
Z rok temu czytałem „Człowieka, który znał mowę węży” (tak naprawdę, to właściwie jest to Północna Żaba albo Płaz, ale skoro lata i jest smokiem, to może już niech będzie ten gad :)) i – z przyczyn tu nieistotnych, w każdym razie pod pewnym przymusem – napisałem elegię (tzn. nie myślałem wtedy o tym w ten sposób, ale po namyśle – chyba pasuje) parafrazującą przedstawioną w książce (zmitologizowaną i zasadniczo fikcyjną) historię „zaprowadzania cywilizacji” w Estonii, w zamierzeniu wzorowaną na Mickiewiczowskich poematach (patrz: Wallenrod, Grażyna), w praktyce – o, taką o.
Miała być jednorazówka do wywałki, ale teraz wykopałem i pomyślałem, że z uwagi na tematykę może akurat się tutaj komuś spodoba :)
(A, zapomniałbym, w zasadzie brak tu spoilerów – tekst zarysowuje kondycję świata przedstawionego, ale nie odnosi się do konkretnych wydarzeń z powieści).