- Opowiadanie: dawidiq150 - Zesłanie

Zesłanie

Tyle razy czytałem i poprawiałem tekst, że nie potrafię ocenić czy jest ciekawy. Bo wszystko już wiem, co się wydarzy. Dlatego jestem bardzo, bardzo ciekaw komentarzy.

Proszę czytajcie i komentujcie!!!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Zesłanie

Jestem szczęśliwcem, ogromnym farciarzem. Wylosowano mnie spośród ośmiu miliardów ludzi. Tylko ja miałem przetrwać.

 

Ale może zacznę od początku.

 

Ta niesamowita przygoda, która mi się przytrafiła zaczęła się w roku 2027. Miałem wtedy dziewiętnaście lat i mieszkałem w domku jednorodzinnym na nowo co powstałym osiedlu.

Posiadałem wspaniałych rodziców i siostrę. Byłem szczęśliwy, jak to się mówi „niczego mi nie brakowało” i „pochodziłem z dobrej rodziny”. Charakter też miałem zadowalający, a inteligencję z pewnością nie mniejszą niż przeciętna. Do tego zero kompleksów.

 

I tak żyłem sobie zwyczajnie. Aż do 27 lipca 2027. Wtedy stało się coś czego ani ja, ani nikt na całej Ziemi by się nie spodziewał.

Właśnie kończyłem jeść śniadanie, kiedy z podwórka dał się słyszeć jakiś dość głośny dźwięk. Nie skojarzyłem jednak co mogło go wydawać.

– Dawid, jakiś helikopter wylądował na naszym trawniku. Choć zobacz! – krzyknęła moja siostra.

„Co się kurde dzieje?” – pomyślałem. Następnie szybko wybiegłem na zewnątrz.

Ludzie z innych domów także powychodzili. Rzeczywiście to był helikopter, ale nie zwyczajny, miał bowiem dziwny kształt i budowę. Był jak kula obły, ale dość spłaszczona i wydłużona. U dołu przyczepione miał jakieś spirale przypominające wielkie korkociągi o długości pół metra każdy. Z tych spirali, których było kilkanaście strzelały iskry. Kolor miał srebrny z białym poziomym pasem, na którym widniał ciąg jakichś dziwnych znaków. Jego wielkość określiłbym jako raczej duży, taki który może pomieścić kilkanaście albo nawet więcej osób.

Z tego dziwnego wehikułu szybko wysunęły się mechaniczne nogi i po chwili na nich wylądował. Znajdował się teraz kilka metrów od mojego rodzinnego domu. Śmigło jednak nie przestało się kręcić i otwarły się przesuwane drzwi. Zaparło mi dech w piersiach, zauważyłem jak inni ludzie wytrzeszczyli oczy i otwarli usta na widok dwóch dziwnych istot, które wyskoczyły na ziemię.

Były to wysokie ponad dwumetrowe czteronogie stwory, z rękami znacznie dłuższymi niż u ludzi, do tego grubymi i muskularnymi. Posiadały też po dwa stawy łokciowe.

Ich skóra była błyszcząca, pełna niewielkich grudek i w zdecydowanej większości zielona. Jedynie twarz miała kolor jasnoczerwony. W centralnym miejscu między czterema nogami znajdował się dziwny narząd otoczony jedynym na całym ciele fioletowym owłosieniem.

Głowa natomiast kształtem przypominała czaszkę potwora z popularnego filmu „Obcy, ósmy pasażer nostromo.” Posiadała jedno wielkie oko bez powieki i sześć mniejszych oczu umieszczonych symetrycznie wokoło tego głównego.

Oprócz oczu, w głowie były dwa otwory, jeden umieszczony pod oczami, a drugi tuż pod brodą. Ten pod oczami służył istotom do mówienia, drugi natomiast jak się później dowiedziałem do filtrowania wdychanego powietrza. Tak w skrócie wyglądali obcy.

Gdy stanęli na trawniku jeden wskazał mnie palcem, a drugi ruszył w moją stronę. Instynktownie zacząłem się cofać.

– Czego ode mnie chcecie? – krzyknąłem.

Lecz dziwoląg zrobił kilka szybkich kroków, wyciągnął rękę, w której miał jakiś nieduży pojemnik wyglądający jak dezodorant i użył go. Chmurka fioletowego, nieprzyjemnego w zapachu gazu poleciała mi na twarz. W ciągu dwóch sekund straciłem przytomność.

 

&&&

 

Ocknąłem się w jasno oświetlonym niedużym pokoju, który wydał mi się bardzo nowoczesny. Ściany oklejono białą tapetą w kolorowe koła, trójkąty, kwadraty i inne figury geometryczne. Na suficie nie było lampy, natomiast był on cały podświetlony.

Usiadłem na łóżku, muszę zaznaczyć bardzo wygodnym i wyposażonym w jakieś cudownie masujące, ciepłe urządzenia relaksujące. Potem uważnie się rozglądnąłem.

W ścianie, która była przede mną wmontowano szafki, jak się chwilę później okazało pełne ubrań i bielizny. W rogu stał nieduży idealnie wpasowany trójkątny stolik i krzesło. Coś na nim leżało, więc wstałem, by się temu przyjrzeć. Przedmiot okazał się być urządzeniem z dotykowym ekranem. Po kilku chwilach nauczyłem się go używać, bo był bardzo intuicyjny.

Zorientowałem się, że wyświetla plan budynku, w którym się znajdowałem. Dzięki opcji 3D rozpoznałem mój pokój. Znajdował się w rogu. Naliczyłem kilkanaście innych pomieszczeń, przeważnie większych, a kilka nawet znacznie większych. Wszystkie połączone były jednym korytarzem.

Gdy podwójnie kliknąłem na jeden z pokoi, ukazała się lista czynności, które mogłem tam robić. Bardzo mnie to zafascynowało. Zacząłem więc sprawdzać. Zaraz obok była łazienka, potem biblioteka, dalej kino, basen, pokój gdzie można było zagrać w gry video i nie tylko. Wreszcie jadalnia. I tak dalej…

Zastanowiła mnie jedna rzecz. W jadalni znajdowała się czerwona pulsująca kropka. Nie miałem pojęcia co może oznaczać.

Byłem nieco głodny, a ta kropka mnie zafrasowała, dlatego opuściłem mój pokój i ruszyłem do jadalni.

Naparłem na klamkę i wszedłem. Trochę się zdziwiłem, ale też ucieszyłem, bo ujrzałem siedzącą przy stole kobietę. Właściwie to dziewczynę, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miała splecione dłonie jakby na mnie czekała.

Uśmiechnęła się do mnie ciepło, a potem wstała i podeszła z wyciągniętą ręką. Uświadomiłem sobie, że jest szalenie atrakcyjna. Miała ciemne, proste włosy sięgające do szyi, ubrana była w szary podkoszulek, pod którym rysowały się kształtne, duże piersi. Na nogach miała dżinsy. Była nieco niższa ode mnie i miała wspaniałą szczupłą figurę.

– Cześć. Mam na imię Sylwia!

– Cześć. Ja jestem Dawid. Kim jesteś? Co my tu w ogóle robimy? – miałem mnóstwo pytań.

– Usiądźmy to ci wszystko wytłumaczę – odparła spokojnie. – Jesteś głodny? Mogę podgrzać obiad.

– Bardzo bym był ci wdzięczny. Jestem strasznie głodny.– odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Dziewczyna wstała i wyciągnęła z lodówki gotowy zestaw obiadowy, który włożyła do mikrofalówki. Następnie nastawiła czas i z powrotem usiadła przede mną.

– Zacznijmy ode mnie. Jestem androidem, najnowocześniejszym istniejącym modelem. Na mechaniczny szkielet nałożono mi wyhodowane ludzkie ciało. Posiadam program sztucznej inteligencji. Będę ci towarzyszyć do końca twojego życia.

Zszokowany otwarłem usta a ona mówiła dalej.

– Ludzka wiedza o kosmosie jest prawie całkiem błędna. Księżyc, Mars i inne planety nie istnieją. Ziemia jest jedną z planet, której posiadacze są ogromnie zacofani technologicznie. Dlatego zostawiono ją samą sobie. Wszystkie takie planety rozwijały się bez ingerencji rasy Naxxów, rasy która rządzi zbadanym do tej pory Universum. Takie było prawo, ale ono się niedawno zmieniło. Nowy prezydent zarządził teraz, że wszystkie zacofane technologicznie planety zostaną „wyeksploatowane”. Znaczy to, że wszelkie bogactwa naturalne zostaną wydobyte i przywłaszczone. Gdy to się stanie, ostatecznie Ziemia zostanie, jakby to powiedzieć obrazowo „przecięta na pół” a jej jądro zamienione na energię. Bardzo dużo niezwykle cennej energii.

Mikrofalówka piknęła i Sylwia poszła przynieść mi obiad. Chwilę później jadłem i zafascynowany słuchałem dalej.

– Przeznaczono jedną planetę, na której będziesz mieszkał z innymi jakich dotknął podobny los. Tam właśnie lecimy. Bo chyba już się domyślasz, że jesteśmy na statku kosmicznym.

– Nie, nie domyśliłem się. Ale co z pozostałymi ludźmi? Ilu ocaleje?

– Nikt, tylko ty! Zostałeś wylosowany. Miałeś wielkie szczęście.

– Dobrze to powiedz, jak wygląda nasz układ słoneczny. Przecież ludzie wylądowali na księżycu i Marsie.

– To wszystko była mistyfikacja. W bibliotece znajdziesz ilustrowane atlasy, z których możesz dowiedzieć się jak wygląda naprawdę układ słoneczny w jakim jest Ziemia.

Miałem dziesiątki pytań. Siedzieliśmy z androidem o imieniu Sylwia prawie półtorej godziny, pytałem o różne rzeczy, a ona cierpliwie mi odpowiadała. Potem poszedłem do biblioteki obejrzeć książki, o których mi powiedziała.

Gdy przewracałem strony atlasów ogarnęła mnie wielka fascynacja. Ziemia była czternastą planetą od słońca. Cały układ miał ich trzydzieści dwie. Byłem w szoku.

W bibliotece znajdowały się filmy, które można było puścić w sali kinowej. Wziąłem kilka i udałem się by je obejrzeć. Nie rozumiałem co mówi lektor, ale i tak oglądanie było dla mnie olbrzymią frajdą. Zobaczyłem niezwykłą obcą faunę i florę.

Zrobiło się trochę późno, wybiła dwudziesta druga. Odnalazłem Sylwię pływającą w basenie.

– Idę spać – powiedziałem – a ty? Potrzebujesz snu?

– Nie – odparła. – Ale mam do ciebie pytanie.

– Słucham – zainteresowałem się.

– Chcesz uprawiać seks?

Zamurowało mnie.

– To ty możesz uprawiać seks?

– Jak najbardziej. Mówiłam ci, że jestem bardzo zaawansowanym robotem. – odparła z uśmiechem – najnowszym jaki istnieje.

Bardzo się ucieszyłem, byłem bowiem prawiczkiem. Od dawna marzyłem o seksie.

– I to będzie w pełni prawdziwe? Tak jak z żywą kobietą? – nie mogłem uwierzyć.

– W stu procentach!

– W takim razie pewnie, że chcę – odparłem zafascynowany.

I ta noc była niesamowita!

 

&&&

 

Sylwia była doprawdy niezwykle zaawansowanym technologicznie robotem bo po trzech, czterech dniach wspólnego przebywania ze sobą, uświadomiłem sobie, że ją kocham. Był to trochę absurd, zdawałem sobie z tego sprawę.

Powiedziała mi, że istnieją sposoby na bardzo długie wydłużenie życia organizmów i w moim przypadku będzie to kilka tysięcy lat. Chyba, że umrę w jakiś wypadku.

Moja towarzyszka miała wgrany czip o niewyobrażalnej ilości danych dotyczących każdej dziedziny. Do tego potrafiła się uczyć i myśleć na poziomie człowieka z IQ powyżej 200. Zdawała się mieć poczucie humoru. Posiadała empatię. Nie trudno więc chyba zrozumieć, że byłem bardzo zadowolony z takiego towarzystwa. Okazało się też, że bardzo polubiłem seks.

 

&&&

 

Minęło sześć dni, kiedy Sylwia powiedziała mi, że dolecieliśmy na miejsce. Drzwi na końcu korytarza, które do tej pory były zamknięte, stanęły otworem. Zeszliśmy po schodkach na niższy poziom do rozległej prawie całkiem pustej hali. Znajdował się tam tylko jeden nieduży stateczek.

– Za około pół godziny będziemy już w naszym nowym domu. Polecimy tam tym dwuosobowym śmigaczem. Wsiadaj z drugiej strony! – powiedziała Sylwia.

Po chwili siedzieliśmy już w środku. Moja towarzyszka włączyła silniki, a potem nacisnęła jeszcze jakiś przycisk. Podłoga hangaru rozsunęła się, a my wylecieliśmy na otwartą przestrzeń. Zauważyłem teraz, że podłoga śmigacza jest przeźroczysta. Wszystko co rozpościerało się pode mną, widziałem idealnie.

Ujrzałem jasnobrązowy ląd i skupiska białych punktów. Zanurkowaliśmy i ląd zaczął się błyskawicznie zbliżać, a skupiska białych punktów robiły się coraz większe. Kilkanaście sekund później lecieliśmy już poziomo względem powierzchni lądu, na wysokości kilkuset metrów. Białe punkty okazały się kompleksami budynków.

– W jednym z tych budowli będziemy mieszkać? – zapytałem Sylwię.

– Nie – odparła – W tej części planety są fabryki i magazyny. Cierpliwości! – uśmiechnęła się do mnie.

Lecieliśmy dalej i ujrzałem okrągły plac.

– Tu jest lądowisko. – tłumaczyła mi Sylwia. – A tutaj składowisko odpadów.

To co zobaczyłem kawałek dalej za składowiskiem odpadów bardzo mnie zaskoczyło. Kolor podłoża zmienił się z jasnobrązowego na zielony. Ujrzałem obszerne łąki, na których w jednym miejscu biegały jakieś zwierzęta, dalej pasły się inne. Potem była błękitna szeroka rzeka, o wodzie tak czystej, że widziałem wyraźnie ławice ryb. Na powierzchni również pływały bardzo liczne grupy nie miałem pojęcia jakiego gatunku organizmów. Byłem zbyt daleko, by się dokładnie przyjrzeć. Później miałem mnóstwo czasu, by obejrzeć te wszystkie zwierzęta z bliska. Zobaczyłem też lasy, nad którymi latało mnóstwo ptactwa.

Zainteresowały mnie bardzo wysokie szare wieże, z ogromnym bąblem na szczycie, które mijaliśmy postawione w takiej samej odległości od siebie.

– Do czego służą te konstrukcje? – spytałem Sylwię.

– Ich funkcją jest zwiększenie siły grawitacji planety. Corme jest znacznie mniejsza od większości planet.

Chwilę później ujrzałem cel mojej podróży. Nie musiałem pytać, łatwo domyśliłem się co widzę.

Jeden koło drugiego znajdowały się działki z ogrodem i identycznym niewielkim domkiem w środku. Zamiast je liczyć zapytałem Sylwię:

– Ile ich jest?

– Trzydzieści cztery.

Wszystkie połączone były ścieżką. Niedaleko znajdował się mały plac, gdzie wylądowała Sylwia. Wyszliśmy z pojazdu, a ja zacząłem oddychać pełną piersią. Powietrze było cudowne i wiał lekki ciepły wietrzyk. Czułem się wspaniale. Tęsknota za rodziną i ojczyzną przyszła później, teraz o tym nie myślałem.

– Zaczynasz nowe życie – Sylwia pocałowała mnie w policzek. A ja odwzajemniłem się uściskiem.

 

&&&

 

Moja towarzyszka poprowadziła mnie do domku, w którym miałem spędzić resztę mojego życia. Idąc tam minęliśmy dwie posesje. Mieszkańcy zapewne wiedzieli o moim przybyciu, bo czekali na skraju ścieżki.

Pierwszych dwoje było niższych ode mnie o głowę, mieli od stóp do pasa jasnozieloną skórę, która wyżej przechodziła w żółtą. Ich palce u rąk i nóg połączone były błonami. Skórę pokrywały im tysiące grudek o pomarańczowym kolorze. W kulistej głowie mieli tylko jedno duże oko.

Stojący po lewej stronie podał mi rękę i domyśliłem się, że nie on z tych dwojga jest androidem. Powiedział coś w bardzo dziwnie brzmiącym języku. Jego android przetłumaczył mi: „Witaj przyjacielu! Na imię mam Regld. Jak tylko będziesz miał ochotę przyjdź, a ja oprowadzę cię po okolicy”.

– Dziękuję. Bardzo chętnie. – odparłem, a Sylwia przetłumaczyła moje słowa na jego język.

Drugi domek zamieszkiwała para charakteryzująca się gęstym owłosieniem na całym ciele. Później dowiedziałem się, że żyli na zimnej planecie. Byli podobnego wzrostu co pierwsi, którzy mnie przywitali. Ich futro miało ciemnoszary kolor. Wymieniliśmy uprzejmości i ruszyliśmy dalej. Przy przeznaczonym dla mnie domu czekała jeszcze niewielka grupka tu zesłanych. Mieli osobliwą różniącą się od siebie budowę ciała. Po krótkich przywitaniach zostawili mnie i Sylwię samych byśmy mogli się zaaklimatyzować w swoim nowym mieszkaniu.

 

&&&

 

Mieszkanie było parterowe i małe, ale zupełnie wystarczające dla dwóch osób. Posiadało duży salon, niewielką sypialnię, kuchnię i oczywiście łazienkę, której wyposażenie skopiowane było z Ziemi. Oprócz tego mieliśmy też duży taras.

W każdym pomieszczeniu znajdowały się standardowe sprzęty, takie jak; lodówka w kuchni, pralka w łazience, biblioteczka w salonie i wiele innych. Nie zabrakło też telewizorów, które powieszono na ścianach wszystkich pomieszczeń, z wyjątkiem łazienki.

Na stole, w salonie znalazłem laptop z dostępem do internetu. Zacząłem być trochę głodny, więc zajrzałem do lodówki. Na półkach leżały gotowe porcje obiadowe, które wystarczyło podgrzać w mikrofalówce.

– Co będzie jak skończy się jedzenie? – spytałem Sylwię mając na myśli, że może się skończyć szybciej niż przewidzieli ci, którzy to wszystko przygotowali.

– W chłodni w piwnicy jest zapas na około pięć lat – odparła – gdy się skończy przyślą nowy.

Ponad godzinę zajęło mi zwiedzenie całego domku. Potem podekscytowany poszedłem razem z Sylwią do Reglda, by zgodnie z obietnicą pokazał mi okolicę.

Wydał się ucieszony, wziął swojego androida i we czwórkę ruszyliśmy na małą wycieczkę. Rozmawialiśmy ze sobą poprzez tłumaczące roboty. Nie było to wygodne, ale inaczej się nie dało.

Tematów do rozmowy było bez liku i dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy, w międzyczasie zobaczyłem niezwykłe okazy fauny i flory występujące na tej planecie. Wrażenie zrobiły na mnie trójnogi o rozmiarach konia, które gdy się płoszyły zyskiwały zdolność rozwinięcia ogromnych skrzydeł i możliwość ucieczki w powietrze. Regld mi to zaprezentował rzucając w jednego kamieniem.

Zobaczyłem też okaz podobny do lisa. Miał rudą sierść z białymi plamami. Osobliwa była jego długość. Wyglądał jakby ktoś chwycił go za łeb i ogon i rozciągnął. Liczył sobie ponad trzy metry długości.

Były również mięsożerne rośliny. Podobne do tych na Ziemi, lecz znacznie większe. Później, któregoś dnia zobaczyłem jak łapią coś co przypominało zająca. Czymś go zwabiły, a potem fioletowo-czerwono-żółte od wewnętrznej strony liście zamknęły się tworząc zwyczajną zieloną kulę.

Na Corme wszystkie zwierzęta i rośliny były tak naprawdę inne. No może z wyjątkiem trawy, ale ona też po bliższych oględzinach nieco się różniła.

Na końcu spaceru Regld powiedział do mnie:

– Zawsze, gdy przybywa ktoś nowy, wszyscy urządzamy spotkanie na jego cześć. Zapraszamy Cię więc jutro, przyjdź do mojego domu. Będą wszyscy wraz ze swoimi androidami. Trzeba będzie też omówić jedną ważną rzecz, która dotyczy ciebie i nas wszystkich.

– Świetnie, a o której? – spytałem.

– A to już zależy od ciebie. Sam wybierz porę.

– Może być rano, tak o jedenastej?

– Pewnie.

Pożegnaliśmy się i pełny wrażeń z mnóstwem nowych informacji w głowie wróciłem razem z Sylwią do naszego domku.

 

&&&

 

Po zjedzeniu kolacji leżałem sam w łóżku, bo Sylwia gdzieś poszła. Włączyłem telewizor i zacząłem zmieniać programy. Było ich mnóstwo, ale zatrzymałem na jakimś informacyjnym, w którym rozpoznałem zdjęcia z Ziemi. Żal ścisnął mi serce bo ujrzałem obrazy inwazji. Wielkie statki obcej cywilizacji lądowały w pobliżu platform wiertniczych. Zobaczyłem przerażonych ludzi. Spiker coś mówił, chciałem wiedzieć co, ale Sylwii jeszcze nie było. Potem przeskoczyli na inny temat, nic co by mnie zaciekawiło, więc dalej zmieniałem kanały. Zaczęły się programy sportowe. Prychnąłem śmiechem, bo rozbawiło mnie jak jakieś dziwolągi grają w dziwną zespołową grę, której zasad nie mogłem odgadnąć.

I wtedy przyszła Sylwia. Niosła w ręce wielką strzykawkę z jakimś białym płynem.

– Zapomniałam o czymś – powiedziała.

– Ty zapomniałaś? – uśmiechnąłem się do niej.

– Co za bystrzak, racja androidy nie zapominają.

– Co to jest? – wskazałem na strzykawkę.

– Muszę ci to zaaplikować, byś się nie starzał. – odparła.

Potem kazała mi odwrócić się na brzuch i zrobiła zastrzyk w pośladek. Poczułem chłód rozchodzący się po ciele.

Następnie z powrotem przełączyłem na jeden z programów informacyjnych i poprosiłem, by tłumaczyła co mówi spiker. Było to dla mnie tak fascynujące, że wyłączyłem telewizor dopiero po trzech godzinach. Odczuwałem trochę zmęczenia i tej nocy nie kochaliśmy się.

 

&&&

 

Gdy się obudziłem rano, czułem się wspaniale. Jakbym był na wakacjach i mieszkał w pięciogwiazdkowym hotelu.

„Jestem ogromnym szczęściarzem – pomyślałem znowu – wylosowany z ośmiu miliardów ludzi!”

Wstałem z łóżka. Po toalecie zjadłem śniadanie i nie mogąc się doczekać spotkania u Reglda zacząłem przeglądać internet.

Za dziesięć jedenasta opuściliśmy z Sylwią domek i ruszyliśmy na spotkanie.

Kilka minut później byliśmy już w domku Regla. Ten serdecznie mnie przywitał i poprowadził kawałek dalej, na łąkę otoczoną drzewami. Był tam plac z dwoma podłużnymi stołami, przy których już wszyscy siedzieli. W sumie dziewięć osobników, a każdy z androidem – towarzyszem.

Nie będę w szczegółach opisywał ich budowy ciała. Zaznaczę tylko, że wszyscy się znacznie od siebie różnili.

Zająłem jedno z wolnych miejsc, a koło mnie usiadła Sylwia, gotowa tłumaczyć mi słowa innych. Regld wstał i zaczął mówić:

– Dołączył do nas Ziemianin, którego świat podzielił taki sam los jak nasze. Ma na imię Dawid. Jak zwykle proponuję by każdy się przedstawił i coś do niego powiedział. Proszę – wskazał ręką siedzącego obok siebie osobnika, którego budowa przypominała gigantycznego patyczaka. A jak się później dowiedziałem faktycznie potrzebne mu to było do kamuflażu na swojej planecie.

Patyczak wstał i powiedział do mnie:

– Serdecznie witam Cię Dawid! Mam na imię Prokttk. Miło mi Cię poznać. Jestem szczęśliwy, że mogę z Tobą rozmawiać. Czuję się wspaniale widząc Ciebie… – ciągnął jeszcze chwilę, a Sylwia powiedziała mi gdy skończył, że Patyczaki w zwyczaju mają powtarzać powitanie kilkakrotnie na wiele sposobów, by tak okazać szacunek.

Potem po kolei witali mnie inni. Bardzo dobrze widać było ich różne zwyczaje i poziom inteligencji. Gdy skończyli ponownie odezwał się Regld:

– To spotkanie nie ma na celu jedynie byś nas poznał. Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Powiedz szczerze; czy chcesz zemścić się na Naxxach? Odpłacić się im za to co zrobili tobie i twoim przyjaciołom?

– Chyba tak – odparłem – ale co my możemy zrobić?

– Przekonasz się. Ale jeśli się zgadzasz na zemstę, to wtajemniczymy cię w nasz projekt.

– Niech będzie! Zgadzam się! – powiedziałem zgodnie z prawdą.

Później jakiś czas trwały rozmowy. Poproszono mnie bym opowiedział o swojej planecie. Niektórzy chcieli opowiedzieć o swojej, więc ich wysłuchałem. Potem towarzystwo zaczęło się rozchodzić.

Regld natomiast podszedł do mnie i powiedział:

– Choć muszę pokazać ci pewne miejsce. Przekonasz się, że zemsta jest możliwa.

Ruszyliśmy ze swoimi androidami ścieżką w stronę lasu. Była wydeptana i pomyślałem, że często tu chodzili. Minął może kwadrans, a mój nowy przyjaciel nie odezwał się ani słowem. W końcu wyłoniliśmy się z między drzew na średniej wielkości łąkę, a mi zaparło dech w piersiach.

Rosły tu piękne kwiaty, sięgające mi do kolan, tworzące wielkie okręgi w różnych barwach, w taki sposób, że każdy okrąg był wewnątrz poprzedniego, malejąco do środka. Całą łąkę oświetlało różnokolorowe światło z nieba, które zmieniało się z każdym krokiem na inne. Zapytałem Sylwię o to zjawisko, a ona pierwszy raz powiedziała mi, że nie wie jak je wytłumaczyć. W powietrzu bez końca latały grupy ptaków tworząc koła i wstęgi. Przez wrażenia estetyczne, zapach pyłku kwiatowego i dźwięk śpiewającego ptactwa poczułem się jakbym umarł i znalazł się w niebie.

Na środku wznosił się pagórek, w którym była duża jama.

– Czy słyszysz jak do ciebie przemawia? Chodźmy do środka! – powiedział Regl.

– Co przemawia? – spytałem i w tym momencie faktyczne jakbym usłyszał słowa „wiiiiitaaaaaaj Dawiiiidzieee”

– Nie wiem. To jakaś niezwykła istota. Byt o wiele doskonalszy niż my wszyscy.

Ruszyłem za Regldem w stronę pagórka. Chwilę później wszyscy czworo weszliśmy do jamy. Za sprawą pnączy z jakimiś niewielkimi podłużnymi i powykręcanymi owocami, które świeciły na jasno niebiesko panował tu półmrok.

Korytarz był krótki, jakieś dwadzieścia metrów i nieco opadał. Po jego przejściu znaleźliśmy się w grocie wielkości trzech salonów zwykłego domu. Na jej środku, na krześle, przy stole siedziała jakaś niezwykła istota, wpatrująca się w ekran laptopa i pisząca coś. Z uwagi na to z czego była zbudowana powiedziałbym, że to największy dziwoląg, którego do tej pory zobaczyłem.

Przypominał Enta – istotę wymyśloną przez pisarzy fantasy. Czyli ożywione drzewo. Jego tułów to był kawałek pnia, ręce i nogi zrobione były z gałęzi, tak samo jak palce. Głowę natomiast tworzył wyrwany z ziemi pniak z korzeniami niczym włosy splecione w dredy.

„Wiiitaaaaj Daaaawiiiiidzieee” – znowu usłyszałem w głowie.

Dziwoląg podniósł na chwilę głowę, w której nie było ani oczu ani otworu gębowego ani nosa… Następnie wrócił do pisania na laptopie.

Dopiero teraz Regld zaczął mi wszystko wyjaśniać.

– Tak jak ci powiedziałem, ta istota – „bóg”, bo tak go nazywamy, to jakiś dużo bardziej doskonalszy byt. Nie podoba mu się to co robi prezydent Naxxów. Dzięki jego pomocy budujemy broń, konkretnie będzie to rakieta. Ale nie jakaś zwykła, ten byt powiedział, że rakieta będzie niewykrywalna i poleci prosto na mieszkanie prezydenta Naxxów. Wybuch zniszczy przy okazji wszystko w promieniu dziesięciu tysięcy kilometrów. A wytworzone toksyczne gazy jeszcze długo będą zabijać. Nasze androidy konstruują rakietę zgodnie z instrukcjami „boga”. A komponenty i wszystko co potrzebne pozyskujemy z położonego na wschodzie składowiska odpadów i fabryk. Fabryki pracują automatycznie, nie ma w nich żywej duszy i nikt nie pyta po co tam myszkujemy.

To co usłyszałem od Reglda i zobaczyłem było nieprawdopodobne, ale dowody miałem jak na dłoni. Istota z drewna była prawdziwa. Głos w mojej głowie tak samo. Nigdy przecież nie chorowałem psychicznie.

– Chcesz zobaczyć fragment rakiety, który do tej pory zbudowaliśmy? – spytał mój nowy znajomy.

– Jasne – odparłem – Sylwia może dołączyć do waszego zespołu jeśli chcecie.

– O tak, z pewnością się przyda.

Wyszliśmy z jamy i ruszyliśmy na dalszy spacer, który trwał dziesięć minut.

Na miejscu zobaczyłem otoczony trawą, utwardzony teren, o czarnej barwie. Miał kształt kwadratu o wielkości jakieś pięćdziesiąt na pięćdziesiąt metrów. Na jego środku stała konstrukcja z grubych rur wysoka na jakieś dwadzieścia metrów.

Gdy się jej przyglądałem Regld się odezwał:

– Ten element, to znaczy podpora, z której startować będzie rakieta, jest już ukończony.

Kilka metrów dalej leżały części rakiety w budowie. Były tu androidy, które pracowały. Ktoś coś spawał, ktoś inny wkręcał śruby, jeszcze ktoś coś montował.

– Pracują niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Później skopiuję na wasz laptop stworzoną przez „boga” bazę danych, by Sylwia mogła dołączyć do projektu. Tam jest wszystko; jakie materiały są jeszcze potrzebne, jak konstruować rakietę krok po kroku, plan rozdzielenia czynności by pracować wydajnie i jak będzie wyglądać po zbudowaniu. Powiem ci, że androidy tu sprawdzają się świetnie.

– Na jakim etapie budowy jesteśmy? – zapytałem.

– To dopiero początek, wykonaliśmy może dziesięć procent projektu.

Przez jakiś czas chodziłem po czarnej platformie oglądając podporę, potem przyglądałem się jak pracują androidy. Ostatecznie pożegnałem Reglda i wróciłem razem z Sylwią do domu.

Kilka godzin później Regld odwiedził mnie, wręczając dysk, na którym znajdowała się baza danych. Włożyłem go do czytnika w laptopie i zainstalowałem program. Włączyłem go i pozwoliłem Sylwii siąść na moim miejscu, a ja usunąłem się na bok.

Moja towarzyszka – android przez kilka chwil przeglądała dane. I z ogromnym zdumieniem w głosie powiedziała:

– Konstrukcja tej rakiety to coś, czego nikt jeszcze nie wymyślił. Absolutne nowatorstwo. Ośmielę się powiedzieć nawet, że przekracza to naszą wiedzę o całe dziesiątki tysięcy lat. Tak samo jak materiał, który ma eksplodować, te wzory chemiczne! Nie wprowadzono tego do mojej pamięci.

Okazało się, że „bóg” dołączył Sylwię do projektu i przez trzy godziny zaznajamiała się z czynnościami, które miała od tej pory wykonywać. Potem opuściła mieszkanie by rozpocząć pracę.

 

&&&

 

Minęły cztery zwyczajne dni. Piątego rano do drzwi mojego domku zawitał Regld ze swoim androidem – towarzyszem.

– Wybieramy się w pięć osób, w tym mój android, do fabryki po nową porcję komponentów. Jak chcesz możesz iść z nami.

– Pewnie, że pójdę – odparłem. – tylko zjem śniadanie.

– W porządku, zaczekamy.

Potem ruszyliśmy. Troje z nas zabrało plecaki, które były na wyposażeniu domków. Szliśmy długo, około dwóch godzin. Aż wreszcie ujrzałem składowisko odpadów i fabrykę. Tutaj kończył się też trawiasty zielony teren, odgrodzony grubą na pół metra, ciemnoniebieską szyną a za nią był już jedynie brązowy piach. Gdy dotarliśmy do ogradzającego składowisko muru ujrzałem dwumetrową wyrwę. Domyśliłem się, kto ją zrobił.

Weszliśmy na teren składowiska odpadów. Ujrzałem dwa pracujące pojazdy, które coś transportowały. Z mojej lewej strony, duża powierzchnia placu była jeszcze całkiem pusta. Natomiast z prawej, stało kilka wielkich otwartych silosów, nad którymi unosiły się żółte toksyczne opary.

Znajdowały się tam też hałdy śmieci. Jakieś opakowania, jakieś elementy zapewne zepsute, albo z innej przyczyny już nieprzydatne.

Przeszliśmy przez plac, kierując się w stronę dużej otwartej bramy. Chwilę później byliśmy już w środku. To była wielka hala, pełna kabli, jakichś akumulatorów i różnych sprzętów, a na środku znajdowała się konstrukcja przypominającą ogromny kocioł. Z tego kotła, do góry wydobywał się lekko żółtawy dym. Natomiast podłoga wokoło ubrudzona była tym, co pryskało na wszystkie strony.

Ujrzałem dwa pracujące roboty o kształcie wagonika z doczepionym z tyłu workiem, wyglądało, że w części zapełnionym. Domyśliłem się, że to robot sprzątający. Regld widząc czym jestem zainteresowany powiedział do mnie:

– I właśnie po to tu przyszliśmy. Ten robot ma potrzebne nam komponenty.

Potem wyjął z plecaka połyskliwą brązową płytkę, podszedł do robota i przyłożył ją do przedniej jego części. Robot wydał jakiś trzeszczący odgłos i wyłączył się.

– To silny magnes – wytłumaczył mi Regld – wywołał zwarcie. Teraz musimy otworzyć urządzenie.

Moi towarzysze wyciągnęli z plecaków narzędzia, w które wyposażony był każdy domek. Wyglądały dziwnie i po pierwszym rzucie oka, nawet nie wiedziałem do czego konkretnie służą. Przy ich pomocy zaczęli rozbierać sprzątacza i wymontowywać to czego potrzebowali.

Zabrane elementy zajęły dwa plecaki.

– Tutaj to wszystko – powiedział Regld – musimy zabrać jeszcze ogniwa metralgiczne z wysypiska.

I ruszyliśmy z powrotem. Regld wyprzedził moje pytanie:

– Ogniwa metralgiczne, które znajdziemy w śmieciach same są bezużyteczne, natomiast tworzy je stop metali, który po rozpuszczeniu jest nam bardzo potrzebny.

Regld wytłumaczył mi, że mam szukać srebrnego koła, wielkości mojej dłoni. Moi towarzysze wiedzieli w jakim rodzaju śmieci ich szukać, jednak ogniwa były małe i ich znalezienie w potrzebnej liczbie zajęło nam pół godziny.

Potem zadowoleni z powodzenia misji wróciliśmy do osiedla naszych domków.

 

&&&

 

Dzień za dniem mijał. I nie wiem jak bym się czuł, gdybym nie miał celu, którym było zbudowanie rakiety.

Minęły trzy tygodnie. Projekt budowy rakiety zrealizowany był na pewno w ponad pięćdziesięciu procentach. W międzyczasie do naszej społeczności dołączyła jedna istota, której świat tak jak nasze przeznaczony był na wyeksploatowanie i zagładę.

 

&&&

 

Minął kolejny miesiąc. Jakaż wielka była radość wszystkich, gdy „bóg” powiedział nam, że broń, dzięki której dokonamy zemsty, jest gotowa. Pozostało tylko wlać odpowiednią ilość paliwa, które rozrusza silnik. W fabrykach znajdowały się zbiorniki z tym paliwem. Więc przedostatni raz wybraliśmy się tam.

W fabrykach można było znaleźć kanistry. Wykorzystaliśmy je. Ale paliwa potrzeba było więcej niż mogliśmy unieść. To zmusiło nas do zrobienia dwóch rund.

Po zatankowaniu rakiety pozostało nam już tylko wpisać w jej komputer namiary na planetę Naxxów, a konkretnie na miejsce, gdzie mieszkał ich prezydent. Dane te miał każdy z androidów.

Wszyscy zebraliśmy się w odległości kilkunastu metrów wokoło stworzonej przez nas śmiercionośnej broni.

Zbudowany z drewna osobnik, który bardzo rzadko wychodził z jamy na środku niesamowitej łąki, a robił to tylko by przyjrzeć się budowanej rakiecie, teraz też ją opuścił i dołączył do nas. W dłoni trzymał niewielkiego pilota.

„Niech dokona się zemsta” – usłyszałem w głowie. Po naciśnięciu przycisku w pilocie rusztowanie, na którym opierała się rakieta zaczęło się ustawiać. Gdy pocisk stał pionowo z jego dołu buchnął niebieski płomień. Obiekt powoli zaczął się wznosić i gdy był na wysokości około stu metrów ogień zgasł, a pocisk zniknął. Oczywiście w przenośni, bo to uruchomił się silnik, który wyzwolił ogromną prędkość.

Wiedzieliśmy od „boga”, że „przesyłka” dotrze za cztery godziny i szesnaście minut. Chwilę wiwatowaliśmy szczęśliwi, a potem rozeszliśmy się do swoich domów, by włączyć telewizor i oczekiwać na to co miało nastąpić.

 

&&&

 

Do detonacji doszło z dokładnością co do minuty. Na głównym kanale informacyjnym i pewnie na mniej popularnych tak samo, pokazano olbrzymi wybuch. Potem pojawił się wstrząśnięty spiker, który zaczął mówić to co ja już wiedziałem.

– Na naszej rodzimej planecie doszło do olbrzymiej eksplozji. Na razie nie wiadomo jakiej dokładnie skali był to wybuch. Ale z pewnością dom prezydenta i on sam przestał istnieć. Nic nie wiadomo o tym kto nas zaatakował. Nieprawdopodobne jest, że agresor ominął wszystkie zabezpieczenia. Nic nie wiemy, byśmy mieli jakichś wrogów. Oczywiście pomijając zacofane cywilizacje…

Z przyjemnością bardzo długo oglądałem ten i inne programy informacyjne. Po pewnym czasie dowiedziałem się o panice jaka wybuchła na głównej planecie. Mieszkańcy byli przerażeni. Ci, których było stać i mieli możliwość, pakowali manatki i uciekali statkami byle dalej od swojej ojczyzny.

 

To już koniec mojej historii. Miałem wielką nadzieję, że Ziemia będzie ocalona. Tak się nie stało. Prawo mogło zmienić się dopiero za – na mój czas – około roku. Uroniłem kilka łez oglądając w telewizji jak rozerwano ją na dwie połowy by dostać się do jądra.

Jednak po chwili humor mi się poprawił – budowaliśmy kolejną rakietę.

Koniec
Nowa Fantastyka