Wszedł do gospody, zapytał o wolny pokój. Gospodarz odpowiedział twierdząco. Morio zamówił sake i grę go. Karczmarz kiwnął głową, a młody mężczyzna poszedł w stronę wolnego stolika.
– Nie jest pan głodny? – zapytał karczmarz, podając sake i grę.
Morio pokręcił głową, zaczynając rozkładać kamyki na planszy.
Karczmarz spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, pierwszy raz widząc, żeby ktoś sam ze sobą grał w tę grę.
Młodzieniec łyknął odrobinę sake i zrobił pierwszy ruch białym kamyczkiem, nie zwracając uwagi na otoczenie. Bardzo skupiony nad każdym kolejnym, co jakiś czas popijając sake, grał w sobie tylko znanym celu.
W pewnym momencie do karczmy wszedł samuraj lub ronin. Zaraz koło niego pojawił się karczmarz.
– Przynieś sake – oznajmił donośnym tonem.
Karczmarz ukłonił się i zniknął na zapleczu, a po chwili do wojownika podeszła młoda kobieta.
Samuraj spojrzał na nią, uśmiechnął się, złapał za rękę i przyciągnął do siebie.
– Ładna z ciebie dziewczyna. Nie mów, że ten stary pryk to twój mąż?
– Panie, to mój ojciec – odpowiedziała drżącym głosem.
Samuraja to rozbawiło, siłą posadził ją koło siebie.
– Panie… tak nie można – wyszeptała, patrząc błagalnym wzrokiem na wojownika.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedział, próbując na siłę ją pocałować.
Dziewczyna zaczęła go odpychać. Niestety trwało to tylko chwilę. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i liznął w policzek. Potem wybuchnął śmiechem, uwalniając dziewczynę z uścisku.
Młodzieniec przerwał grę i spojrzał z niesmakiem na samuraja. Tamten to zauważył i ruszył w jego stronę.
– Grasz sam ze sobą?
Młody człowiek spojrzał na niego kątem oka i odpowiedział twierdząco:
– Tak, gram sam ze sobą.
– Skąd wiesz, co jesteś wart, kiedy nie masz przeciwnika? – stwierdził samuraj z szyderczym uśmieszkiem.
– Tak naprawdę, zmagamy się tylko ze sobą – odpowiedział spokojnym głosem, młody mężczyzna.
– A co byś powiedział, jak bym się do ciebie dosiadł i zagralibyśmy razem, o coś konkretnego. – Usiadł naprzeciwko, dalej szyderczo się uśmiechając.
– Hm… to chyba kiepski pomysł – stwierdził Morio, wpatrując się w planszę.
– Dlaczego? Czyżbyś się bał? – Samuraj chciał spojrzeć mu w oczy, ale młodzieniec odwrócił wzrok.
Wojownik rzucił na stół sakiewkę z pieniędzmi. Morio dalej nie odwracał wzroku.
– Czego się boisz, młody tchórzu? Masz jakieś imię?
– Morio – odpowiedział uświadamiając sobie, że tylko to pamiętał ze swego dzieciństwa.
– Nieważne, tak tylko pytałem, więc grasz, czy nie?
– A jeśli wygrasz, jakiej chcesz zapłaty?
– Ha, ha, ha… a co ty mi możesz dać gołodupcu? Kopnę cię w zad i tyle, ha, ha, ha…
Młody mężczyzna uśmiechnął się i zaprosił do gry.
– Kto gra ze mną szybko traci oddech. – Morio tym razem ze śmiertelną powagą, podniósł wzrok i spojrzał w oczy samurajowi.
Tamtego od razu coś sparaliżowało, patrzył na niego z przerażeniem, nie mogąc wydobyć ani słowa. Po chwili, trzymając się za pierś, upadł na podłogę.
Wszyscy w karczmie wstali i wpatrywali się z grozą, na leżącego wojownika.
Gospodarz podszedł do niego, sprawdził, czy oddycha. Pokręcił głową i zapytał ściszonym głosem:
– Co mu się stało?
– Stracił oddech, kiedy zobaczył, kim naprawdę jest – odpowiedział Morio, rzucając karczmarzowi woreczek z monetami.
– Nie mogę przyjąć tych pieniędzy – odpowiedział drżącym głosem karczmarz.
– Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytał obojętnie Morio.
– Co się stało? Dlaczego on… – Karczmarz był zszokowany tym, co przed chwilą zaszło.
– Zobaczył w moich oczach coś śmiertelnie przerażającego i padł martwy.
– Co to takiego było?
– On sam.
Karczmarz lekko się przeraził i o nic więcej już nie pytał.
– Panie, jak możemy się odwdzięczyć? – zapytała nieśmiałym głosem dziewczyna.
– Nie oczekuję wdzięczności, wierzę, że wasza historia będzie miała szczęśliwe zakończenie – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Następnie kiwnął na dwóch mężczyzn, stojących najbliżej ciała.
– Weźcie go stąd, powiadomcie kogo trzeba. Powiedzcie, że serce tego wojownika nie wytrzymało mego spojrzenia i skamieniało.
Tamci pospiesznie wynieśli ciało.
– To zbój panie, na usługach Tanaki, wszyscy się ucieszą, że odszedł w zaświaty – odezwał się jeden z pozostałych klientów karczmy.
– Nie interesuje mnie to, jutro już mnie tu nie będzie – odparł oschle Morio. Potem zwrócił się do dziewczyny:
– Prowadź mnie do pokoju.
Kiwnęła głową i poprosiła, by poszedł za nią.
Nazajutrz obudził się późnym rankiem i był głodny. Szybko się ubrał i wyszedł szukając karczmarza. Zobaczył dziewczynę krzątającą się koło paleniska.
– Czy macie coś do jedzenia?
– Tak panie, zaraz przygotuję.
Kiedy skończył, dziewczyna szybko podeszła do stołu i zapytała:
– Może czegoś jeszcze pan sobie życzy?
– Odrobinę sake.
Kiwnęła głową i poszła po trunek.
Postawiła na stole i nieśmiało spojrzała na jego twarz.
Młody człowiek odruchowo odwrócił głowę w drugą stronę.
– Dziewczyno, nie patrz mi w oczy!
Kiwnęła głową lekko przestraszona i ruszyła w stronę kuchni.
– Chwileczkę! – zawołał Morio. Nie chciał, żeby się go bała. Spojrzał na nią, delikatnie się uśmiechając.
– Wiesz… chodzi o twoje dobro, w moich oczach jest…
– Śmierć, każdy kto w nie spojrzy, zapewne widzi w nich to, co go najbardziej przeraża – powiedziała wchodząc mu w słowo.
Morio lekko znieruchomiał, sam nie miał pojęcia, co widzą ludzie, kiedy patrzy im prosto w oczy, a ta dziewczyna chyba bardzo trafnie to określiła.
– Hm… nie wiem, skąd o tym wiesz i chyba masz rację. Więc lepiej nie kusić losu.
– Musiało pana kiedyś dotknąć jakieś zło. Siła nieczysta nie opanowała pana duszy, ale zostawiła coś…
– Nie wiem, nie pamiętam swego dzieciństwa, odkąd sięgam pamięcią, włóczę się po kraju. Czasami zatrudniam się u kogoś, kto ma problem z bandytami, sowicie mnie wynagradzają i mam za co żyć. No i tak wędruję, próbując się czegoś o sobie dowiedzieć. Niestety, do tej pory nikt nie był w stanie mi pomóc.
Spojrzał na jej twarz, była jeszcze bardzo dziewczęca, ale w głosie dała się słyszeć dojrzałość, mądrej kobiety.
– Słyszał pan o jeziorze, które nazywają Zwierciadłem Duszy?
– Nie.
– Ludzie różnie o nim mówią, jedni, że to legenda, inni, że istnieje naprawdę. Kto do niego dotrze i się w nim zanurzy, pozna swoją prawdziwą naturę.
– Zapewne jest gdzieś w górach i trudno tam trafić – powiedział z lekką nutą ironii.
– Ponoć nie, wystarczy iść głównym traktem, prowadzącym na szczyt, któremu nikt jeszcze nie nadał nazwy.
Morio trochę się zamyślił. – Nikt jeszcze stamtąd nie wrócił? – Zapewne tego szukał od wielu lat.
– Bardzo dziękuję za to, co mi powiedziałaś. Postaram się tam dotrzeć, jeżeli to legenda, trudno i tak tylko wędruję, więc niczego nie tracę.
– Nie wiem, czy odnajdziesz tam prawdę, trochę żałuję, że powiedziałam ci o tym jeziorze. Nie chciałabym, by przytrafiło ci się coś złego.
– Nie martw się o mnie, zapewne to legenda, ale ja jestem w ciągłej podróży. Po prostu nowy kierunek. – Ukłonił się i ruszył w stronę kolejnego wyzwania.
Był już daleko za miastem, szedł krętą ścieżką prowadzącą w góry. Po obu jej stronach rosły smukłe sosny, kołysane delikatnym wiatrem. Krajobraz łagodny, pełen stonowanej zieleni i jasnego brązu. W pewnym momencie usłyszał przerażający krzyk, a właściwie okrzyk. Morio zastygł w bezruchu, po chwili przyspieszył kroku, przeszedł przez małą gęstwinę, za którą rozpościerała się duża polana. Na jej środku siedział w pozycji lotosu jakiś starzec z przepaską na oczach. W pewnym momencie, w uszach Morio pojawił się, jakiś nieznośny szum, przeobrażający się w głos. Uderzył stanowczym tonem: Jak śmiesz zakłócać mój spokój?
Morio osunął się na kolana, przyciskając dłonie do uszu. Chwilę potem poczuł, że ostry dźwięk rozrywa go od środka. Zaczął mocno wciągać powietrze, aż doznał wrażenia, że wszystko co na zewnątrz i wewnątrz stało się głębokim wdechem i wydechem. Niebawem stopniowo zaczął go spłycać, świat wrócił do poprzedniej formy. Kolejny okrzyk nie zrobił na nim już żadnego wrażenia. Szedł pewnym krokiem w stronę starca.
– Witaj, młody człowieku, widzę, że niecodzienny z ciebie zjadacz ryżu – odezwał się starzec, słysząc zbliżającego się mężczyznę.
– Zgadza się, codzienny nie przeżyłby tych zewnętrznych i wewnętrznych atrakcji. Potrafisz wyzwolić z siebie niszczycielską moc. – Morio zatrzymał się przed siedzącym w bezpiecznej dla siebie odległości, nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia.
– Nie musisz się mnie obawiać bardziej niż innych ludzi. Oni też hodują w sobie wiele zła. Wyzwalają je inaczej. Czasem jest ono przykryte życzliwym uśmiechem, dobrym słowem. Oswajają swą ofiarę, a potem…
– Zapewne masz rację, być może sam doświadczyłeś czegoś takiego.
– Zgadza się, kiedyś byłem samurajem, służyłem swemu panu całym sercem i byłem gotów oddać za niego życie. Niestety to on mnie zdradził. Kiedy zobaczył moją żonę, od razu jej zapragnął. Kilka razy składał jej propozycje, by została jego kochanką. Kiedy odmówiła, wysłał mnie z misją na pewną śmierć, ale przeżyłem. Gdy wróciłem, moja żona już nie żyła, wolała się zabić, a ja uciekłem i obiecałem zemstę. Niestety mój były pan miesiąc później zginął w bitwie, przeszyty strzałą. Czułem się bardzo niespełniony. Chciałem go zabić osobiście, a potem popełnić seppuku, jak przystało na samuraja. Niestety nie było mi to dane. Zacząłem wędrować i szukać swego przeznaczenia, no i znalazłem je tutaj.
– Rozumiem, a czy słyszałeś o jeziorze zwanym Zwierciadłem Duszy?
– Tak, poszukiwałem go, zapewne jak ty teraz.
– No i?
– Jestem tutaj, a ty podążaj dalej, może uda ci się zobaczyć to, co ja ujrzałem.
– Widzieć, to w twoim przypadku chyba niemożliwe.
– Nie, mam dobry wzrok – powiedział ściągając opaskę.
– Więc dlaczego zasłaniasz oczy?
– Bo w ciemności widać wyraźnie to, co istotne, rzeczywistość dociera do zmysłów taka, jaka jest naprawdę. Światło wszystko zniekształca, nie pozwala należycie się skupić na istocie rzeczy.
– Chyba masz rację – stwierdził nieco zamyślony Morio, potem ukłonił się na pożegnanie, mówiąc:
– Pójdę już, mam nadzieje, że nic gorszego niż ty, nie będzie czekało na mojej drodze.
– Ha, ha, ha… nadzieja matką głupich, ale lepiej być głupim z nadzieją niż beznadziejnie głupim. Żegnaj młody człowieku, oby szczęście cię nie opuszczało.
Idąc dalej, ciągle myślał o tym, co mu się przed chwilą przydarzyło. Miał sporo szczęścia, w ostatniej chwili zorientował się, co ma robić. Nie ulegać panice, mieć czysty umysł, to podstawa, by przeżyć takie spotkanie.
W pewnym momencie dostrzegł pole i jakiegoś starca kopiącego motyką. Nie było innej drogi, musiał przez nie przejść. Zapewne nie będzie to takie proste – pomyślał.
Starzec dostrzegł go, uśmiechnął się, nic nie mówiąc. Morio spojrzał na niego życzliwym wzrokiem i szedł dalej. W pewnym momencie z ziemi wydobył się ogromny wąż. Młodzieniec na jego widok zaczął uciekać, ale wąż w jakiś przedziwny sposób, dogonił go i oplótł ciałem. Zaczął coraz mocniej ściskać. Morio czuł, że zaraz straci oddech, i kiedy wąż chciał zapleść się wokół szyi, resztką sił złapał go za łeb i spojrzał w oczy. Bestia momentalnie zniknęła. Morio siedział na polu ciężko dysząc, nagle usłyszał tętent kopyt, podniósł wzrok, jego oczom ukazał się ogromny byk. Poderwał się na równe nogi. Zdążył go złapać za rogi, ale dzika bestia jednym ruchem głowy sprawiła, że przeleciał przez nią jak sucha kłoda. Słyszał, jak byk przygotowuje się do kolejnego ataku. Resztką sił podniósł się z ziemi, nie był w stanie w jakikolwiek sposób się bronić i w tym momencie stwierdził, że to iluzja. Byk pędził w jego stronę, a on zaczął się śmiać z samego siebie. Kiedy bestia była tuż przed nim, zniknęła jak poprzednia.
– Witam cię, dzielny młodzieńcze – powiedział starzec do Moria.
– Witam cię również, jak zdążyłem zauważyć, hodujesz na tym polu bardzo niebezpieczne omamy.
– Uprawiam to pole od bardzo dawna, nigdy nie wiem, co na nim wyrośnie. Tu zagrzebana jest niejedna ludzka świadomość, która nie wiadomo, co kryła w swoim środku.
– Teraz rozumiem, dlaczego ten świat jest taki zły.
– Zło wyrasta bardzo szybko, nie trzeba o nie dbać, doglądać, dojrzewa samo, dzięki naszym lękom. To iluzja, tworzymy ją, wierzymy w nią, aż w końcu staje się bogiem.
– Masz rację, a co trzeba, by wyrosło coś dobrego?
– Potrzeba dużo uwagi i poświęcenia. A i to może okazać się niewystarczające. Kiedy byłem w twoim wieku, uprawiałem soję i ryż. Mieszkałem jeszcze z ojcem i matką, ale spotykałem się z dziewczyną z mojej wioski. Niestety pewnego dnia jakaś banda puściła wioskę z dymem, mordując wszystkich, którzy tam byli. Ja wtedy zbierałem w lesie jagody, kiedy wróciłem, wszystko co kochałem, zamieniło się w popiół. Od tego momentu pragnąłem tylko zemsty, niestety zwykły chłop niewiele może, żaden z niego wojownik. Więc zatrudniałem się w różnych zajazdach jako pomocnik kucharza. Zacząłem interesować się wszelkimi roślinami, szczególnie tymi trującymi, no i pomyślałem o zemście. Dodawałem przeróżne trucizny każdemu mężczyźnie noszącemu miecze. W końcu musiałem uciekać, bo zbyt dużo trupów zostawiałem za sobą. No i zawędrowałem tutaj. Do ziemi przeklętej. Uprawiam ją i nigdy nie wiem jakie zło z niej wyrośnie.
– Rozumiem, los nie był dla ciebie łaskawy, zemsta stała się obsesją, a ten skrawek ziemi jest twoim spełnieniem.
– Tak się stało, ale nie chciałem tego.
– A o jeziorze, zwanym Zwierciadłem Duszy, słyszałeś?
– Tak, też go poszukiwałem.
– I?
– Znalazłem i…
– Więc ono istnieje? Czy to prawda co o nim mówią, że…
– Musisz sam się przekonać, ono może cię pochłonąć i staniesz się głodnym duchem.
– Co to znaczy?
– A dlaczego go poszukujesz?
– Bo chcę się dowiedzieć, kim tak naprawdę jestem. Nie pamiętam swoich rodziców, skąd pochodzę
– A jak się okaże, że prawda, którą poznasz, nie spodoba ci się? I zapragniesz tego, co ja?
– Będę musiał się z nią zmierzyć, bez względu na to, jaka jest.
– No to życzę powodzenia.
Morio ukłonił się i ruszył dalej.
Szedł przed siebie. Robiło się coraz chłodniej. Dotarł na jakiś niewysoki szczyt i jego oczom ukazał się dziwny widok. Jakby koryto po niewielkim jeziorze albo wręcz stawie. Bardzo go ten widok rozczarował. Zdawał sobie sprawę, że opowieść o jeziorze może być legendą, ale ten piach był obrazem kompletnej pustki, drogi donikąd.
Gdzieś za plecami usłyszał lekki szelest, odwrócił się i zauważył, że za krzakiem, kryje się jakaś postać.
– Wyjdź, nie bój się.
Zza krzaka wyszedł podrostek, od razu spuścił wzrok, widać było, że cały drżał.
– Co tu robisz?
– Wędruję przed siebie, uciekłem od mego wuja. Najmuję się do pracy, czasem za jedzenie, czasem ludzie dadzą kilka monet.
– Nie masz rodziców?
– Nie, moi rodzice zostali zamordowani. Ojciec był kupcem, dobrze nam się wiodło, ale pewnej nocy na nasz dom napadła banda zbójów. Całą moją rodzinę zamordowali, tylko ja ocalałem.
– Ukryłeś się?
– Tak. Przygarnął mnie wuj, ale pewnego dnia dowiedziałem się, że to on stał za tym napadem na rodziców. Podzielili się zyskiem z grabieży mojego domu. Tej samej nocy podłożyłem ogień pod dom wuja. On sam zdążył z niego uciec, niestety niedaleko. Stałem ukryty za drzewem i wbiłem mu nóż prosto w serce. Spojrzał mi prosto w oczy, z ogromnym zdziwieniem. Ja coraz głębiej wbijałem nóż, w jego pierś. Jego wzrok był przerażający, demoniczny, ale nie ogarnął mnie strach, tylko ogromna wściekłość. Wyciągnąłem nóż z jego piersi i zacząłem wbijać go w każdą część ciała, nie wiem, ile zadałem mu ran. To zresztą nie miało znaczenia, on już nie żył, a ja nie mogłem opanować swego gniewu. Kiedy ochłonąłem, usłyszałem jakichś ludzi idących w moją stronę, zacząłem uciekać, próbowali mnie dogonić, byłem już bardzo zmęczony, czułem, że nie dam rady, odwróciłem się. Podbiegli do mnie, chcieli złapać za ręce. Spojrzałem jednemu z nich w oczy, a on zaczął się dusić, patrzył na mnie z przerażeniem i łapał oddech. W końcu padł na ziemię, drugi oszołomiony tym widokiem zamarł. Ja, zupełnie nie rozumiejąc, co się stało, poszedłem przed siebie.
– Kiedy to było?
– Dawno – krótko odpowiedział chłopak.
– Jesteś bardzo młodym człowiekiem, nie mogło być tak dawno – powiedział i odwrócił się, spoglądając na wyschnięte jezioro.
W pewnym momencie, jakaś siła pchnęła go w dół. To ten młody chłopak skoczył na niego. Wpadli jednak do wody. Zanurzali się coraz głębiej i głębiej. Morio czuł, że zaraz braknie mu powietrza, użył wszystkich sił, by zrzucić młodzieńca ze swych pleców, udało się, złapał go za kołnierz kimona, przyciągnął do siebie i spojrzał prosto w oczy. Odrzuciło go, w jego źrenicach zobaczył siebie, teraz wszystko sobie przypomniał. Chwilę potem, coś błysnęło ogromnym światłem, Morio odruchowo zamknął oczy. Kiedy je otworzył, wszystko zniknęło. Woda, młodzieniec, został tylko piach.
– Więc poznałem prawdę – powiedział do siebie.
Czuł jakiś dziwny niedosyt. To co spotkało go tego dnia, było magią, czymś niepojętym, jak on sam, szukający swojej tożsamości. Teraz, kiedy wszystkiego o sobie się dowiedział, nie miał pomysłu, co dalej? Zrozumiał, że najważniejsza jest droga. Był teraz wolny, ale…
Wrócił do miasteczka, postanowił odwiedzić dziewczynę, która powiedziała mu, o tym niesamowitym jeziorze, w które do teraz, nie jest w stanie uwierzyć.
– O!? widzę, że pan wrócił, czy odnalazł pan to jezioro?
– Tak i dowiedziałem się, kim jestem, to była bardzo trudna wyprawa, mogłem zginąć, ale się udało.
– No to musi być pan bardzo szczęśliwy, gratuluję.
– Nie, nie jestem szczęśliwy, co prawda nie mam teraz tego koszmarnego poczucia, że muszę, ale prawda jest gorzka i nic wielkiego z niej nie wynika.
Dziewczyna spojrzała na niego, podeszła bliżej, on odruchowo zrobił krok do tyłu.
Uśmiechnęła się.
– Nie ma w tobie już tego przerażającego chłodu, spojrzenie jest teraz ciepłe.
– Być może, ale to nie ma znaczenia.
– Ma, być może los chciał, byś jeszcze raz spojrzał na świat, tym razem życzliwym wzrokiem.
– Moja wędrówka nie ma już wielkiego sensu.
– Ma, do tej pory to on był twoim życiem. Teraz ty będziesz go sobie wyznaczał. Jesteś wolnym człowiekiem.
Spojrzał na nią i po chwili poczuł, jak jej słowa przeszywają go ze wszystkich stron. Teraz dopiero zrozumiał, że stał się zwykłym człowiekiem, pozbawionym nadprzyrodzonych mocy, ale wolnym, nareszcie wolnym…
Cześć Anaksymandrze!
Spodobała mi się ta w pół baśń, w pół przypowieść. Ma dwie części, które różnią się tempem i sposobem prowadzenia narracji. Chyba bardziej odpowiada mi ta pierwsza, gdy rzecz dzieje się w karczmie. Wszystko jest tam bardziej realne i plastyczne. Natomiast poszukiwanie jeziora to sztampowa opowieść drogi, niewiele w niej emocji.
Japoński anturaż niezbyt nachalny. Wyrastanie zła z pola – pomysłowe.
Jeśli chodzi o stronę techniczną opowiadania, to są tu powtórzenia i niekiedy przecinki źle stoją – ale da się to wygładzić.
Przeczytałam z przyjemnością. Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za komentarz.
Witam i gratuluję debiutu :]
Zgadzam się z chalbarczyk, że tekst wyraźnie dzieli się na dwie części.
Pierwsza część opowiadania, opisująca wydarzenia w karczmie, to klasyczne opowiadanie fantasy. I jest relatywnie w porządku, może dialogi nie są przesadnie naturalne, ale mamy konflikt, który sprawia, że chce się czytać i scena spełnia swoje zadanie, przedstawiając nam bohatera i służąc za jego “wezwanie do przygody”.
Druga niestety zupełnie mnie zawiodła. Morio spotyka trzech nieznajomych, którzy dzielą się z nim swoimi traumatycznymi historiami. Jest to po pierwsze nienaturalne – nie opowiadałbyś nowo poznanej osobie o tym, jak wujek zabił ci rodziców, a po drugie nieciekawe – wydarzenia przedstawiane z drugiej ręki, w formie relacji, zawsze mniej wciągają czytelnika. Może gdybym wiedział, że jesteśmy w konwencji legendo-przypowieści odebrałbym ten fragment inaczej, ale po pierwszej części czytelnik raczej nie może się tego spodziewać.
Jest tu też całkiem sporo błędów różnego rodzaju, niektóre wypisałem pod kreseczką.
Pozdrawiam serdecznie
Wszedł do gospody, zapytał o wolny pokój, kiedy gospodarz odpowiedział twierdząco, zamówił sake i grę „Go”.
– Ładna z ciebie dziewczyna, nie mów, że ten stary pryk to twój mąż?
Takie zdania IMO czytałoby się o wiele łatwiej, gdyby je podzielić kropkami na mniejsze.
W pewnym momencie do karczmy wszedł jakiś samuraj.
Chwilę potem jakiś ostry dźwięk, zaczął rozrywać go od środka.
To “jakiś” niczemu tu nie służy.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedział próbując na siłę ją pocałować.
Młoda dziewczyna zaczęła się z nim siłować. Niestety trwało to tylko chwilę. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i pocałował, a potem wybuchł śmiechem.
Odczułem to jako powtórzenia.
stwierdził wpatrując się w planszę, Morio
Raczej: “stwierdził Morio, wpatrując się w planszę”. Albo jeśli koniecznie chcesz to mieć jako wtrącenie, to przecinek przed “wpatrując”.
– Dlaczego? Czyżbyś się bał – Samuraj chciał spojrzeć mu w oczy, ale młodzieniec odwrócił wzrok.
Kropka na końcu wypowiedzi powinna być.
odpowiedział, uświadamiając sobie,
Po chwili, trzymając się za piersi, upadł na ziemię.
Wtrącenia należy każdorazowo z obu stron wydzielić przecinkami.
– Stracił oddech, jak zobaczył kim naprawdę jest – Morio odpowiedział, rzucając karczmarzowi woreczek z monetami.
“odpowiedział Morio”. Polecam poradnik zapisu dialogów.
– Chwileczkę! – zawołał Morio – Nie chciał, żeby się go bała. Spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając.
Drugi myślnik raczej powinien być kropką.
Kolejny okrzyk, nie zrobił na nim już żadnego wrażenia.
Nie stawia się przecinka między podmiotem a orzeczeniem.
nie miał pojęcia z kim mam do czynienia
“Miał” zamiast “mam”?
To co spotkało go dzisiejszego dnia było magią
Raczej “tego” dnia, bo piszesz w czasie przeszłym.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
Dzięki za komentarz, jeżeli chodzi o tzw. II cześć to jest to przypowieść taka w stylu japońskim, zupełnie nierzeczywista, iluzja rozmywa się tu z rzeczywistością, postacie nie wiadomo czy są fikcją czy osobami które nie poradziły sobie z “jeziorem” a ono jest też czymś, nie wiadomo czym, wnętrzem prawdziwego ja, podświadomością, tym czego najbardziej się boimy?. Na dalekim wschodzie to co się widzi to iluzja.
Za korektę dziękuję, w wolnej chwili poprawię.
A ja się wyłamię i powiem, że druga część podobała mi się bardziej. :P No bo cóż mamy w pierwszej – tajemniczy nieznajomy wbija do karczmy, ratuje dziewoję przed zboczeńcem i dostaje questa do wykonania, czyli w sumie podręcznikowe zawiązanie akcji w heroic fantasy. Technicznie też nie dowozi, przecinki szaleją, dialogi są mało naturalne i szczerze mówiąc nie rozumiem tego zabiegu z ukrywaniem imienia głównego bohatera tylko po to, żeby po chwili rzucić je od tak, mimochodem, w didaskaliach.
Japonia też z początku wydaje się tylko na doczepkę, po przeniesieniu akcji do Nibylandii i zamianie samuraja na zwykłego zbira nic by się nie zmieniło. Mam wątpliwości, czy Morio to sensowne japońskie imię – jakoś mi nie pasuje ta zbitka głosek (prędzej może Moryo, ale moryo to mityczny stwór podobny do królika…).
Młodzieniec przerwał grę i spojrzał z niesmakiem na samuraja, tamten to zauważył i ruszył w jego stronę.
Hm, w okresie, do którego nawiązujesz, samuraj mógł bezkarnie zabić człowieka o niższym statusie społecznym, jeśli poczuł się przez niego urażony. Jestem zdziwiony, że trup padł dopiero dwadzieścia linijek później. I w drugą stronę – nikt nie boi się zemsty feudała za zabicie jednego z jego podwładnych?
Druga część na szczęście jest bardziej sensowna, paradoksalnie dlatego, że odpuszczasz ,,realistyczne” tło i przenosisz się do sfery mitu/alegorii/czegośtam. Dobra, konkretnego przekazu nie próbowałem jakoś szczególnie zgłębić, ale klimat zdecydowanie przywodzi na myśl coś, co można by usłyszeć od jakiegoś starego mistrza zen (albo gawędziarza, nie wchodząc w filozofię). Nawet się zastanawiałem, czy nie czytam adaptacji jakiejś autentycznej japońskiej przypowieści, ale jeśli tak, to jej nie kojarzę. Gdyby nie ta pierwsza część (i błędy…), rozważałbym klika do Biblioteki, ale na razie przydałoby się jeszcze trochę szlifów. Tak że powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)
P.S. Jeszcze jedno:
zamówił sake i grę „Go”
Raczej bez cudzysłowu i z małej litery, od biedy kursywą (go). Gdyby zamówił warcaby, to napisałbyś ,,Warcaby”?
Z drugiej strony, bardzo mi się ten cytat, pewnie ułożony świadomie, bo nie sądzę, żeby taka fajna gra słów mogła wyjść przez przypadek:
Kto gra ze mną szybko traci oddech.
![]()
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Co do imienia Morio to w japońskim oznacza “ chłopca z lasu”. To rzadkie imię, ale moim zdaniem pasuje do tej opowiastki. Co do tego samuraja, to w tym przypadku jest to trochę umowna nazwa, bo dokładnie nie wiadomo czy to ronin, na usługach jakiegoś watażki, feudał czasem takimi ludźmi się posługiwał, ale raczej by się nie afiszował z taką znajomością. Co do zemsty feudała, czy jakiegoś watażki, to na pewno szukałby zemsty, ale kiedy dotarłoby do niego jak jego człowiek został zgładzony, to uważam, że raczej by się zastanowił czy warto. Natomiast dlaczego ten zbój od razu nie chciał go zabić? Nie wszyscy są tak gwałtowni, niektórzy zanim to zrobią lubią się czasem swoją potencjalną ofiarą pobawić, zwłaszcza, że Morio tylko spojrzał w jego stronę. To jednak nie jest takie istotne w tym opowiadaniu, ono jest krótkie i chciałem się skupić na głównej treści, czyli poszukiwaniu własnej tożsamości przez głównego bohatera, jest to trochę przypowieść napisana w takim trochę mieszanym stylu
Witaj. :)
Zachęcona Twoim komentarzem i wspomnieniem o tym opowiadaniu, przybywam. :)
Z kwestii technicznych wpadły mi w oko następujące fragmenty (to zawsze tylko sugestie, do przemyślenia):
Po chwili do wojownika przyszła młoda kobieta z butelką sake i kubkiem – brak kropki na końcu zdania lub brak jego części?
Młody człowiek spojrzał na niego kontem oka i odpowiedział twierdząco: – tu ortograf
Wyraz „samuraj” czasem piszesz małą, a czasem wielką literą – trzeba to ujednolicić, bo niepotrzebnie powstają kolejne błędy ortograficzne, np.:
W pewnym momencie do karczmy wszedł samuraj lub ronin.
– Skąd wiesz, co jesteś wart, kiedy nie masz przeciwnika? – stwierdził Samuraj z szyderczym uśmieszkiem.
– Tak naprawdę, zmagamy się tylko z sobą – odpowiedział spokojnym głosem, młody mężczyzna. – literówka – ze?
– A co byś powiedział, jak bym się do ciebie dosiadł i zagralibyśmy razem, o coś konkretnego. – czy to nie zdanie pytające?
Czyżbyś się bał. – i to także?
– Nieważne, tak tylko pytałem, więc grasz (przecinek?) czy nie?
– A jak wygrasz, jakiej chcesz zapłaty? – powtórzenie, może pierwsze zastąpić wyrazem: „jeśli/jeżeli”?
– Hahaha… a co ty mi możesz dać (przecinek przy Wołaczu?) gołodupcu, kopne cię w zad i tyle, hahaha… – literówka?
– Kto gra ze mną (przecinek?) szybko traci oddech.
– Tym razem ze śmiertelna powagą, Morio podniósł wzrok i spojrzał w oczy samurajowi. – literówka i zbędny przecinek?
Tamtego od razu coś sparaliżowało, patrzył na niego z przerażeniem, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Po chwili, trzymając się za piersi, upadł na ziemię.
Wszyscy w karczmie wstali i patrzyli z przerażeniem na to (przecinek?) co się stało. – powtórzenia?
– Stracił oddech, jak zobaczył (przecinek?) kim naprawdę jest – odpowiedział Morio , rzucając karczmarzowi woreczek z monetami. – zbędna spacja przed ostatnim przecinkiem?
– Nad czym się tak zastanawiasz? Zapytał obojętnie, Morio. – błędny zapis dialogu i zbędny przecinek?
– Co się stało, dlaczego on… – czy to nie zdanie pytające?
Karczmarz był zszokowany, tym co przed chwilą zaszło. – przecinek o wyraz dalej?
– Panie jak możemy się odwdzięczyć? – zapytała nieśmiałym głosem dziewczyna. – przecinek przy Wołaczu?
– Nie oczekuję wdzięczności, mam nadzieję, że wasza historia będzie miała szczęśliwe zakończenie. Zostaję tu do jutra i pragnąłbym ten czas spędzić w spokoju. Kiwnął na dwóch mężczyzn stojących najbliżej ciała. – błędny zapis dialogu i powtórzenie?
– To zbój panie na usługach Tanaki, wszyscy się ucieszą, że odszedł w zaświaty – odezwał się jeden z pozostałych klientów karczmy. – przecinki przy Wołaczu?
Kiwnęła głową i poprosiła (przecinek?) by poszedł za nią.
– Dziewczyno nie patrz mi w oczy! – przecinek przy Wołaczu?
Spojrzał na nią (przecinek?) delikatnie się uśmiechając.
– Hm… nie wiem (przecinek?) skąd o tym wiesz i chyba masz rację.
– Musiało pana kiedyś spotkać coś złego. Jakaś siła nieczysta nie opanowała pana duszy, ale zostawiła coś… – powtórzenie – celowe?
Spojrzał na jej twarz, była jeszcze bardzo dziewczęca, ale w jej głosie dała się słyszeć dojrzałość, mądrej kobiety. – powtórzenie i zbędny ostatni przecinek?
– Słyszałeś o jeziorze, które nazywają Zwierciadłem duszy? – Nieśmiało zapytała. – dość nietypowo, że nagle zaczęła do niego mówić na „ty”; nazwa jeziora powinna być wielkimi literami?; błędny zapis dialogu?
– Ponoć nie, wystarczy iść głównym traktem, który prowadzi na szczyt, któremu nikt jeszcze nie nadał nazwy. – powtórzenie?
– Bardzo dziękuję za to (przecinek?) co mi powiedziałaś. Czy to prawda (przecinek?) czy nie… to się okaże. – powtórzenie?
Krajobraz łagodny (przecinek?) pełen stonowanej zieleni i delikatnego brązu.
Morio zastygł w bezruchu, po chwili przyspieszył kroku, przeszedł przez małą gęstwinę, po której rozpościerała się duża polana. – za którą?
Na jej środku siedział w pozycji lotosu, jakiś starzec z przepaską na oczach. – zbędny przecinek?
Morio zaczął słyszeć jakiś nieznośny szum, z którego wydobył się głos, mówiący stanowczym tonem: Jak śmiesz zakłócać mój spokój. – czemu tak dziwnie?; czy słowa głosu to nie zdanie pytające?
Chwilę potem ostry dźwięk, zaczął rozrywać go od środka. – zbędny przecinek?
Zaczął głęboko oddychać, aż doznał wrażenia, że całe zewnątrz i wewnątrz stało się głębokim wdechem i wydechem. – zdanie niepoprawne składniowo, niezrozumiałe i ma powtórzenie?
– Witaj młody człowieku, widzę, że niecodzienny z ciebie zjadacz chleba – odezwał się starzec, słysząc zbliżającego się mężczyznę. – przecinek przy Wołaczu?
Morio zatrzymał się przed siedzącym w bezpiecznej dla siebie odległości, nie miał pojęcia (przecinek?) z kim miał do czynienia.
Niestety mój były pan, miesiąc później zginął w bitwie, przeszyty strzałą. – zbędny pierwszy przecinek?
– Więc, dlaczego zasłaniasz oczy? – zbędny przecinek?
– Bo w ciemności widać wyraźnie, to co istotne, rzeczywistość dociera do zmysłów taka, jaka jest naprawdę. – pierwszy przecinek o wyraz dalej?
– Chyba masz rację,
Pójdę już, mam nadzieje, że nic gorszego niż ty nie będzie czekało na mojej drodze.
– Hahaha… nadzieja matka głupich, ale lepiej być głupim z nadzieją niż beznadziejnie głupim, zegnaj młody człowieku, oby szczęście cię nie opuszczało. – zbędny zapis dialogu i literówka oraz brak przecinka przy Wołaczu?
Idąc dalej, ciągle myślał o tym, co mu się przed chwila przydarzyło, udało mu się ujść z życiem. – powtórzenie i literówka?
Miał sporo szczęścia, w ostatniej chwili zorientował się (przecinek?) co ma robić.
W pewnym momencie z ziemi wydobył się ogromny wąż. – czemu tak dziwnie?
Morio czuł, że zaraz straci oddech, kiedy wąż chciał zapleść się wokół jego szyi, resztką sił złapał go za łeb i spojrzał mu w oczy. Bestia w mgnieniu oka zniknęła. – powtórzenie?
Morio siedział na polu ciężko dysząc, nagle usłyszał tętent kopyt, podniósł wzrok, jego oczom ukazał się ogromny byk. Morio podniósł się na równe nogi. – powtórzenie?
Zdążył go złapać za rogi, ale dzika bestia jednym ruchem głowy, sprawiła, że przeleciał przez nią jak sucha kłoda. – zbędny przedostatni przecinek?
– Uprawiam to pole od bardzo dawna, nigdy nie wiem (przecinek?) co z niego wyrośnie.
Tu zagrzebana jest niejedna ludzka świadomość, która nie wiadomo (przecinek?) co kryła w swoim środku.
– Zło wyrasta bardzo szybko, nie trzeba o nie dbać, doglądać, dojrzewa samo, dzięki naszym lękom. To iluzja, tworzymy ją, wierzymy w nią, aż w końcu staje się Bogiem. – czy to znaczy, że według słów bohatera Bóg powstaje ze zła?
Niestety pewnego dnia, jakaś banda puściła wioskę z dymem, mordując wszystkich, którzy tam byli.
Niestety pewnego dnia, jakaś banda puściła wioskę z dymem, mordując wszystkich, którzy tam byli. – zbędny pierwszy przecinek?
Zacząłem interesować się wszelkimi roślinami, szczególnie tymi trującymi, no i zacząłem swoją zemstę. – powtórzenie?
Dodawałem przeróżne trucizny każdemu mężczyźnie noszącemu miecze. – czemu liczba mnoga?
Do ziemi przeklętej Uprawiam ją i nigdy nie wiem (przecinek?) jakie zło z niej wyrośnie. – brak kropki między zdaniami?
– A o jeziorze (przecinek?) zwanym Zwierciadłem duszy, słyszałeś?
Czy to prawda (przecinek?) co o nim mówią, że…
Bo chcę się dowiedzieć (przecinek?) kim tak naprawdę jestem.
– A jak się okaże, że prawda, którą poznasz (przecinek?) nie spodoba ci się? I zapragniesz tego (i tu?) co ja?
– Będę musiał się z nią zmierzyć, bez względu na to (i tu?) jaka jest.
Zdawał sobie sprawę, że opowieść o tym jeziorze może być legendą, ale ten piach był obrazem kompletnej pustki, drogi donikąd. – powtórzenie?; styl – dość dziwnie brzmi, że „piach był obrazem pustki”
Podzielili się zyskiem, z grabieży mojego domu. – zbędny przecinek?
Ja również patrzyłem mu prosto w oczy, coraz głębiej wbijając nóź w jego pierś. – literówka?
Jego wzrok był przerażający, jakby nie był człowiekiem tylko jakimś demonem, zobaczyłem w nich piekło, ale nie ogarnął mnie strach, tylko ogromna wściekłość. – błędna składnia – do czego odnosi się słowo: „nich”?
Jego wzrok był przerażający, jakby nie był człowiekiem tylko jakimś demonem, zobaczyłem w nich piekło, ale nie ogarnął mnie strach, tylko ogromna wściekłość. Wyciągnąłem nóż z jego piersi i zacząłem wbijać go w każdą część jego ciała, nie wiem, ile zadałem mu ran. – powtórzenia?
Podbiegli do mnie chcieli złapać za ręce. – brak przecinka?
Ja (przecinek?) zupełnie nie rozumiejąc, co się stało (i tu?) poszedłem przed siebie.
– Jesteś jeszcze chłopcem, nie mogło być tak dawno – powiedział i odwrócił się spoglądając na wyschnięte jezioro. – niejasne – kto to mówi?
W pewnym momencie, jakaś siła pchnęła go w dół. To ten młody chłopak skoczył na niego i obaj zaczęli spadać w dół. Wpadli jednak do wody. – – zbędny pierwszy przecinek i powtórzenia?
Morio czuł, że zaraz braknie mu powietrza, użył wszystkich sił (przecinek?) by zrzucić młodzieńca ze swych pleców, udało się, złapał go za kołnierz kimona, przyciągnął do siebie i spojrzał prosto w oczy. Odrzuciło go, w jego oczach zobaczył siebie, teraz wszystko sobie przypomniał, chwile potem coś błysnęło ogromnym światłem, Morio odruchowo zamknął oczy. – powtórzenia i literówka?
Kiedy je otworzył (przecinek?) wszystko zniknęło, woda, młodzieniec.
To (przecinek?) co spotkało go tego dnia, było magią, czymś niepojętym, jak on sam, szukający swojej tożsamości.
Teraz (przecinek?) kiedy wszystkiego o sobie się dowiedział, nie miał pomysłu na … co dalej. – brak części zdania?
Wrócił do miasteczka, postanowił, opowiedzieć wszystko, co mu się przydarzyło dziewczynie, która powiedziała mu o tym jeziorze, chciał jej podziękować. – zbędny drugi przecinek i powtórzenie?
– O!? widzę, że pan wrócił, czy odnalazł pan to jezioro? – wielką literą?; to ona znowu mówi mu per „pan”?
– Tak (przecinek?) i dowiedziałem się (przecinek?) kim jestem, to był bardzo trudna wyprawa, mogłem zginąć, ale się udało.– literówka?
– Nie ma w tobie już tego przerażającego chłodu, spojrzenie jest teraz ciepłe – a teraz znowu mówi do niego na „ty”? – te zmiany zachowania dziewczyny wydają mi się nienaturalne
Całość jest wciągająca, intryguje i zaciekawia, lecz odnoszę wrażenie, że stanowi jakby skrót, streszczenie obszerniejszej powieści, że jest to taki plan wszystkich wydarzeń i dialogów, które tak naprawdę zamierzałeś opisać w rozwinięciu.
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Nie, nie jest to skrót, to taka raczej przypowieść w japońskim klimacie.
Cóż, Anaksymandrze, miałeś pomysł na niezłą historię, ale opowiedziałeś ją w sposób dość oszczędny, przy okazji krzywdząc ją fatalnym wykonaniem, skutkiem czego „Tożsamości” nie czytało się najlepiej. A skoro do tej pory nie poprawiłaś błędów i usterek palcem wskazanych przez wcześniej czytających, uznałam, że szkoda mojego czasu na kolejną łapankę, która pewnie i tak do niczego Tobie się nie przyda.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Właśnie teraz poprawiłem, trochę tego było i jestem Bruce bardzo wdzięczny. A tak na marginesie, to nie zawsze jest czas, żeby tak od razu poprawiać. Nie rozumiem o co chodzi z tą łapanką?
Natomiast do pewnych rzeczy, brzmiących nienaturalnie, to odniosę się do tego jutro, bo dzisiaj już nie dam rady.
Anaksymandrze, “łapanką” nazywamy tu potocznie komentarze ze wskazaniem błędów. Po ich zamieszczeniu powinno się starać jak najszybciej usterki te poprawić, jeżeli oczywiście, jako Autorzy, zgadzamy się z nimi. Bez poprawienia narażamy kolejnych Czytelników na wypisywanie błędów i tak w kółko. Zamiast skupić się na fabule, Czytający ciągle muszą wypisywać błędy, a to nie daje niczego dobrego ocenie samej treści, bo ta schodzi na plan dalszy. :)
Co do naszych odczuć, możesz mieć jako Autor swoje zdanie, jak najbardziej, natomiast my jako Twoi Czytelnicy piszemy wyłącznie o naszych osobistych wrażeniach po lekturze testu. :) Każdy ma tutaj indywidualne podejście, z którym możesz się nie zgodzić. :) To jest tutaj naturalne i zdarza się bardzo często. :)
Natomiast decydując się na zamieszczenie opowiadania pełnego literówek i powtórzeń, a nawet ortografów, sam zdecydowałeś o tym, że potem do poprawy będzie tego tak dużo. Czasem warto tekst kilkakrotnie przejrzeć samemu, poprawić wszystko, co dostrzeżesz, posprawdzać w necie w słownikach, a dopiero potem go publikować. Wówczas usterek językowych na pewno będzie mniej i Czytelnicy będą mogli należycie skupić się tylko na treści. :) Nikt nie jest nieomylny, każdy z nas ma w swych tekstach błędy, lecz stara się je możliwie szybko poprawić samemu, przez publikowaniem. :) Praca nad tekstem zawsze wymaga czasu. :)
Pomocne na pewno będą dla Ciebie Poradniki z działu Publicystyka, z tego – o poprawnym zapisie myśli, dialogów oraz – autorstwa Drakainy – dla Nowicjuszy. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Dzięki za informacje, ale z tym natychmiastowym poprawianiem, to problem, bo nie zawsze jest czas, żeby od razu poprawiać. Rozumiem, że najlepiej najpierw samemu przeczytać kilka razy zanim się opublikuje. A co do niektórych niezrozumiałych zdań, to one wynikają z filozofii dalekiego wschodu, z różnych tamtejszych metafor np: forma jest pustką a pustka jest formą. Pewien mistrz karate powiedział do swego ucznia: Posłuchaj jak oddycha ziemia i zacznij oddychać w jej rytmie. Oczywiście mało kto się tym interesuje i trudno wymagać od czytelników rozumienia np: filozofii zen. No, ale te opowiastki, a raczej przypowieści staram pisać się w tym duchu.
I to Ci się chwali, Szanowny Autorze, ducha Wschodu widać tu doskonale. :)
Co do poprawiania na bieżąco, każdy z nas to wie, jak najbardziej, niemniej staramy się zawsze poprawić, ile tylko zdołamy, choćby przez wzgląd na kolejnych Czytelników. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. ;)
Pecunia non olet
Anaksymandrze, uwzględniłam Twoją „reklamację” i raz jeszcze zagłębiłam się w opowieść, tym razem nie żałując czasu na zrobienie łapanki. Pozostaję z nadzieją, że może się przyda.
Przypuszczam, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17.
…zrobił pierwszy ruch białym kamyczkiem, nie zwracając uwagi na otoczenie. Bardzo skupiony nad każdym ruchem, co jakiś czas… → A może w drugim zdaniu: Bardzo skupiony nad każdym kolejnym, co jakiś czas…
Karczmarz ukłonił się i poszedł po butelkę.
Po chwili do wojownika przyszła młoda kobieta… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Karczmarz ukłonił się i zniknął na zapleczu, a po chwili do wojownika podeszła młoda kobieta…
– Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedział próbując na siłę ją pocałować.
Młoda dziewczyna zaczęła się z nim siłować. → Nie brzmi to najlepiej. Zbędne dookreślenie – dziewczyna jest młoda z definicji, ponadto wcześnie już napisałeś, że jest młoda.
Proponuję: – Nie bój się, nic ci nie zrobię – powiedział, próbując na siłę ją pocałować.
Dziewczyna zaczęła go odpychać.
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i liznął językiem jej policzek. Potem wybuchł śmiechem, uwalniając ze swego uścisku dziewczynę. → Czy wszystkie zaimki są konieczne? Czy mógł liznąć nie używając języka? Czy, skoro sam przytrzymywał dziewczynę, mógł ja uwolnić z cudzego uścisku?
Proponuję: Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i liznął w policzek. Potem wybuchnął śmiechem, uwalniając dziewczynę z uścisku.
http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html
– Dlaczego? Czyżbyś się bał. – samuraj chciał spojrzeć mu w oczy, ale młodzieniec odwrócił wzrok. → Zamiast kropki po wypowiedzi powinien być pytajnik. Didaskalia wielką literą. Winno być:
– Dlaczego? Czyżbyś się bał? – Samuraj chciał spojrzeć mu w oczy, ale młodzieniec odwrócił wzrok.
Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.
– Hahaha… a co ty mi możesz dać gołodupcu? Kopnę cię w zad i tyle, hahaha… → – Ha, ha, ha… a co ty mi możesz dać gołodupcu? Kopnę cię w zad i tyle, ha, ha, ha…
…patrzył na niego z przerażeniem, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. → Zbędny zaimek – czy mógł próbować wydobyć słowo z kogoś innego?
Po chwili, trzymając się za piersi, upadł na ziemię. → Mężczyzna, jakkolwiek natura dała mu dwie piersi, chwyta się za jedną pierś/ tors, tak jak własną piersią (jedną) broni ojczyzny czy swojej rodziny. Rzecz dzieje się w karczmie, więc nie przypuszczam, aby tam było klepisko.
Proponuję: Po chwili, trzymając się za pierś, upadł na podłogę/ na tatami.
– Stracił oddech, jak zobaczył, kim naprawdę jest… → – Stracił oddech, kiedy zobaczył, kim naprawdę jest…
– Nie oczekuję wdzięczności, wierzę , że wasza historia będzie miała szczęśliwe zakończenie odpowiedział z lekkim uśmiechem. → Zbędna spacja przed drugim przecinkiem. Brak półpauzy oddzielającej wypowiedź od didaskaliów. Winno być:
– Nie oczekuję wdzięczności, wierzę, że wasza historia będzie miała szczęśliwe zakończenie – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Drugiego dnia obudził się późnym rankiem i był głodny. → Skoro obudził się drugiego dnia, to czy mam rozumieć, że jeden dzień przespał?
Proponuję: Nazajutrz obudził się późnym rankiem i był głodny.
Kiwnęła głową i poszła po trunek.
Położyła na stole i nieśmiało spojrzała na jego twarz. → Obawiam się, że z położonego naczynia trunek może się wylać.
Proponuję drugie zdanie: Postawiła na stole i nieśmiało spojrzała na jego twarz.
Kiwnęła głową lekko przestraszona i ruszała w stronę kuchni. → Literówka.
…powiedział z lekką nutą uroni. → Literówka.
…szedł krętą ścieżką prowadzącą w góry. Po obu stronach ścieżki stały smukłe sosny, po których falował delikatny wiatr. Krajobraz łagodny, pełen stonowanej zieleni i delikatnego brązu. → Powtórzenia. Czy wiatr na pewno falował?
Proponuję: …szedł krętą ścieżką prowadzącą w góry. Po obu jej stronach rosły smukłe sosny, lekko kołysane delikatnym wiatrem. Krajobraz łagodny, pełen stonowanej zieleni i jasnego brązu.
…w uszach Morio pojawił się, jakiś nieznośny szum, przeobrażający się głos. → Pewnie miało być: …w uszach Morio pojawił się, jakiś nieznośny szum, przeobrażający się w głos.
Chwilę potem ostry dźwięk zaczął rozrywać go od środka. Zaczął głęboko oddychać, aż doznał wrażenia, że całe zewnątrz i wewnątrz stało się głębokim wdechem i wydechem. Potem stopniowo zaczął spłycać oddech… → Sporo powtórzeń.
Proponuję: Chwilę potem poczuł, że ostry dźwięk rozrywa go od środka. Zaczął mocno wciągać powietrze, aż doznał wrażenia, że wszystko co na zewnątrz i wewnątrz stało się jednym wdechem i wydechem. Niebawem stopniowo zaczął go spłycać…
…widzę, że niecodzienny z ciebie zjadacz chleba – odezwał się starzec… → Skoro rzecz dzieje się w Japonii, to raczej: …widzę, że niecodzienny z ciebie zjadacz ryżu – odezwał się starzec…
Oswajają sobie swą ofiarę, a potem… → Wystarczy jeden zaimek.
Kiedy odmówiła, wysłał mnie z misją na pewną śmierć, ale przeżyłem. Moja żona już nie żyła… → A może: Kiedy odmówiła, wysłał mnie z misją na pewną śmierć, ale przeżyłem. Gdy wróciłem, moja żona już nie żyła…
…czy słyszałeś o jeziorze zwanym Zwierciadłem duszy? → …czy słyszałeś o jeziorze zwanym Zwierciadłem Duszy?
– Hahaha… nadzieja matką głupich… → – Ha, ha, ha… nadzieja matką głupich…
– Zapewne nie będzie to takie proste – pomyślał. ->Zbędna półpauza przed myśleniem.
Proponuję: Zapewne nie będzie to takie proste – pomyślał.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
…ale wąż jakiś przedziwny sposób, go dogonił i oplótł swym ciałem. → Zbędny zaimek – czy mógł opleść go cudzym ciałem?
Proponuję: …ale wąż w jakiś przedziwny sposób dogonił go i oplótł ciałem.
Morio czuł, że zaraz straci oddech, kiedy wąż chciał zapleść się wokół jego szyi, resztką sił złapał go za łeb i spojrzał mu w oczy. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
Może wystarczy: Morio czuł, że zaraz straci oddech i kiedy wąż chciał zapleść się wokół szyi, resztką sił złapał go za łeb i spojrzał w oczy.
…nigdy nie wiem, co z niego wyrośnie. → …nigdy nie wiem, co na nim wyrośnie.
…wierzymy w nią, aż w końcu staje się Bogiem. → …wierzymy w nią, aż w końcu staje się bogiem.
Zdaje mi się, że w dawnej Japonii wierzono w wielu bogów, ale nie w Boga.
Zza krzaka wyszedł nastoletni chłopak… → To słowo nie ma racji bytu w tym opowiadaniu, albowiem powstało w drugiej połowie XX wieku.
Proponuję: Zza krzaka wyszedł podrostek…
…czasem ludzie dadzą kilka groszy. → W dawnej Japonii znano grosze?
Nie wiem w jakim czasie dzieje się ta historia, ale chyba bezpieczniej będzie powiedzieć: …czasem ludzie dadzą kilka monet.
– Więc poznałem prawdę – powiedział do siebie. – Czuł jakiś dziwny niedosyt. […] Był teraz wolny, ale… → Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:
– Więc poznałem prawdę – powiedział do siebie.
Czuł jakiś dziwny niedosyt. […] Był teraz wolny, ale…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, za kolejną korektę, ale nie jestem w stanie tak od razu, dokonać poprawek, jak tylko znajdę chwilę to poprawię, no i żeby było jasne, zawsze jestem wdzięczny za korekty i zawsze poprawiam.
Bradzo proszę, Anaksymandrze. Miło mi, jeśli mogę się przydać.
…jak tylko znajdę chwilę to poprawię…
Rozumiem, że – jak wielu – cierpisz na deficyt czasu, więc nie ponaglam. Teraz wszystko już tylko w Twoich rękach. Powodzenia! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tym razem udało mi się w miarę szybko poprawić.
Dzięki za poświęcony czas i miłego wieczoru życzę.
Dziękuję i życzę, abyś często miał dużo wolnego czasu. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.