Tak jest! Skodacz, sto pięćdziesiąt na ekspresówce i naprzód! Tchnienie pełne energii i marzeń wypełniło płuca, żarzących iskier rozniecających pożar konsekwentnie gaszony brakiem podwyżki, neutralnym feedbackiem i w końcu… zabraniem karty Multisport!.
Senior! Senior Manager! Tylko Senior* się liczy! Tkwić prawie dwa lata jako marny Mid na Gradzie B*, cóż za wstyd! Wszyscy koledzy już na C* bujają się służbowymi brykami z salonu. A ja? Stara octavia, wprawdzie napęd cztery na cztery, lecz rocznik dwucyfrowy, w mig ukaże się przeklęta dwójka z przodu licznika…
Czas na zmiany.
Światła awaryjne migające na każdym pasie, zapewne zalążek zatoru przy wylotówce z miasta. O tej porze nic nadzwyczajnego, w końcu piętnasta. Ludzie wracają do domów po sześciu godzinach pracy. Szczęśliwcy. Będą dokańczać casy* zdalnie. Eh, skończyły się czasy, kiedy home office stanowił podstawę funkcjonowania. Zaczynasz pracę o ósmej, wstajesz za piętnaście ósma. Odpalasz lapka, śniadanko, kawka – może w odwrotnej kolejności? Nikt nie zabroni. Teams o ósmej na zielono, to najważniejsze. A jak się spóźnisz – to co z tego? Do pierwszego calla* pod pierzynkę! Po co się przemęczać?
Łezka się w oku kręci na wspomnienie złotych czasów odchodzących do lamusa. Wszystko przez ten cholerny wynajem przestrzeni biurowej i regularne zmiany wytycznych dla pracowników. Aktywne wsparcie akcji „powrót do biur” przez firmę zapoczątkowało tą całą katastrofę, która rozpoczęła się całkiem niewinnie…
Na początek co miesięczne spotkanie teamowe, gdy odkryto szczepionkę na sto pięćdziesiątą odmianę koronawirusa. Niby spotkać się z ludźmi to zawsze co innego niż widok ciągle tych samych inicjałów otoczonych kolorowymi kwadracikami, niby jest ta pizza… ale TEN kwaśny posmak wstawania przed siódmą i szmacenia swej godności, przebijając się przez połowę miasta tramwajem z tymi wszystkimi tępakami i nieukami, co nawet nie mają pojęcia o dobrym Deploymencie, Scrumie*… Ba! Nie znających wartości Project Managementu! Widok tejże hołoty doprowadzał do granic szaleństwa i obłudy. Jak można tak przesrać swoje życie na kasie albo magazynie? Tylko idioci brudzą lub niszczą swe dłonie od smarów, smoły, rękawic i chuj wie czego jeszcze. Czy jeżdżą od świtu do zmierzchu za jakieś marne grosze jako hydraulicy, elektrycy, kierowcy czy inne paskudne rob(a)ole!!! Blee!!
A hajs leży na ulicy. Wystarczy się tylko po niego schylić. Po co zapierdalać, skoro można robić pieniążki, opalając się na Malediwach? Jednostki inteligentne rozumieją i korzystają, reszta szarej masy niech trwa w swej biedocie i głupocie.
Niewiedza jest błogosławieństwem.
Korek ruszył, zjechała z autostrady. Wszystko co złe kiedyś się kończy. Niestety zasada ta funkcjonuje w przyrodzie obusiecznie. Wstępnie odgórna decyzja o obowiązku stawiania się w biurze raz w tygodniu. Limit obecności w przeliczniku kwartalnym wchodził w grę. Jeszcze. Raz w miesiącu spotkanie działowe z pizzą, inny raz teamowe w co drugi czwartek miesiąca. Też z pizzą. A teraz? Obowiązkowo czterdzieści procent z biura! Wymóg miesięczny! I to bez pizzy i braku zwrotu za dojazdy! A ten bilet to kurwa MÓJ HAJS!!!!
Dwa miesiące potem wycofali Multisporta jako benefit. Teraz na zakup karty potrzebna była cała pula miesięcznych środków z platformy firmowej MyBenefits jak i dodatkowe dwadzieścia złotych… DOPŁACAĆ DIEWIĘTNAŚCIE ZŁOTYCH!! MOICH DZIEWIĘTNAŚCIE ZŁOTYCH!!!
Tego było już za wiele.
Owszem, rozczarowanie sięgnęło zenitu; mimo to zwyciężyła wstrzemięźliwość w podejmowaniu nazbyt pochopnych decyzji. W końcu po dwóch latach harówy, dokończenia trzech projektów i zadowoleniu klienta awans na Seniora Gradu C wydawał się oczywistością. Pachniało trzynastą pensją, dofinansowaniem do środków przejazdów w postaci karty paliwowej i biletem MPK o miesięcznej sumie czterystu złotych jak i najnowszym, służbowym iPhonem i Maczkiem. Oczywiście na wyrównanie rynkowej pensji, czyli do dwudziestu brutto, nie było co liczyć. Max te marne dziesięć procent. Skurwysyny. Wszystko tak pięknie wyliczyli. Tak pięknie.
ŁUP! Roczna ocena i pierwsze zdanie. Nie do końca realizujesz cele. Co kurwa?! Nici z podwyżki, a jakiś jebany Developer dostaje?! To mnie się należy! C, Senior, trzynastka, służbowe auto! Upokorzenie nie do wybaczenia.
Od razu zaczęła wysyłać CV.
I tak o to tu i teraz gnała w drodze po swoje marzenia, po wymarzone życie, na które tak ciężko pracowała i zasługiwała. Senior Manager Project Officer. Stawka wprawdzie nierynkowa, ale te siedemnaście brutto wygląda lepiej niż to co teraz. Przynajmniej pięciocyfrowa wartość netto. No, w końcu jakieś standardy.
Ciekawy opis firmy jak i procesu rekrutacyjnego brzmiący niczym thriller, wskazujący na pracę w potwornym środowisku, ha, ha. Rechotanie podczas czytania satyrystycznego opisu stanowiska z benefitami aż do rychłej śmierci, w tym dożywotnim zakazem opuszczania biura będzie jej towarzyszyć do końca życia. Straszne korpo z potworną innowacyjnością wskrzeszania ofiar, czyli klientów, jak i z kulturą picia krwi pracowników. Musiała poznać oryginalnego twórcę sloganowej parafrazy.
Szlag z tym! Mają płacić i już!
Szybka rozmowa z rekruterką. Umówienie pierwszego terminu. Konkretny, choć dziwny call z Managerem. Gość tylko siedział w zaciemnionym pomieszczeniu z ledwo co widoczną twarzą. Ale znał się na rzeczy. Przesiąknięty korpo-gównem jak każdy fraje.. to znaczy doświadczony Manager. Akceptował widełki. To najważniejsze. Telefon zwrotny trzy dni później. Kobieta beznamiętnym, cichym głosem bez zbędnych ceregieli proponuje termin decydującej rozmowy w biurze face to face z kierownikiem projektu.
Natychmiast wygooglowała nowo co powstały start up IT4FeaR na ulicy Grobowcowej jeden. Ulala, potrafią tam przyoszczędzić. Pierwszy raz spotkała się, aby rynek IT rozwijał się poza granicami miasta. Na pewno wynajem biura pod lasem jest tańszy niż te wszystkie Business Center. Firma przedstawia się eco, jak każdy w dzisiejszych czasach. Ekologia i ekonomia mają ze sobą tyle wspólnego, pomijając pierwszą sylabę. W broszurce wspomniana została wyjątkowo kusząca propozycja bliskiego spoczynku na łonie natury. W końcu jedyną stojącą budowlą w promieniu dwustu set metrów stanowił stary kościółek z sąsiedztwem cmentarza.
A no tak, trzeba by napisać do Google Maps o aktualizację zdjęć tej zarośniętej krzaczorami szopy w miejscu centrali spółki.
Skręt w lewo, trzysta metrów przed siebie i witaj Senior Manager Project Officer Andrea Szczawek! Walić was, zasrane korpo-c(w)ele! Nie potraficie docenić perfekcyjnego angielskiego certyfikowanym Cambridge C1, średnim włoskim poznanym w czasach liceum, potęgi Waterfalla* i Agile*, certyfikatów ITILa*, super skillami w Jirze* i Excelu jak i trzyletnie doświadczenie w outsourcingu to dyplomatycznie rozwiążemy istotę problemu: spierdalajcie!
Marzeniem rzucała na stolik wypowiedzenie umowy i standardowym tekstem „Jak mi wyrównacie do dwudziestu dwóch to się zastanowię”