Hasło: Stepowanie po szklanej podłodze.
Dziękuje Marszawie za betę.
Hasło: Stepowanie po szklanej podłodze.
Dziękuje Marszawie za betę.
Tamtej nocy rogi znowu zawyły, a ludzie zaczęli ujadać jak dzikie psy. Zerwałem się z siennika i popędziłem co sił z zamiarem sprawdzenia, co się właściwie stało. Gdy postawiłem stopę poza górnym obozem, zobaczyłem, jak nasi niedawni goście są masowo mordowani w wielkim legowisku pod bramą przez tych, których mieli w zwyczaju zjadać. Niewielkie plemię, które wcześniej w teatrze naszego zniszczonego świata grało rolę bezwolnej ofiary, teraz stało się oprawcą.
Schronienie Pokoju było grupą bez wątpienia niezwykłą. Niedającą się włożyć w sztywne ramy chaos-porządek. Posiadała własne przepowiednie i wizję. Każdy czyn miał przybliżać ich do ostatecznego porządku, ale od jakiegoś czasu cokolwiek robili, powodowało coraz więcej chaosu. Punktem zwrotnym było zniknięcie naszego patrolu w okolicy ich odrażającego siedliska, a teraz wydarzyło się to.
Jednakowoż pisząc dla potomnych, chyba powinienem zarysować jakieś tło historyczne, prawda? Sam do końca nie wiem, jak to było, bo nie jestem aż tak stary, słyszałem tylko plotki. Niemniej na pewno jest w nich ziarno prawdy.
Dawno, dawno temu, kiedy ludzie spadli z drzew i zaczęli chodzić na dwóch nogach, pojawiło się nowe zagrożenie, które dotykało nie tylko nas, ale też każde inne żyjące stworzenie na świecie. Była nią organizacja i manipulacja przyrodą w celu dostosowania jej do własnych potrzeb. Z czasem pojawiły się kamienne domy, potem zamki, miasta, państwa aż w końcu wylądowaliśmy w tych szklanych świątyniach zepsucia i wyzysku, w których musieliśmy co rusz tworzyć nowe strategie marketingowe produktów, których nikt nie chciał kupować.
To było straszne, a gdy rzeczywistość prężnie wyciągała z nas chęć do życia, pojawił się on, Stepujący po szklanej podłodze. Albo szklanym suficie, zależy jak na to spojrzeć. Pod naporem jego butów z metalowymi podeszwami szklana podłoga pękła, a stary ład na dobre zawalił się, zostawiając tylko zgliszcza. My, Zjadacze i nasi przyjaciele, Smakosze byliśmy strażnikami tych ruin, aby na ich miejscu nigdy nie urosło więcej szklanych domów. Schronienie Pokoju do niedawna za wszelką cenę próbowało je jednak zbudować, lecz teraz coś się w nich zmieniło.
Popatrzyłem na ten cały spektakl znudzonym wzrokiem i kazałem zamknąć wrota. Ci, których właśnie mordowano, byli niezwykle zasłużonymi, chociaż trochę zbyt zorganizowanymi ludojadami, nazywanymi powszechnie Smakoszami. Owi ludzie mieli to do siebie, że mówili głównie łamaną włoszczyzną (albo raczej polskim, tyle że stylizowanym na włoski) i często krzyczeli „mamma mia”. Szczególnie w dramatycznych sytuacjach, kiedy na przykład byli mordowani jak teraz.
Zdawałem sobie sprawę, że potem trzeba będzie wygłosić jakieś przemówienie, aby załagodzić napięcia. Oczywiście, o ile ktoś przeżyje. Póki co zdecydowanie zbeształem strażników, tłumacząc im, że cały ten krzyk był w zasadzie o nic. Bo chociaż dobrze byłoby, gdyby nasi goście nie byli mordowani, to jednak służy to w końcu chaosowi, czy nie? Oczywiście, że to źle, ale co należy mówić ludziom, to zupełnie inna sprawa.
Nie poszedłem od razu spać, chociaż chciałem. Zamiast tego zaszyłem się świątyni ognia. Tam należało czekać, gdyż przepowiednie mówiły jasno – w końcu nadejdzie kres i Smakoszy i Zjadaczy. Ktoś ich wtedy zastąpi, a jak ich zastąpi, to będą potrzebowali kapłana, następcy naszego niegdysiejszego światłego przywódcy, Stepującego po szklanej podłodze. Tę światłą rolę oczywiście będę musiał pełnić ja, bo własnego kapłana chaosu to oni raczej nie mają.
W międzyczasie jednak zmieniłem zdanie i poszedłem spać, na wszelki wypadek w pozycji, która sugerowała gorliwą modlitwę. I to był dobry wybór, bo po jakimś czasie do środka wpadło wielu pozostałych przy życiu członków plemienia Zjadaczy. Okazało się, że Pokojowi przygotowali się do oblężenia, zbudowali wcześniej Taran Pokoju i po wymordowaniu Smakoszy, wyważyli bramę, aby dobrać się również do nas. Cóż za odrażający przykład organizacji! Natychmiast wzięli się za systematycznie chaotyczne mordowanie każdego, kto znalazł się w zasięgu ich pałek do pokojowego rozwiązywania konfliktów, które z jakiegoś powodu świetnie nadawały się również do rozłupywania czaszek.
Kiedy w końcu Siły Pokojowe wdarły się do świątyni, po wymordowaniu ocalałych, zastały mnie w niesłychanie pobożnej pozie, wznoszącego niemalże szczere modlitwy o nawrócenie napastników na naszą światłą ścieżkę. Obróciłem się w ich kierunku, przyjmując oświecony, może trochę pobłażliwy wyraz twarzy. I natychmiast zrzedła mi mina.
Wojownik Pokoju, który stał na czele Sił Pokojowych, miał skórę koloru przypieczonej pomarańczy, a w oczach prawdziwy ogień piekielny. W tamtej chwili zdawał mi się mesjaszem, tym który poprowadzi nas do prawdziwego wybawienia od zdradliwej organizacji i porządku. Taki sam ogień miał w sobie nasz były światły przywódca. Taki chciałbym mieć ja, chociaż nigdy naprawdę nie słyszałem głosu naszego straszliwego boga. Podobno wybrańcy stawali się w zasadzie zawłaszczeni przez chaos i ich mowa była jego mową. Nie byli żadnymi nędznymi pośrednikami jak ja. Dlatego też od razu padłem na kolana i bardzo, ale to bardzo chciałem usłyszeć jego głos, w końcu, po tylu latach udawania dostąpić tego zaszczytu.
Widziałem jakby w zwolnionym tempie, jak kiwał głową, mrużył oczy, poklepywał swoich ludzi po ramieniu. Potem otworzył usta i zaczął mówić, a ja z zachwytem spijałem kłamstwa pomarańczowego proroka wprost z jego ust.
– Popatrzcie na to! Popatrzcie! To jest zwycięstwo. Zwycięstwo, jakiego jeszcze nikt nigdy nie widział, możecie mi wierzyć. Ci ludzie, niezorganizowani, brutalni i kompletnie niepokojowi, oni byli problemem! Teraz gdy zabiliśmy miliony, miliony tych głupich Zjadaczy, będziemy mogli w końcu odetchnąć i zająć się tym, co jest naprawdę ważne. A co jest naprawdę ważne? Myślę, że wiecie. Wiem, wielu z was chciałoby, żebym w końcu opublikował listę kapłana Mruka, ale musicie mi wierzyć, że nie ma tam nic ciekawego. Nic ciekawego. Miliardy kłamstw! Zanudzilibyście się. Naprawdę ważne jest co innego, ważne jest zbudowanie w tym miejscu Kasyna Pokoju, w którym będziecie mogli tracić… yyy, to znaczy zarabiać miliony i miliardy dóbr!
Zacząłem płakać. Jak mogłem być tak głupi? Tyle lat napadaliśmy, zabijaliśmy i zjadaliśmy, nieudolnie chroniąc chaos, tworząc przy tym obrzydliwie zorganizowaną machinę zagłady. A wystarczyło ruszyć głową, dać ludziom miejsce, w którym sami z siebie i z własnej, nieprzymuszonej woli będą trwonić wszystko, co udało im się zdobyć. W obliczu tego geniuszu czułem się jak robak, który pragnie tylko być zgniecionym przez pomarańczową stopę naszego wspaniałego wybawcy. Jednak wielki wódz na tym nie skończył. Z radością nastawiłem uszu, gdy zaczął mówić coś zupełnie przeciwnego:
– Ale nim zajmiemy się tą niesłychanie ważną sprawą… nie, lista Mruka musi poczekać, wielu naszych wrogów jest na tej liście, naprawdę wielu, ale to musi poczekać… nasze pokojowe działania trzeba rozszerzyć, bo na tym złym świecie jest naprawdę wielu innych ludzi, których trzeba obdarować pokojem. Naprawdę wielu. Są to źli, głupi ludzie i dopóki ich nie wytępimy naszymi pokojowymi pałkami, świat będzie płonął. Będzie płonął nie naszym ogniem, będzie płonął źle i niepokojowo.
Jego mowa zdała mi się czystym chaosem, kompletnym bełkotem, który nic nie znaczył i w żaden sposób nie zdradzał, co wielki wódz faktycznie zamierza zrobić. Czy może być coś wspanialszego? Nadchodziły obfite lata prawdziwego chaosu, a ja miałem być jego częścią. To znaczy, tak mi się wydawało, dopóki oczy wodza nie zatrzymały się na mojej osobie. Poczułem wtedy niewysłowioną grozę. Pomarańczowy książę nawet nie zaszczycił mnie jednym słowem skierowanym wprost do mnie, po prostu uśmiechnął się życzliwie, zmrużył oczy i wskazał na mnie otwartą dłonią. W tym uśmiechu było coś niesłychanie demonicznego, w mgnieniu oka zrozumiałem, że zawiodłem oczekiwania pana. Zjadacze właśnie zostali zastąpieni nowym plemieniem chaosu, a ich czcigodny kapłan nie był już do niczego potrzebny. Byłem pewien, że nie dożyję poranka.
Hej,
opowiadanie na pewno należy do tych dziwniejszych. Mam wrażenie, że żeby w pełni zrozumieć, trzeba przeczytać je co najmniej dwa razy. Sama przy pierwszym podejściu nie skumałam… :D Po drobnych poprawkach, chyba łatwiej rozróżnić role Zjadaczy, Smakoszy oraz Schronienia Pokoju, którzy sprawują władzę w tym post apokaliptycznym świecie.
Na pewno plusem jest pomysł na wykorzystanie hasła konkursowego. Stepujący po szklanej podłodze, jako burzyciel dotychczasowego ładu, wypada bardzo ciekawie.
Postać pomarańczowego księcia jasno sugeruje, że mamy do czynienia z satyrą polityczną. Wypowiedzi bohatera są na tyle charakterystyczne i celne, że trudno pomylić go z kimkolwiek innym. :)
Pozdrawiam!
Witaj. :)
Kwestie techniczne i uwagi oraz sugestie (wyłącznie do przemyślenia):
Schronienie Pokoju było grupą bez wątpienia niezwykłą. Niedającą się włożyć w sztywne ramy chaos-porządek. Posiadała własne przepowiednie i wizję. – skoro ciągle mówimy o „schronieniu”, to może „posiadało”?
Dawno, dawno temu, kiedy ludzie spadli z drzew i zaczęli chodzić na dwóch nogach, pojawiło się nowe zagrożenie, które dotykało nie tylko nas, ale też każde innego żyjące stworzenie na świecie. – tu się posypała składnia?
Z czasem pojawiły się kamienne domy, potem zamki, miasta, państwa aż w końcu wylądowaliśmy w tych szklanych świątyniach zepsucia i wyzysku, w których musieliśmy co rusz tworzyć nowe strategie marketingowe produktów, których nikt nie chciał kupować. – powtórzenie?
Szczególnie w dramatycznych sytuacjach, kiedy na przykład byli mordowani (przecinek?) jak teraz.
Tam należało czekać, gdyż przepowiednie mówiły jasno – w końcu nadejdzie kres i Smakoszy (przecinek?) i Zjadaczy.
Okazało się, że Pokojowi przygotowali się do oblężenia, zbudowali wcześniej Taran Pokoju i po wymordowaniu Smakoszy, (zbędny przecinek?) wyważyli bramę, aby dobrać się również do nas.
Podobno wybrańcy byli w zasadzie zawłaszczeni przez chaos i ich mowa była jego mową. Nie byli żadnymi nędznymi pośrednikami jak ja. Dlatego też od razu padłem na kolana i bardzo, ale to bardzo chciałem usłyszeć jego głos, w końcu, po tylu latach udawania dostąpić tego zaszczytu. – powtórzenia?– celowe?
Teraz (przecinek?) gdy zabiliśmy miliony, miliony tych głupich Zjadaczy, będziemy mogli w końcu odetchnąć i zająć się tym, co jest naprawdę ważne.
Myślę, że wiecie. Wiem, wielu z was chciałoby, żebym w końcu opublikował listę kapłana Mruka, ale musicie mi wierzyć, że nie ma tam nic ciekawego. – aliteracja?
Z radością nastawiłem uszu, gdy zaczął mówić coś zupełnie przeciwnego: – literówka i logiczny?
Pomarańczowy książę nawet nie zaszczycił mnie jednym słowem skierowanym wprost do mnie, po prostu uśmiechnął się życzliwie, zmrużył oczy i wskazał na mnie otwartą dłonią. – powtórzenia?
Jak na opowiadanie, stworzone specjalnie na ten konkretny Konkurs, tekst jest dla mnie tak zawiły, dziwny i zaskakujący, że z pewnością spełnia wymogi Regulaminu i zasługuje na pochwałę oraz klik. ;) Wizja świata makabryczna, zakończenie piorunujące. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w Konkursie, zaraz oddam głos do Biblioteki. ;)
Pecunia non olet
Zawiłe, dziwne i intrygujące opowiadanie. To dobrze, bo chyba o to chodzi w konkursie. Czytało się dobrze, aczkolwiek musiałem przeczytać je dwa razy. Bardzo pomysłowe wykorzystanie hasła. Zostawiam klik. Powodzenia w konkursie i pozdrawiam.
Dobrze, że przynajmniej wykorzystanie hasła jest ciekawe, a wykorzystanie pomarańczowego polityka celne. Lepiej powiedz, Marszawko, kiedy można spodziewać się Cmentarnych syren, bo czekam z niecierpliwością!
Bruce, opowiadanie było stworzone specjalnie na ten konkurs, ale świat już nie i jest bardzo rozległy, a każde zamieszkujące go plemię ma głupią nazwę. Dziękuję za klika.
Adex, to źle, że trzeba było czytać drugi raz, ale w sumie chyba dobrze, że chciało się przeczytać drugi raz. Dziękuję za klika.
O, tak, świat jest skomplikowany (cokolwiek przez to rozumiemy). :) Dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. ;)
Pecunia non olet
Faktycznie dziwne, choć troszkę się pogubiłem kto z kim i dlaczego.
To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...