Paweł od dziecka był niezwykle zżyty ze swoim dziadkiem, Mieczysławem Kwietniem. Dziadek był jego bohaterem, wzorem cnót, człowiekiem szanowanym w całej okolicy.
– Dzień dobry, panie Mieczysławie… Co słychać, panie Mietku? – na Ursynowie dziadkowi mówiono po imieniu, zawsze z wyprostowanymi plecami. Piekarz odkładał dla niego ostatni bochenek, listonosz wnosił przesyłki na trzecie piętro bez sprzeciwu, a Paweł liczył te drobne ukłony jak paciorki, wypełniony dumą.
Paweł był wręcz przekonany, że jego dziadka zna cały świat, a co najmniej cała Warszawa.
Dziadek był dla Pawła kimś więcej niż tylko bliskim członkiem rodziny – stał się bohaterem, wzorem do naśladowania.
Przedwczesna śmierć dziadka w niejasnych okolicznościach była dla chłopca ogromnym szokiem.
Powtarzał sobie, że kiedy dorośnie, stanie się taki sam jak dziadek.
Wiedział jednak, że nie będzie to łatwe – dziadek przestrzegał swojego rodzaju kodeksu, którego nigdy nie złamał.
Paweł doskonale pamiętał jego słowa:
„Pawełku, zawsze musisz walczyć w imię dobra – za wszelką cenę. Szanuj innych ludzi, bo to dla ich dobra jesteś na tym świecie, a wtedy oni będą szanować ciebie. Jedni z szacunku, a drudzy – ze strachu.”
Po tych słowach dziadek zwykle dodawał, że to zasady kodeksu, na który złożył przysięgę i którego nigdy nie złamie.
Dziadek Pawła nie był myśliwym, ale kilka razy w roku wyjeżdżał ze swoimi kolegami na „polowanie”. Mama Pawła zawsze komentowała to w podobny sposób:
– Teść wrócił w dobrym humorze… Pewnie polowanie było udane.
Kiedyś mały Pawełek zapytał, czym właściwie jest to polowanie, mama odpowiedziała:
– Oj, Pawełku… To jest tylko dla dorosłych. I na pewno by ci się nie podobało – szybko byś się znudził…
Ale chłopiec nie dawał za wygraną.
W końcu, po kolejnym pytaniu, dziadek zdecydował się zabrać głos.
– Pamiętasz bajkę o Jasiu i Małgosi? – zapytał go pewnego wieczoru.
– Tak, dziadku, mama mi ją czytała! – odpowiedział z entuzjazmem i dumą.
– I tam w bajce jest zła wiedźma, która chce zabić Jasia…
– Tak pamiętam dziadku… Bo to zła kobieta była! Bardzo zła! Ona krzywdziła dzieci… – mały Pawełek powiedział to stanowczym głosem.
– I co trzeba zrobić z taką wiedźmą, żeby nie mogła krzywdzić dzieci? – zapytał dziadek, łącząc w głosie czułość z pewnością, że wnuk odpowie właściwie.
Chłopiec odpowiedział z entuzjazmem:
– Jakiś rycerz musi ją pojmać!
Dziadek pokiwał głową z uznaniem:
– No i właśnie… świat potrzebuje takich rycerzy.
W tym momencie mama przerwała rozmowę:
– Niech tata nie opowiada dziecku takich rzeczy… Pawełek jest bardzo wrażliwy. Jeszcze uwierzy, że dziadek naprawdę poluje na wiedźmy…
– Synku, dziadziuś tylko bajki ci opowiada… – powiedziała mama, głaszcząc go po głowie.
Pawełek spojrzał raz na mamę, raz na dziadka. Dziadek uśmiechnął się lekko i powiedział:
– Tak, Pawełku… To tylko takie bajki.
Pawełek wstał nagle, tupnął nogą i krzyknął:
– Jak będę duży, zostanę rycerzem i będę polował na wiedźmy!
Dziadek aż się cofnął z wrażenia, a mama spojrzała z dezaprobatą na teścia i szepnęła:
– I widzi tata, co tata narobił…
Kilka miesięcy później dziadek znów wyjechał na polowanie.
Tym razem jednak było inaczej. Nie wrócił po kilku dniach, jak zwykle.
To Pawełek i jego mama pojechali do jednego z warszawskich szpitali.
Dziadek leżał nieprzytomny, otoczony aparaturą. Chłopiec po kilku minutach zapytał szeptem:
– Mamo? A dziadek długo jeszcze będzie spał? Bo mi się tutaj nudzi, jak dziadek tak śpi… W tych telewizorkach nie ma żadnych bajek… Tylko coś tam robi „pik… pik… pik”… O… A teraz już nie pika, tylko piszczy…
Mama, ocierając ukradkiem łzy, spojrzała na monitor i krzyknęła:
– Lekarza!!!
Szybko złapała syna za rękę i wyprowadziła go z sali. Pawełek spojrzał w stronę pokoju, do którego wbiegła grupa ludzi i zaczęła szarpać dziadka.
Zawołał:
– Mamo, mamo… Budzą dziadziusia! Chodź, pomożemy im!
Mama przykucnęła:
– Pawełku, z dziadziusiem jest bardzo źle… On… chyba odszedł od nas!
Chłopiec spojrzał w korytarz, uśmiechnął się i wskazał palcem:
– Tam dziadek… Tam idzie… Macha do nas ręką…
Mama odwróciła się w kierunku, który wskazało jej dziecko. Spojrzała… i powiedziała cicho:
– Tam nikogo nie ma, synku.
– Ale dziadek tam jest…
Chłopiec zrobił smutną minę i spojrzał na swoją mamę.
– O, już go nie ma…
To był ostatni raz, kiedy Paweł widział swojego dziadka.
Po śmierci Mieczysława Kwietnia Paweł często zadawał mamie pytania o to, co się właściwie stało. Zniecierpliwiona w końcu odpowiedziała:
– Dziadek został poważnie ranny na polowaniu… i dlatego umarł.
Później już nigdy nie wracała do tematu.
Mama uznała, że Paweł powinien porozmawiać z dziecięcym psychologiem. Po kilku sesjach chłopiec mówił już tylko:
– Dziadek jest szczęśliwy w niebie i macha do nas ręką.
Dziadek zostawił Pawłowi całą biblioteczkę książek.
Jedna z nich wyróżniała się – dotyczyła nauki growlingu. Paweł myślał, że to przypadkowy dodatek, dopóki nie znalazł odręcznych notatek dziadka na marginesach. Od razu poznał jego charakterystyczne pismo.
W okresie dojrzewania Paweł zafascynował się growlingiem i muzyką metalową. Szybko jednak zorientował się, że nie o muzykę tu chodzi. Książka zawierała kilkadziesiąt tekstów – nie po łacinie, ale w języku łudząco podobnym – które należało wyrecytować growlingiem.
Będąc na trzecim roku studiów, podczas juwenaliów, Paweł wystąpił jako support dla lokalnego zespołu deathmetalowego. Wyszedł na scenę i growlingiem wyśpiewał jeden z dłuższych tekstów z książki dziadka.
Tłum oszalał.
Jednak dwóch starszych ochroniarzy… zamarło.
Zastygli w bezruchu, potem padli na kolana i zaczęli bić się w piersi w rytm wypowiadanych przez Pawła słów.
Wstali dopiero, gdy skończył recytację.
Podczas zejścia ze sceny podeszli do niego. Jeden przycisnął go łokciem do ściany, a drugi wyszeptał do ucha:
– Nigdy więcej! Nigdy nie wypowiadaj tej modlitwy! To jedna z najwyższych modlitw paladynów. Jeszcze raz to zrobisz… Za złamanie kodeksu konsekwencje są ostateczne. A jeśli jesteś uczniem, twój mistrz też poniesie karę. Będziemy cię obserwować!
Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, obaj zniknęli w tłumie.
Paweł zrozumiał, że wiedza z książki nie była przeznaczona dla każdego. Postanowił więcej nie używać jej publicznie. Zaczął szukać informacji o paladynach.
Dowiedział się tylko tyle, że kierują się honorem i kodeksem… Tacy jak dziadek.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że świat, o którym opowiadał mu dziadek, nie tylko istnieje – ale już szykował się, by odebrać mu wszystko co dla niego najcenniejsze.
Kilka dni temu, stojąc przed jedną z warszawskich kamienic, Paweł został zabrany przez dwóch mężczyzn ciemnym BMW. Zawieźli go na Krakowskie Przedmieście, do jednego z państwowych budynków.
W sali konferencyjnej wręczono mu kopertę. Starszy mężczyzna powiedział:
– Nikt nie wyjaśni ci lepiej tej sytuacji niż twój dziadek. Proszę, przeczytaj zawartość koperty.
Na kartce rozpoznał znajome pismo. Zaczął czytać:
„Drogi Pawełku,
Teraz pewnie jesteś już dorosłym mężczyzną. Osoba, która przekazała ci ten list, to ktoś, komu możesz ufać. Nie będę ci opowiadał, kim są paladyni – pewnie już wiesz albo zaraz się dowiesz.
Tak. Byłem mistrzem w Zakonie Paladynów. Tak jak mój ojciec i mój dziad. Wywodzimy się z długiego rodu. W naszych żyłach płynie krew paladynów.
Ponieważ twój ojciec odmówił zaszczytu, mam nadzieję, że Ty – albo Twoi synowie – będziesz kontynuował tę szlachetną tradycję.
Od najmłodszych lat przygotowywałem cię Pawełku do tej roli.
Wśród książek, które ci zostawiłem, znajdziesz drogę.
Ale jest jedna, szczególna. Nazywamy ją Biblią Paladynów. Zawiera nasze święte teksty – modlitwy i mantry. Naucz się ich, ale pamiętaj – wolno je wypowiadać tylko w określonych rytuałach.
Resztę przekażą Ci moi bracia zakonni, których masz przed sobą.
Ufam, że wyrosłeś na mądrego, szlachetnego człowieka. Mam nadzieję, że spotkamy się w świecie naszego Pana Hektora, któremu służymy.
– Mieczysław Kwiecień.”

Paweł poznał prawdę o swoim dziadku – mistrzu Mieczysławie Kwietniu. Wiedział, że musi być twardy, nie może okazać lęku i musi działać ostro, bo los Ani i dzieci spoczywał w jego rękach.
Po tym jak skończył czytać spojrzał na mężczyzn przed sobą. Jeden z nich odezwał się z dumą:
– Twój dziadek miał na koncie czterdzieści dwa upolowane ścierwa – liczby wypowiedział z szacunkiem i podziwem. Tak jakby określały jakiś poziom w hierarchii.
Drugi skinął głową i dodał:
– Tak nazywamy upolowane wiedźmy.
Paweł poczuł, jak w sali robi się duszno. Słowa mężczyzny dźwięczały mu w głowie: „upolowane wiedźmy”. To, co kiedyś było tylko bajką opowiadaną przy rodzinnym stole, nagle nabrało kształtu, zapachu i ciężaru prawdziwego świata. Świata, którego nie da się już odsunąć, kiedy raz uchyli się do niego drzwi.
– Co… chcecie teraz zrobić ze mną? – zapytał cicho.
Starszy z paladynów spojrzał na niego uważnie, jakby ważył każde słowo.
– Niczego nie chcemy. To ty musisz zdecydować. Masz w sobie krew, która zobowiązuje. Lecz przymusu nie ma. Jeśli odmówisz – odejdziemy. I już nigdy nas nie zobaczysz.
Drugi dodał:
– Ale jeśli pójdziesz drogą dziadka… zaczniesz życie, którego większość ludzi nie potrafiłaby unieść. I z którego nie ma odwrotu.
Paweł milczał.
Przesłanie było proste: jeśli się wycofa, już nigdy nie zobaczy żony i dzieci. Skaże Anię na śmierć. Próbował to wszystko zrozumieć, ale jednocześnie pragnął chronić swoją rodzinę.
W jego myślach na przemian pojawiała się twarz dziadka – najpierw sprzed lat, uśmiechnięta, potem ta ostatnia, nieruchoma w szpitalnym łóżku. W pewnym momencie zamiast dziadka zobaczył tam umierającą Anię.
Przez chwilę słyszał tylko bicie własnego serca. Pik… pik… pik…
Potem usłyszał ten jednostajny ton ze szpitalnego korytarza.
Otworzył oczy.
– Jeśli mam coś kontynuować – powiedział – chcę wiedzieć wszystko. Całą prawdę. Bez półsłówek. Bez bajek o wiedźmach. Chcę wiedzieć, co naprawdę czyha tam, gdzie zwykli ludzie boją się spojrzeć.
Paladyni wymienili spojrzenia. I po raz pierwszy Paweł dostrzegł w nich coś, co nie było ani groźbą, ani dystansem – tylko szacunkiem.
Starszy z nich powiedział:
– W takim razie czas, byś zobaczył to, co widział twój dziadek. I czas, byś nauczył się, dlaczego świat potrzebuje rycerzy.
Wyjął z teczki niewielką metalową płytkę pokrytą runami. Gdy ją przesunął, w sali cicho kliknęło, a panel odsłonił długie przejście w dół, oświetlone tylko bladym, pulsującym światłem.
– To pierwszy krok – rzekł.
Paweł spojrzał w ciemność.
Był już dorosłym mężczyzną. Ale gdzieś w środku, na samym dnie, odzywał się mały chłopiec, który kiedyś powiedział z dumą: „Jak będę duży, zostanę rycerzem i będę polował na wiedźmy!”
I choć bał się jak nigdy dotąd, zrobił krok naprzód. Nie dla tradycji, nie dla tajemnicy, nie dla dziadka – lecz dla ukochanej żony i dzieci.