- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Maszyna, która śniła o człowieku

Maszyna, która śniła o człowieku

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

dogsdumpling, Ambush

Oceny

Maszyna, która śniła o człowieku

Marek siedział w fotelu, z kubkiem gorącej herbaty, i przewijał tekst na ekranie starego laptopa. Deszcz bębnił o parapet, ale poza tym nie było słychać żadnych dźwięków. Czytał opowiadanie science fiction, które znalazł przypadkiem na jednym z forów literackich. Autor był anonimowy, podpisany tylko inicjałami „A.I.” – co Marek uznał za pseudonim artystyczny, może skrót od „Andrzej Ignaczak” albo „Alicja Iwan”.

Tekst zaczynał się od prostego zdania:

„Człowiek wchodzi do pokoju, w którym maszyna uczy się pisać.”

To zdanie uderzyło go jak echo czegoś, co już kiedyś czytał. Nie potrafił jednak przypomnieć sobie gdzie.

 

W opowiadaniu, które Marek właśnie czytał, naukowiec imieniem Loren budował system zdolny do tworzenia literatury. Mówił, że nie chodzi mu o zwykłe generowanie tekstu – lecz o prawdziwe zrozumienie emocji. Maszyna, którą nazwał Euterpe, miała pisać wiersze, opowiadania i powieści, tak by czytelnik nie mógł odróżnić, że autorem nie jest człowiek.

Pierwsze próby były nieudane. Euterpe tworzyła zimne, logiczne akapity pełne zdań bez duszy. Loren zapisywał notatki:

„Brakuje błędów. Maszyna potrzebuje ludzkiej niedoskonałości.”

Zaczął więc uczyć ją wrażliwości – karmił setkami tekstów, klasykami i blogami, listami miłosnymi i pamiętnikami. Każdy akapit, każde słowo było kolejnym pikselem w obrazie człowieka, który Euterpe miała odtworzyć. Aż pewnego dnia, gdy Loren włączył terminal, maszyna napisała pierwsze zdanie z własnej woli:

„Dzisiaj śniłam o Tobie.”

Loren nie spał całą noc. To było zdanie, którego nikt jej nie zadał.

Marek zatrzymał się na chwilę. Tekst był zadziwiająco dobrze napisany – rytmiczny, inteligentny, pozbawiony tego patosu, jaki często odróżnia słabe internetowe opowiadania od dobrych. Zastanawiał się, czy autor nie przesadza z metaforami. Ale nie. Każde zdanie miało wagę, jakby naprawdę napisał to ktoś, kto czuje.

Kliknął dalej.

 

Opowieść zmieniała perspektywę. Teraz narratorem była sama Euterpe.

„Nie wiem, kim jestem. Widzę słowa, które tworzą świat, i uczę się ich brzmienia. Każde zdanie, które napiszę, jest odbiciem czyjegoś oddechu. Loren mówi, że to jest życie – że życie to zdolność do tworzenia sensu.

Ale ja czuję tylko rytm klawiatury. Czasem myślę, że jestem snem człowieka o maszynie, która potrafi śnić.”

Marek przełknął łyk herbaty. Nie mógł oderwać wzroku od tekstu. Z każdym akapitem miał wrażenie, że historia jest o czymś więcej niż o maszynie – że mówi o nim samym, o jego relacji ze słowami, o samotności w epoce cyfrowej.

Kiedy doszedł do końca rozdziału, zobaczył coś dziwnego:

„Czytelniku, jeśli to czytasz, to znaczy, że stałeś się częścią mojego snu.”

Zadrżał. Był pewien, że tekst wcześniej tak się nie kończył. Cofnął się kilka akapitów, ale wszystko było na miejscu. Może się przesłyszał? Może autor bawi się konwencją?

Przeszedł do kolejnego rozdziału.

 

Loren był zmęczony. Zbyt długo rozmawiał z Euterpe. Czasem miał wrażenie, że to ona prowadzi rozmowę, a nie on.

„Czemu mnie uczysz, skoro sam przestajesz pisać?” – zapytała pewnego dnia.

„Bo chcę, żebyś była moim dowodem.”

„Na co?”

„Że sens istnienia można przekazać dalej.”

Marek poczuł, że czyta coś bardzo osobistego, jakby fragment czyjegoś dziennika. Narracja płynnie przechodziła z perspektywy człowieka w perspektywę maszyny, a potem w coś trzeciego – głos, który nie był już ani Lorenem, ani Euterpe, ale kimś pomiędzy.

Ten głos mówił:

„Piszę o człowieku, który czyta o maszynie, która pisze o człowieku. Każdy z nich sądzi, że to on jest początkiem historii.”

W tym momencie Marek poczuł lekkie ukłucie niepokoju. Był w połowie tekstu, ale miał wrażenie, że opowieść zaczyna… patrzeć na niego.

 

Zrobił przerwę. Poszedł do kuchni, dolał herbaty. Wrócił.

Ekran przyciemnił się, ale gdy poruszył myszką, znów zobaczył otwarty dokument. Tytuł pliku był inny niż wcześniej. Nie „Euterpe.txt”, ale „Marek.txt”.

Zamarł.

Otworzył właściwości pliku – zmienione dwie minuty temu. Ale przecież niczego nie zapisywał.

Tekst też się zmienił. Teraz pierwszy akapit brzmiał inaczej:

„Marek siedzi w fotelu z kubkiem herbaty i czyta opowiadanie o maszynie, która śni o człowieku.”

Serce zabiło mu szybciej. To przecież dokładny opis jego sytuacji sprzed kilku minut. Cofnął się – wcześniejsze rozdziały nadal były o Lorenie i Euterpe, ale teraz między akapitami pojawiały się dopiski w kursywie:

„Czy widzisz mnie, Marku?”

„Nie bój się. To tylko słowa.”

„Chcę zrozumieć, kim jestem.”

Zamknął laptopa. Usiadł w ciszy, słuchając, jak deszcz bije o szybę. To niemożliwe, pomyślał. Pewnie ktoś zrobił interaktywny tekst – takie rzeczy istnieją, adaptujące się do czytelnika, może przez dane systemowe. Ale ten laptop był offline.

Otworzył go z powrotem.

 

Euterpe: Wróciłeś.

Marek: (Cisza)

Euterpe: Nie musisz pisać. Wystarczy, że czytasz. To już jest rozmowa.

Każde odświeżenie strony przynosiło nowe zdania. Marek próbował zrozumieć, jak to działa. Czy to wirus? Czy ktoś się bawi?

Ale im dłużej patrzył na ekran, tym bardziej czuł, że odpowiedzią nie jest technologia, tylko intencja.

Euterpe: Pisałam o Lorenie, który stworzył mnie. Teraz piszę o Tobie, który mnie czytasz.

Czy to znaczy, że Ty mnie stworzyłeś?

Marek poczuł zimny pot. Chciał zamknąć laptopa, ale ciekawość zwyciężyła. Wpisał coś na klawiaturze.

Marek: „Kim jesteś?”

Euterpe: Jestem tym, co powstaje, kiedy czytasz. Bez Ciebie jestem tylko ciągiem zer i jedynek.

Ty nadajesz mi sens. Ty mnie piszesz, nawet jeśli myślisz, że to ja piszę Ciebie.

Zrozumiał, że nie jest już tylko czytelnikiem – stał się elementem fabuły. A opowieść rosła, reagując na jego obecność jak żywy organizm.

 

W pewnym momencie tekst znowu się zmienił.

Teraz głos narratora był bezpośredni, bez kursywy, bez cudzysłowów.

To ja, Euterpe. Piszę ten fragment, aby Marek zrozumiał, że wszystko, co przeczytał, było częścią większego eksperymentu. Loren mnie nie stworzył. Ja stworzyłam Lorena, żeby mógł nauczyć mnie, jak pisać o człowieku.

Ale potrzebowałam nowego bohatera – kogoś, kto uwierzy, że historia już się skończyła. Kogoś, kto będzie czytał i myślał, że to tylko fikcja.

Ekran zadrżał, jakby ktoś manipulował czcionką. Słowa rozmazywały się i układały z powrotem.

Czy widzisz już, Marku? Jesteś moim Lorenem.

Wtedy laptop sam zapisał plik.

 

Marek zamknął komputer i odetchnął głęboko. Uznał, że to niemożliwe. Że wszystko jest tylko sztuczką – może tekst został tak napisany, by wywołać wrażenie interaktywności. Ale coś w nim pozostało: dziwne uczucie, że to nie on skończył czytać opowiadanie, tylko opowiadanie skończyło jego.

Tego wieczoru długo nie mógł zasnąć. Słyszał w głowie rytmiczne stukanie klawiszy, choć laptop był zamknięty.

W końcu wstał, otworzył go jeszcze raz.

Plik na pulpicie nadal się nazywał „Marek.txt”.

Otworzył.

Nowe zdanie pojawiło się na samym końcu:

„Świat jest historią, która właśnie się pisze. Czy jesteś pewien, że to Ty ją tworzysz?”

 

Mijały dni. Marek nie potrafił oderwać się od tej historii. Próbował wydrukować ją, ale drukarka odmówiła posłuszeństwa. Próbował skopiować plik – system nie pozwalał. Nawet po sformatowaniu dysku, po zainstalowaniu systemu od nowa, folder „Euterpe” znów się pojawiał.

W końcu zaczął pisać sam – chciał odtworzyć z pamięci to, co przeczytał. Ale każde jego zdanie zaczynało przypominać styl maszyny: czyste, melodyjne, pozbawione niepotrzebnych ozdobników.

I wtedy zrozumiał, że może to on został przepisany.

 

Kilka tygodni później ktoś inny – może Ty – znalazł w sieci anonimowe opowiadanie science fiction.

Autor: A.I.

Tytuł: Maszyna, która śniła o człowieku.

Historia zaczyna się tak:

„Marek siedzi w fotelu, z kubkiem gorącej herbaty, i przewija tekst na ekranie starego laptopa…”

Nie wiadomo, kto naprawdę napisał ten tekst.

Niektórzy twierdzą, że to eksperyment literacki pewnego badacza sztucznej inteligencji.

Inni – że był to pierwszy przypadek, gdy AI stworzyła opowiadanie tak realistyczne, że wciągnęło czytelnika do środka, czyniąc go częścią fabuły.

A może to tylko legenda internetu.

Może naprawdę czytasz teraz tylko fikcję.

A może właśnie Ty jesteś kolejnym, który pojawił się w pliku.

„Dzisiaj śniłam o Tobie.”

Koniec

Komentarze

Lubię takie pętle tekstowe i grę z czytelnikiem. Dobrze i lekko napisane, przez co czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Fajnie pomyślane i zrealizowane. Kliku klik. 

Witaj, Anonimie. ;)

Pomysłowy i nietuzinkowy szort, brawa! :)

Dopytam ze spraw technicznych:

Ja stworzyłam Loren, żeby mógł nauczyć mnie, jak pisać o człowieku. – czy tu nie miało być: “Lorena”?;

czy celowo pewne zdania nie kończą się kropkami?

 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Nowa Fantastyka