
Ponownie muszę przeprosić za trudny temat. Stworzyła go historia, a ja przez długi czas wahałam się, czy zdołam o nim napisać... :(
Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam Was serdecznie. :)
Ponownie muszę przeprosić za trudny temat. Stworzyła go historia, a ja przez długi czas wahałam się, czy zdołam o nim napisać... :(
Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam Was serdecznie. :)
Przy wejściu do amerykańskiego budynku sądowego tkwiła symboliczna postać Temidy. Niespełna szesnastoletnia Mary Vincent spojrzała na rzeźbę, w duchu prosząc boginię sprawiedliwości o dodanie jej sił, mądry werdykt i skazanie oprawcy. Nie dostrzegła, jak posąg Temidy poruszył się, a mitologiczna żona Zeusa pokiwała głową, lekko się uśmiechając, jakby chciała wesprzeć duchowo nastolatkę. Nie zdjęła jednak opaski z oczu, mając tradycyjnie zajęte ręce. Niestety…
Mary westchnęła, poprawiła brodą protezy i weszła po schodach. Czekało ją niełatwe spotkanie z oprawcą, który sześć miesięcy wcześniej, dwudziestego dziewiątego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku, zabrał podróżującą autostopem dziewczynę. Uciekła z rodzinnego domu w Las Vegas przed agresywnym ojczymem, nie potrafiąc pogodzić się z rozwodem rodziców. Jechała do dziadka, do Los Angeles w Kalifornii, by zacząć nowe życie. Jednak po kilku miesiącach zatęskniła za rodzeństwem i matką.
Liczący sobie pięćdziesiąt lat Lawrence Singleton zatrzymał się chętnie, choć pozwolił wsiąść do swej furgonetki tylko piętnastolatce, odmawiając stojącej obok grupie autostopowiczów. Był nad wyraz uprzejmy i rozpytywał Mary o wszystko. A potem niespodziewanie skręcił z drogi…
– Nie pamiętam, kiedy zasnęłam – zeznawała przed sądem dziewczyna. – Obudziłam się i dostrzegłam, że podążamy w nieznanym mi kierunku. A on nie mówił za wiele… Kiedy wysiadłam, dostałam cios w głowę młotkiem.
Temida z posągu zwróciła twarz ku sali sądowej, na której roztrzęsiona Mary opowiadała o wielokrotnym gwałceniu jej przez Singletona, pojeniu alkoholem, a także – o obcięciu siekierą obu przedramion, wywiezieniu daleko od jakichkolwiek domostw czy dróg i zrzuceniu z wysokiego nasypu, aby się tam wykrwawiła na śmierć.
Zdruzgotana bogini nasłuchiwała, lecz nie potrafiła wciąż zdjąć przylegającej ściśle do oczu opaski. Makabryczne wyznania nastolatki wstrząsnęły nią do głębi, podobnie jak i obecnymi na rozprawie, jednak diabelska siła osądzanego w tym procesie kata uniemożliwiała jej swobodne spojrzenie oczami. Czerwone łapska Diabła spoczęły na opasce greckiej bogini, ściśle do niej przylegając.
Na dodatek siadł on bezczelnie na jednej szali trzymanej przez Temidę wagi, przechylając ją na swoją stronę.
– Naga i pokiereszowana, z krwawiącymi rękami, postanowiłam walczyć o życie i o inne kobiety, którym mógł zrobić to samo – relacjonowała płacząca Mary Vincent.
Zebrani na sali rozpraw słuchali z przejęciem dalszych relacji, jak zatamowała krwotok zimnym błotem i, błąkając się kilometrami po nieznanych terenach, dotarła wreszcie do autostrady. Ostatkiem sił żebrała o pomoc, ale nie każdy z przejeżdżających chciał ją okazać. Wreszcie młode małżeństwo ulitowało się nad umierającą dziewczyną i zabrało do szpitala. Dzięki temu przeżyła, wbrew nadziejom i wysiłkom swego kata.
– Gdyby to było możliwe, skazałbym go na śmierć! – tłumaczył po rozprawie wstrząśnięty sędzia.
Temida odłożyła miecz i przechyloną nienaturalnie wagę. Słuchała nadal, mogąc jedynie poruszać głową i ciałem, lecz nie umiała zrzucić niewidocznych dla ludzi, czarcich łapsk, uparcie zakrywających jej oczy. Nie potrafiła wspomóc Mary podczas obwieszczania, że Lawrence’a Singletona skazano na najwyższy w ówczesnych czasach wyrok za przestępstwo seksualne – czternaście lat pozbawienia wolności, ani też wtedy, kiedy okres ten skrócono do ośmiu lat za… dobre sprawowanie.
W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym roku w Sulphur Springs na Florydzie doszło do kolejnej tragedii.
– Policja? Jestem sąsiadem Roxanne Hayes i chcę powiadomić, że w jej domu stało się coś złego. Słyszę krzyki. Podejrzewam napad! Szybko! Przyjeżdżajcie!
Na miejscu znaleziono zadźganą nożem przez Singletona trzydziestojednoletnią matkę trójki dzieci i stojącego nad nią, zakrwawionego oprawcę.
I znowu Mary Vincent stanęła przed budynkiem sądu, patrząc z nadzieją na posąg Temidy. Westchnęła i weszła po schodach na salę rozpraw, by ponownie zeznawać w obronie innych, potencjalnych ofiar brutalnego zbrodniarza, a także – ku pamięci zamordowanej matki z Florydy. Aby znowu przypomnieć całemu światu piekło, przez które musiała przejść w wieku zaledwie piętnastu lat…
A kat spoglądał pewnym siebie wzrokiem, przekonany o bezgranicznej mocy wspierającego go Czorta.
Tego było za wiele! Temida otrząsnęła się ze złością. Jednym silnym ruchem zrzuciła Diabła z szali wagi, by ta znowu symbolicznie pokazywała sprawiedliwe werdykty każdego sądzonego. Następnie grecka bogini odepchnęła piekielnego stwora ze swej twarzy i zerwała opaskę. Po raz pierwszy spojrzała z troską i współczuciem w oczy okaleczonej tak bestialsko dziewczyny i jej pewnego siebie, uśmiechniętego oprawcy.
Lawrence Singleton dostał tym razem najwyższy wyrok. Nie doczekał jednak kary śmierci. W obawie przed pokrętnymi działaniami sprzyjającego mu Diabła i jego ponownym mordowaniem, Temida uderzyła mieczem wprost w serce skazanego. W 2001 roku, czekając na egzekucję, Lawrence Singleton zmarł na raka. Miał 74 lata.
Bogini poprosiła Apolla i jego Muzy o wsparcie załamanej kalectwem Mary Vincent. Dziewczyna, a potem młoda kobieta udowodniła, że warto walczyć o sprawiedliwość, nawet w tak beznadziejnym położeniu, w jakim sama się znalazła. Nie spełniła swoich marzeń o tańcu, lecz za to stała się cenioną rzeźbiarką, kochającą matką i żoną.
A także symbolem tego, że nawet podstępne i złowieszcze przesłonięcie przez Diabła oczu nie może trwać wiecznie…
(Mary Vincent, Facebook)
Cześć, bruce
Nie znałem tej historii. Jest straszna. Aż trudno uwierzyć, że zwyrodnialec dostał tak niski wyrok. Poruszasz bardzo trudne tematy.
Pozdrawiam
Ave, Bruce!
Mocny short, ale to zrozumiałe, skoro wzięłaś na warsztat taką historię… Na temat absurdów wymiaru sprawiedliwości, nieadekwatnych wyroków oraz kary śmierci mógłbym napisać całkiem sporo, ale (szczególnie w tej ostatniej kwestii) wchodzimy w kwestie światopoglądowe, więc tym razem odpuszczę.
Temida jest ślepa, ale czasem i ona nie wytrzyma.
Kliknę do biblioteki, bo poruszyłaś istotny temat, a do tego okrasiłaś go umiejętnie fantastyką. Niemniej muszę zauważyć, że momentami szort przybiera formę sprawozdania. Gdyby był dłuższy, mógłby w pewnym momencie zacząć nużyć (ale tutaj nie zdążył).
Pozdrawiam serdecznie! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć, Heskecie. :)
I ja jej nie znałam, akurat w roku napaści sama uległam poważnemu wypadkowi, zatem pewnie te informacje zza oceanu nam umknęły. Niemniej, czytając o tym, co spotkało dziewczynę, zdecydowałam, że postaram się jakoś ubrać w słowa szort, którym – mam nadzieję – zainteresuję Was. :)
Pozdrawiam serdecznie, dzięki wielkie. :)
Ave, Cezarze, wielkie podziękowania, choć klik niepotrzebny, bardziej zależało mi na zainteresowaniu Was (niemniej – serdecznie za niego dziękuję). :)
Ogromnie bałam się zanudzenia, dziękuję. :)
Zdaję sobie sprawę, jasne, ten temat to przysłowiowa rzeka…
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Hej Bruce,
makabryczna historia z takim słodko-gorzkim zakończeniem. Z jednej strony oprawca wreszcie otrzymał to, na co zasłużył, ale niestety nie przywróci to dziewczynie pełni sprawności. Ciekawie wplotłaś w tę opowieść wątek fantastyczny! Klikam i pozdrawiam! :)
Ukłony, Marszawo, serdecznie dziękuję za taką opinię (za klik także). :)
To prawda, wiele dał tutaj charakter oraz samozaparcie dziewczyny. Nie każda tak by umiała postąpić i działać.
Pozdrawiam ciepło. :)
Pecunia non olet
Cześć, Bruce,
Kolejna prawdziwa historia z fantastyczną wkładką – skąd ty bierzesz na to pomysły?
Zastanawia mnie, co w tej historii jest bardziej fantastyczne: Temida i diabeł, czy „fantastyczny” wyrok w pierwszym procesie.
Pozdro-klik
rr
Okropna historia. Krzepiące jest to, że dziewczyna nie umarła, nie poddała się, tylko z tego wyszła.
Czekam na kolejne poplątanie historii z fantastyką.
Takie fanthist-dredy ;)
delulu managment