
– Dzień dobry, Marcin Jod, Pink Phone, w czym mogę pomóc? … Rozumiem … Tak, wygląda na to, że w państwa lokalizacji aktualnie występuje awaria … Oczywiście, ma pan rację, jednak …
Połączenie zostało przerwane.
Kolejny bezmyślny dureń strzela do posłańca. Gdybym tylko mógł powiedzieć … rozważania przerwał mu irytujący dźwięk zwiastujący kolejne połączenie.
– Dzień dobry, Marcin Jod, Pink Phone, w czym mogę pomóc? … Tak? … Rozumiem, już to sprawdzam… Dziękuję za cierpliwość – dodał po kilkunastu sekundach – już wszystko powinno działać. Może byłby pan zainteresowany…
Połączenie zostało przerwane.
Nie dadzą człowiekowi zarobić, ani nawet odbębnić formułki, a potem będzie chryja na kwartalnym, że się liczby nie zgadzają, pomyślał, przykładając czoło do zimnego blatu biurka.
Box, w którym siedział, był obity pianką wygłuszającą w firmowym kolorze: jaskrawym różu. Kolor pasował bardziej do firmy zajmującej się sprzedażą kosmetyków niż usług telekomunikacyjnych, ale to było tylko jego skromne zdanie, które niewiele znaczyło. Po całym dniu w tym otoczeniu człowiek radował się na widok naturalnej szarości świata.
Na piętrze stało jeden obok drugiego kilkadziesiąt identycznych stanowisk pracy. W późnych godzinach popołudniowych zajętych było zaledwie kilka z nich. Pracownicy wybierali biurka, tak aby być oddalonym od najbliższego sąsiada o kilka pustych boxów. W dzień piętro zamieniało się w różowe piekło, chociaż lepiej powiedzieć po prostu piekło, bo jeśli istnieje, to jest właśnie w tym kolorze. Setki głosów naraz mieszających się ze sobą w niesłychanej kakofonii. Słuchawki wydawane przez firmę nie tłumiły dźwięków wokoło, więc mówiło się coraz głośniej, co powodowało efekt domina. W czasie największego ruchu prawie wszyscy krzyczeli. Prawie wszyscy, bo niektórzy mieli własne słuchawki, tak jak Marcin.
Leżał z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w szum płynącej krwi pulsującej rytmicznie w uszach. Jeszcze tylko parę godzin, pomyślał. Wielkie słuchawki zakrywały prawie cały bok głowy. Świadomość już go niemalże opuściła, gdy rozległ się przeszywający mózg sygnał przychodzącego połączenia. Gdy otworzył oczy, poraził go również wszechobecny róż.
– Dzień dobry, Marcin Jod, Pink Phone, w czym mogę pomóc – powiedział automatycznie, pocierając zaciśniętymi pięściami oczy. Nikt nie odpowiadał, ale o tej godzinie to normalne. Czasem ktoś zadzwoni przez przypadek, a czasem jakiś wariat po prostu się nudzi i wydzwania. Marcin spojrzał na ekran. Coś było nie tak.
Zamiast zobaczyć na monitorze dane klienta, usługi i statystyki, zobaczył obraz z kamery. Wyglądało to jak pokój dziecka. Chyba dziewczynki, wydedukował. Dom dla lalek, setki pluszowych zwierząt. Dedukcja nie była wcale potrzebna. Na środku pokoju, wsparta łokciami o łóżko, klęczała mała blondynka. W pierwszej kolejności trudno było ją dostrzec, piżama małej niemalże zlewała się z tłem, jaki stanowiła różowa ściana za łóżkiem. Znowu ten róż. Ręce miała złożone jak do modlitwy.
Marcin usiłował wyłączyć obraz, ale nigdzie nie było przycisku, który by na to pozwolił. Obawiał się, że ktoś może zobaczyć co jest na jego monitorze. Ewidentnie nie wygląda to jak praca. Rozejrzał się dookoła. Biuro jakby przyciemniało. Świetlówki na dalszych krańcach sali były zgaszone. Nawet światło monitora nie oświetlało niczyjej twarzy. To niepokojące. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek był tu sam.
– Panie Boże – powiedziała, a Marcin aż podskoczył na obrotowym fotelu, który zamortyzował ten ruch – proszę, spraw żeby mój kotek Puszek do mnie wrócił. Bardzo za nim tęsknie. On był naprawdę dobrym kotkiem, nikomu nie dokuczał i zawsze się ze mną bawił. Ojcze nasz …
Siedział z otwartymi oczami wsłuchując się w modlitwę. Na dole ekranu wyświetliły się dwa pulsujące przyciski. Zielony z „fajką” i czerwony z białym iksem. Próbował przyciskać kombinacje klawiszy zamykającą aplikację.
Brak reakcji.
– To jakiś żart? – ściągnął słuchawki i wstał. Zupełna cisza. Nie było nikogo.
Dziewczynka skończyła Ojcze Nasz i zaczęła odmawiać Zdrowaś Maryjo. To pewnie sen, pomyślał. A co mi tam. Wcisnął zielony przycisk. Prostokąt z opcjami wyboru zniknął.
– I błogosławiony owoc … – przerwała i przychyliła głowę, jakby nasłuchiwała po czym wstała. Przycisnęła głowę do zamkniętych drzwi. Otworzyła je powoli. Nie chciała nikogo obudzić. Na palcach wyszła z pokoju. Pochylił się nad ekranem jakby to miało mu pomóc lepiej słyszeć. Klepnął się w czoło po czym przekręcił pokrętło na słuchawkach zwiększając głośność do maksymalnego poziomu. Zmrużył oczy, jakby to miało jeszcze bardziej poprawić głośność. Usłyszał ciche miałczenie.
– Puszek – wyszeptała i na palcach zbiegła po schodach zupełnie bezgłośnie w ciemności. Nie kłopotała się z zakładaniem kurtki ani butów pomimo panującego na zewnątrz styczniowego mrozu. Bardzo powoli przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi.
Marcin zastanawiał się jak to jest możliwe, że ciągle ją widzi. Kamera w pokoju jeszcze miała jakieś uzasadnienie, ale on oglądał całą sytuację jak film, zupełnie jakby kamera śledziła dziewczynkę. A może nie było żadnej kamery…
Widział obrys małej na tle trawnika pokrytego warstwą białego puchu. W jednym miejscu zionęła niewielka, ciemna dziura w ziemi. Obok niej leżało odwrócone do góry nogami wieko pudełka po butach. Z dziury w stronę drzwi prowadziło kilka śladów, które zostawił nie kto inny jak Puszek. Miałczał cicho, jakby ochryple i człapał w stronę swojej właścicielki. Po twarzy małej spływają łzy szczęścia. Nie odważyła się wyjść na śnieg, żeby powitać pupila. Wyciągnęła do niego ręce i szeptem przywoływała do siebie.
– O cholera – powiedział na głos do mikrofonu. Najwyraźniej go nie słyszała, bo jego słowa nie wywołały żadnej reakcji. Pochylił się jeszcze bardziej do ekranu. Kot miał może pięć centymetrów na monitorze, ale to wystarczyło, żeby zauważył, że coś jest z nim nie tak.
Kot – pudełko – ziemia – modlitwa.
Cholerny kot nie uciekł tylko zdechł, z jego nienaturalnie otwartego pyszczka kapała czarna krew.
Uciekaj!
Było za późno.
Puszek, albo to czym teraz się stała jego cielesna powłoka, podszedł do drzwi i zasyczał, jednocześnie wydając z siebie dziwny bulgot. Najwidoczniej małej to nie przeszkadzało, albo nie zwróciła uwagi na przemianę futrzaka. Radość z odzyskania przyjaciela była zbyt silna. Kucnęła, żeby porwać ukochane zwierzątko w ramiona. Kolejny głośny syk i skok. Kocur ugryzł ją w przedramię tuż przy łokciu, po czym uciekł kulejąc. Pozostawiał za sobą szlak czarnych kropek na śniegu i ślady łap. Dziewczynka była w takim szoku, że nawet nie krzyknęła. Wstała raptownie. Zdziwiona wpatrywała się w rękaw różowej piżamki we flamingi, która zmieniała barwę na burgundowy wokoło trzech rozdarć.
Marcin miał wrażenie, że jego serce uderza tysiąc razy na minutę. Na czoło wystąpiły mu wielkie krople potu pomimo chłodu w biurze. Co się właśnie stało? Znowu wstał rozglądając się dookoła w poszukiwaniu żartownisia, który zaaranżował cały ten spektakl.
Nie zobaczył nikogo.
Gdy ponownie usiadł, na ekranie nie było już dziewczynki, wszystko wróciło do normy. Sala nadal była pogrążona w mroku. Może to jakieś testy firmy? Sprawdzają reakcję na nietypowe sytuacje, albo to jakiś atak hakera? Nie doszedł do sensownego wniosku. Na ekranie wyświetlił się komunikat o tym, że powinien iść na przerwę. Chwalmy pana alleluja! Może to wszystko tylko mi się wydawało? Pewnie tak, to pewnie przemęczenie. Kawa. Kawa jest tym czego teraz potrzebuję, stwierdził nie do końca przekonany. Poszedł do jadalni.
Ekspres rzęził mieląc kawę. Sam zapach świeżo mielonych ziaren dodawał energii i przywracał wiarę w to, że dziwne rzeczy na ekranie były tylko mało śmiesznym żartem, albo snem. Jak wytłumaczyć to, że widział całą scenę, jakby była nagranym filmem? Otóż najprostsze wytłumaczenia są najlepsze. To po prostu był film. Pewnie jeden z tych interaktywnych, gdzie możesz podjąć decyzję, co ma się stać z bohaterami i to wszystko. Tylko dlaczego był wyświetlanym w pracy? A co to za różnica, w pracy czy nie. Pewnie firma podpisała umowy z jakąś wytwórnią gier czy filmów i testują to na nieświadomych pracownikach. Na pewno wszystko nagrało się ukrytą kamerą. Będą mieli niezły materiał, pomyślał i zaśmiał się w duchu. Połowa zmiany już minęła. Będzie trzeba w ten weekend porządnie odpocząć.
Zjadł dwie kanapki popijając je kawą, a drugi parujący kubek przyniósł do komputera. To wbrew przepisom firmy, ale kogo to obchodzi na drugiej zmianie? Kierownicy siedzą w robocie tylko do siedemnastej, więc nikt mu nie zwróci uwagi, że może potencjalnie wylać kawę na drogocenną klawiaturę wątpliwej jakości, która hałasuje gorzej niż maszyna do pisania z dziewiętnastego wieku.
Na monitorze wyświetlało się logo przypominające różową piłkę z literami „PP” na środku. Odbijała się gdy dotarła do krawędzi ekranu. Poruszył myszką nerwowo i powoli wpisał hasło odblokowujące komputer. Gdy nacisnął „zaloguj” jego serce na chwilę przestało bić. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Stary dobry system CRM wyświetlał puste rubryki, oczekując na połączenie, aby je wypełnić szeregami znaków. Pierwszy raz w życiu cieszę się, że widzę to gówno – pomyślał rozbawiony.
Przez następną godzinę był spokój. Zegarek na komputerze wskazywał dwudziestą drugą. Przy dobrych wiatrach nikt już nie zadzwoni. Ułożył się na tyle wygodnie, na ile to było możliwe, na wątpliwej jakości krześle biurowym, odchylił się do tyłu i wyciągnął nogi na blat. Kota nie ma i tak dalej. Wyciągnął telefon i zaczął grać w prostą grę łamigłówkę, gdzie zbiera się punkty przez ułożenie paru kulek takiego samego koloru w rzędzie. Jeszcze tylko godzina.
Już miał zdobyć bonus specjalny za ułożenie dwunastu kulek w grupie, gdy słuchawki eksplodowały mu do ucha sygnałem przychodzącego połączenia. Kurwa, zapomniałem ściszyć, ta myśl przemknęła przez jego głowę jak błyskawica, gdy zdzierając nogi z blatu biurka strącił kubek z niedopitą kawą. Cała jego zawartość rozlała się wprost na klawiaturę i myszkę. Oczywiście, że tak.
Zamarł w bezruchu. Na ekranie, zamiast wypełnionego danymi systemu, pojawił się obraz jak z kamery, pod którym wpisane w prostokąt widniały przyciski fajki i iksa. Przełknął ślinę. Kobieta klęczała w pozycji identycznej jak wcześniej dziewczynka. Łokcie na łóżku, głowę opierała na dłoniach splecionych tak mocno, że aż poczerwieniały. Miała zamknięte oczy.
– Boże, proszę niech ona nie umrze, błagam. Zrobię wszystko. Mam tylko ją. Już nigdy nie spuszczę jej z oka. – Łzy spływały po policzkach całymi strumieniami. Widział to, słyszał łkanie i serce mu się krajało. Chciałby jej pomóc ale … patrzył na przyciski na dole ekranu. Pulsowały domagając się decyzji.
Marcin przyjrzał się dokładnie kobiecie i otoczeniu. To sala szpitalna. W pierwszej chwili nie zorientował się, że na łóżku ktoś leży. Ponownie przysunął się do ekranu tak blisko, że prawie dotknął jego powierzchni nosem. Z grubej pierzyny wystawała drobna rączka. Cienkie jak słomka przedramię było zabandażowane. To ona.
Miarowe pikanie urządzenia monitorującego pracę serca wypełniało salę i było takie uporczywe, że ściszył słuchawki. Łzy napłynęły mu do oczu. Nie zwracał uwagi na ściekające na uda zimne krople kawy. Jeszcze przed chwilą byłby w stanie przysiąc, że to co się wydarzyło, to tylko żart, albo jakiś test. Był tego coraz mniej pewny. Nie ze względu na to, co mógł empirycznie stwierdzić, bo nic nie wskazywało jasno, że wszystko dzieje się naprawdę, ale jego instynkt podpowiadał, że tak właśnie jest, że to on wciskając przycisk odpowiedział na jej … Prośbę? Modlitwę. Mała się modliła. Tak samo, jak ta kobieta, pewnie jej matka, skonstatował. Tylko dlaczego … nie dokończył myśli.
Na szpitalnej sali rozległ się przeciągły pisk. Malutka dłoń wystająca spod kołdry zacisnęła się w piąstkę, napięły się ścięgna. Spod bandaża wypłynęła cieniutka strużka czarnej krwi. Klęcząca kobieta podniosła głowę i szeroko otworzyła oczy. Były koloru nieba. Wstała i zaczęła krzyczeć ile sił w płucach. Wzywała lekarza. Krzyczała tak głośno, że nawet przy ściszonych słuchawkach Marcin się skrzywił. Do sali wbiegła pielęgniarka a za nią starszy mężczyzna, pewnie lekarz. Zaczęli reanimować małą. Kobieta padła na kolana.
– Boże, błagam, nie zabieraj jej. To jeszcze dziecko. Błagam, weź mnie w zamian.
Na ekranie pulsowały przyciski. Jeden zielony, drugi czerwony. Domagały się wyboru. Marcin przesuwał myszką z jednego na drugi. Czy jeśli wybierze zielony to… zabierze ją w zamian? Co się stanie, gdy odmówi? Przecież dziewczynka leży tam… leży tam przeze mnie. Najechał na zielony przycisk. Nacisnął. Nic się nie stało. Kliknął jeszcze dziesięć razy. Nic się nie stało. Myszka była zalana kawą.
Pobiegł do sąsiedniego stanowiska. W sąsiednim boksie nie było myszki.
Kurwa mać! – wrzasnął. W słuchawkach cały czas słyszał modlitwę kobiety i odliczanie lekarza.
Siedem, osiem, dziewięć.
Marcin pobiegł do biurka dyżurnego na środku sali, gdzie wydawano sprzęt biurowy. Zaczął się nerwowo rozglądać. Słuchawki bezprzewodowe gubiły zasięg. Słyszał co któreś słowo modlitwy przeplatane z odliczaniem lekarza.
Dwanaście, trzynaście, czternaście.
Szafka była zamknięta na szyfr. Marcin wyrwał z kontaktu stalową lampkę, która stała na blacie i zaczął nią walić w zamek. Po którymś uderzeniu spadała na ziemię, a drzwiczki szafki powoli się uchyliły. Odtrącił je na bok aż uderzyły z hukiem i na oślep wyciągnął z plątaniny kabli i innego plastikowego szajsu myszkę. Pobiegł do komputera i podpiął ją do portu. Wtedy coś do niego dotarło.
Kot. Co się stało z kotem, gdy wrócił? Wyobraził sobie dziewczynkę charczącą jak jej stary pupil, toczącą z ust czarną krew. Ona nie żyła. Lekarz zaczął odliczać następną serię uciśnięć.
Pięć, sześć, siedem.
– Boże błagam, niech ona nie umiera – łkała wypłakując oczy.
Za późno.
Czuł jej ból, nie tylko go współodczuwał. Czuł go razem z nią równolegle. To była jego wina. Po policzkach spływały mu łzy.
Nie może jej pomóc.
Nie jest bogiem.
Nacisnął czerwony przycisk.
Ekran zgasł. Wszystko zgasło. Świat zgasł. Dookoła panowała zupełna ciemność i cisza.
Usłyszał śmiech. Ktoś położył mu na ramieniu rękę.
– Wszystko w porządku? – spytał drżący głos przebijający ciemność.
– Co? – Marcin leżał oparty głową na blacie. Podniósł się, czemu towarzyszył dźwięk podobny do odrywania rzepu, gdy jego twarz odkleiła się od powierzchni biurka. Na czole miał czerwony ślad imitujący fakturę okleiny mebla.
– Pytam, czy wszystko w porządku – pytającą okazała się kierowniczka Marcina. Dookoła niej stało kilku pracowników, którzy przyszli na poranną zmianę. Patrzyła na niego zatroskaną miną do czasu, gdy zobaczyła rozlaną na klawiaturę kawę i plamy na spodniach. Ze środka sali ktoś zaczął krzyczeć o włamaniu. Otwarta szafka na sprzęt dla pracowników. Zrabowany łup wartości piętnastu złotych.
– Tak, ja tylko – nie dokończył. Kierowniczka uciszyła go pokazując mu wnętrze dłoni jak policjant kierujący ruchem.
– Ty, ja, moje biuro za pięć minut.
Pogadanka była krótka i efektywna. Wypowiedzenie umowy w trybie dyscyplinarnym za spanie w pracy i włamanie do szafki ze przętem. Nawet nie protestował. Podpisał dokumenty i stał się wolnym człowiekiem. Czuł ogromną ulgę. Nie ze względu na to, że stracił pracę. Praca, jaka by nie była, jest potrzebna. Człowiek musi raz w czas coś zjeść. Poczuł ulgę ze względu na to, że cała historia z dziewczynką była tylko snem. Snem? Tak można nazwać nocne majaki o tym, że zapomniało się ubrać portek w miejscu publicznym. To był pieprzony koszmar.
Gdy wrócił do mieszkania był wykończony. Chciał tylko zjeść i iść spać. Smażył jajecznicę w aneksie kuchennym. W telewizorze za jego plecami rozpoczęły się wiadomości. Politycy partii nie sprzyjającej stacji telewizyjnej, na której właśnie leciał program, kradną. Szok. Powódź we Włoszech. Politycy partii sprzyjającej stacji telewizyjnej, na której właśnie leciał program, radzą sobie świetnie. Kolejny szok.
– Na koniec ważna informacja. Nie należy na własną rękę zakopywać ciał naszych zmarłych pupili. Tylko wykwalifikowany lekarz weterynarii może stwierdzić zgon zwierzęcia i odpowiednio zająć się jego pochówkiem. Wczorajszego wieczoru zmarła sześcioletnia Maja.
Marcin zamarł ze szpatułką w patelni.
– Dziewczynka zmarła w wyniku ugryzienia chorego zwierzęcia. Jak twierdzi jej matka oraz lekarze, ta mówiła o kocie, który zdechł kilka dni wcześniej. Śledczy na miejscu znaleźli puste pudełko po butach zakopane pod domem, które posłużyło za trumnę zwierzaka. Najprawdopodobniej matka dziewczynki źle oceniła stan zwierzęcia, które tylko straciło przytomność i zakopała je żywcem. Następnie zwierzę wykopało się na zewnątrz i ugryzło dziewczynkę, która wyszła gdy usłyszała jego miałczenie. Kobieta odpowie za zaniedbanie i znęcanie się nad zwierzętami.
Odwrócił się wstrzymując oddech.
Z ekranu patrzyła na niego kobieta z oczami koloru nieba.
Witaj. :)
Ze spraw technicznych mam następujące wątpliwości i sugestie (zawsze – tylko o przemyślenia):
Wielkie słuchawki zakrywały prawie cały bok głowy. Świadomość już go prawie opuściła, gdy rozległ się przeszywający mózg sygnał przychodzącego połączenia. – powtórzenie?
– Dzień dobry, Marcin Jod, Pink Phone, w czym mogę pomóc – powiedział automatycznie, pocierając zaciśniętymi pięściami oczy. – czy on nie zadał pytania?
Świetlówki na dalej oddalonych krańcach sali były zgaszone. – styl?
– Panie Boże – powiedziała, a Marcin aż podskoczył na obrotowym fotelu, który zamortyzował ten ruch – proszę, spraw żeby mój kotek Puszek do mnie wrócił. Bardzo za nim tęsknie a on był naprawdę dobrym kotkiem, nikomu nie dokuczał i zawsze się ze mną bawił. – tu brak wielu przecinków i jest literówka?
Próbował przyciskać kombinacje klawiszy zamykającą aplikację. – tu też jest literówka?
Dziewczynka skończyła ojcze nasz i zaczęła odmawiać zdrowaś Maryjo. – mam wątpliwości co do zapisu tytułów modlitw (?)
To pewnie sen, pomyślał. A co mi tam, pomyślał.. – omyłkowa druga kropka i powtórzenie?
Pochylił się nad ekranem jakby to miało mu w tym pomóc. – powtórzenie?
Kamera w pokoju jeszcze miała jakieś uzasadnienie, ale on oglądał całą sytuację jak film, zupełnie jakby kamera śledziła dziewczynką. – kolejna literówka?
Najwyraźniej go nie słyszała (przecinek?) bo jego słowa nie wywołały żadnej reakcji.
Puszek. albo to czym teraz się stała jego cielesna powłoka, podszedł do drzwi i zasyczał jednocześnie wydając z siebie dziwny bulgot. – w tym zdaniu trzeba poprawić całą interpunkcję?
Kocur ugryzł ją w przedramię tuż przy łokciu po czym uciekł kulejąc. – tu podobnie brak przecinka?
Gdy ponownie usiadł na ekranie nie było już dziewczynki, wszystko wróciło do normy. – i tu?
Zdziwiona wpatrywała się w rękaw różowej piżamki we flamingi, która zmieniała barwę na burgundowy wokoło trzech rozdarć, wsiąkając krew. – brak części zdania?
Kawa jest tym czego teraz potrzebuje, stwierdził nie do końca przekonany. – znowu literówka?
Pewnie jeden z tych interaktywnych, gdzie możesz podjąć decyzję co ma się stać z bohaterami i to wszystko. – brak przecinka?
A co to za różnica w pracy czy nie. – i tu?
Kierownicy siedzą w robocie tylko do siedemnastej, więc nikt mu nie zwróci uwagi, że może potencjalnie wylać kawę na drogocenną klawiaturę najgorszej jakości, która hałasuje gorzej niż maszyna do pisania z dziewiętnastego wieku. – styl?
Poruszył myszką w nerwowym ruchu i powoli wpisał hasło odblokowujące komputer. – i tu?
Gdy nacisnął „zaloguj” jego serce na chwile przestało bić. – literówka?
Stary dobry system CRM wyświetlał puste rubryki, oczekując na połączenie aby je wypełnić szeregami znaków. – brak przecinka?
Przez następną godzinę był spokój. Zegarek na komputerze wskazywał godzinę dwudziestą drugą. – powtórzenie?
– Boże, proszę niech ona nie umrze, błagam. Zrobię wszystko. Mam tylko ją. Już nigdy nie spuszę jej z oka. – Łzy spływały jej po policzkach całymi strumieniami. Widział to, słyszał jej łkanie i serce mu się krajało. Chciałby jej pomóc ale … patrzył na przycisk na dole ekranu. – powtórzenia, brak przecinka i literówki?
Miarowe pikanie urządzenia monitorującego prace serca wypełniało salę i było takie uporczywe, że ściszył słuchawki. Łzy napłynęły mu do oczu. Nie zwracał uwagi na ściekające mu na uda zimne krople kawy. Jeszcze przed chwilą byłby w stanie przysiąc, że to był tylko żart albo jakiś test ale był tego coraz mniej pewny. Nie ze względu na to co był w stanie empirycznie stwierdzić, bo nic nie wskazywało jasno na to, że to wszystko dzieje się naprawdę ale jego instynkt podpowiadał mu, że tak właśnie jest, że to on wciskając przycisk odpowiedział na jej … no właśnie. – powtórzenia, brak przecinków i literówki?
Po którymś uderzeniu spadała na ziemie, a drzwiczki szafki powoli się uchyliły. – literówka?
Kot. Co się stało z kotem, gdy wrócił? Wyobraził sobie dziewczynkę charczącą jak jej stary pupil, toczącą z ust czarną krew. Ona nie żyła. Lekarz zaczął odliczać następną serię uciśnięć.
Pięć, sześć, siedem.
– Boże błagam, niech ona nie umiera – łkała wypłakując oczy.
Za późno.
Czuł jej ból, nie tylko go współodczuwał. Czuł go razem z nią równolegle. To była jego wina. Po policzkach spływały mu łzy. – niejasny podmiot zdania z pogrubionym wyrazem?
Dookoła niej stało kilku pracowników, którzy przyszli na poranną zmianę, Patrzyła na niego zatroskaną miną do czasu, gdy zobaczyła rozlaną na klawiaturę kawę i plamy na spodniach – kropka zamiast przecinka między zdaniami?
Politycy partii sprzyjającej stacji telewizyjnej na której właśnie leciał program radzą sobie świetnie. – brak przecinków?
– Dziewczynka zmarła w wyniku ugryzienia chorego zwierzęcia. Jak twierdzi jej matka oraz lekarze, ta mówiła o jej kotku, który zmarł kilka dni wcześniej. – powtórzenia?
Zapis myśli – do generalnej poprawy, przydatny może być Poradnik z działu Publicystyka. :)
Tytułu już nie trzeba powtarzać.
Opowiadanie opiera się na doskonałym pomyśle i dziwi, czemu nie jest oznaczone jako „horror”, lecz „inne”. Liczne usterki językowe uniemożliwiają uważne śledzenie samej fabuły, która wymaga jeszcze starannego dopracowania. Niemniej – za oryginalny pomysł na dreszczowiec klikam do Biblioteki. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Witam Bruce.
Dziękuję, że przeczytałeś z taką uwagą. Naniosłem poprawki. Na pewno przeczytam wszystko z poradników w Publicystyce, bo jak widać jest nad czym pracować.
Cześć, Dzieliush
Opowiadanie ciekawe. Koty zawsze wzbogacają teksty.
miałczenie ---> miauczenie
Ciekawe, czy kot był rzeczywiście żywy, gdy został zakopany. A może, jako martwy pogryzł dziewczynkę.
Pozdrawiam
I j dziękuję. :) Poradniki warto zgłębiać, każdy z nas pracuje z nimi, pisząc teksty. ;)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Smutna historia, choć nie do końca nie zrozumiałam rolę pracownika infolinii. Czemu dostał burę za zakopanie kotka, skoro zrobiła to mama dziewczynki.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke