aura jest nieprzenikniona. Zawsze byłeś silny, Charon. Teraz coś się zmieniło.
Charon wypuścił powietrze.
– Tak. – zawiesił głoś na chwilę. – Jestem naturystą.
Słowo spadło jak kamień. Jeffrey’owi zgasł uśmiech. Tom milczał, tylko mocniej wbił spojrzenie w przyjaciela.
– A gdzieś tam – dodał Charon – jest drugi. Jeśli on odpowiada za upadek Rennen, nie spocznie, póki mnie nie znajdzie.
– No to pięknie – mruknął Jeffrey. – Czekamy, aż sam zapuka, czy jak?
– Co to ma znaczyć – Tom, skupił całą swoją uwagę na przyjacielu. – Czemu on cię szuka?
– To długa historia – zawahał się Charon – Sam jeszcze nie do końca rozumiem … W każdym razie musimy coś postanowić. Podjąć jakieś kroki…
– Możemy też zostać tutaj, poczekać i po napawać się widokiem – rzucił Jeffrey trochę od niechcenia, jak to maił w zwyczaju.
– Nie czekamy – uciął Tom. Ton miał taki, że rozmowa mogła skończyć się w tym miejscu. – Jeżeli cel jest jasny, kierunek też.
Charon skinął.
– Znajdziemy ich. Tych, którzy zniszczyli Rennen. Tych, którzy zabrali nam dom. A kiedy ich znajdziemy…
– Zabijemy – dokończył Tom. Bez emocji, jakby recytował prawo natury.
Jeffrey tylko potargał sobie włosy i przytaknął. Po raz pierwszy jego żartobliwość nie sięgnęła oczu. I dobrze. To nie była chwila na śmiech.
Wiatr zaszumiał w sosnach. Płomienie zatańczyły. A trzej bracia siedzieli jeszcze długo w milczeniu, aż ogień stał się jedynym światłem w dolinie.
Dom przestał istnieć. Po latach osobnych dróg znowu byli razem. I to musiało wystarczyć.
– Możemy też zostać tutaj, poczekać i po napawać się widokiem – rzucił Jeffrey trochę od niechcenia, jak to maił w zwyczaju.
---> ponapawać
---> miał
Ciekawe wprowadzenie i dobrze napisane. Na portalu fragmenty nie cieszą się zbytnią popularnością. Zachęcam do opublikowania czegoś dłuższego i funkcjonującego jako całość. Jak najbardziej może to być wycinek z powieści, ale dobrze jest, gdy czytelnik orientuje się o co chodzi.
Mnie ciekawi, kim są magowie, dokąd zmierzają bracia, jest mnóstwo kwestii, których mogę się domyślać, ale to dlatego fragment z wieloma zagadkami, pozostanie jedynie odłamkiem i traci na tym.
Pozdrawiam