Oto IF, Inteligence Felicitas, klucz do powszechnej pomyślności. Pierdolony uniwersalny uszczęśliwiacz. Wystarczy tylko parę kliknięć i wirtualna Opatrzność weźmie twój los w swoje ręce. I nie będzie więcej żadnych pomyłek, ludzkich błędów, zbiegów okoliczności. Wszystko jak w szwajcarskim zegarku. Dlaczego zatem połowa ludzkości wzgardziła tym wynalazkiem? Malkontenci twierdzili, że wówczas człowiek wyzbywa się swego człowieczeństwa. Swojego prawa do omylności i porażek, przypadkowości, szaleństwa i irracjonalności. Twierdzili, że ludzie oddają swoje przeznaczenie, wolę i duszę we władanie kwantowych algorytmów. Oddają wszystko. I tak stajemy się maszynami. Pokornymi sługami Reptilian.
A przecież życie ludzkie to było życie niewolnika – praca, bieganina za różnymi sprawami, problemy rodzinne i zdrowotne, nieustanna szarpanina. No i niepowodzenia miłosne, depresja oraz emocjonalna sinusoida. To wszystko mogło zniknąć. W zamian harmonia i zgoda z samym sobą i innymi ludźmi. Dopasowanie partnera bądź partnerki, brak chorób, kłótni, problemów w pracy. Następowała idealna kompatybilność z wszechświatem.
Nieraz zastanawiałem się, czy może jednak warto przełożyć wajchę w stronę wygodnego, bezstresowego życia. Skończyłbym z udręką, znużeniem i poczuciem bezcelowości. Chociaż czy aby na pewno? Czy wprzęgnięcie w inteligentny system nie pozbawi codziennego znoju wszelkiego smaku i aromatu, czy nie stracą racji bytu wszelkie ulotne niuanse?
Długo biłem się z myślami, ale ostatecznie nie miałem odwagi podjąć takiego kroku. Wolałem swoje status quo.
Czasami tylko spierałem się o to z moim kolegą z pracy, Markiem, który bez wahania przyjął ofertę kwantowego dobrostanu.
– Myślisz, że jesteś szczęśliwszy w tym swoim błogim samozadowoleniu? – kąsałem go nielitościwie.
– Ano – odpowiedział. – Nie muszę się martwić niczym, bo system się martwi za mnie. To jakby Duch Święty sprawował nade mną pieczę.
– No tak, ale to nie Duch Święty, tylko nanoczip w twoim mózgu – zaoponowałem. – Jesteś jak manekin, który porusza kończynami.
– Czy ja wyglądam na robota? – Marek wstał, wystawiwszy swój pokaźny brzuch i zaśpiewał:
– Robię co chcę, nikogo nie słucham, wszystko mam, także Anioła Stróża, gdy go potrzebuję.
Były to czasy rozłamu. Dwie opcje dzieliły świat. I wtedy nadlecieli obcy.
Byli przyjaźnie nastawieni. Albo przynajmniej wszystkim tak się wydawało. Wymarzeni dobrzy wujkowie, którzy ofiarowują młodszym, mniej lotnym braciom w rozumie podarunki w postaci wysokich, niedostępnych dotąd technologii. I oczywiście wszyscy przyjęli je z radością. Nie, poprawka. Wszyscy wpięci w system IF. Byli przeszczęśliwi tym istnym darem Niebios. Niewyobrażalna wiedza o nowych technologiach, którą uraczyli ich przybysze z kosmosu, sprawiła, że połowa ludzkości już była z nimi za pan brat. Ci entuzjaści zintegrowanych systemów AI zostali kumplami istot, o których nie wiedzieli nawet, jak wyglądają. Nic dziwnego zatem, że reszcie ludzi wydało się to nieco podejrzane. Poza tym kosmici nie pomogli w rozwiązaniu jednej z ostatnich nurtujących największych filozofów zagadek. Skąd pochodzimy? Czym jest wszechświat? Dokąd zmierzamy?
Ale obcy mieli coś w zamian. Stworzyli refugium, autonomiczną ostoję bezpieczeństwa i nieograniczonej konsumpcji. Teraz już naprawdę nie trzeba było nic robić. Ani myśleć. Każdy miał wszystko to, co chciał. Wystarczyło zapragnąć. Tylko my, nieliczni odszczepieńcy, abnegaci i oportuniści stanęliśmy okoniem. Wciąż czytaliśmy stare, papierowe książki. Graliśmy w gry planszowe. Przesiadywaliśmy nad kubkami gorącej herbaty, gawędząc bądź dumając. Rozpalaliśmy ogniska w lesie i opowiadaliśmy sobie historie o duchach. Albowiem pozostały nam tylko duchy przeszłości.
Intrygujący pomysł, aczkolwiek mam wrażenie, że historia została o wiele zbyt mocno skondensowana, by mogła odpowiednio mocno wybrzmieć. Szczególnie ostatnie dwa paragrafy brzmią jak streszczenie dłuższej opowieści.
Pozdrawiam
Byli przeszczęśliwi tym istnym darem Niebios.
Nie jestem przekonany, że można być szczęśliwym czymś. Może dzięki czemuś, albo z powodu?
Były to czasy rozłamu. Dwie opcje dzieliły świat. I wtedy nadlecieli obcy.
Byli przyjaźnie nastawieni.
Byli przeszczęśliwi tym istnym darem Niebios. Niewyobrażalna wiedza o nowych technologiach, którą uraczyli ich przybysze z kosmosu, sprawiła, że połowa ludzkości już była z nimi za pan brat.
Lekka byłoza się tu pojawiła.
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
GalicyjskiZakapior – dzięki za komentarz, uwagi niewątpliwie trafne.
Chociaż istnieje taka formuła, ktoś jest szczęśliwy szczęściem innych, czy coś w tym stylu.
W istocie SF to raczej nie moja bajka, preferuję różnoraką fantastykę grozy czy weird. Ale ostatnio tak się złożyło, że częściej siedzę w klimatach science fiction. A sztuczna inteligencja to ostatnio tak modny temat, że i musiałem wtrącić swoje trzy grosze…