Pewnego dnia zjawił się w moim domu nieznajomy mężczyzna. Wszedł bez pukania, usiadł przy stole, rozłożył gazetę, którą ze sobą przyniósł i poprosił o herbatę. Widziałem go po raz pierwszy w życiu, choć on postępował tak, jakby wpadł z wizytą do kolegi. Stałem przez moment w bezruchu, aż tamten spojrzał na mnie wymownie i ponowił swoją prośbę. Przygotowałem mu więc gorący napój, jako że przeważnie miły i uczynny ze mnie człowiek, do tego nie godzi się odmawiać spragnionemu przybyszowi odrobiny gościnności, choć nie ukrywam, że lekko mnie to zirytowało. Gazeta, którą przyniósł ze sobą, prezentowała świeżutkie lokalne wiadomości. Dostrzegłem aktualną datę na pierwszej stronie. Musiał kupić ją w pobliskim kiosku, w drodze do mojego domu.
Nie zamienił ze mną więcej słów, a gdy już wypił herbatę, podziękował jedynie i odszedł, zostawiając na stoliku pieniądze. Zawołałem za nim, iż nie musi mi płacić, gdyż ugościłem go z czystej przyzwoitości, nie oczekując wynagrodzenia, ale nawet się nie odwrócił.
Następnego dnia przyszedł ponownie, ponawiając wszystkie wspomniane wyżej czynności. Tym razem, gdy zostawił pieniądze, nawet się nie odezwałem. Obiecałem sobie, że kolejnym razem wypytam go szczegółowo, co ma znaczyć to nietypowe zachowanie i dlaczego nie korzysta z kawiarni, czy herbaciarni, tylko wchodzi do obcego domu jak do siebie.
– Przepraszam, ale kim pan w ogóle jest? – zapytałem go zgodnie z przyrzeczeniem, kiedy znów się zjawił. Popatrzył na mnie, jakby nie rozumiejąc pytania i jakbym mówił do niego w nieznanym języku.
– Odrobinkę szacunku, drogi panie! – odparł wielce niemiłym tonem. – Wybieram pana dom, przychodzę, wypijam herbatę, płacę, a pan jeszcze okazuje niezadowolenie? W takim razie już więcej nie będę tu gościł!
– Niech pan zaczeka. Nie miałem na myśli niczego złego.
Pomimo moich zapewnień o dobrej woli, mężczyzna złożył gazetę, wstał i wyszedł, nawet nie dopijając herbaty.
Być może nie wprawiłoby mnie to w tak zły nastrój, gdyby nie fakt, że ów tajemniczy nieznajomy od następnego dnia zaczął odwiedzać mojego sąsiada. Za każdym razem, gdy wychodził, kłaniał mu się i dziękował, całując po rękach za miłą gościnę. Do mnie nigdy nie zwracał się z tak miłym słowem, zawsze zachowywał dystans i milczał. Rozdrażniło mnie to. Utraciłem stałego klienta na rzecz takiego gbura jak mój sąsiad, który teraz udawał miłego lizodupca, choć dobrze znałem jego prawdziwe oblicze. Uraziło to moją dumę i postanowiłem zrobić wszystko, żeby tylko odzyskać zaufanie nieznajomego.
Cóż jednak mogłem uczynić, skoro on nawet nie chciał ze mną rozmawiać? Udawał, że mnie nie widzi i nie słyszy, kiedy wołałem go zza płotu i machałem rękami, niczym rozbitek na widok spadającego z nieba samolotu, który chwilę wcześniej zderzył się z górą lodową.
Mężczyzna nosił gustowny garnitur i cylinder, którego nie ściągał nawet w trakcie picia porannej herbaty, co mnie troszkę zdziwiło, gdyż chyba tego wymagał savoir-vivre, ale co ja mogłem wiedzieć o zachowaniu przy stole. Widać było, że tamten należy do wyższych sfer, którym ja nawet nie byłem godny butów czyścić. Postanowiłem się postawić i udowodnić mu, że ja też jestem wykwintnym dżentelmen, w przeciwieństwie do mojego sąsiada prostaka. W tym celu udałem się do jednego z tych luksusowych sklepów z odzieżą, do których nigdy nie zaglądam. Poprosiłem o najdroższy garnitur i najładniejszy cylinder, jaki mieli w ofercie. Jak dla mnie wszystkie wyglądały tak samo, ale zaufałem ocenie specjalisty.
Następnego dnia postanowiłem zaskoczyć mojego sąsiada i założyłem na siebie świeżo zakupione eleganckie ubrania. Widziałem, że przycina żywopłot, więc wyszedłem mu się zaprezentować. Ten jednak mnie zaskoczył.
– Dziś coś pan wcześniej niż zwykle – powiedział. – Nie zdążyłem zaparzyć herbaty, ale zapraszam.
Początkowo myślałem, że stroi sobie ze mnie żarty, ale tak się umizgiwał, że postanowiłem skorzystać z okazji. Przerwał obcinanie żywopłotu i poprosił, żebym podążył za nim. Może z daleka w tym stroju faktycznie mnie nie rozpoznał. Naciągnąłem cylinder mocniej na głowę, tak że prawie nie było widać mi oczu i zawitałem po raz pierwszy od dawna do domu sąsiada. Byłem tam prawdopodobnie ostatni raz jakieś dziesięć lat temu, a i tak nic się nie zmieniło. Wszystko jakby zastygło w miejscu. Te same meble i ozdoby, nawet ogromny telewizor w salonie, którym tak się wtedy szczycił, wciąż tam stał.
Nie dość, że zrobił herbatę, to jeszcze przygotował śniadanie. Przez cały czas krzątał się po kuchni, nie przyglądając mi się uważniej, a ja czułem narastającą obawę, że zaraz odkryje oszustwo i mnie przegoni, rzucając obelgi w moim kierunku. W końcu pewien brakujący element zwrócił jego uwagę. Pomyślałem, że właśnie wpadłem.
– Dziś nie przyniósł pan ze sobą gazety? To do pana niepodobne.
Rzekł to z uśmiechem, po przyjacielsku. Nie widać było, żeby coś podejrzewał, postanowiłem więc dalej udawać.
– Kiosk okazał się zamknięty. Może faktycznie dziś trochę za wcześnie wyszedłem. Kupię w drodze do pracy.
– Gdzie pan pracuje?
– W… biurze rachunkowym.
– O, to zupełnie jak mój sąsiad.
– Naprawdę? Zaskakujące.
– W sumie myślałem, że wykonuje pan jakiś bardziej dystyngowany zawód. Przepraszam, jeśli okazałem brak taktu.
– Nic nie szkodzi. Tak naprawdę to na co dzień nigdzie nie pracuję, bo nie muszę. Mam tyle pieniędzy, że starczy mi do końca życia. Czasem jednak lubię pomóc innym zupełnie bezinteresownie i za darmo, jeśli tylko posiadam odpowiednie umiejętności.
– Wiedziałem, że z pana to naprawdę niezwykły człowiek.
Sąsiad znów udał się do kuchni, dzięki czemu w porę zauważyłem nadchodzącego mężczyznę w garniturze i cylindrze oraz z gazetą pod pachą. Musiałem się zbierać, nie dopiłem nawet herbaty, zapomniałem też o napiwku. Wybiegłem pospiesznie na zewnątrz. Nieznajomy nawet nie obrzucił mnie spojrzeniem, gdy się mijaliśmy. Wróciłem do siebie, zrzuciłem z siebie eleganckie wdzianko i ubrałem się dla niepoznaki tak jak zawsze. Gdy wychodziłem, usłyszałem podniesione głosy.
– Już więcej nie będę tutaj gościł – mówił elegant w garniturze, opuszczając dom sąsiada wyraźnie rozgniewany. – Co za zupełny brak szacunku.
– Przecież chwilę wcześniej sam pan…
Tamten już go jednak nie słuchał. Z nadąsaną miną ruszył przed siebie. Zastanawiałem się, do kogo pójdzie teraz w odwiedziny.
Następnego dnia w porze porannego śniadania z czystej ciekawości udałem się pod dom sąsiada w garniturze i cylindrze. Znów przycinał żywopłot, ale na mój widok od razu przerwał i zaczął się kłaniać.
– Naprawdę mi przykro za moje wczorajsze zachowanie. Proszę mi wybaczyć. Może jednak wpadnie pan na herbatę?
Udałem, że się waham, aż w końcu wypaliłem:
– Dobrze, ale pod pewnym warunkiem.
– Wszystko, czego sobie pan zażyczy. Mogę sprowadzać nawet trufle z Dalekiego Wschodu.
– Wystarczy herbata i grzanki, ale od dziś nie będę zostawiał żadnego napiwku. To w zamian za moją urażoną dumę. Zgoda?
– Oczywiście, sama pańska obecność w moich skromnych progach to czysty zaszczyt.
Wstąpiłem więc na śniadanie, a wracając z pracy także na kolację. Sąsiad nie protestował, wyglądał na uradowanego. Nie przeszkadzało mu nawet to, że zacząłem wpadać również w weekendy na obiad.
Ciekawa jestem, kim naprawdę jest facet w cylindrze. Bo nie widać fantastyki, ale jeśli to personifikacją czegoś, co naprawdę warto mieć w domu… Bo ja wiem? Zdrowie, pomyślność itp., to warto się postarać z tym śniadaniem i herbatą. Ale jeśli nie…
Babska logika rządzi!