- Opowiadanie: GabrielKorbus - Świniowiec (Cantos 8)

Świniowiec (Cantos 8)

“Cantos 8” stanowi część poematu narracyjnego “Cantos”, opowiadającego o kosmicznych przygodach mężczyzny poszukującego przyjemności. Stanowi on jednocześnie wstęp do mojej opowieści prozą “Wstrząsające przygody Świniowca”, którymi też chciałbym się podzielić. Uznałem, że zamieszczenie tu tego utworu pozwoli nadać dodatkowego konteksu opowieści, chociaż styl poematu i opowieści różnią się dosyć znacznie.

Dyżurni:

brak

Oceny

Świniowiec (Cantos 8)

„Chciał mnie pozbawić przyjemności WŁADZY?!”,

Wykrzyknął Król Beton prosto w twarz Świniowca,

Ten stał nalany pod stopami władcy,

Tak mały był wobec takiej brutalności.

Przebył tyle świata wszechsławny Świniowiec,

Tyle nabierał cech świniowatości,

Na początku wydawał się zupełnie jak człowiek,

Lecz później, z każdym przemierzonym parsekiem,

Z każdym szczeblem drabiny społecznej,

Z każdym pionkiem strąconym gdzieś w przepaść

Coraz bardziej powracał w swój prawdziwy byt,

W tryumfującą nad wszystkim słoneczną Przyjemność,

Gotową przegnać Snopki z nagich pól

I zatłuc Złotego Węża suchym kijem.

 

Powracał w świńskie ciało jak do swego domu

I nie chodzi tu o jakieś nauki moralne,

Nie mam tu bowiem żadnych meta-słów,

Chodzi o coś znacznie prostszego i piękniejszego.

 

Stał tutaj Świniowiec, w czarnym łachu kapłana,

Cień rzucał się na jego twarz,

Na pulchne rysy świni,

Racice wysuwały się z głębi ubrania.

Jego oczy były czerwone i małe,

Tylko na środku straszył przyszyty nos człowieka.

Był pulchny i gruby, prawie jak nos świni,

Był to jednak osobisty nos człowieka.

 

INNI NIE WIEDZIELI, ŻE TO TYLKO MASKA

 

Umysł przeszło Świniowcowi spojrzenie,

Z innego świata i z innego czasu,

Gdy siedział w swoim pałacu,

Mając jeszcze bardziej twarz człowieka.

Miał wtedy formę mrocznego Barona,

Pełnego uczuć i naprężeń mięśni,

Kąpiącego się w Basenach Rozkoszy,

Widział przed wyłupionymi oczami,

Jak wyłupione oczy leżały na blatach,

Złote i pełne szlachetnych kamieni,

A wokół niego tańczyły niewolnice,

Wszyscy odurzeni tańczyli,

I sypali rodzynki z nieba,

A on całował niewolnicę aż do krwi.

Zrobił jej wcześniej kroplówkę z narkotyków,

I teraz szybowała odurzona w świecie Przyjemności.

Była żywym podnieceniem sprowadzonym z nieba,

Cały wszechświat wirował i oni wirowali razem z nim,

A Świniowiec pił krew pełną wizji i szczęścia.

Miał wtedy prącie ostre niczym brzytwa,

Ciął inne i wbijał głęboko w narządy,

Bez litości i bez sumienia,

Bez wątpienia i bez pamięci,

Te wszystkie bezimienne twarze,

Przepływały mu w głowach jak sen,

Nie widział ich, były tylko mozaiką kalejdoskopów,

Ich krew malowała mu podłogi,

Które służki później zlizywały.

Ale tej jednej nie dźgał, z tej jednej tylko pił,

A ona tańczyła wśród deszczu rodzynek,

Kołysali ją faceci o hebanowych skórach,

Ale sułtan kazał patrzeć tylko na siebie.

Napajał ją krwią i wysysał krew,

Nie miało to początku ani końca,

Trwało setki lub tysiące lat,

A może miliony czy miliardy,

Aż zgasły wszystkie gwiazdy,

Aż zapadł się wszechświat,

A on tak przeleciał przez całe jego życie

I życie trylionów kobiet i młodzieńców,

Przeleciał na skrzydłach narkotyków

Wśród śpiewu złotych chmur.

 

A teraz stał tutaj pokornie przed Betonowym Królem,

Człowiek czy świnia, który widział jak rodzi się i umiera,

Jego własny nieposkromiony i prywatny wszechświat,

Widział płaszczki-prześciaradła wśród chłodnego betonu,

Zobaczył też koślawym okiem Twardziela z Metropolis,

Który niepostrzeżenie wybrał się na swoją pierwszą podróż

Przez czas i możliwości.

Przez przypadek Twardziel z Metropolis

Wziął oddech muzycznego narkotyku,

Który Świniowiec uwolnił z puzderka

I teraz w falujących dźwiękach gitar,

Bez świadomości przemierzał wszystko co możliwe.

 

Stworzył tę możliwość Świniowiec, ale się nie zdradził,

Widział jak to wszystko jest pośledniejsze wobec jego

Wielkiego Pałacu Sułtana.

 

A Twardziel z Metropolis siedział skupiony,

Nie wiedział, że zażył Narkotyk Ksi,

Że część jego duszy gdzieś tam odleciała,

Siedział u stóp kolumny i czatował.

 

A Krzyk Betonu wciąż tam biegł przez echa.

 

Świniowiec pstryknął niewolniczymi racicami,

I pod łaskawymi śmierciami płaszczek-prześcieradeł

Wyszli młodzieńcy ocalali z wszechświata rodzynek,

Ostatnia pamiątka z wszechświata Świniowca,

Byli piękni i młodzi, ich ciała spływały kremami,

Mieli słodkie usta i słodkie oczy,

Płonące włosy i płonące dusze,

Stworzeni byli do dania rozkoszy.

Ułamał głowę jednemu Król Beton,

A potem drugiemu, a potem wziął ich na jebanie

Do swoich komnat.

Wiedział Świniowiec, że już ich nie zobaczy,

Nie zdążył sam spożyć resztek przyjemności

I wiedział, że tego pożałuje.

Z wnętrza dobiegały otchłanie krzyków,

Cierpienia zakupione wśród mórz narkotyków.

Nie przerażało to jednak Twardziela z Metropolis,

Nie ruszało wcale bo otchłanie otchłani,

Jakimi było to wnętrze pałacu,

Stępiły z dali krzyki w łagodne oddechy wiatru.

Koniec

Komentarze

GabrieluKorbusie, Ślimak wita z powrotem!

Pod Twoim tekstem Świniowiec tryumfator – podstępny Świniowiec zostawiłem kiedyś komentarz prozą i wierszem, był to jeden z moich pierwszych wpisów na Portalu, a teraz (tysiące wpisów później) niespodziewanie wracasz. Tylko że tamto opowiadanie usunąłeś, ale to już trudno, było oparte na bardzo podobnych wątkach, a ja swój wierszyk pamiętam. A ten mi się raczej podoba, wyobraźnię i sposoby przedstawienia scen masz miejscami porywające. Nie czuję się znawcą co do kształtowania toku współczesnego wiersza nieregularnego, ale mam wrażenie, że raczej umiesz to robić.

Jednak sens niektórych fragmentów zdaje mi się ciemny nie do odczytania. Dwa razy chyba niepotrzebnie sięgasz po słowa z rejestru rażąco odstającego od stylistyki całości (“faceci” i “jebanie” – jeżeli koniecznie chcesz pozostawić to drugie, daj w przedmowie ostrzeżenie o wulgaryzmach). Parę kłopotliwych wyrażeń:

Ich krew malowała mu podłogi,

Które inne później zlizywały.

Można zlizywać krew z podłóg, ale zlizywać podłogi jako takie mógłby tylko, bo ja wiem, jakiś monstrualny termit?

Ale sułtan kazał patrzeć tylko na siebie.

Wcześniej powiedziałeś, że miał formę mrocznego Barona (Harkonnena?…), więc czemu nagle nazywasz go sułtanem?

Stworzył tą możliwość Świniowiec, ale się nie zdradził,

TĘ!!!

Jakim było to wnętrze pałacu,

Jaką (otchłań jest rodzaju żeńskiego).

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak Zagłady

Ślimatu Załgady. Dzięki, że wyłapałeś te kilka rzeczy, zawsze coś człowiekowi umknie. Osobiście uważam, że “jebanie” jest tu potrzebne, chodziło mi o to, aby pokazać całkowitą marginalizację i uprzedmiotowienie niewolników, wyrwanie ich z otoczki poetyckiej narracji, pokazanie jak poddani są, zwyczajnej, wulgarnej i prymitywnej przemocy, jest to celowy dysonans. Zarówno “faceci” jak i “jebanie” służą przełamaniu stylistyki, wprowadzeniu celowego dysonansu, wiersz mimo wszystko odnosi się miejscami do dosyć klasycznego operowania obrazem i rytmem, ale nie chciałem utonąć w zbytnim estetyzowaniu. Oczywiście każdy może może mieć własne zdanie, czy działa, ale mi się podoba, dlatego zamierzam zostawić. Dam oczywiście ostrzeżenie o wulgaryzmach.

 

Co do barona i sułtana. Chodzi mi tutaj o operowanie skojarzeniami, bo Świniowiec technicznie rzecz biorąc nie był ani baronem ani sułtanem (miał “formę” mrocznego barona, ale nie “był” baronem), ale prezentował władczość barona i wschodni przepych sułtana, słowa te funkcjonują tu raczej jako epitety niż jako tytuły. Osobiście podoba mi się to, więc też zamierzam to zostawić.

 

Drobne rzeczy, na które słusznie wkazałeś, a które wynikały z nieuwagi postarałęm się poprawić.

 

Co do opowiadania, usunąłem je, bo chciałem nad nim popracować i wstawić poprawioną wersję. Bardzo długo zajęło mi poprawianie, ciągnęło się strasznie, więc przepadłem na te kilka lat. Teraz chciałbym we fragmentach wstawić całą opowieść (bo tamto to był tylko początek). Z pewnością nie jest idealna, dużo bardziej komfortowo czuję się w poezji niż w prozie, ale chciałem się i tak nią podzielić. Może przy okazji nauczę się czegoś o pisaniu prozy.

 

W zasadzie wstawiłem ten tekst w formie wstępu do opowieści. Tak naprawdę najpierw napisałem ten tekst, a dopiero potem z pomysłów z tego tekstu rozwinąłem opowieść prozą.

Hmmm. Nie czułam, że to w ogóle jest wiersz. Zwłaszcza początek czytało mi się jak prozę, tylko że poszatkowaną na wersy. Potem zaczęły się pojawiać jakieś bardziej poetyckie środki stylistyczne. Ale ja się nie znam na wierszach, słuchaj Ślimaka.

Treść utworu nie uwiodła.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka