O wpływie sił nieczystych.
Miejscami krwawo, są i wulgaryzmy.
Bardzo dziękuję Ambush i HollyHell91 za betowanie!
O wpływie sił nieczystych.
Miejscami krwawo, są i wulgaryzmy.
Bardzo dziękuję Ambush i HollyHell91 za betowanie!
– Evils Trzynasty? – padło z otwartych drzwi na korytarz.
Podniósł wzrok znad klawiatury, poprawił okulary. Jakiś krępy gość o nieforemnej głowie dzierżył wielkie pudło. Ciężkie musiało być, bo podtrzymywał je kolanem, dociskając do framugi. Kurier twarz miał czerwoną, żyły wybruździły się już na niskim czole, długie pazury wbiły się w tekturę. Jego pot za to bardziej było czuć niż widać. Musiał coś zeżreć z siarką na śniadanie…
– Taaak. – Evils odchylił się na krześle. – To coś, co trzymasz, jest dla mnie?
Kurier skinął głową, wtaszczył paczkę do pokoju, stęknął, postawił na środku. Otarł czoło włochatym łapskiem i wyciągnął zza pazuchy zwiniętą na pół kartkę.
– Tu mi podpisz – wysapał.
Na wuzetce nie było nic o zawartości, tylko że paczek sztuk jedna, właściciel taki i taki…
Evils podpisał odbiór i gdy tylko mięśniak wyszedł z pokoju, zamknął drzwi i zapalił papierosa.
Chodził chwilę wokół pudła, oglądał z każdej strony. Gdy się pracuje w dziale podstępów i wrednych knowań, niezamawiana przesyłka musiała wzbudzić zawodową podejrzliwość.
Ciekawość jednak zwyciężyła, jak zawsze.
W pudle była oryginalna, nieużywana, starego typu drukarka igłowa. Trzeba przyznać, zaskoczyło go to coś. Nagle jednak zaczęło mu świtać w głowie. Jak przez mgłę kojarzył, że zamawiał jakiś printer ze trzydzieści lat temu, ale zprzed realizacją przeniesiono go na inne stanowisko. Jeszcze raz sprawdził datę produkcji, pokiwał głową. “Musieli czyścić jakieś stare magazyny” – pomyślał. Wyciągnął foliowy woreczek z grubą instrukcją, przejrzał zawartość. Na okładce dołączonej płyty CD kolorowe litery krzyczały o kosmicznych grach i nowym programie zleceniowym „Demonique”. Od dawna nie grał w gry. Za stary już był. Ale program sprzed trzydziestu lat, gdy można było hakować, grzebać w kodzie, łamać ograniczenia i zabezpieczenia… To było warte sprawdzenia.
Na drzwiach do swojego gabinetu, od strony korytarza, wywiesił zawieszkę “Nie przeszkadzać”, na wszelki wypadek przekręcił też klucz w zamku.
Zrobił restart komputera wybierając stary system operacyjny. Zdążył wypalić jeszcze dwa papierosy zanim płyta zaszeleściła w stacji.
– I co my tu mamy? – powiedział do siebie.
Interfejs programu wyglądał jak stary korektor graficzny. Były suwaki do zmiany parametrów oraz kilka zakładek tematycznych. Tylko, że to była wersja demo i zdecydowana większość opcji była niedostępna.
– Hm. – Uśmiechnął się , jakby z politowaniem. – Nie takie dema się ogarniało.
Zrobił pełną instalację, a potem, jak za starych czasów, odpalił DevilEdit16, po czym pozmieniał w odpowiedniej gałęzi rejestru zera na jedynki.
Pełny dostęp.
Sprawdzał po kolei wszystkie funkcje, przy niektórych ztrzymywał się dłużej.
– A tu co? Ach, lokalizator zdarzeń. – Pokiwał głową ze zrozumieniem. – Poszukajmy czegoś fajnego.
– Najbliższy akt boski…, podatność…, pawdopodobieństwo rażenia…, zjawiska atmosferyczne…, – mamrotał do siebie zawężając pole poszukiwań. – O, to też może być ciekawe.
Przesunał na maksimum suwak zatytuowany “Przewidywany poziom szoku”.
– No i mamy to. – Kliknął w przycisk “Egzekwuj”, sięgnął po kolejnego papierosa.
Coś się musi wydarzyć, diabli coś kombinują – rozniosło się po miasteczku. Nikt nie był w stanie powiedzieć dlaczego, ale niewątpliwie coś wisiało w powietrzu. Niektórzy mówili, że to tylko burza idzie, wskazując na zbliżającą się grubą warstwę ołowianych chmur. Inni zaś, że to zabobon jakiś, a burza, jak zawsze, przejdzie gdzieś bokiem. Starsze panie za to czuły to po prostu w kościach. Gdzieś między jednym straganem a drugim, wymieniały się uwagami o pokrzywionych palcach i kolanach, nieomylnych przepowiadaczach deszczu. I o ciśnieniu, tak niskim jak nigdy.
Dzieci z trawników zerkały wciąż w niebo, łapiąc ostatnie chwile zabawy. Sprzedawczyni wiejskich jajek i plonów z własnego ogródka pośpiesznie pakowała pęki czosnku do torby. Nawet wstała żwawo ze składanego taboretu, co jej się od dawna nie zdarzało.
Wiatr już kołysał drzewami, zabierał do tańca kurz i papierki ze śmietników. Urywały się rozmowy, przyśpieszały kroki. Straganiarze chowali swoje towary wymieniając szybko uwagi.
– Duży deszcz idzie, tylko czemu tak wcześnie?
– Mogłoby lać, ale w nocy, tak ze trzy godziny, co najmniej.
– Dzisiaj to musi popadać, młodym na szczęście!
Dzwon kościelny zabrzmiał raz, równo z dalekim grzmotem. Przez otwarte drzwi kościoła wypłynęła muzyka. Organistka znała się na rzeczy, i na pewno dobrze jej dziś zapłacono.
Wewnątrz kościoła było dosyć ciemno. Nie włączono głównych świateł w stylizowanych kandelabrach, bo przez wąski, gotycki witraż miało wpadać słońce, oświetlając młodą parę w najważniejszej chwili.
– Możesz sobie planować, a Bóg się z ciebie gdzieś tam śmieje – szepnął weselny starosta do kuzyna, między jedną podniosłą strofą a drugą.
Starosta widział to przedtem oczyma wyobraźni. Sprawdzał to kilka razy. W połowie sierpnia o tej właśnie godzinie ostry snop światła padał przed ołtarzem, dokładnie tam, gdzie ustawiono dwa krzesła. Miał to być znak z samego nieba – śnieżnobiała suknia skrząca się w tej najważniejszej chwili szczęściem i błogosławieństwem.
Agnieszkę, prześliczną pannę młodą, uwierało wyściełane krzesło. Koronkowe rękawy nagle drażniły skórę, a bogate akordy muzyki przepływały zupełnie niezauważane. Błądziła oczami po figurach na ołtarzu, rozpaczliwie szukając podpowiedzi. Łudziła się, że któryś drewniany święty kiwnie głową, tak tylko dla niej, albo przynajmniej przewróci się któraś świeca. A może ksiądz da jej jakiś znak, ruszy ręką albo mrugnie okiem.
Gruby proboszcz jednak tylko łypał złośliwie w stronę chóru, gdzie właśnie rodziła się szósta zwrotka. Ciężki, zdobiony ornat był dla niego katorgą w to letnie południe. Pocił się obficie, klnąc w duchu na przedłużającą się ceremonię.
Wątpliwości oplatały głowę Agnieszki jak jej ślubny welon. To było coś więcej niż pojedyncze gesty. Wszystkie chwile, przelatywały jej nagle przed oczami, jak slajdy ze starego diaskopu. Prymitywny teść zsuwający specjalnie rękę po jej plecach, szczęk butelek każdego wieczoru, złośliwe hasła teściowej, kłujące gdzieś pod mostkiem. Nocne rozmowy ze swoją siostrą Kasią, która błagałą ją o opamiętanie.
I on, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn z liceum. Nie spojrzał na nią ani razu podczas mszy. A mówiła mu, że może zemdleć, że jej słabo, chyba przez to ciśnienie, na pewno też przez emocje.
– Tak cię będzie traktował całe życie – powiedział jej miesiąc temu wzburzony ojciec podczas jednej rozmowy. Nie rozmawiali potem przez dwa tygodnie.
Młody ministrant wstał ociężale, pod koniec siódmej zwrotki. Wiedział jak długa jest pieśń, w końcu słyszał ją już wiele razy. Przystawił statyw blisko młodej pary, aby ksiądz nie musiał trzymać mikrofonu w ręce.
Załomotało serce Agnieszki, gdy wszyscy wstali z miejsc. Poczuła się nagle samotna i zagubiona. Maciek, wręcz przeciwnie, emanował spokojem. Spojrzała mu w oczy, gdy odwrócili się do siebie. Jego rozszerzonych źrenic nie dało się wytłumaczyć półmrokiem panującym w kościele, zdradzały coś jeszcze.
Ministrant przytrzymywał statyw, proboszcz w końcu otarł czoło i otworzył złotą księgę.
– Powtarzaj za mną – przypomniał procedurę. – Ja, Agnieszka…
Przeciąg trzasnął drzwiami kościoła. Gdzieś blisko zagrzmiało.
„Czy to znak?” – zapytała siebie w myślach. – „Czy na to czekałam?”
Wsłuchiwała się w zanikające echo grzmotu, aż do głębokiej ciszy. Kościół, jak wszystkie starsze świątynie, był dość duży, głos długo niósł się, odbijał od kolumn i wysokiego sklepienia.
– Agnieszko… – przypomniał się ksiądz.
Mijały sekundy, znów zagrzmiało. Ciszę zastąpiły pierwsze szmery wzdłuż ławek. Ktoś chrząknął, ktoś wytarł nos.
– Agnieszko…
“Jeszcze chwilkę” – myślała. – “Dajcie mi jeszcze chwilkę.”
– No mów, idiotko – odezwał się nagle pan młody. – Dwóch słów nie umiesz powtórzyć?
Szmer w ławkach przerodził się w coraz głośniejsze komentarze. Z lewej strony oburzenie, z prawej chichot. Proboszcz gwałtownie wciągnął powietrze. Zaczęły się głośniejsze rozmowy. „Aga, ocknij się!” – przebił się głos jej siostry z pierwszej ławki. Inne zdania nie miały już znaczenia.
– Nie – powiedziała cicho.
Nie wszyscy usłyszeli, gwar wciąż krążył między gośćmi.
– Nie – powiedziała głośniej. – Jednak nie.
– Głupia cipa! – Komentarz Maćka rozniósł się po kościele.
– Wyłącz ten mikrofon. – Agnieszka zwróciła się zdecydowanym głosem do ministranta.
Zszokowany ksiądz zrobił krok do przodu chcą jeszcze ratować sytuację, natomiast przestraszony ministrant nie zauważył tego i gwałtownie odwracając się ze statywem przyłożył solidnie, choć niechcący, wysięgnikiem w jego głowę.
– Kurwa! – wyrwało się trafionemu w łuk brwiowy proboszczowi wprost do mikrofonu. – To znaczy – poprawił się – ślubu nie będzie.
Goście wstali z miejsc, zrobił się harmider.
– A to świętą prawdę ksiądz powiedział! – krzyknął ojciec pana młodego też wstając. – Świętą prawdę! He, he, he! To przecież zwykła kurwa jest!
Ojciec panny młodej najpierw zbladł, potem poczerwieniał, wstał, zaczął się przepychać w stronę ławek po prawej stronie.
– Stachu, nie! – Mama Agnieszki próbowała zatrzymać męża. – Lekarz ci zabronił!
– He, he, he! He, he! – Niedoszły teść rechotał i walił dłonią w ławkę. – Kurwiszcze po matce! He, he!
Maciek, niedoszły mąż, też już się brzydko uśmiechał, widząc wściekłość rodziny Agnieszki.
– He, he, he! – Ojciec Maćka wpadł w jakiś amok. – Przynajmniej ją kilka razy zerżnął!
Reszta gości zamarła w szoku, nie wiedzieli jak zareagować.
– Niby czym?! – odkrzyknęła Kasia. – Tym swoim cienkopisem?
Przerażona Agnieszka spojrzała na Maćka. Pewien żart, choć mający podstawy w rzeczywistości, miał zostać tylko między nimi. Patrzył na nią. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zrozumiał, że siostra Agi poznała wszystkie szczegóły.
– He, he, he! – Dobiegało wciąż z prawej strony kościoła.
Maciek powolnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyciągnął czarnego parkera, zdjął nasadkę, po czym szybkim ruchem lewą ręką chwycił Agnieszkę za tył głowy i wbił jej pióro z ostrą stalówką, jak nożem, w prawe oko. Obejrzał się na jej siostrę, czy to widzi. Agnieszka wrzasnęła z bólu.
Ministrant rzucił się do ucieczki, zahaczył o kable, dobiegł do zakrystii, mocował przez chwilę z drzwiami. Zszokowany zapomniał, w którą stronę się je otwiera.
Siostra Agnieszki krzyknęła przeraźliwie, podnosząc dłonie do twarzy. Ojciec zatrzymał się słysząc dziki wrzask córki. Spojrzał w stronę ołtarza i krzeseł, zamarł z grymasem bólu, przycisnął rękę do mostka, zgiął się, zwalił z hukiem pod ławkę. Mama Agi zaszlochała, pochyliła się, usiadła z powrotem.
Ojciec Maćka przestał nagle rechotać.
– Maciuś, co robisz! – zawołał. Coś sobie przypomniał, odwrócił się do drugiego syna, siedzącego za nim. – Brał coś? – zapytał z wyrzutem.
Jego młodszy syn Wojciech, polarny blondyn, tylko skulił się w sobie, nie mogąc ze strachu wydobyć słowa.
Maćka jakby coś opętało, zaczął dźgać piórem z całej siły w odsłoniętą szyję Agnieszki. Krew trysnęła z żyły w stronę proboszcza, zbryzgała jego złotą szatę. Gruby ksiądz zwymiotował, zakaszlał, padł na kolana.
Kasia w końcu zareagowała, mimo wąskiej sukienki przeszła sprawnie przez przód ławki, zabierając leżący na nim bukiet róż. Doskoczyła w kilku krokach i z całej siły smagnęła nim Maćka po twarzy, znacząc kolcami długie czerwone krechy na policzku. Poprawiła drugi raz, trzeci.
Dobiegali już też mężczyźni z dalszych ławek. Wpadli z impetem na młodego pana przewracając go na kamienną posadzkę. Ktoś na niego wskoczył, usiadł okrakiem, zaczął okładać bezlitośnie pięściami łamiąc nos i rozkwaszając wargi. Rodzina Maćka zerwała się do obrony.
Agnieszka upadła bezwładnie do tyłu. Czerwone plamy powiększały się wyraźnie na śnieżnobiałym, koronkowym materiale. Chciała coś powiedzieć, krztusiła się krwią. Kasia uklękła nad nią, próbowała w desperacji powstrzymać krwotok z szyi uciskając żyłę palcami, choć czuła, że i tak szansy na uratowanie siostry już nie ma.
– Aga, Aga! – szlochała przerażona.
W kościele zapanował całkowity chaos. Dziewczyny piszczały, przed ołtarzem doszło do totalnej bitwy na pięści, kopniaki, na wszystkie przedmioty liturgiczne, które udało się chwycić lub wyłamać. Kilka rodzin z mniejszymi dziećmi i goście z dalszych ławek, rzucili się do drzwi wejściowych. Wybiegli na zewnątrz prosto w gigantyczną ulewę. Parasole zostały gdzieś na ławkach w środku kościoła, ale nikt nawet nie myślał po nie wracać, tylko biegli na parking do swoich samochodów, przemakając doszczętnie już po kilkunastu krokach.
Błysnęło gdzieś blisko, grzmot walnął z całą siłą najpierw raz, zaraz potem drugi. Wzbudziły się autoalarmy w samochodach pomagając w orientacji w gęstych strugach deszczu. Migające na czerwono światła wyraźnie odznaczały cele w mroku burzy.
– Działa – stwierdził sucho Evils, zaskoczony skutecznością programu.
W głowie od razu zaczął rysować się plan. Zaproponuje Nieśmiertelnemu powstanie nowej komórki. Oczywiście sam zostanie jej szefem. Zresztą od dawna uważał, że czas najwyższy na powrót do starych zasad, prostych reguł, gdzie wszystko było jednoznaczne i uporządkowane, bo świat idzie ku zagładzie. Trzeba odblokować naturalne skłonności do walki, wolę przetrwania. Zhakowany Demonique daje tę szansę.
A Lucyfer musi to docenić, bo na pewno pamięta stare dobre czasy, gdy nikt się nie certolił, tylko waliło z tak zwanej grubej rury. Za to teraz co jest – jakieś przepisy, że nie można urazić, albo coś. Biurokracja i ciągłe ograniczenia. Efekt jest taki, że młodzi praktycznie nie nadają się do żadnej roboty. Pokolenie płatków śniegu, czy też miękkiej sadzy, zresztą zwał jak zwał…
Gutyn Morgyn,
fajnie, że poprawiłeś błędy, tylko widzę, że nie wszystkie, na przykład w tym przypadku:
→ tylko że
Jak wspomniałam już podczas bety, opowiadanie mi się spodobało i uważam, że zasługuje na klika, więc idę do Nominowalni.
I witamy na portalu! 
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Hi HollyHell91
Jeszcze raz dzięki.
Błędy językowe powinienem poprawić wszystkie bez dyskusji, musiałem przegapić. Sugestie zmian treści oczywiście wziąłem pod uwagę, z obu bet, z częścią się zgodziłem i coś zmodyfikowałem, w kilku innych zostałem przy swojej idei (mogę popolemizować..:-)).
Pozdrawiam!
Idaho
Sympatyczne :)
Przynoszę radość
Witaj. :)
Dziękuję za uprzedzenie o krwawych fragmentach oraz o wulgaryzmach. :)
Z spraw językowych mam następujące wątpliwości oraz sugestie (jak zawsze – tylko do przemyślenia):
Jak przez mgłę kojarzył, że zamawiał jakiś printer ze trzydzieści lat temu, ale zprzed realizacją przeniesiono go na inne stanowisko. – literówka?
Sprawdzał po kolei wszystkie funkcje, przy niektórych ztrzymywał się dłużej. – i tu?
Były suwaki do zmiany parametrów oraz kilka zakładek tematycznych. Tylko, że to była wersja demo i zdecydowana większość opcji była niedostępna. – powtórzenia?
– Najbliższy akt boski…, podatność…, pawdopodobieństwo (literówka?) rażenia…, zjawiska atmosferyczne…, (zbędny przecinek?) – mamrotał do siebie (przecinek?) zawężając pole poszukiwań. – O, to też może być ciekawe.
Organistka znała się na rzeczy, i na pewno dobrze jej dziś zapłacono. – zbędny przecinek?
Wszystkie chwile, przelatywały jej nagle przed oczami, jak slajdy ze starego diaskopu. – zbędny pierwszy przecinek?
Nocne rozmowy ze swoją siostrą Kasią, która błagałą ją o opamiętanie. – zbędny zaimek?; literówka?
– Tak cię będzie traktował całe życie – powiedział jej miesiąc temu wzburzony ojciec podczas jednej rozmowy. Nie rozmawiali potem przez dwa tygodnie. – powtórzenie?
Młody ministrant wstał ociężale, pod koniec siódmej zwrotki. – zbędny przecinek?
Wiedział (przecinek?) jak długa jest pieśń, w końcu słyszał ją już wiele razy.
„Czy to znak?” – zapytała siebie w myślach. – „Czy na to czekałam?” (brak kropki?)
Szmer w ławkach przerodził się w coraz głośniejsze komentarze. Z lewej strony oburzenie, z prawej chichot. Proboszcz gwałtownie wciągnął powietrze. Zaczęły się głośniejsze rozmowy. – powtórzenie?
– Wyłącz ten mikrofon. – Agnieszka zwróciła się zdecydowanym głosem do ministranta. – błędny zapis dialogu?
Zszokowany ksiądz zrobił krok do przodu chcą jeszcze ratować sytuację, natomiast przestraszony ministrant nie zauważył tego i (przecinek?) gwałtownie odwracając się ze statywem (i tu?) przyłożył solidnie, choć niechcący, wysięgnikiem w jego głowę. – literówka?
– A to świętą prawdę ksiądz powiedział! – krzyknął ojciec pana młodego (przecinek?) też wstając.
Reszta gości zamarła w szoku, nie wiedzieli (przecinek?) jak zareagować.
Ojciec zatrzymał się (przecinek?) słysząc dziki wrzask córki.
– Maciuś, co robisz! – zawołał. – czy to nie jest zdanie pytające?
Doskoczyła w kilku krokach i z całej siły smagnęła nim Maćka po twarzy, znacząc kolcami długie (przecinek?) czerwone krechy na policzku.
Kilka rodzin z mniejszymi dziećmi i goście z dalszych ławek, rzucili się do drzwi wejściowych. – zbędny przecinek?
Wzbudziły się autoalarmy w samochodach (przecinek?) pomagając w orientacji w gęstych strugach deszczu.
Za to teraz (myślnik lub przecinek?) co jest – jakieś przepisy, że nie można urazić, albo coś.
Dla mnie mocno zagmatwana fabuła. Opisy i zdarzenia, wyodrębnione kursywą, trudno mi dopasować logicznie do środkowej części, pełnej brutalnych mordów, rzezi, walki i wyzwisk. Niestety, ale mój ograniczony móżdżek tego nie ogarnął, przykro mi bardzo. Domyślam się, że uruchomiony i zhakowany przez Elvisa program, którego nazwa widnieje w tytule, spowodował to „ślubne” i inne, przyszłe, podobne zachowania ludzkie, że sięga do najgorszych instynktów i je wywleka na światło dzienne, czyniąc z ludzi diaboliczne istoty. Lecz – czy domyślam się prawidłowo? – nie wiem…
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Hej Bruce
Dzięki za komentarz i łapankę. Błędy ewidentne, no comments…
Odnośnie Twojego ostaniego akapitu – podsumowania. Tak, dobrze to odczytałaś. Wydaje mi się, że to ewidentnie wynika z chronologii akcji i treści. Tak podsumowując:
Dziękuję i pozdrawiam !!!
Ok; za wyjaśnienia co do fabuły serdeczne podziękowania, mnie to trzeba zwykle kawę na ławę, sorry… Pomysł ciekawy, teraz całość klaruje mi się dużo wyraźniej, zatem klikam do Biblioteki. ;)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w dalszej twórczości. :)
Pecunia non olet
Nieźle opisałeś diabelską ingerencję w sprawy zarówno ludzkie jak i boskie. I tylko szkoda, że wykonanie nadal pozostawia sporo do życzenia, bo nie poprawiłeś błędów i usterek, które palcem wskazały wcześniej komentujące użytkowniczki. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.