- Opowiadanie: Piotrek77 - Kim byłeś, dziadku

Kim byłeś, dziadku

To opowiadanie jest małym spin-offem z większego uniwersum, które wciąż powstaje. To jeden z rozdziałów. Nie musicie znać całej powieści, żeby się w nim odnaleźć. Mam nadzieję, że spędzicie przy nim miło czas!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kim byłeś, dziadku

 

Paweł od najmłodszych lat był bardzo zżyty ze swoim dziadkiem – Mieczysławem Kwietniem.

Dziadek był dla niego autorytetem, wzorem cnót.

Zawsze szanowany przez wszystkich w swoim otoczeniu.

 – Dzień dobry, panie Mieczysławie… Co słychać, panie Mietku? Na Ursynowie do dziadka mówiono po imieniu i z wyprostowanymi plecami. Piekarz odkładał dla niego ostatni bochenek, listonosz nosił przesyłki na trzecie piętro bez sprzeciwu, a Paweł liczył te drobne ukłony jak paciorki – z dumą, która w nim promieniowała.

Wręcz był przekonany, że zna go cały świat, a co najmniej cała Warszawa.

Dziadek był dla Pawła kimś więcej niż tylko bliskim członkiem rodziny – stał się bohaterem, wzorem do naśladowania.

 

Przedwczesna śmierć dziadka w niejasnych okolicznościach była dla chłopca ogromnym szokiem.

Powtarzał sobie, że kiedy dorośnie, stanie się taki sam jak dziadek.

Wiedział jednak, że nie będzie to łatwe – dziadek przestrzegał swojego rodzaju kodeksu, którego nigdy nie złamał.

Paweł doskonale pamiętał jego słowa:

„Pawełku, zawsze musisz walczyć w imię dobra – za wszelką cenę. Szanuj innych ludzi, bo to dla ich dobra jesteś na tym świecie, a wtedy oni będą szanować Ciebie. Jedni z szacunku, a drudzy – ze strachu.”

Po tych słowach dziadek zwykle dodawał, że to zasady kodeksu, na który złożył przysięgę i którego nigdy nie złamie.

 

Dziadek Pawła nie był myśliwym, ale kilka razy w roku wyjeżdżał ze swoimi kolegami na „polowanie”. Mama Pawła zawsze komentowała to w podobny sposób:

– Teść wrócił w dobrym humorze… Pewnie polowanie było udane.

Kiedy mały Pawełek zapytał kiedyś, czym właściwie jest to polowanie, mama odpowiedziała:

– Oj, Pawełku… To jest tylko dla dorosłych. I na pewno by ci się nie podobało – szybko byś się znudził…

Ale chłopiec nie dawał za wygraną.

W końcu, po kolejnym pytaniu, dziadek zdecydował się zabrać głos.

– Pamiętasz bajkę o Jasiu i Małgosi? – zapytał go pewnego wieczoru.

– Tak, dziadku, mama mi ją czytała! – odpowiedział z entuzjazmem i dumą.

– I tam w bajce jest zła wiedźma, która chce zabić Jasia…

– Tak pamiętam dziadku… Bo to zła kobieta była! Bardzo zła! Ona krzywdziła dzieci… – mały Pawełek powiedział to stanowczym głosem.

– I co trzeba zrobić z taką wiedźmą, żeby nie mogła więcej krzywdzić dzieci? – dziadek zapytał w sposób, który miał w sobie i czułość i pewność odpowiedzi wnuka.

Chłopiec odpowiedział z entuzjazmem:

– Jakiś rycerz musi ją pojmać!

Dziadek pokiwał głową z uznaniem:

– No i właśnie… świat potrzebuje takich rycerzy.

W tym momencie mama przerwała rozmowę:

– Niech tata nie opowiada dziecku takich rzeczy… Pawełek jest bardzo wrażliwy. Jeszcze uwierzy, że dziadek naprawdę poluje na wiedźmy…

Pogłaskała syna po głowie:

– Synku, dziadziuś tylko bajki ci opowiada…

Pawełek spojrzał raz na mamę, raz na dziadka. Dziadek uśmiechnął się lekko i powiedział:

– Tak, Pawełku… To tylko takie bajki.

Pawełek nagle się obruszył, wstał, tupnął nogą i krzyknął:

– Jak będę duży, to zostanę rycerzem i będę polował na wiedźmy!

Dziadek aż się cofnął z wrażenia, a mama spojrzała z dezaprobatą na teścia i szepnęła:

– I widzi tata, co tata narobił…

 

Kilka miesięcy później dziadek znów wyjechał na polowanie.

Tym razem jednak było inaczej. Nie wrócił po kilku dniach, jak zwykle.

To Pawełek i jego mama pojechali do jednego z warszawskich szpitali.

Dziadek leżał nieprzytomny, otoczony aparaturą. Chłopiec po kilku minutach zapytał szeptem:

– Mamo? A dziadek długo jeszcze będzie spał? Bo mi się tutaj nudzi, jak dziadek tak śpi… W tych telewizorkach nie ma żadnych bajek… Tylko coś tam robi „pik… pik… pik”… O… A teraz już nie pika, tylko piszczy…

Mama, ocierając ukradkiem łzy, spojrzała na monitor i krzyknęła:

– Lekarza!!!

Szybko złapała syna za rękę i wyprowadziła go z sali. Pawełek spojrzał w stronę pokoju, do którego wbiegła grupa ludzi i zaczęła szarpać dziadka.

Zawołał:

– Mamo, mamo… Budzą dziadziusia! Chodź, pomożemy im!

Mama przykucnęła:

– Pawełku, z dziadziusiem jest bardzo źle… On… chyba odszedł od nas!

Chłopiec spojrzał w głąb pustego korytarza, uśmiechnął się i nagle wskazał palcem:

– Tam dziadek… Tam idzie… Macha do nas ręką…

Mama odwróciła się w kierunku, który wskazało jej dziecko. Spojrzała… i powiedziała cicho:

– Tam nikogo nie ma, synku.

– Ale dziadek tam jest… 

Chłopiec zrobił smutną minę i spojrzał na swoją mamę.

– O, już go nie ma…

To był ostatni raz, kiedy Paweł widział swojego dziadka.

 

Po śmierci Mieczysława Kwietnia Paweł często zadawał mamie pytania o to, co się właściwie stało. Zniecierpliwiona w końcu odpowiedziała:

– Dziadek został poważnie ranny na polowaniu… i dlatego umarł.

Później już nigdy nie wracała do tematu.

Mama uznała, że Paweł powinien porozmawiać z dziecięcym psychologiem. Po kilku sesjach chłopiec mówił już tylko:

– Dziadek jest szczęśliwy w niebie i macha do nas ręką.

 

Dziadek zostawił Pawłowi całą biblioteczkę książek.

Jedna z nich różniła się znacząco – dotyczyła nauki growlingu. Paweł uznał ją za przypadkowy dodatek, dopóki nie odkrył odręcznych notatek dziadka zapisanych na marginesach. Od razu poznał jego charakterystyczne pismo.

W okresie dojrzewania Paweł zafascynował się growlingiem i muzyką metalową. Szybko jednak zorientował się, że nie o muzykę tu chodzi. Książka zawierała kilkadziesiąt tekstów – nie po łacinie, ale w języku łudząco podobnym – które należało wyrecytować growlingiem.

 

Będąc na trzecim roku studiów, podczas juwenaliów, Paweł wystąpił jako support dla lokalnego zespołu deathmetalowego. Wyszedł na scenę i growlingiem wyśpiewał jeden z dłuższych tekstów z książki dziadka.

Tłum oszalał.

Jednak dwóch starszych ochroniarzy… zamarło.

Zastygli w bezruchu, potem padli na kolana i zaczęli bić się w piersi w rytm wypowiadanych przez Pawła słów.

Wstali dopiero, gdy skończył recytację.

Podczas zejścia ze sceny podeszli do niego. Jeden przycisnął go łokciem do ściany, a drugi wyszeptał do ucha:

– Nigdy więcej! Nigdy nie wypowiadaj tej modlitwy! To jedna z najwyższych modlitw paladynów. Jeszcze raz to zrobisz… Za złamanie kodeksu konsekwencje są ostateczne. A jeśli jesteś uczniem, twój mistrz też poniesie karę. Będziemy cię obserwować!

Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, obaj zniknęli w tłumie.

 

Paweł zrozumiał, że wiedza z książki nie była przeznaczona dla każdego. Postanowił więcej nie używać jej publicznie. Zaczął szukać informacji o paladynach.

Dowiedział się tylko tyle, że kierują się honorem i kodeksem… Tacy jak dziadek.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że świat, o którym opowiadał mu dziadek, nie tylko istnieje – ale już szykował się, by odebrać mu wszystko co dla niego najcenniejsze.

 

Kilka dni temu, stojąc przed jedną z warszawskich kamienic, Paweł został zabrany przez dwóch mężczyzn ciemnym BMW. Zawieźli go na Krakowskie Przedmieście, do jednego z państwowych budynków.

W sali konferencyjnej wręczono mu kopertę. Starszy mężczyzna powiedział:

– Nikt nie wyjaśni ci lepiej tej sytuacji niż twój dziadek. Proszę, przeczytaj zawartość koperty.

Na kartce rozpoznał znajome pismo. Zaczął czytać:

„Drogi Pawełku,

Teraz pewnie jesteś już dorosłym mężczyzną. Osoba, która przekazała ci ten list, to ktoś, komu możesz ufać. Nie będę ci opowiadał, kim są paladyni – pewnie już wiesz albo zaraz się dowiesz.

Tak. Byłem mistrzem w Zakonie Paladynów. Tak jak mój ojciec i mój dziad. Wywodzimy się z długiego rodu. W naszych żyłach płynie krew paladynów.

Ponieważ twój ojciec odmówił zaszczytu, mam nadzieję, że Ty – albo Twoi synowie – będziesz kontynuował tę szlachetną tradycję.

Od najmłodszych lat przygotowywałem cię Pawełku do tej roli.

Wśród książek, które ci zostawiłem, znajdziesz drogę.

Ale jest jedna, szczególna. Nazywamy ją Biblią Paladynów. Zawiera nasze święte teksty – modlitwy i mantry. Naucz się ich, ale pamiętaj – wolno je wypowiadać tylko w określonych rytuałach.

Resztę przekażą Ci moi bracia zakonni, których masz przed sobą.

Ufam, że wyrosłeś na mądrego, szlachetnego człowieka. Mam nadzieję, że spotkamy się w świecie naszego Pana, któremu służymy.

– Mieczysław Kwiecień.”

Paweł w końcu poznał prawdę o swoim dziadku – mistrzu Mieczysławie Kwietniu.

 

Po tym jak skończył czytać spojrzał na mężczyzn przed sobą. Jeden z nich odezwał się z dumą:

– Twój dziadek miał na koncie czterdzieści dwa upolowane ścierwa – liczby wypowiedział z szacunkiem i podziwem. Tak jakby określały jakiś poziom w hierarchii.

Drugi skinął głową i dodał:

Tak nazywamy upolowane wiedźmy.

 

Paweł poczuł, jak w sali robi się duszno. Słowa mężczyzny dźwięczały mu w głowie: „upolowane wiedźmy”. To, co kiedyś było tylko bajką opowiadaną przy rodzinnym stole, nagle nabrało kształtu, zapachu i ciężaru prawdziwego świata. Świata, którego nie da się już odsunąć, kiedy raz uchyli się do niego drzwi.

– Co… chcecie teraz zrobić ze mną? – zapytał cicho.

Starszy z paladynów spojrzał na niego uważnie, jakby ważył każde słowo.

– Niczego nie chcemy. To ty musisz zdecydować. Masz w sobie krew, która zobowiązuje. Lecz przymusu nie ma. Jeśli odmówisz – odejdziemy. I już nigdy nas nie zobaczysz.

Drugi dodał:

– Ale jeśli pójdziesz drogą dziadka… zaczniesz życie, którego większość ludzi nie potrafiłaby unieść. I z którego nie ma odwrotu.

Paweł milczał. W jego myślach na przemian pojawiała się twarz dziadka – ta sprzed lat, uśmiechnięta, i ta ostatnia, nieruchoma w szpitalnym łóżku. Nagle zrozumiał coś, czego wcześniej nie pojmował. Dziadek nigdy nie był ofiarą. On raczej do końca pozostał wojownikiem, który zapłacił cenę za próbę ocalenia innych.

 

Paweł zamknął oczy. Przez moment słyszał tylko bicie własnego serca.

Pik… pik… pik…

A potem ten długi, jednostajny ton, który pamiętał ze szpitalnego korytarza.

Otworzył oczy.

– Jeśli mam coś kontynuować – powiedział – chcę wiedzieć wszystko. Całą prawdę. Bez półsłówek. Bez bajek o wiedźmach. Chcę wiedzieć, co naprawdę czyha tam, gdzie zwykli ludzie boją się spojrzeć.

Paladyni wymienili spojrzenia. I po raz pierwszy Paweł dostrzegł w nich coś, co nie było ani groźbą, ani dystansem – tylko szacunkiem.

Starszy z nich powiedział:

– W takim razie czas, byś zobaczył to, co widział twój dziadek. I czas, byś nauczył się, dlaczego świat potrzebuje rycerzy.

Wyjął z teczki niewielką metalową płytkę pokrytą runami. Gdy ją przesunął, coś w sali cicho kliknęło. Panel w ścianie odsunął się, odsłaniając długie przejście prowadzące w dół – oświetlone jedynie bladym, pulsującym światłem.

– To pierwszy krok – rzekł.

Paweł spojrzał w ciemność.

Był już dorosłym mężczyzną. Ale gdzieś w środku, na samym dnie, odzywał się mały chłopiec, który kiedyś powiedział z dumą: „Jak będę duży, zostanę rycerzem i będę polował na wiedźmy!”.

I choć bał się, jak nigdy dotąd, zrobił krok naprzód.

Nie dla tradycji. Nie dla tajemnicy.

Dla dziadka.

I dla tego, co jeszcze czekało na niego w mroku.

Koniec

Komentarze

nie jestem targetem, więc tylko mała uwaga 

“Od najmłodszych lat przygotowywałem cię Pawełku do tej roli.”

a z treści opowieści wynika, że Pawełek nie wiedział nic albo i jeszcze mniej. 

i gdyby nie przypadek dożyłby w nieświadomości szczęśliwej starości.

Witaj. :)

Szanowny Autorze, już wcześniej podsunęłam Ci poradnik Drakainy, zerknij, proszę, doń – teksty o tej ilości znaków to u nas SZORTY, nie opowiadania (oba rządzą się innymi prawami), więc bądź uprzejmy zmienić kategorię. ;) 

Pozdrawiam serdecznie, zaraz wracam z komentarzem dyżurnym. ;) 

Edit:

Witam ponownie. :)

Co do kwestii technicznych – wątpliwości oraz sugestie (zawsze – tylko do przemyślenia):

Kim byłeś dziadku – tytuł to zdanie pytające i brakuje w nim przecinka przy Wołaczu?

Co słychać, panie Mietku… – tu podobnie? – to jest zdanie pytające

Piekarz odkładał dla niego ostatni bochenek, listonosz nosił przesyłki na trzecie piętro bez mruknięcia, a Paweł liczył te drobne ukłony jak paciorki – z dumą, która grzała go jak słońce. – czy tu nie chodziło o „mrugnięcie” (powieką)?

Piekarz odkładał dla niego ostatni bochenek, listonosz nosił przesyłki na trzecie piętro bez mruknięcia, a Paweł liczył te drobne ukłony jak paciorki – z dumą, która grzała go jak słońce. – powtórzenie?

 

Dziadek był dla Pawła kimś więcej niż tylko bliskim członkiem rodziny – był bohaterem, wzorem do naśladowania. Przedwczesna śmierć dziadka w niejasnych okolicznościach była dla chłopca ogromnym szokiem. Paweł powtarzał sobie, że kiedy dorośnie, będzie taki sam jak dziadek. Wiedział jednak, że nie będzie to łatwe – dziadek przestrzegał swojego rodzaju kodeksu, którego nigdy nie złamał.– powtórzenia?

Tak pamiętam dziadku… – przecinek przy Wołaczu?

– Jakiś rycerz musi ją aresztować! – dość dziwnie brzmi „aresztowanie wiedźmy (i kogokolwiek) przez rycerza”, nawet w ustach rezolutnego malucha – czy rycerze są od aresztowania? – zabierają potem kogoś do aresztu?

To tylko takie bajki. – aliteracja?

– Ale dziadek tam jest… O, już go nie ma… – chłopiec zrobił smutną minę i spojrzał na swoją mamę. – błędny zapis dialogu?

Po śmierci Mieczysława Kwietnia – Paweł często zadawał mamie pytania o to, co się właściwie stało. – czemu jest tu myślnik?

 

Po zakończonym liście od dziadka brak kropki?

Treść jest ciekawa, lecz istotnie, jak wspominasz w Przedmowie, sprawia wrażenie fragmentu większej całości. Poruszasz tu wiele wątków, do tego sporo zagadnień sygnalizujesz, lecz nie są one szczegółowo wyjaśnione, rozwinięte ani kontynuowane. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Witajcie :)

 

Bruce,

Jak zwykle można liczyć na Twoje cenne wskazówki. Faktycznie – tekst był trochę zbyt krótki i nienależycie domknięty. Dodałem więc coś na końcu.

Co prawda ten wątek miał otwierać kolejne rozdziały, ale w formie jednego opowiadania nie da się ich zamieścić – pofragmentowane rozpłynęłyby się między innymi tekstami. Dlatego lekko zmieniłem zakończenie rozdziału. Myślę jednak, że w wersji SZORT sprawdza się teraz dużo lepiej. :)

 

Gwidon,

Dziękuję za opinię – uwzględniłem Twoje uwagi w tekście. Teraz już wiesz, że paladyni odnaleźli Pawła i dali mu wybór. Właściwie, gdyby podjął inną decyzję, dożyłby w nieświadomości spokojnej, szczęśliwej starości.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

 

I ja dziękuję. :)

Ok, jasne, rozumiem. ;)

Teraz zakończenie na pewno bardziej domyka całość, tylko tutaj jeszcze dodaj na końcu kropkę:

Ale gdzieś w środku, na samym dnie, odzywał się mały chłopiec, który kiedyś powiedział z dumą: „Jak będę duży, zostanę rycerzem i będę polował na wiedźmy!”

Pozdrawiam serdecznie. :) 

 

Pecunia non olet

Ciekawe opowiadanie, dobry pomysł który moim zdaniem jest wart kontynuacji.

Mam dwie uwagi które przychodzą mi “na gorąco” do głowy:

 

  1. Na początku tekstu słowo “dziadek” powtarza się trochę za często
  2. Wydaje mi się, że poprawne wyrażenie to śpiewać/mówić growlem, a nie growlingiem. Growl to forma ekspresji wokalnej mająca nazwę własną jak typy głosu (np. bas lub sopran, nie mówimy śpiewać “sopraningiem”), choć wyrażenie “growling” przyjęło się jako określenie czynności. Tak mi się przynajmniej wydaje, siedzę w tej muzyce kupę lat i zawsze używałem określenia “śpiewać growlem” :).

Kilka dni temu, stojąc przed jedną z warszawskich kamienic, Paweł został zabrany przez dwóch mężczyzn ciemnym BMW. Zawieźli go na Krakowskie Przedmieście, do jednego z państwowych budynków.

– tu powinno być chyba “kilka dni później” – żeby zachować chronologię.

 

Z całego opowiadania najbardziej podoba mi się emocjonalny język i pomysł. Refleksje małego chłopca i śmierć dziadka – klasa, naprawdę czyta się z gulą pod gardłem.

 

Chciałbym dowiedzieć się co było dalej :)

Nowa Fantastyka